GRÓB.
Sąd, który każda epoka wydała o Kościele katolickim jest — jednaki, opiewa, że w każdej pracy, do której rękę przyłożył, nie powiodło mu się, i to ze wszystkich punktów widzenia, z których świat patrzy. Dla Kajfasza jest za mało polityczny, zaś zbyt polityczny dla Piłata; za mało sensacyjny dla Heroda, a zanadto dla faryzeuszów; za brzydki dla Greków, za piękny dla purytanów. Dla nowoczesnych mistyków za dogmatyczny, za mistyczny dla uczonych dogmatyków. Słowem, Kościół przesadził każdą cząstkę prawdy przyznawaną przez świat. I tak Kościół jest za ascetyczny w nauczaniu celibatu, zbyt nieostrożny, a nie dość filozoficzny w nauce o małżeństwie, za leniwy i za kontemplacyjny dla filantropów, za czynny i za gorliwy dla myślących. Dalej według sentymentalistów Kościół nazbyt rozumuje i dba o ścisłość w swej teologii, natomiast racjonaliści uważają go za zbyt sentymentalny. A w końcu Kościół jest za surowy dla heretyków, za pobłażliwy dla grzeszników.
Posłuchajmy, co świat mówi o Kościele od początku jego istnienia. Plinjusz pisze: „Patrzcie na tych strasznych ludzi zwanych chrześcijanami, jacy są ponurzy, smutni, nędzni, zabobonni i ciemni, jak nienawidzą słońca.” Zaś urzędnicy cesarscy narzekają: „Patrzcie na oburzającą wesołość tych męczenników, na Wawrzyńca, żartującego na ruszcie, na dziewczęta i dzieci, śmiejące się w łapach pantery”. To samo mówi świat dzisiaj: „Patrzcie na zabobonność i nienaturalne rozmiłowanie się katolików w bólu, na ich posty, biczowania się i ascetyzm. I patrzcie na ich niechrześcijańską wesołość w niedzielę”. „Graliśmy wam na piszczałkach a nie tańcowaliście, narzekaliśmy, a nie płakaliście” (Ł. VII, 32), mówił Jezus.
Jesteśmy wszyscy jak dzieci, bawiące się na rynku. Zapraszaliśmy was do grania na weselu, głosiliśmy radość życia — odmówiliście, zapraszaliśmy was do grania na pogrzebie, głosiliśmy smutek życia — i znowu odmówiliście. Dawaliśmy wam wesołych i zadowolonych mnichów, a wyście się śmiali i przedrzeźniali ich w humorystycznych pismach. Gdyśmy dali wam smutnych ascetów, powiedzieliście, że wychudzone twarze są złą reklamą dla religii. „Naprawdę — odpowiada świat — jesteście za krańcowi we wszystkim. Jesteście za weseli i za smutni, za dogmatyczni i za mistyczni, za obiektywni i za subiektywni. Mieliście okazję nawrócenia nas, i nie udało się wam, ważyliście za długo i nie do ważyliście.”
Popatrzmy teraz na to wszystko z innego stanowiska.
W pewnych wielkich okresach historii przychodzą chwile, kiedy to, co się zwie wówczas „myślą nowoczesną”, pozornie zwycięża.
W jednym stuleciu przybrało to formę orientalizmu i wzrostu gnostyków, wtedy nad światem chrześcijańskim przeszły pojęcia, grożące zupełnym zniszczeniem katolicyzmowi. Widzom tego musiało wydawać się, że wiara Ewangelii upadła, by już nie powstać. W innym wieku był arianizm. „Świat oburzył się, gdy przejrzał, że jest ariański”, wielcy obrońcy symbolu nicejskiego zniknęli na wygnaniu, zmuszeni do milczenia i pogardzani. Kiedy indziej była to potęga turecka, która opanowała Jerozolimę, zajęła Afrykę, a nawet usadowiła się w Hiszpanii.
Jeszcze kiedy indziej była światowość samego Kościoła. Papieże zniknęli z Rzymu, zdawało się, że nie ma już ani jednego proroka, ani jednego rozumiejącego, co się dzieje. Dawni bogowie powrócili, poganizm umocnił się, prostota i czystość Ewangelii zniknęła w szale użycia, Potem ten nieprzyjaciel zniknął, a nastąpił inny, subtelniejszy i bardziej niebezpieczny; świat powstał znowu przeciw Kościołowi, tym razem w imię samego Boga głosząc, że chce oczyścić i przywrócić tę pierwotną prawdę, którą Kościół zniekształcił i zniszczył.
Rozpatrzmy to bliżej.
Wesprzyj nas
Dzisiaj niepodobna prawie ocenić ogromu i powodzenia ruchu, znanego pod nazwą reformacji. Europa składała się mniej więcej z dwóch wielkich części: południowej i północnej, i nie było najmniejszej wątpliwości, że żywotność Europy, nadzieje na przyszłość spoczywają w rękach Teutonów i Saksonów raczej, niż Latynów. Weźmy jako wzór Angiję i Hiszpanię. Hiszpania była wielką potęgą światową, nieprawdopodobnie bogatą, dumną, arystokratyczną i wspaniałą, lecz była to raczej siła dojrzałego wieku niż młodości. Anglia zaś reprezentowała młodość i przyszłość, nie dojrzałość i przeszłość. A w tej właśnie chwili, gdy Kościół był osłabiony duchem renesansu i napastowany „nową nauką”, młodsze i silniejsze narody świata oświadczyły się za nią jednomyślnie. Ruch ten, powstały w Niemczech, rozszerzył się na Anglię, a z pielgrzymami Nowego Świata dotarł do Ameryki. Mogli się łudzić ci, co patrzyli na to, i przepowiadać na pewno, iż w ciągu kilku lat narody łacińskie ostatecznie upadną, a z nimi siła i wpływ Kościoła tak długo panującego nad niemi. Wszystkie precedensy historii przemawiały przeciw Kościołowi. Wszystkie państwa świata przeszły przez te same stadia od wzrostu do upadku i śmierci, od siły i czystości młodzieńczej, przez doświadczenia dojrzałego wieku, aż do rozwiązłej starości’; wszystkie po kolei wykazywały te same objawy, a pod koniec tę samą zepsutą rozrzutność, jaką wykazywał Kościół w czasie renesansu. Cóź zatem dziwnego, źe północny protestantyzm głosił, iż godzina sądu wybiła wreszcie i że tak długo władająca Potęga, — dziedziczka władz po cesarskim Rzymie doszła do kresu i ze Kościół rzymski zginął?
To wszystko właśnie powtarzali ciągle propagatorzy nowej religii. Jan Bunyan mówił, że papież i poganizm są dwiema upadłymi potęgami, które jeszcze mogą szczekać, a nie mogą już gryźć, Milton powtarzał to za nim ciągle. Sędziowie angielscy i prorocy, którzy męczyli uwięzionych księży, mówili to. W ich zachowaniu względem przedstawicieli dawnej wiary było więcej pogardy niż obawy, bo tak było widocznym, że sprawa Rzymu zginęła i była pogrzebana. Wszędzie wokoło leżały ruiny klasztorów i kościołów, po dziedzińcach Oxfordu wiatr roznosił karty starych ksiąg katolickich, osądzonych i zniszczonych, przekupnie zawijali w nie towary. Nawet stare ubiory kościelne zniknęły, przerobione na suknie lub poduszki żon nowego „oświeconego” duchowieństwa; ołtarze były zniszczone, kamienie z nich użyte na podłogi w tych samych miejscach, gdzie tak długo były czczone, obrazy zdjęte i spalone, i prócz nielicznych fanatyków na północy i zachodzie cały kraj godził się na tę zmianę.
