Ewangelia na Środę po czwartej Niedzieli Postu.
(Jan. 9).
Onego czasu idąc Jezus, ujrzał człowieka ślepego od narodzenia. I spytali Go uczniowie jego: Rabbi, kto zgrzeszył, ten, czyli rodzice jego, iż się ślepym urodził? Odpowiedział Jezus: Ani ten zgrzeszył, ani rodzice jego, ale żeby się sprawy Boże w nim okazały. Mnie potrzeba sprawować sprawy onego, który mię posłał, pokąd dzień jest. Nadchodzi noc, gdy żaden nie będzie mógł sprawować. Pókim jest na świecie, jestem światłością świata. Rzekłszy to, plunął na ziemię, a uczynił błoto ze śliny i pomazał błotem oczy jego. I rzekł mu: Idź umyj się w sadzawce Siloe (co się wykłada Posłany). Poszedł tedy i umył się i przyszedł widząc. Sąsiedzi tedy i którzy go przedtem widzieli, że był żebrakiem, mówili: Iżali ten nie jest, który siadał i żebrał? Jedni mówili, iż ten jest. A drudzy: Nie, ale mu jest podobny. A on mówił: iżem ja jest. Mówili mu tedy: Jakoż ci się oczy otworzyły? Odpowiedział: Człowiek on, którego zowią Jezusem , uczynił błoto i pomazał oczy me, a rzekł mi: Idź do sadzawki Siloe, a umyj się. I szedłem, umyłem się i widzę. I rzekli m u: Gdzież on je s t? Powiedział: nie wiem. Przywiedli tego do faryzeuszów, który był ślepym. A szabat był, gdy Jezus uczynił błoto i otworzył oczy jego. Znowu go tedy pytali faryzeuszowie, jako przejrzał. A on im odpowiedział: W łożył mi błoto na oczy i umyłem się i widzę. Mówili tedy niektórzy z faryzeuszów: Ten człowiek nie jest od Boga, który nie chowa szabatu. A drudzy mówili: Jakoż może człowiek grzeszny te cuda czynić? I było rozerwanie między nimi. Rzekli tedy ślepemu powtóre: Ty co mówisz o onym, co otworzył oczy twoje? A on powiedział: iż jest prorokiem . Nie wierzyli wtedy Żydowie o nim, żeby był ślepym i przejrzał, aż wezwali rodziców onego, który przejrzał. I pytali ich mówiąc: Tenże jest syn wasz, którego wy powiadacie, iż się ślepo narodził? Jakoż tedy teraz widzi? Odpowie dzieli im rodzice jego i rzekli: Wiemy, żeć to jest syn nasz, a iż się ślepo narodził. Lecz jako teraz widzi nie wiemy, albo kto otworzył oczy jego my nie wiemy, samego pytajcie, m a lata: niech sam o sobie powie. To mówili rodzice jego, iż się bali Żydów. Albowiem już się byli zmówili Żydowie, iż jeśliby go kto wyznał by Chrystusem , aby był z bóżnice wyrzucon. Dlatego po wiedzieli rodzice jego: m a lata, pytajcie samego. Wezwali tedy powtóre człowieka, który był ślepym i rzekli mu: D aj chwalę Bogu, my wiemy, iż ten człowiek grzeszny jest. Rzekł im tedy on: Jeśli grzeszny jest, nie wiem; jedno wiem, iż bywszy ślepym, teraz widzę. Rzekli mu tedy: Cóż ci uczynił? Jakoć otworzył oczy? Odpowiedział im: Jużem wam powiedział i słyszeliście, dlaczegóż znowu słyszeć chcecie, iżali wy chcecie być uczniami jego? Złorzeczyli mu tedy i mówili: Ty bądź jego uczniem, a my jesteśmy Mojżeszowymi uczniami. My wiemy, że Bóg do Mojżesza mówił, lecz tego skądby był nie wiemy. Odpowiedział on człowiek i rzekł im: W tym iście dziwno jest, że wy nie wiecie skąd on jest, a otworzył oczy moje. A wiemy, iż grzesznych Bóg nie wysłuchiwa, ale jeśli kto jest chwalcą Bożym, a wolę jego czyni, tego wysłuchiwa. Od wieku niesłychane, aby kto otworzył oczy ślepo narodzonego. Gdyby ten nie był od Boga, nie mógłby nic uczynić. Odpowiedzieli i rzekli mu: W grzechach się wszystek narodziłeś, a ty nas uczysz? I precz go wyrzucili. Usłyszał Jezus, iż precz go wyrzucili; a nalazłszy go rzekł mu: Ty wierzysz w Syna Bożego? Odpowiedział on i rzekł: Który jest Panie, abym w niego wierzył? I rzekł mu Jezus: I widziałeś go, i który mówi z tobą on ci jest. A on rzekł: Wierzę Panie. I upadłszy uczynił mu pokłon.
ROZMYŚLANIE XXVIII.
Ktokolwiek miłuje Pana Jezusa nade wszystko, ten dzisiejszą Ewangelię o cudownym uzdrowieniu ślepo urodzonego z radosnym zajęciem przeczyta lub wysłucha. A to dlatego, że Pan Jezus z tych wszystkich zasadzek i podrywek, które faryzeuszowie tak sztucznie i chytrze jakby sieć na niego zastawiają, zwycięsko i chwalebnie wychodzi.
Nie będziemy się tu zapuszczali w dokładniejsze wyjaśnienie tej Ewangelii, albowiem złośliwi faryzeuszowie niechcąco sami się przyczynili do jej wszechstronnego wyjaśnienia nawet w drobnych szczegółach. Przeto też ta Ewangelia, tak wyczerpująco jest jasna, że ją nawet zrozumie prostaczek, bez wszelkich nauk. Zawdzięczamy to faryzeuszom, Oni chcieli ze złości przytłumić, albo przynajmniej wrażenie tego widocznego cudu osłabić u ludu. Właśnie stało się przeciwnie. Albowiem skrzętnie dochodzili i na wszystkie strony badali ten cud, a tym samym uwydatnili go wobec ludu i wobec późniejszego i dzisiejszego niedowiarstwa. Jeżeli kto, to pewnie dzisiejsi niedowiarkowie nie bardzo temu radzi, że faryzeuszowie sądowym dochodzeniem uzdrowienia ślepo narodzonego, jak najjaśniej mimo woli udowodnili prawdziwość cudu.
Wobec świata stoi dzisiaj Chrystus Pan w tym samym położeniu, jak za czasów faryzeuszów i starszych narodu żydowskiego w Jeruzalem. I dzisiaj nienawidzą, religii jego, ludzie bez wiary, źli i przewrotni, bo im ta wytyka ich występki i grozi im sądem Bożym, czego, rozumie się, nikt z takich ludzi nie lubi. Zaś miliony chrześcijan gotowi życie swe oddać za wiarę i Chrystusa. Bo jakoż nie miłować tego niebieskiego Lekarza, który leczy choroby duszy naszej ?
Jeżeli jest w nas coś dobrego, jeżeli się patrzymy na świat, nie jakim się wydaje ludziom zmysłowym, ale jakim jest rzeczywiście, to podziękować mamy naszemu niebieskiemu Lekarzowi, który swą nauką i łaską zdjął ślepotę duchowną z oczu naszych. Toć to jest ta ślepota duszy, o której Pismo święte mówi: „Mają oczy, a nie widzą”.
Jest widzenie zmysłowe, jest widzenie duchowne, bo człowiek jest z ciała i z duszy. Cielesne oko widzi przedmioty oświecone od słońca. Duchowne oko widzi prawdy oświecone tym światłem z nieba, którym jest Jezus Chrystus i który sam w dzisiejszej Ewangelii nazywa siebie światłem. Ale chociażby i słońce przedmioty oświecało, jeżeli oko chore, to się nic nie widzi. Chociaż sam Jezus Chrystus podaje nam prawdy z nieba, jeżeli chorujemy na ślepotę duszy, to ich i tak nie widzimy i nie poznajemy. Grunt, aby oko było zdrowe.
Cóż nam tedy czynić wypada? Najprzód trzeba, abyśmy sami to uznawali, że jesteśmy ślepi na duszy. Bo się niejednemu zdaje, że poznaje prawdy Boże, a on je poznaje fałszywie, albo je całkiem nie poznaje i nie widzi ich. Jeżeli zatem uznamy na sobie ślepotę duszy, to zażądamy lekarstw i lekarza, który by nas uzdrowił. Bo jako wielkim dobrodziejstwem jest, kto ma cielesne oczy zdrowe, tak nierównie większą jeszcze łaską Boską jest, kto duchowny wzrok ma zdrowy.
