Jakeśmy dotąd darów Bożych używali – daru najcenniejszego : krzyżów?
I. Cierpieć musimy; należy się nauczyć umiejętności znoszenia i korzystania z cierpień. – Pożytek cierpień. – Cierpimy jako ludzie, grzesznicy, chrześcijanie. – Człowiek nieznający boleści o Bogu zapomina, nad innych się wznosi; siebie ubóstwia. – Krzyż naucza, sądy fałszywe prostuJe, do Boga
prowadzi, miejsce wiecznego cierpienia przypomina, okazje do grzechów usuwa, cnotę ,wskrzesza.
II. Ale krzyż z ręki bożej trzeba przyjąć; u Boga pociechy szukać; lekarstw od Boga podanych używać. – Czy i o ile ,wolno szukać pociechy u świata, u ludzi, u własnego rozumu? -Modlitwa do Boga w nieszczęściu
Odziedziczy syn piękny, znaczny, krwawo zapracowany majątek po ojcu i trwoni, rozprasza, marnuje. Co na to świat powie? Jedni się litują nad jego nierozumem, drudzy potępiają i słusznie, trzeci pogardzają; ale na to wszyscy się zgadzają, że to nierozumne szaleństwo. Może i my taki wyrok wydaliśmy nieraz na jednego. Ale uderzmy się w piersi i wyznajmy żeśmy w nierozumie i zuchwalstwie daleko dalej postąpili.
Życie nasze, to nie zabawka, nie igraszka; dary boskie, to nie czcze szelągi – a my cośmy z życiem, cośmy z darami boskimi dotychczas uczynili?
Zmarnowaliśmy, strwonili godziny, lata; jedni nic nie czyniąc, drudzy źle czyniąc, inni nic dobrze nie czyniąc. Podsumujmy lata nasze: dwadzieścia, trzydziesci; przychody żadne, długi bez liku. Gdzie zasługi, tam zero; gdzie grzechy, tam liczba niewymówiona. Oj! czas, czas, miarkować się i wejść w siebie, bo śmierć blisko. Przebraliśmy miarkę nieprawości i ciężko padła na nas ręka sprawiedliwości boskiej. Nie sądźmy, że Bóg wypuścił wszystkie pioruny sprawiedliwości swojej; że wychylił do dna kielich zapalczywości swojej. Zasiądźmy na trybunale własnego sumienia, póki nas Bóg nie powoła przed trybunał sprawiedliwości swojej. (…)
I.
Cierpieć i umrzeć – oto całe życie nasze. Oto cały człowiek. Ale gdy tę prawdę z tego miejsca opowiadamy, świat się oburza przeciw nam; zarzuca nam nieczułość, oziębłość, obojętność, nieświadomość nieszczęścia; – czy słusznie? Dlatego, że znamy wszelkie cierpienia ludzkie, że może niejeden z nas nosi sam krzyż ciężki, wie cały ciężar jego; że szczerze i serdecznie, jak i gdzie możemy, chcielibyśmy wszystkim pomóc, tak często o prawdzie tej mówimy. Ale jeśli widok cierpień ludzkich do żalu pobudza, to jeszcze bardziej ta myśl, że te cierpienia tak marne, tak bezowocne zostają. I dlatego chcącym i nie chcącym wołać nie poprzestaniem: Blogosławieni, którzy płaczą; blogosławieni, którzy cierpiq, bo to nie nasze ale słowa są Prawdy nieomylnej, Boga i Zbawiciela naszego.
Wielu z nas cierpieć nie chce, bo uważają boleść jako niesprawiedliwość ze strony Boga, jako bezużyteczną dla człowieka. Wielu cierpieć nie umie. Tracimy wielkie zasługi cierpienia naszego. I ta nauka wszystkim najpotrzebniejsza, jest wszystkim prawie nieznaną, obcą i obojętną.
