O pobożności
Pobożność jest to gotowość do czynienia tego, co należy do czci i służby Bożej. Nie wystarcza zatem pobożności spełnić to, czego Bóg wymaga, lecz żąda ona nadto, by wszystko to spełnić ochotnie i powtarzać ciągle : „Gotowe serce moje, Boże, gotowe serce moje“ (1).
Pobożność jest dalej niczym innym, jedno udoskonaleniem miłości. Prawdziwa i żywa pobożność — mówi św. Salezy — nie jest czym innym, tylko prawdziwą Boga miłością, i to nie lada jaką. Albowiem miłość Boża, o ile zdobi duszę naszą i czyni nas miłymi Bogu, zowie się łaską, o ile nam udziela siły do czynienia dobrze, zowie się w nas wiernością; lecz jeżeli dochodzi aż do tego stopnia doskonałości, iż nie tylko nam dopomaga do czynienia dobrze, ale i to sprawia, że uczynki dobre spełniamy pilnie, często i ochotnie, wtedy miłość Boża w nas zowie się pobożnością.
Stąd między miłością i pobożnością nie masz innej różnicy, jak między ogniem i płomieniem; bo miłość, będąca ogniem duchownym, gdy się rozpłomieni, zowie się pobożnością. Nic też innego nie przydaje pobożność do ognia miłości, jedno płomień żywy, czyniący tę miłość rączą i ochoczą, nie tylko w zachowywaniu przykazań, lecz nadto w wykonywaniu rad i natchnień Bożych (2).
Skądże pochodzi pobożność?
Doktor Anielski wymienia dwa źródła, z których wytryska słodki zdrój pobożności (3).
Pierwsze jest zewnętrzne, a jest nim Bóg sam, który łaską swoją pociąga do ochoczej a wiernej służby; czyni to zaś w ten sposób, że za pomocą daru pobożności przemienia serce ludzkie. Serce to jest zwykle nieczułe i zimne w rzeczach Bożych, — otóż dar pobożności miękczy i rozgrzewa takowe, iż się napełnia tkliwą miłością i wszystko gotowe poświęcić dla Boga.
Drugie źródło pobożności jest, według św. Tomasza, wewnętrzne, a składa się z dwóch rzeczy: z prawdziwej pokory serca, która pochodzi z rozważania własnej nędzy, — i z gorącej ku Bogu miłości, która płynie szczególnie z rozważania doskonałości Boskich i nieocenionych Jego dobrodziejstw. Że pokora toruje drogę pobożności, nic w tern dziwnego, bo ona oczyszcza serce ze szkodliwej czci i miłości ku sobie, a tern samem przygotowuje miejsce Duchowi Świętemu, który z sobą dar pobożności przynosi.
Że miłość wiedzie do pobożności, łatwo także zrozumieć, bo gdzie jest miłość, tam jest ochoczość do ofiar, a ta ochoczość jest właśnie cechą pobożności. Przypatrz się kuli, gdy z wielką siłą wylatuje z działa, — bieży ona prędzej niż wiatr i w mgnieniu oka dosięga przedmiotu oddalonego. Któż dał owej kuli, tak ciężkiej, taką siłę, jeżeli nie ogień, który ją ze spiżowego wyrzuca otworu: taką i większą siłę ma miłość, — gdy ona duszę rozpali, tedy pcha ją gwałtownie do każdej czynności, która do czci i służby Bożej się ściąga. Miłość — mówią Ojcowie — nie może być nieczynną w duszy kochającego; lecz jeżeli jest prawdziwą, wielkie rzeczy czyni, jeżeli nic nie czyni, nie jest miłością.
Za przykład niech służy Maria Magdalena. Porzuciwszy drogę zepsucia, stara się ona jak największą miłością wynagrodzić dawne upadki. Dowiaduje się, że słodki Zbawiciel jest na uczcie u Faryzeusza; biegnie tedy tamże i nie zważając na pogardę i szyderstwa obecnych, wylewa kosztowny balsam na głowę Jego, a święte stopy zmywa cenniejszymi, niż wszelki balsam, łzami pokutnej miłości. Kiedy indziej przyjmuje Pana w domu swoim, a jak długo jest jej gościem, nie odrywa się od stóp Jego, by i jednego słowa nie uronić. To znowu słyszy, że nienawiść wrogów skazała Świętego Świętych na śmierć; na tę wieść straszną wybiega z domu, przeciska się przez tłum, wołający „ukrzyżuj”, i podczas gdy lud bluźni swemu Dobroczyńcy, gdy uczniowie zdradzają i opuszczają swego Mistrza, ona idzie tuż za Nim na Kalwarię i cała we łzach tonąca staje pod krzyżem. Nic jej nie zdoła zatrwożyć, ni urągania Faryzeuszów, ni złorzeczenia żołnierzy, ni dziki wzrok katów, bo ona pragnie umrzeć wraz z Tym, który za nią i dla niej umiera. Kiedy zaś Pan skonał, i święte zwłoki złożono w grobie, wnet ta święta miłośnica spieszy po wonne maści, z którymi miesza łzy swoje. Nie znalazłszy ciała w grobie, szuka go wokoło, omdlewając prawie z tęsknoty, i pyta każdego: „Czyście nie widzieli Umiłowanego mojego?” a gdy się jej Pan objawił, ona z wyrazem najżywszej radości rzuca się Mu do nóg i jedno tylko wymówić zdoła słowo: „Rabboni — Mistrzu Najdroższy!” Resztę życia przepędza na rozmyślania, by ani na chwilę nie stracić z oczu Tego, którego całym sercem ukochała.
Oto jest wzór doskonałej pobożności, czyli zupełnego oddania się Bogu.
Kto chce się tak oddać, ten musi wielce kochać; kto zaś chce wielce kochać, ten musi często i serdecznie rozważać, jak ten Bóg jest dobrym, jak słodkim, jak miłościwym, jak hojnym, — ile On nam dał, ile dla nas uczynił, ile za nas ucierpiał, — a w tym rozmyślaniu rozpali się ogień pobożności.
Gdzież ten ogień ma swoje ognisko?
Według mistrzów duchownych, należy rozróżnić pobożność istotną i pobożność uczuciową.
Pierwsza ma siedzibę w woli, a zależy na gotowości do czci i służby Bożej, pomimo wszelkich trudności i przeszkód; stąd cechą jej są dobre uczynki.
Druga ma siedzibę w sercu, a zależy na wzruszeniach i pociechach wewnętrznych, które nieraz i na zewnątrz się objawiają, cechą zaś tejże są uczucia święte.
Jedna bez drugiej być może. I tak, można spełnić jakiś akt cnoty z wielką pobożnością, chociaż się do niego żadnej ochoty nie czuje, a nawet wstrętu i oporu doznaje. Wszakże sam Najśw. Zbawiciel trwożył się i smucił w ogrodzie oliwnym, a jednak wola Jego była najzupełniej podległa woli Bożej.
Z drugiej strony nie może być, przynajmniej na chwilę, pobożność uczuciowa bez istotnej; są bowiem dusze, co się rozczulają podczas modlitwy lub kazania, a jednak nie są pobożnymi, bo nie wypełniają przykazań Bożych, — łzy ich płyną z przyrodzonej tkliwości serca, która na poprawę życia żadnego nie wywiera wpływu.
Ta pobożność uczuciowa, gdy się łączy z istotną, jest cennym darem Bożym, ułatwiającym nam pracę duchowną, — wolno też tej pragnąć, wolno o nią prosić, jak to już wyżej widzieliśmy; gdy jednak Pan jej odmawia i duszę nawiedza oschłością, nie należy się smucić, ani też w służbie Bożej leniwieć.
A jakże się objawia pobożność?
Tak samo, jak miłość ku Bogu, której jest niejako kwiatem. Cokolwiek zatem należy do czci Bożej, cokolwiek z Bogiem ma związek, wszystko to jest dla duszy pobożnej pożądanym i drogim. Ona zatem myśli z radością o Bogu, tęskni za Nim gorąco, słucha o Nim chętnie, mówi z czułością, łączy się z Nim z upragnieniem.
Ona niczego nie pożąda jedno uwielbienia Boga; stąd cieszy się, gdy chwała Boża rośnie, gdy wiara się rozszerza, gdy Kościół tryumfuje, gdy duchowieństwo jest gorliwe, gdy dusze się uświęcają; a przeciwnie smuci się, gdy błędy i grzechy plugawią świat.
Ona dla pomnożenia czci i miłości Bożej żadnego trudu, żadnej ofiary nie szczędzi; w tym celu się modli, w tym celu pracuje, w tym celu umartwia się, w tym celu daje grosz ostatni, w tym celu czuwa nad łożem chorego, zajmuje się sierotą, pielęgnuje zgrzybiałego starca, idzie między dzikie ludy, w tym celu i życie swe rada by oddać w ofierze.
Jakże więc piękną, jak wielką u Boga, a cenną u ludzi jest pobożność! A jednak są ludzie, którzy ją sobie za nic ważą; co gorsza, są i tacy, którzy się jej lękają, którzy nią gardzą, którzy z niej szydzą, nazywając ją zabawką dla kobiet ograniczonego ducha, jakby nie było przeznaczeniem każdego człowieka, choćby największego mędrca, służyć Bogu doskonale i kochać Go z całego serca.
Lecz ty nie wstępuj w ich ślady, owszem żyj jak najpobożniej, choćby cię świat zły nazwał bigotem albo dewotką; chceszli zaś stać się pobożnym, używaj następujących środków.
Najpierw usuń przeszkody.
Taką przeszkodą są grzechy wszelakie, już nie mówię śmiertelne, ale i powszednie, zwłaszcza dobrowolnie popełniane, gdyż pierwsze niszczą miłość Bożą w duszy, a drugie ją osłabiają.
Inną przeszkodą jest zamiłowanie pociech światowych; jak bowiem duch i ciało walczą przeciw sobie, tak podobnież pociechy duchowne nie pogodzą się z cielesnymi. Kto chce zatem pić ze zdroju słodkości Pańskiej, niechaj porzuci bagniska rozkoszy światowej. Stwierdza też doświadczenie, że dusze umartwione są również pobożne, podczas gdy miłośnicy ciała, miłośnicy biesiad, miłośnicy zabaw nie tylko stronią od pobożności, ale mają ją w nienawiści i pogardzie.
Inną przeszkodą jest nieporządne przywiązanie się do jakiejkolwiek osoby lub rzeczy; ono bowiem jest tern dla duszy, czym lep dla ptaka, to jest, tamuje jej polot do Boga, a ciągnie ją ku ziemi. Dowodem jest ów sławny Salomon, — przywiązawszy się zbytecznie do swoich żon, wziętych do tego z narodów pogańskich, nie tylko ostygł w służbie Pańskiej, ale, co gorsza, popadł w bałwochwalstwo.
Inną przeszkodą jest zbyteczne troszczenie się o dobra doczesne i pochodzący stąd niepokój; jak bowiem gęste mgły nie przepuszczają promieni słonecznych, — jak wśród cierni nie wyrośnie kłos: tak troski ziemskie zaciemniają promienie światła Bożego i wstrzymują płodność duszy. Dowodem jest ów młodzieniec ewangeliczny; gdy mu Pan oznajmił, że aby się stać doskonałym, ma swe majętności rozdać ubogim, zasmucił się i odszedł, bo zbyt silnie do nich przylgnął.
Inną przeszkodą jest zbytek zajęć; kto bowiem przeciążony jest sprawami ziemskimi, ten nie ma czasu myśleć o Bogu , ani może żyć w skupieniu, a skutkiem tego jest rozproszenie ducha i wyziębienie serca. Przedstawił to Pan Jezus w przypowieści o uczcie; stół już zastawiono, zaproszenia rozesłano, ale zaproszeni wymówili się brakiem czasu, bo jeden nabył wieś, drugi kupił pięć jarzm wołów, inny pojął dopiero żonę. Tak i dzisiaj od uczty Pańskiej, od służby wiernej, wymawiają się ludzie natłokiem zajęć, — ten urzędem, ów kupiectwem, ów gospodarstwem lub troską o rodzinę, zapominając snadź, że najważniejszą sprawą jest zbawienie duszy i że z tą sprawą wszystkie inne pogodzić należy.
Inną przeszkodą jest nieporządna ciekawość, której skutkiem jest natłok różnych wrażeń i ciągłe roztrzepanie ducha. Spotykamy ją zwykle u osób zbyt ruchliwej wyobraźni, przelatującej, jak motyl, z przedmiotu na przedmiot, jako też u uczonych, którzy nieraz tak się zaciekają w swoich naukowych badaniach, że zapominają o Bogu i duszy. To też słusznie powiedziano, że ludzi roztrzepanych i uczonych trudno zaprawić do pobożności. U uczonych zachodzi i ta przeszkoda, że rzadką jest u nich pokora, a bez pokory niema pobożności.
Inną przeszkodą jest bojaźń świata, która, jakby widmo jakie, wstrzymuje niejedną duszę od życia pobożnego. Świat, pełen czczości i pustoty, nie może znieść pobożności; jeżeli tedy widzi, że jakaś dusza, zwłaszcza młodsza i otoczona urokiem wdzięków lub talentów, chce się doskonałej oddać Panu Bogu, nuż ją straszyć swymi szyderstwy, nuż grozić swym prześladowaniem, i niestety, dosyć mu się to dobrze powodzi.
Inną przeszkodą są smutki, zniechęcenia, skrupuły i oschłości duchowne; one bowiem, jakby paraliż jaki, krępują duszę, by nie biegła rączo drogami Pańskimi.
Ostatnią wreszcie przeszkodą i największą jest pycha i miłość własna, bo pierwsza szuka własnej chwały, druga własnej korzyści, a tymczasem pobożność żąda uniżenia się, zaparcia i ofiary z siebie.
Chcesz zatem nabyć pobożności, staraj się usunąć te przeszkody, jakby chwasty jakie, przytłumiające ziarno dobre.
Przede wszystkim pragnij pobożności i módl się o nią, mówiąc za pobożnym autorem złotej księgi „O naśladowaniu Jezusa Chrystusa”:
„O źródło wiecznej miłości! wszystko co mam, Twoje jest; i dar służenia Tobie Twój jest. A jednak skądinąd Ty mi więcej służysz, niżeli ja Tobie. Oto niebo i ziemia, któreś utworzył ku posłudze człowieka, są przede mną i na każdy dzień spełniają rozkazanie Twoje. I to mało, albowiem i Aniołów Twoich dałeś ku posłudze ludzkiej. Ale co największa, Ty sam Panie raczyłeś służyć człowiekowi i siebie samego jemu przyrzekłeś. Cóż Ci dam, Panie, za te wszystkie tysiączne dobrodziejstwa Twoje ? Obym Ci mógł służyć przez wszystkie dni życia mojego! Obym choć przez dzień jeden godnie Ci służyć zdołał! Zaprawdę, Tyś Pan mój, a ja ubogi sługa Twój; jam Ci powinien służyć ze wszystkich sił moich i nigdy nie ustawać w chwale Twojej. Tak chcę, tak pragnę; a na czym mi zbywać będzie, Ty racz dopełnić”.
Bp. Józef Sebastian Pelczar – Życie duchowne czyli doskonałość chrześcijańska według najcelniejszych mistrzów duchownych , Tom II, Kraków, Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego, 1886. str. 237 – 243.
Przypisy:
1) Ps. LVI, 8
2) Filot. Cz. I. R. I
3) I. c.
WESPRZYJ NAS
Jeśli podobają się Państwu treści które publikujemy i uważacie, że powinny docierać do większej ilości odbiorców, prosimy o wsparcie rozwoju naszej strony.
Wybraną kwotą:
Lub inną dowolną:
Dziękujemy
WSPIERAM
Skomentuj