PÓKIŻ‎ ‎BĘDZIECIE‎ ‎CHROMAĆ‎ ‎NA‎ ‎DWIE STRONY?

Dlaczego‎ ‎jesteśmy‎ ‎wiecznie‎ ‎karłami?‎ ‎Dlaczego‎ ‎nie‎ ‎wzrastamy?‎ ‎Dlatego‎ ‎że‎ ‎nie‎ podnosimy‎ ‎wzroku‎ ‎ku‎ ‎naszym‎ ‎prawdziwie‎ ‎wielkim‎ ‎mężom‎ ‎z‎ ‎dawnych‎ ‎i‎ ‎nowych‎ ‎czasów.‎ ‎Takim‎ ‎wielkim‎ ‎mężem‎ ‎był‎ ‎Eljasz,‎ ‎Jan‎ ‎Starego‎ ‎Zakonu. Eljasz‎ ‎—‎ ‎wzór‎ ‎chrześcijańskiej‎ ‎stanowczości!‎ ‎Żył‎ ‎w‎ ‎złych‎ ‎czasach.‎ ‎Dom‎ ‎królewski‎ ‎znieprawiony.‎ ‎Bałwochwalstwo‎ ‎stało‎ ‎się‎ ‎religią dworu.‎ ‎Całe‎ ‎arm‎ie‎ ‎przedajnych‎ ‎proroków‎ ‎łasiły‎ ‎się‎ ‎u‎ ‎stołu‎ ‎księcia.‎ ‎Religia‎ ‎prawdziwego Boga‎ ‎wygnana‎ ‎była‎ ‎z‎ ‎kraju.‎ ‎Skryta‎ ‎i‎ ‎otwarta walka‎ ‎religijna‎ ‎wrzała‎ ‎w‎ ‎Izraelu.‎ ‎Dobrzy‎ ‎byli wszędzie‎ ‎w‎ ‎mniejszości.‎ ‎Taki‎ ‎stan‎ ‎rzeczy‎ ‎demoralizuje,‎ ‎denerwuje‎ ‎masy‎ ‎i‎ ‎odbiera‎ ‎im‎ ‎odwagę.‎ ‎Większość‎ ‎odpada.‎ ‎Może‎ ‎Eliasz‎ ‎narzekać;‎ ‎,,Synowie‎ ‎Izraela‎ ‎opuścili‎ ‎Zakon.‎ ‎Zburzyli‎ ‎ołtarze.‎ ‎Proroków‎ ‎mieczem‎ ‎zabili.‎ ‎Pozostałem‎ ‎sam,‎ ‎i‎ ‎oni‎ ‎pomrą‎ ‎po‎ ‎mojem‎ ‎życiu”.‎ ‎(III Ks.‎ ‎Kr.‎ ‎19).

W‎ ‎tym‎ ‎czasie‎ ‎upadku‎ ‎zjawia‎ ‎się‎ ‎Eljasz.‎ ‎Jeden‎ ‎przeciw‎ ‎mil‎ionom.‎ ‎Cóż‎ ‎poradzi‎ ‎sam?‎ ‎Po ludzku‎ ‎mówiąc,‎ ‎nic.‎ ‎Z‎ ‎Bogiem‎ ‎wszystko.‎ ‎Eljasz sam‎ ‎jeden‎ ‎nie‎ ‎obawia‎ ‎się‎ ‎potęgi‎ ‎najwyższego rządu.‎ ‎Staje‎ ‎przed‎ ‎obliczem‎ ‎króla:‎ ‎Jak‎ ‎Bóg żywię,‎ ‎Bóg‎ ‎Izraela,‎ ‎nie‎ ‎spadnie‎ ‎w‎ ‎tych‎ ‎latach ani‎ ‎rosa‎ ‎ani‎ ‎deszcz,‎ ‎jedno‎ ‎według‎ ‎słów‎ ‎moich. Ty‎ ‎i‎ ‎dom‎ ‎twój‎ ‎sprowadziliście‎ ‎nieszczęście‎ ‎na kraj.‎ ‎Grzechy‎ ‎królów‎ ‎są‎ ‎nieszczęściem‎ ‎ludów. Błędy‎ ‎rządów‎ ‎plagami‎ ‎narodów.‎ ‎A‎ ‎powiedziawszy‎ ‎to,‎ ‎odszedł.

Prawda‎ ‎jest‎ ‎dla‎ ‎wszystkich.‎ ‎Nie ma‎ ‎tak uprzywilejowanych‎ ‎grzeszników,‎ ‎przed‎ ‎którymi by‎ ‎zamilkła.‎ ‎Prawda‎ ‎jest‎ ‎dla‎ ‎wszystkich, także‎ ‎dla‎ ‎tych,‎ ‎co‎ ‎siedzą‎ ‎na‎ ‎tronach,‎ ‎wysokich‎ ‎urzędach‎ ‎i‎ ‎złotych‎ ‎krzesłach. Szczytem‎ ‎nieszczęścia‎ ‎dla‎ ‎kraju‎ ‎jest‎ ‎brak niezależnych,‎ ‎nieustraszonych‎ ‎proroków,‎ ‎którzy tak‎ ‎samo‎ ‎nawołują‎ ‎prosty‎ ‎lud,‎ ‎jak‎ ‎i‎ ‎możnych głośno‎ ‎i‎ ‎wyraźnie‎ ‎—‎ ‎nie‎ ‎milkną‎ ‎ani‎ ‎przed‎ ‎księciem‎ ‎ani‎ ‎przed‎ ‎ministrem,‎ ‎choćby‎ ‎im‎ ‎śmierć‎ ‎groziła.‎ ‎

