Rozmyślania Wielkopostne (12) – Na poniedziałek po II Niedzieli Wielkiego Postu


Ewangelia na Poniedziałek po drugiej Niedzieli Postu.

(Jan. 8).

Onego czasu rzekł Jezus do rzeszy żydowskiej: „Ja idę i będziecie mię szukać, w grzechach waszych pomrzecie: Gdzie Ja idę, wy przyjść nie możecie”. Mó­wili tedy Żydowie: Aboć się sam zabije, że rzekł: gdzie Ja idę, wy przyjść nie możecie? I mówił im: Wyście z niskości, a Jam z wysokości. Wyście z tego świata, a Jam nie jest z tego świata. Przetom wam powiedział: iż pomrzecie w grzechach waszych, Bo jeżeli nie uwierzycie, żem Ja jest, pomrzecie w grzechu waszym. Mówili mu tedy: Któżeś ty jest? Rzekł im Jezus: Począ­tek, który mówię wam. Mam o was wiele mówić i są­dzić, lecz Ten, który mię posłał, jest prawdziwy, a Ja com słyszał od Niego, to powiadam na świecie. A nie zrozumieli, że Ojcem swoim Boga nazywał. Rzekł im tedy Jezus: Gdy podniesiecie Syna człowieczego, tedy poznacie, żem Ja jest, a sam z siebie nic nie czynię, ale jako mię nauczył Ojciec, to mówię. A który mię posłał, ze mną jest, i nie zostawił mię samego, bo Ja, co się Mu podoba, zawdy czynię.

 

ROZMYŚLANIE XII.

Wszystkie Ewangelie w wielkim Poście dążą do tego, aby grzesznika niejako zniewolić do pokuty, aby go wyzwolić z niewoli grzechu i czarta, a przywrócić utracone dziedzictwo z synostwem Bożym w niebie.

I tak dzisiaj przypomina nam Kościół straszną groźbę Zbawiciela: „Będziecie mię szukać, ale w grzechach pomrzecie”. Trzy razy powtarza się w Ewangelii ta groźba: „w grzechach waszych pomrzecie”, więc mu­szą mieć te słowa Zbawiciela znaczenie wielkie, i dlatego też dzisiaj nad tymi tylko rozmyślać bę­dziemy słowy.

Grozi Pan Jezus zatwardziałym i opornym Ży­dom, a zarazem i nam, bo słowo Boskie do jednych wymówione, tyczy się wszystkich ludzi na świecie. Aż dreszcz przenika duszę na tę groźbę: „w grzechach pomrzecie”, bo strasznie jest wpaść w karzące ręce sprawiedliwego Boga. Teraz szuka nas ten nie­bieski lekarz Jezus Chrystus, a przez usta kapłanów prosi nas, abyśmy mu pokazali rany duszy naszej, to jest, abyśmy przez szczerą spowiedź wyznali i odkryli grzechy nasze, abyśmy przyjęli i zażyli tego lekar­stwa, które Ten niebieski lekarz pozostawił dla nas w swym Kościele. Mili bracia! nie odpychajmyż mi­łościwej ręki naszego Pana i Boga, którą z daleka wyciąga do nas ku pojednaniu, bo jeżeli grzesznik postąpi ku Bogu jeden krok, to Pan Bóg ku niemu sto. Kiedy zatem teraz, póki jeszcze żyjemy, nasz Pan i Bóg przystępny i skory do przebaczenia i po­jednania, i to w każdej chwili, w każdym miejscu i każdego czasu, będziemyż się jeszcze z pokutą ociągali?

