Rozmyślania Wielkopostne (29) – Na piątek po IV Niedzieli Wielkiego Postu


Ewangelia na Piątek po czwartej Niedzieli Postu.

(Jan. 11.)

Onego czasu był niektóry chory Łazarz z Betanii, z miasteczka Maryi i Marty siostry jej. A Marya była, która pomazała Pana maścią i utarła nogi jego włosy swoimi, której brat Łazarz chorował. Posłały tedy siostry jego do niego mówiąc: Panie, oto którego miłujesz, choruje. A Jezus usłyszawszy, rzekł im : Choroba ta nie jest na śmierć, ale dla chwały Bożej, aby był uwielbion syn Boży przez nią. A Jezus miłował Martę i siostrę jej Maryą i Łazarza. Ody tedy usłyszał, że choruje, tedy jeszcze zamieszkał na onemże miejscu przez dwa dni. Po­tem znowu rzekł uczniom swoim: Idźmy zaś do żydow­skiej ziemi. Rzekli mu uczniowie : Rabbi, teraz chcieli cię Żydowie ukamienować, a znowu tam idziesz ? Odpo­wiedział Jezus: Czyli nie dwanaście godzin jest dnia? Jeśli kto chodzi we dnie, nie obrazi się, bo widzi światło tego świata. A jeśli chodzi w nocy, obrazi się, bo w nim światła nie masz. To wymówił, a potem rzekł im: Ła­zarz przyjaciel nasz śpi, ale idę, abym go ze snu obu­dził. Rzekli tedy uczniowie jego: Panie, jeśli śpi, będzie zdrów. A Jezus mówił o śmierci jego, lecz oni mniemali, iż o zaśnieniu snem powiedział. Natenczas tedy Jezus powiedział im jawnie: Łazarz umarł. I radem dla was, abyście wierzyli, iżem tam nie był. Ale idźmy do niego. Rzekł tedy Tomasz, który się wykłada Didymus, do spółuczniów: Pójdźmy i my, abyśmy z nim pomarli. Przyszedł tedy Jezus i nalazł go już cztery dni w gro­bie mającego. A Betania była blisko Jeruzalem, jakoby na piętnaście stajów. A przyszło było wiele Żydów do Marty i Maryi, aby je cieszyli po bracie ich. Marta tedy skoro usłyszała, że Jezus idzie, zabieżała mu, a Marya w domu siedziała. Rzekła tedy Marta do Jezusa: Panie, byś tu był, nie umarłby brat mój. Lecz i teraz wiem, że cokolwiek będziesz Boga prosił, da ci Bóg. Powiedział jej Jezus: Zmartwychwstanie brat twój. Rzekła mu Marta: Wiem, iż zmartwychwstanie w zmartwychwstaniu w osta­tni dzień. Rzekł jej Jezus : Jam jest zmartwychwstanie i  żywot, kto we mnie wierzy, chociażby i umarł, żyw będzie. A wszelki który żyje i wierzy we mnie, nie um­rze na wieki. Wierzysz temu? Powiedziała mu: Tak jest, Panie, jam uwierzyła, żeś ty jest Chrystus syn Boży, któryś na ten świat przyszedł. A to rzekłszy, szła i milczkiem zawołała Maryi siostry swojej mówiąc: Nauczy­ciel przyszedł i woła cię. Ona skoro usłyszała, wnet wstała i przyszła do niego, bo Jezus jeszcze nie przy­szedł był do miasteczka, ale był jeszcze na onem miej­scu, gdzie mu zaszła była Marta. Żydowie tedy, którzy z nią byli w domu, a cieszyli ją, ujrzawszy Maryą, iż prędko wstała i wybieżała, szli za nią mówiąc: iż idzie do grobu, aby tam płakała. Marya tedy gdy przyszła kędy był Jezus, ujrzawszy go, przypadła do nóg Jego i rzekła mu: Panie, byś tu był, nie umarłby był brat mój. Jezus tedy gdy ją ujrzał płaczącą i Żydy, którzy z nią przyszli płaczące, rozrzewnił się w duchu i wzruszył sam siebie. I rzekł: Grdzieżeście go położyli? Po­wiedzieli mu: Panie, pójdź a oglądaj. I zapłakał Jezus.
Mówili tedy Żydowie: Oto jako go miłował. A niektórzy z nich mówili; Nie mógł ten, który otworzył oczy ślepo ‚ narodzonego, uczynić, żeby był ten nie umarł? Jezus tedy rozrzewniwszy się sam w sobie, przyszedł do grobu.
A była jaskinia, a kamień na niej był położony. Rzekł Jezus: Odejmijcie kamień. Rzekła mu Marta siostra tego, który był umarł: Panie, już ci cuchnie, bo mu już czwarty dzień. Powiedział jej Jezus: Czym ci nie rzekł, iż jeśli uwierzysz, oglądasz chwałę Bożą? Odjęli tedy kamień. A Jezus podniósłszy oczy swe w górę, rzekł: Ojcze, dziękuję tobie, żeś mię wysłuchał, A jam ci wiedział, że mię zawsze wysłuchiwasz, alem rzekł dla ludu, który około stoi, aby wierzyli, iżeś ty mnie posłał. To rzekł­szy, zawołał głosem wielkim : Łazarzu wynijdź z grobu. I natychmiast wyszedł, który był umarły, mając ręce i nogi związane chustkami, a twarz jego była chustką obwiązana. Rzekł im Jezus: Rozwiążcie go i puśćcie, aby szedł. Wiele tedy z Żydów, którzy byli przyszli do Ma­ryi i Marty, a widzieli, co uczynił Jezus, uwierzyli w niego.

