„Si scires donum Dei”
„Gdybyś znała dar Boży!”
Kilka dusz wewnętrznych wyraziło nam smutek, jakiego doznają, widząc, że w niektórych miejscowościach większa część wiernych opuszcza kościół zaraz po Mszy świętej, podczas której komunikowali. Co gorsza, zwyczaj ten rozpowszechnia się coraz bardziej nawet w zakładach wychowawczych i internatach, w których niegdyś uczniowie, przystąpiwszy do Stołu Pańskiego, pozostawali w kaplicy po kilkanaście minut po zakończeniu Mszy, przyzwyczajając się w ten sposób do dziękczynienia, po czym najlepsi z nich zachowywali do końca życia piękne to nawyknienie.
Wówczas też chcąc wykazać konieczną potrzebę dziękczynienia, przytaczano fakt, że święty Filip Nereusz kazał raz dwom ministrantom towarzyszyć z zapalonymi świecami pewnej pani, opuszczającej kościół niezwłocznie po Mszy i Komunii. Ileż to razy opowiadano o tej zasłużonej nauczce, która nieraz wydawała owoce!
Dzisiaj jednak widzimy coraz większe poufalenie się w stosunkach zarówno z wyższymi, jak z równymi i niższymi, a nawet z Panem Bogiem.
Jeżeli dusze gorliwe nie postawią tamy przeciw temu prądowi, to zniszczy on stopniowo wszelkiego ducha umartwienia i prawdziwej, głębokiej pobożności. Jeżeli taki stan rzeczy się utrzyma, to będzie, jak mówiono, wiele Komunii, ale mało prawdziwie komunikujących. A jednak Pan nasz jest zawsze ten sam i nasze obowiązki wdzięczności względem Niego żadnej nie uległy zmianie.
Czyż podziękowanie po otrzymanym dobrodziejstwie nie jest po prostu obowiązkiem i czy nie powinno być dostosowane do wartości tego dobrodziejstwa? Ofiarowawszy komukolwiek z przyjaciół jakąś rzecz wartościową, czy nie doznajemy mimowolnej, ale uzasadnionej przykrości, jeżeli ta osoba nie raczy nam podziękować choćby jednym słowem? A jednak często się to zdarza. Jeżeli zaś to lekceważenie przyjętych form, graniczące z niewdzięcznością, niemile nas razi, cóż powiedzieć o niewdzięczności względem Pana naszego Jezusa Chrystusa, Którego dobrodziejstwa mają nieskończenie większą wartość, aniżeli nasze?
Sam Jezus Chrystus nam to powiedział, gdy po cudownym uzdrowieniu trędowatych jeden z nich tylko przyszedł Mu podziękować. „A tamci dziewięciu kędy są?” – zapytał Zbawiciel. Zostali oni również cudownie uzdrowieni i nie przyszli nawet powiedzieć: Dziękuję.
Otóż przy Komunii świętej otrzymujemy nieskończenie większe dobrodziejstwo, niż cudowne uleczenie z jakiejkolwiek choroby ciała, bo samego Sprawcę zbawienia wraz ze wzrostem życia łaski, które jest zarodkiem chwały i w którym życie wieczne się zaczyna; otrzymujemy spotęgowanie się miłości, tej najwznioślejszej z cnót, która ożywia, użyźnia
wszystkie inne i jest podstawą zasługi.
Jezus często z głębi duszy składał dzięki swemu Ojcu za wszystkie Jego
dobrodziejstwa, a zwłaszcza za Wcielenie i Odkupienie, jak również za objawienie tych prawd maluczkim. Dziękował na krzyżu, mówiąc: Consummatum est (wykonało się) i nie przestaje dziękować w Ofierze Mszy świętej, w której jest głównym kapłanem. Dziękczynienie stanowi jeden z czterech celów Najświętszej Ofiary, łącząc się ściśle z uwielbieniem, prośbą i przebłaganiem. Nawet przy końcu świata, gdy już ostatnia Msza odprawioną zostanie i nie będzie już właściwej ofiary, tylko jej dokonanie, gdy prośba i przebłaganie ustaną, kult uwielbienia i dziękczynienia trwać będzie zawsze i wyrażać się w Sanctus, które się stanie śpiewem wybranych w wieczności. Toteż łatwo zrozumieć, dlaczego duszom wewnętrznym coraz bardziej leży na sercu odprawianie dziękczynnych Mszy świętych, zwłaszcza w drugi piątek miesiąca, aby wynagrodzić za niewdzięczność ludzi, a szczególniej chrześcijan, nie umiejących już dziękować nawet za największe dobrodziejstwa!