 

Niechże już raz będzie jaki koniec z tym życiem twoim głupim a grzesznym, które cię niepokoi, a wyrzutami sumienia gryzie. Tą drogą, którą idziesz, w żaden sposób dalej iść nie możesz, bo się w końcu zgubisz i zatracisz. Rozważ, gdybyś miał dwie drogi przed sobą: jedną szeroką, gładką, a rozkoszną drze­winą ocienioną, i woniejącym kwiatem zasłaną, drugą zaś wąską, skalistą, cierniem i chwastem zarosłą i ze wszechmiar uciążliwą, i gdyby ci taki, co dobrze zna te dwie drogi powiedział, że pierwsza zaprowadzi cię w jaskinię zbójców, a druga wyprowadzi cię do lu­dnej wioski, gdzie znajdziesz bezpieczny nocleg i po­żywienie, i ludzi dobrych, nie trudno odgadnąć, którą byś wybrał drogę.

Otóż sam Zbawiciel, który dobrze zna wszystkie drogi, i na którego się spuścić możesz, że ci dobrze radzi, przestrzega cię słowy Boskimi: „Wchodźcie przez ciasną bramą. Albowiem szeroka brama i przestronna jest droga, która wiedzie na zatracenie, a wiele ich jest, któ­rzy przez nie wchodzą. Jakoż ciasna brama i wąska jest droga, która wiedzie do żywota, a mało ich jest, którzy ją najdują (Mat.7.).

Zastanów się nad ostatnimi słowy Zbawiciela: „mało ich jest, którzy ją najdują”. Trzeba zatem szukać tej drogi. Otóż kapłani i ta książeczka, którą czytasz, uczą cię sposobu, jak znaleźć tę drogę do żywota.
A gdy ją znajdziesz i na nią wstąpisz, idź śmiało, nie oglądaj się na świat, nie zważaj na to, co ludzie powiedzą, tylko idź śmiało a wytrwale i z odwagą. Początek bę­dzie wprawdzie przykry, ale gdy pierwsze trudy po­konasz, za łaską Boską szczęśliwie przejdziesz do końca i wejdziesz w żywot wieczny. Modlitwy, posty, według możności jałmużny, spowiedzi, godne przyj­mowanie Komunii świętych, rozpamiętywanie męki Pańskiej, dobrowolne umartwienia, pojednanie się z bliźnim twoim, wynagrodzenie krzywd, rozerwanie wszetecznych związków …. oto droga wąska i dla zmysłowej natury ludzkiej przykra i odstręczająca, ale nią iść musisz, bo inaczej umrzesz w grzechach i wpa­dniesz w piekło. Tego cię też właśnie w wielkim Poście kapłani uczą, a ty ich słuchaj, bo przez ich usta przemawia sam Pan Bóg.

 

Jeżeliś zaś wszedł na szeroką drogę rozpusty, pijaństwa,  lubieżności, oszustwa, krzywdy ludzkiej, ździerstwa, nienawiści i jakichkolwiek grzechów, o czym przecież wiesz, za co grzech — nawróć że się czym prędzej — nawróć się jeszcze dzisiaj — teraz — zaraz — w tej chwili; nawróć się zaraz silną, wolą i po­stanowieniem, że wszystkie te nieprawości porzu­cisz, naprawisz i odtąd służyć chcesz twemu Panu i Bogu, i to tylko czynić, co Jego jest święta wola. Nie ja, ale sam Bóg przez proroka woła cię; „Dziś jeśli głos Boga usłyszycie, nie zatwardzajcież serc waszych“ 

 

Myślę i prawie jestem tego pewny, że tak sza­lonym nie jesteś, abyś głosu Boga nie usłuchał, a tym samem własnej szukał zguby. A gdy się już przez prawdziwą pokutę z Bogiem pojednasz, niesłychanie wiele na tym zyskasz, bo życie twe będzie ci sto­kroć milszym. Odzyskasz spokój duszy, wewnętrzne za­dowolenie, w Bogu odpocznienie, praca stanu twego stanie ci się milszą, sny spokojniejsze, nawet jedzenie lepiej ci smakować będzie, bo ci się zdawać będzie, że ci to daje dobrotliwa ręka twego Pana i Boga. Wszystko ci się odmieni na lepsze.

