Ewangelia na Czwartek po trzecie] Niedzieli Postu,
(Łuk. 4).
Onego czasu powstawszy Jezus z bóżnice, wszedł do domu Szymonowego. A świekra Szymonowa zdjęta była gorączką wielką i prosili Go za nią. I stojąc nad nią, rozkazał gorączce i opuściła ją. A natychmiast wstawszy służyła im. A gdy zaszło słońce, wszyscy, którzy mieli chorujące rozlicznemi niemocami, przywodzili je do Niego. A On na każdego kładąc ręce, uzdrawiał je. A wychodzili czarci z wielu ich wołając i mówiąc: Iżeś ty jest Syn Boży. A łając, nie dopuszczał im mówić, że wiedzieli, iż On jest Chrystusem. A gdy był dzień, wyszedłszy szedł na puste miejsce, a rzesze Go szukały. I przyszły aż do Niego i zatrzymywały Go, aby nie odchodził od nich. Którym On rzekł: że i innym miastom potrzeba, abym opowiadał królestwo Boże, bom dlatego posłan. I kazał w bóżnicach Galilejskich.
ROZMYŚLANIE XXII.
Któż z nas, mili bracia, nie zatęskni przenosząc się myślą w owe czasy i miejsca, gdzie Jezus Chrystus na ziemi przebywał? Albowiem kto Chrystusa miłuje, temu drogą jest każda pamiątka doczesnego Jego pobytu na ziemi. Toż sobie każda miłująca dusza pomyśli: Jakże szczęśliwi byli owi ludzie, którzy się wpatrywali w Boskie oblicze Zbawiciela, z świętych ust Jego, słuchali naukę Jego, a nędzę swą, choroby, cierpienia wszelkie miłosierdziu Jego polecali! jak to czytamy w dzisiejszej Ewangelii.
Próżna nasza tęsknota! Czy straciliśmy co na tym, że Zbawiciela na własne oczy nie widzimy? I owszem, zyskaliśmy wiele, bo za to, że nie widzimy a wierzymy, otrzymaliśmy osobne błogosławieństwo: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”— Pomnijmy na słowa Zbawiciela, którymi żegnał się z uczniami swymi: „Jeżeli mię kto miłuje, będzie chował mowę moją, a Ojciec mój umiłuje go i do Niego przyjdziemy, a mieszkanie u niego uczynimy”. (Jan. 14).
Przyjdzie zatem Zbawiciel do nas, ale przyjdzie do serca miłującego, bo „On jest wczora i dziś, ten i na wieki” (Żydów. 3). Jest miłosiernym, jakim był dawniej, kiedy widomie z ludźmi obcował. A jak wtenczas leczył choroby ciała, jak to dzisiaj w Ewangelii czytaliśmy, tak i dzisiaj leczy On daleko groźniejsze choroby duszy. Bo czy człowiek pożyje rok lub dwa dłużej, mniejsza o to, bodaj dusza uleczoną została na życie wieczne, chociaż i zdrowie ciała i wszystko, co docześnie posiadamy, od Niego mamy.
Cały świat zarażony przeróżnym trądem grzechów, jęczy trapiony pod ciężarem swych boleści. Lekarz jest. Lekarstwa są na zawołanie. Ale jak to bywa między głupim ludem, że zamiast udawać się po radę do prawdziwego lekarza, szukają gdzieś niepowołanych guślarzy i oszustów, którzy jeszcze chorego dotrują, tak i świat zarażony trądem grzechów małych i wielkich, występków i zbrodni, szuka rady i uleczenia tam, gdzie zamiast lekarstw znajdzie truciznę.
Nie trzeba lekceważyć chorób duszy. Pijaństwo, chciwość, łakomstwo, pycha, nienawiść, cudzołóstwa i zgorszenia, daleko więcej złego pomiędzy ludźmi robią, niż niedawna cholera, która kilka tysięcy ludzi u nas sprzątnęła. Wszakże samo tylko pijaństwo sprząta co rok krocie tysięcy ludzi, i to w dwójnasób, bo ich uśmierca docześnie i wiecznie. Choroby duszy, to jest grzechy ludzkie bez porównania więcej spustoszenia sprawiają, niż choroby ciała.
Skoro zatem Jezus Chrystus, ów niebieski lekarz jest ten sam, wczoraj i dziś, ten i na wieki, chorych też na duszy co niemiara, szukajmyż lekarstw u niego.