Majestat‎ ‎prawdy‎ ‎stoi‎ ‎ponad‎ ‎wszelkimi majestatami‎ ‎doczesnymi,‎ ‎a‎ ‎suwerenność‎ ‎Pana ponad‎ ‎wszelką‎ ‎zwierzchnością‎ ‎ziemską. I‎ ‎to‎ ‎się‎ ‎wkrótce‎ ‎pokazało.‎ ‎Król‎ ‎wzywa Eljasza‎ ‎przed‎ ‎siebie.‎ ‎Posyła‎ ‎rotmistrza‎ ‎z‎ ‎50‎ ‎żołnierzami,‎ ‎aby‎ ‎przywiedli‎ ‎świętego.‎ ‎Rozkaz brzmi:‎ ‎Człowiecze‎ ‎Boży,‎ ‎król‎ ‎rozkazał,‎ ‎abyś zstąpił‎ ‎z‎ ‎góry‎ ‎Karmelu‎ ‎i‎ ‎abyś‎ ‎doń‎ ‎przyszedł. Elj‎asz‎ ‎odpowiedział‎ ‎rotmistrzowi:‎ ‎,,Jeżelim‎ ‎ja jest‎ ‎człowiek‎ ‎Boży,‎ ‎niech‎ ‎zstąpi‎ ‎ogień‎ ‎z‎ ‎nieba, a‎ ‎niech‎ ‎cię‎ ‎pożre‎ ‎i‎ ‎50‎ ‎twoich!”‎ ‎I‎ ‎zstąpił‎ ‎tedy ogień‎ ‎z‎ ‎nieba‎ ‎i‎ ‎pożarł‎ ‎go‎ ‎i‎ ‎50,‎ ‎którzy‎ ‎z‎ ‎nim‎ ‎byli.

Bóg‎ ‎ustanowił‎ ‎królów;‎ ‎ale‎ ‎autorytet‎ ‎religji i‎ ‎moralności‎ ‎stoi‎ ‎ponad‎ ‎autorytetem‎ ‎politycznym‎ ‎i‎ ‎państwowym.‎ ‎Rządy‎ ‎mają‎ ‎rządzić,‎ ‎ale nie‎ ‎mają‎ ‎zapominać,‎ ‎że‎ ‎i‎ ‎Kościół‎ ‎jest‎ ‎rządem, i‎ ‎tam,‎ ‎gdzie‎ ‎zachodzi‎ ‎sprawa‎ ‎prawdy‎ ‎i‎ ‎sumienia,‎ ‎Kościół‎ ‎stoi‎ ‎ponad‎ ‎mocą‎ ‎ziemską.‎ ‎Eljasz jest‎ ‎świętym‎ ‎obrońcą‎ ‎niezawisłości‎ ‎Kościoła w‎ ‎Starym‎ ‎Zakonie,‎ ‎jak‎ ‎Jan‎ ‎—‎ ‎apostołem‎ ‎i‎ ‎męczennikiem‎ ‎niezawisłości‎ ‎Kościoła‎ ‎w‎ ‎Nowem Przymierzu!

Elj‎asz,‎ ‎tak‎ ‎jak‎ ‎później‎ ‎Jan,‎ ‎jest‎ ‎wzorem chrześcijańskiej‎ ‎niezależności‎ ‎również‎ ‎wobec opinii‎ ‎publicznej!‎ ‎Opinia‎ ‎publiczna‎ ‎to‎ ‎także król,‎ ‎jak‎ ‎każdy‎ ‎inny,‎ ‎i‎ ‎rząd,‎ tylko‎ ‎bardziej‎ ‎ciemięski‎ ‎niż‎ ‎każdy‎ ‎inny.‎ ‎Niewielu‎ ‎jest‎ ‎dość‎ ‎silnych,‎ ‎aby‎ ‎z‎ ‎tym‎ ‎rządem‎ ‎bojować‎ ‎o‎ ‎wolność.
Niejeden‎ ‎prawdziwy‎ ‎demokrata,‎ ‎niejeden‎ ‎rewolucjonista,‎ ‎wróg‎ ‎każdego‎ ‎nawet‎ ‎najbardziej umiarkowanego‎ ‎rządu,‎ ‎nie‎ ‎ma‎ ‎odwagi‎ ‎wystąpić przeciw‎ ‎tyraństwu‎ ‎tego‎ ‎najniesprawiedliwszego ze‎ ‎wszystkich‎ ‎rządów‎ ‎—‎ ‎przeciw‎ ‎tyraństwu‎ ‎królestwa‎ ‎większości.‎

‎Na‎ ‎dziesięć‎ ‎tysięcy‎ ‎współzawodników‎ ‎zaledwie‎ ‎jeden‎ ‎chodzi‎ ‎na‎ ‎własnych nogach‎ ‎i‎ ‎postępuje‎ ‎według‎ ‎własnego‎ ‎sumienia. Takim‎ ‎jednym‎ ‎był‎ ‎ów‎ ‎wielki‎ ‎kaznodzieja‎ ‎na Karmelu,‎ ‎wzywający‎ ‎do‎ ‎pokuty,‎ ‎człowiek‎ ‎we włosiennicy,‎ ‎opasany‎ ‎pasem‎ ‎skórzanym,‎ ‎mąż o‎ ‎żelaznej‎ ‎woli.‎ ‎Nieprzejednany‎ ‎wróg‎ ‎wszelkiej bezcharakterności‎ ‎i‎ ‎połowiczności.‎ ‎

A‎ ‎bez‎ ‎charakteru‎ ‎i‎ ‎połowiczny‎ ‎był‎ ‎lud‎ ‎w‎ ‎owych‎ ‎czasach. Judaizm‎ ‎nie‎ ‎był‎ ‎uczciwy,‎ ‎ani‎ ‎głęboko‎ ‎przekonany‎ ‎o‎ ‎swej‎ ‎prawdzie,‎ ‎ani‎ ‎wierzący‎ ‎w‎ ‎siebie, ani‎ ‎silny.‎ ‎Był‎ ‎pogaństwem‎ ‎niekonsekwentnem, nieradykalnem,‎ ‎ani‎ ‎jawnem,‎ ‎raczej‎ ‎mieszaniną obydwóch,‎ ‎małżeństwem‎ ‎prawdy‎ ‎i‎ ‎fałszu,‎ ‎dobrego‎ ‎i‎ ‎złego,‎ ‎religją,‎ ‎z‎ ‎której‎ ‎ani‎ ‎Bóg‎ ‎ani‎ ‎dja-beł‎ ‎chwały‎ ‎mieć‎ ‎nie‎ ‎mogą‎ ‎—‎ ‎słowem,‎ ‎był‎ ‎bez charakteru!

