„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej wiary. Cz.XV. Grób


GRÓB.

Sąd,‎ ‎który‎ ‎każda‎ ‎epoka‎ ‎wydała‎ ‎o‎ ‎Kościele‎ ‎katolickim‎ ‎jest‎ ‎—‎ ‎jednaki,‎ ‎opiewa,‎ ‎że‎ ‎w‎ ‎każdej‎ ‎pracy,‎ ‎do‎ ‎której rękę‎ ‎przyłożył,‎ ‎nie‎ ‎powiodło‎ ‎mu‎ ‎się,‎ ‎i‎ ‎to‎ ‎ze‎ ‎wszystkich punktów‎ ‎widzenia,‎ ‎z‎ ‎których‎ ‎świat‎ ‎patrzy.‎ ‎Dla‎ ‎Kajfasza‎ ‎jest‎ ‎za‎ ‎mało‎ ‎polityczny,‎ ‎zaś‎ ‎zbyt‎ ‎polityczny‎ ‎dla Piłata;‎ ‎za‎ ‎mało‎ ‎sensacyjny‎ ‎dla‎ ‎Heroda,‎ ‎a‎ ‎zanadto‎ ‎dla faryzeuszów;‎ ‎za‎ ‎brzydki‎ ‎dla‎ ‎Greków,‎ ‎za‎ ‎piękny‎ ‎dla purytanów.‎ ‎Dla‎ ‎nowoczesnych‎ ‎mistyków‎ ‎za‎ ‎dogmatyczny,‎ ‎za‎ ‎mistyczny‎ ‎dla‎ ‎uczonych‎ ‎dogmatyków.‎ ‎Słowem,‎ ‎Kościół‎ ‎przesadził‎ ‎każdą‎ ‎cząstkę‎ ‎prawdy‎ ‎przyznawaną‎ ‎przez‎ ‎świat.‎ ‎I‎ ‎tak‎ ‎Kościół‎ ‎jest‎ ‎za‎ ‎ascetyczny‎ ‎w‎ ‎nauczaniu‎ ‎celibatu,‎ ‎zbyt‎ ‎nieostrożny,‎ ‎a‎ ‎nie dość‎ ‎filozoficzny‎ ‎w‎ ‎nauce‎ ‎o‎ ‎małżeństwie,‎ ‎za‎ ‎leniwy i‎ ‎za‎ ‎kontemplacyjny‎ ‎dla‎ ‎filantropów,‎ ‎za‎ ‎czynny‎ ‎i‎ ‎za gorliwy‎ ‎dla‎ ‎myślących.‎ ‎Dalej‎ ‎według‎ ‎sentymentalistów‎ ‎Kościół‎ ‎nazbyt‎ ‎rozumuje‎ ‎i‎ ‎dba‎ ‎o‎ ‎ścisłość‎ ‎w‎ ‎swej teologii,‎ ‎natomiast‎ ‎racjonaliści‎ ‎uważają‎ ‎go‎ ‎za‎ ‎zbyt sentymentalny.‎ ‎A‎ ‎w‎ ‎końcu‎ ‎Kościół‎ ‎jest‎ ‎za‎ ‎surowy dla‎ ‎heretyków,‎ ‎za‎ ‎pobłażliwy‎ ‎dla‎ ‎grzeszników.