Oto na przykład dla łakomego i chciwego pieniędzy takie podaje Zbawiciel lekarstwo: „Cóż pomoże człowiekowi, chociażby cały świat zyskał, a na duszy swej stratę poniesie?“ Oby każdy serdecznie te rozważył słowa, to przy łasce Bożej wyrzekłby bez obłudy słowa wielkiego Apostoła Pawła: „Ale co mi było zyskiem, tom poczytał dla Chrystusa być szkodą i owszem poczytam wszystko za szkodę dla wysokiego poznania Jezusa Chrystusa Pana mego, i wszystko mam sobie za gnój abym Chrystusa pozyskał.” – A gdyby jeszcze to lekarstwo było za słabe, to już grożące upomnienie Zbawiciela każdą chciwą duszę przestraszyć i uleczyć powinno. Oto jego słowa: „Niektórego bogatego człowieka rola obfite pożytki zrodziła. I rozmyślał sam w sobie mówiąc: Cóż uczynię gdyż nie mam dokąd bym zgromadzić miał urodzaje moje? I rzekł: To uczynię: Poburzę gumna moje, a większe pobuduję, a tam zgromadzę wszystko, co mi się urodziło i dobra moje. I rzeknę duszy swojej: Duszo, masz wiele dóbr zgotowanych na wiele lat, odpoczywaj, jedz, pij i używaj. I rzekł mu Bóg: Szalony, tej nocy dusze twej upominają się u ciebie, a coś nagotował, czyjeż będzie — Tylko proszę troszkę dłużej zastanowić się nad ostatnimi słowy: „a to, coś nagotował, czyjeż będzie?” Powiesz, że zbierasz dla dzieci? Co ci pomogą dzieci, jeżeli od Boga na wieki odrzuconym będziesz? Dzieci po twojej śmierci o spadek kłócić się, a ciebie przeklinać będą, a zresztą o tobie zapomną.
A na pychę ludzką, na tę piekielną córę, to już nam każda prawie karta Ewangelii dostateczną daje receptę. Wszakże wszyscy wiemy, że pokora, ubóstwo i posłuszeństwo wypiastowały naszego Zbawiciela w doczesnym Jego życiu. On sam, Jego cały żywot, jest dla nas lekarstwem. Dlatego też siebie wskazuje za wzór do naśladowania. „Uczcie się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca”. Ach! widzę ja Ciebie, miłościwy Zbawicielu, widzę Cię żywo, jak przy ostatniej wieczerzy upadasz na kolana u nóg twego stworzenia- Apostołów i umywasz im nogi, i ocierasz prześcieradłem. Gdyby nic więcej, tym jedynym aktem nadludzkiej pokory, uleczyłeś świat z największej choroby i przywróciłeś mu prawdziwą wolność, boś uczynił sługę co najmniej bratem pana swego. „Nie potrzebują zdrowi lekarza, ale którzy źle się mają*, tak wyrzekłeś Zbawicielu. Kiedy tak, to Cię wszyscy potrzebujemy, bośmy wszyscy chorzy na duszy. Stworzyłeś nas dla siebie, przez śmierć Twą wyrobiłeś nam synostwo Boże i królestwo niebieskie, przyjąłeś nas za braci i współdziedziców nieba, oto większa część chrześcijan inaczej myślą. Oni myślą, że na to żyją, aby zażywali rozkoszy świata. Synostwo i królestwo Boże odrzucili precz od siebie, bo to nie dogadza życiu cielesnemu. Silna to choroba, silne podajesz nam lekarstwo.
Oto recepta: „Miejcie się na pieczy, aby kiedy nie były obciążone serca wasze obżarstwem i opilstwem i staraniem tego żywota, ażeby na was z trzaskiem on dzień sądu nie przyszedł“. — „Biada wam, którzyście się nasycili, albowiem łaknąć będziecie. Biada tym, którzy się teraz śmiejecie, bo będziecie narzekać i płakać„. (Łuk.6)
Przyjdźcie tu do Zbawiciela, jako niebieskiego Lekarza, wy wszyscy, którzy pałacie gniewem i nienawiścią na bliźnich waszych. On wam tu da takie lekarstwo, że z wilków i chytrych lisów przemienicie się na łagodnych baranków. Rozumie się, jeżeli to lekarstwo przyjmiecie. Chrystus na krzyżu, to lekarstwo dla was. Chrystus na krzyżu w koronie cierniowej, z szat obnażony, gwoźdźmi poprzebijany, żółcią w boleściach napojony. On w takim stanie, gdzie całe Jego przenajświętsze ciało przedstawia się, jako jedna wielka śmiertelna rana. On, wywyższony z krzyżem, patrzy się z góry na ten lud, co go niedawno dobrocią karmił i na swych oprawców i prześladowców i słyszy ich urągania i bluźnierstwa. Patrzy się na Matkę bolesną i na miłego ucznia pod krzyżem stojących, a Jego duszę ściska boleść większa nad tę, jaką na ciele znosi. Patrzy się i słyszy. Moc i potęga Boska jest w Nim. On, ten mąż boleści Jezus Chrystus, w chwilach mąk i śmierci myśli nie o swej mocy i potędze Boskiej….
O czymże myśli? Czy myśli, aby prosił Ojca niebieskiego, żeby pioruny spuścił na swych prześladowców? Czy myśli o przebaczeniu swym nieprzyjaciołom? — Nie. —- Coś więcej. On myśli w miłości Boskiej. On myśli, jakby jeszcze swych prześladowców uniewinnić przed Ojcem niebieskim. On w tej wielkiej chwili myśli o ich obronie. „Ojcze odpuść im bo nie wiedzą, co czynią!„— Mało mu przebaczyć, jeszcze ich uniewinnia i broni ich przed gniewem Ojca niebieskiego : „nie wiedzą, co czynią“ — oto obrona! Mógł Chrystus te słowa wymówić po cichu, mógł je tylko pomyśleć, aby był wysłuchan od Ojca. Lecz, On głośno je wyrzekł, aby je wszyscy słyszeli, aby z krzyża doleciały aż do nas. Tak jest, miłościwy Jezu!
