l. Kara czasowego odłączenia od Boga
Dusza, opuściwszy w stanie łaski poświęcającej, lecz niezupełnie czystą powłokę ciała, poznaje wielkość i piękność Boga jako najwyższego Dobra i Piękna w jasny i dokładny sposób. Ma ona tę pewność, że przez całą wieczność nic jej od Boga odłączyć nie zdoła; lecz w tej chwili, gdy gorąca miłość pociąga ją do tego Boga, coś ją w swym wzlocie do Boga nagle zatrzymuje, coś od niego odsuwa, oddala. Wie ona teraz, że jest okryta plamami, których Bóg najświętszy nie znosi, wie, że nie jest godna w swym obecnym stanie stanąć w Jego obecności.
Przeto mimo potężnej radości i promiennej nadziei pogrążona jest w wielkiej boleści; ponieważ jej miłość ku Bogu przewyższa wszystkie radości to też radość i szczęśliwość w tej duszy dochodzi do najwyższego stopnia, ale leż równocześnie boleść i cierpienie do najwyższego napięcia.
Św. Katarzyna Genueńska tak mówi o czyścu :
»Nie myślę, by po szczęśliwości Świętych w niebie mogła istnieć większa radość niż dusz czyścowych. Ciągły związek z Bogiem tę radość z każdym dniem potęguje, a związek ten staje się coraz silniejszy w miarę, jak niszczy się w tych duszach znajdująca się przeszkoda. Ponieważ zaś ogień czyścowy bez przestanku wypala i pochłania tę – przeszkodę, przeto dusze coraz to więcej oddają się jakiejś niewysłowionej ekstatycznej radości. Lecz z drugiej strony znoszą one cierpienia tak straszne, że język ludzki nie może tego wypowiedzieć; nawet pojąć nie można, czem jest najmniejsza iskierka pożerającego ich ognia. Bóg w łasce Swojej raczył mi dać uczuć jedną z takich iskier. To, co wtedy Bóg dostrzec mi pozwolił, nigdy nie wyjdzie z umysłu mojego ; ale nie znajduję słów, by to wyrazić.«
Jest zatem miejsce, gdzie zażywa się szczęścia najwyższego bez domieszki jakiegokolwiek cierpienia, jest miejsce, gdzie ponosi się cierpienia bez najmniejszej domieszki radości.
A między jednem i drugiem jest trzecie miejsce, gdzie radość i boleść, szczęście i cierpienie łączą się w niewymowny sposób, aby wykończyć dzieło udoskonalenia dusz, rozpoczęte tu na ziemi wśród żalu, pokuty, gorącej miłości Boga.
Więc kary i cierpienia czyścowe są bardzo ciężkie, nierównie cięższe od cierpień tego życia. Tak nauczają prawie jednomyślnie św. Ojcowie Kościoła.
Największą i najdotkliwszą jest czasowe wykluczenie od Boga i od szczęśliwości nieba; jest ono zadośćuczynieniem za niedoskonałe zwracanie się duszy do Boga w życiu doczesnem. Powoduje ono niezmierną boleść duszy, której my ludzie na ziemi zupełnie odczuć nie możemy. Poeta włoski Dante napisał słowa: »Z wszystkimi nieszczęśliwymi mam współczucie, przedewszystkiem atoli z tymi, którzy, dotknięci wygnaniem, widzą ojczyznę swą tylko we śnie.« Jak wiadomo, już tęsknota za domem, za rodzicami, może się tak spotęgować, że powoduje chorobę duszy i przyprawia człowieka o śmierć; wszak widzimy, jak nieraz w życiu niektórych Świętych tęsknota za Bogiem i za niebem nabrała siły pożerającego ognia, który oddziela duszę od ciała.
Daleko gorętszą, bardziej pożerającą jest tęsknota dusz czyścowych.
Przy sądzie szczegółowym oglądały Zbawiciela twarzą w twarz. To była chwila najwyższego szczęścia. Promień miłości, wychodzący od Boga-Sędziego, przenikał duszę, głosząc jej, że nie jest potępioną, lecz że zbawienie jej zapewnione i cel osiągnięty. Szczęśliwa chwila, lecz tylko krótka chwila, moment, okamgnienie.
W tej samej chwili szczęścia radość niknie, a jęk, smutek, boleść się rozpoczyna. Chwała światłości niebieskiej, która rozjaśniła duszę, odkrywa, objawa jej czarne plamy i zmazy, ktoremi ona zbrukana; spostrzega ona ze zgrozą, jak poważny wyrok Sędziego dostrzegł te ciemne plamy, jak się jego oblicze nie w uszczęśliwiającem upodobaniu, lecz w smutku i wyrzutach do niej zwraca. To ją zawstydza, wzrusza, druzgoce, tak, że nie trzeba wyraźnego rozkazu ani wyroku, by się usunęła, odeszła.
Ona sama czuje w sobie pragnienie, aby czemprędzej zniknąć, uciec z tego morza nieskalanej światłości i ukryć się w ponurych płomieniach czyśca, by się z plam oczyścić, by przeszkody wiecznego połączenia ze Zbawicielem usunąć.
A tam, w miejscu oczyszczenia się, nie może dusza zapomnieć owego spojrzenia Sędziego, spojrzenia łaski, lecz także wyrzutu. Ciągle ta pamięć na nowo rozżarza tęsknotę za Bogiem, za Zbawicielem.
Póki żyła na ziemi, zajęta była różnorodnemi doczesnemi sprawami i mamidłami, które ją na chwilę zaprzątały, może uszczęśliwiały; nie czuła przeto tego nieznośnego głodu za wiecznem szczęściem, za wiecznem dobrem. Ona kocha Boga miłością czystą, niezachwianą, tą samą, którą Go kochać będzie w niebie i całą potęgą tej miłości rwie się do Niego; a znajduje przeszkodę, przegrodę, którą sama postawiła. Wszystko biedną duszę trapi, wszystko ją dręczy; jest ona jakby człowiek wiszący w powietrzu, który ani na ziemi stopy oprzeć, ani do= nieba wznieść;się nie może.
Na ziemi tę miłość i pociąg ku Bogu osłabiały różne doczesne wpływy, różne próżne nadzieje, życia ludzkiego rozkosze i trudy; obecnie te dusze, uwolnione z powłoki ciała, poznały i poznawają z zupełną jasnością Boga jako najwyższe Dobro i przeto dążą z całą siłą woli do Niego. Nadto nic nie posiadają, czegoby się mogły trzymać.
Tak z jednej strony tęsknota, pociąg, z drugiej strony ten spiżowy, nieubłagany wyrok: jeszcze nie, jeszcze czekać i czekać, jeszcze tęsknić, jeszcze się oczyszczać
A to nie jest spokojne czekanie; ono strasznie gorzkie i bolesne wskutek wyrzutów: Ja sama jestem winna, że jeszcze nie jestem u celu; trochę więcej gorliwości, sumienności, miłości Boga w życiu, a byłabym dawno w niebie; jak łatwo byłabym mogła na ziemi te przeszkody usunąć, które mi teraz tyle sprawiają katuszy!
Tak, ta kara utraty Boga jest główną męką i cierpieniem czyśca. Lecz jest ona połączona z radościami i pociechami.
Wprawdzie tylko chwileczkę dusze cieszyły się oglądaniem Boga-Zbawiciela; lecz one Go przecież widziały, nie mogą go zapomnieć, a to wspomnienie je uszczęśliwia. One teraz mogą wołać: »Wiem iż Odkupiciel mój żyje!« (Job 19, 25); wiara, która je ożywiała podczas życia ziemskiego, przemieniła się w pewność oglądania, poznania; lecz nie posiadają Go jeszcze; to przyszłe ich szczęście powoduje i potęguje ich obecne cierpienie.