Ta‎ ‎mieszanina‎ ‎religijna‎ ‎wywołała‎ ‎męski gniew‎ ‎wielkiego‎ ‎Eljasza.‎ ‎Wezwał‎ ‎wszystkich mężów‎ ‎w‎ ‎Izraelu‎ ‎na‎ ‎górę‎ ‎Karmel.‎ ‎Potem‎ ‎wystąpił‎ ‎przed‎ ‎ludem‎ ‎i‎ ‎mówił:‎ ‎Jak‎ ‎długo‎ ‎chromać będziecie‎ ‎na‎ ‎obie‎ ‎strony?‎ ‎Jeżeli‎ ‎Pan‎ ‎jest‎ ‎Bogiem,‎ ‎idźcie‎ ‎za‎ ‎Nim.‎ ‎Lud‎ ‎nie‎ ‎odrzekł‎ ‎ani‎ ‎słowa.‎ ‎Wówczas‎ ‎Eljasz‎ ‎zaproponował,‎ ‎że‎ ‎każda part‎ja‎ ‎zbuduje‎ ‎ołtarz‎ ‎i‎ ‎złoży‎ ‎na‎ ‎nim‎ ‎wołu‎ ‎w‎ ‎ofierze‎ ‎—‎ ‎po‎ ‎jednej‎ ‎stronie‎ ‎450‎ ‎kapłanów‎ ‎bożka Baala,‎ ‎po‎ ‎drugiej‎ ‎stronie‎ ‎Eljasz.‎ ‎Bóg,‎ ‎który‎ ‎ześle‎ ‎ogień‎ ‎na‎ ‎ołtarz,‎ ‎jest‎ ‎Panem.‎ ‎Czterystu‎ ‎pięćdziesięciu‎ ‎fałszywych‎ ‎proroków‎ ‎modliło‎ ‎się‎ ‎do
Baala‎ ‎od‎ ‎rana‎ ‎do‎ ‎wieczora,‎ ‎Napróżno.‎ ‎I‎ ‎spadł ogień‎ ‎Pański‎ ‎z‎ ‎niebios‎ ‎i‎ ‎spalił‎ ‎ofiarę.‎ ‎Co‎ ‎gdy ujrzał‎ ‎lud,‎ ‎padł‎ ‎na‎ ‎oblicze‎ ‎swoje‎ ‎i‎ ‎rzekł:‎ ‎Pan jest‎ ‎Bogiem,‎ ‎Pan‎ ‎jest‎ ‎Bogiem!

Chromanie‎ ‎cielesne‎ ‎jest‎ ‎przedmiotem‎ ‎drwin i‎ ‎wstrętu;‎ ‎w‎ ‎znaczeniu‎ ‎duchowem‎ ‎należy‎ ‎do‎ ‎dobrego‎ ‎wychowania.‎ ‎Kto‎ ‎nie‎ ‎chroma,‎ ‎uchodzi za‎ ‎zacofanego,‎ ‎niewykształconego,‎ ‎nieprzyzwoitego,‎ ‎bezczelnego,‎ ‎upartego‎ ‎i‎ ‎krańcowego.‎ ‎Jest dziwakiem‎ ‎i‎ ‎przekornym.‎ ‎Aby‎ ‎wejść‎ ‎w‎ ‎tak zwane‎ ‎lepsze‎ ‎towarzystwo‎ ‎i‎ ‎być‎ ‎przyjmowanym w‎ ‎salonie,‎ ‎trzeba‎ ‎prócz‎ ‎kilku‎ ‎uprzejmych‎ ‎frazesów‎ ‎i‎ ‎beznagannej‎ ‎toalety‎ ‎umieć‎ ‎także‎ ‎nosić płaszcz‎ ‎na‎ ‎dwóch‎ ‎ramionach.‎ ‎Ludzie‎ ‎tak‎ ‎zwani jednostronni‎ ‎nie‎ ‎nadają‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎lepszego‎ ‎towarzystwa.

W‎ ‎walce‎ ‎o‎ ‎karierę‎ ‎tu‎ ‎i‎ ‎owdzie‎ ‎dzielność‎ ‎dopomoże,‎ ‎ale‎ ‎w‎ ‎zasadzie‎ ‎najdalej‎ ‎dochodzą‎ ‎ci ustępliwi.‎ ‎To‎ ‎samo‎ ‎zauważyć‎ ‎można‎ ‎w‎ ‎życiu gospodarczem.‎ ‎Nie‎ ‎potrzeba‎ ‎żadnych‎ ‎kursów ani‎ ‎zawodów‎ ‎publicznych‎ ‎na‎ ‎tem ‎polu.‎

‎Chromanie‎ ‎duchowe,‎ ‎brak‎ ‎charakteru,‎ ‎chwianie‎ ‎się‎ ‎na wszystkie‎ ‎strony,‎ ‎obracanie‎ ‎się‎ ‎jak‎ ‎chorągiewka na‎ ‎dachu‎ ‎płynie‎ ‎we‎ ‎krwi‎ ‎nowoczesnego‎ ‎życia gospodarczego.‎ ‎W‎ ‎tern‎ ‎też‎ ‎tkwi‎ ‎tajemnica‎ ‎powodzenia‎ ‎w‎ ‎polityce‎ ‎większości‎ ‎statystów. To‎ ‎lawirowanie‎ ‎stało‎ ‎się‎ ‎tak‎ ‎ogólne,‎ ‎że‎ ‎przeważna‎ ‎liczba‎ ‎katolickich‎ ‎polityków,‎ ‎kupców i‎ ‎pisarzy‎ ‎uważa‎ ‎za‎ ‎rzecz‎ ‎niemożliwą‎ ‎według czysto‎ ‎katolickich‎ ‎zasad‎ ‎politykować,‎ ‎handlować,‎ ‎pisać‎ ‎i‎ ‎mówić.‎ ‎Chromający‎ ‎jest‎ ‎jedynie normalnym‎ ‎człowiekiem!‎ ‎Człowiek,‎ ‎który‎ ‎nie chroma,‎ ‎uchodzi‎ ‎za‎ ‎anormalnego,‎ ‎war‎ ‎jata‎ ‎i‎ ‎uparciucha.‎ ‎