 

Pomyśl i to, że przecież już czas, abyś już raz wybrnął z tej kałuży grzechów. Pókiś w grzechach, to tak, jak ryba wzięta z czystej rzeki, a wpuszczona do zgniłej wody, gdzie wkrótce zmarnieć musi. Przesadź ją do wody, zaraz ożyje i rozweseli się, jako w swoim żywiole. — Przesadź się silną wolą z tej brudoty grzechów, przesadź się w żywot lepszy, a od­żyjesz w Chrystusie na nowo i dobre żywota twego wydasz owoce. Oto jak ogrodnik przesadza szczepek ze ziemi jałowej w ziemię dobrą, aby rodził owoce dobre, zamiast gorzkich płonek, które by rodził, gdyby nie był przesadzony i zaszczepiony. Może owoce ży­wota twojego, były dotychczas płonki gorzkie? Roz­waż to dobrze. — Gdyby ci pod koszulę w czasie twego snu wlazła żaba, albo inny jaki obrzydliwy gad, przeraziłbyś się i czym prędzej zerwawszy się z miejsca, wyrzuciłbyś ten obrzydliwy gad precz od siebie. Oto grzech na duszy stokroć obrzydliwszym jest wobec Boga, niż żaba na twym ciele, dlaczegóż tę poczwarę szkaradną cierpisz tak długo w duszy swej? Rozważ to dobrze. — Jeżeli twarz twoją obsy­pią wrzody, to się wstydzisz ludzi i unikasz ich towa­rzystwa, abyś szpetnością swą obrzydzenia nie wznie­cił. Jeżeli trwasz w grzechach, to wobec Boga i ca­łego nieba, nawet ludzi poczciwych jesteś obrzydze­niem. A przecież tak pewnie pozbyć byś się mógł wrzodów grzechowych na duszy, bo tu w Kościele, w tej aptece niebieskiej, znajdziesz na każdą chorobę lekarstwo niezawodne.

Dlaczegóż tego nie czynisz? Dlaczegóż zwlekasz pokutę z dnia na dzień, a wre­szcie na godzinę śmierci? Czyż się już nie lękasz groźby Zbawiciela w dzisiejszej Ewangelii: „Będziecie mię szukać, ale w grzechach waszych pomrzecie”.
Właśnie to w chorobie, a do tego śmiertelnej, gdzie przypadnie jęczeć z Dawidem: „Ogarnęły mię boleści śmierci, i strumienie nieprawości zatrwożyły mię. Boleści piekielne obtoczyły mię, uprzedziły mię sidła śmierci“ (Ps. 17.), właśnie to wtenczas wypadałoby już mieć w sercu swym i w duszy swej Zbawiciela i Sędziego swego już odszukanego i znalezionego, a nie dopiero w ten­ czas go szukać. Czy jesteś pewny, że go znajdziesz?

 

Nie jestże szaleństwem najważniejszą sprawę, sprawę, która rozstrzygnie losy wieczności, odkładać na czas tak niebezpieczny? Jakbyś nazwał takiego  człowieka, który ma liczną rodzinę, i cały swój kapi­tał majątkowy postawiłby w grę na wyciągnięcie jednej karty? Tu coś większego, niż postawić na jedną kartę cały swój kapitał. Tu stawiasz na bardzo niepe­wną grę siebie samego, jak przegrasz, wygrasz sobie piekło na całą wieczność.

 

Jakże się w chorobie ciężkiej potrafisz wyracho­wać z tak zawiłego i długiego całego życia rachunku? Gdybyś leżał chory tylko na ból głowy, a przyszedł do ciebie twój wierzyciel i przemówił tak: Przysze­dłem do ciebie po to, bo muszę się z tobą zaraz porachować o nasz dług, ileś mi jeszcze winien. Czło­wieku! zawołałbyś, przyjdź kiedy indziej. Widzisz, że leżę słaby, głowa mię boli, jakże w takim stanie mogę rachować się z tobą, ilem już oddał, ile się po­trąca. Na to trzeba wolniejszej głowy, a jak widzisz, że leżę chory.

Jeżeli zatem z bólem głowy z trudnością przyszłoby wyrachować się z długu pieniężnego, to jakże się w boleściach choroby wyrachujesz w spowiedzi z całego życia z wierzycielem takim, który jest wszy­stko wiedzącym, którego oszukać nie możesz, a który jest Panem życia i śmierci? Rozważ to dobrze.

Ale i skądże możemy to wiedzieć, że umrzemy śmiercią powolną na łóżku? Któż nas zabezpieczy, że nam Pan Bóg użyczy potrzebnej łaski do prawdziwej pokuty?

 

Albo i to: Mądrzy ludzie radzą, aby każdy, po­siadający jaki mająteczek, zrobił testament za zdro­wia, a to dlatego, aby majątkiem rozporządzić mądrze i sprawiedliwie. Jeżeli w rzeczach doczesnych, gdzie idzie o jakieś tam graty, ruchomości i nieruchomości, roztropniej jest rozporządzać za zdrowia, to gdy idzie o los w wieczności, będziemyż się z upo­rządkowaniem duszy naszej, spuszczać na czas choroby śmiertelnej? Pomyśl?

 

Pókiś zdrów i przy siłach, i wolniejszy masz czas i głowę, to wcale inaczej. Rachunek sumienia zrobisz dobry, a gdy takim rachunkiem wysnujesz z duszy spory kłębek nieprawości, zalejesz się łzami szczerego żalu, spowiedź odprawisz dobrze, bo ze spo­kojem, a nade wszystko wynagrodzisz krzywdy ludz­kie, bo to rzadko znaleźć człowieka, co by nie miał na sumieniu choć jakich małych krzywd, jeżeli nie na majątku, to na honorze bliźniego. Nie myśl tego że przy śmierci polecisz komu z rodziny, aby za cie­bie krzywdy wynagrodził, i oddał co komu należy. Oni nic nie oddadzą, choćbyś im i surowo nakazał. Pogrzebią cię i zapomną o tobie, a krzywda zostanie na twojej duszy.

 

Widzisz przyjacielu! aby się nie spełniła na to­bie straszna groźba Zbawiciela: „Będziecie mię szu­kać, ale w grzechach waszych pomrzecie”, nie trzeba pokuty za grzechy odkładać z dnia na dzień, trzeba ją odprawić teraz (1).

 

Dziwne to zaślepienie ludzkie! W rzeczach do­czesnych, które krótko trwają, to ludzie bardzo tro­skliwi są o przyszłość. W rzeczach zaś takich, które rozstrzygają losy nasze na całą wieczność, to ludzie są tak obojętni, jakby ich się to wcale nie tyczyło.
A tak gdy się zbliża zima, zaopatrują się w drzewo, lepią budynki, naprawiają okna i drzwi, zapełniają spiżarnie, aby w czasie długiej zimy mieć ciepło i po­żywienie. Gdy tymczasem nadchodzi dla każdego z nas inna zima bardzo długa … zima na wieki — nadchodzi śmierć, to jest początek zimy w wieczności. I jakoś nie wielu troszczą się o to, aby na tę wieczną zimę zaopatrzyć się w dobre mieszkanie i pożywienie. „Idzie noc, gdzie żaden nie będzie mógł pracować” — czytamy w Piśmie świętem.

 

Przyjacielu! chcesz—- a jestem pewny że chcesz — żeby cię nie spotkała straszna groźba Zbawiciela: „pomrzecie w grzechach waszych“ — nie ja, bo na to za słaby jest mój rozum, ale sam Duch święty daje ci ten pewny środek: „Pamiętaj na ostateczne rze­czy to jest na śmierć— a na wieki nie zgrzeszysz”. Trzymaj się tego środka, bo jest pewny. Przysłowie mówi: tonący brzytwy się chwyta, aby się tylko ura­tował. To nie brzytwa, to most trwały i pewny, po którym bezpiecznie przejdziesz do wiecznej szczę­śliwości.

