DZIEŃ JEDENASTY
Łzy Jezusa
I zapłakał Jezus.
(Jan XI, 35).
Wspomnieliśmy wczoraj, że Sercu słów nie potrzeba, że ono uczucia swoje zdradza na zewnątrz przez spojrzenia, przez łzy, przez westchnienia. Wiemy już jakie to były Spojrzenia, o których czytamy w Ewangelii świętej; dziś z kolei pomówimy o łzach Chrystusa Pana.
Łzy, według słów św. Augustyna, są krwią duszy. Są one jej najwymowniejszym językiem, częstokroć odczuwa ona tak silne wzruszenia, że tylko łzami wyrazić je może. Kiedy boleść ściska serce, gdy je gnębi smutek, krew płynie zeń w obfitości, lecz zmienia kolor i nazwę, wydobywając się w postaci łez przez oczy, są to łzy krwawe, powiemy wówczas i słusznie. Zdarza się także, że i ze zbytku szczęścia i radości serce wybucha płaczem, lecz te łzy szczęścia szybko znikają na ziemi. Zastanawiamy się dziś nad łzami Chrystusa Pana, a najwpierw nad tymi, o których Ewangielia nie mówi, lecz których obecność jest przypuszczalną, a następnie pomówimy o łzach, które Pan Jezus wylewał i o których Pismo św. nam wspomina.
I.
W życiu Jezusa zdarzały się często okoliczności, kiedy ten Bóg-Człowiek łez swych napewno powstrzymać nie mógł, nie możemy o tem wątpić, inaczej musielibyśmy posądzić o nieczułość tego dobrego Mistrza.
W żłobku Dziecię Jezus musiało niewątpliwie płakać. Każde dziecię płacze przychodząc na świat, a tu było tyle powodów do płaczu! Człowiek boleści przeglądał już w dziecięciu, w biednej stajence, nie mając miejsca w domach Betlejemskich.
Któż mógłby przypuścić, że to Dziecię podczas swego pobytu w Egipcie nie wylewało gorzkich łez, patrząc na swą matkę i Józefa zasmuconych?
I w chwili śmierci Józefa, swego karmiciela ziemskiego, gdy tenże ostatnie pożegnalne słowa wymawiał, gdy konał, gdy Go błogosławił, ukazując niebiosa, Jezus nie powstrzymał łez swoich.
Przeddzień rozpoczęcia tych prac publicznych, gdy Maryi zwierzał zamiary swoje i żegnał się z nią, niemożebnem jest, ażeby łzy Najświętszej Matki w jeden strumień ze łzami Boskiego Zbawcy się nie zlały.
Miłą jest również myśl pobożnego artysty, który przedstawia Jezusa, wylewającego łzy na nogi Judasza przed samą wieczerzą Pańską. Boski Mistrz chciał obmyć nogi Apostołom; gdy przyszła kolej na Judasza, zamiast użyć dlań wody, jak dla innych Apostołów, ujął rękami nogi Jego, i schyliwszy Najświętsze oblicze swoje, na które bujne włosy spadały, w celu ukrycia głębokiej boleści swojej, zlewał je Jezus gorącemi łzami swemi, spodziewając się wzruszyć to nikczemne serce… Judasz jednakże i na ten dowód miłości pozostał spokojnym, obojętnym i nieczułym, jego odporność zwiększyła smutek Jezusa i z jeszcze większą obfitością wybuchły te krwawe łzy Jego.
Powiedzieliśmy już, że w oczach Jezusa były łzy wówczas, gdy na Piotra spoglądał, który się Go zaparł, to właśnie wzruszyło niewiernego ucznia, to go do wylania obfitych łez pobudziło.
Gdy Jezus dźwigając krzyż w czasie drogi kalwaryjskiej, spotkał Maryę Matkę swoją, opuszczoną, gdy z wysokości krzyża ujrzał ją stojącą na górze, można-li przypuścić, aby oczy Jego przez obfite łzy to pożegnalne spojrzenie nie rzuciły..? Rozważmy dobrze te wszystkie chwile życia Jezusa, a i my łzy Jego spostrzeżemy.
II.
Uważmy teraz okoliczności, w których Pan Jezus, jak to wyraźnie wspomina Ewangelia św., łzy wylewał. Starajmy się zrozumieć miłość wyrażoną przez te łzy Zbawiciela.
1) Najwpierw były to łzy nad Jerozolimą. „Ujrzawszy miasto, płakał nad niem“ (Łuk. XIX, 41). Nic bardziej wzruszającego nad to przeciągłe spojrzenie Zbawcy, zatrzymane na niewiernym grodzie, wejrzenie pełne boleści. Wspomnieliśmy już wczoraj, że ono miało wyraz pragnienia, przez łzy jednakże przemawiała miłość i litość.
Chrystus Pan sam nawet tłumaczy te łzy, objawiając nam swą miłość nieskończoną w bolesnem nawoływaniu swojem: „Ileż to razy ja obciąłem zgromadzić cię!… a tyś niechciało...“ odrzuciłoś dzień nawiedzenia swego. „Jeruzalem! Jeruzalem! co zabijasz moich proroków… ach! gdybyś ty znało!” (Łuk. XIII, 34). Gdybyś pragnęło jeszcze! i po chwili ciężkiego milczenia, Jezus wygłasza groźbę, przepowiadając rychłą ruinę tego miasta: „Przyjdą na cię dni“ (Łuk. XIX, 43) i mówiąc to, łzy coraz obfitsze wylewał. Cóź to za dobroć, co za miłość w tych słowach i łzach się ujawnia!…
Ojcowie święci, wykładając ustęp ten z Pisma świętego, tak tłumaczą łzy Jezusa: „Nikczemny gród ten jest obrazem duszy niewdzięcznej, nad którą Jezus musi płakać, bo ją kocha i chciałby ją zbawić!… Wzywa ją, nagli, obsypuje łaskami, naprzód zwykłemi, później szczególnemi, wreszcie ostatecznemi. Jeżeli dusza opiera się jeszcze, jeżeli opiera się ciągle, wówczas grozi, uderza… oto zbawienia ostatecznego Jerozolimy, obraz zemsty Przedwiecznego dla tych co nie pokutują za grzechy, co się na wieczne potępienie skazują.”
Pomyślmy, że Jezus często miał i nas na celu… Spójrzmy na Niego, wylewajmy obfite łzy, dozwólmy się wzruszyć sercu, i przejmijmy się Jego miłością.
2). Uważmy teraz, co wywołało łzy Jezusa na grobie Łazarza. Są to łzy miłości. Ewangelia zwraca naszą uwagę na to uczucie, które w tem świętem zdarzeniu przebiega i które szczególniej uderzyło żydów, jako świadków zmartwychwstania Łazarza. Dobroć Jezusa wzruszyła ich jeszcze więcej, aniżeli zdziwiła Jego potęga, o czem świadczy okrzyk podziwu, co się jednogłośnie ze wszystkich piersi wyrwał. Nie wołają oni, że Chrystus jest Bogiem, że jest Messjaszem… mówią tylko: „Ach! jakże On kochał!” (Jan XI, 36) co za dobroć! co za miłość! co za Serce!… a nie: jakaż potęga! jaki cud! i łzy te sprawiły, że wielu wtedy w Zbawiciela uwierzyło, jak to wyraźnie wspomina Ewangielia święta. Miłość właśnie zwyciężyła ten niewierny i niewdzięczny naród.
W całej Ewangielii, tak obfitej we wzruszające sceny, mało jest takich, które mogłyby stanowić piękniejszą treść do rozmyślania, jak ta, która przedstawia Jezusa, plączącego na grobie przyjaciela. Spojrzyjmy Nań okiem wiary, a przenikniemy Serce Jego i w tych łzach, które ujrzymy, w słowach, które usłyszymy, wyczytamy wszystkie uczucia Jego.
Zastosujmy teraz treść tę do swej duszy, nad którą Jezus często płakał, częstokroć nie mogąc przywołać jej do życia. Tyle jest dusz takich zamarłych, nieczułych na łzy Boga samego, głuchych na głos Jego! On je wzywa: „Jestem—mówi—zmartwychwstaniem i życiem” (Jan XI, 25). „Łazarzu wstań, wyjdź ze zgnilizny tego grobu” (Ibid) On woła z całą siłą głosem wyrzutów sumienia. A zatwardziali grzesznicy pozostają i nadal pogrążeni w ciemnościach.
Błagajmyż tedy Jezusa gorąco, my, którzyśmy poznali Jego dobroć i Jego potęgę, rodzice, przyjaciele zmarłych, matki chrześcijańskie, siostry cnotliwe na wzór Maryi i Marty, a On wzruszony naszą boleścią, przyjdzie i zapłacze z nami i uczyni cud wskrzeszenia duszy nam drogiej, miejmy tylko ufność a i nam powie Pan Jezus: „On ożyje i będzie zbawiony!” (Jan XI, 23).