Dziwna walka – mówi Augustyn św. – odbywa się w sercu naszem. Bóg tworzac duszę naszą, wlał w nią popęd niepowściągniony do szczęśliwości; a jednak od pierwszej chwili, od kolebki naszej, łzy i boleści są z małymi wyjątkami nieodstępnymi towarzyszami naszymi. Ledwie kilka kroków w świat uczynim, a już troski gromadzą się jako groźne chmury na pogodnem niebie życia naszego i ten jest najszczęśliwszym na świecie, który ma najmniej do cierpienia. A jednak – dodaje tenże sam Ojciec św. – pod rządem tak sprawiedliwego Boga tylko ten jest nieszczęśliwy, który na nieszczęście zasłużył.
Zapytajmy człowieka światowego – człowieka, który tylko czcze imię katolika na sobie nosi, jak dobroć Boga z cierpieniem naszym pogodzić można, a on nie znajdując w ciasnym rozumie swoim rozwiązania tej tajemnicy, odpowie szemraniem, mruczeniem i bluźnierstwem.
Zapytajmy serca katolickiego, a ono wśród łez westchnień, upokorzone, spokojne, choć skrwawione odpowie: Cierpię, bo jestem człowiekiem; cierpię. bo jestem grzesznikiem; cierpię, bo jestem chrześcijaninem. Dotknął mnie Bóg tym krzyżem, abym poznał, że On jest Panem naszym, abym upokorzył tę hardą głowę, która w szczęściu za Pana uznać Go nie chciała. Dotknął mnie tym ciężkim krzyżem, abym poznał, że On jest Ojcem moim i nie pragnie jak tylko zbawienia mojego, które do krzyża jest przywiązane. Dotknął mnie krzyżem, abym poznał, że On jest Sędzią moim. Karze mnie tu docześnie, aby mnie wiecznie karać nie potrzebował. Rozpięty na krzyżu, zawołałem do Boga: Panie! jeśli być może, niechaj ten kielich ode mnie odejdzie, lecz nie moja, ale Twoja niech się stanie wola !
Czemże jest człowiek, gdy w szczęściu, rozkoszach opływa, który nigdy w życiu nie doznał boleści?
Bądźmy szczerymi, przyznajmy to, co pomimo przekonania naszego zwykliśmy zaprzeczać. Jest to rzeka wezbrana pychą i próżnością, która przerywa wszelkie zapory, tamy miłości, bojaźni Bożej. Jak fala pcha falę, grzech płynie po grzechu. Tracimy nie tylko bojaźń i miłość Boską, ale i miłość bliźniego, ale tracimy wiarę. Już nie chcemy znać ludzi za braci naszych, ale za coś większego nad nich się sądzimy. Ten, któremu wszystko idzie podług życzeń najdziwaczniejszy. Już nie widzi równego sobie na ziemi. Wyższego od siebie w niebie.
Życie takiego człowieka jest to z małemi wyjątkami szał, co się zaczyna od zapomnienia na Boga; dalej idzie uwielbianie i ubóstwianie samego siebie a kończy się na pogardzie innych. Jeśli znajdzie się w życiu takiego jeszcze chwila rozmysłu i rozwagi, jeśli jako zardzewiała struna, odezwą się wspomnienia lat dziecinnych, zapyta się z podziwieniem samego siebie: gdzież się podziała wiara moja? Cóż się stało z niewinnością moją? Podniesie oczy ku niebu, ale to niebo nic już do niego nie przemawia, obcem się stało dla serca jego, bo między nim a Bogiem, niedowiarstwa ciemny roztoczył się obłok. W takim stanie zostając, jakiż głos może go jeszcze ocucić? Głos z krzyża jako młot może jeszcze spłaszczyć to zatwardziałe serce: młot krzyża.
Cóż powie, przeciwnie, człowiek cierpiący?
Serce katolickie zbolałe, starte, strwożone, zniweczone, stało się jak wosk miękkie, na którym łaska Boska piętno swoje lepiej wyrazić może. Krzyż jest jego nauczycielem ostrym i surowym, ale wiernym i zbawiennym. Jako dziecię, które się wydziera z rąk karzącej je matki, tak i my się wydzieramy, psujemy, walczymy, ‚odgrażamy się, aż pomału i fizyczne i moralne ustają siły i ten krzyż, cośmy odpychali, z miłością przyciskamy, i ten, który przez lat tyle się nie modlił, padnie przed tym krzyżem na kolana i przyciśnie go do zranionego serca i łzami pokuty i miłości jako Marya Magdalena obleje nogi Zbawiciela swego i pozna po raz pierwszy co to jest Bóg, i pozna po raz pierwszy co to jest wiara boska i czcza mądrość ludzka, i po wielu leciech spojrzy po raz pierwszy jako katolik w niebo i zapłacze, i może po wielu, wielu leciech, przystąpi do trybunału spowiedzi i zawoła z marnotrawnym synem: zgrzeszyłem I – i posłyszy słowo pociechy: odpuszczone są grzechy twoje! – i po wielu leciech przyjmie do serca swego Tego, od którego stronił i uciekał. A Ten, na którego słowo uciszyły się bałwany morskie, uciszy burzę serca skołatanego.
Nie wyda ziemia owoców, póki jej nie rozedrze ostre pługa żelazo; nie wyda serce owoców zbawiennych, pokąd go nie zorzą boleści pługiem. W takim to stanie dopiero zawołać wydoła: nieszczęsny! te cierpienia czem są porównane z cierpieniem piekła? Czem czas w porównaniu z wiecznością? Jeśli takim ciężarem przywaliły życie moje, cóż powiem w przybytkach wiecznej rozpaczy? Teraz to tylko kropla gniewu tego Boga, który jeszcze miłosierną ku mnie wyciąga rękę, a cóż gdy odwróci oblicze swoje ode mnie i wyleje cały kielich zapalczywości swojej! Tu, Panie! tu kraj to serce, tu pal, byleś oszczędził na wieki!
Lecz powie kto: na cóż mi się cierpienie przyda, jeślim pod ciężarem krzyża nie został lepszym, lub przeciwnie do dawnych grzechów moich dodał Jeszcze grzech szemrania i mruczenia przeciw Bogu?
– Nie zostałeś lepszym, lecz czyjaż w tem wina? Czyż wina lekarza i lekarstw że chory nie wyzdrowiał, jeśli lekarstwa użyć nie chciał? Dawał ci Bóg tyle łask, kiedyś w szczęściu zostawał, a jednak nie przełamałeś złości twojej. Użyczył ci Bóg tej największej, ostatecznej łaski krzyża, a tyś nią wzgardził i roztrwonił jak i inne. Zguba twoja z ciebie.
Popełniasz wprawdzie grzechy w nieszczęściu twojem, to widzisz; ale nie widzisz, ile to okazyj do wszystkich grzechów to nieszczęście od ciebie odjęło. Uszy twoje niegdyś tylko na podchlebstwa otwarte były, myśli strojami zajęte serce dziwacznemi zazdrościami rozdarte, podawało uszczypliwe słowa i obmowy na braci, szukało tylko zabaw, uciech, śmiechów; a teraz to wszystko tak obojętnem stało się dla ciebie. Oczy twoje od łez podpuchnięte patrzą na te wszystkie ruiny próżności niegdyś twojem umiłowane sercem, same z boleścią w izdebce twojej smutne rachujesz godziny i chcąc nie chcąc, do Boga powrócić musisz. Straciłeś majątek, ale wyznaj do wielu grzechów, rozpusty, zbytków, był on tobie przyczyną. Straciłeś sławę, ale z nią stracona Została butność, pycha, lekceważenie innych i t. d.
To pewna: nie masz krzyża, coby nam nie podał okazji do zasługi; nie masz krzyża, co by nam nie ujął okazji do grzechu. Nie uczynił nas krzyż jeszcze wielkimi świętymi – wyznaję; ale przeszkodził, żeśmy może nie zostali wielkimi grzesznikami.
