O miłości Maryi


….Ktoś rozpamiętywujący Ukrzyżowanie zawołał w końcu: „O Maryjo, jakże możesz nas kochać jeszcze! – Dziwna i przedziwna rzecz ta mi­łość dusz! Inne jej drogi, inny porządek, inne objawy.

Maryja była ofiarą grzechu, a pozostała na wieki „ucieczką grzesznych„, wycierpiała więcej niż myśl pojąć może, a nie przestała kochać, wyrozumiewać i przebaczać; – owszem, tym więcej nas kocha i tym więcej się nam przychyla im go­rzej z nami, – i nieraz widziano że u schyłku życia człowieka zbuntowanego przeciw Bogu, jedno „Zdrowaś”, które ze zwyczaju od­mawiał, stało się kotwicą ratunku.

Nie, nigdy nikt darmo nie wzy­wał Matki Jezusowej.

Czym my się odwdzięczymy za to wszystko?

O nic na świecie nie jest tak trudno jak o wdzięcz­ność; zarodek pychy tkwiący w nas, nie dozwala uniżyć się w dziękczynieniu, nawet przed Matką Boga samego. Twardość umysłu przeszkadza, byśmy wy­rzekli: otrzymałem, obdarzony je­stem, ale mówimy: mam, zdoby­łem! – Bo to się wspanialej przedstawia. A cóż masz, czego byś nie wziął? Więc dziękuj z mi­łością, to najlepszy sposób pro­szenia, zbogacenia się nowymi łaskami. Największą szkodą na­szą jest, iż się tak łatwo oswa­jamy z brakiem miłości u siebie samych – i że się na tym punk­cie nie rachujemy z sobą. Sta­ramy się czasem dobrze czynić, ale najczęściej bierzemy do tego w pomoc inne środki, nie ten najkrótszy, najprostszy, jakim jest miłość. To nie frazes, to jest głę­boka prawda, nad którą warto się przez niejaką chwilę zasta­nowić.

Miłującemu wszystko jest łatwym, jak Maryi wszystko było lekkim dla Jezusa; czemuż więc nie ułatwić sobie tak ciężkiego, suchego, nędznego życia.

Miłość Boża to skarb ukryty w roli na­szego ziemskiego zawodu; leży on pod bardzo cienką warstwą ziemi, tuż pod naszymi nogami, lecz my, zamiast się doń brać przez krótką i lekką pracę, oglądamy się dokoła za błędnymi ognikami i czasem tak aż do śmierci zostawiamy nietknięty skarb, który mamy pod ręką.

Prośmy Maryi, aby nas nauczyła szukać skarbu miłości Bożej i po­mogła nam go znaleźć; nie mo­żemy mieć doskonalszej przewod­niczki.

Jak Ona zrozumiała miłość Chrystusa Pana dla człowieka i w jednym duchu z Nim żyła, pracowała, cierpiała i kochała, – tak i my zdołamy, jeżeli uważnie, ochotnie, z dobrą wiarą przypa­trywać się będziemy tym naj­wznioślejszym przykładom.

Westchnienie. O Matko miłości, Matko Jezusowa, naucz nas dzię­kować Synowi Twemu Boskiemu za Jego i Twoją miłość ku nam.

(..)

 

Św. Paweł nazywa miłość „koń­cem zakonu”. Bez niej nic nie ma, z nią nic nie potrzeba.

Lecz Pan Bóg daje ją tylko szukającemu.

Maryja od najrańszych lat swoich szukała dróg miłości i wyrzecze­nia płynącego z miłości. Pierwszy Jej krok zapisany w Ewangelii jest ofiarowanie się w świątyni. Poszła naprzeciw miłości, wycią­gnęła do niej ręce, przygotowała do niej serce; wiedziała jaki to skarb. Chciała kochać, nie pyta­jąc wcale, jakie skutki pociągnie za sobą to pragnienie, jakie zo­bowiązania. Nigdy łatwe i lekkie nie są, ale któżby chciał oddać za największe skarby świata mi­łość swego serca i wszystko co dla tej miłości wycierpiał.

Miłość Maryi dla Pana Jezusa nie była czczym słowem, była siłą, czynem, nieustającą ofiarą; była zjednoczeniem najdoskonalszym z Jego wolą, była oddaniem się bezwarunkowym.