Religią‎ ‎mas‎ ‎jest‎ ‎mieszanina,‎ ‎jak‎ ‎za‎ ‎dni Eljasza;‎ ‎kompromis‎ ‎między‎ ‎Kościołem‎ ‎a‎ ‎błędną‎ ‎nauką‎ ‎na‎ ‎ogólnej‎ ‎,,chrześcijańskiej‎ ‎podstawie”‎ ‎jest‎ ‎podłożem‎ ‎publicznych‎ ‎poczynań. Na ogół‎ ‎jest‎ ‎się‎ ‎katolikiem,‎ ‎w‎ ‎szczegółach protestantem,‎ ‎liberałem,‎ ‎modernistą.‎ ‎Czysta‎ ‎katolicka‎ ‎wiara‎ ‎bez‎ ‎jakiejkolwiek‎ ‎przymieszki protestanckich‎ ‎albo‎  nowoczesnych‎ ‎liberalnych idei‎ ‎jest‎ ‎rzadka.‎ ‎

To‎ ‎jest‎ ‎właśnie‎ ‎ten‎ ‎przez Piusa‎ ‎X‎ ‎tak‎ ‎uroczyście‎ ‎potępiony‎ ‎religijny,‎ ‎literacki,‎ ‎polityczny‎ ‎i‎ ‎socjalny‎ ‎modernizm‎ ‎w‎ ‎swej najgłębszej‎ ‎istocie.‎ ‎On‎ ‎jest‎ ‎tą‎ ‎religią‎ ‎i‎ ‎filozof‎ ‎ją chromania.‎ ‎A‎ ‎wspaniałem‎ ‎dziełem‎ ‎reformatorskiem‎ ‎Piusa‎ ‎X,‎ ‎tego‎ ‎nowego‎ ‎Eljasza,‎ ‎było‎ ‎wezwanie:‎ ‎pókiż‎ ‎będziecie‎ ‎chromać‎ ‎na‎ ‎dwie‎ ‎strony?‎ ‎

Jeśli‎ ‎Kościół‎ ‎katolicki‎ ‎jest‎ ‎jedynie‎ ‎zbawczym,‎ ‎przez‎ ‎Chrystusa‎ ‎założonym,‎ ‎w‎ ‎takim‎ ‎razie‎ ‎idźcie‎ ‎za‎ ‎nim‎ ‎i‎ ‎ułóżcie‎ ‎całe‎ ‎religijne,‎ ‎moralne,‎ ‎literackie,‎ ‎polityczne‎ ‎i‎ ‎gospodarcze‎ ‎życie jedynie‎ ‎i‎ ‎tylko‎ ‎według‎ ‎jego‎ ‎zasad.‎ ‎Jeżeli‎ ‎zaś świat‎ ‎jest‎ ‎bogiem,‎ ‎to‎ ‎idźcie‎ ‎za‎ ‎nim‎ ‎i‎ ‎porzućcie Kościół. Bądźcie‎ ‎konsekwentni!‎ ‎Stójcie‎ ‎na‎ ‎własnych nogach.‎ ‎Precz‎ ‎z‎ ‎wszelkim‎ ‎brakiem‎ ‎charakteru i‎ ‎połowicznością!‎ ‎Nikt‎ ‎nie‎ ‎może‎ ‎dwom‎ ‎panom służyć.‎ ‎

Eljasz,‎ ‎wzór‎ ‎chrześcijańskiej‎ ‎niezależności,‎ ‎to‎ ‎nasz‎ ‎mąż!‎ ‎Mąż‎ ‎naszego‎ ‎stulecia!‎ ‎Wiek XX‎ ‎jest‎ ‎stuleciem‎ ‎rozdziału‎ ‎i‎ ‎decyzji.‎ ‎Eljasz jest‎ ‎zwiastunem‎ ‎ostatecznej‎ ‎rozgrywki‎ ‎—‎ ‎Janem‎ ‎Chrzcicielem‎ ‎czasów‎ ‎obecnych,‎ ‎głoszącym pokutę‎ ‎i‎ ‎sąd‎ ‎ostateczny.‎ ‎Jest‎ ‎wielkim‎ ‎gromicielem‎ ‎antychrysta.‎ ‎Przygotowuje‎ ‎dzień,‎ ‎w‎ ‎którym‎ ‎zakończy‎ ‎się‎ ‎wreszcie‎ ‎historia‎ ‎świata,‎ ‎ta historia‎ ‎wahania‎ ‎się‎ ‎między‎ ‎Bogiem‎ ‎a‎ ‎diabłem.

Po‎ ‎sądzie‎ ‎ostatecznym‎ ‎nie‎ ‎będzie‎ ‎wahania.‎ ‎Albo‎ ‎będziemy‎ ‎na‎ ‎górze‎ ‎albo‎ ‎na‎ ‎dole,‎ ‎na‎ ‎lewo‎ ‎lub na‎ ‎prawo,‎ ‎w‎ ‎Bogu‎ ‎lub‎ ‎w‎ ‎mocy‎ ‎diabła.‎ ‎Wszelka‎ ‎połowiczność‎ ‎ustanie.‎ ‎Będą‎ ‎tylko‎ ‎święci‎ ‎albo‎ ‎szatani.

Jakim‎ ‎był‎ ‎Eljasz,‎ ‎takimi‎ ‎będą‎ ‎i‎ ‎muszą‎ ‎być wszyscy,‎ ‎którzy‎ ‎chcą‎ ‎wejść‎ ‎do‎ ‎nieba.‎ ‎Takimi chcemy‎ ‎być‎ ‎wszyscy‎ ‎już‎ ‎teraz:‎ ‎zależni‎ ‎jedynie od‎ ‎Boga,‎ ‎niezależni‎ ‎od‎ ‎wszystkiego,‎ ‎co‎ ‎jest przeciwne‎ ‎Bogu,‎ ‎czy‎ ‎to‎ ‎się‎ ‎zwie‎ ‎potęgą,‎ ‎złotem, czy‎ ‎większością.‎ ‎