Doleciało to niebieskie lekarstwo do nas i ręką milionów ludzi pokierowało ku pojednaniu i włożyło w usta ich słowa miłości i przebaczenia. Ale wielu i bardzo wielu nie chcą słyszeć tego głosu, „bo zatyło serce ich“, i nie chcą przyjąć tego lekarstwa, które im podajesz z krzyża. Wolą pozostać wilkami i chytrymi lisami i żreć się we wspólnej nienawiści, jakby szatańskie plemię, a lekarstwa nie przyjmą, bo ono wymaga według nauki Twojej, miłościwy Jezu, — zaparcia siebie samego i przytłumienia miłości własnej, a ta praca dla ludzi miłujących świat jest wstrętną.
Przyjdźcie do niebieskiego lekarza nieczyści, co w lubieżności i miękkości życia rozkoszujecie. Wasze ciała, co powinny być świątynią Ducha świętego, wydajecie na rozpustę. Przyjdzie i wam na koniec, bo przyjdzie czas, że z waszym ciałem rozpustować będzie robactwo; a co gorsza, z waszą duszą rozpustować będą po swojemu czarci w piekle.
Przyjdźcie, a wiarą popatrzcie się na Zbawiciela na krzyżu. On, jako z niepokalanie poczętej Dziewicy narodzony, miał— według zdania ojców świętych — daleko delikatniejsze ciało, niż inni ludzie, a przeto dotkliwiej czuł zadane sobie rany, którymi od stóp do głowy był pokryty. Czyż widok ten nie ugasi w was ognia lubieżności? Przyjdźcież więc do niego, ale przyjdźcie z wiarą i sercem takim, z jakiem przyszła Maria Magdalena. Upadnijcie, jako i ona to uczyniła, do stóp Ołtarza, gdzie Zbawiciel spoczywa w najświętszym Sakramencie, a łzami pokuty, szczerą spowiedzią i poprawą życia zmyjcie ten brud szkaradny na duszy waszej.
Przyjdźcie tu gorszyciele, którzy czy słowy, czy pismem, czy życiem rozwiązłym gorszycie braci waszych i dziatki wasze. Przyjdźcie, a może was to straszne „biada“ uleczy z choroby waszej. „Biada człowiekowi onemu, przez którego zgorszenie przychodzi, lepiej mu, aby zamieszono kamień młyński u szyje jego i zatopiono go w głębokości morskiej“.
Grubą spisałbym książkę, gdybym chciał wyliczać wszystkie choroby, na które nasz Zbawiciel w nauce Kościoła pozostawił nam lekarstwo. Oto i dla pobożnych dusz podaje Zbawiciel gojące lekarstwo.
Dla tych, którzy żyją, w ubóstwie i dla tych, co od świata wyśmiani, pokrzywdzeni, niewinnie prześladowani, od ludzi opuszczeni, choroby i kalectwa cierpiący. Oto jak rany goi: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i obciążeni jesteście, a, ja was ochłodzę i znajdziecie pokój duszom waszym. Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć będą i prześladować was będą, i mówić wszystko złe, przeciwko wam kłamiąc, dla mnie. Radujcie się i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebie”
Mógłby kto wątpić, czy te lekarstwa pomogą? Pomogą niezawodnie, bo krociom tysięcy pomogły. I nigdy i nikt temu nie przeczył, i każdy o tym wie, że tylko sam Bóg Jezus Chrystus z naszych grzechów uleczyć nas może. Cała trudność polega na tym, że chorzy na duszy grzesznicy, nie chcą przyjąć Chrystusowych lekarstw. Bo to przyjęcie wymaga pokonania miłości własnej, walki i pracy ducha, a to dla chrześcijan opieszałych, jak zwykle każda duchowa praca, jest wstrętnym.
My zaś, bracia kochani, przyjmiemy wiarą lekarstwo, które nam podaje Chrystus przez Kościół w tym czasie wielkiego Postu. To czas pory kąpielowej dla oczyszczenia duszy. Jak Lipiec i Sierpień dla chorych na ciele jest porą kąpielową, tak i dla nas jest ten wielki Post porą zbawienia. A jak niebezpiecznie jest zwlekać kuracją na przyszłą porę kąpielową, bo choroba się wzmoże, i nie każdy tego doczeka, tak nie bezpiecznie jest zwlekać pokutę na czas dalszy.
Ks. Feliks Gondek – Rozmyślania nad ewangeliami każdego dnia Wielkiego Postu. Dla zbudowania i uświęcenia ludu chrześcijańskiego. Kraków. 1888
Skomentuj