„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej wiary. Cz.XII. Herod


VI.
HEROD.
W‎ ‎ostatnim‎ ‎rozdziale‎ ‎mówiliśmy‎ ‎o‎ ‎agnostykach i‎ ‎gnostykach,‎ ‎uważających‎ ‎Prawdę‎ ‎za‎ ‎coś‎ ‎tajemniczego. Teraz‎ ‎zwrócimy‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎zupełnego‎ ‎ich‎ ‎przeciwieństwa. Dla‎ ‎jednych‎ ‎Prawda‎ ‎była‎ ‎za‎ ‎prosta,‎ ‎dla‎ ‎innych, o‎ ‎których‎ ‎będzie‎ ‎mowa,‎ ‎Prawda‎ ‎była‎ ‎za‎ ‎głęboka.‎ ‎
Nie potrzebujemy‎ ‎długo‎ ‎się‎ ‎nimi‎ ‎zajmować,‎ ‎gdyż‎ ‎nie‎ ‎zasługują‎ ‎na‎ ‎dłuższe‎ ‎roztrząsanie‎ ‎ich‎ ‎poglądów.‎ ‎Chrystus zniżył‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎rozmowy‎ ‎z‎ ‎Piłatem,‎ ‎do‎ ‎odpowiadania Kajfaszowi,‎ ‎a‎ ‎nawet‎ ‎do‎ ‎przemówienia‎ ‎do‎ ‎Judasza,‎ ‎lecz dla‎ ‎Heroda‎ ‎miał‎ ‎jako‎ ‎odpowiedź‎ ‎jedynie‎ ‎milczenie‎ ‎Boskiej‎ ‎pogardy.
Ci‎ ‎herodianie‎ ‎tworzą‎ ‎kilka‎ ‎grup,‎ ‎są‎ ‎między‎ ‎nimi weseli,‎ ‎hałaśliwi‎ ‎głupcy,‎ ‎szukający‎ ‎w‎ ‎religii‎ ‎tylko strony‎ ‎ciekawej.‎ ‎Spotykamy‎ ‎ich‎ ‎często:‎ ‎przez‎ ‎lornetki przypatrują‎ ‎się‎ ‎uroczystym‎ ‎nabożeństwom‎ ‎i‎ ‎rozpytują, czy‎ ‎w‎ ‎palmową‎ ‎niedzielę‎ ‎ksiądz‎ ‎będzie‎ ‎naprawdę‎ ‎jechał na‎ ‎ośle‎ ‎czy‎ ‎nie…‎ ‎Zostawmy‎ ‎ich‎ ‎w‎ ‎spokoju,‎ ‎jak‎ ‎Pan
nasz‎ ‎uczynił.
Lecz‎ ‎są‎ ‎między‎ ‎nimi‎ ‎i‎ ‎subtelniejsi.
Najpierw‎ ‎są‎ ‎ci‎ ‎wiecznie‎ ‎pytający‎ ‎o‎ ‎dowody‎ ‎obiektywne,‎ ‎które by‎ ‎mogli‎ ‎zrozumieć;‎ ‎ci‎ ‎myślą,‎ ‎że‎ ‎raz‎ ‎na zawsze‎ ‎„załatwili‎ ‎się“‎ ‎z‎ ‎katolicyzmem,‎ ‎gdy‎ ‎na przykład zbadali‎ ‎jakąś‎ ‎przesadną‎ ‎historię‎ ‎o‎ ‎cudach‎ ‎w‎ ‎Lourdes i‎ ‎znaleźli,‎ ‎że‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎prawdziwa.‎ ‎Uważają‎ ‎oni,‎ ‎że‎ ‎religia‎ ‎powinna‎ ‎w‎ ‎ciągu‎ ‎pięciu‎ ‎minut‎ ‎dać‎ ‎jakieś‎ ‎nadzwyczajne,‎ ‎zdumiewające‎ ‎rezultaty,‎ ‎inaczej‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎prawdziwą.‎
‎Istnieje‎ ‎cała‎ ‎szkoła‎ ‎psychologiczna‎ ‎tak‎ ‎traktująca religię.‎ ‎Liczy‎ ‎się‎ ‎ona‎ ‎tylko‎ ‎z‎ ‎wyjątkowymi‎ ‎wypadkami ekstaz,‎ ‎widzeń,‎ ‎cudów,‎ ‎odrzuca‎ ‎zaś‎ ‎spokojną‎ ‎pobożność milionów,‎ ‎niezliczone‎ ‎ciche‎ ‎a‎ ‎bohaterskie‎ ‎żywoty‎ ‎prostej wiary‎ ‎i‎ ‎cierpienia,‎ ‎i‎ ‎myśli,‎ ‎że‎ ‎naprawdę‎ ‎zbadała religię.‎ ‎„A‎ ‎Herod,‎ ‎ujrzawszy‎ ‎Jezusa,‎ ‎uradował‎ ‎się bardzo,‎ ‎spodziewał‎ ‎się.‎ ‎że‎ ‎miał‎ ‎widzieć‎ ‎jakie‎ ‎cuda‎ ‎od niego‎ ‎uczynione‎”‎ ‎(Ł.‎ ‎XXIII,‎ ‎8).‎ ‎
Dla‎ ‎takich‎ ‎jak ‎Herod ludzi‎ ‎religią‎ ‎jest‎ ‎tylko‎ ‎jej‎ ‎strona‎ ‎nadzwyczajna.‎ ‎Żądają oni,‎ ‎by‎ ‎Stwórca‎ ‎zawsze‎ ‎urządzał‎ ‎sztuczki‎ ‎zamiast stwarzać,‎ ‎i‎ ‎jedyne‎ ‎ich‎ ‎pojęcie‎ ‎Światłości‎ ‎świata‎ ‎polega na‎ ‎tym,‎ ‎aby‎ ‎Ona‎ ‎zawsze‎ ‎wybuchała‎ ‎fajerwerkami.

Jeszcze‎ ‎subtelniejszą‎ ‎odmianę‎ ‎herodianów‎ ‎stanowią‎ ‎ci, którzy‎ ‎zawsze‎ ‎żądają‎ ‎wyników‎ ‎materialnych‎ ‎od‎ ‎społeczności‎ ‎duchowych.‎ ‎Ci‎ ‎ciągle‎ ‎porównują‎ ‎kraje‎ ‎katolickie i‎ ‎protestanckie‎ ‎na‎ ‎niekorzyść‎ ‎pierwszych.‎ ‎I‎ ‎rzecz‎ ‎ciekawa,‎ ‎iż‎ ‎wygląda‎ ‎to‎ ‎tak,‎ ‎jak‎ ‎gdyby‎ ‎oni‎ ‎uważali,‎ ‎że celem‎ ‎Kościoła‎ ‎katolickiego‎ ‎jest,‎ ‎albo‎ ‎powinna‎ ‎być‎ ‎produkcja‎ ‎dobrze‎ ‎odżywionych‎ ‎dorobkiewiczów.‎ ‎Zwracają‎ ‎oni‎ ‎uwagę‎ ‎na‎ ‎to,‎ ‎że‎ ‎w‎ ‎Irlandji‎ ‎jest‎ ‎ile‎ ‎urządzony system‎ ‎drenowania,‎ ‎że‎ ‎hiszpańskie‎ ‎karabiny‎ ‎są‎ ‎gorsze od‎ ‎amerykańskich.‎ ‎Zdają‎ ‎się‎ ‎myśleć,‎ ‎że‎ ‎Anglia‎ ‎za czasów‎ ‎królowej‎ ‎Elżbiety‎ ‎większe‎ ‎uczyniła‎ ‎postępy‎ ‎na polu‎ ‎krwawych‎ ‎podbojów‎ ‎Indian‎ ‎i‎ ‎chwytaniu‎ ‎skarbami‎ ‎obładowanych‎ ‎okrętów,‎ ‎niż‎ ‎Anglia‎ ‎z‎ ‎XV‎ ‎w.; według‎ ‎zapatrywania‎ ‎tych‎ ‎ludzi‎ ‎przedsięwzięcia‎ ‎kolonialne,‎ ‎papiery‎ ‎publiczne‎ ‎i‎ ‎maszyny‎ ‎są‎ ‎dziełem‎ ‎—‎ ‎ducha. Nie‎ ‎mówią‎ ‎natomiast‎ ‎nic‎ ‎o‎ ‎czystości‎ ‎obyczajów‎ ‎w‎ ‎Irlandii,‎ ‎o‎ ‎świętym‎ ‎życiu‎ ‎rodzinnym‎ ‎katolickich‎ ‎Niemiec lub‎ ‎o‎ ‎tym,‎ ‎że‎ ‎Hiszpania‎ ‎dziś‎ ‎jeszcze‎ ‎wielbi‎ ‎Boga,‎ ‎nie szczędząc‎ ‎na‎ ‎słuchanie‎ ‎nabożeństw‎ ‎—‎ ‎czasu,‎ ‎na‎ ‎wznoszenie‎ ‎świątyń‎ ‎Pańskich‎ ‎—‎ ‎pieniędzy;‎ ‎że‎ ‎katolicy‎ ‎francuscy czynią‎ ‎więcej‎ ‎dla‎ ‎misji ‎niż‎ ‎jaki‎ ‎bądź‎ ‎inny‎ ‎kraj,‎ ‎albo‎ ‎że liczba‎ ‎Komunii ‎rocznie‎ ‎udzielanych‎ ‎w‎ ‎diecezji‎ ‎kolońskiej‎ ‎przewyższa‎ ‎liczbę‎ ‎Komunii ‎anglikańskich‎ ‎w‎ ‎całej Wielkiej‎ ‎Brytanii;‎ ‎te‎ ‎fakty‎ ‎i‎ ‎objawy‎ ‎dla‎ ‎tych‎ ‎ludzi‎ ‎nie stanowią‎ ‎religii. ‎Próbą‎ ‎religii‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎według‎ ‎nich‎ ‎Miłość, Świętość,‎ ‎Cześć,‎ ‎Wiara‎ ‎i‎ ‎Poświęcenie,‎ ‎nie!‎ ‎religia‎ ‎według‎ ‎tych‎ ‎ludzi‎ ‎musi‎ ‎wytwarzać‎ ‎i‎ ‎rozwijać‎ ‎handel, dawać‎ ‎wysokie‎ ‎dywidendy,‎ ‎stwarzać‎ ‎powodzenie‎ ‎państwowe,‎ ‎budować‎ ‎tramwaje‎ ‎i‎ ‎fabrykować‎ ‎światło‎ ‎elektryczne.
W końcu‎ ‎najreligijniejsi‎ ‎herodianie‎ ‎uważają‎ ‎religię‎ ‎za‎ ‎coś,‎ ‎co‎ ‎daje‎ ‎przyjemne‎ wrażenia‎ ‎temu,‎ ‎co‎ ‎oni biorą‎ ‎za‎ ‎swoją‎ ‎duszę.‎ ‎Wzruszenia‎ ‎psychiczne‎ ‎są‎ ‎dla nich‎ ‎miarą‎ ‎upadku‎ ‎lub‎ ‎podnoszenia‎ ‎się‎ ‎Kościoła.‎ ‎Jeżeli‎ ‎lubią‎ ‎kadzidło,‎ ‎chodzą‎ ‎na‎ ‎sumę,‎ ‎jeżeli‎ ‎nie‎ ‎lubią łaciny,‎ ‎to‎ ‎nie‎ ‎chodzą‎ ‎na‎ ‎mszę.‎ ‎Gdy‎ ‎kaznodzieja‎ ‎daje im‎ ‎miłe‎ ‎wrażenie‎ ‎ciepła‎ ‎i‎ ‎zadowolenia,‎ ‎to‎ ‎słuchają jego‎ ‎kazań.‎ ‎Gdy‎ ‎inny‎ ‎budzi‎ ‎niepokój‎ ‎roztaczanym obrazem‎ ‎grzechów‎ ‎i‎ ‎ich‎ ‎skutków,‎ ‎a‎ ‎zatem‎ ‎wznieca uczucie‎ ‎niemiłe‎ ‎i‎ ‎lęk,‎ ‎unikają‎ ‎go.
Z‎ ‎reguły‎ ‎ludzie‎ ‎ci‎ ‎są‎ ‎przeciwni‎ ‎Kościołowi‎ ‎katolickiemu,‎ ‎gdyż‎ ‎mimo‎ ‎utartej‎ ‎opinii‎ ‎prędko‎ ‎przekonują‎ ‎się,‎ ‎że‎ ‎wzruszenia‎ ‎psychiczne‎ ‎bardzo‎ ‎mało‎ ‎zajmują‎ ‎miejsca‎ ‎w‎ ‎katolicyzmie;‎ ‎że‎ ‎właśnie‎ ‎odznacza‎ ‎się on‎ ‎bardzo‎ ‎zimnym‎ ‎i‎ ‎rzeczowym‎ ‎traktowaniem‎ ‎dusz, żąda‎ ‎posłuszeństwa‎ ‎raczej‎ ‎niż‎ ‎poświęcenia,‎ ‎wierności, pokory‎ ‎i‎ ‎obowiązkowości‎ ‎bardziej‎ ‎niż‎ ‎wrażeń‎ ‎niedzielnych,‎ ‎śpiewów‎ ‎i‎ ‎kadzidła.