Mężczyźni‎ ‎i‎ ‎kobiety‎ ‎w‎ ‎przyszłości‎ ‎będą‎ ‎to‎ ‎silne‎ ‎Eljaszowe‎ ‎i‎ ‎Janowe‎ ‎natury,‎ ‎niezmienni‎ ‎wobec‎ ‎Boga,‎ ‎Chrystusa‎ ‎i‎ ‎Kościoła‎ ‎we‎ ‎wszystkich‎ ‎swych‎ ‎myślach,‎ ‎niezmiennie‎ ‎katoliccy‎ ‎w‎ ‎publicznem‎ ‎działaniu‎ ‎i‎ ‎występach;‎ ‎niezmiennie‎ ‎katoliccy‎ ‎w‎ ‎lekturze;‎ ‎niezmiennie‎ ‎katoliccy‎ ‎w‎ ‎sądach‎ ‎o‎ ‎wszystkich‎ ‎rzeczach‎ ‎i‎ ‎zdarzeniach.‎ ‎Człowiek‎ ‎współczesny‎ ‎ma być‎ ‎jak‎ ‎dwa‎ ‎płonące‎ ‎duchy:‎ ‎Jan‎ ‎Starego‎ ‎Zakonu‎ ‎i‎ ‎Eljasz‎ ‎Nowego‎ ‎Przymierza.‎ ‎Dość‎ ‎długo chromaliśmy.‎ ‎Teraz‎ ‎stąpajmy‎ ‎równo!

 

ALBO‎ ‎—‎ ‎ALBO.

Słuchaczów‎ ‎Chrystusa‎ ‎było‎ ‎tysiące.‎ ‎Żądza prawdy‎ ‎pozwalała‎ ‎im‎ ‎zapominać‎ ‎o‎ ‎pracy‎ ‎i‎ ‎głodzie.‎ ‎Równolegle‎ ‎widzimy‎ ‎w‎ ‎ciągu‎ ‎trzech‎ ‎lat działalności‎ ‎publicznej‎ ‎Chrystusa‎ ‎Pana‎ ‎stałą‎ ‎zasadniczą‎ ‎opozycję‎ ‎i‎ ‎nienawiść‎ ‎rasową‎ ‎nowej nauki.‎ ‎Wierzące‎ ‎„tak“‎ ‎i‎ ‎szatańskie‎ ‎,,nie‎ ‎za i‎ ‎przeciw‎ ‎Chrystusowi‎ ‎wypowiadają‎ ‎się‎ ‎wszędzie,‎ ‎na‎ ‎ulicach‎ ‎i‎ ‎miejscach‎ ‎publicznych.‎  ‎Problem‎ ‎religijny‎ ‎stał‎ ‎się‎ ‎treścią‎ ‎rozmów‎ ‎codziennych.

Dziś‎ ‎kwest‎ia‎ ‎religijna‎ ‎nie‎ ‎sięga‎ ‎tak‎ ‎głęboko w‎ ‎życie‎ ‎narodu.‎ ‎Silna,‎ ‎entuzjastyczna‎ ‎miłość i‎ ‎płomienna‎ ‎nienawiść‎ ‎w‎ ‎rzeczach‎ ‎wiary‎ ‎stanowią‎ ‎wyjątki.‎ ‎Szerokie‎ ‎masy‎ ‎na‎ ‎górze‎ ‎i‎ ‎dole‎ ‎zwą się‎ ‎neutralnemi‎ ‎i‎ ‎obojętnemi.‎ ‎Coraz‎ ‎rzadziej cisną‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎kazalnic.‎ ‎Z‎ ‎zawiązanemi‎ ‎oczami i‎ ‎zamkniętemi‎ ‎uszami‎ ‎przechodzą‎ ‎obok‎ ‎kościoła.‎ ‎Problem‎ ‎religijny‎ ‎wyparty‎ ‎został‎ ‎na‎ ‎plan drugi‎ ‎przez‎ ‎ekonomję‎ ‎i‎ ‎politykę.‎ ‎Rzecz‎ ‎główna stała‎ ‎się‎ ‎poboczną,‎ ‎poboczna‎ ‎—‎ ‎główną.

Obojętność‎ ‎religijna‎ ‎jest‎ ‎chorobą.‎ ‎Rozum błądzący‎ ‎jest‎ ‎chory.‎ ‎Rozum,‎ ‎broniący‎ ‎namiętnie błędu,‎ ‎gorączkuje.‎ ‎Lecz‎ ‎gdy‎ ‎nie‎ ‎okazuje‎ ‎żadnego‎ ‎zainteresowania,‎ ‎nawet‎ ‎na‎ ‎sprzeciw‎ ‎prawdzie‎ ‎się‎ ‎nie‎ ‎zdobędzie,‎ ‎wtedy‎ ‎można‎ ‎mówić w‎ ‎pewnem‎ ‎znaczeniu‎ ‎o‎ ‎obumarciu‎ ‎wyższych władz‎ ‎umysłowych.

Do‎ ‎tego‎ ‎stanu,‎ ‎zdaje‎ ‎się,‎ ‎doszła‎ ‎społeczność europejska.‎ ‎Już‎ ‎przed‎ ‎stu‎ ‎laty,‎ ‎po‎ ‎wstrząśnieniach‎ ‎wielkiej‎ ‎rewolucji,‎ ‎ktoś‎ ‎zwrócił‎ ‎uwagę‎ ‎na ten‎ ‎zdumiewający‎ ‎objaw:

Dla‎ ‎myślącego‎ ‎obserwatora‎ ‎najgorszą‎ ‎oznaką‎ ‎choroby‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎rozlegający‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎głębi grzmot‎ ‎nadchodzących‎ ‎przewrotów,‎ ‎lecz‎ ‎tępy bezwład‎ ‎zobojętnienia,‎ ‎ów‎ ‎sen‎ ‎umysłów‎ ‎ludzkich-‎ ‎Serce‎ ‎zimne.‎ ‎Puls‎ ‎niewyczuwalny.‎ ‎Oczy zamglone.‎ ‎Uszy‎ ‎słabo‎ ‎słyszące.‎ ‎Nerwy,‎ ‎już‎ ‎nie reagujące‎ ‎na‎ ‎nic.

