Kto miłuje Pana Jezusa, od Pana Jezusa wszystkiego się spodziewa.
1. Nadzieja pomnaża miłość, a miłość umacnia nadzieję. Nie ma wątpliwości, że ufność w dobroć Bożą pomnaża w nas miłość ku Panu Jezusowi. Uczy św. Tomasz, że skoro się w nas budzi nadzieja otrzymania od kogoś jakiegoś dobrodziejstwa, w tej samej też chwili zaczynamy go kochać. Dlatego to nie chce Pan Bóg, byśmy ufność pokładali w stworzeniach: »nie ufajcie w książętach, w synach człowieczych (Ps. 145. 2.); i nawet klątwą grozi tym, co w ludziach pokładają nadzieję: »przeklęty człowiek, który ufa w człowieku« (Jer. 17. 5. ). Nie chce Bóg, byśmy ufność pokładali w stworzeniach, byśmy snać i miłości swej stworzeniom nie oddali.
Stąd ta przestroga św. Wincentego a Paulo: »Strzeżmy się, by nie zbyt opierać się na pomocy ludzkiej, bo skoro Pan Bóg widzi, że jej zbyt skwapliwie szukamy, oddala się od nas.« Przeciwnie zaś, im więcej nadziei w Bogu jedynym pokładamy, tem większe też postępy robimy w Jego miłości . »Bieżałem drogą rozkazań Twoich, gdyś rozszerzył serce moje* (Ps. 118. 32.), mówi Duch św.
O, jakże szybko biegnie po drodze doskonałości, kto ma serce rozszerzone ufnością ku Bogu! Nie tylko on biegnie, ale nawet jak na skrzydłach leci, gdyż złożywszy w Bogu całą swą ufność, pozbędzie się dawnej niemocy a stanie się silnym mocą Bożą, w której uczestniczy ktokolwiek Bogu ufa. » Którzy mają nadzieję w Panu, odmienią się, wezmą pióra jako orłowie, pobieżą a nie upracują się, chodzić będą, a nie ustaną« (Izaj. 40. 31-). Jako orzeł, silnym lotem wznosząc się w górę, zbliża się ku słońcu, tak i dusza, wzmocniona ufnością, odrywa się od ziemi i ściślej przez miłość łączy się z Bogiem.
2. Jak nadzieja nam jest pomocną do pomnożenia się w miłość ku Bogu, tak na odwrót miłość pomnaża nadzieję, gdyż przez miłość stajemy się przybranemi dziećmi Boga. W porządku przyrodzonym jesteśmy dziełem rąk Jego, lecz w porządku nadprzyrodzonym przez zasługi Jezusa Chrystusa staliśmy się dziećmi Bożemi i uczestnikami Boskiej natury według słów św. Piotra: » Abyście się stali uczestnikami Boskiego przyrodzenia« (2. Pet. 1. 4.). A ponieważ miłość czyni nas dziećmi Bożemi, więc też w dalszem tego następstwie czyni nas i spadkobiercami raju niebieskiego, jak pisze św. Paweł: »A jeślić synami, tedyć i dziedzicami«(Rzym. 8.17). Dzieciom jednak przysługuje prawo przebywania w domu ojcowskim, a spadkobiercom prawo wzięcia dziedzictwa, miłość zatem to sprawia, że rośnie w nas nadzieja osiągnięcia nieba; to też dusza miłująca nieustannie powtarza swe wołanie: Przyjdź już, przyjdź Królestwo Twoje.
3. Prócz tego Bóg miłuje tych, którzy Go miłują (Przyp. 8. 17. ) i łaskami swemi obsypuje tych, co Go z miłością szukają: » Dobry jest Pan… duszy szukającej Go « (Tren. 3. 25.).