Nic dla sie­bie, wszystko dla Niego.

„Miłość nie pragnie swego”, mówi ten sam św. Paweł.

W Maryi widzimy wzór tego zapomnienia siebie; nie czytamy w Ewangelii, aby cokol­wiek dla Maryi się działo, a prze­cież była Ona Matką Boga i na­leżała Jej się cześć wszelka – lecz miłość Jej stawia Ją zawsze na ostatnim planie, – a jednak to Jej kochanie ubogaca Ją nie­skończenie, iżby go za żaden tron świata nie oddała; w tej mi­łości jest całe Jej życie. „Miłość Jej mocna jak śmierć„, przetrwała ziemskie życie Umiłowanego i po­została w Niej gdy On skonał na krzyżu, gdy był w grobie na krótko, a gdy zmartwychpowstał, zastał w Maryi to samo serce, tymi samymi przejęte dla Niego uczuciami. Miłość prawdziwa nie kończy się, bo w niebie jej po­czątek i tam powraca, jak do swego źródła.

Serce nasze rozbija się wprawdzie zawsze za jakąś mi­łością,

ale czy to jest miłość Boża?

Czas ubiega, a my się marnujemy, wyczerpujemy siły serca u stóp fałszywych bogów. Jeżeli miłość nas nie ulepsza, nie uspokaja, nie wyprowadza na równą drogę, na pewną wyżynę, z której sprawy nasze osobiste usuwałyby się przed sprawą Bożą w świecie, przed dobrem dusz bliźnich naszych, nie mamy je­szcze prawdziwej miłości.

Trzeba o nią prosić; – trzeba się do­magać od Boga, abyśmy Go ko­chali.

A potem trwać w tym cośmy uprosili, otrzymali. Nie marnować skarbu otrzymanego, nie lekceważyć go. Aktem serca nieustającym łączyć się z Bogiem, miłować wolę Jego przenajświę­tszą, wypełniającą się w każdej chwili nad nami;

– kochać tyle ile Bóg da sił do kochania Go – i pragnąć coraz to większego ko­chania.

Święty Augustyn przez trzy­dzieści dwa lat życia kochał wszystko prócz Boga, rozpraszał się na wszystkie strony, ale po­tem skupił w jedno ognisko wszystkie promienie swej duszy i ten filozof, uczony, geniusz, któ­remu światy wiedzy stały otwo­rem, upadł w proch przed Bo­giem wołając: „O miłości tak dawna, a zawsze nowa, jakże cię późno poznałem!”.

Nie było jednak za późno, jak dowiodło życie jego dalsze.

Czy jednak dla niejednego z nas nie zabrzmi to ciężkie słowo za późno!, jak dla opieszałych pięciu panien ewangelicznych.

Strach jest po­myśleć o tym późnym dobijaniu się do zamkniętych drzwi, – spoza których głos najdroższy woła: „Nie znam was„. – Naj­droższy, bo wtedy odsłoni się nam od razu i piękność tego, kogośmy pominęli i straszna ciemnota na­sza i opłakane lenistwo, które się lękało miłości i poświęceń za nią idących. Uprzytomnijmy so­bie ten powrót od drzwi zamkniętych przed nami na wieki i straszne słowa: „Nie znam was”, boście mnie znać nie chcieli, boście mnie nie kochali.

Westchnienie świętego Augu­styna:

O Jezu, wyciśnij na sercu moim Twe najświętsze rany, abym w nich nie tylko Twą bo­leść, ale i Twą miłość poznał; boleść Twoją, iżbym dla Ciebie wszelką zniósł boleść, Twoją mi­łość, iżbym dla Ciebie wszelką pogardził miłością.

 


Rozmyślania na każdy dzień maja. Zapiski z konferencyj majowych ks. Zygmunta Goliana. Dodano najwyborniejsze modlitwy i pieśni do Matki Najświętszej. Kraków 1931. Wydawnictwo Księży Jezuitów, str. 33-41.


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Jedna odpowiedź do „O miłości Maryi”

  1. Awatar Zbyszek
    Zbyszek

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

    Polubienie

Skomentuj