DZIEŃ PIĄTY
Cierniowa korona ukazuje nam złość grzechu powszedniego
Przymiot drugi.
Uplótłszy koronę z ciernia, włożyli na głowę Jego.
(Mat. XXVI, 29).
Pierwszego przymiotu Najsłodszego Serca Jezusowego poznaliśmy już czem jest grzech śmiertelny; dzisiaj zastanówmy się nad przymiotem drugim, t. j. nad Koroną Cierniową. Koronowanie cierniem było w dniu boleści i śmierci Chrystusa Pana najstraszniejszą dlań męką, najohydniejszą krwawą obrazą… Najświętsze oczy słodkiego Zbawcy były pełne krwi i łez wówczas, gdy on w milczeniu z trzciną w ręku spoglądał z miłością na katów i żołnierzy, którzy, przechodząc, zginali przed nim kolana, mówiąc szyderczo: „Bądź pozdrowiony królu żydowski…“
Jakaż jest większa boleść nad te ciernie, co ranią Jezusa, cóż to za tajemnica kryje się w tem cierpieniu miłości?… Przypomnijmy tu sobie znowu słowa Zbawiciela do św. Maryi Małgorzaty: „Dam im Serce, aby poznali jak bardzo ich ukochałem„. Jak krzyż wyobraża grzech śmiertelny, tak ciernie korony są obrazem grzechu powszedniego, tych lekkich, a licznych błędów, które niestety tak często są lekceważone przez dusze grzeszne i lekkomyślne, a jednakże ranią one boleśnie naszego dobrego Mistrza.
Ta prawda jest najpotrzebniejszą i najbardziej na czasie; nawyknienie bowiem dusz nawet pobożnych do grzechów powszednich zawiera w sobie wielkie niebezpieczeństwo: jeżeli dusze takie giną, to niewątpliwie na tę smutną chorobę oziębłości, która powstaje i rozwija się w duszy wskutek lekceważenia grzechów powszednich. Nie chcemy powiedzieć zbyt wiele, ażeby nie przerazić i nie zniechęcić, lub rzucić zwątpienie w duszę wierną i bojaźliwą, jeżeli wszystko co tu powiemy do siebie stosować będzie. Lękamy się jednakże, aby nie powiedzieć zbyt mało, a przez to innych w śmiertelnem uśpieniu nie pozostawić.
O Najświętszy Jezu! któryś nam dał obietnicę wszystkie serca uleczyć, a nawet serce mdłe i oziębłe, bądź nam światłem i siłą.
Uważmy tedy jakie są znaki czyli objawy zobojętnienia, jakie są jego rodzaje i własności, wreszcie jakie jest na to lekarstwo.
I.
Najpierwszym z objawów większości chorób jest przyzwyczajenie się do popełniania grzechów powszednich, częste powtarzanie się tych lekkich na pozór błędów, nade wszystko zaś pogarda małych rzeczy, chcę powiedzieć, drobnych łask, małych niewierności, zwykłe niedbalstwo w tem wszystkiem, co się tyczy służby Bożej, jako to: w modlitwie, w przyjmowaniu Sakramentów, poddawanie się niesmakowi, znudzenia, wreszcie bezmyślne nawyknienia do ćwiczeń pobożnych, szczególnie zaś wtedy, gdy nie ma walki ani oporu przed popełnieniem winy, nie ma wyrzutów sumienia ani żalu po niej, są to objawy zatrważające, które nas bojaźnią przejąć winny.
W kim takie objawy są widoczne, taki jeżeli nie jest jeszcze pogrążony w złem, jest niem zagrożony, niewątpliwie i prawdopodobnie wiele cierni jest już przez niego w Boskiem Sercu zatopionych, wszystkie niewierności jego zraniły ciężko to Serce Najsłodsze.
