Rozmyślania o miłości Bożej (22) – O skutkach miłości Bożej


O skutkach miłości Bożej

 

I.

Bóg dał nam wolną wolę i zostawił nam władzę nad skłonnościami naszego umysłu i serca; współdziałając jednak wiernie z łaską Bożą, możemy niemi do­brze, to jest podług myśli Bożej pokie­rować. W zakres tych skłonności zaliczamy: nasze myśli i intencje, pragnienia i uczucia, projekty i czyny. Zastanówmy się zatem, w jaki sposób za wpływem miłości Bożej, naturalnie nie odrazu, ale powoli, stosownie do wzrastającej w nas tej miłości, moglibyśmy wszystkie myśli, uczucia i sprawy nasze udoskonalić.

Jeżeli rzeczywiście kocham Boga, wszystkie moje myśli, zamiary, pragnie­nia, będą mieć wyłącznie na celu Boga i to tylko, co się do Jego chwały odnosi; On też będzie najmilszem mojem zaję­ciem, przedmiotem moich rozmów, i drugich mówiących o Nim, z największą ra­dością słuchać będę. Staraniem mojem będzie obecność Jego nieustannie w ser­cu mem zachować i zwracać się doń my­ślą jako do źródła wszelkiego dobra; uni­kając zarazem wszelkich myśli niepotrze­bnych, które albo mój umysł nadto roz­praszają, odwracając go od Boga, lub też zbyt żywo przywiązują do stworzeń, albo wreszcie bezpożytecznie zabawiają.

 

Jeżeli rzeczywiście kocham Boga, wszystkie moje uczucia i pragnienia, Je­mu wyłącznie będą poświęcone. Nie zniosę i nie ścierpię nic takiego w sercu mojem, co by tę miłość dzieliło, nie dopuszczę żadnego przywiązania wbrew woli Bożej; żadnych uczuć, które by osła­biały, lub przeszkadzały mi w rozwoju mi­łości mej ku Bogu.

Zastanówmy się nad tym głębiej. Nie dopuszczając uczuć wbrew woli Bożej, mam tem samem wstręt do wszelkich niegodziwych i nie­bezpiecznych przywiązań; chroniąc się tych które mogłyby miłość Bożą we mnie osłabić, oddalam się od wszelkich uczuć niepotrzebnych i płochych; unikając wresz­cie tego wszystkiego, co mogłoby stanąć na przeszkodzie w rozwoju mojej ku Bogu miłości, daję tem dowód prawdziwej ofiary i poświęcenia, bo wyrzekam się dla Boga wszelkich godziwych nawet i dozwolonych przywiązań, lub też je przez miłość Bożą podnoszę i uświęcam.

 

Jeżeli kocham Boga, nie potrafię i nie zdołam żywić żadnych zamiarów, które by wprost lub też ubocznie do Jego nie zmie­rzały chwały. Nie potrafię nic takiego uczynić, coby się Bogu niepodobać mo­gło. I nie dość na tem; staraniem mojem będzie czynić zawsze to tylko, co się Bo­gu podoba. Nie zdołam bowiem nigdy osiągnąć tego szczytu doskonałości, do którego dążyć jestem obowiązany, jeżeli miłość Boża nie będzie główną i jedyną pobudką wszystkich moich myśli, słów i uczynków ; jeżeli nie poddam się najzupełniej pod jej panowanie, widząc w niej źródło i cel jedyny wszystkich mo­ich zabiegów.

 

Chcąc oczywiście kochać Boga, nie wystarcza posiadać miłość bezczynną i martwą, którą Bóg wlewa w dusze nasze, jako podstawę do miłości czynnej, prak­tycznej. Dziecię po Chrzcie świętym tak­że tę miłość posiada, a jednak nikt twierdzić nie może, że ono już kocha Boga.

Przez miłością czynną rozumiemy owe praktyki, akty myśli, woli i uczynków za pomocą których objawiamy naszą miłość ku Bogu. Jeżeli ich nie spełniamy, zna­kiem to jest, że Boga nie kochamy wca­le : gdy zaś wypełniamy je rzadko i nie­chętnie, to i miłość nasza ku Bogu jest słaba;

lecz gdy zaczynamy praktykować to ćwiczenie i pragniemy duszą całą co­raz bardziej w niem postępować, to mo­żemy mieć nadzieję, że rzeczywiście i prawdziwie Boga kochamy; a przy wier­nej i wytrwałej pracy, ta miłość z dniem każdym pomnażać się będzie.

 

II.