Jest‎ ‎to‎ ‎stan‎ ‎zobojętnienia‎ ‎dla‎ ‎zagadnień‎ ‎najwyższych‎ ‎i‎ ‎najgłębszych.‎ ‎Czy‎ ‎Bóg‎ ‎jest‎ ‎czy‎ ‎Go nie ma?‎ ‎Czy‎ ‎Chrystus‎ ‎jest‎ ‎Synem‎ ‎Boga‎ ‎żywego, Zbawicielem‎ ‎świata,‎ ‎fundamentem,‎ ‎bez‎ ‎którego nikt‎ ‎nie‎ ‎buduje?‎ ‎Czy‎ ‎istnieje‎ ‎jedynie‎ ‎społeczność‎ ‎religijna‎ ‎zbawcza?‎ ‎Czy‎ ‎jest‎ ‎nią‎ ‎Kościół katolicki?‎ ‎a‎ ‎tem ‎samem‎ ‎nie‎ ‎protestantyzm? Albo‎ ‎jest‎ ‎nią‎ ‎protestantyzm,‎ ‎a‎ ‎dlatego‎ ‎nie‎ ‎katolicyzm?‎ ‎Czy‎ ‎niebo‎ ‎i‎ ‎piekło‎ ‎istnieje‎ ‎naprawdę?
Nad‎ ‎temi‎ ‎zagadnieniami‎ ‎przechodzi‎ ‎się‎ ‎do porządku‎ ‎dziennego‎ ‎ze‎ ‎wzruszeniem‎ ‎ramion i‎ ‎potrząsaniem‎ ‎głową.‎ ‎Pieniądz‎ ‎i‎ ‎chleb,‎ ‎przemysł‎ ‎i‎ ‎handel‎ ‎obchodzą‎ ‎nas‎ ‎więcej.‎ ‎Żyjemy, aby‎ ‎jeść!‎ ‎Żołądek‎ ‎leży‎ ‎w‎ ‎centrum‎ ‎człowieka; dlatego‎ ‎musi‎ ‎być‎ ‎centrum‎ ‎nauki,‎ ‎polityki,‎ ‎gospodarstwa!‎ ‎Co‎ ‎się‎ ‎tyczy‎ ‎religii ‎—‎ ‎nie‎ ‎wiemy nic,‎ ‎nic‎ ‎nie‎ ‎będziemy‎ ‎wiedzieć,‎ ‎nie‎ ‎chcemy‎ ‎nic wiedzieć!‎ ‎Oto‎ ‎europejska‎ ‎choroba‎ ‎śpiączki.

Obojętność‎ ‎względem‎ ‎religii‎ ‎oznacza‎ ‎bankructwo‎ ‎rozumu.‎ ‎Rozum‎ ‎jest‎ ‎na to,‎ ‎aby‎ ‎szedł prawdzie‎ ‎naprzeciw,‎ ‎a‎ ‎nie‎ ‎wymijał‎ ‎jej.‎ ‎Rozum jest‎ ‎nato,‎ ‎aby‎ ‎się‎ ‎prawdzie‎ ‎poddał‎ ‎i‎ ‎zwalczał fałsz.‎ ‎Rozum,‎ ‎nie‎ ‎szukający‎ ‎prawdy,‎ ‎nie‎ ‎jest rozumem.‎ ‎Człowiek,‎ ‎który‎ ‎nie‎ ‎chce‎ ‎posługiwać się‎ ‎rozumem,‎ ‎zatraca‎ ‎do‎ ‎pewnego‎ ‎stopnia‎ ‎pra wo‎ ‎do‎ ‎szlachetnego‎ ‎imienia‎ ‎człowieka.‎

Obojętność‎ ‎względem‎ ‎prawdy‎ ‎jest‎ ‎bezdusznością, a‎ ‎brak‎ ‎duszy‎ ‎zezwierzęceniem.‎ ‎Obojętność‎ ‎wobec‎ ‎rzeczy‎ ‎najpotrzebniejszej‎ ‎jest‎ ‎samobójstwem,‎ ‎popełnionem‎ ‎na‎ ‎wyższym‎ ‎pierwiastku człowieka.

Obojętność‎ ‎religijna‎ ‎oznacza‎ ‎bankructwo serca.‎ ‎Być‎ ‎obojętnym‎ ‎znaczy‎ ‎to‎ ‎samo,‎ ‎co‎ ‎być bez‎ ‎serca.‎ ‎Serce‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎nigdy‎ ‎obojętne.‎ ‎Serce tak‎ ‎jak‎ ‎i‎ ‎ogień‎ ‎nie‎ ‎może‎ ‎być‎ ‎obojętne.‎ ‎Serce bierze‎ ‎zawsze‎ ‎stronę‎ ‎za‎ ‎lub‎ ‎przeciw.‎ ‎Jest‎ ‎do wszystkich‎ ‎ludzi‎ ‎i‎ ‎rzeczy‎ ‎na‎ ‎świecie‎ ‎życzliwie lub‎ ‎nieżyczliwie‎ ‎usposobione.‎ ‎Pozdrawia‎ ‎lub żałuje,‎ ‎śmieje‎ ‎się‎ ‎lub‎ ‎płacze,‎ ‎kocha‎ ‎lub‎ ‎nienawidzi,‎ ‎ale‎ ‎obojętne‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎nigdy.‎ ‎Kto‎ ‎w‎ ‎stosunku‎ ‎do‎ ‎religii‎ ‎żąda‎ ‎obojętnej‎ ‎serdeczności albo‎ ‎serdecznej‎ ‎obojętności,‎ ‎żąda‎ ‎rzeczy‎ ‎niemożliwej:‎ ‎serca‎ ‎bez‎ ‎serca,‎ ‎serca‎ ‎bez‎ ‎miłości i‎ ‎bez‎ ‎nienawiści.

