NOWENNA DRUGA
Objawienie czyli wylanie uczuć Jezusa
DZIEŃ DZIESIĄTY
Spojrzenie Jezusa
Będą tam oczy moje i serce moje po wszystkie dni.
(III Król. IX, 3).
Dotąd zastanawialiśmy się nad godłem miłości Jezusa, wraz z jej chwalebnemi przymiotami, nad tym miłym obrazem, który Boski ‚Mistrz nasz wręczył wiernej Oblubienicy swojej, a która nam go krwią swoją wyryty pozostawiła… Teraz wejdźmy w głąb miłości Jezusa, aby się pobudzić do poznania Go i do miłości ku Niemu.
Jakim sposobem serce może wyjawić swoje najskrytsze uczucia, swe myśli tajemne, wszystkie wreszcie poruszenia, które zdaje się odczuwać? Teraz to właśnie wykażemy główne cechy tej umiejętności, a ona nam odkryje wszystkie skarby łaski, miłości i miłosierdzia, co się z tego obfitego i żywego źródła Miłości Jezusa wylewają: „W nim bowiem mieszka wszystka zupełność bóstwa.“ {Kolos. II, 9).
Jeśli zapytamy, jakim sposobem Jezus może do serc naszych przemawiać? Jaki to jest ten tajemny język? Odpowiem na to, że sercu słów nie potrzeba, ani też określonych dźwięków, ono przemawia przez łzy, spojrzenia i westchnienia. Ten naturalny język serca jest zawsze jednakowy i rozumiany na całej ziemi, jeżeli ono przemawia, jeżeli chce wyrazić lub przelać najgłębsze uczucia swoje, wówczas tworzy sobie język nowy, osobny, słowa jego są pełne życia i tkliwości w wylaniu uczuć serdecznych lub też słodkich i przeciągłych zwierzeń, i nie dosyć że je objawia, lecz je oddaje i poświęca całkowicie tym, których kocha. Tą rzewną mowę serca w dzisiejszej i następnych naukach rozbierać będziemy, a mianowicie zastanowimy się nad łzami, spojrzeniami i westchnieniami Jezusa i całym Jego serdecznym stosunkiem.
Zacznijmy od spojrzenia. Oczy są zwierciadłem duszy i pierwszym językiem serca. Nie możemy ukryć żywszego uczucia, niezwykłego poruszenia, ani nawet namiętnoności; wejrzenie nas zdradza, oczy przemawiają. Litość napełnia je łzami, ze złości błyszczą ponuro lub iskrzą się, w miłości zaś łzy i płomienie w jeden zlewają się wyraz.
Jezus spogląda na nas najczulszym wzrokiem. Oto temat do rozmyślania pełen słodyczy i światła.
I.
Ewangelia nie wspomina nam wprost, bezpośrednio o tych wejrzeniach, które nam proste zrozumienie rzeczy Bożych i ludzkich wyjaśni. Ileż tkliwego uczucia było w pierwszem spojrzeniu Dziecięcia Jezus na swą Matkę, ile słodyczy i miłości w Jego uśmiechu!
Albo jakież to było Jego spojrzenie, jeszcze ze żłobka na trzech Mędrców ze wschodu rzucone… To Boskie Dzieciątko nie mogło się inaczej bez cudu wyrażać. Zwracało więc oczy w stronę Mędrców, dając im poznać swoje wzruszenie na widok tej ich prostoty w wierze i wdzięczność, z jaką ich symboliczne ofiary przyjmuje.
Podczas długiej i rzewnej modlitwy w Nazaret, lub też na górze Syon, któż wyobrazi sobie to Boskie wejrzenie Jezusa zwrócone ku Niebu… jakież modlitwy zanosił On w tych miejscach samotnych do Ojca swego! Oczy Jego najczęściej napełnione były łzami, z poza których ogień żarliwej miłości wybuchał.
A gdy wypędzał niecnie handlujących ze świątyni, jakież to pioruny wzrok Jego rzucał na tych przewrotnych! bo pałał żarliwością ku służbie Bożej, ku chwale Ojca swojego.
Nakoniec w tem spojrzeniu na Kalwaryi, w tym wzroku Boga-Człowieka, konającego na krzyżu, przegląda wszystko uczucie Jego. Wznosi Chrystus oczy ku niebu — wzrok Jego wyraża poddanie i opuszczenie; zwraca je na katów z wyrazem boleści i przebaczenia; na swój naród — widać w nich litość i miłosierdzie; na swą Matkę z całą czułością synowską i z głębokim smutkiem z powodu bliskiego rozstanie się; na Magdalenę i Jana z najżywszem współczuciem, i wreszcie ten wzrok Boski spoczął na całym obszarze ziemi, pełen miłosierdzia i gorącego pragnienia wszystkich serc ludzkich.
