„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej wiary. Cz.II. Pasterze i królowie.


Cz. II.
Życie i działalność Chrystusa

PASTERZE‎ ‎I‎ ‎KRÓLOWIE.

W‎ ‎poprzedzających‎ ‎rozdziałach‎ ‎zastanawialiśmy się‎ ‎nad‎ ‎twierdzeniem‎ ‎katolików,‎ że‎ ‎Ten,‎ ‎którego‎ ‎opisują‎ ‎w‎ ‎Ewangeljach‎ ‎i‎ ‎dziś‎ ‎w‎ ‎Kościele‎ ‎katolickim‎ ‎żyje i‎ ‎działa,‎ ‎że‎ ‎Wieczne‎ ‎Słowo‎ ‎Boże,‎ ‎które‎ ‎złączyło‎ ‎z‎ ‎Sobą‎ ‎naturę‎ ‎ludzką‎ ‎i‎ ‎za pomocą‎ ‎tej‎ ‎natury,‎ ‎użytej‎ ‎jako narzędzie,‎ ‎nauczyło‎ ‎i‎ ‎zbawiło‎ ‎świat,‎ ‎teraz‎ ‎łączy‎ ‎dalej tę‎ ‎naturę‎ ‎z‎ ‎Sobą‎ ‎i‎ ‎przez‎ ‎ciało,‎ ‎zwane‎ ‎Kościołem‎ ‎katolickim,‎ ‎dalej‎ ‎naucza‎ ‎i‎ ‎zbawia‎ ‎ludzkość.‎ ‎

Należy‎ ‎zatem‎ ‎zbadać,‎ ‎jakie‎ ‎są‎ ‎dowody‎ ‎tego‎ ‎nadzwyczajnego twierdzenia,‎ ‎a‎ ‎szczególnie‎ ‎poznać‎ ‎to,‎ ‎co‎ ‎można by‎ ‎nazwać‎ ‎psychologicznemi‎ dowodami‎ ‎Jego‎ ‎obecności, opowiedzianemi‎ ‎w‎ ‎Ewangeljach,‎ ‎a‎ ‎powtórzonemi‎ ‎w‎ ‎Kościele.‎ ‎Jeżeli‎ ‎się‎ ‎przekonamy,‎ ‎że‎ ‎przy‎ ‎każdej‎ ‎innej‎ ‎hipotezie‎ ‎nie‎ ‎da‎ ‎się‎ ‎wytłumaczyć‎ ‎identyczności między‎ ‎życiem‎ ‎Chrystusa‎ ‎a‎ ‎życiem‎ ‎Kościoła,‎ ‎to‎ ‎musimy‎ ‎uznać‎ ‎twierdzenie‎ ‎katolickie‎ ‎za‎ ‎oparte‎ ‎przynajmniej‎ ‎na‎ ‎bardzo‎ ‎silnej‎ ‎podstawie;‎ ‎a‎ ‎nadto,‎ ‎jeżeli‎ ‎się okaże,‎ ‎źe‎ ‎wszystkie‎ ‎znamiona‎ ‎życia‎ ‎Kościoła‎ ‎są‎ ‎charakterystyczne‎ ‎dla‎ ‎tego,‎ ‎co‎ ‎można‎ ‎spodziewać‎ ‎się‎ ‎po działalności‎ ‎Boga,‎ ‎to‎ ‎musimy‎ ‎zgodzić‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎przypuszczenie,‎ ‎że‎ ‎osobą‎ ‎działającą‎ ‎w‎ ‎Kościele‎ ‎jest‎ ‎sam‎ Bóg.

1.‎ ‎Na‎ ‎początek‎ ‎proponuję‎ ‎wziąć‎ ‎pod‎ ‎uwagę‎ ‎fakt bardzo‎ ‎drobny‎ ‎pozornie,‎ ‎lecz‎ ‎po‎ ‎głębszem‎ ‎zastanowieniu‎ ‎się‎ ‎bardzo‎ ‎znamienny,‎ ‎oto:‎ ‎jaki‎ ‎rodzaj‎ ‎charakterów‎ ‎i‎ ‎usposobień‎ ‎najłatwiej‎ ‎pociąga‎ ‎ku‎ ‎sobie‎ ‎katolicyzm.

Czasy‎ ‎obecne‎ ‎są‎ ‎bardzo‎ ‎odpowiednie‎ ‎do‎ ‎takiej analizy,‎ ‎gdyż‎ ‎dzisiaj‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎rzeczą‎ ‎modną‎ ‎ani‎ ‎nawet zgodną‎ ‎z‎ ‎tradycją‎ ‎być‎ ‎katolikiem.‎ ‎Dzieci‎ ‎rodziców katolickich‎ ‎odsuwają‎ ‎się‎ ‎od‎ ‎tej‎ ‎religji‎ ‎z‎ ‎łatwością,‎ ‎dawniej‎ ‎nieznaną‎ ‎między‎ ‎jej‎ ‎wyznawcami,‎ ‎zaś‎ ‎nawrócenie na‎ ‎katolicyzm‎ ‎spotyka‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎opozycją,‎ ‎rzadko‎ ‎powstającą,‎ ‎gdy‎ ‎chodzi‎ ‎o‎ ‎przejście‎ ‎na‎ ‎jaką‎ ‎inną‎ ‎religję.‎ ‎Jest to,‎ ‎zdaje‎ ‎się,‎ ‎rzecz‎ ‎pewna,‎ ‎ze‎ ‎nigdy,‎ ‎chyba‎ ‎w‎ ‎najwcześniejszych‎ ‎czasach‎ ‎chrześcijaństwa,‎ ‎a‎ ‎moje‎ ‎w‎ ‎dobie wielkich‎ ‎prześladowań,‎ ‎nie‎ ‎panow‎‎ała‎ ‎w‎ ‎katolicyzmie tak‎ ‎wysoko‎ ‎jak‎ ‎dziś‎ ‎pojęta‎ ‎szczerość‎ ‎i‎ ‎poczucie‎ ‎wartości‎ ‎wiary.‎ ‎Ludzie‎ ‎nie‎ ‎odczuwają‎ ‎dziś‎ ‎potrzeby‎ ‎Ignienia‎ ‎do‎ ‎katolicyzmu,‎ ‎zaś‎ ‎opuszczają‎ ‎go‎ ‎bez‎ ‎trudności.
Nie ma‎ ‎obecnie‎ ‎społecznego‎ ‎prądu‎ ‎na‎ ‎korzyść‎ ‎katolicyzmu,‎ ‎jest‎ ‎zaś‎ ‎wiele‎ ‎prądów‎ ‎przeciwnych‎ ‎mu,‎ ‎a‎ ‎nawet‎ ‎ci,‎ ‎którzy‎ ‎pragną‎ ‎uchodzić‎ ‎za‎ ‎religijnych,‎ ‎idą za‎ ‎modą‎ ‎i‎ ‎uważają,‎ ‎iż ‎być‎ ‎prawdziwie‎ ‎religijnym, to‎ ‎znaczy‎ ‎stać‎ ‎poza‎ ‎religjami‎ ‎i‎ ‎kościołami.‎ ‎Daleko jest‎ ‎przyjemniej‎ ‎być‎ ‎uważanym‎ ‎za‎ ‎wyjątek,‎ ‎którego Bóg‎ ‎osobno‎ ‎i‎ ‎indywidualnie‎ ‎uczył‎ ‎w‎ ‎rzeczach‎ ‎wiary przez‎ ‎mistyczne‎ ‎połączenie‎ ‎z‎ ‎Nim‎ ‎naszej‎ ‎duszy,‎ ‎niż być‎ ‎jak‎ ‎dziecko,‎ ‎które‎ ‎musi‎ ‎chodzić‎ ‎do‎ ‎szkoły‎ ‎w‎ ‎tłumie‎ ‎innych‎ ‎dzieci.‎ ‎Dla‎ ‎tych‎ ‎powodów‎ ‎jest‎ ‎teraz‎ ‎bardzo‎ ‎odpowiedni‎ ‎czas‎ ‎do‎ ‎osądzenia,‎ ‎jakie‎ ‎rodzaje‎ ‎charakterów‎ ‎Kościół‎ ‎katolicki‎ ‎pociąga‎ ‎do‎ ‎siebie‎ ‎i‎ ‎przy sobie‎ ‎zatrzymuje.

Biorąc‎ ‎ogólnie,‎ ‎nie‎ ‎może‎ ‎być‎ ‎wątpliwości,‎ ‎że‎ ‎dwa rodzaje‎ ‎ludzi‎ ‎do‎ ‎katolicyzmu‎ ‎czują‎ ‎pociąg‎ ‎i‎ ‎pozostają Mu‎ ‎wiernymi:‎ ‎bardzo‎ ‎prości‎ ‎i‎ ‎nieuczeni,‎ ‎i‎ ‎wybitnie kulturalni‎ ‎i‎ ‎myślący.‎ ‎Przez‎ ‎ten‎ ‎wyraz‎ ‎„nieuczeni” nie‎ ‎chcę‎ ‎powiedzieć‎ ‎koniecznie‎ ‎analfabeci,‎ ‎jak‎ ‎przez „kulturalni”‎ ‎nie‎ ‎określam‎ ‎koniecznie‎ ‎uczonych;‎ ‎chcę wyrazić,‎ ‎że‎ ‎z‎ ‎jednej‎ ‎strony‎ ‎katolicyzm‎ ‎pociąga‎  zupełnych‎ ‎religijnych‎ ‎i‎ ‎filozoficznych‎ ‎profanów,‎ ‎z‎ ‎drugiej zaś‎ ‎ludzi‎ ‎bardzo‎ ‎wyrobionych‎ ‎duchowo.‎ ‎Nie‎ ‎chcę‎ ‎również‎ ‎przez‎ ‎to‎ ‎powiedzieć,‎ ‎by‎ ‎wszyscy‎ ‎głupi‎ ‎i‎ ‎wszyscy mądrzy‎ ‎ludzie‎ ‎byli‎ ‎katolikami,‎ ‎lecz‎ ‎po prostu,‎ ‎że‎ ‎prawdziwych‎ ‎katolików‎ ‎najczęściej‎ ‎znajduje‎ ‎się‎ ‎między‎ ‎temi dwiema‎ ‎kategorjami.‎ ‎Wielki‎ ‎zaś‎ ‎tłum‎ ‎średnio‎ ‎myślących,‎ ‎średnio‎ ‎kulturalnych‎ ‎i‎ ‎inteligentnych,‎ ‎a‎ ‎nade wszystko‎ ‎zadowolonych‎ ‎ze‎ ‎swej‎ ‎wiedzy‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎oceniających‎ ‎jej‎ ‎granic,‎ ‎czyli‎ ‎posiadających‎ ‎—‎ ‎nie‎ ‎obrażając ich‎ ‎-‎ ‎typowo‎ ‎„burżujską”‎ ‎inteligencją,‎ ‎ten‎ ‎tłum‎ ‎jest‎ ‎dla katolicyzmu‎ ‎obojętny.‎ ‎Łatwo‎ ‎przekonać‎ ‎się,‎ ‎że‎ ‎tak jest,‎ ‎na‎ ‎takich‎ ‎krajach‎ ‎jak‎ ‎Anglja‎ ‎lub‎ ‎Francja,‎ ‎opierając‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎świadectwie‎ ‎księży,‎ ‎mających‎ ‎oczywiście bezpośrednio‎ ‎do‎ ‎czynienia‎ ‎z‎ ‎materjałem‎ ‎ludzkim,‎ ‎służącym‎ ‎za‎ ‎podstawę‎ ‎dla‎ ‎statystyk. (…)