Nie ma boleśniejszej męki dla Pana Jezusa jak ten rozdział duszy, która Mu się na wpół tylko oddaje, walcząc wciąż z Jego miłością, odmawia Mu wszystkich prawie ofiar... Tak jak gdyby to rzeczą było możebną Ewangelię ze światem pogodzić i tym sposobem niebo ku ziemi przychylić. Pan Jezus nie znosi podobnego stanu. On nie pozostanie w takiej duszy, odstręczy go ona wkrótce od siebie i pocznie on się odsuwać od niej…
Zastanówmy się dobrze nad tem, że im kto więcej łask otrzymał, tem niebezpieczniejsze dla niego są takie objawy. Raz jeszcze powtarzam, czy rozumiecie, co smutnego kryje się w tym stanie, co jest przerażającego w tem rozdwojeniu serc: jednego pałającego miłością, pożeranego przez ogień, drugiego w stanie oziębłości, słabego, co mówię, już zupełnie zimnego, które wkrótce w objęciach śmierci zlodowacieje?
II.
Uważmy powtóre, że stan oziębłości jest dla duszy pełen boleści, a nade wszystko bardzo niebezpiecznym. Dusze podzielone, serca gnuśne i bezładne cierpią zwykle wiele, bo Bóg nie jest zadowolony i nie może nim być, a więc się skarży, często grozi, a czasem i godzi. On się skarży, bo odkąd znikło dawne zaufanie w stosunku z Nim, nie może już udzielić duszy swojego pokoju. „Kto Mu się sprzeciwił, a miał pokój.“
Gdy dusza oddala się od Boga, światło Boże oddala się od niej i gaśnie. On grozi: „Uścielę drogi wasze cierniem”—mówi, i usta Jego gotowe są rzucić klątwę na tego, kto walczy przeciw Panu i z niedbalstwem sprawę Pańską czyni. (Jer. XLVIII, 10). I na koniec godzi Bóg potężnym wymiarem sprawiedliwości, rzuca pioruny swojego gniewu na niewdzięczne dzieci, aby je ze snu śmierci obudzić wprzód, nim sam zamilknie, i zniechęcony, już zupełnie nie opuści duszy, co byłoby dla niej największem nieszczęściem, któreby ją popchnęło w objęcia śmierci.
Wszystkie te prawdy wypływają z wiary, rozumu i doświadczenia. Bóg je nam objawił, a i sami przyznać musimy, żeśmy w służbie Bożej prawdziwie szczęśliwymi wtedy tylko byli, gdyśmy byli wierni i szczodrzy dla Boga.
Lecz już czas wniknąć w samą szpetność tego przedmiotu i wykorzenić straszne niebezpieczeństwo smutnego stanu oziębłości. Ona to prosto na śmierć prowadzi duszę, tak jest, prowadzi niechybnie. To, co właściwie przerażającego w niej się zawiera, jest to stopniowe i powolne chylenie się do ostatecznego kresu.
Oziębłość wiedzie do śmierci tak wolniutko, że można już nie żyć, a zachowywać pozory życia. Różne rodzaje dróg wiodą do śmierci duchowej, lecz tak stromej i łagodnej jednocześnie jak tu, nie znajdziemy; zaledwie można się spostrzec, zdaje się, że niby postąpiło się naprzód, w rzeczywistości jednak upadło! Objaśnienia te potrzebne są, ażeby wytłumaczyć dwa zdania, które wzajemnie zdają się sobie przeczyć.
W Piśmie św. objawił nam Pan Bóg, że się upada potrosze, powoli (Ekl. XIV, 1), a św. Bernard mówi: „Zaczyna się od małych rzeczy, lekkich win i naraz jesteśmy uwiedzeni do wielkich, lub też do zbrodni nawet.“ Bo spadek jest jednocześnie łagodny i szybki.
