Syn człowieczy przychodząc, izali znajdzie wiarę na ziemi? (Św. Łukasz 18.)
Przyjście Antychrysta musi jeszcze poprzedzić obojętność chrześcijan do artykułów wiary katolickiej i prawie zupełny upadek religii Chrystusa Pana; ponieważ Kościół nie tylko stoi na wierze, ale też żyje i oddycha wiarą; jeżeli prosta, szczera i mocna wiara ożywia chrześcijan, wtedy Kościół stoi bezpiecznie; jeżeli przeciwnie zacznie ta wiara słabnąć i gasnąć w chrześcijańskich narodach, wtedy i Kościół słabieje, gaśnie i chyli się do upadku. Taki stan wiary pokazał nam Chrystus Pan jako pewny znak przyjścia Antychrysta: “Syn człowieczy przychodząc, iżali znajdzie wiarę na ziemi?”
Kto może powątpiewać, że w dzisiejszych czasach wiara wielce upadła; z jednej strony zatruły ją herezje i przewrotna wieku polityka, z drugiej filozofia antychrześcijańska zupełnie podkopała wiary fundamenta. Słowa wyrzeczone przez Chrystusa Pana nie rozumieją się o osobistym przyjściu Syna Bożego na sąd ostateczny, bo wiemy, że w tej dacie wiara Chrystusowa, po upadku Antychrysta i nawróceniu żydów stanie w najwyższym blasku, lecz upadek ogólny wiary Chrystusowej bierze się jako bliższy znak przyjścia Antychrysta; ten nieprzyjaciel zastanie dostatecznie przysposobiony świat na przyjęcie jego nauki, odegra więc rolę najdzikszą; to, co dobrego zastanie, przytłumi i zupełnie będzie się starał wyniszczyć; ale nagle niebiosa pomoc zeszłą Kościołowi i upadek bezbożności nastąpi. Błogosławiony ten który z wiarą stanie przed Antychrystem i nie ulęknie się jego prześladowania; a znowu przeklęty na wieki, który pośpieszy za nieprzyjacielem i przyjdzie mu w pomoc do zniszczenia Kościoła.
Któż może zapewnić, azali dzisiejszy stan upadku powszechnego wiary nie jest tym czasem oznaczonym przez Chrystusa Pana? Zuchwały libertyn Nemrod do adoracji słońca przyciągnął pokolenie Noego; przewrotny polityk Jeroboam do cielca egipskiego synów Izraelskich namówił. Arjusz, Manes, Mahomet i tylu innych, wiele narodów zarazili przewrotnymi naukami; to wszystko nie wchodzi ani do porównania, ani do podobieństwa z okropną klęską, którą piekielni filozofowie istotny wiary fundament, nie w jednym kraju lub prowincji, ale we wszystkich krajach i narodach, we wszystkich częściach ziemi, gdziekolwiek znaleźli się prawowierni chrześcijanie, przyjęli ogólną zarazę i dziś sami rozsiewają truciznę i nie wiedząc, sposobią drogę Antychrystowi.
Kto mógł choć pomyśleć kiedy o tym, że Bóg. który świat stworzył i rządzi ludzkimi narodami, nie mógłby przemówić ani przez proroka, ani przez anioła, ani przez siebie dla objawienia tajemnic wiary katolickiej? Dziś jednak znajdują się tacy szaleńcy, którzy przeczą tej prawdzie, co gorsza, tacy ludzie powszechnie dziś zowią się mędrcami, filozofami i wielki mają kredyt u ludzi. Ten gatunek szalonej herezji zachowało sobie piekło dla naszego wieku i poszczęściło mu się arcyprzewybornie, bo największy występek, najśmieszniejsze szaleństwo poczytano za mądrość.
Prawdziwie mówiąc, rzadka dusza w dzisiejszym chrześcijańskim świecie, która by albo do szczętu nie straciła wiary, albo jej nie zwątliła aż do owej obojętności, która odwieczne prawdy chce pogodzić z fałszami, która usiłuje jedną barwą przyodziać wszystkie religie, zasłaniając grzecznym wyrazem — TOLERANCJA.