Przykłady lepiej to wyjaśnią:
Dwóch gospodarzy procesują się o dług. Wierzyciel twierdzi, że nie odebrał. Dłużnik mówi, że oddał. Na piśmie i świadków nie mają, pozostaje im przysięga. Jeżeli dłużnik z łakomstwa przysięgnie, że oddał, chociaż mu sumienie mówi, że nie oddał, to zyska pewną kwotę pieniędzy, bo przysięga proces kończy, ale też zyska dla siebie straszny sąd Boga i piekło. Czyż taki krzywoprzysiężca może o sobie powiedzieć, że widzi oczyma duszy straszny sąd Boga przed sobą i piekło, co go czeka ? Czyż tu nie można powiedzieć, że łakomstwo na pieniądze zasłania mu widok sądów Bożych i kar piekielnych? Czyż tu nie jest oczywiste zaślepienie? Albo i to: Ktoś znajdzie pieniądze, albo jaką wartościową rzecz. Jeżeli znalazca nie jest zaślepionym na duszy, to jest, jeżeli w duszy swej widzi Pana Boga wszędzie przytomnego i wszystko wiedzącego, to zgubę odda. Jeżeli jest łakomstwem zaślepiony, to nie odda i za marną rzecz, a choćby i za tysiące sprzeda duszę swoją diabłu.
Każdy złodziej, oszust, krętacz, lichwiarz, zdzierca jest zaślepionym, bo za rzeczy znikome, sprzedaje zbawienie duszy swej, zatem oszukuje samego siebie. Jeżeli Ezawa, który bratu swemu Jakubowi sprzedał za miskę soczewicy pierworodzeństwo, a z nim i dziedzictwo ojcowskie, jeżeli jego nazwać by można zaślepionym, chociaż ta zamiana tak wielką rzeczą nie jest, to jakże nazwać tych, którzy dla pieniędzy i doczesnych korzyści sprzedają synostwo boże i dziedzictwo swe w niebie, a natomiast ściągają na siebie wieczne kary w piekle? Czyż to nie jest zaślepienie?
Albo i to: dosyć się często trafia, że jeden drugiego podpala ze zemsty. Ten co ma zamiar podpalić, myśli sobie tak: Jeżeli mu spalę dom i stodołę i to co ma w stodole, to zaspokoję moją zemstę i chociaż się tyle ucieszę, że go zrobię żebrakiem. Zaślepieniec!
Nie bliźniego swego zrobił żebrakiem, ale siebie samego. Albowiem wiemy to z doświadczenia, że gospodarz, podpaleniem pokrzywdzony, zwykle się dorabia na nowo, bo się Pan Bóg nad jego krzywdą lituje, i błogosławi mu w pracy. Gdy przeciwnie ten, co zbrodniczo podpala, siebie zniszczył i wpada w nędzę. Bo grzech mu nie będzie odpuszczony, dopóki nie zwróci pokrzywdzonemu tego, co stracił przez ogień. A gdyby nie miał majątku, to musi ciężko pracować i każdy zarobek na to obracać, aby choć po woli wynagradzał co się da, jeżeli chce, aby przez pokutę dostąpił odpuszczenia tej zbrodni — chyba, że już duszę swą oddaje za życia szatanowi. Powtóre, staje się nędzarzem wobec własnego sumienia, Pana Boga i całego nieba, bo przez tę szatańską zemstę utracił wszystko, co miał najdroższego; utracił duszę swą, Boga, zbawienie i zasłużył sobie na piekło. A myślę, że taka utrata bez porównania większą jest, niż przez pożar utrata sto stodoły. Czyż tu każdy nie widzi zaślepienia?
Nie jestże to także zaślepieniem, jeżeli ludzie dla krótkich rozkoszy ciała oddają się cudzołóstwu, obżarstwu, postów nie zachowują, umartwień dobrowolnych nienawidzą — słowem, żyją po zwierzęcemu, aby tylko używać ile można? A tak za te krótkie rozkosze, nie tylko, że utracają wieczne i nieskończenie większe rozkosze i szczęście w niebie, ale do tego jeszcze gotują sobie męki i rozpacz na całą wieczność.
Osobliwie przy pijaństwie, tu już jest namacalne zaślepienie. Albowiem sami pijacy, wytrzeźwiwszy się czasem, przeklinają i siebie i gorzałkę i towarzyszów pijackich. Widzą przed sobą przepaść bezdenną zguby, widzą sądy Boże i piekło, widzą, że gorzałka prostą drogą wiedzie ich do nędzy, chorób, nagłej śmierci i do wszystkich nieszczęść; widzą tego upiora, który ich dusi, widzą szatana, który ułowiwszy ich w swe szatańskie sidła, figla im płata, widzą wstyd i hańbę wobec ludzi poczciwych — widzą, ale widzą, jakoby nie widzieli, bo swoje robią. Czyż to nie jest za ślepienie ?
