Rozmyślania na Wielki Tydzień – Wielki Poniedziałek


Jest jeden rodzaj boleści duszy, której świat by naj mniejszej przynieść nie może ulgi: Jeżeli nam śmierć wydziera drogą i ukochaną osobę, jakąż ulgę przyniosą nam pociechy ludzkie? Któż nam potrafi zwrócić to, co się zwrócić nie da? Tu tylko Męka Pańska jedyna ulga i lekarstwo na zranioną takim ciosem duszę.

Ta nam wskazuje Matkę Boską stojącą pod krzyżem: „I stała podle krzyża Jezusowego matka jego Marya„. — Krótko wspomina Ewangelista o udziale Matki bolesnej w męce swego Syna Jezusa, lecz w tym już jednym słowie „słała„, ileż dzielności, mocy i potęgi, ale i boleści! Któraż matka patrzała się kiedy na taką śmierć, poprzedzoną tylu boleściami, jak patrzała się Matka bolesna na swego Syna? Wy ludzkie matki lepiej to osądzicie, niżbym to piórem wypisać był w stanie. Wy rozpaczacie i przytomność tracicie i na duchu upadacie, gdy wam służba śmierci do trumny kładzie zwłoki waszych zmarłych dziatek. Lecz Marya „stała” z mocą nadludzką i stałością nie rozpaczając, ale wespół cierpiała w duszy wszystkie te boleści , które Jezus ponosił. Każde uderzenie młotkiem gwoździ, przeszywało mieczem boleści Jej niepokalaną Duszę. A ta Jej stałość i potęga woli, nie zmniejszyły ani na włos tych boleści, które raniły Jej świętą Duszę.

Gdzieś czytałem, czy słyszałem, że pewna matka modląc się błagała Matki Boskiej za swym dzieckiem ciężko chorym, aby ozdrowiało. Po modlitwie zasypia i śni się jej, że się znajduje w jakiejś kaplicy pod obrazem Matki Boskiej, której we śnie poczęła prosić i błagać o uzdrowienie swego dziecka. Wtem patrzy (we śnie), a tu Matka Boska podnosi z obrazu rękę i wskazuje nią na drugi obraz, który przedstawiał Matkę Boską bolesną trzymającą na swym łonie zdjęte z krzyża święte ciało Jezusowe i słyszy słowa we śnie: Niech twoje macierzyńskie serce osądzi, ile cierpiałam w duszy, kiedy na łonie moim spoczywało ranami pokryte ciało syna mojego Jezusa zdjęte z krzyża. Czy nie chcesz ze mną wraz cierpieć w stracie dziecka twego, które ci wkrótce umrze, bo taka jest wola Syna mojego ? Czy we mnie jako matce bolesnej nie znajdujesz pocieszenia w boleściach ? Po tym śnie budzi się zaraz, wstaje, idzie do kolebki, patrzy się na chore dziecię, a ono już konające. Jeżeli ta matka miała silną wiarę, to myśl o Matce Boskiej bolesnej, pewnie złagodziła ten jej bolesny cios.

Są ludzie, którym, po ludzku sądząc, dobrze się wiedzie na tym świecie. Ślepy traf wdrożył ich w koleje życia takie, że ani wielkich smutków i cierpień, ani też żadnych boleści i chorób, jako z natury obdarzeni zdrowiem, nie doznają. Za każdym krokiem szczęście za nimi goni. Tym to od losu hojnie wyposażonym dzieciom, zdawałoby się, że Męka Pańska nie jest do rozważania potrzebną. — Nie ma im czego zazdrościć. Kogo Bóg kocha, na tego krzyże zsyła.

Mogłoby z tego wypaść, że kogo nie kocha, na tego krzyżów nie zsyła. Ale bądź co bądź, chociażby kto po ludzku sądząc tak szczęśliwym był, żeby całe swe życie żadnych a żadnych nie doznawał cierpień, czeka go i tak boleść wielka, z której się nie wywinie — boleść konania i śmierci. Toć to jest, co ludziom od szczęścia ukołysanym zatruwa ich na pozór spokojne i wygodne życie. Tak przeminą dni życia temu, co nic nie cierpiał, jak i temu, co w życiu wiele cierpiał; obu czekają boleści śmierci, obaj dobiegną do grobu, na obu spełnią się słowa pisma świętego: „ Ogarnęły mię boleści śmierci, i strumienie nieprawości za-trwożyły mię. Boleści piekielne obtoczyły mię, uprzedziły mię sidła śmierci” (Psl. 17.). Każdemu z nas zabrzęczy do ucha ta smutna i przerażająca piosenka prawdy. Ta to ostatnia w życiu człowieka boleść, a boleść śmierci, obstoi za wszystkie nieponoszone cierpienia. I owszem, kto z biegiem życia doznawał ucisków i udręczenia, temu ta ostania boleść przejdzie łatwiej i znośniej. Kto nic nie cierpiał i wygód życia zażywał i opływał w dostatki i był w znaczeniu u ludzi, temu ta ostatnia boleść nie przejdzie łatwo, boleści śmierci odwetują smaczne życie.

Czy na tę ostatnią i niepojętą boleść nie ma już lekarstwa w Męce Pańskiej? — Jest. Chrystus Pan na krzyżu umierający. Umrzeć każdy musi. Chodzi teraz o to, aby dobrze umrzeć. Chrystus Pan nauczył nas słowem i przykładem jak mamy dobrze umierać. Tak mamy umierać, jak On umierał.

Każdy chrześcijanin, to drugi Chrystus — jak się szczytnie wyrażają ojcowie Kościoła. Kto chce mieć dziać z Chrystusem w niebie, ten musi podobnie Jemu żyć, to jest tak myśleć, mówić i czynić jako i On. A Chrystus umierając zawoławszy powtórnie głosem wielkim rzekł: „Ojcze w ręce Twe polecam ducha mojego !” — To jest hasło dobrej śmierci. Chrystus Pan nauczył nas jak mamy wołać w tej strasznej i bolesnej chwili do Ojca niebieskiego, aby nas przyjął na łono swoje. Słowa te wychodzące po pierwszy raz z ust i serca Chrystusa Pana, nieskończonej nabyły potęgi. Tymi to słowy, jakbyśmy przypominali Bogu ofiarę syna Jego Jezusa Chrystusa i zniewalamy Go niejako do miłosierdzia przez zasługi i śmierć Chrystusa. Tymi to słowy podstawiamy się niejako na miejsce. Zbawiciela i śmiercią naszą składamy Bogu ofiarę z życia naszego. A jako ofiara śmierci Jezusa Chrystusa jest Bogu przyjemną, tak i nasza śmierć na wzór i podobieństwo Chrystusowej ukształtowana, będzie Bogu przyjemną. Przyjmie Ojciec niebieski naszą duszę dla zasług Jezusa Chrystusa. Proszę mi powiedzieć, jest-że co na świecie prócz Męki Pańskiej co by człowieka umierającego pocieszyć mogło? I owszem, wszystko to, co się zdaje, żeby go pocieszyło, wszystko to jeszcze bardziej go zatrważa.

Dzieci, krewni, przyjaciele … widok ich żalem i trwogą przejmuje umierającego, bo serce swe od nich oderwać musi. Dostatki, honory, godności, to jeszcze bardziej gryzie i trapi, bo wszystko to trzeba na wieki pożegnać i skryć się w ciemny, smrodliwy grób, gdzie się już nikt nie ukłoni, ani na pierwszym miejscu przy stole nie po-sadzi. Nawet gdy ranne słońce miłym blaskiem zawita oknem do łoża umierającego, i to go przeraża, bo mu żal żegnać się na zawsze z piękną przyrodą. Słowem, umierającego człowieka nic nie zdoła pocieszyć , tylko Chrystus na krzyżu konający. Dlaczegóż to, co sam nieraz widziałem, umierający z wiarą chrześcijanin, gdy mu podadzą krzyż do ręki, całuje i przyciska go do serca?—Bo dusza przeczuwa, gdzie jest zbawienie i co pomóc może.

Tknij w co chcesz, wszędzie i zawsze i na wszystko znajdziesz lekarstwo w Męce Pańskiej. Ja ci tu wszystkich wypadków w życiu twym nie wyliczam, ale miłując Chrystusa w męce Jego, sam je znajdziesz. Wszakże wziąwszy rzecz ściśle, życie ludzkie, czy powodzi się dobrze, czy źle, niczym innym nie jest, tylko jedną wielką grzechową raną. Chrystus Pan tę wielką ludzkości ranę przyjął na siebie i z niej wysączył i przygotował takie lekarstwo, które leczy tę wielką naszą ranę. Innego lekarstwa nie ma na świecie.

