Wewnętrzna świątynia


Dzieje Apostolskie 14:11–15 (Wujek)
Mężowie! Cóż to czynicie? I my jesteśmy śmiertelni ludzie, wam podobni, opowiadając wam to, abyście się od tych próżności nawrócili do Boga żywego, który uczynił niebo i ziemię, i morze, i wszystko, co w nich jest”.

Dzieje Apostolskie 10:25–26 (Wujek)
A gdy się Piotr miał wnijść, Korneliusz zabiegłszy wyszedł mu naprzeciw i upadł do nóg jego, pokłonił mu się. Ale Piotr podniósł go, mówiąc: Wstań, i ja sam człowiek jestem”.

Po tych fragmentach widać, że już od najwcześniejszych czasów chrześcijaństwa istniał problem złej interpretacji i mylenia autorytetów. Postaram się tę psychologiczną skłonność ludzi przeanalizować, pokazując, do jakich opłakanych skutków doprowadziła.

Można powiedzieć, że Judasz był protoplastą takiego postępowania. Mając Boga przed sobą, widział w Nim człowieka — jakiegoś króla czy możnowładcę — który zrobi z niego kogoś ważnego i bogatego. Wykazał się myśleniem typowo ludzkim, bez najmniejszego zrozumienia tego, co przekazywał Pan nasz Jezus Chrystus. Doprowadziło go to do zdrady i całkowitego upadku. Zwolennicy tak zwanego „miłosierdzia bez granic” powinni zauważyć, że to, co spotkało Judasza, jasno pokazuje, że ich teorie — mówiąc prościej: kłamstwa — rozbijają się o sprawiedliwość, która go dosięgła, chociaż w jakiś ułomny, ludzki sposób uznał swoją winę, chcąc oddać pieniądze.

Mamy więc sytuację, że jeden z Dwunastu zdradził, a więc kompletnie nie zrozumiał nauki, którą słyszał bezpośrednio z ust Boga i której towarzyszył jako świadek czynów, których On dokonywał. Matematycznie rzecz ujmując, daje to nam 8,33% niezrozumienia już na samym początku. Stosując bardzo uproszczony model statystyczny, otrzymujemy dziś około 99,6%, a więc praktycznie całkowite niezrozumienie Ewangelii.

Żeby lepiej tę sytuację zobrazować, wyobraźcie sobie skałę, która ciągnie się w linii prostej po horyzont. Wzdłuż skały biegnie droga, również prosta jak skała. Przez 33 lata droga odchyliła się od skały o 8,33%. Według takiego prostego schematu już po około 800 latach ludzie idą w odwrotnym kierunku. Wykazują więc nie tylko niezrozumienie nauki Chrystusa Pana, ale głoszą rzeczy całkowicie odwrotne. Oczywiście jest to tylko uproszczony model matematyczny, bez uwzględnienia czynników opóźniających ten proces. Jednak w 1917 r., czytając słowa przekazane w Fatimie przez Matkę Boga, musimy mieć pewność, że ludzie już zmierzali w innym kierunku niż Bóg. Nie był to jeszcze kierunek całkowicie odwrotny, ale bardzo bliski — zawierający jedynie ułamek procenta prawdy. Później wystarczyło już tylko kilka dziesięcioleci, aby wszystko zostało zniszczone: mentalność masońska, komunistyczna stała się nową drogą prowadzącą prosto do piekła. Zrozumienie wiary katolickiej wśród wiernych osiągnęło poziom ułamka procenta — a to oznacza ponad 99% niezrozumienia.

Warto zwrócić uwagę na jedną rzecz. Ten obraz pokazuje nam, że całkowity upadek człowieka — idącego już w odwrotnym kierunku — daje wielką szansę, ponieważ wystarczy odwrócić się plecami do wszystkich herezji i ludzkich ideologii i zacząć iść we właściwym kierunku. Ludzie, którzy poznali wszystkie kłamstwa i odstępstwa, a także ich skutki, mają mniej powodów, aby spoglądać wstecz, bo wiedzą, że nic tam nie zobaczą oprócz zła. Natomiast ci, którzy żyją w mieszaninie złudzeń i kłamstw pomieszanych z prawdą — a takich jest większość — często obracają się za siebie. I spotyka ich to samo, co żonę Lota: zastygają jak kamień w jednym położeniu, pomiędzy dobrem a złem, nie mogąc się z tego stanu wyrwać. Wiadomo, że nasz Pan Jezus Chrystus powiedział, iż wszystko, co jest „pomiędzy”, pochodzi od szatana.



Największym błędem jest przekonanie ludzi, że są nieomylni. Najpoważniejszym problemem jest jednak to, że większość uważa, że ma rację, mając sekciarskie zaufanie do ludzkiej ideologii, a nie do Boga. Widać to w ich przekonaniu o własnej wielkości. Przykładem jest sygnalizowane przez naszych czytelników zachowanie wobec modernistów chcących przystąpić do jakiejś grupy nazywającej się tradycyjną. Czasami przybiera to formy wręcz pogardy. Jeśli ktoś zachowujący się w ten sposób zna całą prawdę, oznacza to, że nic z niej nie zrozumiał, i jest dużo gorszy niż ci, których traktuje z wyższością.

Zresztą każdy, kto wywyższa siebie — a więc człowieka — jest mentalnym masonem, choćby nawet słowami zwalczał wolnomularstwo, komunizm czy modernizm w dzisiejszym Kościele.

W przykładach, które podałem na początku, apostołowie nie odpowiadają na zachowanie ludzi mówiąc, że „są przedstawicielami Boga na ziemi”, lecz mówią wprost:

„My jesteśmy tylko ludźmi”.

To jest bardzo ważne, ponieważ zdają sobie sprawę, że jako ludzie są tak samo ułomni jak reszta i przekazują tylko to, co zostało im dane za darmo — a więc nie żądają za wiedzę pieniędzy, jak wielu dzisiejszych tak zwanych nauczycieli, proroków czy teologów.

Pokusy można zwalczyć tylko poprzez cierpliwość i pokorę, a nie zapatrzenie w swoją złudną wielkość.

Wracając do tematu głównego: mamy dziś sytuację, w której znakomita większość nie rozumie nauki przekazanej nam przez Jezusa Chrystusa. I pojawia się tu kolejny problem — większość, słysząc, że tylko jeden procent zrozumiał poprawnie tę naukę, uważa, że to właśnie oni należą do tego jednego procenta. Widać wyraźnie, że dotarcie prawdy do ludzi graniczy z cudem.

Pamiętajmy, że modlitwa o nawrócenie jest modlitwą o zmartwychwstanie — nie ciała, lecz duszy. A takie rzeczy może uczynić tylko Bóg. Nie ma co się łudzić i wierzyć dzisiejszym szarlatanom.

Nikt nigdy nie zrozumie istoty wiary chrześcijańskiej — katolickiej (proszę nie mylić z dzisiejszym modernistycznym Kościołem, ani świętym, ani katolickim; modernizm to ściek wszystkich herezji) — jeśli nie pozna duchowego wymiaru wiary.

Tutaj warto przyjrzeć się jednemu z uczniów Jezusa Chrystusa — świętemu Janowi Apostołowi. Człowiekowi, który był bardzo blisko, ale poszedł inną drogą.

Jan 21:21–22 (Wujek):

„Piotr tedy ujrzawszy tego, rzekł Jezusowi: Panie! a ten co?
Rzekł mu Jezus: Jeśli chcę, aby on trwał, aż przyjdę, co tobie do tego? Ty pójdź za mną”.

Jeśli dokładnie się przyjrzymy, zobaczymy strukturę, fundamenty i sposób, w jaki apostołowie zbudowali Kościół:

Jan – kontemplacja, duchowość, głębia metafizyczna.
Jego pisma (Ewangelia, Listy, Apokalipsa) są najbardziej symboliczne, wewnętrzne, skierowane na naturę Boga, światłość, prawdę. Jako jedyny Apostoł nie ginie śmiercią męczeńską — żyje najdłużej. Reprezentuje nurt mistyczny i „wewnętrzny” Kościoła.

Piotr – „zewnętrzny konstruktor”.
Organizacja, struktura, urząd, władza wykonawcza. Praktyczny, odpowiedzialny za zachowanie jedności wspólnoty. Fundament ziemskiej warstwy Kościoła: normy, zarządzanie, pasterstwo.

Paweł – synteza obu światów.
Posiada duchową głębię Jana, ale jednocześnie skuteczność misyjną i instytucjonalną Piotra. Zbudował narrację Kościoła dla świata pogańskiego — racjonalną i przekładalną na inne kultury. Jego działalność przyniosła najwięcej nawróceń, bo połączył duchowość z logiką.

Jan Apostoł reprezentował Kościół duchowy, który przetrwa wszystko — tak jak on żył najdłużej. Miał pokazać, czym naprawdę jest wiara i jej duchowa głębia. Jeśli upadły zewnętrzne struktury, jeśli logikę zastąpiono głupotą — pozostaje nam to, co niezmienne: nasze dusze, kościoły na skale wiary w duszach.

Czy to jest oderwane od rzeczywistości?

Nie — to jest absolutnie prawdziwe.

Dlatego właśnie Jan napisał Apokalipsę. Nie jest ona opisem zagłady, której trzeba się bać, ale zwycięstwa ducha nad materią.

Świątynia w duszach jest dążeniem ludzi od zawsze.

Jeremiasz żył po zbudowaniu Pierwszej Świątyni, w czasach, kiedy kult zewnętrzny był rozwinięty — i właśnie wtedy mówił, że:

– sam budynek nie gwarantuje niczego,
– prawdziwe przymierze ma być zapisane w sercu (Jr 31,31–33),
– Bóg nie patrzy na ofiary, jeśli życie człowieka jest fałszywe.

Jezus mówi o świątyni zniszczonej i odbudowanej w trzy dni — symbol ciała i duchowej świątyni.
W rozmowie z Samarytanką podkreśla, że „ani na tej górze, ani w Jerozolimie”.
Kazanie na górze przenosi moralność z czynów do wnętrza.

Zresztą Jezus Chrystus mówi wprost:

„Bóg jest duchem i należy Go czcić w duchu i prawdzie”.

A jednak ludzie zawsze postępują inaczej — patrzą na swoje potrzeby i ideologie.

Judaizm po Jeremiaszu wrócił do struktur i rytuałów.
Chrześcijaństwo po Jezusie — zwłaszcza od IV wieku — przyjęło model instytucjonalny, materialny, hierarchiczny.

Zawsze doprowadzało to do upadku i klęski.

Tylko czy zniszczenie świątyń było klęską?
Czy może zejściem na dno, od którego można się odbić?

To są pytania prowadzące do pogłębienia wiary. Pytania o sprawy zewnętrzne nie mają sensu, bo nic nowego nie wnoszą do budowania kościołów w duszach.

Droga zatracenia – Zniszczenie trzeciej Świątyni



Problem polega na tym, że ludzie posiadający wiedzę o sprawach zewnętrznych nie mają pojęcia o istocie wiary.

Jeśli Świątynia ma dwa filary: zewnętrzny i wewnętrzny, to tylko wtedy stoi prosto. Tylko wtedy Paweł ma silne podstawy do nawracania. Ale niezależnie od tego, czy ludzie uznają nową Mszę, papieży i ich dzisiejsze herezje, czy ich nie uznają — to znaczy, niezależnie od tego, czy filar zewnętrzny stoi, czy nie — nie ma to żadnego znaczenia, ponieważ bez wewnętrznego filaru i tak wszystko runie.

Właściwa pozycja duchowa pozwala znaleźć odpowiedzi na pytania.

Dlatego uważam, że dyskusje o wszystkich herezjach i bluźnierstwach nie mają sensu. Jeśli trzecia Świątynia — czyli Kościół katolicki — została zniszczona, to nie warto nawet pozdrawiać modernistów, którzy do tego doprowadzili.

Po co dyskutować o jawnych odstępstwach? Chyba tylko po to, żeby je promować.

Trzeba budować Kościół w duszach — na skale wiary. Pan nasz Jezus Chrystus zbudował kościół najpierw w apostołach: wzmocnił ich dusze, stali się wewnętrznie niepokonani, a dopiero później rozpoczęli budowę zewnętrznych struktur.

Jednak aby to nastąpiło, apostołowie musieli uznać, że coś się skończyło — że umarli i narodzili się na nowo. Tak samo Kościół nigdy się nie odrodzi, dopóki nie uznasz, że coś się skończyło, umarło i musi narodzić się na nowo.

Wszystkie znaki wskazują, że Świątynia została zniszczona. To wyjaśnia wszystkie pytania.

Dlaczego więc nikt nie chce tego zobaczyć?

Ludzie są prości jak otwarta księga. Mówiąc, że „dbają o to, żeby owieczki się nie rozbiegły”, udają dobrych pasterzy. Po pierwsze, takie zachowanie bardziej przypomina wilka w owczej skórze, który przygotowuje ofiary na rzeź. Po drugie — miliardy wiernych to koryto, z którego można czerpać zyski, dopóki wierzą, że Kościół instytucjonalny istnieje.

Jeśli ktoś nie dostrzega tych rzeczy, to nie dlatego, że są ukryte, lub że jest mało inteligentny, lecz dlatego, że nie chce prawdy zobaczyć, ani usłyszeć.

Potęga duszy jest niesamowita — jest jak skała, z której można zbudować zamek albo z której może spaść niszcząca lawina.

Czy dusza może władać materią?




Arkadiusz Niewolski


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Jedna odpowiedź do „Wewnętrzna świątynia”

  1. Awatar Kasia

    Pięknie to napisałeś. Twój tekst pokazuje, że istota wiary nie tkwi w zewnętrznych strukturach, lecz w głębi duszy, w budowaniu wewnętrznej świątyni, która przetrwa wszystko. Przypomina, że prawdziwe zrozumienie wymaga pokory, refleksji i odwrócenia się od ludzkich ideologii, by iść drogą duchową. Twoja analiza apostołów i znaczenia ich roli w Kościele otwiera oczy na wartość wewnętrznej wiary ponad zewnętrzną formą. To ważna lekcja dla wszystkich, którzy pragną autentycznie kroczyć ścieżką Chrystusa.

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj