Wiara martwa, a wiara żywa. — Stosunek wiary do życia. – Źródło nieszczęść naszych w praktycznem zapoznaniu tego stosunku. — Konieczność wiary w każdej chwili życia. — Następstwa wiary szczerej i prawdziwej. — Jej związek z miłością i nadzieją. — Zasady wiary, a zasady własnego egoizmu i zasady świata.—Potrzeba wiary w szczęściu i w nieszczęściu. – Musimy cierpieć z Chrystusem , aby nie cierpieć z szatanem . — Zbliżmy się do Boga, serce i rozum żywą wiarą u stóp krzyża składając.
Wszystkie tajemnice wiary naszej, jako w Bogu mające swój początek, do Boga nas zbliżają; wszystkie obrzędy Kościoła naszego,mając te tajemnice na widoku, chcą wtajemniczyć nas w życie duchowe,w życie wewnętrzne i przez to samo obudzając życie ducha, sparaliżować to życie ciała, które jeśli kiedy, to w naszych czasach, na tak potężny rozwinęło się rozmiar. Wiara nasza jest wiarą żywotną, a myśmy ją uczynili wiarą martwą; wiara nasza jest wiarą czynu, a myśmy ją uczynili wiarą słowa, i właśnie dlatego, żeśmy ją uczynili tylko wiarą słowa, jako słowo przebrzmiała w głębi serca naszego.
Całe nieszczęście nasze jest to, że, gdy Bóg tak ściśle wiarę z życiem połączył, myśmy rozbrat uczynili, rozróżnili wiarę od życia i dlatego wiara utraciła siłę, życie utraciło urok.
Bóg chciał, aby życie rozwinęło się z wiary, a my wiarę z życia rozwijamy; życie i wiara stanęły groźno naprzeciw siebie, w ciągłym sporze, w ciągłej walce i stąd ta anarchia, ten niepokój w sercach naszych, a z pojedynczych osób przenosi się na rodziny, z pojedynczych rodzin na kraj, z kraju na ludzkość.
Nie pojmując Boga, nie pojmujemy świata; nie pojmując wiary, nie pojmujemy życia
Cały porządek od Boga ustalony usunęliśmy, zmieniliśmy, przewróciliśmy i dlatego cechą naszych czasów jest rodzaj drażliwego niepokoju, nieładu i w sercu i w myśli i w słowie i w czynie; wszystkie działania władz naszych umysłowych zeszły na przeczenie; a każde przeczenie jest żywiołem śmierci, nie życia, żywiołem burzącym, a nie budującym. Nie łudźmy siebie, ale spokojnie i rozważnie rozbierzmy to pytanie: Skąd źródło nieszczęść naszych wypływa i gdzie na nie szukać pomocy?
Źródło nieszczęść naszych z nas samych, odrodzenie nasze z Boga.
Zguba twoja Izraelu z ciebie pochodzi! (1) – Pokąd siebie nie stracimy, Boga nie znajdziemy; pokąd sobie nie umrzemy, w Bogu nie ożyjemy; a do tego jedynie przez wiarę przyjść możemy, bo wiara daje miłość, a kto nie jest w miłości, w Bogu nie mieszka, w śmierci jest (2). Wszystko, co nie jest z wiary, grzechem jest (3); to są słowa tak pełne wagi, równie jak i te, które tenże apostoł narodów, Paweł święty, dodaje: Sprawiedliwy z wiary żyje (4). Nie mówi: sprawiedliwy wiarę ma, wiarą żyje, ale z wiary żyje, t. j. że życie sprawiedliwego z wiary, jak owoc z kwiatu, jak promień ze słońca wynurzyć się musi i wszystko, co nie jest z wiary, grzechem jest, t. j. że wszystko, co nie jest oparte na wierze, jest niczem, jest negacyą w oczach Boskich
i dlatego te wszystkie cnoty i ofiary, te wszystkie poświęcenia, bez Boga i nie dla Boga uczynione, są piękną, lśniącą mgłą, która może olśnić oczy, ale zawsze jest mgłą, która nicością się rozpływa.
My byśmy chcieli Boga ze światem pogodzić i stać się tą spójnią, ale to na próżno, bo Bóg klątwę rzucił na świat, której my zdjąć nie potrafimy. My powinniśmy świat kochać o tyle, o ile nam Bóg kochać pozwala; ale my przeciwnie tyle tylko kochamy Boga, ile Go nam świat kochać pozwala.
Jak w praktycznem życiu widzimy wielu ludzi trwoniących majątek z przyczyny nieporządnego zarządu, tak też tracimy wszystkie uczucia, ten drogi skarb serca, bo niemi rozrządzić nie umiemy. Zaczynamy kochać siebie i siebie czynimy bogiem; z tej miłości rozwija się miłość ludzi o tyle, o ile ta miłość przynosi nam jakąś wewnętrzną pociechę, czasem że nas bawi lub chwałę jedna u innych, a dopiero resztki uczucia naszego oddajemy Bogu. Zaiste, tym porządkiem miłując, nie tylko że serce w miłości się nie rozwija, ale się kurczy, lodowacieje. Gdybyśmy ten porządek zmienili, a tak jak kładziemy Boga na końcu, postawili siebie, a poczęli od Niego, wystarczyłoby serce na wszystko.
Dziwimy się miłości św. Wincentego a Paulo, św. Salezego i tylu innych, ale nie ta miłość ludzi nas dziwić powinna, ale miłość ku Bogu; bo, że umieli Boga kochać, umieli ludzi kochać.
My zawsze z Bogiem w układy chcemy wchodzić, zawsze chcemy, aby Bóg trochę dla nas zwolnił ustawy swoje, aby trochę od prawdy ujął, a wtenczas i my słuchać Go będziem. Ale to napróżno. Bóg wieczny jest i prawda wieczna jest; ona rządzi czasem, a nie czas nią. Bóg światu nie ustąpi, bo jest Panem świata.
Wierzmy tak, jak Bóg wierzyć przykazał; kochajmy tak, jak Bóg kochać nauczył; a dopiero wtenczas rozwinie się w nas nadzieja. Gdy ktoś wyrzekł do św. Augustyna: „Gdy zrozumię, uwierzę“ — św. Augustyn mu odpowiedział: „Wierz, a zrozumiesz!” — i prawdę tych słów dziś praktycznie rozwiniętą widzimy. Serce stało się zimne dla Boga jak lód, a rozum stał się dla nas ciemnym jak noc, że ani w rozumie światła, ani w sercu miłości nie mamy! Odrzuciwszy tajemnicę wiary, staliśmy się tajemnicą dla siebie samych; zwątpiwszy w życie wieczne, życie obecne stało nam się problemem. Nie wiemy, jak je użyć, bo nie wiemy, na co nam dane; życie w ręku naszem jest jak narzędzie w ręku dziecka, co nie wie, na co je użyć.
Formy zewnętrzne wiary i miłości zachowujemy, ale w formach życia nie ma, a co życia nie ma, życia dać nie może. I dlatego nie masz w nas nadziei i tylko albo płochość niepojęta dla dusz płaskich i brudnych, które żyją życiem zwierzęcem, albo rozpacz dla dusz gorących, które żyją życiem szatańskiem.
Miłość nasza jest zupełnie przyrodzonem usposobieniem. Kochamy ludzi nie z powinności, ale z uczucia. I dlatego w jednem i temże samem sercu miłość i nienawiść ma miejsce; a gdzie Bóg jest, tam żadne nienawistne uczucie miejsca mieć nie może. Jedną ręką koimy boleść bliźniego, a drugą ranimy serce jego; wywołujemy i błogosławieństwa i przekleństwa na siebie. Pan Jezus kazał nam kochać nieprzyjaciół, a my nie wypełniając rozkazu tego, zapominamy kochać i przyjaciół.
Bo nie dlatego kazał nam Pan Jezus kochać, żeby z tą miłością nam dobrze było, ale tym, których kochamy. Nie umiejąc kochać Boga, ani tych kochać nie umiemy, co są najdrożsi sercu naszemu!
Żadna matka, która Boga nie kocha, i dziecko swoje kochać nie potrafi, bo je kocha dla siebie, nie dla Boga! Miłości własnej to dziecko poświęca, zabija; w młodym wieku rozwija próżność w niej; w starszym wieku sprzedaje ją, rzuca ją w ręce rozpusty, bo ta rozpusta spersonifikowana głośno brzmiącem imieniem, bo to niedowiarstw o spersonifikowane znacznym majątkiem.
O! wejdźmy sami w siebie i poznajmy przy świetle wiary to, czego przy świetle rozum u nigdy pojąć nie zdołamy. Poznajmy, że życie nasze nie jest igraszką i zabawką, abyśmy je przetrwonili, prześmiali, przebawili; ale jest pracą, ciężką i wielką pracą; jest obowiązkiem względem Boga i ludzi i nas samych.
Pamiętajmy, że życie nasze całe jest tylko jednem, ciągłem przygotowaniem do śmierci, jest przedmową do wielkiego dzieła; a świat do śmierci pewnie nas nie przygotuje.