3) Rozbierzmy dalej łzy Jezusa konającego na krzyżu. Apostoł Paweł św. zostawił opis szczegółowy konania Zbawiciela na Kalwaryi. Nic bardziej zgodnego z naturą. Umierając, również jak i rodząc się, wszyscy ludzie prawie płaczą; Jezus—mówi Apostoł — zawołał głosem wielkim i wylewał łzy, czyniąc ofiarę z życia (Hebr. V, 5). Ten krzyk ostatni umierającego Jezusa, te łzy ostatnie w chwili, gdy Jezus konał, gdy się rzucał w objęcia śmierci, musiały mieć koniecznie moc i potęgę Boską. Ten krzyk zabrzmiał w Niebiosach. Aniołowie zebrali łzy Jego, ziemia się nawet wzruszyła, skały Kalwaryi rozpadły, umarli z grobów powstali, wzruszeni i przerażeni mordercy, zstępując z góry, bili się w piersi.
Zastanówmy się i nad tem, że często Bóg i na naszych ołtarzach płacze i woła podczas Najświętszej Ofiary, która nie tylko jest wyobrażeniem śmierci Chrystusa na Kalwaryi, lecz wznowieniem tej bolesnej tajemnicy, w rzeczywistości jest tąż samą ofiarą, bo całopaleniem i kapłanem jest Bóg nasz, Jezus Chrystus, według słów Ojców Kościoła.
Tak jest, On płacze, On woła, ażeby zmiękczyć Niebo, wylewa łzy krwawe za grzechy świata, ażeby dla biednych grzeszników otrzymać przebaczenie, czy uda Mu się i naszą duszę wzruszyć i kilku Jego morderców nawrócić? tak jest, niewątpliwie, jeżeli tylko prosić będziemy z Nim, w. Nim i przez Niego, otrzymamy wszystkie te łaski.
Zważmy wreszcie, że Pan Jezus płakał często na ziemi, a sam nie mógł bez współczucia patrzeć na nikogo plączącego. Pan Jezus był tak dobry, tak czuły, że sam widok łez Go zasmucał i nigdy nie wylewano ich wobec Niego, bo On ją ukoił, wysuszył, wołając wzruszony natychmiast: „O, nie płaczcie.„ Wyrzekł to wchodząc do domu Jaira, gdzie płakano nad zmarłą dzieweczką: „Nie płaczcie“ (Luk. VIII, 52) i przywrócił życie dziecku, ażeby pocieszyć jej ojca, matkę i wszystkich tych, co nad nią płakali.
Innym razem wyrzekł to samo do wdowy z Naim, której jedynaka niesiono na marach. Usłyszał zdała jej jęki, widział jej boleść, a przejęty współczuciem, rzekł do niej: „Nie płacz” (Łuk. VII, 13) i aby łzy jej osuszyć i pocieszyć ją, wskrzesza jej syna i oddaje go pełnego życia.
Co jednakże jest najpiękniejszego, to, że w dzień męki swojej i śmierci w drodze na Kalwaryą, słysząc płacz i łkanie, tak był tem wzruszony, że zwrócił się do dziewic Syonu, które postępowały za Nim, ze słowami: „Nie płaczcie.” Oto pierwsze poruszenie, najpiękniejszy głos Jego Serca, nie może On patrzeć na plączących, nie- dopuszcza nawet płaczu nad Swemi cierpieniami, a On Sam płacze, On ma łzy i współczucie na boleści świata całego. O niewyczerpana dobroci! O słodki, o łaskawy mój Jezu!
Błagajmy w gorącej rozmowie o łaskę miłości, o przebaczenie naszych grzechów, które Mu wyciskały łzy na Kalwaryi, prośmy Chrystusa Pana, byśmy również swą miłość i żal we łzach obfitych wyrazić Mu mogli. Jest to dar kosztowny, którego raczył On nieraz udzielać swym świętym, a o który możemy Go błagać, mówiąc: „O mój Boże daj mi żal doskonały, żal za grzechy i obfitość łez.“ O matko miłości, o Dziewico Najczystsza, spraw ażebym płakał wraz z Tobą! Amen.
MIESIĄC CZERWIEC. O ŻYCIU WEWNĘTRZNEM CHRYSTUSA. Na wszystkie dnie miesiąca Czerwca. Z dziesiątego wydania francuskiego opracował X. Roman Rembieliński prof. Seminarjum Metr. św. Jana. WARSZAWA. 1897 r. str. 117 – 126.
Skomentuj