„Pamiętaj na śmierć, a na wieki nie zgrzeszysz*! Często a często powtarzaj te Boskie słowa, a Bóg by dał, żeby się stały dla każdego przysłowiem. Obie­tnica to niezmiernie ważna, i pocieszająca! Bóg sam tu mówi, a czegóż nam już więcej trzeba? „Na wieki nie zgrzeszysz”, to jest, uchronisz się przez to na zawsze od wszelkich grzechów, chociażbyś największe ponosił pokusy. A jeżeli uchronisz się od grzechów, to już uchroniłeś się od największego nieszczęścia, jakie by cię na tym świecie spotkać mogło. Częstem i rozumnym przypominaniem śmierci, zaasekurujesz za łaską Boga duszę swą od ognia piekielnego. A tak zaasekurowany z ufnością w Bogu i oddaniem się na wolę Jego, możesz już być spokojnym o duszę swą w wie­czności. Tak samo, gdy dom swój zaasekurujesz u lu­dzi, spokojnie kładziesz się spać, bo cię nieprzyjazna ręka skrzywdzić już nie zdoła.

 

Pomnijmy i na to, że nic nas tak nie zdoła oderwać od rzeczy zmysłowych, jak pamięć na śmierć. Pycha i zmysłowość te dwie główne namiętności, z których płyną grzechy, przez częstą pamięć na śmierć tracą swą siłę i pokusę, o bo śmierć to doskonały strychulec, co gładziutko wszystkich ludzi zrówna i zmiesza pospołu. A po śmierci ci, przed którymi niżsi stanowiskiem lub podwładni dobrze dołem czapki trzymali, silniej od strachu w obliczu Sędziego-Boga drżeć będą, niż wobec świata nic nieznaczący wyro­bnik, jeżeli ten ostatni żył pobożnie. A pycha pójdzie w kąt.

Śmierć zdziera z ludzi łudzącą ich zasłonę i po­kazuje ich takimi, jakimi są. Głośniej niż Salomon woła śmierć: „Marność marności i wszystko marność pod słońcem“. Marne są bogactwa, bo je śmierć skradnie i da komu innemu. Marne i głupie honory wobec świata, bo kończą się na trumnie i dalej już nie idą.
A jeżeli kto przez żywot świątobliwy, poświęcenie dla bliźnich i prace ducha nie zostawił pamiątki po sobie? to z ostatnim uderzeniem dzwonów pogrzebowych, niknąć powoli pocznie i pamięć o nim, a wkrótce i zapomną o nim, jak to dobrze wiemy z doświad­czenia.

Takimi to myślami — bracie drogi — baw się często, to się uchronisz od grzechów, zaprzyjaźnisz się ze śmiercią, a gdy ta naprawdę przyjdzie, to się jej nie zlękniesz, boś się już oddał Bogu (2).

„Będziecie mnie szukać i w grzechu wa­szym pomrzecie” – O odkładaniu pokuty


Ks. Feliks Gondek – Rozmyślania nad ewangeliami każdego dnia Wielkiego Postu. Dla zbudowania i uświęcenia ludu chrześcijańskiego. Kraków. 1888

1) Dzisiejsze rozmyślanie dotyczy grzeszników nałogo­wych i zatwardziałych. Kto takim nie jest, niech to zastosuje do grzechów lekkich. Lepiej się pozbyć grzechów lekkich, aby po śmierci dostać się wprost do nieba, niż w czyśćcu za te lekkie grzechy cierpieć męki długie.
2) Radzę łaskawemu czytelnikowi, aby sobie sprowadził przeze mnie wydaną książkę pod tytułem: „Ćwiczenia ducho­wne” 4-te wydanie, w Krakowie u Gebethnera, lub byle z któ­rej księgarni. Tam obszernie i prawie żywcem opisałem „śmierć”, i to co przed nią i to co po niej następuje.

 


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Create a website or blog at WordPress.com

%d blogerów lubi to: