XVII.
Pamięć o wierze.
Jeżeli wiara nie wzrusza serca człowieka, ani nie wstrzymuje od złego, ani nie pobudza do dobrego, leży ona odłogiem i bez pożytku, stając się powoli letnią i ostatecznie zupełnie gaśnie. Ale ona nie może serca inaczej wzruszać, jak tylko przez światło, którym rozum oświeca i daje mu poznanie Boskich prawd.
Te poznane prawdy działają potem bezpośrednio na serce i wzruszają je, ale o tyle tylko, co się samo przez się rozumie i doświadczenie codzienne dowodzi, o ile w pamięci dobrze tkwią, albowiem to co się zapomniało, robi równie małe wrażenie, jak to, czego się nigdy nie wiedziało.
A teraz, gdy w krótkich słowach odsłoniliśmy główne źródło, z którego pochodzą złe postępki wielu katolików, zapytajcie tych, których życie składa się z tkaniny nieczystości, niesprawiedliwości i wszelkiego rodzaju innych występków, zapytajcie ich, czyli wierzą w przyszły sąd, w wieczną nagrodę w niebie i w wieczną karę w piekle. Przejdźcie z nimi wszystkie katolickie prawdy wiary i zapytajcie ich, przy każdej poszczególnej, czy ją za pewną uważają. Zawsze odpowiedzą wam, bez namysłu, tak, będą zapewniali głośno i z naciskiem, że stanowczo i bez wątpliwości wierzą we wszystkie prawdy w ogóle i w szczególe, które Kościół katolicki podaje dzieciom swoim do wierzenia.
Ale, jeżeli to jest prawdą, dlaczegóż tak źle zachowują przykazania Boskie? Dlaczego nie mają żadnego wstrętu do grzechu i połykają nieprawości jak wodę? Czyż straszne prawdy, w które przecież silnie wierzą, nie powinny ich odstraszać? Ale, odpowiedzą: o tym nie myślimy nigdy, albo tylko bardzo rzadko.
Jakież to prawdziwe! O prawdach wiary nigdy się nie myśli, prawie zupełnie zapomina się o nich, dlatego ustawicznie postępuje się wbrew swojej wierze.
Zepsucie obyczajów staje się coraz większe, coraz bardziej się rozszerza, albowiem, jak żałobny prorok niegdyś się skarżył: „bo nie masz ktoby uważał w sercu” ( Jerem. 12, 11.), nikogo, który by sobie poważnie i często przypominał prawdy przez wiarę mu podawane. Zadowolnieni, iż poduczyliśmy się tego, co do wiary należy, nie zadajemy sobie więcej pracy, ażeby dalej nad tym przemyśliwać, a przy sposobie życia prawie powszechnie istniejącym, jest to nawet niemożliwym.
Jakże się to dzisiaj żyje? Niektórzy, a przede wszystkim wielcy, dostojni i bogaci nie umieją nic innego robić, jak tylko się bawić i rozweselać i całe ich życie na tym schodzi. Sen, strojenie się, czytanie nieobyczajnych i bezbożnych pism, widowiska, taniec, wizyty, uczty, gra, towarzystwa, przechadzki wypełniają ich czas i nie pozostawiają nawet krótkich chwil, ażeby do Pana Boga, z rana i wieczór, krótko westchnąć i Dawcy wszelkiego dobra, przed i po jedzeniu, podziękować.
Inni zatapiają się tak dalece w zarząd swojego domostwa i przedsiębiorstwa, w swoje interesy i zawodowe zajęcia, w swoje plany i przedsięwzięcia, ażeby coraz wyżej się wynosić i swoje roczne dochody pomnażać, jak, gdyby szczęście tego świata było ich wyłącznem przeznaczeniem, jedynym i ostatecznym bytu celem.
Przy tak różnorodnych, nieprzerwanych rozrywkach, które całego człowieka zajmują, nie jest zaiste możliwym pomyśleć kiedykolwiek o wielkich i ważnych prawdach wiary, w sercu, jak powiada prorok, to znaczy, nie tylko od niechcenia i przelotnie, ale dojrzale, poważnie i z uwagą.
I częste pamiętanie czegóżby nie zdziałało, jaką zmianę obyczajów nie wywołałoby między Chrześcijanami! Przecież niebo, w świetle wiary, nie jest dobrem, tak zupełnie wartości pozbawionym, a piekło nie jest złem, tak błahym, że, ażeby temu ujść, a tamto pozyskać, nie miałoby się chętnie i z radością, wszystkie siły zużywać, wszystko możliwe robić i cierpieć.