Posłuchajmy,‎ ‎co‎ ‎świat‎ ‎mówi‎ ‎o‎ ‎Kościele‎ ‎od‎ ‎początku‎ ‎jego‎ ‎istnienia.‎ ‎Plinjusz‎ ‎pisze:‎ ‎„Patrzcie‎ ‎na‎ ‎tych strasznych‎ ‎ludzi‎ ‎zwanych‎ ‎chrześcijanami,‎ ‎jacy‎ ‎są‎ ‎ponurzy,‎ ‎smutni,‎ ‎nędzni,‎ ‎zabobonni‎ ‎i‎ ‎ciemni,‎ ‎jak‎ ‎nienawidzą‎ ‎słońca.”‎ ‎Zaś‎ ‎urzędnicy‎ ‎cesarscy‎ ‎narzekają: „Patrzcie‎ ‎na‎ ‎oburzającą‎ ‎wesołość‎ ‎tych‎ ‎męczenników, na‎ ‎Wawrzyńca,‎ ‎żartującego‎ ‎na‎ ‎ruszcie,‎ ‎na‎ ‎dziewczęta i‎ ‎dzieci,‎ ‎śmiejące‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎łapach‎ ‎pantery‎”‎.‎ ‎To‎ ‎samo‎ ‎mówi świat‎ ‎dzisiaj:‎ ‎„Patrzcie‎ ‎na‎ ‎zabobonność‎ ‎i‎ ‎nienaturalne rozmiłowanie‎ ‎się‎ ‎katolików‎ ‎w‎ ‎bólu,‎ ‎na‎ ‎ich‎ ‎posty,‎ ‎biczowania‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎ascetyzm.‎ ‎I‎ ‎patrzcie‎ ‎na‎ ‎ich‎ ‎niechrześcijańską‎ ‎wesołość‎ ‎w‎ ‎niedzielę”‎.‎ ‎„Graliśmy‎ ‎wam‎ ‎na‎ ‎piszczałkach‎ ‎a‎ ‎nie‎ ‎tańcowaliście,‎ ‎narzekaliśmy,‎ ‎a‎ ‎nie‎ ‎płakaliście‎”‎ ‎(Ł.‎ ‎VII,‎ ‎32),‎ ‎mówił‎ ‎Jezus.‎ ‎

Jesteśmy‎ ‎wszyscy‎ ‎jak dzieci,‎ ‎bawiące‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎rynku.‎ ‎Zapraszaliśmy‎ ‎was‎ ‎do grania‎ ‎na‎ ‎weselu,‎ ‎głosiliśmy‎ ‎radość‎ ‎życia‎ ‎—‎ ‎odmówiliście,‎ ‎zapraszaliśmy‎ ‎was‎ ‎do‎ ‎grania‎ ‎na‎ ‎pogrzebie,‎ ‎głosiliśmy‎ ‎smutek‎ ‎życia‎ ‎—‎ ‎i‎ ‎znowu‎ ‎odmówiliście.‎ ‎Dawaliśmy‎ ‎wam‎ ‎wesołych‎ ‎i‎ ‎zadowolonych‎ ‎mnichów,‎ ‎a‎ ‎wyście się‎ ‎śmiali‎ ‎i‎ ‎przedrzeźniali‎ ‎ich‎ ‎w‎ ‎humorystycznych‎ ‎pismach.‎ ‎Gdyśmy‎ ‎dali‎ ‎wam‎ ‎smutnych‎ ‎ascetów,‎ ‎powiedzieliście,‎ ‎że‎ ‎wychudzone‎ ‎twarze‎ ‎są‎ ‎złą‎ ‎reklamą‎ ‎dla religii.‎ ‎„Naprawdę‎ —‎ ‎odpowiada‎ ‎świat‎ ‎—‎ ‎jesteście za‎ ‎krańcowi‎ ‎we‎ ‎wszystkim.‎ ‎Jesteście‎ ‎za‎ ‎weseli‎ ‎i‎ ‎za smutni,‎ ‎za‎ ‎dogmatyczni‎ ‎i‎ ‎za‎ ‎mistyczni,‎ ‎za‎ ‎obiektywni i‎ ‎za‎ ‎subiektywni.‎ ‎Mieliście‎ ‎okazję‎ ‎nawrócenia‎ ‎nas,‎ ‎i‎ ‎nie udało‎ ‎się‎ ‎wam,‎ ‎ważyliście‎ ‎za‎ ‎długo‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎do‎ ‎ważyliście.”

