VI.
HEROD.
W
ostatnim rozdziale mówiliśmy o agnostykach i gnostykach, uważających Prawdę za coś tajemniczego. Teraz zwrócimy się do zupełnego ich przeciwieństwa. Dla jednych Prawda była za prosta, dla innych, o których będzie mowa, Prawda była za głęboka.
Nie potrzebujemy długo się nimi zajmować, gdyż nie zasługują na dłuższe roztrząsanie ich poglądów. Chrystus zniżył się do rozmowy z Piłatem, do odpowiadania Kajfaszowi, a nawet do przemówienia do Judasza, lecz dla Heroda miał jako odpowiedź jedynie milczenie Boskiej pogardy.
Ci herodianie tworzą kilka grup, są między nimi weseli, hałaśliwi głupcy, szukający w religii tylko strony ciekawej. Spotykamy ich często: przez lornetki przypatrują się uroczystym nabożeństwom i rozpytują, czy w palmową niedzielę ksiądz będzie naprawdę jechał na ośle czy nie… Zostawmy ich w spokoju, jak Pan
nasz uczynił.
Lecz są między nimi i subtelniejsi.
Najpierw są ci wiecznie pytający o dowody obiektywne, które by mogli zrozumieć; ci myślą, że raz na zawsze „załatwili się“ z katolicyzmem, gdy na przykład zbadali jakąś przesadną historię o cudach w Lourdes i znaleźli, że nie jest prawdziwa. Uważają oni, że religia powinna w ciągu pięciu minut dać jakieś nadzwyczajne, zdumiewające rezultaty, inaczej nie jest prawdziwą.
Istnieje cała szkoła psychologiczna tak traktująca religię. Liczy się ona tylko z wyjątkowymi wypadkami ekstaz, widzeń, cudów, odrzuca zaś spokojną pobożność milionów, niezliczone ciche a bohaterskie żywoty prostej wiary i cierpienia, i myśli, że naprawdę zbadała religię. „A Herod, ujrzawszy Jezusa, uradował się bardzo, spodziewał się. że miał widzieć jakie cuda od niego uczynione” (Ł. XXIII, 8).
Dla takich jak Herod ludzi religią jest tylko jej strona nadzwyczajna. Żądają oni, by Stwórca zawsze urządzał sztuczki zamiast stwarzać, i jedyne ich pojęcie Światłości świata polega na tym, aby Ona zawsze wybuchała fajerwerkami.
Jeszcze subtelniejszą odmianę herodianów stanowią ci, którzy zawsze żądają wyników materialnych od społeczności duchowych. Ci ciągle porównują kraje katolickie i protestanckie na niekorzyść pierwszych. I rzecz ciekawa, iż wygląda to tak, jak gdyby oni uważali, że celem Kościoła katolickiego jest, albo powinna być produkcja dobrze odżywionych dorobkiewiczów. Zwracają oni uwagę na to, że w Irlandji jest ile urządzony system drenowania, że hiszpańskie karabiny są gorsze od amerykańskich. Zdają się myśleć, że Anglia za czasów królowej Elżbiety większe uczyniła postępy na polu krwawych podbojów Indian i chwytaniu skarbami obładowanych okrętów, niż Anglia z XV w.; według zapatrywania tych ludzi przedsięwzięcia kolonialne, papiery publiczne i maszyny są dziełem — ducha. Nie mówią natomiast nic o czystości obyczajów w Irlandii, o świętym życiu rodzinnym katolickich Niemiec lub o tym, że Hiszpania dziś jeszcze wielbi Boga, nie szczędząc na słuchanie nabożeństw — czasu, na wznoszenie świątyń Pańskich — pieniędzy; że katolicy francuscy czynią więcej dla misji niż jaki bądź inny kraj, albo że liczba Komunii rocznie udzielanych w diecezji kolońskiej przewyższa liczbę Komunii anglikańskich w całej Wielkiej Brytanii; te fakty i objawy dla tych ludzi nie stanowią religii. Próbą religii nie jest według nich Miłość, Świętość, Cześć, Wiara i Poświęcenie, nie! religia według tych ludzi musi wytwarzać i rozwijać handel, dawać wysokie dywidendy, stwarzać powodzenie państwowe, budować tramwaje i fabrykować światło elektryczne.
W końcu najreligijniejsi herodianie uważają religię za coś, co daje przyjemne wrażenia temu, co oni biorą za swoją duszę. Wzruszenia psychiczne są dla nich miarą upadku lub podnoszenia się Kościoła. Jeżeli lubią kadzidło, chodzą na sumę, jeżeli nie lubią łaciny, to nie chodzą na mszę. Gdy kaznodzieja daje im miłe wrażenie ciepła i zadowolenia, to słuchają jego kazań. Gdy inny budzi niepokój roztaczanym obrazem grzechów i ich skutków, a zatem wznieca uczucie niemiłe i lęk, unikają go.
Z reguły ludzie ci są przeciwni Kościołowi katolickiemu, gdyż mimo utartej opinii prędko przekonują się, że wzruszenia psychiczne bardzo mało zajmują miejsca w katolicyzmie; że właśnie odznacza się on bardzo zimnym i rzeczowym traktowaniem dusz, żąda posłuszeństwa raczej niż poświęcenia, wierności, pokory i obowiązkowości bardziej niż wrażeń niedzielnych, śpiewów i kadzidła.
Jakaż jest zatem omyłka herodianów? Oto: Prawda jest dla nich za głęboka.
Gdy przed Herodem stał Chrystus, Herod chciał czegoś od Niego zupełnie innego niż to, co mu Chrystus ofiarował. Herod pragnął widzieć swoje berło podwojone, żołnierza zabitego i wskrzeszonego, pragnął czegoś, co by przerwało nieznośną jednostajność zmysłowego życia, nowych wrażeń zewnętrznych, słowem: ogni sztucznych. Zaś Ten, który głosił, że jest Światłością świata, ofiarował mu zamiast tego światło, białe, równe światło Boskiej Osoby, płonące w lampie Świętego Człowieczeństwa.
Takie właśnie jest postępowanie Kościoła katolickiego. Prawda, czyni on czasem cuda, a raczej czyni je Ten, który mieszka w Kościele, jak je czynił przed dwoma tysiącami lat Prawda, czasem czyni On rzeczy niezwykłe: do Jerozolimy odbywa wjazd w Palmową Niedzielę, i dotąd jako Wieczny Kapłan w każdym kościele katolickim sprawuje Ofiarę mszy. Czyni takie rzeczy pożyteczne: tłumy karmi chlebem, wytwarza zdrowe życie rodzinne, i tam gdzie jego panowanie jest przyjęte, buduje zdrowy system społeczny, często daje cudowne pokrzepienia ducha, naprawdę pociesza cierpiących, a kochających Go napełnia szczęściem, gdy łączą się z Nim przy kratkach ołtarza.
Lecz mimo to Jego prawdziwe, główne zadanie leży w czym innym, jedynie w wezwaniu Jego całej Osobistości do nas. Kiedy stał przed Herodem, to wezwanie było wymowne, mimo że nie dał zewnętrznych wrażeń lub dowodów. Gdy stoi teraz przed żądnym wrażeń światem w tym Kościele, w którym działa, tak samo nas wzywa.
Religia nie jest kwestią jedynie uczucia, ani też jedynie rozumu. Człowiek, mówiący: „Nie uwierzę, aż będę czuł“, jest równie ciasny i nierozsądny jak ten, który woła: „Nie uwierzę, aż zrozumiem”. Miłości Boga nie można wcisnąć do jednego ludzkiego serca, tak samo jak Mądrości Bożej wtłoczyć do jednego ludzkiego umysłu. Gdzieś p. Balfour mówi, że „gdyby dogmat Objawienia był dość mały dla pojemności naszego umysłu, to nie byłby dość wielki dla potrzeb naszej duszy”. Tak samo, gdyby Miłość Boga była zredukowana do naszej władzy odczuwania, to nie byłaby starczyła na Odkupienie świata przez śmierć Syna. To też religia Boska jest znacznie większa niż mózg lub serce ludzkie, większa niż rozumienie i odczuwanie. Musi ona poruszyć wolę, gdyż wola nasza, jakkolwiek słaba być może, zawsze dość ma siły, by połączyć się z Wolą Boga.
Tak więc religia musi być większa od którejkolwiek władzy naszego ducha, musi być taka, jeśli jest Boska. Całość Kościoła katolickiego przemawia do człowieka jako do całości. Bóg nie potępia nas za brak zrozumienia lub brak uczucia, potępia za odsuwanie się od Niego. Staje On w Swym Kościele przed sądem naszych dusz, a wyrok, jaki wydamy na Niego, jest wyrokiem, który On w końcu na nas wyda. »Zawsze ludzie sami siebie oceniają, za trzydzieści srebrników Judasz siebie sprzedał, nie Chrystusa.”(1)
I zbrodnią Heroda jest w każdym czasie, w każdym wieku nie to, że żąda cudów, lecz że nie pyta o nic więcej, że żył tak długo zmysłowymi wrażeniami, aż cała jego osobistość zwyrodniała, a teraz żyje już tylko wrażliwością, jest jakby częścią tylko człowieka, podobny do tego, który umie czytać tylko tytuły w dzienniku.
To jest zbrodnia Heroda. Umarł, nie wiedząc o tym. Myśli, że życie zasadza się na odczuwaniu, i ominął jego podstawę. W katolicyzmie widzi tylko władzę czynienia cudów, uważa go tylko za stowarzyszenie dobroczynne, albo siłę polityczną, albo opiekuna sztuki, a jeśli, jak sądzi sam, katolicyzm niedobrze spełnia te zadania, wtedy przestaje go interesować. Pozostaje tylko śmiać się z Kościoła i bawić się nim. Tak Herod śmiał się z Chrystusa, przebrał go za jarmarcznego króla i śmiał się z Niego wraz z dworem długo i głośno, i posłał swego Boga na śmierć.
Osiągamy u Boga dokładnie to, na co zasłużyliśmy, a otrzymujemy równie ściśle to, co naprawdę pragniemy mieć od Niego.
Wesprzyj nas
R. H. BENSON -CHRYSTUS W ŻYCIU KOŚCIOŁA, NAKŁAD KSIĘGARNI SW. WOJCIECHA.1921
(1) Stara pieśń religijna angielska.
Dodaj odpowiedź do Zbyszek Anuluj pisanie odpowiedzi