„Im‎ ‎głębiej‎ ‎poznaję‎ ‎tajemnice‎ ‎natury‎ ‎–‎ ‎powiedział‎ ‎Pasteur‎ ‎—‎ ‎tem ‎prostszą‎ ‎staje‎ ‎się‎ ‎moja‎ ‎wiara. Obecnie‎ ‎wierzę‎ ‎jak‎ ‎Bretończyk;‎ ‎jeśli‎ ‎lepiej‎ ‎jeszcze‎ ‎poznam‎ ‎naturę,‎ ‎wierzyć‎ ‎będę‎ ‎jak‎ ‎Bretonka”.‎ ‎Takie‎ ‎świadectwo‎ ‎jak‎ ‎to‎ ‎jest‎ ‎ważną‎ ‎odpowiedzią‎ ‎dla‎ ‎mówiących, że‎ ‎’nowoczesna‎ ‎myśl”‎ ‎uniemożliwiła‎ ‎inteligentnym‎ ‎ludziom‎ ‎być‎ ‎katolikami.‎ ‎Zapewne,‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎ono‎ ‎dowodem‎ ‎prawdziwości‎ ‎katolicyzmu,‎ ‎lecz‎ ‎pokazuje‎ ‎przynajmniej,‎ ‎że‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎on‎ ‎tak‎ ‎fałszywy,‎ ‎jak‎ ‎umysł‎ ‎przeciętny,‎ ‎opierający‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎Haecklu‎ ‎i‎ ‎jego‎ ‎szkole,‎ ‎chce wykazać;‎ ‎każdy‎ ‎ma‎ ‎zupełne‎ ‎prawo‎ ‎powiedzieć,‎ ‎że‎ ‎nie wierzy‎ ‎w‎ ‎katolicyzm,‎ ‎lecz‎ ‎nie‎ ‎wolno‎ ‎mu‎ ‎wobec‎ ‎świadectwa‎ ‎ludzi‎ ‎takich‎ ‎jak‎ ‎Pasteur‎ ‎utrzymywać,‎ ‎że‎ ‎katolicyzm‎ ‎jest‎ ‎fałszywy‎ ‎i‎ ‎że‎ ‎człowiek‎ ‎inteligentny‎ ‎wierzyć‎ ‎weń‎ ‎nie‎ ‎może.

 

To‎ ‎samo‎ ‎widzimy‎ ‎w‎ ‎Anglji.‎ ‎Myślę,‎ ‎źe‎ ‎każdy‎ ‎ksiądz, który‎ ‎miał‎ ‎do‎ ‎czynienia‎ ‎z‎ ‎nawróconymi,‎ ‎potwierdzi‎ ‎to, co‎ ‎powiedziałem.‎ ‎Jeden‎ ‎rodzaj‎ ‎nawróceń‎ ‎dostarczają umysły‎ ‎zupełnie‎ ‎proste,‎ ‎drugi‎ ‎rodzaj‎ ‎stanowią‎ ‎przeważnie‎ ‎umysły‎ ‎bardzo‎ ‎myślące‎ ‎i‎ ‎zdolne.‎ ‎Najbardziej nie‎ ‎poddają‎ ‎się‎ ‎wpływowi‎ ‎Kościoła‎ ‎umysły‎ ‎średnio‎ ‎wyrobione:‎ ‎młodzieniec,‎ ‎który‎ ‎uczył‎ ‎się‎ ‎trochę,‎ ‎nie‎ ‎za‎ ‎wiele, i‎ ‎to‎ ‎przeważnie‎ ‎z‎ ‎popularnych‎ ‎książek;‎ ‎panna,‎ ‎chodząca na‎ ‎wykłady‎ ‎uniwersyteckie,‎ ‎ale‎ ‎także‎ ‎tylko‎ ‎trochę.

