„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej wiary. Cz.VI. Cuda.


Życie i działalność Chrystusa

V.
CUDA

 

Przechodzimy‎ ‎do‎ ‎dalszych‎ ‎cech‎ ‎życia‎ ‎katolickiego —‎ ‎do‎ ‎elementu‎ ‎cudowności.‎ ‎Najpierw‎ ‎należy‎ ‎zaznaczyć,‎ że‎ ‎prócz‎ ‎paru‎ ‎nowoczesnych‎ ‎sekt,‎ ‎nawet‎ ‎nie starających‎ ‎się‎ ‎stwierdzić,‎ ‎że‎ ‎mają‎ ‎historyczną‎ ‎łączność‎ ‎z‎ ‎życiem‎ ‎Zbawiciela,‎ ‎żadna‎ ‎forma‎ ‎chrześcijańska w‎ ‎dzisiejszych‎ ‎czasach‎ ‎nawet‎ ‎nie‎ ‎pragnie‎ ‎na‎ ‎tem‎ ‎polu walczyć‎ ‎z‎ ‎katolicyzmem.‎ ‎Przeciwnie,‎ ‎ludzie,‎ ‎którzy chlubią‎ ‎się‎ ‎tem,‎ ‎że‎ ‎są‎ ‎„rozsądni‎”‎,‎ ‎stale‎ ‎podnoszą‎ ‎przeciw‎ ‎Kościołowi‎ ‎zarzuty,‎ ‎iż‎ ‎wierzy‎ ‎on‎ ‎w‎ ‎ustrój‎ ‎świata, dozwalający‎ ‎na‎ ‎zmiany‎ ‎w‎ ‎nim,‎ ‎co‎ ‎zupełnie‎ ‎dyskredytuje Kościół‎ ‎w‎ ‎oczach‎ ‎XX‎ ‎wieku.‎ ‎

Oto‎ ‎jak‎ ‎wyglądają‎ ‎te zarzuty.

 

1.‎ ‎Do‎ ‎niedawna‎ ‎utrzymywano‎ ‎wprost,‎ ‎że‎ ‎te‎ ‎wypadki‎ ‎cudowne‎ ‎nie‎ ‎istniały.‎ ‎Po prostu‎ ‎ludzie‎ ‎nie‎ ‎byli uleczeni‎ ‎modlitwą‎ ‎świętych,‎ ‎ślepi‎ ‎nie‎ ‎odzyskiwali‎ ‎wzroku,‎ ‎kalecy‎ ‎nie‎ ‎byli‎ ‎uzdrowieni‎ ‎przez‎ ‎dotknięcie‎ ‎relikwii;‎ ‎widzeń‎ ‎i‎ ‎objawień‎ ‎nie‎ ‎było.‎ ‎Widoczną‎ ‎więc‎ ‎rzeczą,‎ ‎że‎ ‎ci,‎ ‎którzy‎ ‎utrzymywali,‎ ‎że‎ ‎to‎ ‎się‎ ‎działo,‎ ‎byli niesumiennymi‎ ‎kłamcami,‎ ‎albo‎ ‎głupcami,‎ ‎zaślepionymi przez‎ ‎zabobon‎ ‎i‎ ‎nerwowe‎ ‎podniecenie,‎ ‎tak‎ ‎że‎ ‎nie‎ ‎zasługiwali‎ ‎na‎ ‎wiarę.

2.‎ ‎W‎ ‎ostatnich‎ ‎jednak‎ ‎trzydziestu‎ ‎czy‎ ‎czterdziestu‎ ‎latach‎ ‎zaszła‎ ‎zupełna‎ ‎zmiana.‎ ‎Przed‎ ‎czterdziestu laty‎ ‎żaden‎ ‎przeciętny‎ ‎uczony‎ ‎nie‎ ‎wierzył,‎ ‎by ‎‎cuda się‎ ‎działy,‎ ‎dziś‎ ‎żaden‎ ‎nawet‎ ‎nie‎ ‎próbuje‎ ‎im‎ ‎przeczyć. Dziś‎ ‎wadą‎ ‎Kościoła‎ ‎jest‎ ‎jego‎ ‎tłumaczenie‎ ‎faktów.‎ ‎Naturalnie‎ ‎cuda‎ ‎dzieją‎ ‎się,‎ ‎ale‎ ‎dzieją‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎każdej‎ ‎klinice‎ ‎hipnotycznej,‎ ‎są‎ ‎dokonywane‎ ‎przez‎ ‎ludzi,‎ ‎bez‎ ‎cienia‎ ‎nawet‎ ‎wiary‎ ‎w‎ ‎moc‎ ‎Bożą.‎ ‎Cała‎ ‎rzecz‎ ‎należy‎ ‎do dziedziny‎ ‎psychologii,‎ ‎nie ma‎ ‎w‎ ‎niej‎ ‎nic‎ ‎nadnaturalnego, czyli‎ ‎to znaczy ‎że‎ ‎cuda‎ ‎nie‎ ‎mają‎ ‎żadnego‎ ‎znaczenia‎ ‎jako dowody‎ ‎prawdziwości‎ ‎religji.‎ ‎

Prawdą‎ ‎jest,‎ ‎że‎ ‎Kościół miał‎ ‎słuszność‎ ‎co‎ ‎do‎ ‎podrzędnych‎ ‎szczegółów‎ ‎faktów, i‎ ‎nawet‎ ‎dość‎ ‎dokładnie‎ ‎obserwował‎ ‎i‎ ‎notował‎ ‎to,‎ ‎na co‎ ‎przyrodnicy‎ ‎nie‎ ‎zwracali‎ ‎uwagi;‎ ‎tak‎ ‎czy‎ ‎owak‎ ‎potrafił‎ ‎poznać‎ ‎i‎ ‎zużytkować‎ ‎tajemnice‎ ‎psychologii‎ ‎i‎ ‎sugestii‎ ‎na‎ ‎wiele‎ ‎stuleci,‎ ‎nim‎ ‎o‎ ‎naukach‎ ‎tych‎ ‎zaczęto‎ ‎marzyć,‎ ‎lecz‎ ‎to‎ ‎zupełnie‎ ‎nie‎ ‎naprawia‎ ‎jego‎ ‎nieuczciwości w‎ ‎wyzyskiwaniu‎ ‎zjawisk,‎ ‎znanych‎ ‎jako‎ ‎zupełnie‎ ‎naturalne,‎ ‎na‎ ‎swą‎ ‎korzyść.

Zastanowienie‎ ‎się‎ ‎nad‎ ‎temi‎ ‎faktami‎ ‎jest‎ ‎wysoce pouczające‎ ‎i‎ ‎zajmujące.‎ ‎Przed‎ ‎pięćdziesięciu‎ ‎laty‎ ‎myliliśmy‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎opisywaniu‎ ‎zdarzeń,‎ ‎dziś,‎ ‎gdy‎ ‎mamy‎ ‎rację‎ ‎co‎ ‎do‎ ‎ich‎ ‎istnienia,‎ ‎mylimy‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎sposobie‎ ‎ich‎ ‎tłumaczenia.‎ ‎W‎ ‎obu‎ ‎razach‎ ‎mylimy‎ ‎się,‎ ‎o‎ ‎ile‎ ‎nie‎ ‎jesteśmy‎ ‎nieuczciwi.‎ ‎Ciekawa‎ ‎rzecz,‎ ‎źe‎ ‎w‎ ‎najnowszych czasach‎ ‎katolicka‎ ‎wiara,‎ ‎iż‎ ‎dwie‎ ‎osobistości‎ ‎mogą w‎ ‎nadzwyczajnych‎ ‎wypadkach‎ ‎przebywać‎ ‎w‎ ‎jednem ciele,‎ ‎została‎ ‎potwierdzona‎ ‎przez‎ ‎uczonych,‎ ‎tylko‎ ‎oni to‎ ‎zwą‎ ‎„zmienną‎ ‎osobistością”,‎ ‎by‎ ‎odsunąć‎ ‎możliwie daleko‎ ‎ordynarny‎ ‎zabobon‎ ‎o‎ ‎istnieniu‎ ‎bezcielesnych osobistości,‎ ‎zwanych‎ ‎pospolicie‎ ‎szatanami.

Nim‎ ‎dalej‎ ‎pójdziemy,‎ ‎zwrócimy‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎opowiadania‎ ‎ewangelistów.‎ ‎Znajdziemy‎ ‎tam‎ ‎parę‎ ‎ważnych‎ ‎szczegółów.

I.‎ ‎Chrystus‎ ‎twierdził,‎ ‎że‎ ‎prawdę‎ ‎Jego‎ ‎posłannictwa‎ ‎podtrzymują‎ ‎i‎ ‎poświadczają‎ ‎nadnaturalne‎ ‎zdarzenia,‎ ‎wywołane‎ ‎Jego‎ ‎władzą‎ ‎nad‎ ‎naturą.‎ ‎„Chociaźbyście‎ ‎Mnie‎ ‎wierzyć‎ ‎nie‎ ‎chcieli,‎ ‎dziełom‎ ‎wierzcież„‎ ‎(J. X.‎ ‎38.)

II.‎ ‎Obiecał‎ ‎uczniom‎ ‎Swym,‎ ‎że‎ ‎te‎ ‎same‎ ‎dary‎ ‎będą towarzyszyły‎ ‎ich‎ ‎posłannictwu,‎ ‎jak‎ ‎towarzyszyły‎ ‎Jego pracy.‎ ‎„A‎ ‎nawet‎ ‎większych‎ ‎nad‎ ‎te‎ ‎dokaże,‎ ‎bo‎ ‎Ja‎ ‎idę do‎ ‎Ojca”‎ ‎(J.‎ ‎XIV,‎ ‎12-13).

 

3.‎ ‎Te‎ ‎widocznie‎ ‎nadnaturalne‎ ‎zdarzenia‎ ‎były‎ ‎sądzone‎ ‎i‎ ‎odrzucone‎ ‎wówczas‎ ‎w‎ ‎słowach‎ ‎i‎ ‎dla‎ ‎przyczyn prawie‎ ‎identycznych‎ ‎do‎ ‎tych,‎ ‎które‎ ‎są‎ ‎wygłaszane wobec‎ ‎cudów‎ ‎Kościoła.
Albo‎ ‎nie‎ ‎było‎ ‎ich,‎ ‎albo‎ ‎uczynione‎ ‎były‎ ‎za pomocą‎ ‎innej‎ ‎siły‎ ‎niż‎ ‎ta,‎ ‎przez‎ ‎którą‎ ‎utrzymywał‎ ‎czyniący‎ ‎je,‎ ‎że‎ ‎są‎ ‎dokonane.‎ ‎Ślepy‎ ‎od‎ ‎urodzenia,‎ ‎który mówił,‎ że‎ ‎go‎ ‎Chrystus‎ ‎uleczył,‎ ‎nie‎ ‎mógł‎ ‎od‎ ‎urodzenia być‎ ‎ślepym,‎ ‎gdyż‎ ‎w‎ ‎takim‎ ‎razie‎ ‎nie‎ ‎zostałby‎ ‎wyleczony‎ ‎a‎ ‎także‎ ‎musiał‎ ‎być‎ ‎złym‎ ‎człowiekiem,‎ ‎zatem nie‎ ‎zasługiwał‎ ‎na‎ ‎wiarę.‎ ‎Albo‎ ‎gdy‎ ‎żadne‎ ‎tłumaczenie‎ ‎nie‎ ‎dało‎ ‎się‎ ‎utrzymać,‎ ‎to‎ ‎głoszono,‎ ‎że‎ ‎napastowani przez‎ ‎szatanów‎ ‎i‎ ‎uwolnieni‎ ‎od‎ ‎nich‎ ‎mocą‎ ‎tego‎ ‎samego Proroka,‎ ‎byli‎ ‎uwolnieni‎ ‎za pomocą‎ ‎ponurych‎ ‎sił‎ ‎piekła, nie‎ ‎zaś‎ ‎Mocą‎ ‎Bożą.‎ ‎Prawda,‎ ‎że‎ ‎takiego‎ ‎tłumaczenia cudów‎ ‎w‎ ‎życiu‎ ‎katolicyzmu‎ ‎nie‎ ‎podjęli‎ ‎się‎ ‎dotąd‎ ‎krytycy‎ ‎naukowi,‎ ‎lecz‎ ‎powodem‎ ‎tego‎ ‎jest‎ ‎na‎ ‎pewno‎ ‎ty‎ ‎o to,‎ ‎iż‎ ‎nauka‎ ‎ich‎ ‎nie‎ ‎doprowadziła‎ ‎jeszcze‎ ‎do‎ ‎wiary w‎ ‎szatana;‎ ‎mniej‎ ‎uczeni‎ ‎krytycy‎ ‎często‎ ‎wyjaśniali‎ ‎cuda w‎ ‎powyżej‎ ‎przytoczony‎ ‎sposób.

 

4.‎ ‎Ponieważ‎ ‎cuda‎ ‎uważano‎ ‎za‎ ‎niedostateczny‎ ‎dowód‎ ‎Boskiego‎ ‎Posłannictwa‎ ‎Chrystusa,‎ ‎zatem‎ ‎żądano od‎ ‎Niego,‎ ‎by‎ ‎uczynił‎ ‎jakiś‎ ‎niewątpliwy‎ ‎znak‎ ‎z‎ ‎niebios, coś,‎ ‎przeciw‎ ‎czemu‎ ‎protestować‎ ‎nie‎ ‎byłoby‎ ‎można. Na‎ ‎to‎ ‎On‎ ‎odpowiedział‎ ‎z‎ ‎bardzo‎ ‎wyraźnem‎ ‎oburzeniem,‎ ‎że‎ ‎żadnego‎ ‎znaku‎ ‎nie‎ ‎da‎ ‎prócz‎ ‎znaku‎ ‎Proroka Jonasza,‎ ‎czyli‎ ‎Zmartwychwstania,‎ ‎a‎ ‎i‎ ‎ten‎ ‎znak,‎ ‎doda‎ ‎, będzie‎ ‎uważany‎ ‎za‎ ‎niewystarczający.‎ ‎Ta‎ ‎przepowiednia‎ ‎sprawdziła‎ ‎się‎ ‎dokładnie,‎ ‎gdy‎ ‎przed‎ ‎pustym‎ ‎grobem‎ ‎stanęli‎ ‎niewierzący.‎ ‎‎„Uczniowie Jego przyszli w‎ ‎nocy‎ ‎i‎ ‎wykradli‎ ‎Go.“‎ ‎(Mat.‎ ‎XXVIII,‎13 ‎.)

Zestawmy‎ ‎ściślej‎ ‎to,‎ ‎cośmy‎ ‎wyżej‎ ‎powiedzieli.

Pewna‎ ‎ilość‎ ‎zjawisk‎ ‎—‎ ‎w‎ ‎każdym‎ ‎razie‎ ‎niezwykłych‎ ‎—‎ ‎towarzyszyła‎ ‎powstaniu‎ ‎chrystjanizmu‎ ‎i‎ ‎dalszemu‎ ‎jego‎ ‎życiu‎ ‎w‎ ‎katolicyzmie.‎ ‎Żadna‎ ‎inna‎ ‎forma chrześcijaństwa‎ ‎nie‎ ‎odznaczała‎ ‎się‎ ‎tą‎ ‎cechą,‎ ‎co‎ ‎więcej, nie‎ ‎występowała‎ ‎z‎ ‎twierdzeniem,‎ ‎iż‎ ‎ją‎ ‎posiada.‎ ‎Zatem prima‎ ‎facie‎ ‎katolicyzm,‎ ‎jak‎ ‎w‎ ‎innych‎ ‎wyżej‎ ‎omawianych kwestiach,‎ ‎ma‎ ‎wyjątkowe‎ ‎prawo,‎ ‎aby‎ ‎go‎ ‎uważano‎ ‎za prawdziwą‎ ‎kontynuację‎ ‎religii‎ ‎według‎ ‎Ewangelii,‎ ‎ponieważ‎ ‎Założyciel‎ ‎chrześcijaństwa‎ ‎wyraźnie‎ ‎zapowiedział,‎ ‎że‎ ‎Jego‎ ‎prawdziwi‎ ‎uczniowie‎ ‎będą‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎ten sposób‎ ‎odznaczali.‎ ‎W‎ ‎tej‎ ‎właśnie‎ ‎kwestii‎ ‎spornej między‎ ‎katolicyzmem‎ ‎i‎ ‎protestantyzmem‎ ‎z‎ ‎dziwnem‎ ‎uczuciem‎ ‎słyszy‎ ‎się‎ ‎chrześcijan‎ ‎niekatolików,‎ ‎godzących‎ ‎się na‎ ‎pierwiastek‎ ‎cudowności‎ ‎w‎ ‎Ewangelii,‎ ‎a‎ ‎starających się‎ ‎wyjaśnić‎ ‎brak‎ ‎jego‎ ‎w‎ ‎protestantyzmie,‎ ‎mimo‎ ‎znaczących‎ ‎słów‎ ‎Chrystusa‎ ‎w‎ ‎tej‎ ‎sprawie.‎ ‎Mówią‎ ‎nam na przykład,‎ ‎że‎ ‎cuda‎ ‎były‎ ‎potrzebne‎ ‎dla‎ ‎ustanowienia chrześcijaństwa,‎ ‎lecz‎ ‎nie‎ ‎dla‎ ‎jego‎ ‎trwania,‎ ‎mimo‎ ‎faktu, że‎ ‎w‎ ‎każdym‎ ‎pogańskim‎ ‎kraju‎ ‎cuda‎ ‎są‎ ‎równie‎ ‎potrzebne,‎ ‎jak‎ ‎były‎ ‎na‎ ‎początku.‎ ‎Zaś‎ ‎co‎ ‎do‎ ‎twierdzenia‎ ‎katolickiego,‎ ‎że‎ ‎cuda‎ ‎działy‎ ‎się‎ ‎dalej‎ ‎między‎ ‎prawdziwymi‎ ‎uczniami‎ ‎Chrystusa,‎ ‎protestanci‎ ‎zmuszeni‎ ‎są, aby‎ ‎obalić‎ ‎to‎ ‎twierdzenie,‎ ‎do‎ ‎łączenia‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎przeciwnikami‎ ‎wszystkich‎ ‎cudów‎ ‎i‎ ‎do‎ ‎używania‎ ‎tych‎ ‎samych argumentów,‎ ‎jakich‎ ‎zdeklarowani‎ ‎wrogowie‎ ‎Zbawiciela używali‎ ‎przeciw‎ ‎Jego‎ ‎cudom.