Jeżeli jest coś, wymagającego szczególnego dziękczynienia, to ustanowienie Eucharystii, przez którą Jezus chciał pozostać rzeczywiście pomiędzy nami, ażeby w sposób sakramentalny dokonywać nadal swojej ofiary i karmić dusze nasze daleko lepiej i skuteczniej, niż najlepszy pokarm może posilać nasze ciała. Nie chodzi tu o zasilanie nas moralnie myślą jakiegoś świętego, ale o karmienie nas Jezusem Chrystusem, pełnością łask, płynącą ze świętej Jego duszy, złączonej osobiście ze Słowem i Bóstwem. Przez Eucharystię Zbawiciel daje się nam, aby nas upodobnić do siebie i z sobą nas zjednoczyć. Święty Mikołaj z Flűe mawiał: „O Panie Jezu, odbierz mię samemu sobie, a daj Tobie”, my zaś możemy dodać: „Panie Jezu, daj mi samego siebie, abym zupełnie do Ciebie należał”. Jest to największy dar, jaki możemy otrzymać. Czyżby więc nie zasługiwał na szczególne dziękczynienie? To jest właśnie celem nabożeństwa do Serca Eucharystycznego.
Jakże boleśnie rani niewdzięczność człowieka, nie umiejącego dziękować po Komunii, w której Jezus Chrystus daje nam siebie samego…!
Czyżby wierni, opuszczający kościół prawie zaraz po przyjęciu Chleba Żywota zapomnieli, iż rzeczywista obecność Pana trwa w nich dopóty, dopóki trwają sakramentalne postacie, tj. około kwadransa? oraz czyżby nie chcieli dotrzymywać towarzystwa Boskiemu Gościowi w przeciągu tak krótkiego czasu? Jak mogą nie rozumieć tak dalece swego braku uszanowania?! Pan Jezus wzywa nas z taką miłością i daje nam samego Siebie, my zaś nie mamy Mu nic do powiedzenia i nie chcemy Go słuchać w przeciągu chwil kilku!
Przypomina nam Bossuet, że Święci, ze świętą Teresą na czele, mawiali często, iż dziękczynienie sakramentalne jest dla nas najcenniejszą chwilą życia duchownego. Istota Ofiary Mszy świętej polega na podwójnej konsekracji, lecz właśnie przez Komunię uczestniczymy w tej ofierze nieskończonej wartości.
W tej chwili święta dusza Jezusa, zjednoczona osobiście ze Słowem, łączy się z naszą duszą, ludzki zaś Jego rozum, oświecony światłem chwały, z naszym rozumem tak często zaślepionym, zapominającym o najważniejszych obowiązkach i opornym do pewnego stopnia względem rzeczy Bożych.
Wówczas też w sposób niemniej głęboki musi się łączyć ludzka wola Chrystusa, niewzruszenie utrwalona w dobrem, z naszą tak chwiejną wolą, a czyste Jego uczucie z naszym tak często skażonym. W miłości Zbawiciela istnieją dwie cechy: siła i dziewictwo, które umacniają i obdarzają dziewiczą czystością dusze zbliżające się do Niego.
Ale Jezus przemawia tylko do tych, którzy Go słuchają, to jest do tych, którzy nie bywają dobrowolnie roztargnieni.
Nie tylko bowiem powinniśmy sobie wyrzucać roztargnienia bezpośrednio dobrowolne, lecz także i pośrednio wskutek naszego niedbalstwa w rozważaniu tego, co powinniśmy rozważać, w pragnieniu tego, czego powinniśmy pragnąć i w czynieniu tego, co powinniśmy czynić. To niedbalstwo bywa źródłem mnóstwa grzechów z opuszczenia, których przy rachunku sumienia prawie nigdy nie dostrzegamy, gdyż nie mają one w sobie nic pozytywnego, ale są brakiem tego, co być powinno. Wiele osób, nie znajdujących w sobie grzechów, ponieważ nie popełniły nic ważnego, może mieć sobie do wyrzucenia mnóstwo objawów niedbałości pośrednio dobrowolnych, a przez to grzesznych.
Nie zaniedbujmy więc obowiązku dziękczynienia, co się tak często dziś zdarza. Jakież owoce mogą wydać Komunie święte, przyjmowane z takim lekceważeniem?
Niestety, w niektórych krajach wielu nawet kapłanów nie odprawia, właściwie mówiąc, dziękczynienia po Mszy świętej, inni zaś łączą je z odmawianiem w większym lub mniejszym skupieniu pewnej części brewiarza, gdyż nie ma w nich samych dostatecznej osobistej pobożności, by ożywić z wewnątrz zewnętrzną, oficjalną, że tak powiem
pobożność sługi Bożego.
Stąd wynika wiele smutnych następstw, jakże bowiem kapłan, który sam należycie nie żyje życiem Bożym, może je dawać drugim? Jak może zaspokajać głębokie duchowe potrzeby gorliwych dusz, które zwróciwszy się do niego, odchodzą smutniejsze, niż były przedtem, zadając sobie trwożne pytanie: gdzie znajdą to, czego szukają? Nierzadko się zdarza, że dusze prawdziwie łaknące i pragnące Boga, które same wiele łask otrzymały i wśród wielkich trudności muszą dawać dużo drugim, a zwłaszcza ludziom, obumierającym duchowo, słyszą takie rady: „Proszę nie zadawać sobie tyle trudu, a czynić to tylko, co konieczne”. Cóżby się stało wtedy z gorącą miłością i jak mogłyby urzeczywistnić się słowa Zbawiciela: „Przyszedłem rozpalić ogień na ziemi i tego tylko pragnę, aby się wszędzie rozniecił”. – „Przyszedłem, abyście mieli życie i obficie je mieli”
Pewna prawdziwie pobożna osoba, która sobie wyrzucała, że za mało myśli w ciągu dnia o przyjętej rano Komunii świętej, otrzymała raz taką odpowiedź: „Wszak nie myślimy także o posiłku, któryśmy spożyli przed kilkoma godzinami”. Słowa te podyktować mógł tylko praktyczny naturalizm, nie zdający sobie sprawy z olbrzymiej odległości, jaka dzieli
Chleb Eucharystyczny od chleba zwykłego. Stan umysłu w ten sposób wyrażony, jest wręcz przeciwny pojęciu tajemnicy Eucharystii i pochodzi ze zwykłego lekceważenia, z jakim przyjmujemy najcenniejsze dary Boże. Na koniec przestajemy widzieć ich wartość, którą znamy tylko w sposób teoretyczny, rady zaś takie, jak wyżej przytoczone, nie podnoszą wcale dusz do głębszego zjednoczenia z Bogiem i nie przewyższają poziomu zwykłej kazuistyki, uwzględniającej jedynie to, co konieczne dla uniknięcia grzechu.
Może to nas daleko zaprowadzić, w takim bowiem razie zapominamy, że chrześcijanin powinien dążyć do coraz doskonalszej miłości na mocy tego najwyższego przykazania: „Będziesz miłował Pana Boga swego ze wszystkiego serca twego, ze wszystkiej duszy twojej, ze wszystkiej myśli twojej i ze wszystkich sił twoich” (Łk. 10, 27). Idąc tą drogą, kapłan i zakonnik zapomniałby stopniowo, że dla niego już nie ogólnym, ale szczególnym obowiązkiem jest dążenie do doskonałości, aby móc z każdym dniem świątobliwiej wywiązywać się ze swych świętych powinności i jednoczyć się coraz ściślej z Panem naszym Jezusem Chrystusem.
W pewnych okresach dziejów rozmaitych Zgromadzeń zakonnych, niektórzy zakonnicy, po odprawieniu swojej prywatnej Mszy świętej, nie udawali się nawet w dni uroczyste na Mszę konwentualną, o ile sądzili, że nie są kanonicznie do tego obowiązani. Gdyby odbywali dobrze dziękczynienie, czyż mogliby dojść do takiego przekonania? Kazuistyka przeważała u nich nad uduchowieniem, uważanym za rzecz drugorzędną.
Od chwili zaś, w której zjednoczenie z Bogiem stanie się dla nas drugorzędną rzeczą, przestajemy dążyć do doskonałości, oraz tracimy z oczu znaczenie i doniosłość najważniejszego przykazania: „Będziesz miłować Pana Boga swego ze wszystkiego serca twego, ze wszystkiej duszy twojej, ze wszystkiej myśli twojej i ze wszystkich sił twoich”. Sąd nasz wtedy przestaje się zgadzać z prawdziwą mądrością i zaczynamy staczać się po pochyłości głupoty duchowej.
Oto do czego dochodzi się stopniowo przez zaniedbywanie tego, o czym mówiliśmy na początku niniejszego artykułu.
Z niedbalstwem w dziękczynieniu łączy się niebawem niedbalstwo w adoracji, która się staje czysto zewnętrzną, jak również w prośbie i przebłaganiu. W taki sposób coraz mniej zdajemy sobie sprawę z czterech celów Najświętszej Ofiary, aby się oddawać częstokroć praktykom drugorzędnym, tracącym zresztą istotną swoją wartość moralną i duchową, o ile ich nie ożywia zjednoczenie z Bogiem.
Każde dobrodziejstwo wymaga podzięki: dobrodziejstwo więc niezmierzone powinno pociągać za sobą odpowiednie dziękczynienie.
Ponieważ sami nie jesteśmy zdolni ofiarować go Bogu, prośmy więc, niebieską naszą Matkę o przyjście nam z pomocą i wyjednanie łaski,
abyśmy mogli uczestniczyć w dziękczynieniu, jakie Maryja złożyła Bogu po Ofierze krzyżowej, po Consummatum est i jakie zawsze składała po Mszy świętego Jana Apostoła, która była na ołtarzu dalszym ciągiem ofiary na Kalwarii.
Tak częste zaniedbywanie dziękczynienia po Komunii wypływa stąd, że nie umiemy należycie ocenić daru Bożego: si scires donum Dei!
Prośmy pokornie, lecz gorąco Pana naszego o łaskę wielkiego ducha
wiary, który nam pozwoli rozumieć coraz lepiej z dniem każdym cenę Eucharystii; prośmy o łaskę nadprzyrodzonej kontemplacji tej tajemnicy, która poprzedza dary mądrości i umiejętności, będąc zarazem podstawą żarliwego dziękczynienia w miarę, jak zdajemy sobie sprawę z wielkości otrzymanego daru!
O. Reginald Garrigou-Lagrange OP
Czasopismo „Szkoła Chrystusowa”, , rok VI, tom XI, Lwów 1935, wyd. OO. Dominikanów, str. 258-267.
[Oprac. A.S.]
Skomentuj