Jak‎ ‎w‎ ‎sprawach‎ ‎społecznych‎ ‎prawdziwym‎ ‎„burżujem”‎ ‎jest‎ ‎dość‎ ‎majętny‎ ‎i‎ ‎zadowolony‎ ‎ze‎ ‎swego‎ ‎losu człowiek,‎ ‎w‎ ‎przeciwieństwie‎ ‎do‎ ‎niższych‎ ‎warstw,‎ ‎nie mających‎ ‎z‎ ‎czego‎ ‎być‎ ‎zadowolonemi,‎ ‎i‎ ‎najwyższych, wogóle‎ ‎o‎ ‎tem‎ ‎nie‎ ‎myślących,‎ ‎—‎ ‎tak‎ ‎samo‎ ‎dzieje‎ ‎się w‎ ‎sprawach‎ ‎duszy.‎ ‎„Jezus‎ ‎tedy‎ ‎ponownie‎ ‎odezwał‎ ‎się i‎ ‎rzekł‎ ‎do‎ ‎nich:‎ ‎Synaczkowie,‎ ‎jakże‎ ‎trudno‎ ‎wejść‎ ‎do Królestwa‎ ‎Bożego‎ ‎tym,‎ ‎którzy‎ ‎swą‎ ‎nadzieję‎ ‎pokładają w‎ ‎pieniądzach.”‎ ‎(Mar.‎ ‎X,‎ ‎24.)

Bogactwo‎ ‎samo‎ ‎przez‎ ‎się‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎przeszkodą,‎ ‎lecz zachowanie‎ ‎się‎ ‎wobec‎ ‎niego‎ ‎„burźujskiej”‎ ‎duszy‎ ‎jest‎ ‎tą przeszkodą.‎ ‎Zadowolenie‎ ‎z‎ ‎siebie‎ ‎jest‎ ‎przeszkodą‎ ‎dla postępu,‎ ‎dla‎ ‎przemysłu,‎ ‎sztuki,‎ ‎nauki‎ ‎i‎ ‎dla‎ ‎spraw‎ ‎duchowych.‎Do‎ ‎tego‎ ‎rodzaju‎ ‎dusz‎ ‎może‎ ‎należy‎ ‎dodać jeszcze‎ ‎umysły‎ ‎uczone,‎ ‎takie,‎ ‎które‎ ‎pogrążone‎ ‎w‎ ‎jednej dziedzinie‎ ‎wiedzy,‎ ‎zapominają‎ ‎o‎ ‎istnieniu‎ ‎innych,‎ ‎tak zajęte‎ ‎swą‎ ‎częścią‎ ‎wiedzy,‎ ‎źe‎ ‎wszystko,‎ ‎co‎ ‎jest‎ ‎poza tem,‎ ‎uważają‎ ‎za‎ ‎podrzędne.‎ ‎Jest‎ ‎to‎ ‎także‎ ‎gatunek pewnego‎ ‎prowincjonalizmu,‎ ‎—‎ ‎inny,‎ ‎lecz‎ ‎podobny‎ ‎do‎ ‎ciasnoty‎ ‎„skrybów‎ ‎i‎ ‎faryzeuszy,”‎ ‎przeciw‎ ‎którym‎ ‎tak‎ ‎surowo‎ ‎i‎ ‎gorąco‎ ‎nasz‎ ‎Pan‎ ‎powstawał.

Wróćmy‎ ‎jednak‎ ‎teraz‎ ‎do‎ ‎Ewangelji.‎ ‎Na‎ ‎samym jej‎ ‎wstępie‎ ‎czytamy,‎ ‎że‎ ‎właśnie‎ ‎od‎ ‎tych‎ ‎dwóch‎ ‎rodzajów dusz‎ ‎pochodzili‎ ‎ci,‎ ‎którzy‎ ‎pierwsi‎ ‎uklękli‎ ‎przy‎ ‎żłóbku, stanowiącym‎ ‎kołyskę‎ ‎Wcielonego‎ ‎Słowa.‎ ‎Byli‎ ‎to‎ ‎pasterze‎ ‎z‎ ‎Betleem‎ ‎i‎ ‎królowie‎ ‎ze‎ ‎Wschodu,‎ ‎najprostsi‎ ‎i‎ ‎najmądrzejsi‎ ‎—‎ ‎najprostsi,‎ ‎przywykli‎ ‎do‎ ‎milczenia,‎ ‎do‎ ‎elementarnych‎ ‎zjawisk‎ ‎narodzin‎ ‎i‎ ‎śmierci,‎ ‎którym‎ ‎nic‎ ‎nie mogło‎ ‎przesłonić‎ ‎jasnego‎ ‎widzenia‎ ‎rzeczy;‎ ‎najmądrzejsi, którzy‎ ‎posiedli‎ ‎całą‎ ‎ówczesną‎ ‎wiedzę,‎ ‎mimo,‎ ‎że‎ ‎bez wątpienia‎ ‎wiedzieli‎ ‎znacznie‎ ‎mniej‎ ‎niż ‎dziecko‎ ‎każde dzisiaj,‎ ‎lecz‎ ‎tak‎ ‎uczeni‎ ‎i‎ ‎kulturalni,‎ ‎jak‎ ‎tylko‎ ‎w‎ ‎ich‎ ‎czasach‎ ‎było‎ ‎to‎ ‎możliwe,‎ ‎którzy‎ ‎umieli‎ ‎tak‎ ‎wiele,‎ ‎że‎ ‎wiedzieli,‎ ‎jak‎ ‎mało‎ ‎wiedza‎ ‎jest‎ ‎warta.‎ ‎Te‎ ‎oba‎ ‎rodzaje dusz‎ ‎nie‎ ‎mają‎ ‎pokusy‎ ‎pysznienia‎ ‎się‎ ‎wiedzą.