A z za morza przychodziły wieści podobne. Wszędzie, gdzie nowa wiara głoszona była ustami kaznodziejów, albo na kartach świeżo drukowanych ksiąg, przyjmowano ją radośnie. Zdawało się, że wszystkie potęgi świata stanęły do walki przeciw tyranii księży, znoszonej tak długo. Najlepiej walczyły flotylle protestanckie, ich wojska były najgorliwsze i najodważniejsze, nawet sam wynalazek druku z nieoczekiwaną i niemarzoną nawet łatwością rozszerzania wiedzy, obrócił się na korzyść nowej wiary. Wreszcie świeża energia kolonizacji była cała własnością protestantów. Jeśli wydawało się coś absolutnie pewnym tym, którzy znali historię i rozumieli wielkie prawa wzrostu i upadku, dojrzewania i śmierci, to było to, że Rzym papieży, jak każda ziemska potęga, jak państwo perskie i Asyria, jak Grecja i Roma cesarska, musi ulec losowi tych wszystkich potęg i zginąć w rozkładzie. Szli nawet dalej jeszcze, mówili, że minęła już potęga światowa Rzymu, że panuje on jeszcze jak duch, który unosić się może nad grobem, gdzie złożono ciało. Mówili, że nie ma on już wpływu, że kiedyś rządził na dworach królów, ale już nie rządzi, że dawniej decydował o losach Europy, ale już nie decyduje, że już zmarł i jest pogrzebany, że grób jest zamknięty kamieniem że świeckie potęgi muszą pilnować, by tego kamienia nie podniesiono, — słowem, że on, który głosił, iż zbawi innych, siebie zbawić nie potrafił, że zupełnie nie powiodło mu się usprawiedliwić ogromne pretensje, aż w końcu zdarto maskę oszustowi.
Echa tego słyszymy dziś jeszcze.
Niedawno pan Viviani mówił we Francji: „Zgasiliśmy na zawsze wspaniałym gestem światła płonące na niebie.” P. Józef Mac-Cabe, franciszkanin apostata, wydał obecnie wielką księgę dla dowiedzenia, że Kościół rzymski już nie żyje, p. Alfred Fawkes, ex anglikanin, ex-ksiądz i wreszcie znowu anglikanin, w bardzo artystycznym studium porównywa papiestwo do lodowca, który musi stajać w promieniach wschodzącego słońca Nowoczesnej Prawdy. Prawie w każdym dzienniku świeckim, a także w wielu pismach religijnych czyta się ciągle te same twierdzenia. Mówią, że tylko przez utworzenie narodowych kościołów rozwiązana będzie kwestia religijna, a inni, że przez stowarzyszenia, nie mające żadnej specjalnej wiary i dogmatów.
Jeszcze inni np. moderniści utrzymują, że nowoczesna religia nie może być podobną do dawnej, bo stare dogmaty zwietrzały, bo dawne pojęcie, iż religia może być określona przez władzę i dowiedziona przez opieranie się na objawieniu, dziś nie może być przyjęte przez ludzi myślących. A jakiekolwiek będzie rozwiązanie kwestii, to z góry jest pewne, że Kościół rzymski jest ciałem martwym i podanym w pogardę, że dzień chwały jego i rozwoju minął wreszcie, wokoło grobu jego pozostała tylko garstka głupich płaczków, dla których te martwe zwłoki minionej religii droższe są niż obietnice i aspiracje świata, patrzącego teraz w zupełnie inną stronę ku światłu i przewodnictwu.
„I Józef wziąwszy ciało, uwinął je w czyste prześcieradło i położył je w nowym grobie swoim, który był w skale wykował, i przywalił do drzwi grobu kamień wielki i odszedł. A była tam Maria Magdalena i druga Maria siedząc przeciw grobowi.. (MatXXVII 59-61.)
„A cni (kapłani i faryzeusze) obwarowali grób zapieczętowawszy kamień z strażą” (Mat. XXVII, 66).
„Chrystus w życiu Kościoła”. – pozostałe części
Wesprzyj nas
R. H. BENSON -CHRYSTUS W ŻYCIU KOŚCIOŁA, NAKŁAD KSIĘGARNI SW. WOJCIECHA.1921


Dodaj odpowiedź do Zbyszek Anuluj pisanie odpowiedzi