Głód straszny, niepowstrzymany, niepojęty pragnie zaspokojenia, a znaleźć nie może. Te dusze to jakby jeńcy wojenni, którzy po ciężkiej walce dostali się do niewoli. Widać było w ciągu wielkiej wojny jeńców, przeciągających przez miasta i wsie, słychać rozpaczne ich wołanie: chleba! chleba! Otóż nasi więźniowie w czyścu, niby w wielkim obozie jeńców, także są głodni.
Przyzywają oni Chleba Żywego, Boga są głodni, w którym poznali teraz jedyne pełne swoje szczęście. Pożądają Go widzieć, a On swe oblicze jeszcze ukrywa; wyciągają ku Niemu w najgorętszej miłości ręce, a On się przed nimi cofa. Pragnienie, pożądanie to, by posiąść Boga, jest tak bezmierne, że te dusze są jakby »głodem żyjącym«. O biedne dusze!
2. Kara cierpienia
Oprócz męki duchowej, wypływającej z pozbawienia do czasu widzenia Pana Boga, jest też w czyścu cierpienie kary, czyli fizyczne.
Jest ono karą za odwrócenie się od Boga i zwrócenie się ku stworzeniom. Związane ze stworzeniami, gdy jeszcze żyły, połączone z ciałem, używały razem z ciałem rozkoszy niedozwolonych, grzesznych lub w sposób niedozwolony. Za odwrócenie się od Boga trapi je w kaźni czyścowej niezgłębiona, bolesna tęsknota za Bogiem; za niedozwolone rozkosze na ziemi ponosić muszą cierpienia fizyczne, czyli cierpienia »zmysłów«.
Dusze te są wprawdzie bezcielesne, ale mogą cierpieć boleści fizyczne, skoro -— jak nas Objawienie uczy —- i złe duchy i dusze potępione (równie bezcielesne) podlegają wiecznemu cierpieniu fizycznemu, czyli mękom »zmysłów« w piekle.
Jest nauką czyli dogmatem Kościoła, że dusze czyścowe cierpią, oprócz czasowej utraty Boga, jeszcze inne boleści i męczarnie. Jakiego rodzaju jest ta męka, czy spowodowana przez rzeczywisty ogień, czy ten ogień jest materjalny, czy różni się od ziemskiego, o tem Kościół nic nie orzekł. W Piśmie ŚW. występuje ogień jako żywioł i narzędzie kary Bożej, jako mściciel Bożej sprawiedliwości; ogień stanie się przy ogólnym obrachunku na końcu czasu środkiem szczególnej chłosty Bożej (2. Piotr,3, 10).
Jeżeli dusze w czyścu ponoszą cierpienia kary, czyli zadość uczynienie przez mękę, to ta męka je równocześnie z plam grzechowych oczyszcza. Sama kara utraty Boga nie jest sama w sobie środkiem oczyszczenia. Winę tych dusz stanowi jakby zanieczyszczający brud, który się. ,,niby osadził na duszy, a który w czyścu musi być od duszy odłączony i oderwany; aby go zupełnie zgładzić, usunąć, używa sprawiedliwość Boża wypalania przez ogień. Ten ogień karzący staje się równocześnie ogniem oczyszczającym, który wypala plamy duszy, tak jak ogień jest na ziemi najsilnieszym środkiem oczyszczającym.
To jest pewnem, że dusze w czyścu goreją, że płoną, że istotę ich pożera płomień tak gorący, tak palący, że choć są nieśmiertelne, zginęłyby w nim, gdyby Bóg ich istnienia cudownie nie podtrzymywał.
Z napomknień Pisma św., ze słów św. Ojców Kościoła, z wyroków, Kościoła św., z ciągłej i powszechnej wiary chrześcijan wynika, że jest kara zmysłów w czyścu, kara ciężka, bolesna; jakiego rodzaju, nie wiemy, choć wiele przyczyn przemawia za tem, że rzeczywisty ogień dusze wypala, oczyszcza, udoskonala.
Pewnie, że ani ogień, ani cierpienia drugiego świata nie są takie same, jak ogień i cierpienia tego doczesnego życia; jednak dusze w czyścu cierpią fizyczne boleści, zgotowane karzącą sprawiedliwością Boską, boleści straszne, które są najbardziej zbliżone do bólów znanych nam na ziemi, spowodowanych przez ogień.