Jakaż‎ ‎jest‎ ‎zatem‎ ‎omyłka‎ ‎herodianów?‎ ‎Oto:‎ ‎Prawda‎ ‎jest‎ ‎dla‎ ‎nich‎ ‎za‎ ‎głęboka.
Gdy‎ ‎przed‎ ‎Herodem‎ ‎stał‎ ‎Chrystus,‎ ‎Herod‎ ‎chciał czegoś‎ ‎od‎ ‎Niego‎ ‎zupełnie‎ ‎innego‎ ‎niż‎ ‎to,‎ ‎co‎ ‎mu‎ ‎Chrystus ofiarował.‎ ‎Herod‎ ‎pragnął‎ ‎widzieć‎ ‎swoje‎ ‎berło‎ ‎podwojone,‎ ‎żołnierza‎ ‎zabitego‎ ‎i‎ ‎wskrzeszonego,‎ ‎pragnął‎ ‎czegoś,‎ ‎co by‎ ‎przerwało‎ ‎nieznośną‎ ‎jednostajność‎ ‎zmysłowego‎ ‎życia,‎ ‎nowych‎ ‎wrażeń‎ ‎zewnętrznych,‎ ‎słowem: ogni‎ ‎sztucznych.‎ ‎Zaś‎ ‎Ten,‎ ‎który‎ ‎głosił,‎ ‎że‎ ‎jest‎ ‎Światłością‎ ‎świata,‎ ‎ofiarował‎ ‎mu‎ ‎zamiast‎ ‎tego‎ ‎światło,‎ ‎białe, równe‎ ‎światło‎ ‎Boskiej‎ ‎Osoby,‎ ‎płonące‎ ‎w‎ ‎lampie‎ ‎Świętego‎ ‎Człowieczeństwa.
Takie‎ ‎właśnie‎ ‎jest‎ ‎postępowanie‎ ‎Kościoła‎ ‎katolickiego.‎ ‎Prawda,‎ ‎czyni‎ ‎on‎ ‎czasem‎ ‎cuda,‎ ‎a‎ ‎raczej‎ ‎czyni je‎ ‎Ten,‎ ‎który‎ ‎mieszka‎ ‎w‎ ‎Kościele,‎ ‎jak‎ ‎je‎ ‎czynił‎ ‎przed dwoma‎ ‎tysiącami‎ ‎lat‎ ‎Prawda,‎ ‎czasem‎ ‎czyni‎ ‎On‎ ‎rzeczy‎ ‎niezwykłe:‎ ‎do‎ ‎Jerozolimy‎ ‎odbywa‎ ‎wjazd‎ ‎w‎ ‎Palmową‎ ‎Niedzielę,‎ ‎i‎ ‎dotąd‎ ‎jako‎ ‎Wieczny‎ ‎Kapłan‎ ‎w‎ ‎każdym‎ ‎kościele‎ ‎katolickim‎ ‎sprawuje‎ ‎Ofiarę‎ ‎mszy.‎ ‎Czyni takie‎ ‎rzeczy‎ ‎pożyteczne:‎ ‎tłumy‎ ‎karmi‎ ‎chlebem,‎ ‎wytwarza‎ ‎zdrowe‎ ‎życie‎ ‎rodzinne,‎ ‎i‎ ‎tam‎ ‎gdzie‎ ‎jego‎ ‎panowanie‎ ‎jest‎ ‎przyjęte,‎ ‎buduje‎ ‎zdrowy‎ ‎system‎ ‎społeczny, często‎ ‎daje‎ ‎cudowne‎ ‎pokrzepienia‎ ‎ducha,‎ ‎naprawdę pociesza‎ ‎cierpiących,‎ ‎a‎ ‎kochających‎ ‎Go‎ ‎napełnia szczęściem,‎ ‎gdy‎ ‎łączą‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎Nim‎ ‎przy‎ ‎kratkach‎ ‎ołtarza.
Lecz‎ ‎mimo‎ ‎to‎ ‎Jego‎ ‎prawdziwe,‎ ‎główne‎ ‎zadanie‎ ‎leży w‎ ‎czym‎ ‎innym,‎ ‎jedynie‎ ‎w‎ ‎wezwaniu‎ ‎Jego‎ ‎całej‎ ‎Osobistości‎ ‎do‎ ‎nas.‎ ‎Kiedy‎ ‎stał‎ ‎przed‎ ‎Herodem,‎ ‎to‎ ‎wezwanie‎ ‎było wymowne,‎ ‎mimo‎ ‎że‎ ‎nie‎ ‎dał‎ ‎zewnętrznych‎ ‎wrażeń‎ ‎lub dowodów.‎ ‎Gdy‎ ‎stoi‎ ‎teraz‎ ‎przed‎ ‎żądnym‎ ‎wrażeń‎ ‎światem w‎ ‎tym‎ ‎Kościele,‎ ‎w‎ ‎którym‎ ‎działa,‎ ‎tak‎ ‎samo‎ ‎nas‎ ‎wzywa.
Religia‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎kwestią‎ ‎jedynie‎ ‎uczucia,‎ ‎ani‎ ‎też‎ ‎jedynie‎ ‎rozumu.‎ ‎Człowiek,‎ ‎mówiący:‎ ‎„Nie‎ ‎uwierzę,‎ ‎aż będę‎ ‎czuł“,‎ ‎jest‎ ‎równie‎ ‎ciasny‎ ‎i‎ ‎nierozsądny‎ ‎jak‎ ‎ten, który‎ ‎woła:‎ ‎„Nie‎ ‎uwierzę,‎ ‎aż‎ ‎zrozumiem”.‎ ‎Miłości‎ ‎Boga nie‎ ‎można‎ ‎wcisnąć‎ ‎do‎ ‎jednego‎ ‎ludzkiego‎ ‎serca,‎ ‎tak samo‎ ‎jak‎ ‎Mądrości‎ ‎Bożej‎ ‎wtłoczyć‎ ‎do‎ ‎jednego‎ ‎ludzkiego‎ ‎umysłu.‎ ‎Gdzieś‎ ‎p.‎ ‎Balfour‎ ‎mówi,‎ ‎że‎ ‎„gdyby dogmat‎ ‎Objawienia‎ ‎był‎ ‎dość‎ ‎mały‎ ‎dla‎ ‎pojemności‎ ‎naszego‎ ‎umysłu,‎ ‎to‎ ‎nie‎ ‎byłby‎ ‎dość‎ ‎wielki‎ ‎dla‎ ‎potrzeb naszej‎ ‎duszy”.‎ ‎Tak‎ ‎samo,‎ ‎gdyby‎ ‎Miłość‎ ‎Boga‎ ‎była zredukowana‎ ‎do‎ ‎naszej‎ ‎władzy‎ ‎odczuwania,‎ ‎to‎ ‎nie‎ ‎byłaby‎ ‎starczyła‎ ‎na‎ ‎Odkupienie‎ ‎świata‎ ‎przez‎ ‎śmierć Syna.‎ ‎To‎ ‎też‎ ‎religia‎ ‎Boska‎ ‎jest‎ ‎znacznie‎ ‎większa‎ ‎niż mózg‎ ‎lub‎ ‎serce‎ ‎ludzkie,‎ ‎większa‎ ‎niż‎ ‎rozumienie‎ ‎i‎ ‎odczuwanie.‎ ‎Musi‎ ‎ona‎ ‎poruszyć‎ ‎wolę‎,  ‎gdyż‎ ‎wola‎ ‎nasza, jakkolwiek‎ ‎słaba‎ ‎być‎ ‎może,‎ ‎zawsze‎ ‎dość‎ ‎ma‎ ‎siły,‎ ‎by połączyć‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎Wolą‎ ‎Boga.