Spór‎ ‎zaś‎ ‎między‎ ‎katolicyzmem‎ ‎a‎ ‎resztą‎ ‎świata, t.‎ ‎j.‎ ‎między‎ ‎tymi,‎ ‎którzy‎ ‎uznają‎ ‎cuda‎ ‎Chrystusa‎ ‎i‎ ‎cuda Kościoła,‎ ‎a‎ ‎tamtymi,‎ ‎którzy‎ ‎zaprzeczają‎ ‎ich‎ ‎istnienie lub‎ ‎tłumaczą‎ ‎je‎ ‎naturalnemi‎ ‎sposobami,‎ ‎przedstawia się‎ ‎daleko‎ ‎poważniej.‎ ‎Tamci‎ ‎utrzymują,‎ ‎albo‎ ‎że‎ ‎dane wypadki‎ ‎nie‎ ‎zaszły,‎ ‎chociaż‎ ‎to‎ ‎stanowisko‎ ‎każdy‎ ‎inteligentny‎ ‎człowiek‎ ‎musi‎ ‎bardzo‎ ‎szybko‎ ‎porzucić,‎ ‎gdy choć‎ ‎trochę‎ ‎zapoznał‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎medycyną‎ ‎lub‎ ‎psychologią; albo‎ ‎też,‎ ‎że‎ ‎miały‎ ‎one‎ ‎miejsce‎ ‎—‎ ‎przynajmniej‎ ‎część ich‎ ‎—‎ ‎lecz‎ ‎że‎ ‎nie‎ ‎mają‎ ‎one‎ ‎wartości‎ ‎jako‎ ‎dowody‎ ‎religijne,‎ ‎gdyż‎ ‎mogłyby‎ ‎być‎ ‎powtórzone‎ ‎w‎ ‎naturalny sposób‎ ‎i‎ ‎czynione‎ ‎pod‎ ‎patronatem‎ ‎innych‎ ‎religij.

Zanim‎ ‎zastanowimy‎ ‎się‎ ‎nad‎ ‎zamiarami‎ ‎Chrystusa przy‎ ‎czynieniu‎ ‎tych‎ ‎co‎ ‎najmniej‎ ‎niezwykłych‎ ‎rzeczy, musimy‎ ‎zrobić‎ ‎parę‎ ‎uwag‎ ‎o‎ ‎tern‎ ‎ostatniem‎ ‎wyjaśnieniu cudów‎ ‎wogóle.

I.‎ ‎Jak‎ ‎zaznaczyliśmy‎ ‎wyżej,‎ ‎co‎ ‎do‎ ‎samych‎ ‎faktów‎ ‎naukowa‎ ‎opinia‎ ‎myliła‎ ‎się,‎ ‎a‎ ‎Kościół‎ ‎miał‎ ‎słuszność.‎ ‎Powiedziono‎ ‎bowiem,‎ że‎ ‎ci,‎ ‎których‎ ‎do‎ ‎niedawna uważano‎ ‎za‎ ‎nieuczciwych‎ ‎lub‎ ‎histerycznych‎ ‎wizjonerów,‎ ‎są‎ ‎ściślejsi‎ ‎w‎ ‎obserwacjach‎ ‎i‎ ‎bardziej‎ ‎doświadczeni‎ ‎od‎ ‎swych‎ ‎naukowych‎ ‎krytyków.‎ ‎To‎ ‎daje‎ ‎dużo do‎ ‎myślenia.

II.‎ ‎Dalej,‎ ‎na‎ ‎co‎ ‎także‎ ‎zwracaliśmy‎ ‎już‎ ‎uwagę, godnem‎ ‎jest‎ ‎zastanowienia,‎ ‎że‎ ‎jeśli‎ ‎naturalistyczne‎ ‎tłumaczenie‎ ‎jest‎ ‎prawdziwe‎ ‎—‎ ‎a‎ ‎naturalnie‎ ‎żaden‎ ‎katolik nie‎ ‎myślałby‎ ‎zaprzeczać,‎ ‎że‎ ‎jest‎ ‎w‎ ‎niem‎ ‎jakaś‎ ‎cząstka prawdy‎ ‎—‎ ‎oto‎ ‎przez‎ ‎dwa‎ ‎tysiące‎ ‎lat‎ ‎katolicka‎ ‎świętość‎ ‎używała‎ ‎i‎ ‎zastosowywała‎ ‎jakoś‎ ‎siły‎ ‎nieznane i‎ ‎nieprzeczuwane‎ ‎przez‎ ‎naukę.‎ ‎Nawet‎ ‎i‎ ‎teraz‎ ‎są‎ ‎niektórzy‎ ‎niekatoliccy‎ ‎uczeni,‎ ‎którzy‎ ‎przyznają,‎ ‎że‎ ‎tzw. „religijna‎ ‎sugestia”‎ ‎jest‎ ‎najsilniejsza‎ ‎ze‎ ‎wszystkich‎ ‎form sugestii.

A‎ ‎jaka‎ ‎była‎ ‎tajemnica,‎ ‎przez‎ ‎którą‎ ‎natknęli‎ ‎się katolicy‎ ‎na‎ ‎siły‎ ‎nieznane‎ ‎lub‎ ‎mało‎ ‎znane‎ ‎reszcie‎ ‎świata?

Katolicy‎ ‎sami‎ ‎zawsze‎ ‎przyznawali,‎ że‎ ‎w‎ ‎tłumaczeniu‎ ‎cudów‎ ‎za pomocą‎ ‎sugestji‎ ‎jest‎ ‎cząstka‎ ‎prawdy, nawet‎ ‎sam‎ ‎Chrystus‎ ‎to‎ ‎zaznacza.‎ ‎Raz‎ ‎po‎ ‎raz‎ ‎w‎ ‎cudach‎ ‎Swych‎ ‎kładzie‎ ‎nacisk,‎ ‎iż‎ ‎to‎ ‎wiara‎ ‎je‎ ‎umożliwiła. Nawet‎ ‎Jego‎ ‎własna‎ ‎potęga‎ ‎była‎ ‎skrępowana‎ ‎otoczeniem‎ ‎pełnem‎ ‎niewiary.‎ ‎Czytamy:‎ ‎„I‎ ‎z‎ ‎powodu‎ ‎ich niedowiarstwa‎ ‎niewiele‎ ‎zdziałał‎ ‎tam‎ ‎cudów‎ ‎(Mat.‎ ‎XIII, 58.)‎ ‎

Lecz‎ ‎ten‎ ‎element‎ ‎Wiary‎ ‎nie‎ ‎wyklucza‎ ‎drugiego elementu‎ ‎Mocy,‎ ‎na‎ ‎której‎ ‎Wiara‎ ‎się‎ ‎opiera.‎ ‎W‎ ‎jednym‎ ‎z‎ ‎cudów‎ ‎—‎ ‎uleczeniu‎ ‎kobiety,‎ ‎która‎ ‎dotknęła‎ ‎się Jego‎ ‎szaty‎ ‎—‎ ‎mowa‎ ‎jest‎ ‎o‎ ‎obu.‎ ‎„Moc‎ ‎cudotwórcza udzieliła‎ ‎się‎ ‎ze‎ ‎Mnie*‎ ‎—‎ ‎woła‎ ‎Chrystus,‎ ‎a‎ ‎zaraz‎ ‎potem:‎ ‎„Wiara‎ ‎twoja‎ ‎uzdrowiła‎ ‎cię”‎ ‎(Ł.‎ ‎VIII,‎ ‎46—48.)
Zatem‎ ‎te‎ ‎dwa‎ ‎elementy‎ ‎są‎ ‎do‎ ‎siebie‎ ‎w‎ ‎stosunku‎ ‎smyczka‎ ‎do‎ ‎skrzypiec:‎ ‎żadne‎ ‎samo‎ ‎przez‎ ‎się‎ ‎nie‎ ‎stworzy muzyki,‎ ‎każde‎ ‎potrzebuje‎ ‎dopełnienia.‎ ‎I‎ ‎jeśli‎ ‎jest‎ ‎jednostronnością‎ ‎wszystko‎ ‎przypisywać‎ ‎skrzypcom‎ ‎— wszystko‎ ‎władczej‎ ‎mocy‎ ‎Boga,‎ ‎to‎ ‎jest‎ ‎równie‎ ‎jednostronnem,‎ ‎według‎ ‎zwyczaju‎ ‎nowoczesnych‎ ‎psychologów-amatorów,‎ ‎wszystko‎ ‎przypisywać‎ ‎sile‎ ‎sugestji.

 

III.‎ ‎Po‎ ‎trzecie,‎ ‎wszystkie‎ ‎psychologiczne‎ ‎wyjaśnienia‎ ‎na‎ ‎świecie‎ ‎nie‎ ‎mogą‎ ‎wyjaśnić‎ ‎wszystkich‎ ‎faktów,‎ ‎chyba‎ ‎że‎ ‎psychologowie‎ ‎uczynią‎ ‎bardzo‎ ‎dziecinny‎ ‎i‎ ‎naiwny‎ ‎akt‎ ‎wiary.‎ ‎Na przykład:‎ ‎są‎ ‎pewne‎ ‎udowodnione‎ ‎zdarzenia‎ ‎w‎ ‎Lourdes‎ ‎i‎ ‎gdzie‎ ‎indziej‎ ‎(jak‎ ‎na przykład‎ ‎nagłe‎ ‎uleczenie‎ ‎nogi‎ ‎Piotra‎ ‎Ruddera,‎ ‎złamanej‎ ‎przed‎ ‎ośmiu‎ ‎laty),‎ ‎których‎ ‎psychologiczny‎ ‎eksperyment‎ ‎absolutnie‎ ‎naśladować‎ ‎nie‎ ‎potrafi.‎ ‎Raz‎ ‎po‎ ‎raz zdarzają‎ ‎się‎ ‎nadzwyczajne‎ ‎uleczenia‎ ‎(np.‎ ‎świeżo‎ ‎wyzdrowienie‎ ‎Marji‎ ‎Borel),‎ ‎mogące‎ ‎ostatecznie‎ ‎być‎ ‎wynikiem‎ ‎silnej‎ ‎sugestji,‎ ‎ale‎ ‎nie‎ ‎w‎ ‎tak‎ ‎zdumiewająco‎ ‎krótkim‎ ‎czasie,‎ ‎w‎ ‎jakim‎ ‎zachodzą.‎ ‎(Mówię‎ ‎tu‎ ‎o‎ ‎uleczeniach, których‎ ‎nikt‎ ‎nie‎ ‎zakwestjonował.)‎ ‎Jakże‎ ‎psychologowie wobec‎ ‎nich‎ ‎się‎ ‎zachowują?‎ ‎Oto,‎ ‎jak‎ ‎sam‎ ‎słyszałem, przyjmują‎ ‎je‎ ‎aktem‎ ‎wiary‎ ‎tak‎ ‎prostym,‎ że‎ ‎żaden‎ ‎wieśniak‎ ‎bretoński‎ ‎nie‎ ‎przewyższyłby‎ ‎ich‎ ‎dziecinnej‎ ‎wiary: „Wierzę‎ ‎—‎ ‎mówią‎ ‎ci‎ ‎uczeni‎ ‎psychologowie‎ ‎—‎ ‎w‎ ‎Naturę.‎ ‎Wszystko‎ ‎co‎ ‎się‎ ‎dzieje,‎ ‎jest‎ ‎dziełem‎ ‎Natury. Lecz‎ ‎Natura‎ ‎ma‎ ‎swe‎ ‎tajemnice,‎ ‎i‎ ‎te‎ ‎cudowne‎ ‎wydarzenia‎ ‎są‎ ‎właśnie‎ ‎tajemnicami‎ ‎Natury.‎ ‎Kiedy‎ ‎rozszerzy się‎ ‎zakres‎ ‎mej‎ ‎wiedzy,‎ ‎wtedy‎ ‎zrozumiem‎ ‎wewnętrzny ich‎ ‎związek.‎ ‎Chwilowo‎ ‎mogę‎ ‎tylko‎ ‎uznać‎ ‎ich‎ ‎rzeczywiste‎ ‎istnienie‎ ‎i‎ ‎wierzyć. ‎Wspaniały‎ ‎to‎ ‎akt‎ ‎wiary, lecz‎ ‎nie‎ ‎wyjaśnienie‎ ‎tajemnicy.

 

IV.‎ ‎Jeszcze‎ ‎jedna‎ ‎ogólna‎ ‎uwaga‎ ‎o‎ ‎cudach,‎ ‎zanim przedstawię‎ ‎cuda‎ ‎nadprzyrodzone‎ ‎w‎ ‎szczególe.

Przeciw‎ ‎cudom‎ ‎podnosi‎ ‎się‎ ‎zarzut,‎ że‎ ‎nauka‎ ‎objawiła‎ ‎nam‎ ‎panowanie‎ ‎praw,‎ ‎że‎ ‎coraz‎ ‎lepiej‎ ‎poznajemy, iż‎ ‎wszystkie‎ ‎zjawiska‎ ‎świata‎ ‎reguluje‎ ‎stale‎ ‎prawo.‎ ‎Czy może‎ ‎więc‎ ‎człowiek‎ ‎uczony‎ ‎przyjąć‎ ‎jakieś‎ ‎przekroczenie‎ ‎i‎ ‎brak‎ ‎ciągłości‎ ‎w‎ ‎prawie?‎ ‎Lecz‎ ‎kto‎ ‎kiedy‎ ‎twierdził,‎ ‎że‎ ‎cuda‎ ‎polegają‎ ‎na‎ ‎przekroczeniu‎ ‎lub‎ ‎zniszczeniu praw?‎ ‎Oto‎ ‎zasada‎ ‎prawa‎ ‎ciężkości‎ ‎głosi,‎ ‎że‎ ‎wszystkie‎ ‎ciała‎ ‎spadają‎ ‎ku‎ ‎środkowi‎ ‎ziemi.‎ ‎Lecz‎ ‎nie‎ ‎przekraczam‎ ‎prawa‎ ‎ciężkości,‎ ‎podnosząc‎ ‎książkę‎ ‎ze‎ ‎stołu, wprowadzam‎ ‎tylko‎ ‎w‎ ‎działanie‎ ‎inne‎ ‎prawo,‎ ‎które‎ ‎chwilowo‎ ‎wstrzymuje‎ ‎działanie‎ ‎prawa‎ ‎ciężkości.‎ ‎Otóż‎ ‎katolicy‎ ‎nie‎ ‎twierdzą,‎ ‎by‎ ‎Prawodawca‎ ‎musiał‎ ‎zatrzymywać‎ ‎lub‎ ‎łamać‎ ‎swe‎ ‎własne‎ ‎prawa,‎ ‎czyniąc‎ ‎cud,‎ ‎lecz że‎ ‎po prostu‎ ‎na‎ ‎chwilę‎ ‎wprowadza‎ ‎w‎ ‎czyn‎ ‎inne,‎ ‎nadnaturalne‎ ‎prawa,‎ ‎wyższe‎ ‎od‎ ‎praw‎ ‎zwykłych.‎ ‎Innemi słowy,‎ ‎katolicy‎ ‎twierdzą,‎ ‎że‎ ‎Stwórca‎ ‎jest‎ ‎silniejszy‎ ‎od stworzenia,‎ ‎że‎ ‎posiada‎ ‎całe‎ ‎zapasy‎ ‎energji‎ ‎do‎ ‎rozporządzenia,‎ ‎o‎ ‎których‎ ‎bardzo‎ ‎mało‎ ‎albo‎ ‎nic‎ ‎nie‎ ‎wiemy, i‎ ‎że‎ ‎korzysta‎ ‎On‎ ‎z‎ ‎tej‎ ‎energji‎ ‎przy‎ ‎niektórych‎ ‎zjawiskach‎ ‎w‎ ‎sposób,‎ ‎którego‎ ‎wobec‎ ‎stanu‎ ‎dzisiejszego‎ ‎nauki‎ ‎wyjaśnić‎ ‎nie‎ ‎możemy.‎ ‎

Nie ma‎ ‎w‎ ‎tem‎ ‎nic‎ ‎przeciwnego‎ ‎nauce,‎ ‎czy‎ ‎jest‎ ‎to‎ ‎prawda‎ ‎czy‎ ‎nie.‎ ‎Lecz‎ ‎antychrześcijańska‎ ‎quasi‎ ‎naukowa‎ ‎metoda‎ ‎argumentowania jest‎ ‎jeszcze‎ ‎jednym‎ ‎dowodem‎ ‎wprost‎ ‎nieprawdopodobnego‎ ‎zacofania‎ ‎i‎ ‎zaściankowości‎ ‎naszych‎ ‎czasów. Nie ma‎ ‎przymusu‎ ‎wierzyć‎ ‎w‎ ‎nadprzyrodzone‎ ‎skutki wiary‎ ‎chrześcijańskiej;‎ ‎wystarczy‎ ‎—‎ ‎dobrowolne‎ ‎pragnienie‎ ‎wiary,‎ ‎lecz‎ ‎uczeni‎ ‎powinniby‎ ‎przynajmniej‎ ‎nauczyć‎ ‎się‎ ‎(i‎ ‎prawdziwi‎ ‎uczeni‎ ‎umieją‎ ‎to)‎ ‎zwykłej‎ ‎pokory.‎ ‎Zachowanie‎ ‎się‎ ‎tych‎ ‎quasi‎ ‎uczonych‎ ‎przypomina mi‎ ‎pewną‎ ‎starą‎ ‎kobietę,‎ ‎która‎ ‎uwierzyła‎ ‎bez‎ ‎wahania, gdy‎ ‎syn‎ ‎jej‎ ‎opowiadał,‎ ‎że‎ ‎znalazł‎ ‎na‎ ‎Araracie‎ ‎szczątki arki‎ ‎Noego,‎ ‎lecz‎ ‎oburzyła‎ ‎się,‎ ‎gdy‎ ‎jej‎ ‎mówił,‎ ‎że‎ ‎widział‎ ‎latające‎ ‎ryby.‎ ‎»Ryby‎ ‎nie‎ ‎latają‎ ‎—‎ ‎rzekła‎ ‎mu‎ ‎—ale‎ ‎pływają‎ ‎w‎ ‎wodzie.‎ ‎Dlatego‎ ‎nieprawda,‎ ‎żebyś widział‎ ‎latające‎ ‎ryby”.