Jeżeli więc przedstawiam sobie w myśli piekło i niebo, jak mi je wiara określa i jeżeli przy tym rozważę, źe po mojem zgonie, niebo, albo piekło, z pewnością i bez wątpienia, będzie moim jedynym miejscem pobytu, że moja śmierć może niedługo każe na siebie czekać, może nagle i zupełnie niespodziewanie przyjdzie, że na łożu śmierci, prawdziwa pokuta, z trudnością tylko, a potem już zupełnie nie da się wzbudzić, z pewnością będę we wszelkich sprawach ostrożniejszym. Grzech, który mi jeden niebo zamyka i piekło otwiera, ponad wszystko znienawidzę i z największą starannością będę unikał wszelkich, nawet najodleglejszych sposobności i niebezpieczeństw grzechu.
I jakże mogłoby też być inaczej? Kto jest o czymś przekonanym i o swoim przekonaniu pamięta, nigdy wbrew niemu nie działa, a nawet by tego nie mógł, chyba, żeby był zmysłów pozbawionym. Codzienne doświadczenie przekonuje nas o tym. Bo i któż pożywa potrawy, które potajemnie zatrute zostały, któż postępuje w sposób, który drwiny całego świata za sobą pociąga, któż zaniedbuje środki prowadzące do pożądanego celu ludzkiego poważania, albo do zaszczytnego stanowiska, albo do wzbogacenia się, jeżeli o wszystkich tych okolicznościach i skutkach jest należycie przeświadczonym i jeżeli o tym swoim przeświadczeniu ma świadomość? Wszyscy ludzie, o zdrowym zmyśle, działają zawsze według swego przekonania, a jeżeli robią przeciwnie, jest to znak nieomylny, iż o nim zapomnieli.
I, jeżeli, odnośnie do doczesnego szczęścia, albo nieszczęścia, tak się dzieje, o wiele więcej należy w ten sposób postępować, gdy od tego zależy wieczne szczęście, albo nieszczęście. Dlatego Chrześcijanin z pewnością będzie się powstrzymywał od grzechu, gdy często będzie pamiętał o niebie i o piekle, o których rzeczywistem istnieniu, on, wskutek swojej wiary, co przypuszczać należy, jest naprawdę przekonanym.
I właśnie dlatego roztropny syn Siracha, jako najskuteczniejszy sposób do uniknięcia grzechu, doradził nam: „We wszystkich sprawach Twoich pamiętaj na ostatnie rzeczy twoje, a na wieki nie zgrzeszysz” (Eccl. 7, 40.).
Ale wiara zawiera wiele jeszcze innych prawd, które, jeżeli je dobrze do serca weźmiemy, zdolne są wierzącego, nie tylko od grzechu odstraszyć, ale także pobudzać do wykonywania wszelkich Chrześcijańskich cnót, a nawet do stanowczego starania się o ewangeliczną doskonałość.
Jeżeli dobrze przenikniemy święte życie i bolesne cierpienia Chrystusa Pana, do jakiegoż stopnia Chrześciański zapał nie obudzi się w sercach naszych! I w jaki sposób? Oh! bo wiekuisty i współistotny Syn Boży, jedynie tylko z nieskończonej dla nas miłości, zstępuje z Nieba, przyjmuje ludzką naturę, przez lat trzydzieści i trzy obcuje z nami, jak człowiek we wszystkiem nam równy i daje nam nieprzerwanie najpiękniejsze i najświetniejsze przykłady najwznioślejszych cnót posłuszeństwa, pokory, łagodności, Boga, bliźnich i nieprzyjaciół miłości, miłosierdzia, poddania się woli Bożej, cierpliwości, pogardy świata i jego dóbr itd.
Przy takiem rozmyślaniu, czyż serce się nie rozgrzewa, nie wzrusza, nie rozszerza i nie rozpala! Czyż nie rozognia się najtkliwsze pragnienie dorównania temu Boskiemu wzorowi! Czyż potem nie robią się najpiękniejsze, ogólne i poszczególne postanowienia? Bo i jakież serce będzie dosyć twarde, ażeby, przy wspomnieniu, za grzechy nasze cierpiącego i umierającego Zbawiciela, nie miało być skruszone, nie miałoby czuć najczulszych poruszeń miłości i wdzięczności, żalu i wstydu, współczucia i ufności ? A przypomina się także i bojaźń sądów Bożych i nienawiść grzechu, razem z wielu jeszcze innemi zbawiennymi wzuszeniami.
Postawmy się myślą przed nieskończoną wielkością, majestatem, dostojnością i potęgą Bożą, o której wiara nas poucza, a dojdziemy do właściwszej i jaśniejszej znajomości naszej zależności, naszej słabości, naszej nicości i wszystkich przyczyn wskazujących nam, jak dalece jest On nieskończenie godnym służby Swoich stworzeń i jak dalece stworzenia, nie tylko dla prawdziwej swojej korzyści, ale także i dla prawdziwej swojej chwały, są do niej obowiązane. Tym sposobem nabędziemy pokorę serca, albowiem, względem siebie samych, będziemy nieufnymi, a pełnymi ufności w Jego łaskę.
Zbudzimy się ze snu oziębłości i będziemy czuli w sobie nowy zapał do służenia Najwyższemu Panu, do słuchania Go i do szukania we wszystkiem, nie czego innego, jak tylko święte w Nim upodobanie.
Z tych niewielu przykładów, jasno widzieć może czytelnik co zdziałać potrafi częste pamiętanie o świętej naszej wiary prawdach i jak drogocenne skutki ona wywołuje.
Czyż więc Chrześcianin, nie chcący, ażeby wiara jego umarła, nie powinien troszczyć się poważnie o używanie wszelkich środków sposobnych do tego, by pamięć o prawdach wiary w jego umyśle zawsze bardzo żywo się utrzymywała?
Do nich należy przede wszystkim duchowe rozmyślanie. Jest ono ćwiczeniem najprzedniejszych sił duszy, pamięci, rozumu, woli, które się wykonywa, odnośnie do jednej z prawd wiary, czy to teoretycznej, czy praktycznej.
Pamięć przypomina sobie prawdę przez wiarę przejętą, rozum rozmyśla, zastanawia się nad nią i rozważa w obecności Boga, gdy naprzód żywy akt wiary wzbudza, prawdę, ze wszech stron, co do jej treści i skutków, bada, rozmaite wnioski i następstwa wyciąga, te ostatnie do zdarzeń codziennego życia zastosowuje i szuka silnych pobudek, ażeby podług nich postępować, ażeby postanowienia w czyn zamieniać i wszystko co robi i czego nie robi, przez prawdy wiary uszlachetniać i uświetniać. On patrzy w tył, w przeszłość, ażeby się przekonać, jak dotychczas się zachowywał i przed siebie w przyszłość, ażeby oznaczyć jak ma odtąd życie swoje urządzić.
Wola, przez to, co rozum jej przedstawia, zmiękczona i rozgrzana, ze swojej strony, zaczyna być czynną. Podług różnorodności materii, wzbudza akty skruchy, bojaźni, nadziei i miłości, dziękczynienia i żądzy poprawy i robi zbawienne postanowienia, które do poszczególnych wypadków się odnoszą, w których dusza swoje błędy i słabości jasno poznaje, ażeby na przyszłość od nich się chronić i za to w przeciwnycn cnotach gorliwiej się ćwiczyć.
Na tym polega istota duchowego rozmyślania i rozumie się samo przez się, że ono, często zastosowywane, staje się jednym z najpotężniejszych środków do ukrócenia raz na zawsze, tak szkodliwej niepamięci na święte prawdy wiary. Dlatego Chrześcianin, o zbawienie swojej duszy prawdziwie dbały, poświęca mu codziennie, jeżeli nie całą, to przynajmniej pół godziny, co chciałoby się wszystkim jak najusilniej zalecić.
Ale na to słyszy się zaraz odpowiedź, że na rozmyślanie nie ma czasu. Czyż jednak jest jaki rodzaj ludzi, dla których taka wymówka jest możliwą?
W ustach tych, którzy, podług dzisiejszego zwyczaju, spędzają cały dzień na zabawach, rozrywkach i przyjemnościach, wygląda ona bardzo szczególnie. My, przez Pana Boga zostaliśmy stworzeni, przecież nie na to, ażeby się bawić. Nawet Adam, przed upadkiem, był do pracy przeznaczonym. Czytamy bowiem: „ Wziął Pan Bóg człowieka i posadził go w raju rozkoszy, aby sprawował i strzegł go” (Mojżesz 2, 15. ).