Obojętność‎ ‎religijna‎ ‎jest‎ ‎przestępstwem wobec‎ ‎religii.‎ ‎Bóg‎ ‎jest‎ ‎prawdą.‎ ‎Każde‎ ‎Jego słowo‎ ‎—‎ ‎to‎ ‎prawda,‎ ‎piękno,‎ ‎dobro,‎ ‎życie‎ ‎i‎ ‎słońce.‎ ‎Gdy‎ ‎Bóg‎ ‎mówi,‎ ‎wszelkie‎ ‎stworzenie‎ ‎musi słuchać,‎ ‎wierzyć,‎ ‎klękać‎ ‎i‎ ‎czynić.‎ ‎Gdy‎ ‎najwyższa‎ ‎Inteligencja‎ ‎głos‎ ‎zabiera,‎ ‎byłoby‎ ‎najgłębszem‎ ‎lekceważeniem‎ ‎odwracać‎ ‎się‎ ‎plecami i‎ ‎uszy‎ ‎zatykać,‎ ‎choćby‎ ‎to‎ ‎było‎ ‎pokryte‎ ‎płaszczem‎ ‎uczonej‎ ‎neutralności.‎ ‎Neutralność‎ ‎między prawdą‎ ‎a‎ ‎kłamstwem,‎ ‎dobrem‎ ‎a‎ ‎złem,‎ ‎Bogiem a‎ ‎djabłem,‎ ‎Kościołem‎ ‎a‎ ‎sektą‎ ‎znaczy‎ ‎w‎ ‎rzeczywistości‎ ‎wypowiedzenie‎ ‎wojny‎ ‎Bogu.‎ ‎Neutralny jest‎ ‎wrogiem!

 

Donoso‎ ‎Cortes‎ ‎pisze:‎ ‎Nie‎ ‎mów,‎ ‎że‎ ‎nie‎ ‎chcesz walczyć.‎ ‎Już‎ ‎gdy‎ ‎to‎ ‎mówisz,‎ ‎walczysz.‎ ‎Nie mów,‎ ‎że‎ ‎nie‎ ‎wiesz,‎ ‎po‎ ‎której‎ ‎stronie‎ ‎masz‎ ‎walczyć.‎ ‎Bo‎ ‎w‎ ‎tejże‎ ‎chwili‎ ‎skłaniasz‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎jedną stronę.‎ ‎Nie‎ ‎zapewniaj,‎ ‎że‎ ‎chcesz‎ ‎być‎ ‎niezależny,‎ ‎myśląc,‎ ‎że‎ ‎takim‎ ‎jesteś,‎ ‎już‎ ‎nim‎ ‎nie‎ ‎jesteś. Nie‎ ‎twierdź,‎ ‎że‎ ‎zachowujesz‎ ‎się‎ ‎obojętnie.‎ ‎To śmieszne.‎ ‎Wymawiając‎ ‎słowo‎ ‎„obojętnie”,‎ ‎już przystąpiłeś‎ ‎do‎ ‎partii.

W‎ ‎tej‎ ‎sześćtysiącoletniej‎ ‎walce‎ ‎między‎ ‎Bogiem‎ ‎a‎ ‎diabłem‎ ‎każdy,‎ ‎kto‎ ‎opowiada‎ ‎się‎ ‎za‎ ‎neutralnością,‎ ‎stoi‎ ‎bezsprzecznie‎ ‎po‎ ‎stronie‎ ‎diabła. Wszyscy,‎ ‎którzy‎ ‎nie‎ ‎są‎ ‎przyjaciółmi‎ ‎Boga, Chrystusa‎ ‎i‎ ‎Kościoła,‎ ‎są‎ ‎ich‎ ‎przeciwnikami. Wszyscy‎ ‎są‎ ‎przeciw‎ ‎nim,‎ ‎z‎ ‎wyjątkiem‎ ‎tych,‎ ‎którzy‎ ‎są‎ ‎za‎ ‎nimi.‎ ‎Wszyscy‎ ‎rozpraszają,‎ ‎oprócz tych,‎ ‎co‎ ‎zbierają. Każda‎ ‎neutralność‎ ‎religijna‎ ‎jest‎ ‎więc‎ ‎zapowiedzią‎ ‎walki‎ ‎z‎ ‎prawdą‎ ‎katolicką.‎ ‎Każdy neutralny‎ ‎powtarza‎ ‎rolę‎ ‎Piłata.‎ ‎Piłat,‎ ‎aby‎ ‎nie powiedzieć‎ ‎tak‎ ‎ani‎ ‎nie,‎ ‎nie‎ ‎wypowiedzieć‎ ‎się jasno,‎ ‎nie‎ ‎wydać‎ ‎sądu,‎ ‎pyta:‎ ‎Co‎ ‎jest‎ ‎prawda? Potem‎ ‎stawia‎ ‎Chrystusa‎ ‎obok‎ ‎Barabasza,‎ ‎zbrodniarza.‎ ‎Trudno‎ ‎okazać‎ ‎więcej‎ ‎pozoru‎ ‎neutralności.‎

‎Ale‎ ‎w‎ ‎tej‎ ‎neutralności‎ ‎tkwi‎ ‎największa zbrodnia,‎ ‎jaka‎ ‎kiedykolwiek‎ ‎popełniona‎ ‎została w‎ ‎imię‎ ‎sprawiedliwości.‎ ‎Nawet‎ ‎gdyby‎ ‎Chrystusa‎ ‎nie‎ ‎ukrzyżowano.‎ ‎Przez‎ ‎dojście‎ ‎do‎ ‎tej neutralności‎ ‎skróciliśmy‎ ‎drogę‎ ‎do‎ ‎Golgoty.

Neutralność‎ ‎religijną‎ ‎między‎ ‎Bogiem‎ ‎a‎ ‎diabłem‎ ‎wprowadził‎ ‎w‎ ‎życie‎ ‎modernistyczny‎ ‎liberalizm,‎ który‎ ‎jest‎ ‎dziś‎ ‎panującym‎ ‎politycznym i‎ ‎socjalnym‎ ‎systemem.‎ ‎Pominąwszy‎ ‎kilka‎ ‎drobnych‎ ‎pozostałości‎ ‎z‎ ‎dobrych‎ ‎dawnych‎ ‎czasów, świadectwo‎ ‎chrztu‎ ‎w‎ ‎dzisiejszych‎ ‎partjach‎ ‎nie ma‎ już‎ ‎znaczenia.‎ ‎Kościół,‎ ‎sekty,‎ ‎prawda,‎ ‎fałsz posiadają‎ ‎równe‎ ‎prawa.‎ ‎Nowoczesna‎ ‎polityka budowana‎ ‎jest‎ ‎na‎ ‎zasadzie‎ ‎neutralności‎ ‎religijnej.‎ ‎Jak‎ ‎u‎ ‎Piłata‎ ‎—‎ ‎Chrystus‎ ‎i‎ ‎Barabasz‎ ‎obok siebie!‎ ‎Albo‎ ‎indyferentyzm,‎ ‎polegający‎ ‎na‎ ‎milczeniu,‎ ‎na‎ ‎niemówieniu‎ ‎o‎ ‎religii,‎ ‎albo‎ ‎wyraźny indyferentyzm,‎ ‎polegający‎ ‎na‎ ‎równouprawnieniu błędu‎ ‎i‎ ‎prawdy.