II.
Powróćmy do tych spojrzeń Jezusowych, ze szczególnem natchnieniem Ducha Świętego objawionych w Ewangelii świętej. Wejrzenia te, jak sami zobaczymy, były natchnione i kierowane Boską miłością Jego i obfite łaski miłości i miłosierdzia zlewały na te dusze, które były zaszczycone tem Boskiem spojrzeniem… Prawie zawsze wyrażało ono litość lub tkliwą czułość, co ożywiały wzrok tego Boskiego Mistrza. Postarajmy się rozróżnić rodzaje i odcienie tych głównych uczuć.
1. Najpierw zauważmy spojrzenie wezwania, które uprzedza dusze. Ewangelia o dwóch takich wejrzeniach wspomina: Jezus przechodzi około człowieka siedzącego przy handlu, publikanina Lewiego. Zwrócił nań wzrok swój i rzekł mu: „Chodź za mną.’ (Łuk. V, 27). A jakież to było spojrzenie, głębokie, przenikające, zwycięzkie. I ten człowiek wzruszony, zachwycony, porwany niemal tem wejrzeniem, wstaje i postępuje za Jezusem; jest to Apostoł św. Mateusz. Odpowiedział na wezwanie Mistrza, uznał w Nim Boga! Stał się też jednym z największych świętych.
Drugie jeszcze tkliwsze spojrzenie, spojrzenie serca, miało miejsce wówczas, gdy się zbliżył do Jezusa bogaty młodzieniec, pytając Go, co ma uczynić, aby osiągnąć królestwo Niebieskie. Mistrz Boski wspomniał mu o przykazaniach. Wypełniałem je zawsze, odrzekł; wówczas Chrystus rzekł doń tajemnym językiem niebios: „Idź sprzedaj wszystko, co masz, i chodź za mną.“ Na te słowa, nieszczęsne dziecię chwieje się, cofa i uchodzi… mimo wejrzenia pełnego miłości, które nań słodki Jezus rzucił. {Mar. X, 21), On się oparł i zamknął serce swoje. A kto zdoła wypowiedzieć, czem by się był młodzieniec stał, gdyby był wierny wezwaniu. Być może, że stałby się jak Jan ukochanym uczniem Jezusa, posiadłby wszystkie tajemnice Jego Serca, którego już sobie słodką przyjaźń zdobył.
Jeżeli Jezus i nas wzywa lub też spojrzy na nas, odpowiedzmy Mu natychmiast, idźmy za Nim, bo On ma słowo żywota wiecznego; bo do kogóż się udamy, jak nie do Boga-Zbawiciela.
2. Spojrzenie znowu pragnienia, boleści i współczucia, było rzucone na miasto Jeruzalem. (Łuk. XIX, 41). Zbliżając się do tego miasta, Jezus spojrzał nań i zapłakał. Co za spojrzenie żalu i pragnienia zatrzymał On na zdradzieckim Syonie!… Spojrzenie to któż zrozumie?… Był w Nim jeszcze nadmiar miłości, lecz prawie wcale nie było nadziei, podług słów Pisma św.: „Ileż to razy chciałem cię nawrócić, o miasto niewdzięczne, żebyś choć w ten dzień poznało czas nawiedzenia mego,” a później grozi strasznie, ale grozi ze współczuciem, czego dowodzą łzy w oczach na mury tego nieszczęsnego miasta zwróconych…
Słowa te możemy bardzo łatwo zastosować do siebie. Czyż Chrystus Pan spogląda inaczej, jak tylko ze łzami na dusze nasze? Czyśmy nie nadużywali łask Jego?
Może On nas już po raz ostatni nawiedza? Lecz czyż można się oprzeć tym zamiarom Jego miłosierdzia względem nas! Nie pobudzajmyż Go już do tak gorzkiego łez wylania, lękajmy się Jego groźby; dla nas ona będzie tem straszniejszą, im większem było Jego miłosierdzie, im gorętszą była miłość. Wołajmy raczej z głębi serca: O mój Boże, wejrzyj na mnie i zmiłuj się nademną.
3. Jeszcze jedno spojrzenie Jezusa, najczulsze i najtkliwsze ze wszystkich, było to spojrzenie rzucone na Piotra, niewiernego ucznia swego… „A Pan obróciwszy się, spojrzał na Piotra” (Łuk. XXII, 61). Wspomnijmy na wszystkie okoliczności tego w rzeczy samej dziwnego upadku, powiem nawet nieprawdopodobnego, gdy zważymy charakter tej głowy Apostołów. Ten dobry Mistrz go uprzedził: „nim kur zapieje, trzykroć się mię zaprzesz..” A Piotr, tak przywiązany do Jezusa, tak mężny, chcący sam jeden Nauczyciela swego w ogrodzie Getsemani od całej roty żołnierzy obronić, ten Piotr na głos słabej służebnicy po trzykroć się Go zaparł, zaklinał się, że Go niezna: i w chwili tej to trzeciej apostazyi Jezus, przechodząc, zwraca się ku niemu i spogląda na swego niewdzięcznego ucznia.
Cóż wyrażało to spojrzenie?… Czy odrazę, czy wymówkę? Czy Jezus spojrzał z wyrazem takim, jak gdyby chciał wyrzec: Niewdzięczniku! jam ci przepowiedział, że mnie się zaprzesz! O nie! Było w tem wejrzeniu uczucie litości, miłosierdzia i miłości. Być może, że oczy Jego zalane były łzami, gdyby chciały wyrzec: biedny przyjacielu, ty nie znasz mię jeszcze!… Lecz ja cię znam dobrze, ja cię kocham i przebaczam ci! Takie to właśnie spojrzenie, pełne litości i tkliwości, wzruszyło i nawróciło natychmiast niewdzięcznego apostoła. Począł płakać nad upadkiem swoim i do końca życia nie ustawał w żalu.
Kogóżby to zwycięzkie wejrzenie nie pokonało?,.. Niestety, kilka godzin przedtem inny uczeń Jezusa, Judasz, zamknął swe serce przed wzrokiem Mistrza, rzuconym nań w chwili, gdy Go zdradzał, a on Go nazywa przyjacielem swoim. Judasz-zdrajca odwrócił oczy, ażeby nie widzieć, zamknął uszy, ażeby nie słyszeć, i tego samego dnia rzucił duszę swoją w otchłanie piekielne.
Rozważmy ten opór, zadrżyjmy na samą myśl nadużywania łaski Bożej i błagajmy Jezusa Chrystusa o nawrócenie naszej duszy i o łaskę wytrwania w Jego miłości aż do końca. Starajmy się Go nawiedzić dzisiaj w jednym z Jego Kościołów, szczególniej w jakim oddalonym lub samotnym, a upadłszy pokornie przed Nim na kolana, jeszcze w progu świątyni prośmy Go o jedno wejrzenie, takie słodkie i czułe, o wejrzenie Jego Miłości błagajmy, żeby przemówił do serca naszego.
A my przyrzeknijmy, że oddamy Mu wszystko, czegokolwiek zażądał od nas. Uczynimy wszystko, co On nam rozkaże. Być może, że Chrystus Pan powie i do nas to, co wyrzekł do wiernej oblubienicy swojej, Małgorzaty- Maryi. Oto serce, które tak ukochało ludzi, które i ciebie tyle ukochało, a które od większości odbiera wzamian i od ciebie również… niewdzięczność samą!… Ażeby Je pocieszyć, złóżmy u stóp Jego akt miłości, akt wynagrodzenia, zadośćuczynienia. A uczyńmy to z taką gorącością, na jaką tylko będziemy w stanie się zdobyć.
Ach! cóż to za wyraz musiał być we wzroku Jezusa, gdy wyrzekł te słowa do Małgorzaty-Maryi: „Oto serce!…“ Nie, nikt nigdy na całym świecie, najgienialniejszy nawet artysta nie będzie w stanie wyrazić tej boleści, miłości i miłosierdzia, które odczujemy wówczas, gdy się zatopimy w milczeniu w tym słodkim obrazie Jezusa w chwili, gdy rzuca płomienie swego wzroku, skargę swego serca do wiernej oblubienicy swojej. Amen.
MIESIĄC CZERWIEC. O ŻYCIU WEWNĘTRZNEM CHRYSTUSA. Na wszystkie dnie miesiąca Czerwca. Z dziesiątego wydania francuskiego opracował X. Roman Rembieliński prof. Seminarjum Metr. św. Jana. WARSZAWA. 1897 r. str. 107 – .
Skomentuj