A kary te wymierza karząca sprawiedliwość Boska w stanie, w którym niema łaski ni zasługi, lecz jedynie kara i pokuta. Tu na ziemi cierpimy w ciele, a boleści przerywa sen, spoczynek tymczasowy, ulga, roztargnienie, rozrywka, chwilowe odwrócenie duszy od nich, — ale tam dusza ciągle zwrócona ku Boga w milczeniu, samotności, jedną myślą zajęta: Na te boleści straszne sama sobie zasłużyłam, nic ich przerwać, nic uśmierzyć nie może, owszem, one zawsze te same, jednakie, straszne, ciężkie, prawie że nieznośne.
Dusze te płoną gorącem pragnieniem oglądania Boga, lecz wejście do tego oglądania Boga z ich niedoskonałościami wydaje się im niemożliwem i sprawia nieznośne katusze.
One wprawdzie zżymają się wobec cierpień, jak i ludzka natura Chrystusa przed męką czuła wstręt i bojaźń; lecz ich wola jest z wolą Boga zupełnie zgodną, pragnie bólu, nie dlatego, że tenże trapi, lecz dlatego, że oczyszcza.
One poznają jasno ceł i przeznaczenie tego ognia, który zadaje ból i męczy; wszak z niego prześwieca nieskończona świętość, sprawiedliwość i bezbrzeżne miłosierdzie Boże. One poznają, że to jedyny środek do pokonania przeszkody, która ich jeszcze od nieba wyklucza, że to jedyny środek, by zgładzić resztki kary, zetrzeć rdzę grzechu, przeto cierpią chętnie, radośnie, gorliwie, z zapałem i odczuwają i przyjmują te boleści jako karę, lecz i jako dobrodziejstwo.
Dusze same spostrzegają i odczuwają na sobie oczyszczający skutek swego cierpienia widzą jak wypalone rany przewinień się goją, jak blizny grzechowe znikają; stąd czerpią pewną pociechę. Tak jest czyściec stanem najboleśniejszych cierpień, lecz i mąk dobrowolnych, cierpliwych, radosnych, znoszonych z gotowością.
Może nawet wspólny pobyt i wspólne cierpienie dusz w czyścu jest nie tyle obostrzeniem męki, ale raczej pociechą i ulgą. Choć nie wiemy, czy mogą jedna za drugą się modlić i ofiarować, to zapewnie mogą się nawzajem pocieszać, zachęcać, rozweselać, okazywać sobie nawzajem szczerą, serdeczną życzliwość, wszak to dusze szlachetne, bez cienia samolubstwa lub zazdrości
3. Noc czyścowa
Zbawiciel powiedział: »Nadchodzi noc, w której nikt nie może działać« (Jan 9, 4). Dla dusz czyścowych minął czas zasługi, miara łask uczynkowych, czyli posiłkujących, wyczerpana.
Tego, co w życiu zaniedbały, to jest czasu straconego, łask niewyzyskanych, nie mogą w żaden sposób uzupełnić nawet, największą gorliwością w dobrem, nie mogą już zadośćczynić, lecz mogą jedynie i muszą zadośćcierpieć.
Nadeszła dla nich noc.
