„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej wiary. Cz.XIII. Droga krzyżowa


DROGA‎ ‎KRZYŻOWA.

W‎ ‎poprzednich‎ ‎rozdziałach‎ ‎widzieliśmy‎ ‎różne osoby,‎ ‎które‎ ‎posłały‎ ‎Jezusa‎ ‎na‎ ‎drogę‎ ‎krzyżową,‎ ‎teraz zobaczmy‎ ‎samą‎ ‎drogę.‎ ‎Zaobserwowaliśmy‎ ‎już,‎ ‎że dla‎ ‎jednej‎ ‎części‎ ‎ludzkości‎ ‎Chrystus‎ ‎jest‎ ‎za‎ ‎prosty‎; dla‎ ‎drugiej‎ ‎za‎ ‎głęboki.‎ ‎Spojrzyjmy‎ ‎raz‎ ‎jeszcze‎ ‎na‎ ‎całą tę‎ ‎kwestię‎ ‎z‎ ‎innego‎ ‎stanowiska.

 

Są‎ ‎na‎ ‎świecie‎ ‎trzy‎ ‎wielkie‎ ‎ideały,‎ ‎oddane‎ ‎w‎ ‎trzech bardzo‎ ‎używanych‎ ‎wyrazach:‎ ‎Dobro,‎ ‎Prawda‎ ‎i‎ ‎Piękno. Ludzie‎ ‎zawsze‎ ‎mówią‎ ‎o‎ ‎nich‎ ‎pod‎ ‎różnymi‎ ‎formami, a‎ ‎przy‎ ‎dokładnej‎ ‎analizie‎ ‎ich‎ ‎myśli‎ ‎i‎ ‎uczuć‎ ‎wszystkie‎ ‎ich ideały‎ ‎dają‎ ‎się‎ ‎zawsze‎ ‎pomieścić‎ ‎w‎ ‎powyższych‎ ‎trzech kategoriach,‎ ‎gdyż‎ ‎każde‎ ‎żyjące‎ ‎społeczeństwo‎ ‎złożone jest‎ ‎z‎ ‎trzech‎ ‎żywiołów.‎ ‎Naprzód‎ ‎z‎ ‎ludzi,‎ ‎którzy‎ ‎poświęcają‎ ‎się‎ ‎Prawu,‎ Porządkowi,‎ ‎cnotom‎ ‎społecznym, obywatelskim‎ ‎i‎ ‎etycznym‎ ‎i‎ ‎t.‎ d.,‎ ‎temu,‎ ‎co‎ ‎może‎ ‎być nazwane‎ ‎Dobrem,‎ ‎do‎ ‎którego‎ ‎ludzie‎ ‎dążą‎ ‎przez‎ ‎ustawy i‎ ‎Prawo;‎ ‎następnie‎ ‎z‎ ‎ludzi,‎ ‎którzy‎ ‎zawsze‎ ‎szukają ostatecznych‎ ‎pojęć‎ ‎o‎ ‎świecie,‎ ‎pragną‎ ‎wytłumaczenia wszystkich‎ ‎zjawisk‎ ‎kosmicznych,‎ ‎zagłębiają‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎filozofii,‎ słowem,‎ ‎dążą‎ ‎do‎ ‎Religii‎ ‎czy‎ ‎Prawdy;‎ ‎wreszcie z‎ ‎ludzi,‎ ‎którzy‎ ‎są‎ ‎różnego‎ ‎rodzaju‎ ‎artystami,‎ ‎żyją‎ ‎dla ideału‎ ‎pośredniego‎ ‎między‎ ‎Dobrem‎ ‎a‎ ‎Prawdą,‎ ‎mającego‎ ‎z‎ ‎obu‎ ‎coś‎ ‎wspólnego,‎ ‎a‎ ‎przecie‎ ‎zupełnie‎ ‎od‎ ‎nich różnego.‎ ‎Ludzie‎ ‎ci‎ ‎żyją‎ ‎dla‎ ‎wrażeń,‎ ‎subtelnej‎ ‎fantazji; myśl‎ ‎dla‎ ‎jej‎ ‎wdzięku‎ ‎cenią‎ ‎więcej‎ ‎niż‎ ‎dla‎ ‎prawdy, którą‎ ‎zawiera,‎ ‎dla‎ ‎jej‎ ‎miłego‎ ‎wrażenia‎ ‎więcej‎ ‎niż‎ ‎dla jej‎ ‎dobra,‎ ‎słowem,‎ ‎żyją‎ ‎dla‎ ‎Piękna.

 

Otóż‎ ‎każda‎ ‎z‎ ‎tych‎ ‎kategorii‎ ‎świata‎ ‎potępia‎ ‎katolicyzm.

 

1.‎ ‎Wielbiciele‎ ‎Prawa‎ ‎potępiają‎ ‎go,‎ ‎bo‎ ‎wydaje im‎ ‎się‎ ‎bezprawiem,‎ ‎czynnikiem‎ ‎rozkładowym.‎ ‎Oni,‎ ‎jak już‎ ‎zaznaczyłem,‎ ‎starają‎ ‎się‎ ‎zamknąć‎ ‎świat‎ ‎w‎ ‎sobie samym,‎ ‎uczynić‎ ‎społeczeństwo‎ ‎wystarczającym‎ ‎sobie, zorganizować‎ ‎je‎ ‎poza‎ ‎Bogiem.‎ ‎Potępiają‎ ‎katolicyzm, ponieważ‎ ‎on‎ ‎zawsze‎ ‎podnosi‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎innego‎ ‎świata, utrzymuje,‎ ‎że‎ ‎wszystko‎ ‎jest‎ ‎tylko‎ ‎cząstką,‎ ‎pragnieniem,‎ że‎ ‎pamiętać‎  należy‎ ‎we‎ ‎wszystkich‎ ‎próbach ulepszenia,‎ ‎iż‎ ‎życie‎ ‎doczesne‎ ‎jest‎ ‎częścią‎ ‎innego‎ ‎życia. Dalej‎ ‎katolicyzm‎ ‎uczy,‎ ‎iż‎ ‎ludzie‎ ‎są‎ ‎zepsuci‎ ‎grzechem pierworodnym,‎ ‎że‎ ‎jeśli‎ ‎świat‎ ‎ma‎ ‎być‎ ‎uleczony,‎ ‎to‎ ‎zewnętrzna‎ ‎pomoc‎ ‎jest‎ ‎konieczna,‎ ‎czyli,‎ że‎ ‎z‎ ‎zewnątrz musi‎ ‎przyjść‎ ‎Zbawienie.‎ ‎Wielbiciele‎ ‎prawa‎ ‎utrzymują, iż‎ ‎człowiek‎ ‎nie‎ ‎upadł,‎ ‎ale‎ ‎przeciwnie,‎ ‎podnosi‎ ‎się‎ ‎ciągle.

Możemy‎ ‎to‎ ‎jaśniej‎ ‎określić.‎ ‎Ci‎ ‎wielbiciele‎ ‎Prawa zawsze‎ ‎znajdują,‎ ‎że‎ ‎niepokoje‎ ‎w‎ ‎świecie‎ ‎sprowadzają katolicy:‎ ‎rzeź‎ ‎św.‎ ‎Bartłomieja,‎ ‎inkwizycja,‎ ‎hiszpańska Armada‎ ‎—‎ ‎nic‎ ‎z‎ ‎tego nie‎ ‎byłoby,‎ ‎gdyby‎ ‎nie‎ ‎katolicyzm. Rozbierając‎ ‎każdy‎ ‎z‎ ‎tych‎ ‎faktów‎ ‎i‎ ‎wiele‎ ‎podobnych, ujrzymy,‎ ‎że‎ ‎pochodzą‎ ‎one‎ ‎wszystkie‎ ‎z‎ ‎tendencji‎ ‎do nadnaturalnego,‎ ‎będącej‎ ‎podstawą‎ ‎katolicyzmu.‎ ‎Rzeź i‎ ‎inkwizycja‎ ‎odpowiadały‎ ‎poglądom‎ ‎czysto‎ ‎katolickim, iż‎ ‎Prawda‎ ‎Boża‎ ‎jest‎ ‎ważniejsza‎ ‎od‎ ‎dobrobytu‎ ‎fizycznego‎ ‎ludzi,‎ ‎armadę‎ ‎utworzono‎ ‎pod‎ ‎działaniem‎ ‎myśli, że‎ ‎katolicka‎ ‎jedność,‎ ‎gmina‎ ‎Boża‎ ‎na‎ ‎ziemi,‎ ‎więcej‎ ‎warta niż‎ ‎narodowa‎ ‎niezależność‎ ‎Anglii.‎ ‎I‎ ‎tak‎ ‎dalej‎ ‎i‎ ‎dalej w‎ ‎historii‎ ‎—‎ ‎katolickie‎ ‎pojęcie‎ ‎nadnaturalności,‎ ‎dobrze czy‎ ‎fałszywie‎ ‎rozumiane,‎ ‎jest‎ ‎na‎ ‎dnie‎ ‎każdego‎ ‎niepokoju,‎ ‎od‎ ‎przerwanego‎ ‎pokoju‎ ‎w‎ ‎prowincji‎ ‎rządzonej przez‎ ‎Plinjusza‎ ‎za‎ ‎rzymskiego‎ ‎cesarstwa‎ ‎i‎ ‎za‎ ‎czasów Elżbiety‎ ‎angielskiej‎ ‎aż‎ ‎do‎ ‎najświeższych‎ ‎nieporozumień między‎ ‎ojcami‎ ‎i‎ ‎synami,‎ ‎gdy‎ ‎katolicyzm‎ ‎wmieszał‎ ‎się do‎ ‎życia‎ ‎rodzinnego.‎ ‎Wszyscy‎ ‎prawodawcy‎ ‎i‎ ‎wielbiciele‎ ‎Prawa‎ ‎na‎ ‎świecie‎ ‎zgodnie‎ ‎potępiają‎ ‎Kościół‎ ‎katolicki‎ ‎jako‎ ‎wroga‎ ‎prawdziwego‎ ‎porządku‎ ‎i‎ ‎pokoju. Na‎ ‎tym‎ ‎punkcie‎ ‎Kajfasz‎ ‎i‎ ‎Piłat‎ ‎zupełnie‎ ‎się‎ ‎pogodzili, i‎ ‎z‎ ‎ich‎ ‎stanowiska‎ ‎—‎ ‎słusznie,‎ ‎nawet‎ ‎gdyby‎ ‎w‎ ‎niczym innym‎ ‎nie‎ ‎zgadzali‎ ‎się.

2.‎ ‎Widzieliśmy,‎ że‎ ‎katolicyzm‎ ‎potępiały‎ ‎te‎ ‎wszystkie‎ ‎religijne‎ ‎korporacje,‎ ‎które‎ ‎mają‎ ‎za‎ ‎cel‎ ‎raczej‎ ‎poszukiwanie‎ ‎niż‎ ‎posiadanie‎ ‎Prawdy,‎ ‎dla‎ ‎których‎ ‎Prawda jest‎ ‎ideałem‎ ‎raczej,‎ ‎niż‎ ‎zbiorem‎ ‎realnych‎ ‎i‎ ‎pewnych faktów.‎ ‎Chrystus‎ ‎jest‎ ‎potępiony‎ ‎przez‎ ‎nich‎ ‎właśnie dlatego,‎ ‎że‎ ‎jest‎ ‎Osobą‎ ‎żywą,‎ ‎dostępną‎ ‎na‎ ‎arenie‎ ‎świata, a‎ ‎nie‎ ‎abstrakcją‎ ‎albo‎ ‎siłą‎ ‎nieosobistą,‎ ‎poza‎ ‎gwiazdami ukrytą.‎ ‎Piłat‎ ‎potępił‎ ‎Go‎ ‎dlatego,‎ ‎a‎ ‎także,‎ ‎źe‎ ‎obwiniał‎ ‎Go‎ ‎o‎ ‎wywoływanie‎ ‎zamieszek.‎ ‎Herod‎ ‎nie‎ ‎zrozumiał‎ ‎Go‎ ‎dla‎ ‎przeciwnego‎ ‎powodu,‎ ‎gdyż‎ ‎Chrystus‎ ‎był za‎ ‎potężną‎ ‎osobistością,‎ ‎by‎ ‎marność‎ ‎Heroda‎ ‎mogła Go‎ ‎zrozumieć.‎ ‎Obaj‎ ‎jednak‎ ‎róźnymi‎ ‎drogami‎ ‎szukają Prawdy.‎ ‎Dla‎ ‎jednego‎ ‎polega‎ ‎ona‎ ‎na‎ ‎rodzaju‎ ‎marzenia,‎ ‎dla‎ ‎drugiego‎ ‎jest‎ ‎w‎ ‎odczuwaniu.‎ ‎Wielbiciele Prawdy‎ ‎potępiają‎ ‎Prawdę‎ ‎niemniej‎ ‎krańców‎ ‎o,‎ ‎jak‎ ‎wielbiciele‎ ‎Prawa‎ ‎potępiają‎ ‎Prawodawcę.‎ ‎Kaifasz,‎ ‎przedstawiciel‎ ‎prawnej‎ ‎Prawdy‎ ‎czyli‎ ‎narodowej‎ ‎Religii,‎ ‎jest ich‎ ‎zdania. 

Wesprzyj nas

3.‎ ‎W końcu‎ ‎potępiają‎ ‎Go‎ ‎artyści.‎ ‎Wiem,‎ ‎że‎ ‎nie zawsze‎ ‎wygląda‎ ‎jak‎ ‎gdyby‎ ‎Go‎ potępiali,‎ ‎nawet‎ ‎słowami chwalą‎ ‎Go‎ ‎nieraz,‎ ‎ale‎ ‎tylko‎ ‎w‎ ‎rzeczach,‎ ‎w‎ ‎których Go‎ ‎nie‎ ‎rozumieją.‎ ‎Kochają‎ ‎oni‎ ‎krucyfiksy‎ ‎ze‎ ‎złota i‎ ‎kości‎ ‎słoniowej,‎ ‎lecz‎ ‎nienawidzą‎ ‎Żywego‎ ‎Krucyfiksu‎ ‎na‎ ‎Golgocie.‎ ‎Jest‎ ‎on‎ ‎za‎ ‎prawdziwy‎ ‎i‎ ‎przejmujący,‎ ‎by‎ ‎nie‎ ‎odstręczać‎ ‎żyjących‎ ‎samym‎ ‎symbolizmem. Krew‎ ‎jest‎ ‎za‎ ‎czerwona,‎ ‎rany‎ ‎za‎ ‎głębokie,‎ ‎twarz‎ ‎za blada,‎ ‎a‎ ‎nade wszystko‎ ‎jest‎ ‎za‎ ‎mało‎ ‎światła,‎ ‎by‎ ‎dobrze ocenić‎ ‎koloryt.‎ ‎Ich‎ ‎pochwały‎ ‎są‎ ‎nieszczere,‎ ‎a‎ ‎w‎ ‎każdym‎ ‎razie‎ ‎zanadto‎ ‎wymuszone.‎ ‎Jak‎ ‎ci‎ ‎wyznawcy Sztuki‎ ‎dla‎ ‎Sztuki‎ ‎mogą‎ ‎kochać‎ ‎Jego,‎ ‎uczącego,‎ ‎że wszystko‎ ‎ma‎ ‎być‎ ‎czynione‎ ‎dla‎ ‎Boga?‎ ‎Jak‎ ‎mogą‎ ‎oni, żyjąc‎ ‎dla‎ ‎wrażeń‎ ‎przyjemnych,‎ ‎rozkosznych,‎ ‎rozumieć słowo:‎ ‎„Pragnę” ‎Jak‎ ‎mogą‎ ‎ci,‎ ‎co‎ ‎otwarcie‎ ‎głoszą, źe‎ ‎żyją‎ ‎wtedy‎ ‎tylko,‎ ‎gdy‎ ‎czują,‎ ‎współczuć‎ ‎Temu,‎ ‎który na‎ ‎szczycie‎ ‎ziemskiego‎ ‎życia‎ ‎wołał:‎ ‎„Boże‎ ‎mój,‎ ‎czemuś Mię‎ ‎opuścił?‎ ‎(Mat.‎ ‎XXVI,‎ ‎46.)

Zatem‎ ‎artyści‎ ‎czczą‎ ‎i‎ ‎szerzą‎ ‎piękno‎ ‎dla‎ ‎piękna, a‎ ‎nie‎ ‎dla‎ ‎B‎oga,‎ ‎który‎ ‎jest‎ ‎Absolutnym‎ ‎Pięknem‎ ‎i‎ ‎poddaje‎ ‎się‎ ‎zeszpeceniu‎ ‎i‎ ‎zniekształceniu‎ ‎na‎ ‎intencję‎ ‎brzydkich.‎ ‎Artyści,‎ ‎o‎ ‎ile‎ ‎są‎ ‎zupełnie‎ ‎szczerzy,‎ ‎a‎ ‎raczej,‎ ‎gdy dobrze‎ ‎rozumieją‎ ‎straszną‎ ‎naukę‎ ‎Kościoła‎ ‎o‎ ‎wiecznej potworności‎ ‎grzechu‎ ‎i‎ ‎obowiązku‎ ‎umartwiania‎ ‎się i‎ ‎znoszenia‎ ‎krzyża,‎ ‎czasem‎ ‎mówią‎ ‎prawdę,‎ ‎że‎ ‎Kościół jest‎ ‎brzydki,‎ ‎bo‎ ‎psuje‎ ‎radość‎ ‎życia‎ ‎przez‎ ‎monotonne zakazy:‎ ‎Nie‎ ‎będziesz…‎ ‎Nie‎ ‎będziesz…‎ ‎a‎ ‎dalej,‎ ‎że‎ ‎zawsze narzuca‎ ‎światu‎ ‎to,‎ ‎co‎ ‎świat‎ ‎uważa‎ ‎za‎ ‎najbardziej‎ ‎nudne‎‎:‎ ‎obowiązek‎ ‎i‎ ‎konieczność‎ ‎zwyciężania‎ ‎jedynej‎ ‎rzeczy,‎ ‎której‎ ‎świat‎ ‎pragnie‎ ‎ulegać,‎ ‎pokusie;‎ ‎dalej,‎ ‎że‎ ‎Kościół zawsze‎ ‎stara‎ ‎się‎ ‎zastąpić‎ ‎żywego‎ ‎i‎ ‎pięknego‎ ‎Apollina skrwawionym‎ ‎Chrystusem,‎ ‎że‎ ‎przy‎ ‎każdej‎ ‎uczcie‎ ‎zasadza‎ ‎kościotrupa,‎ ‎że‎ ‎zabija‎ ‎wszędzie‎ ‎.radość‎ ‎świata, mimo‎ ‎swych‎ ‎Botticellich,‎ ‎Rafaelów,‎ ‎Palestrinów.‎ ‎Poeta‎ ‎angielski‎ ‎Swinburne‎ ‎z‎ ‎niezwykłą‎ ‎namiętnością‎ ‎wypowiedział‎ ‎protest‎ ‎ten‎ ‎głęboki,‎ ‎niezatarty‎ ‎czcicieli piękna‎ ‎przeciw‎ ‎przyjaciołom‎ ‎Ukrzyżowanego.‎ ‎Oto‎ ‎pod względem‎ ‎czysto‎ ‎artystycznym‎ ‎niezrównane‎ ‎zwrotki Swinburne’a:

Czy‎ ‎wszystko‎ ‎chcesz‎ ‎zabrać,‎ ‎Galilejczyku?‎ ‎Nie‎ ‎dam‎ ‎ci Wawrzynów,‎ ‎palm‎ ‎i‎ ‎pieśni,‎ ‎ani‎ ‎nimf‎ ‎tańczących‎ ‎w‎ ‎gaju I‎ ‎niewysłowionej‎ ‎miłości;‎ ‎uciechy‎ ‎doczesne‎ ‎zostaw‎ ‎mi, A‎ ‎jednak‎ ‎zwyciężyłeś,‎ ‎blady‎ ‎Galilejczyku;‎ ‎tchnienie twoje‎ ‎uczyniło‎ ‎świat‎ ‎starcem.

Były‎ ‎trzy‎ ‎wielkie‎ ‎języki,‎ ‎przyjęte‎ ‎w‎ ‎świecie‎ ‎cywilizowanym:‎ ‎łaciński,‎ ‎hebrajski‎ ‎i‎ ‎grecki.

Łacina‎ ‎to‎ ‎język‎ ‎prawa,‎ ‎język‎ ‎starych‎ ‎Rzymian, których‎ ‎geniusz‎ ‎dał‎ ‎prawo.

Hebrajski‎ ‎jest‎ ‎językiem‎ ‎religii,‎ ‎w‎ ‎którym‎ ‎Bóg przemawiał‎ ‎do‎ ‎Swego‎ ‎ludu,‎ ‎językiem‎ ‎tych‎ ‎ludzi,‎ ‎którzy pierwsi‎ ‎śmieli‎ ‎mówić‎ ‎z‎ ‎Bogiem‎ ‎jak‎ ‎z‎ ‎przyjacielem.

A‎ ‎grecki‎ ‎jest‎ ‎językiem‎ ‎największych‎ ‎artystów, jakich‎ ‎świat‎ ‎dotąd‎ ‎oglądał.

Dobro,‎ ‎Prawda‎ ‎i‎ ‎Piękno.

Piłat,‎ ‎przedstawiciel‎ ‎Prawa,‎ ‎odrzucił‎ ‎Chrystusa w‎ ‎imię‎ ‎cesarstwa‎ ‎rzymskiego‎ ‎i‎ ‎jego‎ ‎pokoju,‎ ‎który‎ ‎On zakłócił.‎ 

Kaifasz‎ ‎rozdarł‎ ‎szaty‎ ‎i‎ ‎wyparł‎ ‎się‎ ‎Jego,‎ ‎bluźniącego‎ ‎przeciw‎ ‎Prawdzie. Herod,‎ ‎wielbiciel‎ ‎wrażeń,‎ ‎budowniczy‎ ‎pałaców, ubrał‎ ‎Go‎ ‎w‎ ‎szkarłatną‎ ‎szatą‎ ‎(uważajmy‎ ‎na‎ ‎kryjący się‎ ‎i‎ ‎tu‎ ‎artyzm)‎ ‎i‎ ‎odesłał‎ ‎Go‎ ‎na powrót‎ ‎do‎ ‎Piłata,‎ ‎jako zabójcę‎ ‎radości‎ ‎i‎ ‎oszusta,‎ ‎który‎ ‎go‎ ‎rozczarował.‎ ‎I‎ ‎na ten‎ ‎raz‎ ‎Herod‎ ‎i‎ ‎Piłat‎ ‎są‎ ‎przyjaciółmi,‎ ‎przyjaciółmi‎ ‎są nieartystyczne‎ ‎Prawo‎ ‎i‎ ‎bezprawna‎ ‎Sztuka,‎ ‎przyjaciół‎ ‎są‎ ‎wrogowie‎ ‎Tego,‎ ‎który‎ ‎odmówił‎ identyfikowania‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎którymkolwiek‎ ‎z‎ ‎nich.‎ ‎,,A‎ ‎napisał‎ ‎Piłat i‎ ‎tytuł‎ ‎postawił‎ ‎nad‎ ‎krzyżem.‎ ‎A‎ ‎było‎ ‎napisano.‎ ‎Jezus‎ ‎Nazareński,‎ ‎Król‎ ‎Żydowski.‎ ‎A‎ ‎było‎ ‎napisano‎ ‎po żydowsku,‎ ‎po‎ ‎grecku‎ ‎i‎ ‎po‎ ‎łacinie‎‎.‎” ‎(J.‎ ‎XIX, 19-20.)

Czy‎ ‎jest‎ ‎to‎ ‎zupełnie‎ nieznaczący‎ ‎przypadek,‎ ‎ze Chrystus‎ ‎na‎ ‎Swej‎ ‎drodze‎ ‎męczeńskiej‎ ‎niósł‎ ‎na‎ ‎szyi kartę‎ ‎skazańca‎ ‎z‎ ‎napisem‎ ‎w‎ ‎Języku‎ ‎Prawa‎ ‎i‎ ‎Porządku, w‎ ‎języku‎ ‎Prawdy‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎języku‎ ‎Piękna?‎ ‎Mniejsza,‎ ‎czy miał‎ ‎ten‎ ‎szczegół‎ ‎znaczenie,‎ ‎dość,‎ ‎że‎ ‎dziś‎ ‎ma‎ ‎to‎ ‎znaczenie‎ ‎niewątpliwe.‎ ‎Gdyż‎ ‎był‎ ‎On‎ ‎skazany‎ ‎w‎ ‎imię Dobra,‎ ‎Prawdy‎ ‎i‎ ‎Piękna,‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎imię‎ ‎tych‎ ‎samych‎ ‎trzech ideałów‎ ‎dziś‎ ‎w‎ ‎Swym‎ ‎Ciele‎ ‎mistycznym‎ ‎idzie,‎ ‎wiedziony owa‎ ‎nieustanną‎ ‎drogą‎ ‎krzyżową,‎ ‎którą‎ ‎zwiemy‎ ‎historią ludzkości.‎ ‎Ze‎ ‎wszystkich‎ ‎stron‎ ‎podnoszą‎ ‎się‎ ‎głosy‎ ‎potępiające‎ ‎Kościół,‎ ‎który‎ ‎żąda‎ ‎posłuszeństwa‎ ‎od‎ ‎świata, kiedy‎ ‎świat‎ ‎go‎ ‎odrzucił.‎ ‎.‎ ‎.‎ ‎.‎ ‎,

„Kościół‎ ‎—‎ ‎wołają‎ ‎jedni‎ ‎—‎ ‎jest‎ ‎nieprzyjacielem Prawa‎ ‎i‎ ‎społeczeństwa,‎ ‎on‎ ‎niszczy‎ ‎spokój‎ ‎świata,‎ ‎ukazując‎ ‎Pokój,‎ ‎którego‎ ‎świat‎ ‎ani‎ ‎dać,‎ ‎ani‎ ‎odebrać‎ ‎nie może,‎ ‎on‎ ‎niszczy‎ ‎wszystkie‎ ‎tak‎ ‎miłe‎ ‎kompromisy‎ ‎i‎ ‎stosunki,‎ ‎dzięki‎ ‎którym‎ ‎maszyneria‎ ‎świata‎ ‎tak‎ ‎dobrze funkcjonuje.‎ ‎On‎ ‎jest‎ ‎wrogiem‎ ‎Dobra,‎ ‎takiego‎ ‎jak‎ ‎my je‎ ‎rozumiemy.‎ ‎Krzyżujmy‎ ‎Go!“‎  ‎Oto‎ ‎napis‎ ‎łaciński na‎ ‎krzyżu.

 

Inni‎ ‎wołają:‎ ‎„Kościół‎ ‎jest‎ ‎nieprzyjacielem‎ ‎Prawdy gdyż‎ ‎głosi,‎ ‎że‎ ‎ją‎ ‎znalazł‎ ‎i‎ ‎posiadł.‎ ‎Jest‎ ‎zatem‎ ‎wrogiem‎ ‎rozsądnego‎ ‎wychowania,‎ ‎poszukiwania‎ ‎i‎ ‎nauki. Ma‎ ‎zuchwałość‎ ‎utrzymywać,‎ ‎że‎ ‎sam‎ ‎jest‎ ‎Prawdą.‎ ‎Jak to‎ ‎być‎ ‎może,‎ ‎kiedy‎ ‎my‎ ‎o‎ ‎tym‎ ‎nie‎ ‎wiemy?‎ ‎Prawdziwa religia‎ ‎polega‎ ‎na‎ ‎szukaniu,‎ ‎pytaniu,‎ ‎badaniu‎ ‎-‎ ‎nie‎ ‎na znajdywaniu.‎ ‎Jedyną‎ ‎Prawdą‎ ‎o‎ ‎Bogu‎ ‎jest,‎ ‎że‎ ‎On‎ ‎się kryje.‎ ‎Jedno‎ ‎o‎ ‎Nim‎ ‎wiemy,‎ ‎że‎ ‎Go‎ ‎nie‎ ‎można‎ ‎poznać. Ukrzyżujmy‎ ‎Kościół‎ ‎w‎ ‎imię‎ ‎tego‎ ‎Boga,‎ ‎w‎ ‎imię‎ ‎tych wszystkich‎ ‎religijnych‎ ‎stowarzyszeń,‎ ‎dość‎ ‎pokornych by‎ ‎przyznawać‎ ‎się,‎ ‎że‎ ‎są‎ ‎tylko‎ ‎ludzkie.‎ ‎Ukrzyżujmy w‎ ‎imię‎ ‎tego‎ ‎Boga,‎ ‎przemawiającego‎ ‎w‎ ‎chmurach i‎ ‎ciemnościach,‎ ‎a‎ ‎nigdy‎ ‎w‎ ‎świetle‎ ‎dnia,‎ ‎negatywnego Boga‎ ‎z‎ ‎Syna i‎ ‎mówiącego:‎ ‎»Nie‎ ‎będziesz«,‎ ‎a‎ ‎nie‎ ‎mówiącego‎ ‎nigdy‎ ‎na‎ ‎górze‎ ‎Błogosławieństw:‎ ‎»Będziesz.« Krzyżujmy‎ ‎go.”‎ ‎Oto‎ ‎napis‎ ‎hebrajski.

Zaś‎ ‎ostatni‎ ‎mówią:‎ ‎„Kościół‎ ‎jest‎ ‎wrogiem‎ ‎prawdziwego‎ ‎Piękna.‎ ‎On‎ ‎śmie‎ ‎mówić,‎ ‎że‎ ‎piękno‎ ‎tego‎ ‎świata nie‎ ‎jest‎ ‎doskonałe‎ ‎i‎ ‎wieczne,‎ ‎że‎ ‎to‎ ‎tylko‎ ‎odblask,‎ ‎że‎ ‎kontrast‎ ‎dobra‎ ‎i‎ ‎zła‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎artystyczny,‎ ‎że‎ ‎Sztuka‎ ‎nie powinna‎ ‎istnieć‎ ‎wyłącznie‎ ‎dla‎ ‎Sztuki,‎ ‎lecz‎ ‎dla‎ ‎Boga lub‎ ‎człowieka.‎ ‎Kościół‎ ‎głosi‎ ‎umartwienie,‎ ‎wyrzeczenie‎ ‎się,‎ ‎zaparcie‎ ‎się‎ ‎siebie.‎ ‎Śmie‎ ‎utrzymywać,‎ ‎że‎ ‎najwyższy‎ ‎poziom‎ ‎życia‎ ‎ludzkiego‎ ‎jest‎ ‎nie‎ ‎w‎ ‎rozkwicie własnej‎ ‎jaźni,‎ ‎lecz‎ ‎w‎ ‎poświęceniu‎ ‎siebie.‎ ‎Weźmy‎ ‎go więc‎ ‎za‎ ‎słowo‎ ‎i‎ ‎zaprowadźmy‎ ‎na‎ ‎śmierć,‎ ‎ukrzyżujmy go‎ ‎w‎ ‎mowie‎ ‎Apollina‎ ‎i‎ ‎Muz”.‎  ‎Oto‎ ‎macie‎ ‎napis‎ ‎grecki na‎ ‎krzyżu.

 

Streszczenie‎ ‎poprzednich‎ ‎rozdziałów.

Nim‎ ‎pójdziemy‎ ‎dalej,‎ ‎dobrze‎ ‎będzie‎ ‎zsumować to,‎ ‎co‎ ‎było‎ ‎dotąd‎ ‎powiedziane,‎ ‎i‎ ‎zakończyć‎ ‎paru‎ ‎uwagami.

Mieliśmy‎ ‎przed‎ ‎oczyma‎ ‎tragizm,‎ ‎otaczający‎ ‎zawsze Boską‎ ‎Prawdę‎ ‎na‎ ‎tym‎ ‎świecie.‎ ‎Ludzkie‎ ‎opinie‎ ‎i‎ ‎zamiary‎ ‎są‎ ‎tu‎ ‎na‎ ‎miejscu,‎ ‎u‎ ‎siebie,‎ ‎gdyż‎ ‎świat‎ ‎jest‎ ‎ich rodzinnym‎ ‎miejscem,‎ ‎zaś‎ ‎Boska‎ ‎Prawda‎ ‎czy‎ ‎Objawienie‎ ‎zawsze‎ ‎jest‎ ‎obce‎ ‎i‎ ‎wcześniej‎ ‎lub‎ ‎później‎ ‎traktowane‎ ‎jak‎ ‎obce.‎ ‎Bezmierna‎ ‎nienawiść‎ ‎i‎ ‎opozycja, którą‎ ‎rozbudził‎ ‎nasz‎ ‎Pan,‎ ‎a‎ ‎której‎ ‎równej‎ ‎nikt‎ ‎nie obudził,‎ ‎i‎ ‎ta‎ ‎sama‎ ‎nienawiść,‎ ‎będąca‎ ‎cechą‎ ‎postępu Kościoła,‎ ‎w‎ ‎którym‎ ‎On‎ ‎żyje,‎ ‎są‎ ‎bardzo‎ ‎silnymi‎ ‎argumentami‎ ‎świętości‎ ‎Jego‎ ‎i‎ ‎Kościoła.‎ ‎W‎ ‎chętnym‎ ‎przyjmowaniu‎ ‎cierpień‎ ‎przez ‎Kościół‎ ‎—‎ ‎widzieliśmy,‎ że identyfikuje‎ ‎się‎ ‎on‎ ‎nie‎ ‎tylko‎ ‎z‎ ‎całą‎ ‎Przyrodą,‎ ‎ale z‎ ‎Panem‎ ‎tej‎ ‎Przyrody.‎ ‎Jak‎ ‎On‎ ‎szedł‎ ‎ku‎ ‎cierpieniu, zanim‎ ‎ono‎ ‎Go‎ ‎objęło,‎ ‎tak‎ ‎i‎ ‎Kościół‎ ‎czyni‎ ‎ofiarę‎ ‎dobrowolną,‎ ‎będącą‎ ‎rozwiązaniem‎ ‎praktycznym‎ ‎problemu Bólu,‎ ‎punktem‎ ‎środkowym‎ ‎swego‎ ‎systemu,‎ ‎jedynie‎ ‎on daje‎ ‎układ‎ ‎wewnętrznym‎ ‎umartwieniom‎ ‎i‎ ‎kieruje‎ ‎niemi.

Inni‎ ‎od‎ ‎religii‎ ‎żądają‎ ‎pociechy‎ ‎i‎ ‎dającej‎ ‎się‎ ‎odczuć słodyczy.‎ ‎Jedynie‎ ‎Kościół‎ ‎śmie‎ ‎przyjąć‎ ‎świadomie, jak‎ ‎Chrystus‎ ‎w‎ ‎Getsemane‎ ‎tę‎ ‎zdumiewającą‎ ‎i‎ ‎zbawczą zasadę‎ ‎świata‎ ‎całego:‎ ‎że‎ ‎życie‎ ‎istnieje‎ ‎tylko‎ ‎przez śmierć,‎ ‎a‎ ‎radość‎ ‎przez‎ ‎cierpienie.

Potem‎ ‎zastanawialiśmy‎ ‎się‎ ‎nad‎ ‎zewnętrzną‎ ‎opozycją‎ ‎świata‎ ‎i‎ ‎widzieliśmy,‎ ‎że‎ ‎głównymi‎ ‎przeciwnikami Boskości‎ ‎Kościoła‎ ‎są‎ ‎ci‎ ‎właśnie,‎ ‎którzy‎ ‎byli‎ ‎dawniej jego‎ ‎przyjaciółmi.‎ ‎Nienawiść‎ ‎apostaty‎ ‎jest‎ ‎najsilniejszą‎ ‎nienawiścią‎ ‎świata.‎ ‎Zbrodnia‎ ‎Judasza‎ ‎jest‎ ‎najjaskrawszą‎ ‎i‎ ‎najgorszą‎ ‎zbrodnią‎ ‎w‎ ‎dziejach.