 

Popatrzmy‎ ‎teraz‎ ‎na‎ ‎to‎ ‎wszystko‎ ‎z‎ ‎innego‎ ‎stanowiska.

W‎ ‎pewnych‎ ‎wielkich‎ ‎okresach‎ ‎historii‎ ‎przychodzą chwile,‎ ‎kiedy‎ ‎to,‎ ‎co‎ ‎się‎ ‎zwie‎ ‎wówczas‎ ‎„myślą‎ ‎nowoczesną”‎,‎ ‎pozornie‎ ‎zwycięża.

W‎ ‎jednym‎ ‎stuleciu‎ ‎przybrało‎ ‎to‎ ‎formę‎ ‎orientalizmu‎ ‎i‎ ‎wzrostu‎ ‎gnostyków,‎ ‎wtedy‎ ‎nad‎ ‎światem‎ ‎chrześcijańskim‎ ‎przeszły‎ ‎pojęcia,‎ ‎grożące‎ ‎zupełnym‎ ‎zniszczeniem‎ ‎katolicyzmowi.‎ ‎Widzom‎ ‎tego‎ ‎musiało‎ ‎wydawać się,‎ ‎że‎ ‎wiara‎ ‎Ewangelii‎ ‎upadła,‎ ‎by‎ ‎już‎ ‎nie‎ ‎powstać. W‎ ‎innym‎ ‎wieku‎ ‎był‎ ‎arianizm.‎ ‎„Świat‎ ‎oburzył‎ ‎się,‎ ‎gdy przejrzał,‎ ‎że‎ ‎jest‎ ‎ariański‎”‎,‎ ‎wielcy‎ ‎obrońcy‎ ‎symbolu nicejskiego‎ ‎zniknęli‎ ‎na‎ ‎wygnaniu,‎ ‎zmuszeni‎ ‎do‎ ‎milczenia‎ ‎i‎ ‎pogardzani.‎ ‎Kiedy‎ ‎indziej‎ ‎była‎ ‎to‎ ‎potęga‎ ‎turecka, która‎ ‎opanowała‎ ‎Jerozolimę,‎ ‎zajęła‎ ‎Afrykę,‎ ‎a‎ ‎nawet usadowiła‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎Hiszpanii.‎

‎Jeszcze‎ ‎kiedy‎ ‎indziej‎ ‎była światowość‎ ‎samego‎ ‎Kościoła.‎ ‎Papieże‎ ‎zniknęli‎ ‎z‎ ‎Rzymu, zdawało‎ ‎się,‎ ‎że‎ ‎nie ma‎ ‎już‎ ‎ani‎ ‎jednego‎ ‎proroka,‎ ‎ani jednego‎ ‎rozumiejącego,‎ ‎co‎ ‎się‎ ‎dzieje.‎ ‎Dawni‎ ‎bogowie powrócili,‎ ‎poganizm‎ ‎umocnił‎ ‎się,‎ ‎prostota‎ ‎i‎ ‎czystość Ewangelii‎ ‎zniknęła‎ ‎w‎ ‎szale‎ ‎użycia,‎Potem‎ ‎ten‎ ‎nieprzyjaciel‎ ‎zniknął,‎ ‎a‎ ‎nastąpił‎ ‎inny,‎ ‎subtelniejszy‎ ‎i‎ ‎bardziej niebezpieczny;‎ ‎świat‎ ‎powstał‎ ‎znowu‎ ‎przeciw‎ ‎Kościołowi,‎ ‎tym‎ ‎razem‎ ‎w‎ ‎imię‎ ‎samego‎ ‎Boga‎ ‎głosząc,‎ ‎że‎ ‎chce oczyścić‎ ‎i‎ ‎przywrócić‎ ‎tę‎ ‎pierwotną‎ ‎prawdę,‎ ‎którą Kościół‎ ‎zniekształcił‎ ‎i‎ ‎zniszczył.

