CZĘŚĆ TRZECIA
MĘKA I ODRZUCENIE JEZUSA CHRYSTUSA
GETSEMANE.
Podstawą istnienia całego świata jest cierpienie, odrzucać więc chrześcijaństwo z powodu nauki o zadośćuczynieniu jest równoznaczne z odrzuceniem dla tego samego powodu całej natury. Odwrócenie się od chrześcijaństwa z górnolotnym zarzutem „niesprawiedliwości“ dogmatów o Cierpieniu, a szukanie spokoju i radości w śpiewie ptaków i barwach kwiatów można porównać — jak powiada angielskie przysłowie — z „zeskoczeniem z patelni do ognia”, gdyż patelnia jest dowodem przynajmniej starań użycia rozumnie ognia, sam zaś ogień jest w danym razie zniszczeniem.
Tak chrystjanizm podaje przynajmniej sposób traktowania i wyjaśniania faktów, zaś przyroda te same fakty podaje bez wyjaśnienia. Srokosz krzyżuje za życia ofiary przeznaczone na żer jego, kwiaty kwitną na próchnie, pliszki zabijają rodziców, całe życie powstaje z bólów porodowych, a istnieje tylko na zasadzie śmierci. Ludzie karmią się zwierzętami, zwierzęta roślinami, a rośliny minerałami. To są fakty, bez względu na to czy nam przypadają do gustu, czy nie. A chrystjanizm przynajmniej dodaje nam odwagi do patrzenia na nie i do stwierdzenia, że minerały przechodzą do życia roślinnego, rośliny do zwierzęcego, zwierzęta do ludzkiego. Chrystjanizm idzie dalej i zamyka koło, każąc nam wierzyć, że człowiek cierpiąc podnosi się aż do współdziałania w Boskiej Naturze, z której pochodzi wszystko. Jeśli zatem te fakty są niezgodne z naszem pojęciem o sprawiedliwości, to powinniśmy poprawić swe pojęcie o sprawiedliwości, gdyż jest ono po prostu niezgodne z życiem czy wiary, czy przyrody.
Dlatego też w każdej światowej religii (1) cierpienie gra tak wielką rolę. Religia, nie zajmująca się w jaki bądź sposób tą podstawową zasadą świata, takiego jaki my znamy, nie może stale przyciągać do siebie znacznej liczby ludzi. (2) Religia, nie uznająca cierpienia jako zbawczej czy zadość czyniącej siły, po prostu kłamie życiu i doświadczeniu; dlatego też przez cały Stary Testament purpurową nicią przewija się idea ofiary. W nadnaturalnych stosunkach tak samo jak w naturalnych — woły i owce muszą ginąć, by człowiek mógł żyć. Lecz chrystjanizmowi zostało zarezerwowane ostateczne udoskonalenie prawa przez rozpoznanie faktu, że cierpienie stworzenia musi zawierać w sobie cierpienie Stwórcy, ponieważ Miłość, a nie sama siła jest źródłem życia — i że Bóg sam w Swej niezmiernej Miłości stał się Barankiem, aby mógł umrzeć za zgubione owce, źe Syn Boży stał się Synem Człowieczym, by synowie ludzcy stali się synami Boga, i że ten sam Syn Boży umiera, by synowie ludzcy żyć mogli.
Widzieliśmy, jak Chrystus żyje w Swym Kościele. Musimy teraz zobaczyć, jak On w tym Kościele umiera. A najpierw należy zapamiętać, źe cierpienie nie zostało włożone na Niego jako na niechętną czy bezrozumną ofiarę, lecz że przed zewnętrzną Męką On wyciągał ręce do niej, źe przyjmował ją do głębi serca, że najpierw Swą Wolą objął mękę, przez którą miał świat zbawić.
W Kościele katolickim zrozumienie tej zasady cierpienia jest wyraźne.
1. Najpierw są zwykłe troski wewnętrznego życia w ogóle.
Dla niekatolików cierpienie jest rodzajem zagadki; zwykle myślą oni, że jeśli religia nie potrafi dać im wszystkiego, czego pragną, to przynajmniej powinna dawać im odczucie szczęścia. Człowiek, który wyrzeka się przyjemności grzechu i przyjmie ograniczenia Boskiego Prawa, żąda przynajmniej, by wzruszenia religijne pocieszały go i wynagradzały mu tę ofiarę. Tak rozumują niekatolicy, lecz katolicy, szczególnie katoliccy mistycy (3) mówią powszechnie, że Duch Boży jest mieczem, sięgającym najgłębszych warstw wewnętrznego życia; że smutki duszy, udręczenia sumienia, „ciemne noce duszy” są równie normalnym dodatkiem prawdziwego postępu, jak rozmaite przykrości i utrapienia, spotykające każdego, kto rozpoczyna jakąś pracę.
W klasztorach kontemplacyjnych jest to wszystko naturalnie częścią normalnego życia. Zakonnicy ci usuwają się od świata, nie jak się wielu zdaje, by uniknąć cierpienia, lecz by go szukać. Są to specjaliści w cierpieniu, nie tylko fizycznem jak zmęczenie, włosiennice, dyscypliny, będące jakby zewnętrznym symbolem bólu, lecz także w wewnętrznem cierpieniu, w nieodczuwaniu obecności Boga, w braku pociechy, w oschłości, a nade wszystko w odczuciu grzechów, o jakiem świat po prostu pojęcia mieć nie może.
2. I znowu tylko u katolików jest przyjęte, że z cierpienia jednostki korzysta cały świat, czyli że zasada cierpienia w świecie jest zasadą Łaski.
Gdyby kartuz wstępował do klasztoru jedynie by zbawić własną duszę, to w szyderczym zarzucie „samolubstwa*, jaki go zawsze spotyka, byłaby część prawdy. Gdyż niekatolicy z reguły i zupełnie naturalnie — wydają się niezdolni do uważania się za coś innego niż oddzielne jednostki, pracujące dla siebie i szukające zbawienia. Nie mają oni najmniejszego pojęcia o Ciele Chrystusa, o tym nadnaturalnym organizmie, w którym Baranek Boży mistycznie zawsze cierpi, w którym męka jednego członka usuwa truciznę innym, w którego najszanowniejszych, członkach Getsemane ciągle się objawia.
Zatem ta zasada panuje w całym Kościele katolickim. Przez nią nie tylko zewnętrzna ofiara krzyża jest ciągle wznawiana w świętej tajemnicy ołtarza (ponieważ Chrystus co raz uczynił, czyni ciągle), a także w inny sposób w cierpieniach członków Kościoła, lecz i wewnętrzna męka Getsemane podobnie jest uwieczniona. Każdy prawdziwy kapłan zna z konfesjonału to poczucie grzechu, zrodzone ze zwierzeń penitentów. „Ja płaczę — mówił proboszcz z Ars — ponieważ wy nie płaczecie*. Każdy wyrobiony duchowo katolik umie ofiarowywać swe cierpienia na intencję innej duszy; gdyż jedynie w Kościele katolickim objawia się „Naród Kapłanów*, o którym pisze pierwszy papież (4), i jedynie w Kościele katolickim ta zasada cierpienia jest chętnie przyjmowana, poznana i użyta, ta zasada, będąca podstawą życia, nawet fizycznego.
3. Mamy w tem wszystkiem jeszcze jeden zdumiewający znak podobieństwa Chrystusa i Jego Kościoła.
Mogą przemawiać temi samemi słowami, albo raczej to On sam w dwojaki sposób używa tych samych wyrazów: „O, wy wszyscy, którzy idziecie przez drogę, obaczcie a przypatrzcie się, jeśli jest boleść jako moja„. (Treny Jer. I, 12.) Tu w moim Kościele i tylko tu powtarzam w całości i chętnie to konanie, opisane w Ewangeliach. Tu, w celi zakonnej, w konfesjonale dobrego kapłana, w pokoju cierpiącego nie samolubnie, w każdej wewnętrznej męce, znoszonej odważnie, znowu klęczę w ogrodzie, oblany potem krwawym, umęczony nie rózgami, lecz bólem. Tu w torturującej świadomości grzechu, odczuwanej przez niewinnego, raz jeszcze książę świata objawia swe przyjście, choć nic nie znajduje we Mnie. Tu, w każdym bólu, w utracie przyjaciół, przyjętej dla miłości Wielkiego Przyjaciela, w braku miłości ludzkiej, zniesionej dla Bezgranicznej Miłości, w kaźdem opuszczeniu, samotności, milczeniu, w gwałtownym oporze ciała przeciw władzy duszy powtarza się dawne konanie w ogrodzie.
Patrzcie, jak moi trzej wybrani apostołowie śpią o kilka kroków, a ośmiu innych przy wejściu do ogrodu, gdy Ja tu sam i niezrozumiany cierpię wewnętrzną Mękę Duszy, której tylko cieniem i symbolem jest zewnętrzna Męka Ciała. Tu jedynie, w Kościele katolickim konanie w Getsemane jest zrozumiane i odczute, gdyż tylko tu, w Kościele katolickim jest ono chętnie i dobrowolnie przyjmowane.
R. H. BENSON -CHRYSTUS W ŻYCIU KOŚCIOŁA, NAKŁAD KSIĘGARNI SW. WOJCIECHA.1921
1) Za religię światową uważam taką, która miała przynajmniej sto milionów wyznawców przez przynajmniej tysiąc lat.
2) Znaczącym jest faktem, że protestantyzm odrzuca Ofiarą Ołtarza; dlatego też jako system religijny chyli się do upadku.
3) Należy pamiętać, że mistycy nie są osobną „szkolą myśli” w Kościele. Są to tylko ludzie, którzy trochę głębiej widzą w dogmatach, w które tak samo i w tern samem znaczeniu wierzą co inni katolicy.
Skomentuj