Zresztą, czego do dziś cierpienie jeszcze nie uczyniło, to jeszcze uczynić może, bo jako twarde żelazo nie od pierwszego uderzenia młota się kruszy, tak też serce nasze nie od jednego razu zmienić się może. Dwadzieścia lat utrapień nie odmieniło Manassesa; jeden dzień dotkliwej boleści zmienił serce jego. Jeśli jeszcze Bogu dziękować nie możem za cnoty, któreśmy w nieszczęściu nabyli; dziękujmy Mu za grzechy, od których nieszczęście nas obroniło.
II.
Lecz, niestety! może ten dzień odnowienia ducha naszego przez nieszczęście nigdy nie nadejdzie. Łzy, któreś tu wylewać począł, nie ustaną w upałach wiecznych! Chcesz, aby Bóg uspokoił i pocieszył serce twoje, ale wzbraniasz Mu do tegoż przystępu. Grzech, a może nałóg grzechowy miejsce nie małe zajął w sercu twem i nie daje wejść łasce Boskiej. Szymon Cyrenejczyk dzwigał krzyż Zbawiciela świata;
Zbawiciel świata sam chce pomóc ci w dźwiganiu krzyża twego, czemuż Go odpychasz? Czemuż z Nim pojednać się nie chcesz? Masz łzy na opłakanie nieszczęść twoich, czyż nie znajdziesz jednej łezki na opłakanie grzechu twego? Masz tyle wymowy na opwiadanie boleści twojej; czyż nie znajdziesz słów kilku na wyznanie winy twojej?
Gotóweś w daleką puścić się drogę, dla szukania pociechy, a nie chcesz kilka kroków uczynić do konfesyonału, gdzie Bóg z całem zlitowaniem, pocieszeniem i miłosierdziem czeka na ciebie. Otwarte wrota domu twego dla szczerego przyjaciela, a zamknięte dla Tego, który cię więcej miłuje, pocieszy, wspomoże, niżeli wszyscy ludzie, którzy są, byli i będą, z całym rozumem i czułością swoją, pocieszyć, kochać i wspomóc mogą. Może opuszczałeś Boga przez lat wiele w powodzeniu twojem; od dawna nie wiesz, jak do Niego się zbliżyć; ale Bóg to nie człowiek; nie masz służalców i straży miłosierdzia Jego: nie potrzeba wstawień, próśb i pośrednictwa. Niechaj miłość i żal towarzyszą ci do tego trybunału, gdzie miłosierdzie Boskie już od tak dawna na ciebie czeka. Możecię przeraża ilość i wielkość grzechów twoich, ale idziesz do Tego, który sam rzekł: Nle chcę zguby czlowieka, ale by się nawrocił i żył.
Może cię wstyd wstrzymuje wykryć przed człowiekiem ułomności twoje? pamiętaj, że tylko usta jego tajemnicą spowiedzi tak są ściśle zamknięte, że najokropniejsza śmierć otworzyć ich nie wydoła; ale serce jego zawsze otwarte. Ze ten człowiek, jako zastępuje miejsce Boga, nieskończoną ma moc w ręku swojem, której jako sędzia użyć może; moc taką, jakiej najpotężniejszy monarcha mieć nie może; ‚ale że ten sam, jako człowiek, jest nędzne, podobne tobie stworzenie które nie sobie, ale jedynie łasce Boga ma podziękować, jeśli w podobne i cięższe nie popadł grzechy i tem więcej dlatego się lituje; — który nic innego nie chce jak tylko dobra, szczęścia i zbawienia twego Oby ludzie tylko poznać chcieli, jakie Bóg dla nich niewypowiedziane w tym Sakramencie skarby zgromadził, nie odciągaliby się tak od tego źródła życia.
Cóż więc, czyż już nie wolno nam szukać pociechy u świata?
Nie, wiara nam tego nie wzbrania. Wiara nasza nie jest to pyszna i dumna mądrość pogan, która chciała wmówić w ludzi, że boleść nie jest boleścią.