Rozpatrzmy‎ ‎to‎ ‎bliżej.

Wesprzyj nas

Dzisiaj‎ ‎niepodobna‎ ‎prawie‎ ‎ocenić‎ ‎ogromu‎ ‎i‎ ‎powodzenia‎ ‎ruchu,‎ ‎znanego‎ ‎pod‎ ‎nazwą‎ ‎reformacji.‎ ‎Europa składała‎ ‎się‎ ‎mniej‎ ‎więcej‎ ‎z‎ ‎dwóch‎ ‎wielkich‎ ‎części:‎ ‎południowej‎ ‎i‎ ‎północnej,‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎było‎ ‎najmniejszej‎ ‎wątpliwości, że‎ ‎żywotność‎ ‎Europy,‎ ‎nadzieje‎ ‎na‎ ‎przyszłość‎ ‎spoczywają‎ ‎w‎ ‎rękach‎ ‎Teutonów‎ ‎i‎ ‎Saksonów‎ ‎raczej,‎ ‎niż‎ ‎Latynów.‎ ‎Weźmy‎ ‎jako‎ ‎wzór‎ ‎Angiję‎ ‎i‎ ‎Hiszpanię.‎ ‎Hiszpania‎ ‎była‎ ‎wielką‎ ‎potęgą‎ ‎światową,‎ ‎nieprawdopodobnie bogatą,‎ ‎dumną,‎ ‎arystokratyczną‎ ‎i‎ ‎wspaniałą,‎ ‎lecz‎ ‎była to‎ ‎raczej‎ ‎siła‎ ‎dojrzałego‎ ‎wieku‎ ‎niż‎ ‎młodości.‎ ‎Anglia zaś‎ ‎reprezentowała‎ ‎młodość‎ ‎i‎ ‎przyszłość,‎ ‎nie‎ ‎dojrzałość i‎ ‎przeszłość.‎ ‎A‎ ‎w‎ ‎tej‎ ‎właśnie‎ ‎chwili,‎ ‎gdy‎ ‎Kościół‎ ‎był osłabiony‎ ‎duchem‎ ‎renesansu‎ ‎i‎ ‎napastowany‎ ‎„nową nauką”,‎ ‎młodsze‎ ‎i‎ ‎silniejsze‎ ‎narody‎ ‎świata‎ ‎oświadczyły się‎ ‎za‎ ‎nią‎ ‎jednomyślnie.‎ ‎Ruch‎ ‎ten,‎ ‎powstały‎ ‎w‎ ‎Niemczech,‎ ‎rozszerzył‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎Anglię,‎ ‎a‎ ‎z‎ ‎pielgrzymami Nowego‎ ‎Świata‎ ‎dotarł‎ ‎do‎ ‎Ameryki.‎ ‎Mogli‎ ‎się‎ ‎łudzić ci,‎ ‎co‎ ‎patrzyli‎ ‎na‎ ‎to,‎ ‎i‎ ‎przepowiadać‎ ‎na‎ ‎pewno,‎ ‎iż‎ ‎w‎ ‎ciągu kilku‎ ‎lat‎ ‎narody‎ ‎łacińskie‎ ‎ostatecznie‎ ‎upadną,‎ ‎a‎ ‎z‎ ‎nimi siła‎ ‎i‎ ‎wpływ‎ ‎Kościoła‎ ‎tak‎ ‎długo‎ ‎panującego‎ ‎nad‎ ‎niemi. Wszystkie‎ ‎precedensy‎ ‎historii‎ ‎przemawiały‎ ‎przeciw Kościołowi.‎ ‎Wszystkie‎ ‎państwa‎ ‎świata‎ ‎przeszły‎ ‎przez te‎ ‎same‎ ‎stadia‎ ‎od‎ ‎wzrostu‎ ‎do‎ ‎upadku‎ ‎i‎ ‎śmierci,‎ ‎od‎ ‎siły i‎ ‎czystości‎ ‎młodzieńczej,‎ ‎przez‎ ‎doświadczenia‎ ‎dojrzałego wieku,‎ ‎aż‎ ‎do‎ ‎rozwiązłej‎ ‎starości’;‎ ‎wszystkie‎ ‎po‎ ‎kolei wykazywały‎ ‎te‎ ‎same‎ ‎objawy,‎ ‎a‎ ‎pod‎ ‎koniec‎ ‎tę‎ ‎samą zepsutą‎ ‎rozrzutność,‎ ‎jaką‎ ‎wykazywał‎ ‎Kościół‎ ‎w‎ ‎czasie renesansu.‎ ‎Cóź‎ ‎zatem‎ ‎dziwnego,‎ ‎źe‎ ‎północny‎ ‎protestantyzm‎ ‎głosił,‎ ‎iż‎ ‎godzina‎ ‎sądu‎ ‎wybiła‎ ‎wreszcie‎ ‎i‎ ‎że tak‎ ‎długo‎ ‎władająca‎ ‎Potęga,‎ ‎—‎ ‎dziedziczka‎ ‎władz‎ ‎po cesarskim‎ ‎Rzymie‎ ‎doszła‎ ‎do‎ ‎kresu‎ ‎i‎ ‎ze‎ ‎Kościół‎ ‎rzymski‎ ‎zginął?

To‎ ‎wszystko‎ ‎właśnie‎ ‎powtarzali‎ ‎ciągle‎ ‎propagatorzy‎ ‎nowej‎ ‎religii.‎ ‎Jan‎ ‎Bunyan‎ ‎mówił,‎ ‎że‎ ‎papież i‎ ‎poganizm‎ ‎są‎ ‎dwiema‎ ‎upadłymi‎ ‎potęgami,‎ ‎które‎ ‎jeszcze mogą‎ ‎szczekać,‎ ‎a‎ ‎nie‎ ‎mogą‎ ‎już‎ ‎gryźć,‎ ‎Milton‎ ‎powtarzał‎ ‎to‎ ‎za‎ ‎nim‎ ‎ciągle.‎ ‎Sędziowie‎ ‎angielscy‎ ‎i‎ ‎prorocy, którzy‎ ‎męczyli‎ ‎uwięzionych‎ ‎księży,‎ ‎mówili‎ ‎to.‎ ‎W‎ ‎ich zachowaniu‎ ‎względem‎ ‎przedstawicieli‎ ‎dawnej‎ ‎wiary było‎ ‎więcej‎ ‎pogardy‎ ‎niż‎ ‎obawy,‎ ‎bo‎ ‎tak‎ ‎było‎ ‎widocznym, że‎ ‎sprawa‎ ‎Rzymu‎ ‎zginęła‎ ‎i‎ ‎była‎ ‎pogrzebana.‎ ‎Wszędzie wokoło‎ ‎leżały‎ ‎ruiny‎ ‎klasztorów‎ ‎i‎ ‎kościołów,‎ ‎po‎ ‎dziedzińcach‎ ‎Oxfordu‎ ‎wiatr‎ ‎roznosił‎ ‎karty‎ ‎starych‎ ‎ksiąg katolickich,‎ ‎osądzonych‎ ‎i‎ ‎zniszczonych,‎ ‎przekupnie‎ ‎zawijali‎ ‎w‎ ‎nie‎ ‎towary.‎ ‎Nawet‎ ‎stare‎ ‎ubiory‎ ‎kościelne zniknęły,‎ ‎przerobione‎ ‎na‎ ‎suknie‎ ‎lub‎ ‎poduszki‎ żon‎ ‎nowego‎ ‎„oświeconego‎”‎ ‎duchowieństwa;‎ ‎ołtarze‎ ‎były‎ ‎zniszczone,‎ ‎kamienie‎ ‎z‎ ‎nich‎ ‎użyte‎ ‎na‎ ‎podłogi‎ ‎w‎ ‎tych‎ ‎samych miejscach,‎ ‎gdzie‎ ‎tak‎ ‎długo‎ ‎były‎ ‎czczone,‎ ‎obrazy‎ ‎zdjęte i‎ ‎spalone,‎ ‎i‎ ‎prócz‎ ‎nielicznych‎ ‎fanatyków‎ ‎na‎ ‎północy i‎ ‎zachodzie‎ ‎cały‎ ‎kraj‎ ‎godził‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎tę‎ ‎zmianę.