Stąd wynika, że kto więcej Boga miłuje, większą też ufność pokłada w Jego dobroci. Z tej zaś ufności rodzi się u świętych ów pokój niezachwiany, który im daje radość i zadowolenie nawet wśród przeciwności, gdyż miłując Pana Jezusa i wiedząc, jak szczodrobliwą ręką dary swe rozdaje miłującym Go, w Nim jednym pokładają całą swą ufność i tak pokój znajdują.(…)
4. Najprzedniejszym przedmiotem nadziei chrześcijańskiej jest sam Bóg, w którego posiadaniu znajduje dusza swe szczęście niebieskie. Nie obawiajmy się bynajmniej, by nadzieja radości wiekuistych, z posiadania Boga płynących, miała być w czembądź przeszkodą doskonałej miłości; przeciwnie jest ona nierozerwalnie złączona z miłością, która dopiero w niebie osiąga całą swą pełnię i doskonałość.
Miłość jest owym skarbem nieoszacowanym, który nas robi przyjaciółmi Boga, wedle słów Mędrca Pańskiego: » Nieprzebrany bowiem skarb jest ludziom, którego którzy używali, stali się uczestnikami Boskiego przyjacielstwa « (Mądr. 7. 15.).
Jak uczy św. Tomasz, przyjaźń ma za podstawę wzajemne udzielanie sobie dóbr, gdyż nie będąc niczem innem jak wzajemną miłością pomiędzy przyjaciółmi, musi się ona w tem uwydatniać, że przyjaciele nawzajem, każdy stosownie do swej możności, dobrodziejstwa sobie świadczą. Stąd wnioskuje w końcu św. autor, że gdzie niema wzajemnego udzielania sobie dóbr, tam i żadnej przyjaźni nie ma.
To samo widzimy ze słów P. Jezusa do Apostołów: ^Nazwałem was przyjaciółmi, bo wszystko, com słyszał od Ojca mego, oznajmiłem wam (Jan 15. 15). Dlatego, że ich przypuścił do swej przyjaźni, zwierzył im wszystkie swe tajemnice.
5. Św. Franciszek Salezy całkiem podobnie się wyraża: »Przypuściwszy, choć to jest niemożliwem, Istotę nieskończonej dobroci (czyli Boga), do której byśmy wcale nie należeli i z którą żadnej nie mielibyśmy styczności ani łączności, niewątpliwie cenilibyśmy ją więcej niż siebie samych i stąd moglibyśmy doznawać pragnienia, by ją móc miłować, ale byśmy jej nie miłowali, gdyż miłość koniecznie pożąda zjednoczenia, a będąc przyjaźnią, ma za podstawę wzajemne udzielanie sobie dóbr, a za cel wspólne poświęcenie.
Dlatego naucza św. Tomasz, że doskonała miłość nie tylko nie wyklucza pragnienia nagrody, którą nam Bóg w niebie przygotowuje, lecz przeciwnie w tej nagrodzie każe nam upatrywać główny przedmiot naszej miłości, to jest Boga samego, którego posiadanie stanowi szczęście wybranych w niebie. Jest to bowiem głównem znamieniem przyjaźni, że przyjaciele znajdują swą radość we wzajemnem posiadaniu siebie.«
6. To właśnie wzajemne udzielanie i oddawanie siebie wyraża Oblubienica Pieśni nad pieśniami, kiedy mówi: » Miły mój mnie, a ja jemu« (Pieśni 2. 16.). W niebie dusza oddaje się całkowicie Bogu, a Bóg całkiem oddaje się duszy, o ile ona tego jest zdolną wedle miary swych zasług.
Ale ponieważ dusza poznaje swoją nicość wobec nieskończonej godności Boga i wskutek tego jasno widzi, że Bóg nieskończenie więcej godnym jest jej miłości, niż ona godną by być mogła miłości Bożej, dlatego daleko więcej pragnie upodobania Bożego, niż własnego szczęścia; dlatego też więcej znajduje radości w tem, że się sama może oddać Bogu, by Mu się w ten sposób przypodobać, niż w tem, że Bóg jej się oddaje; o tyle zaś radość swą znajduje w tem, że jej się Bóg oddaje, o ile czuje się przez to pobudzoną do wzajemnego w najgorętszej miłości oddawania się Bogu. Raduje się owszem chwałą, do jakiej ją Bóg przypuszcza, ale raduje się głównie dlatego, że tę swoją chwałę może znów odnieść do Boga samego i w ten sposób wedle sił swoich Jemu chwały przymnożyć.
W niebie, dusza przypuszczona do widzenia Boga, nie może nie miłować Go ze wszystkich sił swoich, Bóg zaś nie może nienawidzieć tego, który Go miłuje. Ale przypuściwszy, co jest niepodobieństwem, że Bóg mógłby nienawidzieć duszę, która Go miłuje, i że dusza błogosławiona w niebie mogłaby żyć nie miłując Boga, prędzej by ona na to się zgodziła, by cierpieć wszystkie męki potępionych w piekle, byleby jej było danem miłować Boga, chociażby nawet On ją nienawidził, niż na to, by żyć bez miłości Boga, nawet wpośród wszystkich innych rajskich rozkoszy. A to dlatego, że dusza poznając, jak nieskończenie więcej Bóg jest godnym miłości, niż ona, bez porównania więcej pragnie Boga miłować, niż być od Niego miłowaną.
7. Miłość wszystkiego się spodziewa. Według określenia Św. Tomasza nadzieja chrześcijańska jest oczekiwaniem niezachwianem szczęścia wiekuistego.
Opiera się ta pewność na nieomylnej obietnicy Boga, który przyrzekł życie wiekuiste wiernym sługom swoim. Ponieważ zaś miłość, usuwając z duszy wszelki grzech, usuwa tem samem wszelką przeszkodę osiągnięcia wiekuistej szczęśliwości, dlatego też im większa jest miłość, tem bardziej pomnaża ona i umacnia naszą nadzieję.
Nadzieja znów, ze swej strony, w żaden sposób nie może być przeszkodą dla doskonałej i czystej miłości, gdyż miłość, jak zauważa św. Dyonizy Areopagita, z istoty swej dąży do zjednoczenia się z przedmiotem umiłowanym, owszem nawet sama miłość, jak mówi św. Augustyn, jest jakoby złotym łańcuchem, łączącym serca miłującego i umiłowanego.
A ponieważ nie może być zjednoczenia w odległości, dlatego ten co kocha, zawsze pragnie obecności ukochanego. Oblubienica Pieśni Salomonowych, widząc się rozłączoną ze swym Oblubieńcem, omdlewała i błagała swe towarzyszki, aby mu oznajmiły jej smutek, by się wrócił i pocieszył ją swoją obecnością: »Poprzysięgam was, córki jerozolimskie, jeśli najdziecie miłego mego, abyście mu oznajmiły, iż mdleję od miłości » (Pieśn. Sal. 5. 8.).
Dusza gorąco miłująca Pana Jezusa nie może, dopókąd jest na tej ziemi, nie pożądać i nie pragnąć pójść jak najprędzej do nieba, by tam na wieki połączyć się ze swym Panem umiłowanym.
…
8. Zatem pragnąć pójść do nieba i oglądać Boga, nie tyle dla własnego szczęścia, jakiego tam w miłości Boga doznamy, jak raczej dla przypodobania się Bogu naszą miłością, jest to akt najczystszej i najdoskonalszej miłości.
Niemniej i radość, jakiej w niebie doznają święci z miłowania Boga, w niczem nie uwłacza czystości ich miłości; radość taka jest nieodłączną towarzyszką miłości; ale nadewszystko znajdują święci swe szczęście w samej miłości, jaką pałają ku Bogu, i bez porównania więcej, niż w radości, jaką z miłowania Boga czerpią.
Może tu kto zarzuci: pragnienie nagrody jest oznaką miłości pożądania, nie zaś miłości przyjaźni. Lecz trzeba nam zrobić różnicę między nagrodami ziemskiemi, przez ludzi obiecywanemi, a nagrodą wiekuistą, jaką Bóg obiecuje tym, co Go miłują. Nagrody, jakie możemy otrzymać od ludzi, są czemś innem, niż oni sami, bo nikt nie może dać drugiemu w nagrodę siebie samego, lecz tylko dobra swoje.