Dalej‎ ‎mówiliśmy‎ ‎o‎ ‎Kaifaszu,‎ ‎typie‎ ‎ludzi‎ ‎religijnych,‎ ‎nienawidzących‎ ‎katolicyzmu.‎ ‎W‎ ‎głębi‎ ‎serca,‎ ‎mimo wyznawania‎ ‎wspólnie‎ ‎chrześcijaństwa,‎ ‎wiedzą‎ ‎oni‎ ‎doskonale,‎ ‎że‎ ‎Kościół‎ ‎katolicki‎ ‎zupełnie‎ ‎różni‎ ‎się‎ ‎od‎ ‎nich, ponieważ‎ ‎głosi,‎ ‎że‎ ‎on‎ ‎jeden‎ ‎jest‎ ‎Nauczycielem‎ ‎zesłanym‎ ‎od‎ ‎Boga,‎ ‎a‎ ‎nie,‎ ‎że‎ ‎jest‎ ‎jednym‎ ‎z‎ ‎proroków.‎ ‎Oni sami‎ ‎z‎ ‎drugiej‎ ‎strony‎ ‎głoszą,‎ ‎że‎ ‎religia‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎wyłączną‎ ‎własnością‎ ‎którejś‎ ‎sekty,‎ ‎że‎ ‎każda‎ ‎z‎ ‎nich‎ ‎ma pewne‎ ‎prawa,‎ ‎lecz‎ ‎żadna‎ ‎nie‎ ‎ma‎ ‎prawa‎ ‎wyłącznego. Dlatego‎ ‎rozdzierają‎ ‎szaty‎ ‎w‎ ‎szczerym‎ ‎oburzeniu,‎ ‎słysząc‎ ‎takie‎ ‎niezwykłe‎ ‎twierdzenie,‎ ‎i‎ ‎skazują‎ ‎Kościół‎ ‎na śmierć.

Następnie‎ ‎widzieliśmy‎ ‎Piłata,‎ ‎prototyp‎ ‎człowieka,‎ ‎dla‎ ‎którego‎ ‎katolicyzm‎ ‎jest‎ ‎za‎ ‎prosty,‎ ‎pytającego‎ ‎zawsze‎ ‎„Co‎ ‎to‎ ‎jest‎ ‎Prawda?”‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎znajdującego jej.‎ ‎Nie‎ ‎żeby‎ ‎on‎ ‎nienawiść‎ ‎czuł‎ ‎do‎ ‎katolicyzmu, przeciwnie,‎ ‎uważa‎ ‎go‎ ‎za‎ ‎nieszkodliwy,‎ ‎piękny‎ ‎i‎ ‎wzruszający.‎ ‎Lecz‎ ‎to‎ ‎nie‎ ‎może‎ ‎być‎ ‎Prawda.‎ ‎Tak‎ ‎wbrew osobistej‎ ‎sympatii,‎ ‎okoliczności‎ ‎zmuszają‎ ‎Piłata‎ ‎do skazania‎ ‎na‎ ‎śmierć‎ ‎wcielonej‎ ‎idei‎ ‎katolicyzmu.

Do‎ ‎Piłata‎ ‎zbliża‎ ‎się‎ ‎mała‎ ‎grupa‎ ‎wtajemniczonych, wielbiących‎ ‎prawdę‎ ‎dla‎ ‎niej‎ ‎samej.‎ ‎Ci‎ ‎sądzą,‎ ‎że‎ ‎prawda jest‎ ‎prerogatywą‎ ‎wtajemniczonych‎ ‎albo‎ ‎filozofów, albo‎ ‎tych,‎ ‎co‎ ‎lubią‎ ‎nazywać‎ ‎się‎ ‎„myślącymi‎ ‎mistykami”.‎ ‎Prawda‎ ‎nie‎ ‎może‎ ‎być‎ ‎udziałem‎ ‎wszystkich. Fakt,‎ ‎że‎ ‎zwykli‎ ‎ludzie‎ ‎w‎ ‎coś‎ ‎wierzą,‎ ‎dla‎ ‎nich‎ ‎jest‎ ‎najlepszym‎ ‎dowodem,‎ ‎że‎ ‎to‎ ‎coś‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎prawdą.‎ ‎Prawdy nie‎ ‎znają‎ ‎nigdy‎ ‎prostaczkowie‎ ‎i‎ ‎dzieci,‎ ‎ona‎ ‎jest‎ ‎drogocenną‎ ‎perłą,‎ ‎świecącą‎ ‎w‎ ‎zamkniętych‎ ‎szkatułkach‎ ‎mędrców.‎ ‎Nie‎ ‎może‎ ‎zaś‎ ‎być‎ ‎garstką‎ ‎kamyków,‎ ‎którymi dzieci‎ ‎bawią‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎ulicy.‎ ‎To‎ ‎byłoby‎ ‎za‎ ‎proste‎ ‎i‎ ‎zarazem‎ ‎za‎ ‎królewskie,‎ ‎jak‎ ‎te‎ ‎złote‎ ‎ulice,‎ ‎gdzie‎ ‎im‎ ‎się zdaje,‎ ‎że‎ ‎się‎ ‎bawią.

Zastanawialiśmy‎ ‎się‎ ‎potem‎ ‎nad‎ ‎herodianami,‎ ‎dla których‎ ‎Prawda‎ ‎jest‎ ‎za‎ ‎głęboka.‎ ‎Dla‎ ‎nich‎ ‎Prawda powinna‎ ‎być‎ ‎zawsze‎ ‎wrażeniem;‎ ‎albo‎ ‎musi‎ ‎być‎ ‎czymś nadzwyczajnym,‎ ‎albo‎ ‎musi‎ ‎się‎ ‎mieścić‎ ‎w‎ ‎dokładnych statystykach‎ ‎handlowych,‎ ‎w‎ ‎reformach‎ ‎podatkowych i‎ ‎autonomicznych,‎ ‎albo‎ ‎wreszcie‎ ‎musi‎ ‎budzić‎ ‎specjalne uczucia‎ ‎w‎ ‎ludziach,‎ ‎uczucia‎ ‎przyjemnie‎ ‎niepokojące, pobożne,‎ ‎miłe.‎ ‎Dla‎ ‎tych‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎ona‎ ‎faktem,‎ ‎prawdziwym‎ ‎czy‎ ‎nie;‎ ‎przed‎ ‎nimi‎ ‎musi‎ ‎ona‎ ‎zawsze‎ ‎usprawiedliwiać‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎jakiś‎ ‎powierzchowny‎ ‎sposób.‎ ‎Nie‎ ‎może nigdy‎ ‎mówić:‎ ‎Jam‎ ‎jest,‎ ‎który‎ ‎jest,  ‎lecz‎ ‎Jam‎ ‎jest,‎ ‎czym wam‎ ‎się‎ ‎podoba,‎ ‎żem‎ ‎jest.

W końcu‎ ‎z‎ ‎innego‎ ‎punktu‎ ‎popatrzyliśmy‎ ‎na‎ ‎Drogę Krzyżową‎ ‎i‎ ‎ujrzeliśmy‎ ‎tych,‎ ‎którzy‎ ‎zawsze‎ ‎mówią‎ ‎o Dobru,‎ ‎Prawdzie‎ ‎i‎ ‎Pięknie,‎ ‎i‎ ‎zawsze‎ ‎krzyżują‎ ‎Chrystusa‎ ‎w‎ ‎imię‎ ‎swych‎ ‎pojęć.‎ ‎Poszukiwacze‎ ‎Dobra,‎ ‎którzy myślą‎ ‎po prostu‎ ‎o‎ ‎stosunkach‎ ‎ludzkich,‎ ‎a‎ ‎więc‎ ‎uwielbiają‎ ‎Prawo,‎ ‎regulujące‎ ‎te‎ ‎stosunki‎ ‎i‎ ‎utrzymujące‎ ‎maszynę‎ ‎w‎ ‎ruchu,‎ ‎skazują‎ ‎Go‎ ‎jako‎ ‎burzyciela‎ ‎Prawa.

Poszukiwacze‎ ‎(dosłownie)‎ ‎Prawdy,‎ ‎gdyż‎ ‎podstawą‎ ‎ich działalności‎ ‎jest‎ ‎szukanie,‎ ‎a‎ ‎nie‎ ‎znajdywanie,‎ ‎skazują Go‎ ‎w‎ ‎imię‎ ‎święte‎ ‎Religii,‎ ‎imię,‎ ‎które‎ ‎dali‎ ‎temu‎ ‎wiecznemu‎ ‎poszukiwaniu‎ ‎bez‎ ‎wyniku‎ ‎(jest‎ ‎to‎ ‎jedna‎ ‎z‎ ‎odmian Piłata).‎ ‎Wreszcie‎ ‎artyści‎ ‎potępiają‎ ‎prawdziwy,‎ ‎krwią obryzgany‎ ‎krucyfiks‎ ‎jako‎ ‎zaciemniający‎ ‎słońce,‎ ‎jako obrazę‎ ‎dla‎ ‎Natury‎ ‎pięknej.

I‎ ‎tak‎ ‎Chrystus‎ ‎jest‎ ‎krzyżowany‎ ‎w‎ ‎Jerozolimie i‎ ‎w‎ ‎każdym‎ ‎kraju‎ ‎świata‎ ‎w‎ ‎trzech‎ ‎językach‎ ‎ludów cywilizowanych.‎ ‎Piłat,‎ ‎Kajfasz‎ ‎i‎ ‎Herod‎ ‎—‎ ‎wielbiciele Prawa,‎ ‎filozofowie‎ ‎i‎ ‎artyści‎ ‎zgodzili‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎tym‎ ‎jednym punkcie‎ ‎(chociaż‎ ‎poza‎ ‎tern‎ ‎byli‎ ‎w‎ ‎niezgodzie)‎ ‎i‎ ‎wydali zgodny‎ ‎okrzyk:‎ ‎»Ukrzyżuj‎ ‎Go«‎ ‎(J.‎ ‎XIX,‎ ‎6).

Na‎ ‎zakończenie‎ ‎uwaga.

Czy‎ ‎jest‎ ‎możliwe,‎ ‎by‎ ‎Sprawa‎ ‎tak‎ ‎jedyna‎ ‎w‎ ‎wytwarzaniu‎ ‎opozycji,‎ ‎tak‎ ‎ogólnie‎ ‎i‎ ‎wiecznie‎ ‎potępiana, budząca‎ ‎wściekłość‎ ‎dobrze‎ ‎myślących‎ ‎ludzi,‎ ‎Sprawa, która‎ ‎jest‎ ‎osią‎ ‎główną‎ ‎przerażającej‎ ‎tragedii‎ ‎i‎ ‎tak bezmiernego‎ ‎niepowodzenia‎ ‎—‎ ‎pytamy,‎ ‎czy‎ ‎może‎ ‎być‎ ‎pochodzenia‎ ‎i‎ ‎natury‎ ‎ludzkiej?‎ ‎Gdyby‎ ‎ona‎ ‎była‎ ‎ze‎ ‎świata, czyż‎ ‎świat‎ ‎nienawidziłby‎ ‎jej‎ ‎tak‎ ‎głęboko‎ ‎i‎ ‎wyłącznie, aż‎ ‎do‎ ‎śmierci‎ ‎i‎ ‎Ukrzyżowania?

„Chrystus w życiu Kościoła”. – pozostałe części

Wesprzyj nas


R.‎ ‎H.‎ ‎BENSON -CHRYSTUS W ŻYCIU KOŚCIOŁA, NAKŁAD‎ ‎KSIĘGARNI‎ ‎SW.‎ ‎WOJCIECHA.1921


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Jedna odpowiedź do „„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej wiary. Cz.XIII. Droga krzyżowa”

  1. Awatar Zbyszek
    Zbyszek

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

    Polubienie

Skomentuj