A, jeżeli Stwórca pozwala nam rozrywki używać, to powinna ona być używaną tylko w pewnej mierze. I, jeżeli miara będzie zachowaną, to nie braknie czasu na to, by codziennie, odnośnie do tej, lub owej prawdy wiary, odbyć całogodzinne, lub półgodzinne rozmyślanie.
A tym, którzy powołują się na troski domowe i zawodowe zajęcia, przypomnieć trzeba ich przeznaczenie na tej ziemi „Jednego potrzeba” (Łuk. 10, 42.), powiada Zbawiciel, i gdzie indziej: „Szukajcie naprzód Królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego” (Mat. 6, 13.).
Bo wieczne duszy zbawienie, które się traci przez zapomnienie o prawdach wiary, Królestwo Boże, do którego, bez prawdziwej i żywej wiary, nie można się dostać, to jest jedynie potrzebne, to jest jedyna troska, jedyna sprawa, przed którą wszystkie inne winny ustępować. „Cóż pomoże człowiekowi, jeśliby wszystek świat pozyskał, a na duszy swojej szkodę podjął“ (Mat. 16.26.). Kto tą ważną, zasadniczą prawdą Ewangeliczną należycie jest przejęty, umie ze świętą roztropnością, czas swój tak podzielić, iż zawsze coś z niego pozostanie mu na wewnętrzną modlitwę.
Tak jest, na wewnętrzną modlitwę, albowiem rozmyślanie, o którym mowa, jest rzeczywistą, wewnętrzną duszy modlitwą. I to się zwraca ku korzyści tych, którzy, dlatego, że ustną modlitwę odprawiają, zasłaniają się brakiem czasu, by usuwać się od rozmyślania. A więc o jedną godzinę skrócić ustną modlitwę i poświęcić ją rozmyślaniu. Tym sposobem nic nie utracicie z modlitwy, a nawet o wiele pożyteczniej będziecie się modlili, albowiem wewnętrzna modlitwa zwykle przysparza duszy więcej duchowych korzyści i umacnia ją lepiej w cnocie, aniżeli zewnętrzna.
Inni przytaczają swoją nieudolność. Sądzą się być za mało wykształconymi i że dlatego nie mogą rozmyślać. Ale nauka i uczoność tak mało są do tego potrzebne, by do Pana Boga się zbliżyć, iż nierzadko nawet stoją tu na przeszkodzie. Proste, rzetelne i miłujące serce i przyrodzona zdolność do ćwiczenia pamięci, rozumu i woli, odnośnie do różnorodnych zdarzeń i potrzeb tego życia, już wystarcza.
Przecież dużo myśli się i rozmyśla codziennie o swoich doczesnych sprawach, rozważa się nad sposobami i drogami do pomnożenia rocznych swoich dochodów, do pomagania swojej rodzinie, do otrzymania korzystnego urzędu, albo wyższej godności, do pozyskania łaski jakiejś wielkości, do przeprowadzenia swoich zamiarów, do dania szczęśliwego biegu swoim przedsiębiorstwom it.d. A myśli się także i rozmyśla wiele o rzeczach zakazanych, np. o środkach i drogach do uwiedzenia jakiejś niewinności, do przywłaszczenia sobie cudzego dobra, do wywarcia dotkliwej zemsty na kimś, który nas obraził i t. d.
Z tego wynika, że umiemy dobrze myśleć i rozmyślać. A więc, róbmy to samo, odnośnie do wielkiej sprawy zbawienia i ćwiczmy w ten sam sposób siły naszej duszy w rozważaniu tych prawd, od których wieczne nasze szczęście zawisło. Resztę zdziała łaska Boska. Pan Bóg lubi dobre i proste serca i chętnie z niemi przebywa. Bo powiada mędrzec: „Z prostymi rozmowa Jego” (Przypow. 3, 32.). I Pan Jezus dziękuje Ojcu za to, że się udziela maluczkim i prostodusznym, nie mędrcom i nie, wedle świata, roztropnym. „ Wyznawam Tobie Ojcze Panie nieba i ziemi, iżeś to zakrył od mądrych i rozumnych, a objawiłeś to malutkim“(Łuk. 10, 21.).