Świat nas nauczy, jak się wesoło bawić; ale nie nauczy nas, jak dobrze umierać. Świat ciągle nad tem pracuje, jakby dzieło Boskie w nas zburzyć; my się do świata nigdy nie zrażamy, choćby nas splamił lub zranił, a wyrocznie jego są dla nas tak święte, że i Bóg i sumienie i przekonanie ustąpić im musi!
Kiedy jest kolizja między Bogiem i światem, cóż powiemy?
Jakie sobie uczynim zapytanie: co Bóg na to powie? czy co świat na to powie? Niestety, podobno drugie częściej się sprawdza. Mniej się boimy całego gniewu Bożego, jak jednego dowcipnego ucinku świata! A któż jest ten świat, którego tak się boimy? To najczęściej ludzie, którymi w głębi duszy pogardzamy, i dla nich zdradzamy Boga, sumienie, przekonanie nasze! Czem jest to życie nasze? Jest ciągłą boleścią i poświęceniem, a jeśli wszystkich w ogóle, to tem bardziej kobiety…
Ale jak się cierpieć nauczymy, jeśli kochać nie umiemy; jak kochać się nauczymy, jeśli wiary w nas nie masz! Przez tyle cierpień przechodząc, już byśmy się byli mogli nauczyć cierpieć, a jednak jakże mało kto umie? W szczęściu żyjemy bez Boga i dlatego w cierpieniu Go nie znajdujemy.
Cierpienie nasze jest cierpienie pogańskie, bo nie masz w niem nadziei.
Pastwimy się sami nad sercem naszem, rozdrapujemy ranę serca i wołamy: O boli! — ale nie wołamy w cichości i pokorze przed Bogiem, lecz w dumie i rozpaczy przed ludźmi, bo nawet w cierpieniu miłość własna i próżność nas nie omija.
I sądzimy, że to jest znak uczucia wielkiego, to, co jest tylko skutkiem braku miłości. Bo kto ma miłość i wiarę, tego boleść jest wielka, potężna, ale cicha i łagodna, nic w niej nie masz udanego, nic nie masz cierpkiego; nie ścieśnia, ale rozwija; nie ziębi, ale rozgrzewa serce!
Gdzie jest wiara, tam nigdy nie masz dumy; gdzie jest miłość, tam nigdy nie masz nienawiści; gdzie jest nadzieja, tam nie masz rozpaczy; gdzie jest Bóg, tam jest prawda; a gdzie prawda, tam zbawienie.
Mamy dwa przykłady cierpienia. Jeśli nie chcemy cierpieć, jako Chrystus cierpiał na krzyżu, będziem cierpieć jak szatan cierpi w piekle.
Jeśli nie chcemy cierpieć w miłości, będziem cierpieć w rozpaczy.
Jeśli nie chcemy cierpieć dla zbawienia, będziem cierpieć dla potępienia.
Ale żeby tak cierpieć, jak Chrystus, trzeba tak kochać, jak On; żeby tak kochać, jak On kochał, trzeba wierzyć w Chrystusa!
Chrystus między dwoma łotrami spełnił ofiarę miłości. Jeden, na krzyżu bluźnił Go w dumie swojej — to rozum nasz; drugi w pokorze kochał — to wiara nasza! Przekleństwo i błogosławieństwo wyszło z krzyża, przekleństwo i błogosławieństwo i dziś z krzyża na nas życiem ukrzyżowanych pada!
Zbliżmy się do Boga, bo sami nie poznajemy, jak nas świat daleko od Niego odwiódł; wprowadźmy wiarę żywą, czynną w serca nasze, a serce nam się rozpłynie na wszystkie uczynki życia naszego.
Serce i rozum nasz złóżmy u stóp krzyża, aby pierwsze wzmocnione, a drugi oświecony został. Mężnie i odważnie naprzód w życie za Chrystusem, dla Chrystusa, dla prawdy i za prawdą! Za każdym krokiem bliżej grobu, za każdym krokiem bliżej albo dalej od Boga jesteśmy! Im bliżej Boga, tem dalej od świata; a im dalej od świata, tem bliżej Boga. Amen.
KAZANIA ks. Karola Antoniewicza. T. IV Kazania przygodne. NAKŁADEM WYDAWNICTWA TOW . JEZUSOWEGO. KRAKÓW. 1906. Str. 1 – 5.
1) Ozee XIII. 9.
2) List I. Jana IV. 16.
3) Rzym. XIV. 23. 4) Rzym. I. 17
Skomentuj