DZIEŃ ÓSMY
Płomienie Serca
1. Symbol miłości.
Przyszedłem puścić ogień na ziemię; a czegóż chcę, jedno aby był zapalon.
(Łuk. XII, 49).
Wpatrując się w tkliwy symbol miłości Chrystusa Pana, najpierw uwagę naszą zwraca płomień, który Najświętsze Serce pochłania i otacza. Widocznem jest, że serce owo nie może ukryć w sobie tego jarzącego płomienia, który dla tego wybucha przez ranę, ogarnia krzyż, wydobywa się przez miejsca cierniem przekłute, jednakże niedotykając ich bynajmniej. Płomień ten tajemniczy napełnia i ogarnia Serce zupełnie, jednem słowem, jest to Serce gorejące, Serce płomienne. Tylko bardzo uważnie weń się wpatrując, można dostrzec i Krzyż, i ranę, i inne Jego własności, o których już słyszeliśmy w naukach poprzedzających.
Ten ogień święty, który Serce ogarnia, jest obrazem miłości i żarliwości; płomień Je pożera, Ono musi cierpieć; do Najsłodszego Serca można zastosować te słowa Ewangelii, pomimo, że wypowiedziene były w innem znaczeniu: „Pośród tych płomieni ja cierpię„ (Luk. XVI, 24}. Jedynem pragnieniem Jezusa jest rozszerzenie tego pożaru miłości, ogarnięcie całej ziemi, zdobycie wszystkich serc naszych; sam bowiem Zbawiciel wyrzekł o sobie: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i czegóż chcę, jeno aby był zapalon?”
Zastanówmy się dzisiaj chwilkę nad tym ogniem miłości, który Chrystus Pan tak gorąco pragnie zapalić serca nasze.
Miłość! — oto kres ostateczny nabożeństwa ku Panu Jezusowi. On sam to objawił wiernej oblubienicy swojej, św. Malgorzacie-Maryi, użala się przed nią na niewdzięczność ludzką, skarży się, że nie jest kochanym, żąda, aby Go miłowali, ażeby Go poznawali… Jest to prawo nowe i ostatnie przecudne wyjaśnienie pierwszego i największego Jego przykazania: „Kochaj.”
Jakiż to zaszczytny zarazem i upakarzający rozkaz, bo, obowiązując nas do tego prawem, wykazuje przez to Chrystus Pan brak zaufania co do naszej wdzięczności i stałości. Niestety! ten Bóg wielki nie mylił się wcale i nie napróźno, prócz wyraźnego przykazania miłości, rzuca swe przekleństwo na tych, którzyby Go nie miłowali, tyle to dusz jest jeszcze zbłąkanych powabami świata, tyle serc innym gorejących płomieniem, innym ciężarem zgniecionych.
Ukażmy tedy, jaką jest treść tego przykazania miłości, a potem zwrócimy się do serc naszych i zobaczymy czy w rzeczy samej miłujemy Boga, który nas tak ukochał (I Jan IV, 10.)
I.
Cala nauka świętej wiary naszej zawiera się w jednem słowie miłości, lecz potrzeba, żeby miłość była dobrze zrozumianą. Otóż wiedzieć winniśmy, że kres ostateczny i najdoskonalszy przedmiot uczuć naszych to Bóg. Pobudka, a raczej przyczyna naszej miłości kryje się w Jego nieskończonych doskonałościach, nadewszystko zaś w Jego dobroci i w Jego dobrodziejstwach; miara tej miłości jest: miłować Boga nadewszystko, z całego serca swego, ze wszystkich sił swoich… bo w miłości Bożej granic być nie może, mówi Bernard św.
Ponieważ najlepszem, najbardziej naturalnem i boskiem wyznaniem wiary jest miłość, bez tej miłości zatem niczem jesteśmy; a przeciwnie, jeden jedyny akt doskonałej miłości może w oczach Boga najmniejszą, a przez Niego umiłowaną duszę usprawiedliwić. Miłość nie tylko że oczyszcza serca, ale jeszcze wzbogaca je łaską i przeistacza do gruntu, łącząc doskonale z Bogiem, który w nich istotnie i osobiście jako w świątyni swojej zamieszka. Jedną z najpewniejszych cech miłości jest to, że kto co miłuje, tem się też i staje; kto miłuje ziemię, ziemią się staje, a jeżeli kocha Boga… wtedy! rzec można, że staje się Bogiem…
Któż wypowie pełność tych rozkoszy, jakiemi miłość Boża karmi serca ludzkie? Ażeby je pojąć, trzeba się w ogniu tym palić. Zapytajmy się dusz żarliwych, co już gorzały w płomieniach miłości Bożej. Dosyć jest jednej iskierki miłości Jezusa, ażeby je w niezgłębionych rozkoszach tajemnych boleści zatopić, bo ten ogień miłości, który ani cierni, ani krzyża Serca nie pali, nie może też łez ich wysuszyć. Miłować i cierpieć, oto jest ich życie, ich szczęście, ich męczeństwo.
Zapytajmy św. Teresy, Magdaleny de Pazzis, Franciszka Ksawerego, Stanisława Kostki, oni to taką miłością gorzeli. Pytajmy się przede wszystkiem świętej Małgorzaty-Maryi, ileż tam łez, w najmilszem obcowaniu z Jezusem wylanych! ile szczęścia w cierpieniu, ile krzyży w płomieniach miłości, co za życie nawet w śmierci samej. Jest to niebo na ziemi… wyrażenie zwyczajne i powszednie, ale ono jedynie cały blask dwóch tych sprzeczności wyrazić jest w stanie. Słowa Proroka streszczają wszystko. „W sercu mojem goreje ogień, z nadmiaru gorąca jego umieram” (Jer. XX, 9).
Gdybyśmy zaczęli wyliczać pobudki do miłości Boga, w celu wzniecenia w sercach ludzkich tego ognia niebieskiego, treść ta byłaby niewyczerpana, bo ją nieskończona doskonałość Boga i mnóstwo dobrodziejstw, któremi on nas obdarza, stanowi. Kilka słów gorących, co się z miłującego serca wyrwały, winny dla nas wystarczyć.
Rozmyślając nad niemi, starajmy się je zrozumieć, a dojdziemy wreszcie do pojmowania ich i odczuwania, powtarzając z pokorą ze św. Bernardem: „O Jezu, Jezu! powiedz mi, kim jesteś i coś dla nas uczynił i jak to miłować się nam kazałeś. O mój słodki, mój miły Jezu, któryś tak dobry dla duszy, co Cię szuka, co Cię znajduje, co Cię posiada!… Dozwól mi porozmawiać z Tobą. Prawda, jestem biednym tylko grzesznikiem, ale Twoja dobroć ośmiela mnie do rozmowy z Tobą; miłość Twoja mnie zachęca, czułość Twoja upoważnia. Tyś rzekł do Apostołów Twoich, a więc i do mniej „mieszkajcie we Mnie, a Ja zamieszkam w was.“ Zaklinam Cię, o mój ukochany Jezu, powiedz mi, co Cię skłoniło do podobnej miłości… Czemu to rozkazujesz nam Cię miłować i w miłości Twojej zamieszkać? Powiedz nam, żeby to usłyszeli i ci, co Cię nie kochają i żeby Cię ukochali, a ci, co Cię już kochają, żeby jeszcze większą zapałali ku Tobie miłością. Gdy wspomnę na to, coś dla mnie uczynił, serce mi pęka z żalu, drżę i lękam się, boleść mię łamię… Twój krzyż przypomina mi sprawy Twoje… śmierć Twoją za mnie!… Ach! z tego to powodu całą ufność moją pokładam w Tobie, dlatego to kocham Cię z całego serca mego.“
„Miłość Jezusa jest pełną słodyczy i powabu… Nie dręczy serca, ale je rozkoszą napełnia, nie osłabia, ale je umacnia, każe mu pogardzić tem wszystkiem, co ziemskie, pozostawiając mu tylko pragnienie nieba. Już ono ma pociąg tylko do prawa Bożego, jest zawsze wierne w wykonywaniu Jego świętych przepisów.“
II.
Zapytajmy teraz jeszcze, cobyśmy odpowiedzieli, gdyby Pan Jezus rzekł do nas te słowa, któremi się odezwał do ucznia swego: „Czy mnie miłujesz?”
Istnieją pewne stałe zasady, które powinny od razu zwrócić naszą uwagę; kierując się niemi, zadecydujemy odpowiedź na powyższe pytanie. Miłując kogokolwiek, unikamy starannie tego, coby mogło sprawić boleść lub zranić serce ukochanej osoby, a przeciwnie, czynimy z radością i z pośpiechem to wszystko, co jej może być przyjemnem.