Po rozmyślaniu, czytanie pobożnych książek, jest znakomitym i wypróbowanym środkiem do przypominania sobie prawd wiary, a nawet, jak dzieje pouczają, do wprowadzenia duszy na wysoki stopień doskonałości. Niezdolność i brak czasu mogą, pod tym względem tym mniej być przytaczane, ile że czytanie stało się już dzisiaj zwyczajem dla ludzi wszystkich stanów i zawodów. Wszyscy dzisiaj czytają. Młodzi i starzy, mężczyźni i kobiety, uczeni i nieuczeni, wielcy i mali, mieszczanie i chłopi. Ale cóż czytają? Pisma niepotrzebne, puste, niebezpieczne, zwodnicze, nieobyczajne, podburzające, bezbożne, w których cnota bywa wyśmiewaną, występek sławionym, każda przyrodzona skłonność usprawiedliwiana, najbezwstydniejsza namiętność, jakoby ubóstwianą, Kościół i Jego Głowa zaczepianą, religia i jej słudzy sponiewierani, niedowiarstwo formalnie głoszone, panujący poniżony, ziarno buntu i zaburzeń między lud rozrzucane, a Pan Bóg sam zaprzeczany. Te i takie książki czytuje się dzisiaj wszędzie i czytuje się je chciwie, ze szczególniejszą przyjemnością i uczy się ich prawie na pamięć, ażeby ich zdania, w tych samych słowach, przy każdej sposobności, przytaczać i swój umysł, swój sposób myślenia, swoje serce, swoje obyczaje i uczynki, podług nich kierować.
A wieleż to czasu marnuje się przy tym ku większej szkodzie duszy? Cóż dziwnego, że przy tym prawdy wiary idą w zupełne zapomnienie. Gdyby się tylko małą część tego czasu użyło na czytanie pobożnych książek, wnet widziałoby się wiarę pośród nas kwitnącą, rosnącą, żywszą, skuteczniejszą.
Ale jakież to książki należy czytać? Przede wszystkim katolickie. Dlaczegóż zdrój życia wiecznego ma tryskać z nieczystych źródeł, gdy przecież czystych nie brak? Protestanci błądzą w wierze i pozwalają zwykle oddziaływać błędom swoim na moralność, więcej, albo mniej jawnie, albo niepostrzeżenie. I nie może być inaczej, albowiem moralność stosuje się do zasad wiary. Dlatego mylą się bardzo katolicy, gdy w protestanckich książkach, czystej nauki obyczajów szukają. A na żaden sposób nie powinno być cierpiane, ażeby kaznodzieje młodzi, w wielkiej sztuce dokładnego zawsze rozróżniania prawdy od fałszu jeszcze nie dosyć wprawni, nauki swoje z nich obrabiali, albo nawet głosili ze świętego miejsca całe luterskie i kalwińskie kazania (1).
Ale, dlatego nie chcę powiedzieć, ażeby pomiędzy moralnymi pismami protestantów, nie było takich, które same w sobie są dobre i pożyteczne; że jednak wszystkim, także i najiepszym, brakuje wewnętrznego namaszczenia ducha, dlatego i nauka obyczajów jest w nich, po największej części, niedostateczną i rzadko tylko należycie wyjaśniane bywają czyste pobudki, robiące cnotę nadnaturalną i niebieskiej nagrody godną.
I tak np. miłość ludzi bywa najpiękniej wychwalaną, ale kiedyż to mówi się wyraźnie, że bliźniego miłować należy, nie z powodu równej z nim natury, ale dla Pana Boga, którego on jest podobizną i z powodu Chrystusa Pana, który nam nakazał i chce, ażeby Mu przez bliźniego, służono, by przez Jego miłość Panu Bogu się podobać i w sposób dla wieczności zasługujący postępować?
A, gdyby nawet i przypuścić, iż tym dziełom nic nie brakuje, to cóż brakuje katolickim dziełom i dlaczego mają one zawsze pozostawać w tyle? My przecież mamy po dostatkiem dzieł najpiękniejszych, najbardziej pouczających, najpożyteczniejszych i namaszczeniem przepełnionych (2), a nawet i protestanci umieją z nich bardzo dobrze korzystać, swoje dzieła z nich wzbogacając, albowiem, jak w ogóle wszystko co u nich jest dobre, nawet Biblią, mają nie ze siebie, ale z Kościoła katolickiego, a uzasadniają swoje nauki obyczajowe, nie na podstawach swojej religii, która jest błędną, ale z pism Ojców Kościoła i innych starszych i nowszych katolickich pisarzy, których ich publiczne biblioteki, jak to, na własne oczy, tu i ówdzie widziałem, znaczny zasób zawierają.
