Życie i działalność Chrystusa
V.
CUDA
Przechodzimy do dalszych cech życia katolickiego — do elementu cudowności. Najpierw należy zaznaczyć, że prócz paru nowoczesnych sekt, nawet nie starających się stwierdzić, że mają historyczną łączność z życiem Zbawiciela, żadna forma chrześcijańska w dzisiejszych czasach nawet nie pragnie na tem polu walczyć z katolicyzmem. Przeciwnie, ludzie, którzy chlubią się tem, że są „rozsądni”, stale podnoszą przeciw Kościołowi zarzuty, iż wierzy on w ustrój świata, dozwalający na zmiany w nim, co zupełnie dyskredytuje Kościół w oczach XX wieku.
Oto jak wyglądają te zarzuty.
1. Do niedawna utrzymywano wprost, że te wypadki cudowne nie istniały. Po prostu ludzie nie byli uleczeni modlitwą świętych, ślepi nie odzyskiwali wzroku, kalecy nie byli uzdrowieni przez dotknięcie relikwii; widzeń i objawień nie było. Widoczną więc rzeczą, że ci, którzy utrzymywali, że to się działo, byli niesumiennymi kłamcami, albo głupcami, zaślepionymi przez zabobon i nerwowe podniecenie, tak że nie zasługiwali na wiarę.
2. W ostatnich jednak trzydziestu czy czterdziestu latach zaszła zupełna zmiana. Przed czterdziestu laty żaden przeciętny uczony nie wierzył, by cuda się działy, dziś żaden nawet nie próbuje im przeczyć. Dziś wadą Kościoła jest jego tłumaczenie faktów. Naturalnie cuda dzieją się, ale dzieją się w każdej klinice hipnotycznej, są dokonywane przez ludzi, bez cienia nawet wiary w moc Bożą. Cała rzecz należy do dziedziny psychologii, nie ma w niej nic nadnaturalnego, czyli to znaczy że cuda nie mają żadnego znaczenia jako dowody prawdziwości religji.
Prawdą jest, że Kościół miał słuszność co do podrzędnych szczegółów faktów, i nawet dość dokładnie obserwował i notował to, na co przyrodnicy nie zwracali uwagi; tak czy owak potrafił poznać i zużytkować tajemnice psychologii i sugestii na wiele stuleci, nim o naukach tych zaczęto marzyć, lecz to zupełnie nie naprawia jego nieuczciwości w wyzyskiwaniu zjawisk, znanych jako zupełnie naturalne, na swą korzyść.
Zastanowienie się nad temi faktami jest wysoce pouczające i zajmujące. Przed pięćdziesięciu laty myliliśmy się w opisywaniu zdarzeń, dziś, gdy mamy rację co do ich istnienia, mylimy się w sposobie ich tłumaczenia. W obu razach mylimy się, o ile nie jesteśmy nieuczciwi. Ciekawa rzecz, źe w najnowszych czasach katolicka wiara, iż dwie osobistości mogą w nadzwyczajnych wypadkach przebywać w jednem ciele, została potwierdzona przez uczonych, tylko oni to zwą „zmienną osobistością”, by odsunąć możliwie daleko ordynarny zabobon o istnieniu bezcielesnych osobistości, zwanych pospolicie szatanami.
Nim dalej pójdziemy, zwrócimy się do opowiadania ewangelistów. Znajdziemy tam parę ważnych szczegółów.
I. Chrystus twierdził, że prawdę Jego posłannictwa podtrzymują i poświadczają nadnaturalne zdarzenia, wywołane Jego władzą nad naturą. „Chociaźbyście Mnie wierzyć nie chcieli, dziełom wierzcież„ (J. X. 38.)
II. Obiecał uczniom Swym, że te same dary będą towarzyszyły ich posłannictwu, jak towarzyszyły Jego pracy. „A nawet większych nad te dokaże, bo Ja idę do Ojca” (J. XIV, 12-13).
3. Te widocznie nadnaturalne zdarzenia były sądzone i odrzucone wówczas w słowach i dla przyczyn prawie identycznych do tych, które są wygłaszane wobec cudów Kościoła.