A‎ ‎z‎ ‎za‎ ‎morza‎ ‎przychodziły‎ ‎wieści‎ ‎podobne.‎ ‎Wszędzie,‎ ‎gdzie‎ ‎nowa‎ ‎wiara‎ ‎głoszona‎ ‎była‎ ‎ustami‎ ‎kaznodziejów,‎ ‎albo‎ ‎na‎ ‎kartach‎ ‎świeżo‎ ‎drukowanych‎ ‎ksiąg,‎ ‎przyjmowano‎ ‎ją‎ ‎radośnie.‎ ‎Zdawało‎ ‎się,‎ ‎że‎ ‎wszystkie‎ ‎potęgi świata‎ ‎stanęły‎ ‎do‎ ‎walki‎ ‎przeciw‎ ‎tyranii‎ ‎księży,‎ ‎znoszonej‎ ‎tak‎ ‎długo.‎ ‎Najlepiej‎ ‎walczyły‎ ‎flotylle‎ ‎protestanckie, ich‎ ‎wojska‎ ‎były‎ ‎najgorliwsze‎ ‎i‎ ‎najodważniejsze,‎ ‎nawet sam‎ ‎wynalazek‎ ‎druku‎ ‎z‎ ‎nieoczekiwaną‎ ‎i‎ ‎niemarzoną nawet‎ ‎łatwością‎ ‎rozszerzania‎ ‎wiedzy,‎ ‎obrócił‎ ‎się‎ ‎na korzyść‎ ‎nowej‎ ‎wiary.‎ ‎Wreszcie‎ ‎świeża‎ ‎energia‎ ‎kolonizacji‎ ‎była‎ ‎cała‎ ‎własnością‎ ‎protestantów.‎ ‎Jeśli‎ ‎wydawało‎ ‎się‎ ‎coś‎ ‎absolutnie‎ ‎pewnym‎ ‎tym,‎ ‎którzy‎ ‎znali‎ ‎historię i‎ ‎rozumieli‎ ‎wielkie‎ ‎prawa‎ ‎wzrostu‎ ‎i‎ ‎upadku,‎ ‎dojrzewania‎ ‎i‎ ‎śmierci,‎ ‎to‎ ‎było‎ ‎to,‎ ‎że‎ ‎Rzym‎ ‎papieży,‎ ‎jak‎ ‎każda ziemska‎ ‎potęga,‎ ‎jak‎ ‎państwo‎ ‎perskie‎ ‎i‎ ‎Asyria,‎ ‎jak Grecja‎ ‎i‎ ‎Roma‎ ‎cesarska,‎ ‎musi‎ ‎ulec‎ ‎losowi‎ ‎tych‎ ‎wszystkich‎ ‎potęg‎ ‎i‎ ‎zginąć‎ ‎w‎ ‎rozkładzie.‎ ‎Szli‎ ‎nawet‎ ‎dalej jeszcze,‎ ‎mówili,‎ że‎ ‎minęła‎ ‎już‎ ‎potęga‎ ‎światowa‎ ‎Rzymu, że‎ ‎panuje‎ ‎on‎ ‎jeszcze‎ ‎jak‎ ‎duch,‎ ‎który‎ ‎unosić‎ ‎się‎ ‎może nad‎ ‎grobem,‎ ‎gdzie‎ ‎złożono‎ ‎ciało.‎ ‎Mówili,‎ ‎że‎ ‎nie‎ ‎ma on‎ ‎już‎ ‎wpływu,‎ ‎że‎ ‎kiedyś‎ ‎rządził‎ ‎na‎ ‎dworach‎ ‎królów, ale‎ ‎już‎ ‎nie‎ ‎rządzi,‎ ‎że‎ ‎dawniej‎ ‎decydował‎ ‎o‎ ‎losach Europy,‎ ‎ale‎ ‎już‎ ‎nie‎ ‎decyduje,‎ ‎że‎ ‎już‎ ‎zmarł‎ ‎i‎ ‎jest‎ ‎pogrzebany,‎ że‎ ‎grób‎ ‎jest‎ ‎zamknięty‎ ‎kamieniem‎ ‎że świeckie‎ ‎potęgi‎ ‎muszą‎ ‎pilnować,‎ ‎by‎ ‎tego‎ ‎kamienia‎ ‎nie podniesiono,‎ ‎—‎ ‎słowem,‎ ‎że‎ ‎on,‎ ‎który‎ ‎głosił,‎ ‎iż ‎zbawi‎ ‎innych,‎ ‎siebie‎ ‎zbawić‎ ‎nie‎ ‎potrafił,‎ ‎że‎ ‎zupełnie‎ ‎nie‎ ‎powiodło‎ ‎mu‎ ‎się‎ ‎usprawiedliwić‎ ‎ogromne‎ ‎pretensje,‎ ‎aż w końcu‎ ‎zdarto‎ ‎maskę‎ ‎oszustowi.

Echa‎ ‎tego‎ ‎słyszymy‎ ‎dziś‎ ‎jeszcze.

Niedawno‎ ‎pan‎ ‎Viviani‎ ‎mówił‎ ‎we‎ ‎Francji:‎ ‎„Zgasiliśmy‎ ‎na‎ ‎zawsze‎ ‎wspaniałym‎ ‎gestem‎ ‎światła‎ ‎płonące na‎ ‎niebie.”‎ ‎P.‎ ‎Józef‎ ‎Mac-Cabe,‎ ‎franciszkanin‎  apostata, wydał‎ ‎obecnie‎ ‎wielką‎ ‎księgę‎ ‎dla‎ ‎dowiedzenia,‎ ‎że ‎Kościół‎ ‎rzymski‎ ‎już ‎nie‎ ‎żyje,‎ ‎p.‎ ‎Alfred‎ ‎Fawkes,‎ ‎ex‎ ‎anglikanin,‎ ‎ex-ksiądz‎ ‎i‎ ‎wreszcie‎ ‎znowu‎ ‎anglikanin,‎ ‎w‎ ‎bardzo artystycznym‎ ‎studium‎ ‎porównywa‎ ‎papiestwo‎ ‎do‎ ‎lodowca,‎ ‎który‎ ‎musi‎ ‎stajać‎ ‎w‎ ‎promieniach‎ ‎wschodzącego‎ ‎słońca‎ ‎Nowoczesnej‎ ‎Prawdy.‎ ‎Prawie‎ ‎w‎ ‎każdym‎ ‎dzienniku‎ ‎świeckim,‎ ‎a‎ ‎także‎ ‎w‎ ‎wielu‎ ‎pismach‎ ‎religijnych‎ ‎czyta‎ ‎się‎ ‎ciągle‎ ‎te‎ ‎same‎ ‎twierdzenia.‎ ‎Mówią, że‎ ‎tylko‎ ‎przez‎ ‎utworzenie‎ ‎narodowych‎ ‎kościołów‎ ‎rozwiązana‎ ‎będzie‎ ‎kwestia‎ ‎religijna,‎ ‎a‎ ‎inni,‎ ‎że‎ ‎przez‎ ‎stowarzyszenia,‎ ‎nie‎ ‎mające‎ ‎żadnej‎ ‎specjalnej‎ ‎wiary‎ ‎i‎ ‎dogmatów.‎ ‎