Przeciwnie zaś, główną nagrodą, jaką daje Bóg wybranym swoim, jest On sam. »Jam zapłatą twą zbytnie wielką». Stąd pragnąć nieba i nagrody niebieskiej, a pragnąć Boga, to jedno i to samo, gdyż sam Bóg jest ostatecznym końcem naszym.
9. Korzystam ze sposobności, żeby dotknąć jednego zagadnienia, które mogłoby łatwo nasunąć się duszy miłującej Boga i pragnącej we wszystkiem zastosować się do Woli Jego, Gdyby taka dusza miała poznać w objawieniu, że ma zostać potępioną, czy byłaby zobowiązaną poddać się temu wyrokowi, by się zastosować do Woli Bożej? Bynajmniej, odpowiada św. Tomasz, ale raczej ciężki grzech popełniłaby, dobrowolnie na to się zgadzając, gdyż dałaby swe przyzwolenie na pozostawanie w stanie nierozdzielnie złączonym z grzechem śmiertelnym i najzupełniej odwróconym od ostatecznego celu, dla którego ją stworzył Pan Bóg, który żadnej duszy nie stworzył dla piekła, gdzie Go nienawidzą, ale wszystkie stworzył dla nieba, gdzie Go miłują; i dlatego nie chce śmierci wiecznej nikogo, ani nawet grzesznika, ale raczej chce, żeby się wszyscy nawrócili i byli zbawieni.
Tenże święty Doktor kościoła przydaje, że Bóg nie chce potępienia żadnej duszy, jak tylko i wyłącznie jako skutek grzechu; i dlatego zgodzić się na swe potępienie, nie byłoby zgodzeniem się na Wolę Bożą, ale zgodzeniem się na wolę grzechu. Ale gdyby Pan Bóg, przewidując czyj grzech, już był wydał wyrok jego potępienia i mu to potem objawił, czy byłby w takim razie zobowiązany w poddaniu go przyjąć? Ani wtedy nie, jak uczy Doktor Anielski na tern samem miejscu, gdyż taka osoba powinna przyjąć to objawienie nie jako nieodmienny wyrok Boży, lecz jako przestrogę i groźbę, na przypadek gdyby dalej trwała w grzechu.
10. Każdy jednak winien odrzucać tak zgubne myśli, które na to tylko chyba służyć
mogą by oziębić miłość i ufność. Miłujmy Pana Jezusa, ile tylko możemy tu na ziemi, ustawicznie wzdychajmy za tem, by Go pójść oglądać w niebie i móc Go tam miłować doskonale, owszem, niech to będzie głównym przedmiotem naszej nadziei, by się tam na to dostać, aby Go miłować ze wszystkich sił.
Wprawdzie już za życia ziemskiego zobowiązani jesteśmy do takiej miłości wyraźnem przykazaniem: » Będziesz miłował Pana Boga twego ze wszystkiego serca twego, i ze wszystkiej duszy twojej, i ze wszystkich sił twoich » (Łuk. 10. 27.). Ale, jak zauważa św. Tomasz, żaden z nas zwyczajnych ludzi, nie może za życia ziemskiego doskonale tego przykazania wypełnić; tylko Pan Jezus, który był zarazem Bogiem i człowiekiem, i Najśw. Marya Panna, która była pełną łaski i wolną od grzechu pierworodnego, doskonale je wypełnili; my zaś, nieszczęsne dzieci Adama, grzechem pierworodnym zmazane, nie umiemy miłować Pana Boga bez żadnej niedoskonałości, i dopiero w niebie, kiedy Go oglądać będziemy twarzą w twarz, będziemy Go miłowali, a nawet będziemy musieli koniecznie Go miłować ze wszystkich sił.
11. Tak tedy celem, do którego zmierzać powinny wszystkie nasze pragnienia, wszystkie westchnienia i myśli nasze, cała nasza nadzieja, jest szczęście posiadania Boga w niebie, radowania się miłością Jego i oglądaniem Jego własnego szczęścia.