Są ludzie, co całe życie żyją w zaślepieniu, dopiero przy śmierci, kiedy już troszkę późno, widzą prawdę przed sobą. Nieraz się zdarza nie jednemu księdzu słyszeć na śmiertelnej pościeli narzekającego: „Ach! cóż ja za zaślepieniec! Światu i ciału służyłem, o duszy zapomniałem. Co mi po wszystkim, jeżeli duszę stracę? Gdybym mógł jeszcze ozdrowieć, wiedziałbym teraz jak żyć i już bym nie był zaślepionym. Teraz wszystko odmiennie widzę. Świat i obłudne jego rozkosze obrzydły mi, a Boga potrzebuję. Będąc zdrowym, głupcem byłem, że się na ludzi więcej oglądałem, niż na Boga i jego świętą religią, której wstydziłem się nieraz. Cóż mi teraz ludzie po mogą? Czy pójdą ze mną na tamten świat, aby mnie bronili przed sądem Boga? Dajcie mi rok życia, a już będę wiedział, jak żyć do śmierci”. Tak wielu mówią, a prawie każdy tak myśli, bo przy śmierci ślepota z oczu duszy spada i człowiek widzi przed sobą i za sobą prawdę. Niestety, rozum przychodzi do głowy częstokroć za późno, kiedy się zgorszenia już naprawić nie dadzą.
Trzeba tedy krzątać się dobrze koło siebie, aby nas teraz jaki mądry lekarz uzdrowił z tej ślepoty. Trzeba szukać takiego lekarza. A gdyby on mieszkał gdzie daleko, choćby i za morzem, trzeba sprzedać wszystko, aby sobie złożyć i pieniądze na drogę, boć to być ślepym na oczy, największym jest nie szczęściem.
Na pociechę twoją powiem ci, że jest taki Lekarz. Jest. i to jeden tylko na cały świat. Tym Lekarzem jest Pan nasz Jezus Chrystus. Nie potrzeba go daleko szukać, bo on wszechmocnością swoją porozdzielał się w całości po wszystkich miejscach na świecie. Nie potrzeba mu nic za leczenie płacić, bo on swe lekarstwa z apteki niebieskiej daje ludziom darmo. Masz Go zatem wszędzie blisko siebie, bo On jest w najświętszym Sakramencie w każdym kościele.
Idź do Niego, wyznaj przed Jego zastępcą kapłanem chorobę ślepoty, to jest grzechy twoje. Już przy takim szczerym wyznaniu grzechów, pocznie się powoli usuwać ślepota duszy, bo poznawszy grzeszny swój żywot, uwidzisz się na krawędzi bezdennej przepaści wiecznej zguby w piekle. Zaproś tego niebieskiego Lekarza w Komunii św. do duszy twojej. Po każdej spowiedzi i Komunii św. pozostaniesz w kościele z godzinkę i nad sobą pomedytujesz trochę. Usuniesz się od natłoku gdzie w kącik osobny, na przykład pod chór. Jeżeliś słabowity usiądziesz w ławeczce i będziesz rozmyślał nad ubiegłem życiem twoim i nad dobrocią Boga, że ci jeszcze użyczył potrzebnego czasu, abyś się mógł usprawiedliwić przed nim z grzechów twoich.
Będziesz rozważał, jako wszystko czym nas świat do siebie wabi i nęci, jest marnością i przemijającym, na co i splunąć nie warto. Przy takich rozmyślaniach, powoli… powoli… coraz to bardziej… pocznie znikać ślepota z oczu duszy twojej, jak mgła znika, gdy ją ogrzeje słońce, bo i duszę twą godnym przyjęciem Komunii świętej ogrzewa Jezus Chrystus.
Daremna rzecz, trzeba i samemu coś robić. Nade wszystko trzeba iść za radą spowiednika i jego nauki kilkakrotnym rozmyślaniem przeżuwać, aby się w duszy jakby strawiły i wzmocnienie sił przyniosły. Oto i w dzisiejszej Ewangelii ślepy słucha rozkazu Zbawiciela, idzie do sadzawki Siloe, myje się tam, jako mu Pan Jezus rozkazał i zostaje uzdrowionym. Czyńże przyjacielu tak, a będziesz uzdrowionym, bo spadnie ślepota z duszy twojej.
Rozmyślania Wielkopostne (26) – Na wtorek po IV Niedzieli Wielkiego Postu
Ks. Feliks Gondek – Rozmyślania nad Ewangeliami każdego dnia Wielkiego Postu. Dla zbudowania i uświęcenia ludu chrześcijańskiego. Kraków. 1888
Skomentuj