Ten przymus do biernego cierpienia, ta niemożliwość działania jest karą za grzeszną ospałość, obojętność i bezczynność w sprawach zbawienia na ziemi; ona to stanowi właściwą noc czyścową; ona czyni z czyśca miejsce ciemne, okryte cieniami śmierci, miejscem smutku, gdzie niema porządku, gdzie tylko wieczny przestrach mieszka (Job, 10, 21). Ta bierność wytwarza mękę szczególniejszą, która jeszcze bardziej omracza posępne życie biednych dusz. One rwą się do czynności – wszak dusza jest zawsze czynna – a tu skazała je sprawiedliwość Boska na bezczynność, a ten stan, to nie pokój, owszem największy niepokój i gorączkowe rwanie się do działania. Lecz ta dążność niepohamowana nie może nic rzeczywistego wykonać, nie może się do postępu w cnocie przyczynić, ani zasług swych pomnożyć, lecz marnieje i niszczeje w działaniu, do którego można zastosować słowa św. Apostoła Pawła: »płonne uczynki ciemności« (Efez. 5 )
Aby to lepiej zrozumieć, przedstawmy sobie człowieka, którego nagle z pełni pracy i zajęcia rzuciła ciężka choroba na łoże boleści i skazała na zupełną bezczynność. Jak się ten człowiek nawet wśród boleści rwie do pracy, a nie może, nie śmie być czynnym; taka ponura ciemność ogarnia jego umysł, on taki przygnębiony nie tylko z powodu boleści ciała, lecz jeszcze więcej dlatego, że popędowi do pracy, do działania, do czynności, którą sobie wytyczył, do której plan ułożył, stoi na przeszkodzie słabość, niemożliwość.
Albo ktoś długo podróżował zdała od ojczyzny w obcych krajach, gdzie panują zaraźliwe choroby. Nareszcie po długich trudach jest bliskim celu; wszystkie szczegóły (dzień i godzinę) przybycia sobie dokładnie, obliczył, bo go tak bardzo ciągnie do domu. Naraz na granicy niespodziewane i nieprzewidziane zatrzymanie; przemocą osadzają go w lichych barakach, z desek zbudowanych, wśród milczącej, martwej pustyni, gdzie nie ma najmniejszej wygody, ani rozrywki, ani sposobności ni możności do pracy. Wśród takiego męczącego czekania wydają się godziny dniami, dni i noce wiecznościami, to bezczynne czekanie tuż u progu swej chaty rodzinnej, swego celu, wytwarza taką mękę ciała i duszy, że jest w stanie zdrowego człowieka powalić na łoże boleści.
A przecież my, ludzie na ziemi, mamy zawsze możność zbierania zasług. Wierzący chrześcijanin wie, że cierpliwe czekanie i znoszenie trudów jest zasłużonem dziełem, które go nieraz uszlachetnia i daje prawo do nagrody. Tego poczucia uszczęśliwiającego nie mają dusze czyścowe; one mają tylko pociechę więźniów, że każdy dzień cierpień zbliża je do wybawienia, lecz same nie mogą pracą lub dobrem zachowaniem przyspieszyć tego wyswobodzenia.
Tak chrześcijanin na ziemi, znajdujący się w stanie łaski poświęcającej, przez cierpienie wykonuje uczynki, zasługujące na wieczną nagrodę; u dusz czyścowych wszelkie działanie jest cierpieniem bez zasługi.
Życie w czyścu jest cierpieniem bez przerwy, bez odpoczynku, bez wytchnienia; ale temu cierpieniu brak wartości wewnętrznej, pociągającej za sobą prawo do nagrody.
Przeto też w tem cierpieniu nie znajdują dusze pociechy ani zadowolenia; bo tą pracą i tem cierpieniem nie mogą ani postąpić, ani się utrwalić w cnocie, ani łasce, nie mogą czasu swego wygnania ani o jedną minutę skrócić. Ich los podobny do losu podróżnego, który mimo swego wewnętrznego popędu i silnego pragnienia, by jak najprędzej posunąć się naprzód, przecie chyżości lokomotywy nie potrafi ani o sekundę przyspieszyć, a przeto całą swą energję zużywa nadaremnie.
W tym stanie bierności odczuwają boleśnie brak wszystkich środków sakramnetalnych, które miały na ziemi, które im pomagały w wykonywaniu wszystkich nadnaturalnie dobrych uczynków, które też ich czynom przysparzały prawdziwą, wewnętrzną, nadprzyrodzoną wartość. Nie mają świątyni, ni kapłana, ni ołtarza, ni przenajświętszej Ofiary, ni sakramentów tak te dusze w porównaniu z nami biedne. Na tem polega ich nędza.
Wszystkie te skarby duchowe, które stanowiły kiedyś w życiu ich majątek, posiadają li tylko w wspomnieniu, w pamięci; a żadna boleść nie jest większą, jak pamięć o wielkiem
szczęściu, gdy się jest w nędzy. A to wspomnienie jeszcze bardziej napawa duszę boleścią wskutek myśli, które się narzucają: gdybyś była za życia środki łaski wyżej i bardziej ceniła, gorliwiej wyzyskiwała, nie musiałabyś teraz ich braku tak boleśnie odczuwać. Zaiste, często te dusze powtarzać będą słowa Psalmu (78, 8) : »Stałyśmy się bardzo ubogiemi«.
To jest zaprawdę noc, w której nikt więcej działać nie może; to są te kary ciemności, o których w godzinkach kapłańskich za umarłych mowa. Smutne, ponure, nędzne życie. Zegar czyścowy zawsze jednostajnie i monotonnie tyka: cierpieć, czekać, czekać, cierpieć. Straszna jednostajność, któraby mogła uśpić, gdyby dusze mogły spać, gdyby im boleści spać pozwoliły. Tam, w tej nocy czyścowej, brak wszelkiej zmiany czuwania i spania, brak kolejnego następstwa czynności i odpoczynku; te dusze są bez spoczynku i pokoju, a przecież czynne, lecz bezskutecznie czynne; bez przerwy dążą naprzód, dążą w górę, lecz wszystkie ich dążności i tęsknienia tamuje i wstrzymuje krata więzienną czyśca, jakby spiżowa ściana, głosząc nieustannie: jeszcze nie, jeszcze czekać, jeszcze cierpieć!
Lecz owa boleść i owe czekanie nie jest zupełnie bez pociechy i bez radości. Wszak dusze te zajęte są ciągle wielkiemi, świętemi, wiecznemi myślami; one ciągłą modlitwą z Bogiem złączone; dobrowolnie przyjmują swe męki i zgadzają się z wolą Boga; błoga nadzieja osładza im pobyt w tych ciemnościach i w tej kaźni niepokoju. Chociaż ta praca i to zajęcie duchowe Jest cierpkie i bez zasług, jak praca więźnia, to obfituje mimo to równocześnie w radość i pociechę, jaka z tych szlachetnych myśli wykwita. Modlitwy i święte śpiewy są słodką muzyką, która im także tę ponurą ciemność rozjaśnia. Dalej mogą te dusze czyścowe modlić się za żyjących na ziemi, a to też rozjaśnia pobyt wśród cierpień.
Nareszcie łagodzi męczarnie nadzieja, że bliscy i krewni na ziemi o nich nie zapomnieli, że im w ich nędzy i potrzebie udzielają hojnie jałmużnę modlitwy, że im część łask sakramentalnych i zasług w kornej prośbie przydzielają i tak skracają ich kary.
Obostrzeniem mąk musiałby być fakt, gdyby się te ich nadzieje i oczekiwania nie ziściły, gdyby zapomnienie, brak wiary ich o tę pomoc nie przywiodło.
Lecz z drugiej strony nawet najbardziej zapomniana i opuszczona dusza nie jest jednak zupełnie zapomniana; Kościół katolicki, matka najlepsza i najtroskliwsza, we wszystkich ofiarach bezkrwawych, we wszystkich modlitwach godzinek kapłańskich co dzień niezliczone razy błaga i prosi dla nich o światłość i o odpocznienie, czyli o skrócenie ich kar, męczarń i pobytu w miejscu kary i sprawiedliwości Bożej.
Ks. Rudolf Tomanek – KOŚCIÓŁ CIERPIĄCY czyli Książka zawierająca zwięzłą naukę o duszach czyścowych, modlitwy Kościoła i pieśni za dusze w czyścu, Cieszyn. 1922 r. str. 29 – 32
WESPRZYJ NAS
Jeśli podobają się Państwu treści które publikujemy i uważacie, że powinny docierać do większej ilości odbiorców, prosimy o wsparcie rozwoju naszej strony.
Wybraną kwotą:
Lub inną dowolną:
Dziękujemy
WSPIERAM
Skomentuj