Dodać należy i to, że dzisiejsze, tak przesadne cenienie protestanckich dzieł pociąga koniecznie za sobą najszkodliwszą obojętność względem różnorodnych religii, tj. błąd i prawdę stawia się obok siebie, dochodząc do obojętności względem obydwóch, a, po jakimś czasie, także i do obojętności, oziębłości, chwiejności w swojej własnej wierze, ostatecznie nawet i do odstępstwa.
Ale także i pomiędzy katolickiemi książkami, należy starannie wybierać. Jak z jednej strony uzdolnienia i duchowe potrzeby czytających nie są równemi, tak z drugiej strony także, i treść i obrobienie dzieł, bywają bardzo różne. Dlatego nie każde pismo może każdemu Chrześcianinowi równie dobre usługi oddawać. Kto sam wybierać nie umie, postępuje najroztropniej, gdy rozumnych i bogobojnych ludzi i kierowników sumienia się radzi.
Poważam się jednak wszystkim o zbawienie swoje dbałym Chrześcianom, bez wyjątku w ogóle jak najusilniej polecić jedno dzieło, dosyć powszechnie znane: „Rozmyślania nad Ewangelią na wszystkie dni roku” (3), dzieło, które uczony czyta bez wstrętu, a nieuczony rozumie bez trudu, które podaje uważnemu czytelnikowi doskonałe zrozumienie religii Chrześcijańskiej, jej obowiązków, i Osoby Jej Boskiego Założyciela, które zawiera prawdziwą i czystą moralność Chrześciańską i przedstawia ją zrozumiale i z naciskiem, z pociągającem namaszczeniem ducha, które wreszcie, mojem zdaniem, wystarcza samo dla siebie do tego, by każdego wierzącego i we wierze błądzącego po właściwej drodze zbawienia prowadzić, jeżeli tylko ktoś je czyta bez uprzedzenia, z rzeczywistą miłością prawdy i po porządku, z rozmysłem i dważnie, albowiem przedstawia nam dowody prawdziwości Chrześcijaństwa z całą swoją siłą i jasnością, jeżeli tylko badamy je we wewnętrznym ich związku.
Oh! gdyby to tak znakomite i zbawienne dzieło mogło wytrącić z rąk naszych kaznodziei pisma heretyków, a z rąk świeckich ludzi pisma niedowiarków! O by w każdej Chrześciańskiej rodzinie się znajdował i czytane bywało pilnie przez ojców i matki, jak i przez dzieci i domowników!..
Pomiędzy środkami do utrzymania w pamięci prawd wiary, zajmuje dalej ważne miejsce pilne słuchanie kazań i katechetycznych nauk. Przez głoszone Słowo Boże, nasi praojcowie, a już przed nimi niezliczone inne narody zostali z pogan Chrześcianami, czyż głoszenie go u Chrześcian, o wiele więcej nie przeszkodzi szkodliwemu zapomnieniu tych prawd i wynikającej stąd oziębłości?
Ale, na to trzeba kazań pilnie słuchać i żadnej sposobności nie zaniedbywać, trzeba je słuchać, jako Słowa Bożego które Kościół do tego upoważniony, wykłada przez nauczycieli do tego powołanych, upatrując w kaznodziei prawowitego wysłannika Chrystusa Pana; trzeba je słuchac z uwagą i uwagę zwracać, nie na styl, albo na wykład, ale na rzecz przedstawioną, trzeba je słuchać ze żądzą odniesienia korzyści, a to co się usłyszało głęboko zapamiętać i we właściwym czasie w czyn wprowadzić. Inaczej słuchanie kazań na nic się nie zda, ale słuchanie ich z uwagą zastąpi brak rozmyślania, przynajmniej u tych, którzy żadnej w tern
w prawy nie mają i będzie rozbudzało zbawienne przypominanie sobie prawd wiary.
Jeszcze o dwóch innych środkach chcę pokrótce wspomnieć- mianowicie o duchownych rozmowach i o obrazach świętych. Nie ulega wątpliwości, iż prawd wiary się nie zapomni crdy się o nich częściej rozmawia ze swoją rodziną, z domownikami i przyjaciółmi. Dlatego chciał Pan Bóg, przez ten środek, pamiątkę Swoich nadzwyczajnych dobrodziejstw utrzymywać ciągle, w świeżej pamięci, pomiędzy Izraelitami. I w ten sposób wieluż to grzechom by zapobieżono przeciwko Panu Bogu, przeciwko bliźniemu i sobie samemu,, które się ciągle popełnia językiem. Ale, na nieszczęście, jest to wstydem rozmawiać o najdroższej, najświętszej i najbardziej zajmującej sprawie, gdy przeciwnie nie ma wstydu w rozprawianiu przeciwko niej!
Obrazy, tak samo jak słowa, budzą w duszy myśli i przypomnienia prawdy i nauki. One mają jeszcze i tę zaletę przed słowami, że podczas gdy słowu odpowiada tylko jedna myśl, jędno pojęcie, one przypominają cały szereg myśli i nauk, a także uczucia i afekty obudzają. Gdy jedną z tajemnic wiary np. narodzenie, śmierć, zmartwychwstanie, albo inny wyniosły czyn Zbawiciela, w jakimś obrazie, oglądam, cóż dusza moja nie widzi, jakież to Boskie wzruszenia budzą się w mojem sercu! Także i obrazy Matki Boskiej,
męczenników i innych świętych, przy jednem na nich spojrzeniu, wieleż mi nie mówią! Przypominają mi ich silną i żywą wiarę i budzą mnie ze snu oziębłości, przypominają mi także ich heroiczne cnoty i pobudzają do naśladownictwa, przypominają ich przeszłe cierpienia i umacniają mnie w przeciwnościach, przypominają ich obecne szczęście i umacniają mnie w nadziei.
O wieleż korzystniej byłoby dla wiary i dla wierzących, gdyby ściany mieszkań były ozdobione obrazami świętych, gdy przeciwnie teraz albo świeci pusty przepych, albo nawet wpadają w oczy przybywających niewstydliwe malowidła, które przepełniają ich wyobraźnię wszelkiego rodzaju grzesznemi wyobrażeniami. A jeszcze więcej ubolewać trzeba, gdy, nawet w domu Bożym, nie są cierpiane święte obrazy (1), bo przecież do niego należy wszystko co wiernemu służyć może do podniecenia, zbudowania, pomnożenia wiary i praw dziwej pobożności. Jest rzeczą pewną, iż zwłaszcza zwykłemu człowiekowi, który ani czytać, ani dużo myśleć nie może, na ołtarzu ustawione odtwory wielkich tajemnic naszego Zbawienia oddawały zawsze bardzo dobre usługi. One go pouczały, w miejsce kaznodziei, wprawdzie obrazowo, ale przecież dosyć zrozumiale, o tajemnicy dnia i obudzały tym sposobem w jego sercu święte wzruszenia podziwu, wiary, wdzięczności, miłości i t. d. Teraz jednak, prosty chłop nie ma prawie wiedzieć, czy jest Wielkanoc, czy Zielone święta, gdy wielkim dzwonem wezwany, przybywa do kościoła.
Wiara chrześcijanina – jaką być powinna? (16) – Potęga wiary
„Wiara chrześcijanina jaką być powinna.” – X, Zygmunt Storchenau T. J., W Brodach 1911. Nakładem księgarni Feliksa Westa.
Przypisy:
1)Ta ostra krytyka pod koniec XVIII wieku zupełnie uzasadniona, albowiem wówczas Febronianizm, Jozefinizm. Illuminatyzm i płytkie wykształcenie były nie mało zaraziły także i wielką część katolickiego kleru niemieckiego, dzisiaj, wskutek stanowczego zwrotu ku lepszemu i w skutek życia katolickiego wszędzie obecnie się objawiającego, jest, dzięki Panu Bogu, jakoby bezprzedmiotową.
2) Jeżeli to było praw dą za czasów autora, jestto prawdą w jeszcze wyższym stopniu i za naszych czasów. Katolicy nie mają żadnej wymówki, jeżeli, nietylko za praktycznemi dziełami, ale także za dziełami historycznemi, opisami podróży, poezyami, powieściami, czasopismami i t. d. zaw sze za dziełami iekatolickich pisarzy się oglądają.
3) Ta skarga przypomina smutne czasy epoki postępowej, zwłaszcza Józefa II, w których autor żył i w których także i na obrazy święte się rzucano. Dzisiaj, dzięki Bogu, taka chętka reform już minęła i zwłaszcza, odnośnie do obrazów świętych, religijna sztuka obrazowania bardzo szczęśliwie się rozwinęła, gdy w owym czasie głęboko była upadła.
Skomentuj