Powiedzmy to samo z większą prostotą: kto kocha, temu miło przebywać z ukochaną osobą, ten chętnie z nią się zadaje i dzieli swemi myślami; chciałby on wreszcie oddać się całkowicie, poświęcić, a nawet cierpieć za przyjaciela. Oto jest przyczyna, dla której Pan Jezus zstąpił z niebios i chciał umrzeć na krzyżu za ukochanych przez siebie ludzi, bo On ukochał nas bez miary.
A czyż kochają Jezusa ci co nie lękają się zranić Go, obrazić, a nawet śmierć samą Mu zadać w sercach swoich, popełniając grzechy śmiertelne, które są przyczyną Jego śmierci krzyżowej?
Czy kochają Jezusa ci, co tak mało za swoje liczne winy powszednie żałują; co za dowód miłości ku Niemu dają, gdy Go na każdym kroku zabójczem cierniem korony ranią? co przy modlitwie doznają znudzenia, rzadko kiedy nawiedzają święty przybytek Jego i z pewną niechęcią do Niego przemawiają; ci którym brak zupełnie treści do rozmowy z Panem Jezusem, do rozważania tajemnic i śmierci, czyż mogą powiedzieć, że Go kochają? albo ci, co Go swym oporem Jego łasce zasmucają, odrzucając najtkliwsze naleganie Jego miłości, którzy najmniejszej Ofiary Jezusowi odmawiają, nie chcą cierpieć, aby dowieść tem lepiej, że o Nim nie myślą, nie pragną Mu się podobać, ci wszyscy, chcąc nie chcąc przyznać muszą, że nie kochają Jezusa.
Pan Jezus dźwiga krzyż, a oni doń wstręt czują. Pan Jezus ukoronowany jest cierniem, a oni się najlżejszej pracy lękają! Zbawiciel jest zraniony, pokrwawiony, a oni odwracają się od Niego, nie chcą ani słyszeć o tem, ani czynić tego, co ich kosztuje nieco pracy, co się im sprzeciwia, co im zadaje przymus… jakże więc ci wszyscy mogą mówić, że drogą jest im miłość Jezusa!
Serce bez krzyża, bez cierni, niema w sobie ognia i miłości, nie jest podobne do Jezusa!…
„Ach, jakże to mało serc hojnych, prawdziwie Duchem Bożym owianych, całkowicie oddanych Jezusowi! Jakże to mało z nich ukochało Miłość, woła św. Augustyn. Jezus daje nam miłość Swoją, ażeby zachęcić nas do wynagradzania Mu tej obojętności i niewdzięczności, rozmyślajmyż nad tem, wsłuchujmy się w te słodkie słowa, które bezustannie w myśli naszej tkwić winny. Oto serce, które tak ukochało łudzi… ażeby Je pocieszyć, kończąc te uwagi ofiarujmy Mu akt doskonałej miłości, przypisywany św. Franciszkowi Ksaweremu:
O mój Boże, ja cię kocham!
A nie dlatego żebyś mnie zbawił,
Ani dla tego, że na wieczny ogień skazujesz
Tych, co Cię nie miłują.
0 mój Jezu, Tyś mnie otoczył
Miłością z Twojego Krzyża,
Tyś wycierpiał gwoździe i włócznię,
I tysiące zniewag.
Tysiące mąk,
I pot krwawy i konanie,
1 śmierć samą nawet za ranie,
Za mnie biednego grzesznika.
Jakżeż mógłbym Cię nie kochać.
0 mój Jezu najmilszy?
Ach, kocham Cię, nie dla tego, abym niebo osiągnął.
Ani dla tego by uniknąć piekła,
Ani dla dobra jakiego,
Lecz tak Cię kocham, jak Tyś mię ukochał.
I zawsze kochać Cię będę
Dla tego tylko, żeś moim Panem,
Dla tego tylko, że jesteś Bogiem moim. Amen.
MIESIĄC CZERWIEC. O ŻYCIU WEWNĘTRZNEM CHRYSTUSA. Na wszystkie dnie miesiąca Czerwca. Z dziesiątego wydania francuskiego opracował X. Roman Rembieliński prof. Seminarjum Metr. św. Jana. WARSZAWA. 1897 r. str. 89 – 97.
Skomentuj