V.
PIŁAT
Jest pewien rodzaj charakterów, dla którego, o ile mi się zdaje, mamy wszyscy wiele sympatii. Mam tu na myśli typ, nie dający się umieścić w żadnej kategorii wiary, lecz przy wielu wahaniach mający prawdziwą sympatię dla religii. Jest on religijny formalnie, ale nie istotnie, powiedziałbym, albo jakby sam się określił: religijny istotnie, ale nie formalnie.
Na przykład człowiek tego typu nazywa siebie często agnostykiem. „Chciałbym bardzo wierzyć — mówi on— tak jak wy, ale nie mogę. Niezmiernem szczęściem musi być: nie wątpić, ale mieć wiarę stałą, mieć sakramenty, w które się wierzy, ufać, źe się posiada niewątpliwą wiarę, Boskiego Mistrza, nie mogącego się mylić! Ale nie mogę sobie wyobrazić siebie w takiej pozycji. To jest za proste, by mogło być prawdą. Nie wiem, czym jest Prawda, ale w każdym razie musi ona być większa niż wasz mały Kościół, niż jaki bądź system. Czymkolwiek jest Prawda, to źródło życia, na pewno nie jest tak prosta, ona się mieści albo bardzo głęboko, albo bardzo wysoko, lecz tak prostą, by mieścić się w waszych regułach, ona być nie może. Żaden człowiek na świecie nie może mieć prawa mówić o sobie: ”Pójdźcie do mnie wszyscy i pijcie”. To wszystko brzmi bardzo wzniosie i mądrze — nieprawdaż ?
Czasem dzieje się trochę inaczej; agnostyk staje się na przykład gnostykiem, teozofem, lecz duch nie zmienia się. On zawsze utrzymuje, że Prawda nie może być prosta, lecz że musi być oddalona i skomplikowana, dostępna tylko dla wybranych.
Dla takiego człowieka Prawda jest czymś tajemniczym, źyjącym za zasłonami w atmosferze przepełnionej wonią kadzidła i śpiewem fletów, w bogatych szatach i klejnotach. Jest ona tylko we wnętrzna. Religje zewnętrzne dobre są dla tłumu, dla dzieci, potrzebujących odpowiedniej do swej inteligencji nauki; prawdziwy uczeń musi być wtajemniczony w wiedzę niezwykłą. Prawda nie jest prostą, ale mimo to on ją znalazł.
Dla takich ludzi katolicyzm nie może być Prawdą, oni nie sprzeczają się, nie pragną go krzyżować, tylko nie wierzą. Jest on za prosty, za pospolity. Jeżeli jest to agnostyk, to znajduje go za pozytywnym i zanadto usystematyzowanym, jeśli jest gnostykiem, uważa, że jest za mało zamknięty w sobie, jakim sposobem Prawda, choćby przez największe P, może być dostępna dla dziecka i prostego chłopa?
Otóż czytając Ewangelię widzimy, że takim był duch Piłata. Bez wątpienia Piłat miał pewne poczucie religijne; mało jest sędziów, którym by w czasie sądzenia żona przysyłała opis mianego snu, a na pewno nie robiłaby tego, gdyby nie wiedziała, że ma on przynajmniej pewną słabość dla okultyzmu. Przy tym jego zachowanie, niepewność, powtarzające się wypytywanie Chrystusa — wszystko wskazuje, że miał on instynkt religijny.
Zupełnie widocznie także nie miał on wcale nie chęci do Chrystusa, wcale nie pragnął Go ukrzyżować, przeciwnie, widocznie chciał Go uwolnić. Miał on jakieś nieokreślone wrażenie, lecz na pewno ani na chwilę nie przyszło mu na myśl, że ta postać może być Wcieloną Prawdą. Prawda niewątpliwie jest czymś zupełnie innym.
Wesprzyj nas
Jakaż to wzruszająca scena: tu siedzi człowiek widocznie zajęty Prawdą, inaczej nie byłby zadał retorycznego pytania, tak charakterystycznego dla agnostyków wszystkich czasów, że stało się przysłowiowym, a przed mim stoi Ten, który był — jak wierzą katolicy — odpowiedzią na to pytanie. „Co to jest Prawda?” (J. XVJII, 38) pyta Piłat. – „Ja jestem Prawdą” odpowiada Jezus.
Często w ciągu wieków powtarzała się ta scena, ale nigdy tyle razy co w naszym. Człowiek współczesny mówi:
„Jakby to było dobrze, gdyby katolicyzm był prawdą. Ale to niemożliwe. Jakby dobrze było wierzyć jak ten kaznodzieja, albo ten oto mój sąsiad, że naprawdę Boski Mistrz znajduje się na ziemi, Mistrz nieomylny, którego każde słowo jest prawdziwe, którego nauka nie może omylić.
Lecz to jest za proste, a Prawda nie może być tak prostą. Nie może znajdować się w tej Osobie tak cierpliwie stojącej przed sądem Ludzkości. Któż garnie się do niej? Trochę dzieci, parę kobiet zmęczonych, paru robotników, kilku artystów, ludzi, którzy uwierzyliby każdemu, kto by im dał nadzieję Prawda jest większa i głębsza niż to. Nie wiem, czym ona jest, nie znam jej imienia ani jej oblicza, ale tu być ona nie może”.
A teraz posłuchajmy gnostyka.
„Ach! gdyby ci katolicy wiedzieli, jacy oni są prostoduszni! ta naiwność naprawdę jest wzruszającą. Gdyby oni znali prawdziwą tajemnicę Prawdy, gdyby mogli widzieć, co jest za zasłoną, tak jak ja wiem, gdyby zrozumieli, że Prawda jest ukryta i musi nią być przed dziećmi i prostaczkami, a objawia się tylko mądrym i wtajemniczonym. Ale oni nie chcą słuchać. Póki wierzą, że Prawda przebywa na wielkim placu w świetle słońca, wśród wrzeszczącego tłumu i z kilku ukradkiem płaczącymi przyjaciółmi, nie warto nawet mówić. Bo przecież ta ich Prawda ma ręce związane z tyłu, jest krwią zlana i umęczona. Któż słyszał, by tak wyglądała Prawda! Prawda jest wspaniałą królową, mieszkającą w ukrytym pałacu, a nie taką karykaturą królowej, wystawionej na pośmiewisko, z trzcinowym berłem w ręku i cierniowej koronie. To jest parodia Prawdy, a nie ona sama. Nie chcę się z tym biedactwem spierać, puściłbym ją wolno, gdybym mógł. Jakie to smutne!
Jednym słowem Piłat odrzuca Chrystusa, gdyż On jest za prosty.
I znowu powstaje pytanie: czego należy oczekiwać od Prawdy Bożej? Jeżeli Bóg jest Prawdą i jeśli jest Miłością, to czyż nie jest konieczne, że ta Miłość Boża uczyni Prawdę Bożą dostępną dla najprostszych? Prawda jest co najmniej równie potrzebna prostemu człowiekowi jak mędrcowi. Opinia ludzka musi naturalnie być równie różna, jak różne są tworzące ją umysły ludzkie; mędrzec inne pojęcie o święcie mieć będzie niż prostak, o ile jeden i drugi samodzielnie tworzą je sobie. Lecz jeśli niesamodzielnie myśleć będą (a jakże mogą, gdy Bóg jest Miłością?), to musi Prawda być jednaką dla wszystkich, ponieważ Prawdą jest to, co Bóg im objawia. Prawda Boża zatem musi zawrze być jak Chrystus przed Piłatem, musi być skrępowana ludzkimi rękami, oblana krwią walki, a jednak stojąca w świetle słońca, widoczna dla wszystkich, ponieważ posłana jest do wszystkich.
Ach! ci wyżsi ludzie, którzy pytają: co to jest Prawda? Oni biorą niejasność za uduchowienie, jak gdyby duch nie był bez porównania bardziej konkretny niż np. stoły i krzesła. To są ludzie wiecznie pytający, co to jest Prawda, a nie odpowiadają nigdy na własne pytanie, ludzie, którzy myślą, że szukanie jest szlachetniejsze od znalezienia i że najlepszą rzeczą po zapukaniu do drzwi jest uciec, w obawie, iż mogą się drzwi otworzyć i ukaże się coś niesłychanego. To są ludzie tak nadzwyczajnie subtelni, że nigdy nie widzą tego, co jest widoczne, i są podobni do tak wielkich drzwi, że mali ludzie przejść przez nie nie mogą.
Oni wiedzą, że Bóg jest nieskończenie tajemny, że Bóg jest duchem, lecz nie wiedzą, że „Słowo Ciałem się stało i mieszka między nami”; myślą, że korelatyw jest sprzecznością, że co jest duchowe, nie może być wcielone, i nie wiedzą, że dlatego jedynie istnieje ciało, by duch mógł przez nie się objawiać.
Oni zawsze powtarzają słowa: „Zaprawdę Tyś jest Bóg ukryty”, a nigdy nie odpowiadają właściwą odpowiedzią: „A Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami i widzieliśmy Chwałę Jego” (J. 1, 14). Wiedzą, że Bóg jest tajemny, a nie wiedzą, że musi On być równocześnie doskonale prosty. Myślą, że „Chleb żywy” jako Boski nie może być podany dzieciom.
Ci ludzie mówią zawsze wiele o nowoczesnej myśli i postępie, zawsze rozprawiają o prądach religijnych czasu, wszystko jest dla nich nowe i epokowe, i zawsze w głębi duszy zastanawiają się nad tym, jakie stanowisko w tym rekordzie myśli religijnej potrafią osiągnąć. Nie potrzebują tak zabiegać, bo już zdobyli stanowisko pewne i ogromnie wzniosłe w historii religijnej świata, oni to ze wszystkich ludzi z wyjątkiem Marii są wyraźnie wymienieni w chrześcijańskim Wyznaniu Wiary, tak znaczącą jest ich praca: „Ukrzyżowan pod Ponckim Piłatem.”
A jak nadzwyczajnie nieświadomi są oni tego swego prawa do odznaczenia! Niepokoją się o swe znaczenie we współczesnym ruchu religijnym, a zupełnie nie zdają sobie sprawy, jak wielkim są czynnikiem w spełnieniu Boskich zamiarów.
Anatol France opisuje gdzieś starość Piłata. Opisuje jak siwy starzec w cichej willi opowiada gościowi o swych przejściach w Judei. — Czy nie miałeś tam — pyta przyjaciel — kłopotu z jakim człowiekiem, zwanym Chrystusem? Nie pamiętam szczegółów, ale zdaje się, że ten człowiek utrzymywał, źe jest jednym z bogów. Zdaje mi się, ze kazałeś go ukrzyżować?
Piłat chwilę zamyślił się nad szklanką wina. — Nie — rzekł wreszcie. — A może i było tak. Nie pamiętam.
Wesprzyj nas
„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej wiary. Cz.X. Kajfasz
R. H. BENSON -CHRYSTUS W ŻYCIU KOŚCIOŁA, NAKŁAD KSIĘGARNI SW. WOJCIECHA.1921


Skomentuj