Ta jest zatem różnica dzisiejszych filozofów od poprzednich nieprzyjaciół wiary i w ogóle wszystkich heretyków. Tamci na miejsce prawdziwej wiary, podsuwali herezję fałszywą; ci zaś nie chcą mieć żadnej wiary. Tamci grzeszyli rozumem do najdziwaczniejszych uprzedzeń, złości i pychy; ci zaś nie znając tylko naturalne rozumu swego pojęcia, takowe jako bożki wywyższają, obejmując to tylko, co rozum dosięże, a wszystkie inne prawdy odrzucając.
Przypatrzmy się ogólnemu zepsuciu narodów, gdzie kąkol filozofii dzisiejszej został zasiany. Od wschodu, aż do zachodu i na obydwu biegunach dosięgła zaraza naturalistów, filozofów; nie ma stanu, nie ma wieku, miejsca i domu, gdzieby duch liberalizmu i głupoty nie opanował ludzkie rozumy.
Wiara wydaje się w uczynkach; jeżeli może wątpimy, co się wyżej powiedziało, to zejdźmy do uczynków i przypatrzmy się: gdzie jest poświęcenie się za sprawę poczciwą i religijną? gdzie są ofiary składane Bogu, gdzie modlitwa, posty, prawa kościelne i inne obowiązki stanu swojego? Jaki szacunek dla duchownych, dla obrazów i kościołów ? Gdzie się podziały te naturalne, pierwszowiekowe objawy uczuć religijnych? Wszystko to pochłonęła dzisiejsza filozof ja przewrotna i polityka światowa, która prawdy chrześcijańskie, ceremonie i wszelkie zewnętrzne obrzędy religijne wyśmiewa, szydzi i niesławą obrzuca. Najcnotliwszy katolik musi zdobyć się na heroizm, chcąc uklęknąć przed ołtarzem, położyć krzyż na czole, albo uderzyć się w piersi, bo pewien z doświadczenia, że go nazwą fanatykiem, bigotem i głupcem.
Sprawdza się dziś powszechnie w chrześcijańskich narodach, co świadczy pewien mąż pobożny w swoim dziele do ziomków pisząc: Ile by kosztowało poczciwego chrześcijanina zdobyć się na bluźnierstwo przeciwko swojej wierze, o tyle dziś trudno znaleźć katolika, który by pokazał uczynkami, że ma wiarę. Wkrótce zatem zobaczymy, że rodzaj ten powszechnej niewiary na świat cały rzuci nasienie i przetworzy go na królestwo Antychrysta.
Mędrcy tegocześni, libertyni, deiści, materialiści, masoni, i ateusze, głoszą bezbożnie, że nie może Pan Bóg przez żadne objawienie powierzać człowiekowi swoich tajemnic więc między talmudem a koranem i Ewangelią niknie cała różnica, więc wszystkie wypadają na jedno i wszystkie są bajkami. Sama tylko klasa ludzi prostych trzyma się jeszcze wiary prawdziwej; lecz gdy ta wiara więcej materialności aniżeli formalności zamyka, nie potrzeba wielkiego szturmu na jej obalenie. Poczekajmy trochę, kiedy podupadłe duchowieństwo jeszcze bardziej zdrobnieje, a potem przypuśćmy na tę ubogą klasę ludzi chytrych i przewrotnych, którzy by potrafili sztuką materializmu zagłuszyć poczciwość i sumienie; o wtedy więcej można spodziewać się złego, aniżeli zrobiła rewolucja francuska. Mamy jasny przykład z przeszłego wieku. Duchowieństwo francuskie wszystkimi siłami odpierało drapieżnych wilków fran-masonów, wciskających się do owczarni Chrystusowej. Tych kapłanów nie zajmowało żadne gospodarstwo, bo żyli tylko z dziesięcin, nadto biskupi wizytowali parafie i prawie rzecz była niepodobna, aby ten lud oświecony we wszystkich artykułach wiary, i z natury w prostocie swojej przychylny Kościołowi, aby mógł stać się w tak krótkim czasie przewrotnym i prawie bezbożnym.