Nie‎ ‎zdaje‎ ‎mi‎ ‎się,‎ ‎by‎ ‎to‎ ‎zestawienie‎ ‎było‎ ‎dowolne, po‎ ‎pierwsze,‎ ‎ponieważ‎ ‎według‎ ‎katolickiej‎ ‎hipotezy,‎ ‎Ewangelje,‎ ‎jakkolwiek‎ ‎są‎ ‎krótkie,‎ ‎zawierają‎ ‎podstawowy‎ ‎plan Boskiej‎ ‎działalności‎ ‎na‎ ‎świecie,‎ ‎w‎ ‎takim‎ ‎zaś‎ ‎ogólnym planie‎ ‎na‎ ‎podrzędne‎ ‎szczegóły‎ ‎nie ma‎ ‎miejsca;‎ ‎po‎ ‎drugie,‎ ‎ponieważ‎ ‎posłannictwo‎ ‎Jezusa‎ ‎zawsze‎ ‎odznacza‎ ‎się tą‎ ‎cechą.‎ ‎Ci,‎ ‎co‎ ‎poszli‎ ‎za‎ ‎Nim,‎ ‎zdają‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎tych‎ ‎dwóch klas‎ ‎należeć‎ ‎wyłącznie.‎ ‎Byli‎ ‎to‎ ‎z‎ ‎jednej‎ ‎strony‎ rybacy łub‎ ‎tacy‎ ‎ludzie‎ ‎jak‎ ‎pasterze,‎ ‎przyzwyczajeni‎ ‎do‎ ‎pracy fizycznej‎ ‎—‎ ‎tego‎ ‎doskonałego‎ ‎filtru‎ ‎umysłowego‎ ‎—‎ ‎do milczenia,‎ ‎gwiaździstych‎ ‎nocy‎ ‎i‎ ‎przestrzeni;‎ ‎lub‎ ‎uczeni jak‎ ‎Józef‎ ‎z‎ ‎Arymatei,‎ ‎Nikodem‎ ‎i‎ ‎inni.‎ ‎Zaś‎ ‎później‎ ‎między‎ ‎apostołami‎ ‎dwie‎ ‎postacie‎ ‎górują,‎ ‎tak‎ ‎jak‎ ‎dziś stoją‎ ‎w‎ ‎Rzymie:‎ ‎Piotr‎ ‎i‎ ‎Paweł.‎ ‎Piotr,‎ ‎prosty‎ ‎rybak mówiący‎ ‎galilejskim‎ ‎akcentem,‎ ‎i‎ ‎Paweł,‎ ‎uczeń‎ ‎greckiej szkoły,‎ ‎przesiąknięty‎ ‎tradycją‎ ‎arystokratyczną‎ ‎filozofji, cytujący‎ ‎greckich‎ ‎poetów‎ ‎i‎ ‎umiejący‎ ‎używać‎ ‎dialektyki.

 

Otóż‎ ‎ta‎ ‎cecha‎ ‎jest‎ ‎jakby‎ ‎wyłączną‎ ‎cechą‎ ‎katolicyzmu,‎ ‎nie‎ ‎znajduje‎ ‎się‎ ‎zaś‎ ‎w‎ żadnej‎ ‎innej‎ ‎ze‎ ‎znanych mi‎ ‎przynajmniej‎ ‎religij.‎ ‎Niektóre‎ ‎indyjskie‎ ‎sekty‎ ‎do pewnego‎ ‎stopnia‎ ‎mają‎ ‎pretensję‎ ‎do‎ ‎tej‎ ‎cechy,‎ ‎lecz‎ ‎należy‎ ‎pamiętać,‎ ‎że‎ ‎każda‎ ‎religja‎ ‎indyjska,‎ ‎mająca‎ ‎podobny‎ ‎do‎ ‎katolicyzmu‎ ‎cel,‎ ‎a‎ ‎szczególnie‎ ‎buddyzm,‎ ‎ma stronę‎ ‎wewnętrzną‎ ‎i‎ ‎zewnętrzną,‎ ‎czyli‎ ‎ma‎ ‎jedną‎ ‎stronę dla‎ ‎wykształconych,‎ ‎inną‎ ‎dla‎ ‎nieuczonych,‎ ‎a‎ ‎tego‎ ‎w‎ ‎katolicyzmie‎ ‎nie ma.‎ Pasteur‎ ‎i‎ ‎irlandzka‎ ‎przekupka‎ ‎wierzą‎ ‎identycznie‎ ‎w‎ ‎zupełnie‎ ‎te‎ ‎same‎ ‎dogmaty.‎ ‎Wszystkie‎ ‎nowoczesne‎ ‎kierunki‎ ‎protestanckie,‎ ‎teraz‎ ‎gdy‎ ‎mogą się‎ ‎wszędzie‎ ‎swobodnie‎ ‎rozwijać,‎ ‎wykazują‎ ‎właśnie‎ ‎pod tym‎ ‎względem‎ ‎zupełne‎ ‎przeciwieństwo‎ ‎katolicyzmu. Słyszałem‎ ‎np.,‎ ‎że‎ ‎episkopalizm‎ ‎w‎ ‎Szkocji,‎ ‎a‎ ‎jeszcze bardziej‎ ‎w‎ ‎Ameryce‎ ‎jest‎ ‎religją‎ ‎przeważnie‎ ‎arystokratyczną,‎ ‎przemawiającą‎ ‎do‎ ‎miłośników‎ ‎piękna‎ ‎i‎ ‎kultury, natomiast‎ ‎bardzo‎ ‎mało‎ ‎zdobywa‎ ‎zwolenników‎ ‎wśród warstw‎ ‎niższych,‎ ‎uboższych.‎ ‎To‎ ‎samo‎ ‎dzieje‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎Anglji z‎ ‎wpływem‎ ‎sekt‎ ‎rozmaitych.

I‎ ‎zdaje‎ ‎się,‎ ‎że‎ ‎siła‎ ‎tych‎ ‎sekt‎ ‎właśnie‎ ‎na‎ ‎tem‎ ‎polega.‎ ‎Ma‎ ‎się‎ ‎wrażenie,‎ ‎jakby‎ ‎te‎ ‎religje‎ ‎starały‎ ‎się‎ ‎pokazać,‎ ‎że‎ ‎działają‎ ‎w‎ ‎sposób‎ ‎jedynie‎ ‎możliwy‎ ‎dla systemów‎ ‎tworzonych‎ ‎przez‎ ‎ludzi;‎ ‎każdy‎ ‎z‎ ‎tych‎ ‎systemów‎ ‎przemawia‎ ‎do‎ ‎pewnego‎ ‎rodzaju‎ ‎umysłów‎ ‎i‎ ‎jedynie‎ ‎do‎ ‎tego‎ ‎rodzaju.‎ ‎Przynajmniej‎ ‎jest‎ ‎tak‎ ‎na‎ ‎Zachodzie;‎ ‎zwykle‎ ‎człowiek‎ ‎nauki‎ ‎będzie‎ ‎należał‎ ‎do‎ ‎sekty anglikańskiej,‎ ‎kupiec‎ ‎do‎ ‎nonkonformistów,‎ ‎robotnik‎ ‎do armji‎ ‎zbawienia‎ ‎lub‎ ‎nie‎ ‎będzie‎ ‎należał‎ ‎do‎ ‎żadnej‎ ‎sekty.

W‎ ‎całem‎ ‎niekatolickiem‎ ‎chrześcijaństwie‎ ‎niema,‎ ‎zdaje się,‎ ‎formy‎ ‎religijnej,‎ przemawiającej‎ ‎równie‎ ‎silnie‎ ‎do wszystkich‎ ‎warstw‎ ‎społeczeństwa.‎ ‎Naturalnie‎ ‎jest bardzo‎ ‎trudno‎ ‎wykazać‎ ‎to‎ ‎za pomocą‎ ‎statystyki,‎ ‎ale wogóle‎ ‎trudno‎ ‎statystyką‎ ‎cokolwiek‎ ‎udowodnić;‎ ‎kto jednak‎ ‎zna‎ ‎różne‎ ‎sekty,‎ ‎zgodzić‎ ‎się‎ ‎musi‎ ‎w‎ ‎ogólnych zarysach‎ ‎na‎ ‎ten‎ ‎fakt‎ ‎Jedynie‎ ‎w‎ ‎Kościele‎ ‎katolickim można‎ ‎spotkać‎ ‎obok‎ ‎uczonego‎ ‎—‎ ‎miljonera,‎ ‎obok arystokraty‎ —‎ ‎nędzarza.‎ ‎Jedna‎ ‎tylko‎ ‎religja,‎ ‎a‎ ‎tą‎ ‎jest katolicyzm,‎ ‎jakimś‎ ‎sposobem,‎ ‎wbrew‎ ‎naturalnemu prawdopodobieństwu,‎ ‎gdyż‎ ‎jest‎ ‎zupełnie‎ ‎bezwzględny w‎ ‎swych‎ ‎żądaniach‎ ‎i‎ ‎zawsze‎ ‎jednaki,‎ ‎przechodzi‎ ‎do porządku‎ ‎nad‎ ‎różnicami‎ ‎wychowania,‎ ‎temperamentu, i‎ ‎z‎ ‎równą‎ ‎siłą‎ ‎przemawia‎ ‎do‎ ‎ogromnie‎ ‎uczonych‎ ‎i‎ ‎do dusz‎ ‎zupełnie‎ ‎prostych.‎ ‎I‎ ‎wydaje‎ ‎mi‎ ‎się‎ ‎rzeczą‎ ‎wprost zdumiewającą,‎ ‎że‎ ‎pozornie‎ ‎po‎ ‎chrześcijańsku‎ ‎myślący ludzie‎ ‎podnoszą‎ ‎przeciw‎ ‎Kościołowi‎ ‎między‎ ‎innemi zarzut,‎ ‎że‎ ‎jest‎ ‎on‎ ‎Kościołem‎ ‎ubogich.‎ ‎Naturalnie, jest‎ ‎on,‎ ‎dzięki‎ ‎Bogu,‎ ‎Kościołem‎ ‎ubogich,‎ ‎chociaż liczy‎ ‎między‎ ‎swymi‎ ‎członkami‎ ‎i‎ ‎najwyższe‎ ‎umysły‎ ‎czasów‎ ‎dzisiejszych.‎ ‎Zarzut‎ ‎zaś,‎ ‎że‎ ‎jedyny‎ ‎na prawdę‎ ‎chrześcijański‎ ‎Kościół‎ ‎trzyma‎ ‎z‎ ‎ubogimi,‎ ‎wykazuje‎ ‎taką‎ ‎ciasnotę‎ ‎myśli,‎ ‎taki‎ ‎egoizm‎ ‎ducha,‎ ‎iż‎ ‎człowiek‎ ‎patrzy‎ ‎na‎ ‎to‎ ‎ze‎ ‎zdumieniem‎ ‎i‎ ‎zgrozą.‎ ‎Jest‎ ‎to bardzo‎ ‎wyraźnem‎ ‎sprzeciwianiem‎ ‎się‎ ‎znamiennym‎ ‎słowom‎ ‎Chrystusa:‎ ‎„Błogosławieni‎ ‎ubodzy…‎ ‎Bogaty‎ ‎trudno‎ ‎wnijdzie‎ ‎do‎ ‎Królestwa‎ ‎Niebieskiego”.‎ ‎Cechą‎ ‎charakterystyczną‎ ‎całej‎ ‎działalności‎ ‎Chrystusa‎ ‎i‎ ‎oznaką wyraźną‎ ‎Boskości‎ ‎Jego‎ ‎posłannictwa‎ ‎jest‎ ‎ta‎ ‎Jego‎ ‎miłość‎ ‎do‎ ‎ubogich.‎ ‎Zaprawdę,‎ ‎można‎ ‎nawet‎ ‎powiedzieć, że‎ ‎gdyby‎ ‎Jego‎ ‎nauka‎ ‎nie‎ ‎przemawiała‎ ‎do‎ ‎ubogich,‎ ‎to nie‎ ‎mogłaby‎ ‎być‎ ‎religją‎ ‎ludzkości,‎ ‎ponieważ‎ ‎ludzkość w‎ ‎przeważnej‎ ‎części‎ ‎składa‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎ubogich‎ ‎i‎ ‎nieuczonych. Nie‎ ‎mogłaby‎ ‎ona‎ ‎być‎ ‎słońcem,‎ ‎oświecającem‎ ‎z‎ ‎nieba zarówno‎ ‎bagna‎ ‎jak‎ ‎i‎ ‎parki.‎ ‎Światło,‎ ‎będące‎ ‎prerogatywą‎ ‎bogatych,‎ ‎musi‎ ‎zawsze‎ ‎być‎ ‎sztuczne.‎ ‎A‎ ‎ponieważ‎ ‎bez‎ ‎wątpienia‎ ‎Prawda‎ ‎Boska,‎ ‎gdziekolwiek‎ ‎jest na‎ ‎świecie,‎ ‎musi‎ ‎być‎ ‎w‎ ‎zgodzie‎ ‎z‎ ‎wiedzą‎ ‎ludzką,‎ ‎niezmiernie‎ ‎silnym‎ ‎argumentem‎ ‎na‎ ‎korzyść‎ ‎katolicyzmu jest‎ ‎fakt,‎ ‎że‎ ‎wiara‎ ‎katolicka‎ ‎może‎ ‎być‎ ‎tak‎ ‎samo‎ ‎przyjęta‎ ‎przez‎ ‎ludzi‎ ‎o‎ ‎naukowem‎ ‎wykształceniu‎ ‎jak‎ ‎przez nieuczonych‎ ‎biedaków.‎ ‎Religja,‎ ‎utworzona‎ ‎tylko‎ ‎dla ludzi‎ ‎wykształconych,‎ ‎podobnie‎ ‎jak‎ ‎religja‎ ‎utworzona tylko‎ ‎dla‎  prostaczków,‎ ‎nie‎ ‎mogą‎ ‎być‎ ‎uniwersalnemi religjami;‎ ‎religja‎ ‎zaś‎ ‎przyjęta‎ ‎przez‎ ‎jednych‎ ‎i‎ ‎przez drugich‎ ‎musi‎ ‎z‎ ‎samej‎ ‎natury‎ ‎rzeczy‎ ‎być‎ ‎niezależna‎ ‎od ludzkich‎ ‎umysłów.‎ ‎Argument‎ ‎ten‎ ‎wprawdzie‎ ‎nie‎ ‎udowadnia,‎ ‎że‎ ‎katolicyzm‎ ‎jest‎ ‎prawdziwą‎ ‎religją,‎ ‎lecz‎ ‎stanowi‎ ‎silną‎ ‎podstawę‎ ‎dla‎ ‎przypuszczenia,‎ ‎że‎ ‎katolicyzm jest‎ ‎czemś‎ ‎więcej‎ ‎niż‎ ‎tworem‎ ‎ludzkim,‎ ‎i‎ ‎dowodzi,‎ ‎że religja,‎ ‎która‎ ‎takiej*‎ ‎próby‎ ‎nie‎ ‎wytrzyma,‎ ‎nie‎ ‎może‎ ‎być uważana‎ ‎za‎ ‎prawdziwą‎ ‎religję.

Zapytuję‎ ‎tedy:‎ ‎czy‎ ‎to‎ ‎wszystko‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎cechą tego,‎ ‎co‎ ‎Boska‎ ‎Prawda‎ ‎musi‎ ‎objawić,‎ ‎jeśli‎ ‎pojawi‎ ‎się na‎ ‎ziemi?‎ ‎Nie‎ ‎zna‎ ‎ona‎ ‎więzów‎ ‎wiedzy,‎ ‎prócz‎ ‎tych, jakie‎ ‎ludzie‎ ‎sami‎ ‎na‎ ‎siebie‎ ‎nakładają;‎ ‎pociąga‎ ‎do‎ ‎siebie‎ ‎nieodparcie‎ ‎wszystkich,‎ ‎którzy‎ ‎nie‎ ‎mają‎ ‎pokusy‎ ‎do intelektualnego‎ ‎zadowolenia‎ ‎z‎ ‎siebie,‎ ‎i‎ ‎tych,‎ ‎którzy przez‎ ‎wiedzę‎ ‎zwyciężyli‎ ‎tę‎ ‎pokusę;‎ ‎jedynie‎ ‎nie‎ ‎przemawia‎ ‎do‎ ‎tych,‎ ‎co‎ ‎umieją‎ ‎mało,‎ ‎a‎ ‎sądzą,‎ ‎że ‎umieją wszystko.‎ ‎To‎ ‎też‎ ‎dziś‎ ‎tylko‎ ‎umysły‎ ‎„‎ ‎burżuj‎skie”‎ ‎żyją zadowolone‎ ‎z‎ ‎siebie‎ ‎i‎ ‎ze‎ ‎świata,‎ ‎i‎ ‎widzą‎ ‎w‎ ‎Niebiańskiej Stajence‎ ‎jedynie‎ ‎narodziny‎ ‎jednego‎ ‎więcej‎ ‎dziecka, dysputują‎ ‎o‎ ‎podatkach,‎ ‎o‎ ‎mowach,‎ ‎wypowiedzianych w‎ ‎parlamencie,‎ ‎o‎ ‎nowej‎ ‎modzie‎ ‎i‎ ‎o‎ ‎szalonych‎ ‎marzeniach‎ ‎Haeckla‎ ‎myśląc,‎ ‎że‎ ‎te‎ ‎rzeczy‎ ‎są‎ ‎podstawą,‎ ‎na której‎ ‎świat‎ ‎się‎ ‎opiera.

„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej nauki. Cz.I. „Teza -Chrystus w Kościele”.


R.‎ ‎H.‎ ‎BENSON -CHRYSTUS W ŻYCIU KOŚCIOŁA, NAKŁAD‎ ‎KSIĘGARNI‎ ‎SW.‎ ‎WOJCIECHA.1921

*)‎ ‎Jest‎ ‎to‎ ‎bardzo‎ ‎obszerny‎ ‎temat‎ ‎Tym,‎ ‎którzy‎ ‎myślą,‎ ‎że‎ ‎te‎ ‎religje‎ ‎mają‎ ‎przede‎ ‎jakieś‎ ‎prawo‎ ‎występować‎ ‎w‎ ‎imieniu‎ ‎Boskiego‎ ‎Objawienia,‎ ‎radzę‎ ‎przeczytać‎ przepiękne‎ ‎dzieło,‎ ‎omawiające‎ ‎tę‎ ‎rzecz,‎ ‎Karola‎ ‎Devasa:‎ ‎»The‎ ‎Key‎ ‎to‎ ‎the‎ ‎World’s‎ ‎Progress*,‎ ‎Książka‎ ‎ta‎ ‎przez głębię‎ ‎myśli,‎ ‎spokój‎ ‎rozumowania‎ ‎i‎ ‎doskonałą‎ ‎znajomość‎ ‎tematu‎ ‎stanowi‎ ‎arcydzieło.‎ ‎(W‎ ‎przekładzie‎ ‎polskim‎ ‎wyszła‎ ‎nakładem‎ ‎»Bibljoteki Dzieł‎ ‎Chrześcijańskich*


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Jedna odpowiedź do „„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej wiary. Cz.II. Pasterze i królowie.”

  1. Awatar Zbyszek
    Zbyszek

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

    Polubienie

Skomentuj