Albo nie było ich, albo uczynione były za pomocą innej siły niż ta, przez którą utrzymywał czyniący je, że są dokonane. Ślepy od urodzenia, który mówił, że go Chrystus uleczył, nie mógł od urodzenia być ślepym, gdyż w takim razie nie zostałby wyleczony a także musiał być złym człowiekiem, zatem nie zasługiwał na wiarę. Albo gdy żadne tłumaczenie nie dało się utrzymać, to głoszono, że napastowani przez szatanów i uwolnieni od nich mocą tego samego Proroka, byli uwolnieni za pomocą ponurych sił piekła, nie zaś Mocą Bożą. Prawda, że takiego tłumaczenia cudów w życiu katolicyzmu nie podjęli się dotąd krytycy naukowi, lecz powodem tego jest na pewno ty o to, iż nauka ich nie doprowadziła jeszcze do wiary w szatana; mniej uczeni krytycy często wyjaśniali cuda w powyżej przytoczony sposób.
4. Ponieważ cuda uważano za niedostateczny dowód Boskiego Posłannictwa Chrystusa, zatem żądano od Niego, by uczynił jakiś niewątpliwy znak z niebios, coś, przeciw czemu protestować nie byłoby można. Na to On odpowiedział z bardzo wyraźnem oburzeniem, że żadnego znaku nie da prócz znaku Proroka Jonasza, czyli Zmartwychwstania, a i ten znak, doda , będzie uważany za niewystarczający. Ta przepowiednia sprawdziła się dokładnie, gdy przed pustym grobem stanęli niewierzący. „Uczniowie Jego przyszli w nocy i wykradli Go.“ (Mat. XXVIII,13 .)
Zestawmy ściślej to, cośmy wyżej powiedzieli.
Pewna ilość zjawisk — w każdym razie niezwykłych — towarzyszyła powstaniu chrystjanizmu i dalszemu jego życiu w katolicyzmie. Żadna inna forma chrześcijaństwa nie odznaczała się tą cechą, co więcej, nie występowała z twierdzeniem, iż ją posiada. Zatem prima facie katolicyzm, jak w innych wyżej omawianych kwestiach, ma wyjątkowe prawo, aby go uważano za prawdziwą kontynuację religii według Ewangelii, ponieważ Założyciel chrześcijaństwa wyraźnie zapowiedział, że Jego prawdziwi uczniowie będą się w ten sposób odznaczali. W tej właśnie kwestii spornej między katolicyzmem i protestantyzmem z dziwnem uczuciem słyszy się chrześcijan niekatolików, godzących się na pierwiastek cudowności w Ewangelii, a starających się wyjaśnić brak jego w protestantyzmie, mimo znaczących słów Chrystusa w tej sprawie. Mówią nam na przykład, że cuda były potrzebne dla ustanowienia chrześcijaństwa, lecz nie dla jego trwania, mimo faktu, że w każdym pogańskim kraju cuda są równie potrzebne, jak były na początku. Zaś co do twierdzenia katolickiego, że cuda działy się dalej między prawdziwymi uczniami Chrystusa, protestanci zmuszeni są, aby obalić to twierdzenie, do łączenia się z przeciwnikami wszystkich cudów i do używania tych samych argumentów, jakich zdeklarowani wrogowie Zbawiciela używali przeciw Jego cudom.
Spór zaś między katolicyzmem a resztą świata, t. j. między tymi, którzy uznają cuda Chrystusa i cuda Kościoła, a tamtymi, którzy zaprzeczają ich istnienie lub tłumaczą je naturalnemi sposobami, przedstawia się daleko poważniej. Tamci utrzymują, albo że dane wypadki nie zaszły, chociaż to stanowisko każdy inteligentny człowiek musi bardzo szybko porzucić, gdy choć trochę zapoznał się z medycyną lub psychologią; albo też, że miały one miejsce — przynajmniej część ich — lecz że nie mają one wartości jako dowody religijne, gdyż mogłyby być powtórzone w naturalny sposób i czynione pod patronatem innych religij.
