Rozmyślania o miłości Bożej (1): Wstęp
O miłości, jaką Bóg ma dla Siebie Samego.
I.
Bóg zna Siebie od wieków i widzi się takim, jakim jest rzeczywiście, to jest nieskończenie doskonałym. Znając doskonałość Swoją, niepodobna aby jej nie ukochał miłością tak nieskończoną, jak ta doskonałość Boska jest bez granic. Ta znajomość bezgranicznej Swej doskonałości i ukochanie tejże, stanowi najwyższą i niczem niezamąconą szczęśliwość Boga; szczęście to polega na wiedzy, że ta doskonałość Jego nigdy nie ulegnie zmianie, że Bóg zawsze znać i kochać Siebie będzie, że wiecznie będzie szczęśliwy, zawsze Sam Sobie wystaczy najzupełniej i żadnej rzeczy stworzonej nie potrzebuje, do uzupełnienia lub przymnożenia Swego szczęścia.
Artykuł wiary uczy nas, że z tego poznania i ukochania Boskiej Natury, trzy Istoty powstały: Bóg Ojciec, który nie ma początku; Syn Boży, który od Ojca po chodzi i jest Mu równy we wszystkiem; i Duch święty, który jest wyrazem Ich wspólnej miłości i także we wszystkiem dwom pierwszym Istotom równy.
Zastanówmy się teraz nad znaczeniem tych trzech wyrazów : POZNANIE, MIŁOŚĆ i SZCZĘŚCIE.
Bóg kocha Siebie, bo zna Swą doskonałość i wie, że nad Niego nic doskonalszego być nie może; w tem uczuciu i w tem poznaniu najwyższe dobro i najwyższe posiada szczęście.
Te trzy wyrazy: znać się, kochać i być szczęśliwym w Bogu—nie mogą mieć oddzielnego znaczenia, lecz w jedną zlewają się całość i są – że się tak wyrazimy – piętnem Boskiej Natury. Nasze nędzne i skażone pojęcie nie jest w stanie tego zrozumieć; my przeciwnie, musimy wpierw poznać, potem ukochać, a na koniec w tem poznaniu i ukochaniu znajdujemy szczęście nasze; czyli też, że poznanie jest przyczyną i źródłem naszej miłości, a szczęście skutkiem i owocem tychże.
II.
Bóg musi koniecznie kochać Siebie i wyłącznie tylko Siebie, jest to cechą Jego Boskiej Natury. Zanim stworzył cokolwiek, był sam jeden i potężna miłość Jego w Nim się skupiała jedynie. Po stworzeniu, Boska Natura pod tym względem w niczem się nie zmieniła, bo też nigdy żadnej zmianie ulec nie może. Bóg kocha stworzenia, które są dziełem Rąk Jego, a szczególnie nas, stworzonych na Jego obraz i podobieństwo. Lecz nie może nas kochać dla nas samych, ale o tyle tylko o ile Siebie w nas odnajduje. Miłość Boża rozprzestrzenia się i obejmuje wszystkie stworzenia, które są wybitnym dowodem Jego potęgi, mądrości i dobroci; Bóg spogląda na nie z upodobaniem, o ile one znajdują w Nim swój początek i koniec.
Tak więc miłość Boża względem nas nie jest i nie może być oddzielną od miłości, jaką ma dla Siebie samego; i chociaż ta miłość w objawach rozmaitą bywa, w zasadzie jest niewzruszoną i nieodmienną. — Z tego wynika, że Bóg kochając Siebie, tem samem i mnie kochać musi, o tyle, o ile sam przez niegodne zaślepienie nie oddalam się od tego Źródła miłości; że będąc nieskończenie szczęśliwym, pragnie i mnie uszczęśliwić także, stosownie do mego uzdolnienia i do stopnia szczęśliwości, jaką mi przeznaczył w niebieskiej chwale, że ten stopień szczęśliwości niezawodnie osiągnę, jeśli wypełnię warunki, jakich ode mnie wymaga, to jest — bym Go kochał nade wszystko! Moje prawdziwe i jedyne szczęście w Nim tylko znaleźć mogę, innego źródła nie było i nie będzie jednak to szczęście moje w niczem do powiększenia szczęścia Boskiego przyczynić się nie może; tak, jak i mojem z własnej winy potępieniem żadnego uszczerbku Boskiej chwale nie zrobię.
Bóg jak już mówiliśmy, tylko przez wzgląd na Siebie samego kocha mnie i pragnie mojego szczęścia; miłość ta jednak w stosunku do mnie jest w całej pełni bezinteresowna i jest wyrazem najwyższej laski: ponieważ czy byłby mnie stworzył lub nie stworzył, czy Go kocham lub nie kocham, czy w przyszłości będę zbawiony lub potępiony — ani to nie ujmie, ani nie przyczyni Jego szczęścia i chwały.
III.
Bóg jest wyłącznie jedyną Istotą, która znając Swą doskonałość musi tem samem ukochać Siebie; która w tem poznaniu i w tej miłości znajduje najwyższe Swe szczęście i która wszelką miłość dla stworzeń jedynie ze źródła własnej miłości czerpać może.
Cóż natomiast stworzenie w sobie poznać i odkryć może?. Nędzę i nicość, z których powstało i ku którym dąży nieustannie własnym ciężarem; a takie uczucie nicestwa wcale przyjemnem być nie może.
Cóż widzi we własnej woli?… Nieustanne wyłamywanie się spod praw przepisanych Mu przez Stwórcę, a takie przekonanie o własnej niedoskonałości upokarza, a tem samem nie może uszczęśliwić nikogo. Cóż dalej odkrywa we władzach swego umysłu i ducha?… Bezdennie ciasne granice, ciemnotę, niemoc, jakieś nieuchwytne pragnienia i nędzę; widzi i czuje dobrze, że samo sobie wystarczyć nie jest w stanie i dlatego czuje się zmuszonem szukać szczęścia poza granicami ciasnych swych pojęć. A jeśli przypadkiem dostrzeże w sobie jakąś zaletę i gdy ma zdrowe o rzeczy pojęcie, musi ją odnieść do źródła z której powstała, to jest do Boga, a tem samem obudzić w sercu akt wdzięczności i uwielbienia dla tego Stwórcy, od którego wszelkie dobro pochodzi i od którego otrzymawszy raz istnienie, byt i życie, spod Jego zależności, nigdy już wyłamać się nie może!
Jeśli stworzenie jakkolwiek mogłoby być doskonałem, nie może żadną miarą odkryć w sobie samem przyczyn i pobudek, któreby je skłaniały do rozmiłowania się w sobie, lecz przeciwnie po głębszem zastanowieniu, musi miłość swą zwrócić do źródła wszelkiego dobra: tem mniej owo stworzenie mogłoby się czuć szczęśliwem, opierając się wyłącznie na miłości własnej; ponieważ ta miłość żadnej nie mając podstawy, byłaby tylko krótkotrwałem złudzeniem. Pominąwszy już, że podobne uczucie własnej miłości byłoby bezgranicznem przekroczeniem odwiecznego prawa: to zarazem miłość podobna torowałaby stworzeniu drogę do wiecznego potępienia.
Stąd wynika, że stworzenie nie mając najmniejszego prawa we własnem upodobaniu szukać zadowolenia, oddala się coraz bardziej od celu, jaki mu Bóg przeznaczył, jeśli cokolwiek odnosi do siebie, jako do ostatecznego końca. Nie może i nie powinno również miłości swej na żadne inne przenosić stworzenie; a byłoby to już zupełnem obaleniem praw Boskich, gdyby miłość swą ku Bogu odważyło się podporządkować miłości własnej; co właściwie w gruncie rzeczy jest nawet i niemożliwem, gdyż w tym wypadku miłość ku Bogu zamieniłaby się w pogardę i w najwyższe lekceważenie.
…
Medytacja niniejsza jest może, co prawda, trochę trudna i zawiła; następna także jedną z trudniejszych będzie: dla zrozumienia jednak w całej pełni, jaką miłość nasza ku Bogu być powinna, gruntowne zbadanie pierwiastku jest w tym względzie nieodzowną koniecznością.
Światło rozumu musi rozjaśniać uczucia serca, a miłość bez pobudek i podstawy, nie jest godną istoty rozumnej.
To, co rozważaliśmy przed chwilą, nasuwa nam na uwagę dwie prawdy, wielkiej wagi i znaczenia.
Pierwsza: że Bóg, źródło miłości, kochając Siebie, w naturalnym porządku rzeczy, wszelkie stworzenie ku tej miłości zwraca i kieruje; jesteśmy zatem ściśle obowiązani kochać Boga dla Niego Samego; wszystko zaś inne o tyle tylko, o ile to nasze uczucie z miłością Bożą się zgadza.
Druga: że wszelka przymieszka miłości własnej zatruwa i plami w pewnym stopniu, czystość miłości, jaką winniśmy oddawać Bogu; jest to w prost wywrócenie porządku, które koniecznie potępić i zwalczać trzeba; w przeciwnym razie podobne uczucie stanie się nam wielką przeszkodą, jeśli nie do zbawienia, to w każdym razie w drodze do uświątobliwienia się i doskonałości, do której dążyć każdy chrześcijanin jest obowiązany.
https://atomic-temporary-160379284.wpcomstaging.com/2021/01/04/rozmyslania-o-milosci-bozej-3/
Ks. Jean Nicolas Grou T. J. – Rozmyślania o miłości Bożej. Warszawa 1910.
WESPRZYJ NAS
Jeśli podobają się Państwu treści które publikujemy i uważacie, że powinny docierać do większej ilości odbiorców, prosimy o wsparcie rozwoju naszej strony.
Wybraną kwotą:
Lub inną dowolną:
Dziękujemy
WSPIERAM
Skomentuj