Padł jednak tryumf na stronę fran-masonów, bo mieli za sobą publiczną wyższego społeczeństwa opinię, i wreszcie dały powód dzikie namiętności grzechu pierworodnego, złudzone pochlebnymi cackami dogadzającej zmysłowości. Gdybyśmy i to jeszcze chcieli wziąść na uwagę, lud prosty ma silną wiarę, ale nie wie, w co wierzy, dlaczego tak, a nie inaczej, zdać sobie sprawy z tego nie może. Pomiędzy takie ludy, gdy wpadnie Antychryst z obietnicami wolności, równości, złotego wieku i ziemskiego raju, czy trudno mu będzie ułowić całe masy narodu pod swoje sztandary? Łatwo przypuścić, że w krótkim czasie cały świat podbije; wyższe klasy społeczeństwa ludzkiego pełne są deistów, fran-masonów, niedowiarków i ateuszów ; niższe zaś składają się z ludzi po większej części z materialistów , z religią bez fundamentu. Pierwsi, nie mając żadnej wiary, z łatwością zatem pośpieszą do obozu Antychrysta, drugich wiara nader jest słaba i niedołężna, aby mogła oprzeć się tej okrutnej prześladowania epoce, o której tu mowa. Ogromna przeto uformuje się armia dla Antychrysta, a mała i nic nie znacząca trzoda wybranych zostanie przy Chrystusie. Ale nic na tym nie straci Kościół, samo takowe uszczuplenie sług jego, posłuży na okazję tym większej chwały z poświęcenia i wytrwałości. Naczelny wódz wojska, im z mniejszą garstką wojska pokonywa liczne szeregi nieprzyjaciół, tym większą chwałę odbiera. Kościół Chrystusa przez garstkę swoich wybranych porazi, zwalczy i zniweczy okrutnego Antychrysta i milionowe jego szeregi, a potem dopiero prawdziwy pokój i tryumf nastąpi.
Oprócz wszystkich wynalazków piekła na obalenie i zupełne zniszczenie wiary Chrystusa Pana na ziemi; najpotężniejsze i najstraszliwsze jest słowo — tolerancja. Woła świat dzisiejszy: tolerancja! o co to za skarb filozofii! cóż to za produkt oświeconego rozumu! kochajmy się, bośmy bracia, nie prześladujmy się, bośmy wszyscy jednej natury i jednego Boga dzieci. Żyd, turczyn, poganin, luter i katolik, zawsze jest człowiekiem, zawsze bliźnim, zawsze ma prawo do serca, miłości i jedności braterstwa. Jaka nieludzkość gardzić osobą za to, że się nie w naszej wierze urodziła, jak okrutna niesprawiedliwość odpychać równą sobie istotę! — słowa piękne, nic nie mają zdrożnego, owszem, namaszczone uczuciami szlachetności i religii; jednak chcemy dowieść, że to trucizna śmiertelna, a gorsza nad inne, że przybrana na pozór w delikatne cukierki, mamiące oko chrześcijańskie.
Trzeba bardzo zdrowego rozumu, aby za pierwszym wejrzeniem odkryć prawdę, a truciznę oddalić. Tolerancja w najpiękniejszych kolorach wyszła na świat chrześcijański, aby jej wiarę obalić; odurzyła wszystkich amatorów nowości, pokazała, że chce zapalić ród ludzki węzłem miłości, a pod pokrywką tych cnót szuka, aby wiarę jedyną, prawdziwą przytłumić w sercach ludzkich, zadusić i na wieki wygasić. Tolerancja, której świat dzisiejszy nauczył się w szkole Woltera, jest sztucznym manewrem do złowienia i usidlania prawowiernych wyznawców, a że jest przyjęta, to jest skutkiem wygasłej wiary, jest skutkiem powszechnego upadku w świętej naszej wierze, a z tego najsprawiedliwszy wniosek bliskości końca i czasów panowania Antychrysta.
Tolerancja, jeżeli ma nosić cechę miłości bliźniego, to z natury własnego już brzmienia, nie może znaczyć, jak tylko miłość cierpliwą, wymuszoną przeciw oburzeniu serca, które czuje gwałty i spostrzega nieprawość. A takiej właśnie bezczynnej miłości potrzeba było masońskim filozofom i dla nich samych i dla zwierzchności chrześcijańskiej, inaczej nie mogłaby się przyjąć na świecie ich szatańska misja, ani by osiągnęła jaki skutek. Zwolennicy tolerancji domagali się miłości od prawowiernych chrześcijan, a jednocześnie w pismach swoich i mowach publicznych bluźnili Bogu i Kościołowi i prześladowali wiernych sług Bożych. Rozpasany świat w nieprawościach, powołuje się na prawo Chrystusowe, na jedność i wspólne braterstwo, chce, aby mu poklaskiwać i łączyć się z nim w przyjaźni; a z drugiej strony religię nazywa ludzkimi wymysłami, sakramenty zabobonem, księży Chrystusowych kuglarzami, kościoły teatrem, odpusty jarmarkami, przykazania kajdanami, niebo i piekło wymysłem średniowiecznym. Tak więc tym z piekła wylęgłym tolerantom, czy można ze zdrowym rozumem tolerować ich błędy i łączyć się z nimi w sposobie myślenia i we wszystkich zbrodniach oburzających ludzką naturę? Toleranci dzisiejsi domagają się współczucia, a sami nieczułość i barbarzyństwo okazują; wywyższają rozum, a bezecnością i bezwstydem plamią swoje; szukają przyjaźni i wierności, a węzeł małżeństwa targają, nazywają go ty ran ją i brakiem wolności. Więcej jeszcze śmieszności i głupoty okazują światu; tolerują wszystkie zarówno religie; ile sekt i zborów, tyle zdań jako nieomylnych prawd przyjmują, sami zaś, jako zupełnie wolni, co w nic nie wierzą, publicznie ateizm wyznają, nie odróżniając siebie od nierozumnego zwierzęcia. Należy więc iść za głosem tolerowanych półmędrków? tych niby dobrodziejów i wybawicieli świata z tyranii, którzy zakładają bractwa, formują propagandy i legiony, wydają prawa, a to wszystko w celu jakiejś reorganizacji świata, zrzucenia z tronu monarchów, przywrócenia konstytucji, obalenia kościołów i ołtarzy, złupienia majętnych, wymordowania cnotliwych i zaszczepienia drzewa anarchicznej wolności. Oto jego echo, które po całym świecie głos swój roznosi, to zamiar tolerantów dzisiejszych. Jeden nad drugiego dobitniej i ciągle bez zmęczenia powtarzają zdania: tolerancja sposobu myślenia i mówienia, tolerancja pisma i druku, tolerancja odstępstw religijnych, tolerancja głupoty, barbarzyństwa, i niesprawiedliwości i wszystkich bezecnych, niemoralnych występków.
Tej szalonej i nienaturalnej miłości domaga się świat od ludzi przez gładki wyraz tolerancji. Chce, abyśmy kochali wilka, kiedy przyjdzie dusić trzodę; chce, żeby szanować złodzieja, kiedy się zakrada po majątek; chce, żeby klękać przed łotrem, kiedy nam najdroższe życie wydziera.
Nieszczęściem świat nieprzyjaciela nie poznał, głaskał tolerantów, zachęcał do wyznania ich wiary, a wkrótce drapieżni wilcy rzucili się nie tylko na trzodę, ale właśnie na najwyższych pasterzy, obalili trony, znieśli rządy i władze i strugami krew popłynęła.
Choć niedawne doświadczenie, świat jednak nie zabezpiecza się na przyszłość, owszem, jak był nieprzezornym i pobłażającym, takim do dziś dnia zostaje. Tolerancja wydziera poddanym najdroższy skarb, religię; a na tym przecież skarbie polega całe bezpieczeństwo rządów i narodów. Tolerancja toleruje gwałty, rabunki i spustoszenia domów Bożych; jednak wiemy, że upadek domu Bożego przywala cesarskie pałace; tolerancja zaleca równość, wolność i miłość bratnią, a tych, którzy przy prawdziwej wolności sumienia i religii zostają, prowadzi pod gilotynę.
Boże! zachowaj nas od takiej tolerancji, od niewoli ducha i upodlenia serca.
Z tego więc, co się rzekło, śmiało wnosić możemy, że ci, którzy głoszą tę tolerancję, winni są zbrodni, fałszu i ateizmu; a że dzisiaj świat cały takim napełniony; więc bliski jego koniec, widoczny wiary upadek, i panowanie Antychrysta zbliżone. Chociażby najwystępniejszy i znany z łotrowstwa tolerant, otworzył usta i wyrzucił z plugawych warg wszystkie bluźnierstwa przeciw Bogu. mówią przecież współtoleranci światowi: trzeba mu dać pokój, bo dzisiaj tolerancja, nie można powstawać na niego, bo to człowiek światły, skończył akademię, był w Paryżu, i t.d. Chociaż kto porzuci ojczystą religię; wyrzeknie się Boga i Kościoła i stanie na stronie okrutnych prześladowców, trzeba go jednak respektować, bo dziś tolerancja, a przy tym jest to człowiek ze zdrowym rozumem wysoko położony w świecie, profesor i literat, bo napisał elementarz dla dzieci.
Niech chrześcijanin przejdzie na żyda, albo na turka, niech popełni zbrodnię, dopuści się zabójstwa dla potrzeby, lub zemsty, niech powstaną gwałty, namiętności, podłe intrygi i bezczelne kłamstwa; bo trzeba jednak tych wszystkich winowajców uniewinnić, bo dziś tolerancja, a przy tym to ludzka słabość, a może nawet mieli do tego słuszne powody! O, przewrotna tolerancjo dla łotrów i bezbożnych! Dobrze im się dzieje, bo mogą kraść, obdzierać i zabijać, bo wyraz tolerancja wszystkie zbrodnie pokrywa i niewinnymi czyni.
Przede wszystkim jednak szaleni toleranci krzyczą na duchowieństwo, na księży katolickich i biskupów: precz z exkomunikami, precz z groźbą ognia wiecznego, to wszystko się sprzeciwia wolności i braterskiej miłości; niech każdy wierzy, jak mu się zdaje, niech żyje, jak mu się podoba; kary kościelne muszą być skasowane, bo gwałcą prawo naturalnej wolności i braterskiej miłości. Tak argumentują dzisiejsi toleranci, a to z przyczyny, że im chodzi o to, aby ich łotrostwa na jawnie wyszły, aby płatać zbrodnie i dogadzać namiętności, a przy tem uchodzić przed światem za męża przyzwoitego według nowoczesnego postępu.
Cóżby było, gdyby te zgubne maksymy zarówno bez wyjątku wszyscy przyjęli? jakież byłoby gospodarstwo w domu, jaki skład w wojsku, jaki rząd w narodzie, gdyby wolno było każdemu robić, myśleć i mówić jak mu się podoba? do jakiej anarchii przyszłoby całe społeczeństwo ludzkie? Łaska Opatrzności, że dotąd prawo tolerancji w zupełności i w praktyce jeszcze nie rozwinięte, to jest, że bezpieczni niejako jesteśmy, co do życia i mienia, ale co do artykułów wiary i sumienia prawego, to już w całej mocy panuje tolerancja.
Kto chce wierzyć w Boga i cześć Mu winną oddaje, kto chce wyznaje ateizm i rzuca najwymyślniejsze bluźnierstwa; czyja ochota, pójdzie do kościoła na mszę świętą; inny podczas nabożeństwa jarmarczy w publicznym sklepie. Kto chce zachowuje posty, a inny w wielki piątek je mięso. Jedni wchodzą w związek małżeński przyzwoicie, według praw Kościoła, a kto chce, ma otwarte śluby cywilne, które niczym innym nie są, jak grzesznym cudzołóstwem. A na to wszystko broń Boże, gdyby miał powstać pasterz i gromić nadużycia; natychmiast zostanie wygwizdany i poczytany za nieprzyjaciela wolności, za fanatyka, za tyrana i despotę. Straszny cios śmiertelny i wielką klęskę zadała Chrystusowej wierze protegowana tolerancja. Jeżeli się już podobała tolerantom, aby jednakowym okiem spoglądać na żyda, turka. deistę i ateusza, czemu przynajmniej nie wyświadczą Chrystusowej Ewangelii, tej najsprawiedliwszej grzeczności, żeby też i ona tolerowaną została? żeby nie było wolno lada łotrowi bluźnić i wyśmiewać religję i szkalować i poniewierać duchownymi do upodobania. Z drugiej strony, aby było wolno biskupom i kaznodziejom mówić otwarcie, śmiało, bez ceremonii i względu na stan i osobę, gromić występki, potępiać niedowiarstwo, stosownie do zdania Izajasza Proroka: “Wołaj nie przestawając; jako trąbawynoś głos swój, a opowiadaj ludowi mojemu złości ich.” Ale niechby się poważył który z duchownych powstać z ambony przeciwko nadużyciom tolerancji i gromić osobiste błędy i bluźnierstwa wyrzeczone przeciwko wierze; o jakżeby wielka burza spadła na niego! z całą siłą wystąpiliby bracia toleranci, przypominając wyraz tolerancji ich błędów i nadużyć, a milczenie na prawdę i sprawiedliwość.