Zanim zastanowimy się nad zamiarami Chrystusa przy czynieniu tych co najmniej niezwykłych rzeczy, musimy zrobić parę uwag o tern ostatniem wyjaśnieniu cudów wogóle.
I. Jak zaznaczyliśmy wyżej, co do samych faktów naukowa opinia myliła się, a Kościół miał słuszność. Powiedziono bowiem, że ci, których do niedawna uważano za nieuczciwych lub histerycznych wizjonerów, są ściślejsi w obserwacjach i bardziej doświadczeni od swych naukowych krytyków. To daje dużo do myślenia.
II. Dalej, na co także zwracaliśmy już uwagę, godnem jest zastanowienia, że jeśli naturalistyczne tłumaczenie jest prawdziwe — a naturalnie żaden katolik nie myślałby zaprzeczać, że jest w niem jakaś cząstka prawdy — oto przez dwa tysiące lat katolicka świętość używała i zastosowywała jakoś siły nieznane i nieprzeczuwane przez naukę. Nawet i teraz są niektórzy niekatoliccy uczeni, którzy przyznają, że tzw. „religijna sugestia” jest najsilniejsza ze wszystkich form sugestii.
A jaka była tajemnica, przez którą natknęli się katolicy na siły nieznane lub mało znane reszcie świata?
Katolicy sami zawsze przyznawali, że w tłumaczeniu cudów za pomocą sugestji jest cząstka prawdy, nawet sam Chrystus to zaznacza. Raz po raz w cudach Swych kładzie nacisk, iż to wiara je umożliwiła. Nawet Jego własna potęga była skrępowana otoczeniem pełnem niewiary. Czytamy: „I z powodu ich niedowiarstwa niewiele zdziałał tam cudów (Mat. XIII, 58.)
Lecz ten element Wiary nie wyklucza drugiego elementu Mocy, na której Wiara się opiera. W jednym z cudów — uleczeniu kobiety, która dotknęła się Jego szaty — mowa jest o obu. „Moc cudotwórcza udzieliła się ze Mnie* — woła Chrystus, a zaraz potem: „Wiara twoja uzdrowiła cię” (Ł. VIII, 46—48.)
Zatem te dwa elementy są do siebie w stosunku smyczka do skrzypiec: żadne samo przez się nie stworzy muzyki, każde potrzebuje dopełnienia. I jeśli jest jednostronnością wszystko przypisywać skrzypcom — wszystko władczej mocy Boga, to jest równie jednostronnem, według zwyczaju nowoczesnych psychologów-amatorów, wszystko przypisywać sile sugestji.
III. Po trzecie, wszystkie psychologiczne wyjaśnienia na świecie nie mogą wyjaśnić wszystkich faktów, chyba że psychologowie uczynią bardzo dziecinny i naiwny akt wiary. Na przykład: są pewne udowodnione zdarzenia w Lourdes i gdzie indziej (jak na przykład nagłe uleczenie nogi Piotra Ruddera, złamanej przed ośmiu laty), których psychologiczny eksperyment absolutnie naśladować nie potrafi. Raz po raz zdarzają się nadzwyczajne uleczenia (np. świeżo wyzdrowienie Marji Borel), mogące ostatecznie być wynikiem silnej sugestji, ale nie w tak zdumiewająco krótkim czasie, w jakim zachodzą. (Mówię tu o uleczeniach, których nikt nie zakwestjonował.) Jakże psychologowie wobec nich się zachowują? Oto, jak sam słyszałem, przyjmują je aktem wiary tak prostym, że żaden wieśniak bretoński nie przewyższyłby ich dziecinnej wiary: „Wierzę — mówią ci uczeni psychologowie — w Naturę. Wszystko co się dzieje, jest dziełem Natury. Lecz Natura ma swe tajemnice, i te cudowne wydarzenia są właśnie tajemnicami Natury. Kiedy rozszerzy się zakres mej wiedzy, wtedy zrozumiem wewnętrzny ich związek. Chwilowo mogę tylko uznać ich rzeczywiste istnienie i wierzyć. Wspaniały to akt wiary, lecz nie wyjaśnienie tajemnicy.
IV. Jeszcze jedna ogólna uwaga o cudach, zanim przedstawię cuda nadprzyrodzone w szczególe.
Przeciw cudom podnosi się zarzut, że nauka objawiła nam panowanie praw, że coraz lepiej poznajemy, iż wszystkie zjawiska świata reguluje stale prawo. Czy może więc człowiek uczony przyjąć jakieś przekroczenie i brak ciągłości w prawie? Lecz kto kiedy twierdził, że cuda polegają na przekroczeniu lub zniszczeniu praw? Oto zasada prawa ciężkości głosi, że wszystkie ciała spadają ku środkowi ziemi. Lecz nie przekraczam prawa ciężkości, podnosząc książkę ze stołu, wprowadzam tylko w działanie inne prawo, które chwilowo wstrzymuje działanie prawa ciężkości. Otóż katolicy nie twierdzą, by Prawodawca musiał zatrzymywać lub łamać swe własne prawa, czyniąc cud, lecz że po prostu na chwilę wprowadza w czyn inne, nadnaturalne prawa, wyższe od praw zwykłych. Innemi słowy, katolicy twierdzą, że Stwórca jest silniejszy od stworzenia, że posiada całe zapasy energji do rozporządzenia, o których bardzo mało albo nic nie wiemy, i że korzysta On z tej energji przy niektórych zjawiskach w sposób, którego wobec stanu dzisiejszego nauki wyjaśnić nie możemy.
Nie ma w tem nic przeciwnego nauce, czy jest to prawda czy nie. Lecz antychrześcijańska quasi naukowa metoda argumentowania jest jeszcze jednym dowodem wprost nieprawdopodobnego zacofania i zaściankowości naszych czasów. Nie ma przymusu wierzyć w nadprzyrodzone skutki wiary chrześcijańskiej; wystarczy — dobrowolne pragnienie wiary, lecz uczeni powinniby przynajmniej nauczyć się (i prawdziwi uczeni umieją to) zwykłej pokory. Zachowanie się tych quasi uczonych przypomina mi pewną starą kobietę, która uwierzyła bez wahania, gdy syn jej opowiadał, że znalazł na Araracie szczątki arki Noego, lecz oburzyła się, gdy jej mówił, że widział latające ryby. »Ryby nie latają — rzekła mu —ale pływają w wodzie. Dlatego nieprawda, żebyś widział latające ryby”.
Teraz zwrócimy się do cudów, opowiedzianych w Ewangeliach lub przez historię, i zobaczymy, czy nie ma w nich jakiejś zasady, mogącej usunąć wiekowe nieporozumienie o ich wartości. Zacznijmy od przypowieści.
Mam przyjaciela, którego znam bardzo dobrze wiem, jaki jest jego stan majątkowy, i wiem, że robi on wiele dobrego w tajemnicy. Pewnego dnia dowiaduję się na mieście, że dał 1000 fr. na cel dobroczynny, słyszę to od osoby nieźle poinformowanej, lecz niezupełnie pewnej, ponieważ jednak godzi się to zupełnie z charakterem mego przyjaciela, więc nie wątpię o prawdzie tego. Inna osoba, znając go tylko pobieżnie i słysząc z tego samego źródła wiadomość, od razu wątpi o te,. To niepodobne do niego — mówi — nigdy na żadnej składkowej liście jego nazwiska niema, to być nie może. W parę dni potem, dowiedziawszy się stanowczo, że to prawda, osoba ta zaczyna utrzymywać, że musiał on mieć jakiś poboczny a nieładny cel: może chciał rozgłosu, a może zwarjował.
Zdaje mi się, że jest to niezłe zestawienie.
Mówią, że cuda mogą przekonać tylko tych, którzy są z innych powodów przekonani o prawdzie religii. Myślę, że często tak bywa. Niema ani jednego przykładu, by otwarci wrogowie Chrystusa uwierzyli w Jego Bóstwo po jakimkolwiek cudzie, i zapewne nie zdarzył się ani razu taki wypadek wobec cudów katolicyzmu. Lecz, jak zdaje się, jest to fakt, że Bóg nigdy nie czynił tak przekonywającego cudu, by wolną wolę człowieka skrępować. Przynajmniej Pan nasz dwa razy za czasów Swego ziemskiego żywota odmówił takiego cudu. Nigdy nie zwyciężał wolnej woli, nigdy tej najwyższej zdolności człowieka nie poniżył.
Cuda zdają się zawsze być takie, by, kto moralnie jest im przeciwny, kto jest w zupełnej niezgodzie z Bogiem — mógł wytłumaczyć je sobie dowolnie. Cuda i w Ewangeljach, i w Kościele mają zawsze taki charakter, że utwierdzają wiarę wahających się, wzmacniają i przekonywają niepewnych. Dalej, stanowią one dodatkowe świadectwo dla twierdzenia, że Cudotwórca jest Panem natury, lecz nie niszczą, ani nie wstrzymują wolnej woli człowieka, jeśli jego moralne usposobienie jest przeciwne wierze, jeśli z innych powodów jest on Bogu nieprzyjazny. Każda strona ma pewne prawo uważać, że jest logiczna, zupełnie tak jak ja i osoba z mojej przypowieści możemy twierdzić każdy z osobna, że mamy rację w swoim sądzie o postępowaniu mego przyjaciela. Ja, znając mego przyjaciela, uważam, że jego ofiara jest w zupełnej zgodzie z jego charakterem, a lubo w tym wypadku to ogłoszenie jego nazwiska jest niezwykle, mimo to fakt ten daje mi wyraźny dowód jego dobroci i miłosierdzia; nie jest to tylko wrażenie, to jest realne i logiczne rozumowanie. Tamta osoba, na innem stanowisku stojąc, wytworzyła sobie inne pojęcie o moim przyjacielu, i dlatego najpierw nie wierzy; gdy zaś przekonała się o prawdzie faktu, bardzo logicznie szuka wyjaśnienia odpowiedniego do swego pojęcia o człowieku.
Tak samo ma się rzecz z cudami. Katolicy z tysiąca moralnych powodów wierzą w Kościół katolicki, są przekonani, że jest on tem w istocie, czem utrzymuje, że jest. Uczniowie Chrystusa najpierw z zupełnie innych powodów niż widok Jego cudów doszli do przekonania, że jest On więcej niź człowiekiem. Dlatego też, gdy katolicy słyszą o cudach, gdy uczniowie ujrzeli, że ślepi widzą, a trędowaci są zdrowi, to logicznie i słusznie zupełnie uważają te cuda za potwierdzający dowód tego, co już wiedzą. Ci zaś, którzy na to patrzą, a nie są jeszcze uczniami, znajdują w tych zjawiskach zachętę i pomoc do uwierzenia.
Przeciwnie, ci, którzy byli przekonani, że Zbawiciel był kłamcą, a dziś uważają Kościół katolicki za fałszerstwo i blagę — ci zaczęli od zaprzeczenia faktów. Ten nie mógł być ślepy od urodzenia, tamten być opętanym przez szatana, lub jeśli był opętany, to jest nim dalej. Gdy zaś uleczenie jest stwierdzone, to szukają innego wytłumaczenia niż chrześcijańskie. Uczyniła to moc Belzebuba, była to prosta sugestja religijna, powiadają, ten cud niczego nie dowodzi. Gdyż ostatecznie jest bardzo trudno znaleźć cud którego nie możnaby jakoś wyjaśnić. Jeśliby nowoczesny psycholog pewnej kategorji ujrzał zmartwychwstającego człowieka, to powiedziałby albo, że ten człowiek nie umarł, albo że nie został wskrzeszony. Było to oszukaństwo albo iluzja. Gdyby ujrzał otwierające się niebo i Chrystusa siedzącego na majestacie, to dzienniki nazajutrz umieściłyby wielkie artykuły, opisujące nadzwyczajny układ chmur, spowodowany bez wątpienia przez ogon jakiejś komety.
Ten sam typ determinacji niewierzenia spotyka się między niektóremi szkołami krytyków Biblii. Gdy czterej Ewangeliści w szczegółach opowiadania jakiegoś zajścia różnią się, to dowód, że są niedokładni i nie zasługują na wiarę, jeśli są zgodni w opisie, to dowód, że przepisywali jeden od drugiego, i dlatego znowu wierzyć im nie można.
Nic zatem nie przekona nie chcącego się przekonać. „Mają Mojżesza i Proroki” (Ł. XVI, 29) rzekł nasz Pan. Mają Prawo, o którem zawsze mówią, zwracające ich do Prawodawcy, mają Proroków, ludzi, których oczy widziały, których słowa są płomienne i pełne natchnienia, mają moralne świadectwo, mają widzenie czekające na czyste serca, mają Mojżesza i Proroków, Regułę i Wyjątek, Naturę i Nadnaturę, ukazujące się w każdym zachodzie słońca, drgające w instynkcie każdego serca. Jeżeli nie wierzą w Mojżesza i Proroków, „ani, by też kto z martwych powstał, nie uwierzą”. (Ł. XVI, 31.)
Streszczenie poprzednich rozdziałów.
Zanim dalsze ciągnąć będziemy wywody, warto, byśmy streścili w krótkości już omówione punkty podobieństwa między Chrystusem a Jego Kościołem.
1. Zaczęliśmy od zastanowienia się nad typem umysłu, który dziś daje najgorliwszych katolików. Są to pasterze i królowie, są jak Piotr i Paweł. Są bardzo prości i bardzo uczeni. I właśnie tego należało spodziewać się od szukających Wiecznej Prawdy. Inne formy religijne prawie w zupełności są klasowe. Jedynie katolicyzm łączy takich ludzi jak Pasteur, Huysmans, lord Brampton, o. Cortie i prof. Windle z jednej strony, i jak Wałek czy Maciek, jak Neapolitańczyk czy Murzyn z drugiej. Gdyż religja łączy ich naprawdę, oni wierzą identycznie w to samo. W Kościele katolickim niema zewnętrznych i wewnętrznych przedziałów. Ludzkie stowarzyszenia muszą naturalnie odwoływać się do tej lub owej sfery, ale równie naturalną jest rzeczą, że Boskie stowarzyszenie musi odwoływać się do wszystkich, z wyjątkiem umysłów „filisterskich“, które wierzą, że doszły do granic nauki, właśnie kiedy mało wiedzą, z wyjątkiem także specjalistów, którzy uważają swą gałąź wiedzy za jedynie ważną i zawierającą całą prawdę. Dlatego dziś jak w Betleem: ”burżuj“ siedzi w domu i rozprawia o prawie wyborcze m, zaś pasterze i królowie wielbią w stajence. Jak było na początku, tak jest teraz i będzie zawsze.
2. Dalej omawialiśmy cechę Ukrycia. Jak z trzydziestu trzech lat życia Pana trzydzieści było spędzonych w odosobnieniu, tak jest to jedynie cechą Kościoła katolickiego, że stawia wyżej życie w odosobnieniu i modlitwie od życia czynnego. Ludzkie stowarzyszenia uważają naturalnie ludzką pracą za najwyższy obowiązek, lecz Boskie stowarzyszenie, widzące Jego Niewidzialnego, uważa czysto ziemską działalność za dodatkową, do pewnego stopnia zaściankową, w stosunku do olbrzymich i wiecznych spraw, do niezmiernej ciszy Niebios, w której utonąć musi wcześniej czy później cały zgiełk ziemski. Wyłączną cechą Boskiej Prawdy na ziemi jest, że rzeczy niebieskie są w jej oczach ważniejsze od ziemskich.
3. Zaznaczyliśmy następnie różne zagadnienia, ciągle spotykające Kościół w jego ziemskiem życiu, i widzieliśmy, że powstają one z jego dwojakiej natury: niebiańskiej i ziemskiej. Gdyby Kościół był tylko ziemski albo tylko nadziemski, to nie byłoby wcale pokus, gdyż wszystkie one skierowane są do tej cechy podwójności, każda z nich jest próbą sprowadzenia zamieszania pojąć Kościoła o jego obowiązkach wzglądem Boga z jednej, i ludzi z drugiej strony. O ile może on używać ziemskich środków do celów niebiańskich? O ile polegać może na Boskiej interwencji?
O ile może tolerować mniejsze dobro dla celu ostatecznego wielkiego dobra? I widzieliśmy, że te trzy rodzaje trudności, pochodzące z dwojakiej natury Kościoła, głoszącego, że jest jeden, w zupełności odpowiadają trzem kuszeniom Chrystusa na początku Jego posłannictwa, bo i o Chrystusie mówimy, że ma dwie natury, a jedną osobą. I zobaczyliśmy, że te kuszenia są oznaką Boskości Chrystusa i Jego Kościoła, gdyż mogą tylko wtedy być tak silne i ciągłe, jeśli osoba kuszona jest zarówno Boską jak ludzką.
4. Potem zastanawialiśmy sią nad działalnością publiczną Chrystusa i Kościoła, nad sposobem uczenia i treścią tej nauki. I widzieliśmy, że cechuje je pewność siebie i stanowczość. „Uczył jako władzę mający, a nie jako doktorowie i faryzeuszowie“ (Mat. VII, 29) gdyż niema miejsca na szkoły filozoficzne wśród uczniów Boskiego Mistrza, wśród tych, co otrzymali Objawienie. Ludzkie stowarzyszenia, mające ambicję szukania i pytania i pukania do drzwi, muszą dawać swym członkom znaczną swobodę kierunku, w którym mają szukać, słów, w jakich mają pytać, wyboru drzwi, do których najlepiej pukać. Lecz Boskie stowarzyszenie, które znalazło i przyjęło, które już przeszło przez drzwi prowadzące do Ojca, trzymając klucze od tych drzwi, może mieć tylko jedną Drogę, jedną Wiarę, jedno Zycie. Ono także dlatego może mówić jako mające władzę, ono także tłumaczy i do pewnego stopnia zmienia, co zostało dawniej powiedziane. Ono jedno głośno mówi: „Zaprawdę, powiadam wam”, i ono jedno dlatego jest słuchane zawsze przez swe dzieci. Mimochodem zaznaczyliśmy jeszcze, że te same nauki Chrystusa, które najwięcej wywołały opozycji za Jego życia, dziś także najostrzej są zwalczane: system sakramentalny, rozgrzeszenie, obecność istotna i domaganie się Boskości. Na każde z tych oświadczeń to samo pytanie powraca: „Kto może .. . Jak może… to być?” — forma charakterystyczna zarzutu ze strony tych, co myślą, że wszystko wiedzą. „To nie mieści się w mojem doświadczeniu, dlatego nie może być prawdziwe.”
5. W końcu omawialiśmy kwestję cudów i widzieliśmy, że przede wszystkiem przemawiają one do tych, którzy są moralnie do wierzenia w nie przygotowani; że naprawdę żaden cud nie może przekonać tych, którzy są zdecydowani nie wierzyć w nie, i że chrześcijanie mają zupełne prawo, posiadając inne dowody, uważać cuda swego Boskiego Mistrza i swej Matki Kościoła za dalsze dowody nadnaturalnej potęgi w nich działającej.
To była dotychczasowa treść naszych rozważań, w każdym wypadku starałem się wykazać, że cechy Chrystusa, opowiedziane w Ewangeljach, są również cechami Kościoła katolickiego i wyłącznie jego cechami; że wrażenie, jakie te cechy robią na świecie, jest takie dziś jak wtedy, i źe cechy te nie mogą być inaczej rozumnie wytłumaczone, jeno że są cechami Jedynej Boskiej Osobistości.
„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej wiary. Cz.V. Charakterystyka pracy publicznej


Dodaj odpowiedź do Zbyszek Anuluj pisanie odpowiedzi