Poddanie się chrześcijańskie pod wolę Boską nosi na sobie cnoty pokory znamię. Nie wyzuwa, nie przytłumia wrodzonych uczuć; nie odmawia nam prawa szukania pociechy, gdzie ją godziwie znaleźć możemy. Wolno nam szukać ulgi w prawdziwej przyjaźni; ale nie tak ufnie opierać się na tej słabej trzcinie pomocy ludzkiej, aby odtrącać potężną prawicę tego Boga, który jako nas dotknął boleśnie, sam jeden właśnie podźwignąć nas może.
Wolno nam szukać pociechy w rozumie naszym, ale przekonamy się, ze w prawdziwem cierpieniu sam rozum nie oparty na wierze, zamiast ulgi, nową sprawi nam boleść i żeby człowiek o cierpieniu zapomniał, gdyby mógł o cierpieniu myśleć poprzestać. Wolno nam płakać i łez obfite wylewać strumienie. Wiara łez nie potępia, i każdy, który ma wiarę, szanować je potrafi nawet w prześladowcy, w nieprzyjacielu swoim.
To tylko świat który zrazu okropnie czułym się okazuje, pomału na widok tychże łez obojętnym się stanie, a na koniec natrętnemi je nazywa. Ale nie wolno szemrać, mruczeć i rozpaczać.
Wolno mówić o strapieniach swoich przed ludźmi, ale nie tak, żeby przed Bogiem o nich milczeć. Jeśli więc jesteś chrześcijaninem, poznaj, gdzie masz szukać pociechy. Poznaj, co lepiej: czy szemrać, czy poddać się woli Boga? Czy lepiej piekło, czy niebo kupić łzami swemi?
Zakończmy jedną krótką uwagą.
Wszyscy tu zebrani, jesteśmy szczęśliwi lub nieszczęśliwi. Jeśli należysz do rzędu pierwszych, pamiętaj, że prawdopodobnie nie zawsze nim będziesz. Nieszczęście jako cień goni za tobą. Wiele lat szczęścia, nieszczęście jednym zamachem obalić może, a ta nauka, która ci może nudną, niepotrzebną się zdaje, może ci się kiedyś bardzo przyda. Nic się tak blisko z sobą nie styka, jak szczęście i nieszczęście, łzy i śmiech i ten tylko korzystnie na szczęście swoje przyszłe pracuje, który się uczy za młodu, jak bez szczęścia obejść się może Jeśli więc należysz do rzędu nieszczęśliwych, pamiętaj, że to krzyż jest może początkiem zbawienia twego, że Bóg go postawił między tobą a tą przepaścią, na którąś leciał po drodze, i za wołaj z głębi serca twego:
Niestety! nie umiałem korzystać dotychczas z tych krzyżów, coś na mnie zesłał. A chociaż nie masz już dla mnie szczęścia na świecie, tak wielka nędza moja, że czuję nieszczęście, a korzystać z niego nie umiem. Zycie stało mi się ciężarem, rozkosz stroni ode mnie, boleść mnie gnębi. Straciłem wszystko, co mnie do świata wiązało. Opuszczony, samotny wpośród świata! Nudota tęsknota towarzyszami memi. Pokarmem moim łzy moje, napojem moim smutne marzenia i nadzieja sama zwiędła w sercu mojem.
Nie! mój Boże! nawrócę się do Ciebie, pójdę do Ciebie i u stóp krzyża Twego zawołam: Panie! nie słuchaj płaczu mego; jeśli te krzyże nie są dostateczne, uderz, wy-puść strzałę Twoją, uderz w najsłabsze miejsce serca mego, abym mógł wołać: Zraniłeś mnie, abyś mnie uleczył ! Amen.
Codziennie wieczorem wspieramy osoby wyrażające swoje poddanie się woli Boga naszą modlitwą:
Niech się stanie wola Twoja! (Módlmy się)
„Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich. Jednak nie…
CZYTAJ CAŁOŚĆ
Skomentuj