Jak w poprzednim punkcie rozważa­liśmy o wypadkach, zależnych od naszej woli, w których możemy dawać Bogu dowody naszej ku Niemu miłości; tak również zdarzają się okoliczności najzu­pełniej od nas niezależne, któremi Bóg rozporządza, a które także mogą nam posłużyć do praktycznego ćwiczenia się w miłości naszej ku Panu Bogu.

Naj­pierw więc rozumieć tu mamy to wszyst­ko, co w chodzi w zakres wyroków Opatrzności Boskiej.

Jeżeli miłość moja ku Bogu jest szczera i prawdziwa, wszystkie Jego względem mnie zamiary i rozporządzenia przyjmę ochotnem sercem; i zgodzę się bez szemramia i skargi z Jego świętą wolą, nie starając się w cale z pod tej woli usuwać lub wyłamywać.

Jest to szerokie i rozległe pole, do­starczające nam nieustannych, a częstokroć bardzo trudnych sposobności, do ćwiczenia się w zaparciu się siebie, a w zga­dzaniu się z wolą Boga; szczególnie dla osób żyjących w świecie.

 

Skąd pochodzą te bunty wewnętrzne, te nieustanne skargi i narzekania, tak bogatych, jak i ubogich, wielkich tego świata, jaki ma­luczkich, zdrowych i chorych; wszyscy utyskują i pragną się wyłamać od nie­szczęść, niedoli, kłopotów i cierpień, którym w szystkie podlegają stany? Skąd pochodzą te ciągłe sprzeczności i zawo­dy, niedościgłe marzenia i wieczne nieukontentowanie i niezadowolenie z obec­nego stanu rzeczy, całego niemal świata?

Chcąc zbadać przyczynę u jej źródła, łatwo się przekonamy, że powodem wszystkiego jest brak miłości dla Boga.

Kto szczerze a prawdziwie kocha Boga, ten na wzór Joba, będzie Mu dziękować, wielbić Go i czcić zarówno w szczęściu jak i w przeciwnościach; przyjmie z rąk Bożych tak samo chętnie zło jak i dobro; a wola jego zawsze i nieustannie woli Bożej poddana, i nie mająca żadnych wyłącznych, osobistych pragnień, rozpo­rządzeniom Bożym w danym razie żadnego stawiać nie będzie oporu. Co naj­więcej, zachwieje się i zatrwoży pod pierwszem wrażeniem niespodziewanych, a ciężkich doświadczeń losu; lecz nie­bawem do zwykłego wewnętrznego spokoju powróci.

Czy praktykowałem w ten sposób miłość Bożą? Czy umiałem zawsze zachować świętą obojętność, w różno­rodnych wypadkach mego życia?

W szcze­rej odpowiedzi na te dwa pytania znajdę najlepszy dowód, co do stopnia mojej miłości względem Pana Boga.

 

Następnie drugą okolicznością zupeł­nie od nas niezależną, są te wypadki, które wchodzą w zakres Opatrzności nadnaturalnej, spraw czysto duchowych, dotyczących naszego uświątobliwienia, które Bóg zsyła nam w czasach i miejscach, częściej lub rzadziej, stosownie do potrzeb naszej duszy; rozmaite łaski, których podług Swej woli Bóg nam udziela i odbiera, bez jakiegokolwiek udziału z naszej strony, wyłącznie tylko według Swego upodobania i najmędrszych wyroków Swoich.

Również łaski nad­zwyczajne, których Duch święty w sposób tajemniczy, nam zupełnie nie­znany, udziela i szafuje w miarę Swych upodobań; pokusy, rozmaitego gatunku i rodzaju, mniej więcej gwałtowne i dłu­gotrwałe, które nas dręczą i przygniatają o tyle, o ile Bóg na to zezwala, i od których On jeden tylko uwolnić nas mo­że; różne krzyże i cierpienia duchowne, którymi droga życia wewnętrznego obfi­cie jest zasłana; nie są one z naszego własnego wyboru, lecz pochodzą wprost od Boga, w tym celu, abyśmy za ich pomocą wyniszczyli w sobie do szczętu wszelkie odcienia miłości własnej.

Wresz­cie słodycze i pociechy niebieskie, które, choćbyśmy ich jak najbardziej pragnęli, nigdy nie przychodzą na zawołanie na­sze, a nawet zatrzymać ich dłużej nie jesteśmy w stanie, lecz znikają i powra­cają zupełnie niezależnie od naszej woli; wszystkie na koniec losu koleje i nieustan­ne zmiany, któremi utkane jest życie wewnętrzne duszy Bogu oddanej.