Tak‎ ‎więc‎ ‎religia‎ ‎musi‎ ‎być‎ ‎większa‎ ‎od‎ ‎którejkolwiek‎ ‎władzy‎ ‎naszego‎ ‎ducha,‎ ‎musi‎ ‎być‎ ‎taka,‎ ‎jeśli‎ ‎jest Boska.‎ ‎Całość‎ ‎Kościoła‎ ‎katolickiego‎ ‎przemawia‎ ‎do człowieka‎ ‎jako‎ ‎do‎ ‎całości.‎ ‎Bóg‎ ‎nie‎ ‎potępia‎ ‎nas‎ ‎za brak‎ ‎zrozumienia‎ ‎lub‎ ‎brak‎ ‎uczucia,‎ ‎potępia‎ ‎za‎ ‎odsuwanie‎ ‎się‎ ‎od‎ ‎Niego.‎ ‎Staje‎ ‎On‎ ‎w‎ ‎Swym‎ ‎Kościele‎ ‎przed sądem‎ ‎naszych‎ ‎dusz,‎ ‎a‎ ‎wyrok,‎ ‎jaki‎ ‎wydamy‎ ‎na‎ ‎Niego, jest‎ ‎wyrokiem,‎ ‎który‎ ‎On‎ ‎w końcu‎ ‎na‎ ‎nas‎ ‎wyda.‎ ‎»Zawsze‎ ‎ludzie‎ ‎sami‎ ‎siebie‎ ‎oceniają,‎ ‎za‎ ‎trzydzieści‎ ‎srebrników‎ ‎Judasz‎ ‎siebie‎ ‎sprzedał,‎ ‎nie‎ ‎Chrystusa.‎‎”‎(1)‎
‎I‎ ‎zbrodnią‎ ‎Heroda‎ ‎jest‎ ‎w‎ ‎każdym‎ ‎czasie,‎ ‎w‎ ‎każdym‎ ‎wieku nie‎ ‎to,‎ ‎że‎ ‎żąda‎ ‎cudów,‎ ‎lecz‎ ‎że‎ ‎nie‎ ‎pyta‎ ‎o‎ ‎nic‎ ‎więcej, że‎ ‎żył‎ ‎tak‎ ‎długo‎ ‎zmysłowymi‎ ‎wrażeniami,‎ ‎aż‎ ‎cała jego‎ ‎osobistość‎ ‎zwyrodniała,‎ ‎a‎ ‎teraz‎ ‎żyje‎ ‎już‎ ‎tylko wrażliwością,‎ ‎jest‎ ‎jakby‎ ‎częścią‎ ‎tylko‎ ‎człowieka,‎ ‎podobny‎ ‎do‎ ‎tego,‎ ‎który‎ ‎umie‎ ‎czytać‎ ‎tylko‎ ‎tytuły‎ ‎w‎ ‎dzienniku.
To‎ ‎jest‎ ‎zbrodnia‎ ‎Heroda.‎ ‎Umarł,‎ ‎nie‎ ‎wiedząc o‎ ‎tym.‎ ‎Myśli,‎ ‎że‎ ‎życie‎ ‎zasadza‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎odczuwaniu, i ‎ominął‎ ‎jego‎ ‎podstawę.‎ ‎W‎ ‎katolicyzmie‎ ‎widzi‎ ‎tylko władzę‎ ‎czynienia‎ ‎cudów,‎ ‎uważa‎ ‎go‎ ‎tylko‎ ‎za‎ ‎stowarzyszenie‎ ‎dobroczynne,‎ ‎albo‎ ‎siłę‎ ‎polityczną,‎ ‎albo‎ ‎opiekuna sztuki,‎ ‎a‎ ‎jeśli,‎ ‎jak‎ ‎sądzi‎ ‎sam,‎ ‎katolicyzm‎ ‎niedobrze spełnia‎ ‎te‎ ‎zadania,‎ ‎wtedy‎ ‎przestaje‎ ‎go‎ ‎interesować. Pozostaje‎ ‎tylko‎ ‎śmiać‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎Kościoła‎ ‎i‎ ‎bawić‎ ‎się‎ ‎nim. Tak‎ ‎Herod‎ ‎śmiał‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎Chrystusa,‎ ‎przebrał‎ ‎go‎ ‎za‎ ‎jarmarcznego‎ ‎króla‎ ‎i‎ ‎śmiał‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎Niego‎ ‎wraz‎ ‎z‎ ‎dworem długo‎ ‎i‎ ‎głośno,‎ ‎i‎ ‎posłał‎ ‎swego‎ ‎Boga‎ ‎na‎ ‎śmierć.‎ ‎
Osiągamy‎ ‎u‎ ‎Boga‎ ‎dokładnie‎ ‎to,‎ ‎na‎ ‎co‎ ‎zasłużyliśmy,‎ ‎a‎ ‎otrzymujemy‎ ‎równie‎ ‎ściśle‎ ‎to,‎ ‎co‎ ‎naprawdę‎ ‎pragniemy mieć‎ ‎od‎ ‎Niego.

Wesprzyj nas


R.‎ ‎H.‎ ‎BENSON -CHRYSTUS W ŻYCIU KOŚCIOŁA, NAKŁAD‎ ‎KSIĘGARNI‎ ‎SW.‎ ‎WOJCIECHA.1921

(1)‎ ‎Stara‎ ‎pieśń‎ ‎religijna‎ ‎angielska.

ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Jedna odpowiedź do „„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej wiary. Cz.XII. Herod”

  1. Awatar Zbyszek
    Zbyszek

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

    Polubienie

Skomentuj