Co‎ ‎się‎ ‎tyczy‎ ‎szkoły,‎ ‎jest‎ ‎ona‎ ‎dziś‎ ‎przynajmniej‎ ‎z‎ ‎nazwy‎ ‎przeważnie‎ ‎bezwyznaniową. Prócz‎ ‎lekcji‎ ‎religii‎ ‎Kościół‎ ‎nie‎ ‎gra‎ ‎w‎ ‎niej‎ ‎żadnej‎ ‎roli.‎ ‎Takiem‎ ‎powietrzem‎ ‎oddycha‎ ‎katolickie‎ ‎dziecko‎ ‎przez‎ ‎lat‎ ‎osiem.‎ ‎Skutki‎ ‎są‎ ‎bezwzględnie‎ ‎pewne‎ ‎i‎ ‎niezmierzone.‎ ‎Indyferentyzm, oficjalna‎ ‎obojętność‎ ‎szkoły‎ ‎względem‎ ‎prawdy wyrabia‎ ‎materjalizm.‎ ‎Materjalizm‎ ‎wyrabia‎ ‎socjalizm.‎ ‎Socjalizm‎ ‎wyrabia‎ ‎bolszewizm.‎ ‎Nieprzerywany,‎ ‎logiczny‎ ‎rozwój‎ ‎członków‎ ‎z‎ ‎macierzystego‎ ‎pnia‎ ‎fałszu.

Młodzież‎ ‎nie‎ ‎wierzy‎ ‎już‎ ‎w‎ ‎to,‎ ‎co‎ ‎jej‎ ‎się‎ ‎mówi‎ ‎w‎ ‎niedzielę‎ ‎z‎ ‎ambony,‎ ‎lecz‎ ‎w‎ ‎to,‎ ‎co‎ ‎słyszy przez‎ ‎sześć‎ ‎dni‎ ‎w‎ ‎tygodniu.‎ ‎Szkoła‎ ‎zwycięża Kościół,‎ ‎indyferentyzm‎ ‎—‎ ‎wiarę.‎ ‎Nie‎ ‎potrzeba żadnej‎ ‎walki‎ ‎religijnej,‎ ‎aby‎ ‎nas‎ ‎zmieść‎ ‎z‎ ‎powierzchni‎ ‎ziemi.‎ ‎Zasada‎ ‎bezwyznaniowości‎ ‎drogą‎ ‎spokojnego‎ ‎rozwoju‎ ‎zabiera‎ ‎nam‎ ‎wszystko, czego‎ ‎cud‎ ‎łaski‎ ‎nie‎ ‎ocalił.

Co‎ ‎robić?‎ ‎Przede‎ wszystkiem‎ ‎musimy‎ ‎zwalczyć‎ ‎w‎ ‎sobie‎ ‎neutralność‎ ‎religijną,‎ ‎tę‎ ‎europejską‎ ‎chorobę‎ ‎śpiączki.‎ ‎Musimy‎ ‎przestać‎ ‎być‎ ‎tylko‎ ‎ramieniem‎ ‎i‎ ‎żołądkiem,‎ ‎lecz‎ ‎stać‎ ‎się‎ ‎znowu duchem‎ ‎i‎ ‎z‎ ‎największym‎ ‎pietyzmem‎ ‎zwrócić‎ ‎się ku‎ ‎słowu,‎ ‎które‎ ‎wychodzi‎ ‎z‎ ‎ust‎ ‎Boga. A‎ ‎znalazłszy‎ ‎nieumniejszoną‎ ‎prawdę‎ ‎katolicką,‎ ‎musimy‎ ‎ją‎ ‎całą‎ ‎duszą‎ ‎ukochać‎ ‎i‎ ‎zbrodnię Barabasza‎ ‎—‎ ‎mówię‎ ‎zbrodnię,‎ ‎a‎ ‎nie‎ ‎zbrodniarzy‎ ‎całą‎ ‎duszą‎ ‎znienawidzić.‎ ‎Strząśnijmy z‎ ‎siebie‎ ‎wszelką‎ ‎neutralność,‎ ‎t‎zn.‎ ‎wszelki‎ ‎brak charakteru.

Naszym‎ ‎przeciwnikom‎ ‎powiedzmy:‎ ‎Raczej otwarty‎ ‎bój,‎ ‎niż‎ ‎niegodna‎ ‎neutralność!‎ ‎Jeśli nie‎ ‎umiecie‎ ‎kochać,‎ ‎to‎ ‎nienawidźcie.‎ ‎Jeśli‎ ‎nie chcecie‎ ‎być‎ ‎gorącymi,‎ ‎bądźcie‎ ‎zimnymi.‎ ‎Jeśli nie‎ ‎chcecie‎ ‎być‎ ‎z‎ ‎nami,‎ ‎stańcie‎ ‎przeciwko‎ ‎nam. Pokój‎ ‎lub‎ ‎wojna!‎ ‎Precz‎ ‎z‎ ‎neutralnością,‎ ‎która jest‎ ‎fałszem,‎ ‎zabija‎ ‎ducha‎ ‎i‎ ‎znieprawia‎ ‎ludzi! Amen.

Nadprzyrodzony optymizm – Ks. R. Mäder


Ks. Robert Mäder – Katolikiem jestem!. Księgarnia Świętego Wojciecha w Poznaniu. 1929.

 


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Jedna odpowiedź do „Albo – Albo.”

  1. Awatar Zbyszek
    Zbyszek

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do Zbyszek Anuluj pisanie odpowiedzi