A tak z tego wszystkiego, co łaskawy czytelniku tu przeczytałeś, łatwo przekonać się mogłeś, że nie tylko ludzkość przedstawia jedną wielką grzechową ranę, ale każdy człowiek z osobna, mniej lub więcej , doświadcza na sobie na tym padole płaczu coś podobnego z całej Męki Pańskiej.  Każdy ma swój własny ogrójec, to jest, każdy doświadcza nieraz w życiu swoim smutku, tęsknoty i goryczy żywota. Każdy ma swego Judasza, to jest każdy nieraz doznawał zdrady, a przynajmniej zawodu w ludzkich przyjaźniach. Każdy ma swego Annasza i Kajfasza to jest każdego prawie człowieka, mniej więcej według stanowiska, jakie w społeczeństwie zajmuje, ściga zazdrość, obłuda, chytrość i złość przeciwników. Każdy ma swego Piłata, bo któż jest co by nie do-świadczył na sobie niesprawiedliwych czynów, sądów i posądzeń ludzkich? Każdy też dźwiga swój własny krzyż, cięższy lub lekszy, także według stanowiska, jakie na świecie zajmuje.

Wreszcie każdy na swoim i ze swoich umiera krzyżów. A tak rozważając mękę i śmierć naszego Zbawiciela, tym samem w naszej własnej przyglądamy się biedzie i nędzy, nasze własne widzimy krzyże, zagrzewamy się do miłości ku Zbawicielowi, nade wszystko zaś w krzyżu Jego uczymy się mądrości i tej prawdziwej dobrego życia sztuki, jak nasze własne znosić mamy krzyże.

Lecz na wszystkie te cierpienia, utrapienia i przeróżne boleści ludzkie w życiu i przy śmierci, mógłby świat choć jakąś pozorną i ułudną przynieść ulgę, bo prawdziwej nie przyniesie. Jest atoli jedna choroba, na którą świat ani pozornego nie ma i mieć nie może lekarstwa. Chorobą tą jest grzech. Jeżeliś popełnił grzech ciężki, a przeto utraciłeś Boga i zbawienie duszy swej, już byś przepadł, gdybyś u świata szukał lekarstwa. Ani żal, ani poprawa życia, ani modlitwa, ani posty, jałmużny … same przez się, nic ci pomóc nie mogą i długu nie spłacą. Albowiem przez grzech obrażony jest nieskończony majestat Boski. A jakoż grzesznik sam przez się sprawiedliwości Boskiej zadosyć uczynić może? Jakoż taki dłużnik wierzycielowi wypłacić się może, co sam nic nie ma, co by jaką taką wartość mieć mogło? Taki tylko pomóc i dług Bogu spłacić może, co sam jest święty, niewinny, niepokalany. I taki też pomógł: „Albowiem przystało, abyśmy takiego mieli najwyższego Kapłana, świętego, niewinnego, niepokalanego, odłączonego od grzeszników i który się stał wyższy nad niebiosa. Który nie ma potrzeby na każdy dzień, jako kapłani pierwej za występki swoje ofiarować, potem za ludzkie; bo to uczynił raz siebie ofiarowawszy. Przetoż i zbawić na wieki może, przystępujące przez niegoż do Boga” ( Do żydow. 7.).
Tak jak nule czyli zera same przez się nic nieznaczące, wtedy dopiero nabierają wartości i rosną w setki, miliony i bez końca, gdy je złączymy z wielkością liczbową, tak samo nasze pokutne uczynki i wszelkie dobre sprawy tylko przez mękę i śmierć Chrystusa Pana przynoszą nam zasługi na żywot wieczny. Miejże sobie to miły bracie na uwadze, że pokuta za grzechy musi być połączona, zmieszana i jakby w jedną całość stopiona ze śmiercią Chrystusa, bo z tej śmierci wytrysło życie. I tylko to życie ożywi cię ze śmierci grzechu i dokona się zbawienie twoje. Wszakże sam Chrystus podaje ci ten konieczny warunek, gdy po swym zmartwychwstaniu do Apostołów mówi: „Potrzeba było , aby Chrystus ucierpiał i wstał od umarłych dnia trzeciego. Ażeby była przepowiadana w imię Jego pokuta i odpuszczenie grzechów po wszystkich narodziech” ( Łuk. 24).

O jakże się nie rozmiłować i nie zapalić w duszy w rozmyślaniu męki i śmierci Zbawiciela, skoro w tych rozmyślaniach czerpie dusza w obfitości jakby z nieprzebranego skarbu tyle życia, łask i korzyści na wieczność! Śmierć Chrystusa Pana w duszy żywo rozpamiętywana, to nasz skarb, nasz jedyny majątek, nasz los przyszły, nasze jedyne szczęście, nasza wieczność i zbawienie. Czy bogaci czy ubodzy, czy uczeni czy prostaczkowie, czy panami czy sługami na tym świecie, jesteśmy wszyscy mizerni grzesznicy, nic nie mamy, nic sobie sami na wieczność nie wypracujemy. Ale śmierć Chrystusa Pana ubogaciła nas, wyjednała nam synostwo Boże, dała nam dekret na dziedzictwo Boga i nieba. A ten dekret musi wiele znaczyć, skoro jest pisany krwią Syna Bożego.

Był wprawdzie inny dekret przeciwko nam, dekret na naszą zgubę, dekret na odziedziczenie piekła wiekuistego, ale Chrystus Pan przez śmierć swą „zmazawszy który był przeciwko nam cyrograf dekretu , który byt nam przeciwny , ten zniósł z pośrodku, przybiwszy go do krzyża” ( Kol. 2.).

Już teraz przez śmierć Syna Bożego, Bóg Ojciec pogodną twarzą spogląda na nas mizernych grzeszników, a spogląda z miłosierdziem.

Gdzieś czytałem, że przed laty we Francji jeden młodzieniec przebrawszy miarę w rozpuście i wszelkich grzechach, bluźnił przeciw Bogu. I tak raz wyszedłszy pod wolne niebo, począł przeklinać i jakby do walki wyzywać samego Pana Boga, wyciągnął z pochwy pałasz, machał nim w powietrzu, bluźniąc przeciw potędze Najwyższego. Wtem patrzy — aż tu leci z góry bielutka karteczka i spada przy nim na ziemię. Podnosi ją , patrzy , czyta…. o cudo ! czyta wypisany początek 50go psalmu: „Zmiłuj się nade mną Boże, według wielkiego miłosierdzia twego„. Poznaje on w tym potęgę Boga, strach i zdumienie ogarnia duszę jego, że zamiast piorunu, co go wzywał na głowę swoją , okazano mu drogę łaski i miłosierdzia. Powoli, powoli zastanawia się nad sobą i nad dobrocią Boską, i zbrodniczy swój żywot szczerą pokutą, zmienia na żywot świątobliwy.

Przyjacielu! Historia ta, wprawdzie w odmienny sposób, powtarza się zawsze. Tym młodzieńcem są zgorszenia i nieprawości ludzkie. A ta bielutka karta z napisem miłosierdzia, to niepokalany Baranek Bóg Jezus Chrystus, który przez śmierć swą stał się Ofiarą dla ciebie i dla wszystkich ludzi. Ten to Niepokalany Baranek, ten nasz Pan, Odkupiciel, obrońca i rzecznik, siedzi teraz po prawicy w chwale Ojca niebieskiego, i wstawia się za nami i utrzymuje Ojca swego niebieskiego w ustawicznym stanie miłosierdzia. Jego rany najdroższe, teraz uwielbione , te rany, którymi „zranion jest za nieprawości nasze i starty jest za złości nasze”, te rany jakoby ukazywał Ojcu niebieskiemu: „Ojcze niebieski! przepuść pokutującym grzesznikom, oto na ręku zapisałem ich , przebacz im, bo nie wiedzą co czynią”.


Ks. Feliks Gondek – Rozmyślania nad Ewangeliami każdego dnia Wielkiego Postu. Dla zbudowania i uświęcenia ludu chrześcijańskiego. Kraków. 1881


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Create a website or blog at WordPress.com

%d blogerów lubi to: