Społeczeństwo przechodzi straszny kryzys. Ciemności opanowały świat. Dziś po 80 latach spełniły się słowa Donosa Cortesa, tego proroka wśród dyplomatów, słowa, które wówczas wywołały sensację w Europie:
Moi panowie — mówił — przekonany jestem głęboko, że wchodzimy w okres wielkiego ucisku. Wszystko o tym świadczy: zaślepienie inteligencji, podniecenie umysłów, bezprzedmiotowe rozprawy, bezpodstawne napaści, a przede wszystkim żądza reform ekonomicznych. Jeżeli ta żądza, która ogarnęła wszystkich, porwie i dusze, jak się to dzieje obecnie, będzie to znakiem pewnym wielkich katastrof i wielkiego upadku. Zarówno prosty rozsądek, jak umysł badawczy widzi grozę strasznego kryzysu i upadku, jakiego ludzkość nie zaznała jeszcze. Uratować społeczeństwo może jedynie Kościół katolicki. Lecz barometr katolicki wskazuje na burzę. Wartość idei katolickich spadła prawie we wszystkich krajach. Pewien kapłan zapytany, czy jest rzeczą możliwą rozpowszechnienie pewnej katolickiej książki w katolickim kraju, odpowiedział, że rozumiana będzie tylko przez katolików, którzy są katolikami. Odpowiedź więcej niż dowcipna. Pod wpływem protestantyzmu, liberalizmu, socjalizmu i modernizmu zanik katolicyzmu w naszych duszach uczynił zastraszające postępy. Odrzucając wszystko, co specyficznie katolickie, myślimy, mówimy, piszemy, czynimy coraz więcej tak jak inni. Przesiąkliśmy protestantyzmem, liberalizmem i socjalizmem. Przestajemy być sobą, aby zginąć w trzeciej osobie liczby mnogiej, zamiast my są oni.
SAMOTNOŚĆ DUSZY – zakazany E-book
Bądźmy szczerzy. Grunt usuwa się nam pod nogami. Ziemia drży. Niebo powlekają czarne chmury. Burza się zbliża. Wielki strach padł na narody w oczekiwaniu rzeczy, które przyjść mają. Pesymizm triumfuje. Prawdziwa epidemia rozpaczy ogarnia coraz bardziej katolickie sfery. Wiara w wielu duszach przechodzi ciężki kryzys. Zdaje się — powtarzam — zdaje się, że Bóg od 1914 r. zasnął, że jest głuchy i niemy i chromy. Drwią z nas, mówiąc: Przestańcie krzyczeć! Przestańcie się modlić! Bóg umarł! Już Go nie zbudzicie!
Małoduszność stała się grzechem narodów. Wszędzie spotykamy ludzi, patrzących przez czarne okulary. Nawet pod maską śmiałego optymizmu zgrzyta aż nazbyt często upiór zwątpienia w Boga i Kościół. Kompromis, „utrzymujący państwa”, nie znalazłby wśród nas tylu stronników, gdyby nie tak ogólnie rozpowszechniona wiara, że z Bogiem samym nie można już zwyciężyć.
Precz z pesymizmem! Człowiek, patrzący przez czarne okulary, jest niebezpieczny dla religii. Może właśnie on jest tym rzeczywistym religijnym niebezpieczeństwem. Dlatego my jesteśmy zwolennikami optymizmu. I dodajemy z góry, optymizmu nadprzyrodzonego, który jest częścią składową naszego Credo, nie opiera się na mamonie, potędze ni organizacji. To są krokwie, środki pomocnicze, a nie fundamenty. My wierzymy w zwycięstwo sprawy katolickiej, bo wierzymy w Boga. A źródłem tego nigdy niezawodzącego nadprzyrodzonego optymizmu jest pierwszy artykuł wiary.
Bogiem współczesnych jest bezwład konstytucyjny, łącznie z ustrojami politycznymi i decydowaniem większości w parlamentach. Bóg utracił państwo i może się cieszyć, jeżeli rządy raczą imię Jego ,,cudzoziemca“ umieścić na czele prawodawstwa. Stał się Bogiem kapliczek. Wzbroniony mu wstęp do ratusza, w progi fabryk i szkół. Tak postanowił świat liberalny. Zmaleliśmy i zubożeli, ponieważ nasze pojęcie Boga stało się takie małe. Jaki Bóg —tacy Jego wyznawcy: karły i zera. Wszystkie nasze nowoczesne błędy religijne, polityczne i socjalne pochodzą z tego mizernego wolnomyślnego pojęcia o Bogu. Mówcie nam znów o dawnym Bogu biblijnym, Bogu pierwotnego chrystianizmu i średniowiecza, Bogu Zastępów — a będziemy ocaleni.
Mówcie nam o Mocnym, Wszechmocnym, Wszystkowiedzącym, o strumieniach siły, płynących przez świat, o Bogu, przemawiającym w szumie wodospadów, wśród błyskawic i grzmotów, a będziemy ludem bohaterów!
Pokażcie nam Boga, który duszę napełnia siłą radosną, stwarza słońca, cuda czyni, krnąbrne narody wraz z ich rządami, jak naczynia garncarskie druzgoce! Pokażcie nam Boga, który z pobłażliwym uśmiechem przechodzi ponad szaleństwem ludzi i swymi boskimi ,,zamachami stanu” dochodzi praw swoich, a odnowimy oblicze ziemi.
Kwestia uzdrowienia narodów jest więc przede wszystkim teologiczną, a dopiero potem kwestią pieniędzy i chleba. Musieliśmy tak nisko upaść. I musimy, o ile to możliwe, jeszcze głębiej spadać — z przepaści w przepaść.
Od stu lat liberalizm fałszywym pojęciem — o polityce dla polityki — i ekonomii dla ekonomii — zabronił Bogu mieszać się w te dziedziny życia społecznego. Bóg, aby zbić polityczny i ekonomiczny liberalizm, musiał wycofać się również z ministerstwa spraw zewnętrznych. Bóg ukarał liberalizm — według słów natchnionych de Maistre‘a — tak jak stworzył światło — jednym słowem. Rzekł: niech się stanie! I wali się w gruzy świat polityczny. Wypadki lat ubiegłych są tylko publicznym odczytem o istnieniu Boga i negatywnymi dowodami, że Opatrzność prowadzi ludzkość. Błędy polityczne i socjalne mogła sprostować jedynie ta pośrednia apologetyczna nauka poglądowa.
Zmartwychwstaniemy! – Ks. R. Mäder
Ks. Robert Mäder – Katolikiem jestem!. Księgarnia Świętego Wojciecha w Poznaniu. 1929.


Skomentuj