Wprawdzie niewypowiedzianej radości doznają święci z własnego szczęścia, jakie się stało ich udziałem w tem królestwie rozkoszy, ale największą radość, która pochłania wszystkie inne ich uciechy, czerpią oni stąd, że widzą nieskończone szczęście, w jakie opływa ich Pan umiłowany; gdyż bez porównania więcej miłują oni Boga, niż siebie samych.(…)
12. Skoro tylko dusza wnijdzie do nieba i ujrzy już bez zasłony, w jasności chwały niebieskiej, nieskończoną piękność Bożą, ogarnie ją i na wskroś przeniknie ogień miłości. Wtedy zanurza się w onym nieprzebranym oceanie dobroci Bożej i gubi się w nim z uczuciem niewypowiedzianej rozkoszy; wtedy zapomina o sobie samej, a upojona miłością Bożą o niczem nie myśli, jak o miłowaniu Boga swego: »Będą upojeni hojnością domu Twego.» ( Ps. 35. 9.)
Tak jak trunkiem upojony nic nie wie o sobie; tak i dusza błogosławiona tylko to jedno ma na myśli, by miłować swego umiłowanego i Jemu się podobać, tego tylko pragnie, by Go posiadać całkowicie i już Go całkowicie posiada bez obawy utracenia, pragnie każdej chwili Jemu w miłości się oddawać, i ma, czego pragnie, bo każdej chwili Mu się oddaje bez zastrzeżenia, a Bóg z miłością ją obejmuje i trzyma w swych objęciach i trzymać ją będzie przez całą wieczność.
13. Tak tedy w niebie dusza jest najzupełniej zjednoczona z Bogiem i miłuje Go ze wszystkich sił miłością bez miary i bez granic, miłością wprawdzie skończoną, gdyż stworzenie nie jest zdolne do miłości nieskończonej, ale jednak tak niezmierzoną, że ją ona najzupełniej uszczęśliwia i nasycał nic więcej do życzenia nie pozostawia. Bóg ze swej strony udziela się duszy i łączy się z nią całkowicie, napełniając ją samym sobą, o ile ona wedle miary swych zasług jest do tego zdolną; łączy się zaś z nią, nie jak za życia ziemskiego, tylko za pomocą swoich darów, oświeceń, poruszeń i pociągów łaski, lecz bezpośrednio własną swą Istotą. Jak ogień przenika żelazo i zdaje się zamieniać je cale w ogień, tak i Bóg przenika duszę i napełnia ją sobą samym; i chociaż ona istnieć nie przestaje, jednakowoż do tego stopnia jest przepełnioną i pogrążoną w onem niezmierzonem morzu istoty Bożej, że zostaje jakby unicestwioną i jakby już jej wcale nie było. Tego to błogiego stanu życzył Apostoł uczniom swoim, kiedy im pisał; »abyście byli napełnieni wszelakiej zupełności Bożej » (Efez. 3. 19)
14. Ten jest więc cel ostateczny, który Bóg w dobroci swojej nam przeznaczył i który osiągnąć mamy w życiu przyszłem. Dopóki więc dusza nie połączy się z Bogiem w niebie, gdzie dopiero to połączenie może być zupełnem i doskonaleni, dopóty tu na ziemi nie znajdzie nigdzie zupełnego zadowolenia.
Wprawdzie dusze miłujące Pana Jezusa znajdują szczęście i spokój w jednoczeniu się z wolą Bożą, ale zupełnego zadowolenia za życia ziemskiego znaleźć nie mogą, gdyż dostępuje go się nie inaczej jak tylko przez osiągnięcie swego ostatecznego celu, to jest przez widzenie Boga twarzą w twarz i zupełne przez miłość Bożą przeistoczenie; dopókąd zaś dusza tego celu nie osiągnie, jest niespokojną i wzdycha z utęsknieniem(…)
15. (…) Uczy nas św. Doktor Anielski, że najwyższym stopniem miłości, do którego może się dusza wznieść w tem życiu, jest gorące pragnienie zjednoczenia się z Bogiem i posiadania Go w niebie. Powtarzamy jednak raz jeszcze, cośmy wyżej powiedzieli, że szczęśliwość duszy w niebie nie tyle polega na radościach, któremi Bóg ją obdarza, ile raczej na radości jakiej doznaje z widoku szczęśliwości Boga, którego niewypowiedzianie więcej miłuje, niż siebie samą.
16. Największem cierpieniem dusz w czyścu będących jest pragnienie posiadania Boga, którego jeszcze nie posiadają. I tem to właśnie cierpieniem w szczególny sposób dręczone będą dusze, które za życia mało się troszczyły o wiekuistą szczęśliwość i słabo nieba pożądały.
Twierdzi nawet kardynał Belarmin, że w czyścu jest miejsce, które on zwie »carcer honoratus», więzienie honorowe, gdzie dusze nie doznają żadnych cierpień na zmysłach, lecz tylko cierpią dla pozbawienia widoku Boga. I w tem idzie za zdaniem św. Grzegorza, św. Bedy Czcigodnego, św. Wincentego Ferreryusza, św. Brygidy, którzy w swych pismach przykładami stwierdzają to mniemanie. Ta zaś kara nie jest wyznaczoną za popełnione grzechy, ale jedynie za oziębłość w pragnieniu nieba.
Jest wiele dusz, które pragną być doskonałemi, ale przytem dziwnie są na to obojętnemi, żeby raczej dostać się do nieba i z Bogiem się połączyć, niż dalej żyć tu na ziemi. Szczęśliwość wieczna jest zbyt wielkiem dobrem, a Pan Jezus zbyt wiele ucierpiał, chcąc nam ją wysłużyć, by nie miał osobną karą dotknąć tych dusz, które tak mało jej pragnęły za życia.
Uczucia i prośby.
O mój Boże, Stwórco mój i Zbawicielu, stworzyłeś mnie dla nieba, wybawiłeś mnie od piekła, by mnie zaprowadzić do nieba, a ja tyle razy, obrażając Ciebie, przed Twą oblicznością wyrzekłem się nieba i narażałem się na wieczne potępienie w piekle! Ale błogosławionem niech będzie zawsze nieskończone Twe miłosierdzie, które wszystko ml przebaczając, jak mam tego nadzieję, tyle razy z piekła mnie wyrwało. Obym Cię był nigdy, mój Jezu, nie obraził! Obym Cię był zawsze miłował! Jedyną moją pociechą, że mi jeszcze czasu użyczasz, by wszystko naprawić. Miłuję Cię, o miłości duszy mojej, miłuję Cię z całego serca, miłuję Cię więcej niż siebie samego. Wiem, że chcesz, abym był zbawionym, abym Cię miłował przez całą wieczność w niebie, w onem królestwie miłości. Dzięki Ci składam za Twą dobroć, i błagam Cię, wspomagaj mnie przez resztę życia mego, bo pragnę Cię już teraz bardzo miłować, abym Cię i przez całą wieczność mógł bardzo miłować.
O mój Jezu i kiedyż mi zabłyśnie on dzień błogosławiony, który mię uwolni od niebezpieczeństwa postradania Ciebie, a okaże mi już bez zasłony nieskończoną Twą piękność, tak że upojony miłością ku Tobie, nie będę już mógł nie miłować Ciebie? O słodka konieczności! o szczęśliwa, o umiłowana, o pożądana konieczności, która mnie wyzwoli z wszelkiej obawy obrażenia Ciebie, a zniewoli do miłowania Cię ze wszystkich sił! Sumienie mi robi wyrzuty i woła: Jakżeż ty możesz do nieba rościć sobie prawo? Lecz zasługi Twoje, drogi mój Odkupicielu, oto cała moja nadzieja. O Królowo niebieska, Maryo, Twoje wstawiennictwo wszech-mocnem jest u Boga, w Tobie też całą ufność składam.
Św. Alfons Maria Liguori – O miłowaniu Pana Jezusa w życiu codziennem. Poznań. Nakładem i czcionkami Drukarni i Księgarni św. Wojciecha. 1917. str. 238 – 254.
Skomentuj