 

Teraz‎ ‎zwrócimy‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎cudów,‎ ‎opowiedzianych w‎ ‎Ewangeliach‎ ‎lub‎ ‎przez‎ ‎historię,‎ ‎i‎ ‎zobaczymy,‎ ‎czy nie ma‎ ‎w‎ ‎nich‎ ‎jakiejś‎ ‎zasady,‎ ‎mogącej‎ ‎usunąć‎ ‎wiekowe nieporozumienie‎ ‎o‎ ‎ich‎ ‎wartości.‎ ‎Zacznijmy‎ ‎od‎ ‎przypowieści.

Mam‎ ‎przyjaciela,‎ ‎którego‎ ‎znam‎ ‎bardzo‎ ‎dobrze wiem,‎ ‎jaki‎ ‎jest‎ ‎jego‎ ‎stan‎ ‎majątkowy,‎ ‎i‎ ‎wiem,‎ ‎że‎ ‎robi on‎ ‎wiele‎ ‎dobrego‎ ‎w‎ ‎tajemnicy. Pewnego‎ ‎dnia‎ ‎dowiaduję‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎mieście,‎ ‎że‎ ‎dał 1000‎ ‎fr.‎ ‎na‎ ‎cel‎ ‎dobroczynny,‎ ‎słyszę‎ ‎to‎ ‎od‎ ‎osoby‎ ‎nieźle‎ ‎poinformowanej,‎ ‎lecz‎ ‎niezupełnie‎ ‎pewnej,‎ ‎ponieważ jednak‎ ‎godzi‎ ‎się‎ ‎to‎ ‎zupełnie‎ ‎z‎ ‎charakterem‎ ‎mego przyjaciela,‎ ‎więc‎ ‎nie‎ ‎wątpię‎ ‎o‎ ‎prawdzie‎ ‎tego.‎ ‎Inna osoba,‎ ‎znając‎ ‎go‎ ‎tylko‎ ‎pobieżnie‎ ‎i‎ ‎słysząc‎ ‎z‎ ‎tego‎ ‎samego‎ ‎źródła‎ ‎wiadomość,‎ ‎od razu‎ ‎wątpi‎ ‎o‎ ‎te,.‎ ‎To niepodobne‎ ‎do‎ ‎niego‎ ‎—‎ ‎mówi‎ ‎—‎ ‎nigdy‎ ‎na‎ ‎żadnej składkowej‎ ‎liście‎ ‎jego‎ ‎nazwiska‎ ‎niema,‎ ‎to‎ ‎być‎ ‎nie‎ ‎może. W‎ ‎parę‎ ‎dni‎ ‎potem,‎ ‎dowiedziawszy‎ ‎się‎ ‎stanowczo,‎ ‎że to‎ ‎prawda,‎ ‎osoba‎ ‎ta‎ ‎zaczyna‎ ‎utrzymywać,‎ ‎że‎ ‎musiał on‎ ‎mieć‎ ‎jakiś‎ ‎poboczny‎ ‎a‎ ‎nieładny‎ ‎cel:‎ ‎może‎ ‎chciał rozgłosu,‎ ‎a‎ ‎może‎ ‎zwarjował.

Zdaje‎ ‎mi‎ ‎się,‎ ‎że‎ ‎jest‎ ‎to‎ ‎niezłe‎ ‎zestawienie.

Mówią,‎ ‎że‎ ‎cuda‎ ‎mogą‎ ‎przekonać‎ ‎tylko‎ ‎tych,‎ ‎którzy‎ ‎są‎ ‎z‎ ‎innych‎ ‎powodów‎ ‎przekonani‎ ‎o‎ ‎prawdzie‎ ‎religii.‎ ‎Myślę,‎ ‎że‎ ‎często‎ ‎tak‎ ‎bywa.‎ ‎Niema‎ ‎ani‎ ‎jednego przykładu,‎ ‎by‎ ‎otwarci‎ ‎wrogowie‎ ‎Chrystusa‎ ‎uwierzyli w‎ ‎Jego‎ ‎Bóstwo‎ ‎po‎ ‎jakimkolwiek‎ ‎cudzie,‎ ‎i‎ ‎zapewne‎ ‎nie zdarzył‎ ‎się‎ ‎ani‎ ‎razu‎ ‎taki‎ ‎wypadek‎ ‎wobec‎ ‎cudów‎ ‎katolicyzmu.‎ ‎Lecz,‎ ‎jak‎ ‎zdaje‎ ‎się,‎ ‎jest‎ ‎to‎ ‎fakt,‎ ‎że‎ ‎Bóg‎ ‎nigdy‎ ‎nie‎ ‎czynił‎ ‎tak‎ ‎przekonywającego‎ ‎cudu,‎ ‎by‎ ‎wolną wolę‎ ‎człowieka‎ ‎skrępować.‎ ‎Przynajmniej‎ ‎Pan‎ ‎nasz dwa‎ ‎razy‎ ‎za‎ ‎czasów‎ ‎Swego‎ ‎ziemskiego‎ ‎żywota‎ ‎odmówił‎ ‎takiego‎ ‎cudu.‎ ‎Nigdy‎ ‎nie‎ ‎zwyciężał‎ ‎wolnej‎ ‎woli, nigdy‎ ‎tej‎ ‎najwyższej‎ ‎zdolności‎ ‎człowieka‎ ‎nie‎ ‎poniżył.

Cuda‎ ‎zdają‎ ‎się‎ ‎zawsze‎ ‎być‎ ‎takie,‎ ‎by,‎ ‎kto‎ ‎moralnie‎ ‎jest im‎ ‎przeciwny,‎ ‎kto‎ ‎jest‎ ‎w‎ ‎zupełnej‎ ‎niezgodzie‎ ‎z‎ ‎Bogiem —‎ ‎mógł‎ ‎wytłumaczyć‎ ‎je‎ ‎sobie‎ ‎dowolnie.‎ ‎Cuda‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎Ewangeljach,‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎Kościele‎ ‎mają‎ ‎zawsze‎ ‎taki‎ ‎charakter,‎ ‎że utwierdzają‎ ‎wiarę‎ ‎wahających‎ ‎się,‎ ‎wzmacniają‎ ‎i‎ ‎przekonywają‎ ‎niepewnych.‎ ‎Dalej,‎ ‎stanowią‎ ‎one‎ ‎dodatkowe świadectwo‎ ‎dla‎ ‎twierdzenia,‎ ‎że‎ ‎Cudotwórca‎ ‎jest‎ ‎Panem natury,‎ ‎lecz‎ ‎nie‎ ‎niszczą,‎ ‎ani‎ ‎nie‎ ‎wstrzymują‎ ‎wolnej woli‎ ‎człowieka,‎ ‎jeśli‎ ‎jego‎ ‎moralne‎ ‎usposobienie‎ ‎jest przeciwne‎ ‎wierze,‎ ‎jeśli‎ ‎z‎ ‎innych‎ ‎powodów‎ ‎jest‎ ‎on‎ ‎Bogu nieprzyjazny.‎ ‎Każda‎ ‎strona‎ ‎ma‎ ‎pewne‎ ‎prawo‎ ‎uważać, że‎ ‎jest‎ ‎logiczna,‎ ‎zupełnie‎ ‎tak‎ ‎jak‎ ‎ja‎ ‎i‎ ‎osoba‎ ‎z‎ ‎mojej przypowieści‎ ‎możemy‎ ‎twierdzić‎ ‎każdy‎ ‎z osobna,‎ ‎że‎ ‎mamy‎ ‎rację‎ ‎w‎ ‎swoim‎ ‎sądzie‎ ‎o‎ ‎postępowaniu‎ ‎mego‎ ‎przyjaciela.‎ ‎Ja,‎ ‎znając‎ ‎mego‎ ‎przyjaciela,‎ ‎uważam,‎ ‎że‎ ‎jego ofiara‎ ‎jest‎ ‎w‎ ‎zupełnej‎ ‎zgodzie‎ ‎z‎ ‎jego‎ ‎charakterem, a‎ ‎lubo‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎wypadku‎ ‎to‎ ‎ogłoszenie‎ ‎jego‎ ‎nazwiska jest‎ ‎niezwykle,‎ ‎mimo‎ ‎to‎ ‎fakt‎ ‎ten‎ ‎daje‎ ‎mi‎ ‎wyraźny dowód‎ ‎jego‎ ‎dobroci‎ ‎i‎ ‎miłosierdzia;‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎to‎ ‎tylko wrażenie,‎ ‎to‎ ‎jest‎ ‎realne‎ ‎i‎ ‎logiczne‎ ‎rozumowanie.‎ ‎Tamta osoba,‎ ‎na‎ ‎innem‎ ‎stanowisku‎ ‎stojąc,‎ ‎wytworzyła‎ ‎sobie inne‎ ‎pojęcie‎ ‎o‎ ‎moim‎ ‎przyjacielu,‎ ‎i‎ ‎dlatego‎ ‎najpierw nie‎ ‎wierzy;‎ ‎gdy‎ ‎zaś‎ ‎przekonała‎ ‎się‎ ‎o‎ ‎prawdzie‎ ‎faktu, bardzo‎ ‎logicznie‎ ‎szuka‎ ‎wyjaśnienia‎ ‎odpowiedniego‎ ‎do swego‎ ‎pojęcia‎ ‎o‎ ‎człowieku.

Tak‎ ‎samo‎ ‎ma‎ ‎się‎ ‎rzecz‎ ‎z‎ ‎cudami.‎ ‎Katolicy‎ ‎z‎ ‎tysiąca‎ ‎moralnych‎ ‎powodów‎ ‎wierzą‎ ‎w‎ ‎Kościół‎ ‎katolicki, są‎ ‎przekonani,‎ ‎że‎ ‎jest‎ ‎on‎ ‎tem ‎w‎ ‎istocie,‎ ‎czem‎ ‎utrzymuje,‎ ‎że‎ ‎jest.‎ ‎Uczniowie‎ ‎Chrystusa‎ ‎najpierw‎ ‎z‎ ‎zupełnie‎ ‎innych‎ ‎powodów‎ ‎niż‎ ‎widok‎ ‎Jego‎ ‎cudów‎ ‎doszli‎ ‎do przekonania,‎ ‎że‎ ‎jest‎ ‎On‎ ‎więcej‎ ‎niź‎ ‎człowiekiem.‎ ‎Dlatego‎ ‎też,‎ ‎gdy‎ ‎katolicy‎ ‎słyszą‎ ‎o‎ ‎cudach,‎ ‎gdy‎ ‎uczniowie ujrzeli,‎ ‎że‎ ‎ślepi‎ ‎widzą,‎ ‎a‎ ‎trędowaci‎ ‎są‎ ‎zdrowi,‎ ‎to‎ ‎logicznie‎ ‎i‎ ‎słusznie‎ ‎zupełnie‎ ‎uważają‎ ‎te‎ ‎cuda‎ ‎za‎ ‎potwierdzający‎ ‎dowód‎ ‎tego,‎ ‎co‎ ‎już‎ ‎wiedzą.‎ ‎Ci‎ ‎zaś,‎ ‎którzy na‎ ‎to‎ ‎patrzą,‎ ‎a‎ ‎nie‎ ‎są‎ ‎jeszcze‎ ‎uczniami,‎ ‎znajdują‎ ‎w‎ ‎tych zjawiskach‎ ‎zachętę‎ ‎i‎ ‎pomoc‎ ‎do‎ ‎uwierzenia. 

Przeciwnie,‎ ‎ci,‎ ‎którzy‎ ‎byli‎ ‎przekonani,‎ ‎że‎ ‎Zbawiciel‎ ‎był‎ ‎kłamcą,‎ ‎a‎ ‎dziś‎ ‎uważają‎ ‎Kościół‎ ‎katolicki‎ ‎za fałszerstwo‎ ‎i‎ ‎blagę‎ ‎—‎ ‎ci‎ ‎zaczęli‎ ‎od‎ ‎zaprzeczenia‎ ‎faktów.‎ ‎Ten‎ ‎nie‎ ‎mógł‎ ‎być‎ ‎ślepy‎ ‎od‎ ‎urodzenia,‎ ‎tamten być‎ ‎opętanym‎ ‎przez‎ ‎szatana,‎ ‎lub‎ ‎jeśli‎ ‎był‎ ‎opętany,‎ ‎to jest‎ ‎nim‎ ‎dalej.‎ ‎Gdy‎ ‎zaś‎ ‎uleczenie‎ ‎jest‎ ‎stwierdzone,‎ ‎to szukają‎ ‎innego‎ ‎wytłumaczenia‎ ‎niż‎ ‎chrześcijańskie.‎ ‎Uczyniła‎ ‎to‎ ‎moc‎ ‎Belzebuba,‎ ‎była‎ ‎to‎ ‎prosta‎ ‎sugestja‎ ‎religijna,‎ ‎powiadają,‎ ‎ten‎ ‎cud‎ ‎niczego‎ ‎nie‎ ‎dowodzi. Gdyż‎ ‎ostatecznie‎ ‎jest‎ ‎bardzo‎ ‎trudno‎ ‎znaleźć‎ ‎cud którego‎ ‎nie‎ ‎możnaby‎ ‎jakoś‎ ‎wyjaśnić.‎ ‎Jeśliby‎ ‎nowoczesny‎ ‎psycholog‎ ‎pewnej‎ ‎kategorji‎ ‎ujrzał‎ ‎zmartwychwstającego‎ ‎człowieka,‎ ‎to‎ ‎powiedziałby‎ ‎albo,‎ ‎że‎ ‎ten człowiek‎ ‎nie‎ ‎umarł,‎ ‎albo‎ ‎że‎ ‎nie‎ ‎został‎ ‎wskrzeszony. Było‎ ‎to‎ ‎oszukaństwo‎ ‎albo‎ ‎iluzja.‎ ‎Gdyby‎ ‎ujrzał‎ ‎otwierające‎ ‎się‎ ‎niebo‎ ‎i‎ ‎Chrystusa‎ ‎siedzącego‎ ‎na‎ ‎majestacie, to‎ ‎dzienniki‎ ‎nazajutrz‎ ‎umieściłyby‎ ‎wielkie‎ ‎artykuły, opisujące‎ ‎nadzwyczajny‎ ‎układ‎ ‎chmur,‎ ‎spowodowany bez‎ ‎wątpienia‎ ‎przez‎ ‎ogon‎ ‎jakiejś‎ ‎komety.‎

‎Ten‎ ‎sam‎ ‎typ determinacji‎ ‎niewierzenia‎ ‎spotyka‎ ‎się‎ ‎między‎ ‎niektóremi‎ ‎szkołami‎ ‎krytyków‎ ‎Biblii.‎ ‎Gdy‎ ‎czterej‎ ‎Ewangeliści‎ ‎w‎ ‎szczegółach‎ ‎opowiadania‎ ‎jakiegoś‎ ‎zajścia‎ ‎różnią‎ ‎się,‎ ‎to‎ ‎dowód,‎ ‎że‎ ‎są‎ ‎niedokładni‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎zasługują‎ ‎na wiarę,‎ ‎jeśli‎ ‎są‎ ‎zgodni‎ ‎w‎ ‎opisie,‎ ‎to‎ ‎dowód,‎ ‎że‎ ‎przepisywali‎ ‎jeden‎ ‎od‎ ‎drugiego,‎ ‎i‎ ‎dlatego‎ ‎znowu‎ ‎wierzyć‎ ‎im nie‎ ‎można.

Nic‎ ‎zatem‎ ‎nie‎ ‎przekona‎ ‎nie‎ ‎chcącego‎ ‎się‎ ‎przekonać.‎ ‎„Mają‎ ‎Mojżesza‎ ‎i‎ ‎Proroki”‎ ‎(Ł.‎ ‎XVI,‎ ‎29)‎ ‎rzekł nasz‎ ‎Pan.‎ ‎Mają‎ ‎Prawo,‎ ‎o‎ ‎którem‎ ‎zawsze‎ ‎mówią, zwracające‎ ‎ich‎ ‎do‎ ‎Prawodawcy,‎ ‎mają‎ ‎Proroków,‎ ‎ludzi, których‎ ‎oczy‎ ‎widziały,‎ ‎których‎ ‎słowa‎ ‎są‎ ‎płomienne i‎ ‎pełne‎ ‎natchnienia,‎ ‎mają‎ ‎moralne‎ ‎świadectwo,‎ ‎mają widzenie‎ ‎czekające‎ ‎na‎ ‎czyste‎ ‎serca,‎ ‎mają‎ ‎Mojżesza i‎ ‎Proroków,‎ ‎Regułę‎ ‎i‎ ‎Wyjątek,‎ ‎Naturę‎ ‎i‎ ‎Nadnaturę, ukazujące‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎każdym‎ ‎zachodzie‎ ‎słońca,‎ ‎drgające w‎ ‎instynkcie‎ ‎każdego‎ ‎serca.‎ ‎Jeżeli‎ ‎nie‎ ‎wierzą‎ ‎w‎ ‎Mojżesza‎ ‎i‎ ‎Proroków,‎ ‎„ani,‎ ‎by‎ ‎też ‎kto‎ ‎z‎ ‎martwych‎ ‎powstał, nie‎ ‎uwierzą”.‎ ‎(Ł.‎ ‎XVI,‎ ‎31.)