Tym to sposobem idzie się na śmierć. Najpierw drogą złudzenia. Cóż jest łatwiejszego, jak się pomylić. Nawet nauka teologii nie zawsze wystarcza kapłanom do wydania sądu podczas wyznania winy, czy ona jest powszednią lub też śmiertelną… I ty byś się nie obawiał potakiwać jej z pobłażaniem dla siebie! Podczas gdy myśl zła słabo zwalczana, jest tak bliską od pierwszego kroku do coraz większych ustępstw, a nawet do grzesznych pragnień, nie taka bowiem wielka dzieli je przestrzeń; my jednak nieroztropnym wzrokiem, lub też prostą ciekawością, nieczystem i zmysłowem spojrzeniem takową wywoływać zwykliśmy. „Możemy mieć imię, jak mówi Księga Apokalipsy, że żyjemy, aleśmy już umarli.“ O tak, kto wie, czyśmy już nie obumarli i może już na dno przepaści strąceni…
Schylamy się jeszcze ku śmierci w inny sposób — drogą nieprzezwyciężonego pociągu. Zgubne nawyknienie do ciągłych ustępstw, życie gnuśne i potakujące owładnie wreszcie wolę; znajduje się bowiem u nas siła tłumiąca pociąg do dobrego i inna jeszcze potęgująca złą skłonność, i raptem w ten dzień i tej godziny, gdy się już miara złego przebierze, dusza upada, przywalona ciężarem tysiącznych błędów, które za lekkie miała, lecz przerażająca ich ilość resztki życia stłunyła. Juz wyczerpane siły do odparcia ostatecznego nacisku wroga, który tylko na to czekał, ażeby dać walną bitwę i zwyciężyć. Nie mamy na myśli twierdzić, że grzechy powszednie składają się na śmiertelny, zwyczajnie tak nie bywa, chociaż słusznie twierdzić można, że w niektórych razach dochodzą do grzechu wielkiej doniosłości, a więc grzech śmiertelny stanowią. Mieliśmy tu na celu pokazanie w głównych zarysach tego stanu, w którym dusza skrępowana siłą przyzwyczajenia, postępuje powoli po drodze nieprzezwyciężonego pociągu, idąc na śmierć pewną, t. j. do upadku w grzech śmiertelny.
Dąży się wreszcie do śmierci drogą sprawiedliwości Boskiej lub kary. Bóg jest
zraniony, skrzywdzony tym oporem duszy, stawianym jego łasce; zraniona i obrażona jest Jego miłość, przez te wszystkie wiarołomstwa i te błędy zniechęcony, w końcu Jezus zamilka… oddala się, opuszcza, przeklina tę duszę, wreszcie, strach powiedzieć, odrzuca ją precz. „Iżeś jest letnim, pocznę cię wyrzucać z ust moich“ (Apoc. III, 4).
O jakże smutny i opłakany jest stan grzesznika! Pan Jezus nie chce jego śmierci, przeciwnie, żąda i pragnie, ażeby powrócił do życia. Zrozumiej tę różnicę. Jesteś grzesznikiem, Chrystus lituje się nad tobą; On otwiera ci swoje serce, wylewa nad tobą łzy współczucia i skarby swojego miłosierdzia!… Płacz, żałuj, a On ci przebaczy! Jeżeliś jednakże oziębły, Chrystus cię nie może cierpieć, ty sam Go przeciwko sobie Go uzbrajasz, -zniechęcasz i On wyrzucać cię pocznie. A kto wie, czy już nie zaczął. „Bodajbyś był zimny, albo gorący; ale iżeś letni, pocznę cię wyrzucać z ust moich “ (Apoc. III, 10).
Słowa to straszne, trudno je mówić bez drżenia, nie śmiemy ich tłumaczyć, radzi byśmy ich ani nawet nie wspominać z tej obawy, ażeby nie oddać rozpaczy niejedną duszę. Zapytam się tylko, kiedy i jak Chrystus Pan mógłby powrócić i przyjąć na nowo tę duszę, którą już raz z takim wstrętem odrzucił? To jest, chciejmy się dowiedzieć, coby duszę z tego snu śmierci obudzić mogło i życie jej przywrócić? Czy dobre czytanie?… liczne przykłady stwierdzają nawrócenie grzeszników przez pobożną książkę: św. Augustyn, św. Ignacy Lojola i tylu innych, ale czyśmy widzieli lub słyszeli coś podobnego o sercach oziębłych? Byłażby to spowiedź? A przecież ta dusza oziębła przygotowuje się niedbale, zbliża się bez żalu, nie rozumie nawet tego, co do niej kapłan mówi… A więc może Komunia św.? Przeciwnie, właśnie to w dniu oziębłego przystąpienia do Stołu Pańskiego całe nieszczęście spadnie na nią i pogrąży się ona w przepaści grzechu i śmierci! A wyrok ten będzie wówczas świętym. A może Słowo żywe, skuteczne, wskrzeszające?… Lecz niestety! jakże rzadko wywrze ono skutek na duszę oziębłą: ma ona uszy, a nie słyszy!… Śmiało powiedzieć można, że w tym biegu ku przepaści nic jej wstrzymać nie zdoła, że już jej nic nie podtrzymuje, gdy raz upadnie, nic już zmarłym życia nie powróci.
Raz jeszcze rzućmy okiem na tę różnicę: przypuśćmy, że dusza gorliwa ujrzy się w szponach strasznej i niespodzianej pokusy, jeżeli się. podda, zacznie upadać; zapytuje wówczas sama siebie przerażona, gdzie błaga Boga o litość: „Z głębokości wołałem do Ciebie Panie.“ Dusza oziębła przeciwnie, zstępuje powoli, upadając niepostrzeżenie, nie zapyta nawet samej siebie dokąd zmierza, gdzie się znajduje. Uschłe drzewo zamarło i runęło, czy nie potrzeba się obawiać, ażeby na zawsze już w tym stanie nie pozostało?… Lecz czyż dla duszy oziębłej niema już żadnego ratunku?
III.
O owszem, są. Ukażemy tu dwa środki, a o ile są one łatwe i miłe do spełnienia, o tyle są też niezaprzeczenie skuteczne, jeżeli jednak szczerze pragniemy ich użyć, zapytajmy sumienia, jak Chrystus paralityka: „Czy chcesz być zdrowym?”
Otóż najpierwszym środkiem jest modlitwa, przede wszystkiem zaś modlitwa do Najświętszego pośrednika naszego Jezusa. On obiecał, On uleczy, On zbawi tych, którzy Go wzywać będą z ufnością; nawet duszom oziębłym spuści On łzę żalu, iskrę miłości wznieci w ich sercu i przywróci im życie. Powiedz tylko do Niego: „O mój Jezu, dusza, którą miłujesz, chora jest“ (Jon. XI, 3J O mój Boźe, umieram… On się ulituje nad tobą, przywróci silę i szczęście lat pierwszej gorliwości. Ufaj i schroń się tylko do Boskiego Serca Jezusa.
Drugim środkiem, o wiele milszym, łatwiejszym i najskuteczniejszym jest czyn albo ofiara. Próbując przezwyciężać się, zrób dziś małą ofiarę z siebie, odniósłszy nad sobą jedno jedyne zwycięstwo, choćby to było tylko powstrzymanie na ustach jednego próżnego słowa, lub też poskromienie niepotrzebnej ciekawości wzroku, idąc ulicą lub w kościele… ofiaruj je ku czci Jezusa, a On cię natychmiast pokojem i szczęściem miłości swojej nagrodzi. Jutro złóż Zbawcy twojemu dwie takie ofiary, dwa również łatwe zwycięztwa, dalej trzy, cztery… I w ten i temu podobny sposób pracuj w ciągu dni kilku, wówczas to spokój, radość i miłość Jezusa w tym samym stosunku potęgować się będą, i wierzaj mi, że nie tylko będziesz uzdrowiony lecz staniesz się szczęśliwym, żyjąc na chwałę Jego… będziesz żyć, ażeby nie umierać nigdy więcej. Tym sposobem wyrwiesz każdodziennie po kilka cierni z korony Jezusa, a Ten Bóg wierny i wdzięczny udzielać ci będzie hojną dłonią Swoją życia i łask wszelkich.
O Najsłodszy Zbawicielu! rozumiemy już teraz czego nas uczy ta korona z cierni, jaką Ci w dniu męki wtłoczono na Przenajświętsze Skronie i którą uwidocznić raczyłeś na Przenajświętszem Sercu Swojem. Wiemy już, że każdy grzech powszedni zadaje podobną ranę Sercu Twojemu. Nie dopuść więc Panie byśmy Ci za miłość Twoją taką odpłacać mieli niewdzięcznością, ale spraw raczej, abyśmy już poznawszy złość grzechu, nawet najmniejszego, przy pomocy Twej łaski pilnie go się wystrzegali. Amen.
MIESIĄC CZERWIEC. O ŻYCIU WEWNĘTRZNEM CHRYSTUSA. Na wszystkie dnie miesiąca Czerwca. Z dziesiątego wydania francuskiego opracował X. Roman Rembieliński prof. Seminarjum Metr. św. Jana. WARSZAWA. 1897 r. str. 59 – 70.
Pingback: „Serce Jezusa, czy Jezus bez Serca?” – O dwóch wizjach Miłosierdzia Bożego – Niewolnik Maryi – Tak Tak Nie Nie