Jeszcze‎ ‎inni‎ ‎np.‎ ‎moderniści‎ ‎utrzymują,‎ ‎że‎ ‎nowoczesna‎ ‎religia‎ ‎nie‎ ‎może‎ ‎być‎ ‎podobną‎ ‎do‎ ‎dawnej,‎ ‎bo stare‎ ‎dogmaty‎ ‎zwietrzały,‎ ‎bo‎ ‎dawne‎ ‎pojęcie,‎ ‎iż‎ ‎religia może‎ ‎być‎ ‎określona‎ ‎przez‎ ‎władzę‎ ‎i‎ ‎dowiedziona‎ ‎przez opieranie‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎objawieniu,‎ ‎dziś‎ ‎nie‎ ‎może‎ ‎być‎ ‎przyjęte‎ ‎przez‎ ‎ludzi‎ ‎myślących.‎ ‎A‎ ‎jakiekolwiek‎ ‎będzie rozwiązanie‎ ‎kwestii,‎ ‎to‎ ‎z góry‎ ‎jest‎ ‎pewne,‎ że‎ ‎Kościół rzymski‎ ‎jest‎ ‎ciałem‎ ‎martwym‎ ‎i‎ ‎podanym‎ ‎w‎ ‎pogardę, że‎ ‎dzień‎ ‎chwały‎ ‎jego‎ ‎i‎ ‎rozwoju‎ ‎minął‎ ‎wreszcie,‎ ‎wokoło grobu‎ ‎jego‎ ‎pozostała‎ ‎tylko‎ ‎garstka‎ ‎głupich‎ ‎płaczków, dla‎ ‎których‎ ‎te‎ ‎martwe‎ ‎zwłoki‎ ‎minionej‎ ‎religii‎ ‎droższe są‎ ‎niż‎ ‎obietnice‎ ‎i‎ ‎aspiracje‎ ‎świata,‎ ‎patrzącego‎ ‎teraz w‎ ‎zupełnie‎ ‎inną‎ ‎stronę‎ ‎ku‎ ‎światłu‎ ‎i‎ ‎przewodnictwu.

„I‎ ‎Józef‎ ‎wziąwszy‎ ‎ciało,‎ ‎uwinął‎ ‎je‎ ‎w‎ ‎czyste‎ ‎prześcieradło‎ ‎i‎ ‎położył‎ ‎je‎ ‎w‎ ‎nowym‎ ‎grobie‎ ‎swoim,‎ ‎który był‎ ‎w‎ ‎skale‎ ‎wykował,‎ ‎i‎ ‎przywalił‎ ‎do‎ ‎drzwi‎ ‎grobu kamień‎ ‎wielki‎ ‎i‎ ‎odszedł.‎ ‎A‎ ‎była‎ ‎tam‎ ‎Maria‎ ‎Magdalena‎ ‎i‎ ‎druga‎ ‎Maria‎ ‎siedząc‎ ‎przeciw‎ ‎grobowi.. ‎(MatXXVII‎ ‎59-61.)

„A‎ ‎cni‎ ‎(kapłani‎ ‎i‎ ‎faryzeusze)‎ ‎obwarowali‎ ‎grób zapieczętowawszy‎ ‎kamień‎ ‎z‎ ‎strażą‎”‎ ‎(Mat.‎ ‎XXVII,‎ ‎66).

„Chrystus w życiu Kościoła”. – pozostałe części

Wesprzyj nas


R.‎ ‎H.‎ ‎BENSON -CHRYSTUS W ŻYCIU KOŚCIOŁA, NAKŁAD‎ ‎KSIĘGARNI‎ ‎SW.‎ ‎WOJCIECHA.1921


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Jedna odpowiedź do „„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej wiary. Cz.XV. Grób”

  1. Awatar Zbyszek
    Zbyszek

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Zbyszek Anuluj pisanie odpowiedzi