 

 

Streszczenie‎ ‎poprzednich‎ ‎rozdziałów.

 

Zanim‎ ‎dalsze‎ ‎ciągnąć‎ ‎będziemy‎ ‎wywody,‎ ‎warto, byśmy‎ ‎streścili‎ ‎w‎ ‎krótkości‎ ‎już‎ ‎omówione‎ ‎punkty‎ ‎podobieństwa‎ ‎między‎ ‎Chrystusem‎ ‎a‎ ‎Jego‎ ‎Kościołem.

1.‎ ‎Zaczęliśmy‎ ‎od‎ ‎zastanowienia‎ ‎się‎ ‎nad‎ ‎typem umysłu,‎ ‎który‎ ‎dziś‎ ‎daje‎ ‎najgorliwszych‎ ‎katolików.‎ ‎Są to‎ ‎pasterze‎ ‎i‎ ‎królowie,‎ ‎są‎ ‎jak‎ ‎Piotr‎ ‎i‎ ‎Paweł.‎ ‎Są‎ ‎bardzo‎ ‎prości‎ ‎i‎ ‎bardzo‎ ‎uczeni.‎ ‎I‎ ‎właśnie‎ ‎tego‎ ‎należało spodziewać‎ ‎się‎ ‎od‎ ‎szukających‎ ‎Wiecznej‎ ‎Prawdy. Inne‎ ‎formy‎ ‎religijne‎ ‎prawie‎ ‎w‎ ‎zupełności‎ ‎są‎ ‎klasowe. Jedynie‎ ‎katolicyzm‎ ‎łączy‎ ‎takich‎ ‎ludzi‎ ‎jak‎ ‎Pasteur, Huysmans,‎ ‎lord‎ ‎Brampton,‎ ‎o.‎ ‎Cortie‎ ‎i‎ ‎prof.‎ ‎Windle z‎ ‎jednej‎ ‎strony,‎ ‎i‎ ‎jak‎ ‎Wałek‎ ‎czy‎ ‎Maciek,‎ ‎jak‎ ‎Neapolitańczyk‎ ‎czy‎ ‎Murzyn‎ ‎z‎ ‎drugiej.‎ ‎Gdyż‎ ‎religja‎ ‎łączy‎ ‎ich naprawdę,‎ ‎oni‎ ‎wierzą‎ ‎identycznie‎ ‎w‎ ‎to‎ ‎samo.‎ ‎W‎ ‎Kościele‎ ‎katolickim‎ ‎niema‎ ‎zewnętrznych‎ ‎i‎ ‎wewnętrznych przedziałów.‎ ‎Ludzkie‎ ‎stowarzyszenia‎ ‎muszą‎ ‎naturalnie‎ ‎odwoływać‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎tej‎ ‎lub‎ ‎owej‎ ‎sfery,‎ ‎ale‎ ‎równie naturalną‎ ‎jest‎ ‎rzeczą,‎ ‎że‎ ‎Boskie‎ ‎stowarzyszenie‎ ‎musi odwoływać‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎wszystkich,‎ ‎z‎ ‎wyjątkiem‎ ‎umysłów „filisterski‎ch“,‎ ‎które‎ ‎wierzą,‎ ‎że‎ ‎doszły‎ ‎do‎ ‎granic‎ ‎nauki, właśnie‎ ‎kiedy‎ ‎mało‎ ‎wiedzą,‎ ‎z‎ ‎wyjątkiem‎ ‎także‎ ‎specjalistów,‎ ‎którzy‎ ‎uważają‎ ‎swą‎ ‎gałąź‎ ‎wiedzy‎ ‎za‎ ‎jedynie ważną‎ ‎i‎ ‎zawierającą‎ ‎całą‎ ‎prawdę.‎ ‎Dlatego‎ ‎dziś‎ ‎jak w Betleem:‎ ‎”burżuj“‎ ‎siedzi‎ ‎w‎ ‎domu‎ ‎i‎ ‎rozprawia‎ ‎o‎ ‎prawie‎ ‎wyborcze‎ m,‎ ‎zaś‎ ‎pasterze‎ ‎i‎ ‎królowie‎ ‎wielbią‎ ‎w‎ ‎stajence.‎ ‎Jak‎ ‎było‎ ‎na‎ ‎początku,‎ ‎tak‎ ‎jest‎ ‎teraz‎ ‎i‎ ‎będzie zawsze.

2.‎ ‎Dalej‎ ‎omawialiśmy‎ ‎cechę‎ ‎Ukrycia.‎ ‎Jak‎ ‎z‎ ‎trzydziestu‎ ‎trzech‎ ‎lat‎ ‎życia‎ ‎Pana‎ ‎trzydzieści‎ ‎było‎ ‎spędzonych‎ ‎w‎ ‎odosobnieniu,‎ ‎tak‎ ‎jest‎ ‎to‎ ‎jedynie‎ ‎cechą‎ ‎Kościoła katolickiego,‎ ‎że‎ ‎stawia‎ ‎wyżej‎ ‎życie‎ ‎w‎ ‎odosobnieniu i‎ ‎modlitwie‎ ‎od‎ ‎życia‎ ‎czynnego.‎ ‎Ludzkie‎ ‎stowarzyszenia‎ ‎uważają‎ ‎naturalnie‎ ‎ludzką‎ ‎pracą‎ ‎za‎ ‎najwyższy obowiązek,‎ ‎lecz‎ ‎Boskie‎ ‎stowarzyszenie,‎ ‎widzące‎ Jego Niewidzialnego,‎ ‎uważa‎ ‎czysto‎ ‎ziemską‎ ‎działalność‎ ‎za dodatkową,‎ ‎do‎ ‎pewnego‎ ‎stopnia‎ ‎zaściankową,‎ ‎w‎ ‎stosunku‎ ‎do‎ ‎olbrzymich‎ ‎i‎ ‎wiecznych‎ ‎spraw,‎ ‎do‎ ‎niezmiernej‎ ‎ciszy‎ ‎Niebios,‎ ‎w‎ ‎której‎ ‎utonąć‎ ‎musi‎ ‎wcześniej‎ ‎czy później‎ ‎cały‎ ‎zgiełk‎ ‎ziemski.‎ ‎Wyłączną‎ ‎cechą‎ ‎Boskiej Prawdy‎ ‎na‎ ‎ziemi‎ ‎jest,‎ ‎że‎ ‎rzeczy‎ ‎niebieskie‎ ‎są w‎ ‎jej‎ ‎oczach‎ ‎ważniejsze‎ ‎od‎ ‎ziemskich.

3.‎ ‎Zaznaczyliśmy‎ ‎następnie‎ ‎różne‎ ‎zagadnienia, ciągle‎ ‎spotykające‎ ‎Kościół‎ ‎w‎ ‎jego‎ ‎ziemski‎‎em‎ ‎życiu, i‎ ‎widzieliśmy,‎ ‎że‎ ‎powstają‎ ‎one‎ ‎z‎ ‎jego‎ ‎dwojakiej‎ ‎natury: niebiańskiej‎ ‎i‎ ‎ziemskiej.‎ ‎Gdyby‎ ‎Kościół‎ ‎był‎ ‎tylko ziemski‎ ‎albo‎ ‎tylko‎ ‎nadziemski,‎ ‎to‎ ‎nie‎ ‎byłoby‎ ‎wcale pokus,‎ ‎gdyż‎ ‎wszystkie‎ ‎one‎ ‎skierowane‎ ‎są‎ ‎do‎ ‎tej‎ ‎cechy podwójności,‎ ‎każda‎ ‎z‎ ‎nich‎ ‎jest‎ ‎próbą‎ ‎sprowadzenia zamieszania‎ ‎pojąć‎ ‎Kościoła‎ ‎o‎ ‎jego‎ ‎obowiązkach‎ ‎wzglądem‎ ‎Boga‎ ‎z‎ ‎jednej,‎ ‎i‎ ‎ludzi‎ ‎z‎ ‎drugiej‎ ‎strony.‎ ‎O‎ ‎ile może‎ ‎on‎ ‎używać‎ ‎ziemskich‎ ‎środków‎ ‎do‎ ‎celów‎ ‎niebiańskich?‎ ‎O‎ ‎ile‎ ‎polegać‎ ‎może‎ ‎na‎ ‎Boskiej‎ ‎interwencji?
O‎ ‎ile‎ ‎może‎ ‎tolerować‎ ‎mniejsze‎ ‎dobro‎ ‎dla‎ ‎celu‎ ‎ostatecznego‎ ‎wielkiego‎ ‎dobra?‎ ‎I‎ ‎widzieliśmy,‎ ‎że‎ ‎te‎ ‎trzy rodzaje‎ ‎trudności,‎ ‎pochodzące‎ ‎z‎ ‎dwojakiej‎ ‎natury‎ ‎Kościoła,‎ ‎głoszącego,‎ ‎że‎ ‎jest‎ ‎jeden,‎ ‎w‎ ‎zupełności‎ ‎odpowiadają‎ ‎trzem‎ ‎kuszeniom‎ ‎Chrystusa‎ ‎na‎ ‎początku‎ ‎Jego posłannictwa,‎ ‎bo‎ ‎i‎ ‎o‎ ‎Chrystusie‎ ‎mówimy,‎ ‎że‎ ‎ma‎ ‎dwie natury,‎ ‎a‎ ‎jedną‎ ‎osobą.‎ ‎I‎ ‎zobaczyliśmy,‎ ‎że‎ ‎te‎ ‎kuszenia są‎ ‎oznaką‎ ‎Boskości‎ ‎Chrystusa‎ ‎i‎ ‎Jego‎ ‎Kościoła,‎ ‎gdyż mogą‎ ‎tylko‎ ‎wtedy‎ ‎być‎ ‎tak‎ ‎silne‎ ‎i‎ ‎ciągłe,‎ ‎jeśli‎ ‎osoba kuszona‎ ‎jest‎ ‎zarówno‎ ‎Boską‎ ‎jak‎ ‎ludzką.

4.‎ ‎Potem‎ ‎zastanawialiśmy‎ ‎sią‎ ‎nad‎ ‎działalnością publiczną‎ ‎Chrystusa‎ ‎i‎ ‎Kościoła,‎ ‎nad‎ ‎sposobem‎ ‎uczenia i ‎treścią‎ ‎tej‎ ‎nauki.‎ ‎I‎ ‎widzieliśmy,‎ ‎że‎ ‎cechuje‎ ‎je‎ ‎pewność‎ ‎siebie‎ ‎i‎ ‎stanowczość.‎ ‎„Uczył‎ ‎jako‎ ‎władzę‎ ‎mający, a‎ ‎nie‎ ‎jako‎ ‎doktorowie‎ ‎i‎ ‎faryzeuszowie“‎ ‎(Mat.‎ ‎VII,‎ ‎29) gdyż‎ ‎niema‎ ‎miejsca‎ ‎na‎ ‎szkoły‎ ‎filozoficzne‎ ‎wśród‎ ‎uczniów‎ ‎Boskiego‎ ‎Mistrza,‎ ‎wśród‎ ‎tych,‎ ‎co‎ ‎otrzymali‎ ‎Objawienie.‎ ‎Ludzkie‎ ‎stowarzyszenia,‎ ‎mające‎ ‎ambicję‎ ‎szukania‎ ‎i‎ ‎pytania‎ ‎i‎ ‎pukania‎ ‎do‎ ‎drzwi,‎ ‎muszą‎ ‎dawać swym‎ ‎członkom‎ ‎znaczną‎ ‎swobodę‎ ‎kierunku,‎ ‎w‎ ‎którym‎ ‎mają‎ ‎szukać,‎ ‎słów,‎ ‎w‎ ‎jakich‎ ‎mają‎ ‎pytać,‎ ‎wyboru drzwi,‎ ‎do‎ ‎których‎ ‎najlepiej‎ ‎pukać.‎ ‎Lecz‎ ‎Boskie‎ ‎stowarzyszenie,‎ ‎które‎ ‎znalazło‎ ‎i‎ ‎przyjęło,‎ ‎które‎ ‎już‎ ‎przeszło‎ ‎przez‎ ‎drzwi‎ ‎prowadzące‎ ‎do‎ ‎Ojca,‎ ‎trzymając‎ ‎klucze‎ ‎od‎ ‎tych‎ ‎drzwi,‎ ‎może‎ ‎mieć‎ ‎tylko‎ ‎jedną‎ ‎Drogę, jedną‎ ‎Wiarę,‎ ‎jedno‎ ‎Zycie.‎ ‎Ono‎ ‎także‎ ‎dlatego‎ ‎może mówić‎ ‎jako‎ ‎mające‎ ‎władzę,‎ ‎ono‎ ‎także‎ ‎tłumaczy‎ ‎i‎ ‎do pewnego‎ ‎stopnia‎ ‎zmienia,‎ ‎co‎ ‎zostało‎ ‎dawniej‎ ‎powiedziane.‎ ‎Ono‎ ‎jedno‎ ‎głośno‎ ‎mówi:‎ ‎„Zaprawdę,‎ ‎powiadam‎ ‎wam‎”‎,‎ ‎i‎ ‎ono‎ ‎jedno‎ ‎dlatego‎ ‎jest‎ ‎słuchane‎ ‎zawsze przez‎ ‎swe‎ ‎dzieci.‎ ‎Mimochodem‎ ‎zaznaczyliśmy‎ ‎jeszcze, że‎ ‎te‎ ‎same‎ ‎nauki‎ ‎Chrystusa,‎ ‎które‎ ‎najwięcej‎ ‎wywołały opozycji‎ ‎za‎ ‎Jego‎ ‎życia,‎ ‎dziś‎ ‎także‎ ‎najostrzej‎ ‎są‎ ‎zwalczane:‎ ‎system‎ ‎sakramentalny,‎ ‎rozgrzeszenie,‎ ‎obecność istotna‎ ‎i‎ ‎domaganie‎ ‎się‎ ‎Boskości.‎ ‎Na‎ ‎każde‎ ‎z‎ ‎tych oświadczeń‎ ‎to‎ ‎samo‎ ‎pytanie‎ ‎powraca:‎ ‎„Kto‎ ‎może‎ ‎..‎ ‎. Jak‎ ‎może…‎ ‎to‎ ‎być?”‎ ‎—‎ ‎forma‎ ‎charakterystyczna zarzutu‎ ‎ze‎ ‎strony‎ ‎tych,‎ ‎co‎ ‎myślą,‎ ‎że‎ ‎wszystko‎ ‎wiedzą. „To‎ ‎nie‎ ‎mieści‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎mojem‎ ‎doświadczeniu,‎ ‎dlatego nie‎ ‎może‎ ‎być‎ ‎prawdziwe.”

5.‎ ‎W końcu‎ ‎omawialiśmy‎ ‎kwestję‎ ‎cudów‎ ‎i‎ ‎widzieliśmy,‎ ‎że‎ ‎przede wszystkiem‎ ‎przemawiają‎ ‎one‎ ‎do tych,‎ ‎którzy‎ ‎są‎ ‎moralnie‎ ‎do‎ ‎wierzenia‎ ‎w‎ ‎nie‎ ‎przygotowani;‎ ‎że‎ ‎naprawdę‎ ‎żaden‎ ‎cud‎ ‎nie‎ ‎może‎ ‎przekonać tych,‎ ‎którzy‎ ‎są‎ ‎zdecydowani‎ ‎nie‎ ‎wierzyć‎ ‎w‎ ‎nie,‎ ‎i‎ ‎że chrześcijanie‎ ‎mają‎ ‎zupełne‎ ‎prawo,‎ ‎posiadając‎ ‎inne dowody,‎ ‎uważać‎ ‎cuda‎ ‎swego‎ ‎Boskiego‎ ‎Mistrza‎ ‎i‎ ‎swej Matki‎ ‎Kościoła‎ ‎za‎ ‎dalsze‎ ‎dowody‎ ‎nadnaturalnej‎ ‎potęgi w‎ ‎nich‎ ‎działającej.

To‎ ‎była‎ ‎dotychczasowa‎ ‎treść‎ ‎naszych‎ ‎rozważań, w‎ ‎każdym‎ ‎wypadku‎ ‎starałem‎ ‎się‎ ‎wykazać,‎ ‎że‎ ‎cechy Chrystusa,‎ ‎opowiedziane‎ ‎w‎ ‎Ewangeljach,‎ ‎są‎ ‎również cechami‎ ‎Kościoła‎ ‎katolickiego‎ ‎i‎ ‎wyłącznie‎ ‎jego‎ ‎cechami;‎ ‎że‎ ‎wrażenie,‎ ‎jakie‎ ‎te‎ ‎cechy‎ ‎robią‎ ‎na‎ ‎świecie, jest‎ ‎takie‎ ‎dziś‎ ‎jak‎ ‎wtedy,‎ ‎i‎ ‎źe‎ ‎cechy‎ ‎te‎ ‎nie‎ ‎mogą‎ ‎być inaczej‎ ‎rozumnie‎ ‎wytłumaczone,‎ ‎jeno‎ ‎że‎ ‎są‎ ‎cechami Jedynej‎ ‎Boskiej‎ ‎Osobistości.

„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej wiary. Cz.V. Charakterystyka pracy publicznej


R.‎ ‎H.‎ ‎BENSON -CHRYSTUS W ŻYCIU KOŚCIOŁA, NAKŁAD‎ ‎KSIĘGARNI‎ ‎SW.‎ ‎WOJCIECHA.1921
 

 


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Jedna odpowiedź do „„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej wiary. Cz.VI. Cuda.”

  1. Awatar Zbyszek
    Zbyszek

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

    Polubienie

Skomentuj