 

Takie to chwile dają nam najlepszą sposobność, do ćwiczenia się w miłości Boskiej i do wyrobienia w nas hartu du­szy.

Nie zapominając o własnem uświątobliwieniu, w każdym życia wypadku, przede wszystkiem powinniśmy zwracać uwagę na chwałę Bożą i wszystko ku temu celowi kierować, a tem samem roz­budzać w sercach naszych coraz gorętszą miłość ku Bogu;

powinniśmy pamiętać, że Bóg, Istota najmędrsza i najdoskonal­sza, wybiera i zsyła nam środki, najodpowiedniejsze do naszych obecnych potrzeb, że pragnąc naszego zbawienia, bez porównania skuteczniej i goręcej od nas samych, najniezawodniej nam to zbawienie zapewni, jeżeli nie opierając się Jego zamiarom i wiernie współpracując z łaskami, których nam udziela, we wszystkiem zresztą zdamy się najzupeł­niej na Jego świętą wolę i bezwględnie Mu zaufamy; że wreszcie jako nieskoń­czenie sprawiedliwy i dobry, chce i może nam pomóc i dopełnić to wszystko, czego nam brakuje i w czem przez nieudol­ność naszą sami sobie żadną miarą wy­starczyć, nie jesteśmy w stanie; i bez wątpienia dopełni, jeżeli tylko przez naturalny popęd i własnej woli zachcianki, nie popsujemy Jego zamiarów i przeszkód stawiać Mu nie będziemy.

Jednem sło­wem miłość ku Bogu ma tę nadzwyczaj­ną i nieocenioną korzyść, iż przyczynia­jąc Bogu chwały, jednocześnie nas uświątobliwia, zapewnia nam zbawienie i w tem życiu jeszcze napełnia serce na­sze niewypowiedzianem szczęściem i tym sposobem tylko łączność z Bogiem i zupełne zdanie się na Jego świętą wolę, dać nam jest w stanie.

 

Następnie, jeżeli Bóg to nasze prze­konanie moralne na jakiś czas usuwa, to czyni to w tym celu, aby nas od zaniedbania dalszej pracy dla Jego chwały i od zarozumiałości uchronić; a także i dlatego, abyśmy Mu z większą bezinteresownością i czystością uczuć słu­żyli.

Zresztą miłość łagodzi i uspakaja wszelki niepokój i trwogę co do nas samych, tak w obecnej chwili jaki w przyszłości; wzbrania próżnych i nie­bezpiecznych badań tajemnych wyroków Bożych, potępia naganne i zbyteczne zabiegi miłości własnej, która chciałaby wszystko przeniknąć i wszystkiego dociec; jednem słowem, każe nam o sobie za­pomnieć, a natomiast utwierdzić się w tem głębokiem i gruntownem przekonaniu, że jakikolwiek los spotka nas w przyszłem życiu, jeżeli na miłości opierać się będziemy, niepodobna aby nam nieszczęście grozić miało.

Nic nas za­tem drogiego skarbu miłości Bożej poz­bawić nie zdoła, jeśli tylko nie stracimy go sami z własnej winy i woli; dusze prawdziwie kochające Boga, samo wspomnienie podobnego przypuszczenia dreszczem trwogi przejmuje i wolałyby najsroższe cierpieć męczarnie, jak całem przeświadczeniem zezwolić na tak olbrzy­mią stratę; trwając w tem usposobieniu możemy mieć najlepszą i najpewniejszą rękojmię, że nas to nieszczęście na pewno ominie, choćby najstraszniejsze i naj­gwałtowniejsze pokusy prześladowały nas do końca życia.

Wtedy to w uniesieniu radości wolno nam będzie w raz ze świętym Pawłem powtórzyć: „Wiem na pewno, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani chwila obecna, ani też przyszła, słowem żadna rzecz na świecie, od miłości Bożej oderwać mnie nie może!”

Temi sło­wy wyrażają uczucia swoje w godzinie śmierci, lub też i podczas życia jeszcze wobec najbliższego otoczenia, dusze świątobliwe, które miłość przez liczne doświadczenia i ciężkie próby, oczyściła jak złoto w ogniu ze wszelkich poruszeń miłości własnej. Kiedyż doczekam się tej chwili, abym mógł z tem samem głębokiem przekonaniem i prawdą te sło­wa powtórzyć?!

 

Pozostałe części Rozmyślań o miłości Bożej: TUTAJ


Ks. Jean Nicolas Grou T. J. – Rozmyślania o miłości Bożej. Warszawa 1910.


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Create a website or blog at WordPress.com

%d blogerów lubi to: