NOWOCZESNA RELIGIJNOŚĆ
1. „Jakkolwiek różne mogłyby być poglądy ludzi, powiada D. F. Strauss, na to jednak wszyscy się godzą, że uzdolnienie religijne jest przywilejem natury ludzkiej; owszem, że należy je uważać za najdostojniejszy tytuł w godności człowieczej”.
A jeżeli tak jest, to pytanie dotyczące prawdziwej religijności jest podstawowym pytaniem ludzkiego istnienia. Nawet nowoczesny świat, pogrążony w panteizmie i materializmie, chce mieć swoją religijność. Nowoczesna religijność chce być powszechną; nie opiera się ona na przedmiotowej prawdzie, ale na podmiotowej potrzebie serca. Tak Grenlandczyk, który po obfitym rybołówstwie maści swego bożka tranem, a po nieudanej wyprawie ćwiczy go batogiem, jak i najbieglejszy uczony, który chrystianizm drwinami i żartami zbywa, – obaj stoją na tym samym poziomie: starają się swoje potrzeby uczuciowe zaspokoić.
Prawdziwego Boga według ich opinii nie ma, a jeżeli jest, to go poznać nie możemy; tylko potrzeba zaspokojenia wyobraźni każe człowiekowi religijnie usposobionemu wyobrażać sobie Boga to jako kloc drzewa, to jako słońce, to jako amulet. Ludzie bowiem mają rozmaite potrzeby i rozmaite skłonności.
„Napełnij czymś swe serce choćby największe, a gdy się poczujesz szczęśliwym, nazwij to jak chcesz; możesz to uczucie nazwać Bogiem, sercem, miłością, szczęściem! Ja na to nie mam nazwy. Uczucie tu jest wszystkim, nazwa jest tylko dźwiękiem i parą„.
Nowoczesna religijność jest „ludzką” i tylko ludzką. W jej oczach istotą najwyższą jest człowiek. Taka religijność ma zaspakajać ludzkie potrzeby. Cóżby, powiadają, bez niej robili chłopi, rzemieślnicy i robotnicy, którzy ani czasu, ani pieniędzy nie mają, aby się mogli rozerwać i odświeżyć w przyjemnościach i rozkoszach. Życie ich jest zanadto jednostajne i pozbawione przyjemności; stąd też lud musi być religijny, musi słodkimi złudzeniami oszukiwać się i osładzać sobie ciężar życia.
Na bogate i wykształcone klasy przychodzą również ciężkie chwile, w których potrzeba im jakiegoś namaszczonego wzruszenia. Wtedy serce czuje się pchnięte do jakiejś nieokreślonej nadzmysłowości, którą sobie każdy wedle potrzeby i uzdolnienia wyobraża. Któżby mógł istnieć bez odurzania się uczuciem, które będąc spokrewnione z boskością, faluje i burzy się w nas i czyni z nas nieszczęśliwych marzycieli!
Taka religijność jest niczym innym, tylko rozwiązłością ducha i dlatego jest dogodna dla wszystkich ludzi. Ponieważ niczego nie twierdzi ani uczy, pozostawia całkowitą swobodę, a raczej swawolę myślenia. Nie pozwala jednak na żadne ściśle określone przekonania, tym bardziej na ich wypowiadanie. Każdy może zaspokajać egoistyczne popędy, chociażby były bardzo brudne i okrutne.
Religijność ta ma tylko jeden moralny przepis, mianowicie: zachowaj zewnętrzne pozory towarzyskiej przyzwoitości. Zresztą, całe dziesięcioro Bożego przykazania jednym pociągnięciem pióra przekreśla. Wielożeństwo i wspólność żon jest w tej religijności dozwolona; należy tylko czasowo zachować pewne zewnętrzne formy życiowe w taki sposób, jak się zachowuje na scenie i w literaturze ludowej. Jeżeli tedy w tej nowoczesnej religijności tak wszystko wolno, to można by też w praktykę wprowadzić ludożerstwo! W nowożytnej mądrości jest miejsce nawet i na taką nadzieję, że z udami naszych bliźnich można sobie będzie przyswoić ich cnoty i zalety ducha.
2. Doprawdy, trudno uwierzyć, ile i jakich argumentów używają sofiści, aby dać inną podstawę temu religijnemu uczuciu, które się rodzi z poznania jednego, osobowego, nadzmysłowego Boga. Jedni więc widzą w religii bezmyślne, powstałe z praktyki przyzwyczajenie, ideał urojony, bez obiektywnej treści. Inni znów za przedmiot swej czci religijnej biorą niepoznawalne, czyli samą ciemność.
Według Tyndalla, człowiek musi mieć religię, ponieważ czuje potrzebę, by przez marzenia i poezję przekroczyć dziedzinę rzeczy dostępnych naszemu poznaniu.
Według Milla religia jest kultem ludzkości, miłością ku wszystkim ludziom, głębokim uczuciem dla tego, co najlepsze. Są i tacy, którzy prawdziwą religię widzą w prozaicznej pracy nad powiększeniem dobrobytu materialnego.
Według nauki panteizmu religia jest to gorące uczucie dla całego wszechświata, stosownie do upodobań każdego; albo: jest to samopoczucie absolutnego ducha. Religia ma to być kult piękna, a pięknem jest wszystko, co wywołuje przyjemne wrażenie; według innych znowu, religia jest to poetyczne rozważanie natury.
Nie ma tu mowy o jakichś rzeczywistych obowiązkach, o cnotach, które by z nakazu religii wykonywać trzeba. Stąd zaś wypływa, że nie może być i moralnej odpowiedzialności. Wszystko jest nastrojem, przeżyciem, uczuciem, skłonnością. I jak religia jest estetyczną rozkoszą, tak i estetyczna rozkosz jest religią.
Nowoczesny świat znajduje swoją religijność nawet u zwierząt; pies ma być religijny, bo czuje swą zależność. Jak u zwierząt, tak podobnie i u człowieka religia ma być bez celu, bez prawdy wewnętrznej, bez przedmiotu; ma się ograniczyć do ziemi, szukać zaspokojenia ziemskiego i powinna je znaleźć w ten, lub inny sposób w próżnych, bezprzedmiotowych rojeniach.
Materializm stawia pytanie, czy te chorobliwe rojenia religijne mają być cierpiane, czy nie? Jedni mówią: Nie, drudzy: Tak, ale jako rzecz prywatna.
Inni znów (deiści) cenią religijność wysoko i przyznają, że religia bez Boga osobowego jest chimerą. Ale ten Bóg według nich jest nieczuły, nie troszczy się ani o świat ani o moralność. Istota deistycznej religii polega na tym, aby się życiem cieszyć, aby iść za szlachetnym instynktem, obejmującym miliony ludzi, iść za miłością obdzielającą cały świat, i przy tym aby w miarę potrzeby serca wypełniać nawet zewnętrzne formy religijnego kultu; kultu, w którymeśmy się urodzili i wychowali, byle to nie było zbyt niewygodne i nie pociągało za sobą zbytniego uszczerbku pieniężnego .Inni jeszcze sądzą, że religia może być dobra, jako hamulec dla niewykształconego pospólstwa; ludzie wykształceni religii nie potrzebują.
3. Jest jeszcze tzw. nowoczesny „chrześcijanizm”; nie różni się istotnie od niedowiarstwa; jest on uczuciowo pobożny w miarę serca. Chrześcijaństwo jest takie dobroczynne, tak odpowiada uczuciowej głębi ludzkiej natury, tak zachwycające w nieokreślonym pragnieniu miłosnym! Lecz czy ono jest prawdziwe, czy fałszywe – to wszystko jedno.
Oto są nowoczesne zboczenia.
Tak pojęte religie nie stawiają już tego pytania: Do czego z natury swej jestem moralnie zobowiązany względem Boga? ale: Czego mi potrzeba do zaspokojenia mej poetyczno-sentymentalnej natury?
Bóg w takiej religii nie jest już Istotą pierwszą i najwyższą; zamiast Boga człowiek usadowił się na tronie i wszystkie rzeczy do siebie odnosi.
PRAWDZIWA RELIGIJNOŚĆ
1.Religia oznacza stosunek czci i poddaństwa, jaki ludzkość ma zajmować względem Boga.
W religii człowiek oparty na niewzruszonym poznaniu i pewnej wiedzy, uznaje i przyjmuje jako obowiązek zależność swoją od Boga, jako swego początku i końca ostatecznego.
A jeśli tak się przedstawia stosunek człowieka do Boga, to jest rzeczą zupełnie naturalną, że człowiek zwróci się do religii nie tylko przez swoje poznanie, ale przez wszystkie swoje uczucia, życzenia, obawy i tęsknoty swego serca. Stąd jednak nie wynika, że religia powstała z lękliwej bojaźni, lub innego uczucia nierozumnego. Owszem, religia ma za swą podstawę pewne poznanie rzeczywistości.
Religia to nie jakiś urojony obraz nadzmysłowego świata, który by sobie każdy człowiek mógł tworzyć wedle upodobania i własnej potrzeby. Nie, ona jest rezultatem dobrego poznania Boga, a to poznanie mają rzeczywiście ci ludzie, którzy go dobrowolnie nie zaciemniają. Poznanie Boga powstaje w naszym umyśle, można powiedzieć, samorzutnie.
Religia, która wyrzeka się oparcia na rzeczywistości i na poznaniu rzeczywistości, jest niegodnym szalbierstwem i obłudą, jest chorobliwym głupstwem.
Lecz religia nie jest też tylko samym poznaniem.
Religia stawia nas na właściwym stanowisku względem najwyższego celu wszelkich usiłowań ludzkich; czyni to nie tak, jak nauka, która w zimny sposób bada, skąd człowiek pochodzi i dokąd zmierza; nie, religia zagrzewa i pokrzepia wolę, ażeby człowiek mocno objął swój cel ostateczny i wszystko do niego odnosił.
2. Religia jest uznaniem naszej zależności od Boga; jest ona wypełnieniem obowiązku sprawiedliwości względem Boga.
Człowiek, wolą Bożą powołany do bytu, wolą Bożą do przeznaczenia tego bytu prowadzony, wolę Bożą dobrowolnie i ochotnie uznaje, bierze ją za podstawę i zasadę całego swego postępowania, za niezłomne prawo swego życia, ufając mocno w miłość i pomoc Bożą. I to jest religia.
Wola skłania najpierw rozum, żeby poznaną prawdę uznał i przyjął. To przyjęcie poznanej prawdy dokonane pod wpływem woli, nazywa się „wiarą„: jest ono moralnie dobrym czynem, bo się dzieje dobrowolnie.
Wola idzie jeszcze dalej i przyjmuje cały przez Boga zamierzony i ustanowiony porządek tak świata widzialnego, jak i nadprzyrodzonego. Nie ma bowiem religii bez moralności, a moralności bez religii.
Dalszym czynnikiem religii jest pełne ufności i miłości zdanie się na Boga, które się w tym nade wszystko objawia, że siły, pomocy, szczęścia i zbawienia szukamy w Bogu.
Za wolą idzie także uczucie; uczucie religijne daje człowiekowi wypoczynek i ukojenie. Ponieważ człowiek jest dla Boga, stąd wola bezreligijina nie ma żadnej ostoi, jest niestałą, niezadowoloną, gdy tymczasem z religią wstępuje do woli uciszenie i spokój.
Ten stan zadowolenia, względnie niezadowolenia, przenika całą dziedzinę ludzkich pragnień. Gdzie brak religii, tam wewnątrz pustka i próżnia. Fałszywe namiastki sprowadzają ukojenie chwilowe. Tylko religia prawdziwa zdolna jest człowiekowi dać trwałe ukojenie serca.
Religia jest konieczna dla istnienia rodzaju ludzkiego. „Łatwiej może ostać się miasto bez fundamentu, kraj bez słońca, powiedział jeden starożytny mędrzec, niż naród bez religii„.
Napoleon I zabronił rozpowszechniać wrogie religii pisma, mówiąc: „Nie czuję się dosyć silnym do rządzenia ludem, który czyta Rousseaua i Woltera„.
Natura sama domaga się religii; jeżeli człowiek nie posiada prawdziwej religii, stara się jej brak wynagrodzić próżnymi rojeniami, aby go mniej odczuwać.
Niektórzy szanują religię, lecz w szczególny sposób. Według nich religia to jakaś nadziemska mierzwa na ziemskie inspekty nasze, stąd też człowiek powinien mieć religię, bo ona mu potrzebna dla zabezpieczenia jego ziemskich interesów.
Kiedy ludzie mają religię, to służą przez to oczywiście najlepiej i doczesnym sprawom swoim, ale każdy powinien mieć religię przede wszystkim dlatego, że to jest jego obowiązkiem względem Boga.
Religia oddaje nas Bogu, czyni nas zależnymi od Boga. Daje nam przez to siłę do wyrzeczenia się wszystkich niesłusznych i samolubnych uroszczeń; wobec świata daje nam potrzebną niezależność; wobec naszych namiętności daje potrzebną wolność; względem naszych przełożonych daje nam moralną siłę do chętnego posłuszeństwa, a względem naszych bliźnich – ducha ofiarnej miłości.
3. Religia w swym pełnym, zgodnym z naturą rozwoju musi objąć całego człowieka, nie tylko wewnętrznego, lecz i zewnętrznego. Tak, gdyż religia jest obowiązkowym oddaniem się całego człowieka Bogu. Wewnętrzna religijność bez zewnętrznej i społecznej, jest przeciwna naszej naturze, dlatego nie może być trwałą.
O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. I. Wyd. drugie. Kraków 1930, str. 168-176
WESPRZYJ NAS
Jeśli podobają się Państwu treści które publikujemy i uważacie, że powinny docierać do większej ilości odbiorców, prosimy o wsparcie rozwoju naszej strony.
Wybraną kwotą:
Lub inną dowolną:
Dziękujemy
WSPIERAM
Skomentuj