Tak więc bez wahania możemy wyrzec, tolerancja, która wyszła ze szkoły Woltera i z lóż masońskich, zatruła wszystkie chrześcijańskie narody, wszystkim stanom zamąciła głowy i jest najpierwszym dowodem upadku wiary Chrystusowej. Dosyć jest zdrowym rozumem zastanowić się nad znaczeniem i dążnością tego wyrazu, aby nie odkryć błędu i nie poznać sideł piekła, czychającego na zgubę naszą. Człowiek, który może zdobyć się na równą cześć i poważanie dla talmudu jak dla Ewangelii, dla pism św. Ojców jak dla bezecnych romansów, dla loży masońskiej jak dla Chrystusowego Kościoła; człowiek, który na jednym ołtarzu składa ofiarę Bogu i szatanowi, który jedno kolano ugina przed Chrystusem, a drugie przed Baalem, taki człowiek, mówię, czy ma prawdziwą wiarę? Nie ma nie tylko wiary, ale i rozumu, bo chce połączyć kłamstwo z prawdą.
Takich zwyczajnie ludzi widzimy na dzisiejszym świecie, pełnych zewnętrznej ogłady, wymowy i edukacji, którzy chętnie podzielają swoje zasady i religię, stosownie do towarzystwa, w jakiem się znajdują; z żydem będzie myślał i wierzył po żydowsku, z lutrem, po lutersku, z ateuszem. jako ateusz, z łotrem, jako łotr, a z poczciwym znowu, jako pełen cnoty. Bardzo wielu takich tolerantów, profanują dziś chrześcijańskie i katolickie imię; ale większa, daleko większa liczba jest mdłych, oziębłych i nie czułych dusz, które choć jeszcze nie wyparły się wiary Chrystusowej, chodzą na Mszę św. i żegnają się krzyżem, ale czynią to dla tego, że to widzą po starszych i od takowych obawiają się prześladowania. Czy ich religię kto pochwali albo zbluźni, to im wszystko jedno, czy kto nazwie Chrystusa Pana Bogiem, czy człowiekiem, bynajmniej się nie obrażają; jeżeli księży prześladują, kościoły burzą i papieża z dóbr wypędzają, i na to są obojętni.
Któż teraz zaprzeczy, czy nie pełno takich imieniem tylko chrześcijan na świecie? Pełno niedowiarków, a raczej materialistów, którzy sobie wybrali pewien przedmiot za Boga i koło niego pracują, starają się i myślą i w nim cały koniec szczęścia znajdują. Cóż już więcej nad to wymyśleć można do upadku wiary Chrystusowej i czy za panowania Antychrysta gorszy stan Kościoła może spotkać? Prawdziwie wyrzec można, że zbliżający się nieprzyjaciel Chrystusa, ma już dostatecznie drogę przygotowaną; nic mu nie pozostaje, jak tylko zrzucić maskę obłudy, ogłosić się prorokiem i wystąpić z całą gwałtownością przeciwko małej już cząstce prawowiernych Chrystusowych, którzy nie poszli za ogólną świata zarazą, ale wiernymi do końca przetrwali, szczęśliwi tacy, bo cokolwiek zjawi się na świecie, zawsze tryumf świętych Pańskich będzie nieomylny, a przeciwnie, sromota i kara bezbożnych razem z ich naczelnikiem, bez wątpienia musi nastąpić.
cdn.
ANTYCHRYST według autorów W.P. M. W. B. Drukiem „Miesięcznika Franciszkańskiego”, PULASKI, WIS. 1938 r.
Skomentuj