 

 

ROZMYŚLANIE XXX.

Jako już we wczorajszym rozmyślaniu czytaliśmy, każdy grzech ciężki czyni duszę człowieka martwą dla Boga, a przeto i dla żywota wiecznego. Nie tak rozu­mieć trzeba duszę martwą, jakoby kiedy żyć przestała, bo przecież jest nieśmiertelną, ale martwą dla żywota wiecznego, bo życia w piekle przecież nie można na­zwać życiem, ale męką. Wszakże już i ludzie mówią o takim, co jest w szczęściu: „ma życie”; a o ta­kim co nędzę cierpi, „ nie ma życia “. O marnotra­wnym synu, który oddaliwszy się z dostatków ojcow­skich popadł w nędzę, takżeśmy powiedzieli, że w tej nędzy nie miał życia, bo cóż takie życie, że mu nawet nie wolno było nasycić się młotem wieprzów.
Pismo święte w znaczeniu duchowym, zawsze pod umarłymi rozumie grzesznych ludzi, a że w wielkim Poście Kościół ma do czynienia z grzesznikami, aby ich do życia duchownego wskrzesił, dlatego przytacza Ewangelie o wskrzeszeniu umarłych. Albowiem w jaki sposób Zbawiciel wskrzesił umarłych w Ewangelii, w taki sposób wskrzesi ten sam Zbawiciel przez Kościół swój umarłych duchownie, to jest grzeszników do żywota.

Ewangelii wyjaśniać nie będziemy, bo ją już Ewangelista we wszystkich szczegółach dobrze wyja­śnił. Lecz będziemy ją rozważali w ten sposób, że za­ miast umarłego Łazarza, podstawmy krocie tysięcy Łazarzów grzeszników.
Ewangeliści przytaczają trzech umarłych, któ­rych Pan Jezus wskrzesił: Wskrzesił najprzód córkę przełożonego nad bóżnicą, która dopiero co zasnęła śmiercią. Wskrzesił młodzieńca, którego już do grobu niesiono. Wskrzesił Łazarza, który już cztery dni w grobie leżał i już cuchnął. A tak ci trzej umarli, trojakich nam grzeszników przedstawiają:
Są grzesznicy, co dopiero sercem zezwolili na grzech, a tu masz córkę arcybóżnika. Są, którzy już w grzech upadli, ale bez nałogu, a tu masz młodzieńca, jedynego syna wdowy. Są, którzy już zacuchnęli w grzechach i złych nałogach, a tu masz dzisiejszego Łazarza.

Zapuścimy tu zatem sieci na grube ryby, to jest na takich grzeszni­ków, którzy pęta nałogu na siebie nałożyli i w grze­chach się zestarzeli i w nich się lubują, o których w moralnym znaczeniu powiedzieć można, że już cuchną.

 

Cuchną, wszyscy nałogowi pijacy, dla których kieliszek i szklanka, stały się drugą naturą; boć się na to przecież patrzymy, że lubownicy gorzałki do tego stopnia uwikłali się w ten obmierzły nałóg, że gdyby się piekło otworzyło pod ich nogami, to w niego raczejby wskoczyli, a gorzałkę pić muszą.
Żywot takich nieszczęśliwych niewolników, składa się ze samych grzechów, w których żyją i gniją, nimi od­dychają, z nimi jakby kością pacierzową zrośli się. Nałóg ten nieszczęśliwy, to jakby szatan, co przykuł i przyczepił się kajdanami do pijaka; jakby zmora, co przysiadła mu łono i dusi go. Czuwaj pilnie nad sobą, abyś nie dozwolił opętać się nałogowi, bo na­tenczas biada ci!

 

Cuchną w grzechach wszyscy lubieżnicy, którzy przytłumiwszy w sobie głos sumienia, co się przecież czasem odezwać musi, tarzają się jak nierogacizna w błocie obrzydłej cielesności. Jeżeli u nas pijaństwo zapuściło korzenie dalekie, to lubieżność stokroć dal­sze. Wszakże wszystkie zabiegi, starania i prace ludz­kie zmierzają do tego, aby dojść do pieniędzy, jako środka do zaspokojenia chuci cielesnych, jako środka do używania zmysłowego. Nie taki jest porządek Bo­ski. Albowiem, żeby człowiek stworzony do życia wiecznego, do nieśmiertelności, do góry, do Boga, żeby on miał całe swe szczęście pokładać i topić w tym kale i błocie ziemskim i tarzał się w brudach nie­czystości, przez co oddawszy swą duszę w niewolę ciała, żeby w niej zabijał rozum, rozsądek, sumienie i wszelkie szlachetne uczucia, i czynił ją martwą dla życia duchownego, to porządek szatana, który na lep nieczystości najwięcej dusz ludzkich łowi. Niech tu także nikt nie myśli, że związek małżeński daje pa­tent do lubieżności, przyjdzie czas, gdzie Sędzia spra­wiedliwy umieści znaczną liczbę małżonków wraz z cudzołożnikami.

 

Cuchną dobrze w grzechach ludzie łakomi i chciwi, którzy nie tylko, że gotowi są za pieniądze i jakie bądź doczesne zyski duszę swą sprzedać, ale którzy ją sprzedają rzeczywiście. Albowiem taki łakomy i chciwy, który uważa pieniądz za swego boga, na wszystko się odważy, cokolwiek przynosi mu pieniądz. Oszuka, fał­szywie przysięgnie, zedrze bliźniego, nie poratuje ubo­giego słowem, każdy środek, choćby najniegodziwszy, będzie dla niego dobrym, jeżeli prowadzi do pieniędzy. Jest to śmierć moralna i pomór na ducha, bo taki za­ślepieniec od czasu jak zaciągnął nałóg łakomstwa, przestaje żyć dla Boga i życia wiecznego.

Cuchną dobrze w grzechach przeklętnicy, którzy tak przyrośli do nałogu przeklinania, że od świtu do nocy każdą mowę, każdą czynność przyprawiają i solą prze­kleństwem, a czasem też i przez sen przeklinają, jakby na jawie było tego za mało. Pismo święte mówi: „że nasze obcowanie powinno być z Bogiem“. Przeklętnik zaś obcuje ze szatanem, bo ciągle go przyzywa i jego po­mocy wzywa i jego powagą się zasłania. Udowodnioną rzeczą jest, że jeżeli w jakim domu rozgościło się prze­kleństwo, to tam niema błogosławieństwa Bożego.

 

Lecz po cóż nam wyliczać grzechy, na które się patrzymy. Dosyć powiedzieć, że wszyscy ci, co po spowiedzi do tych samych, często też i do większych jeszcze wracają się grzechów, co od religijnych ćwi­czeń się usuwają, co do kościoła ledwo tylko we wię­ksze święto prawie od wstydu przychodzą, co dla swej wiary i pomyślności Kościoła zimną obojętność i lekce­ważenie okazują — słowem, chrześcijanie z imienia leżą już dawno w grobie grzechów i cuchną nimi.
A gdy kaznodzieje taki gorszący żywot publicznie wy­tykają i do pokuty nawołują, to jeszcze gniewają się na to i nienawidzą takiego kapłana; tak samo jak i faryzeuszowie nienawidzili Chrystusa Pana, że im wytykał ich obłudę i przewrotność życia. A nienawidzą teraz dlatego, bo na to nie radzi, że się im budzi uśpione i utulone ich sumienie, że się im budzi tego robaka wewnętrznego, który zawsze grzesznika mocno zagryzie, ile razy go ktoś przebudzi. Radziby, aby kaznodzieja obojętne rzeczy prawił, a po większych miastach, to już radzi kazaniom filozoficznym, chociaż artykułów wiary z małego katechizmu już dawno za­ pomnieli, a może ich też nigdy dobrze nie umieli.

 

Co na to radzić? Ciężkie to choroby, te nało­gowe grzechy. Silnych na nie potrzeba lekarstw. Pe­wniej przecież jest strzec się, aby w  chorobę nie wpaść, niż wtedy szukać lekarstw, kiedy się już w chorobę zapadło. Najlepsze lekarstwo jest: nie dać się nałogowi owładnąć, bo w początkach łatwo go poko­nać można. Jeżeli kto wejdzie w bystrą rzekę po ko­lana, to łatwo się nawrócić można. Jeżeli po pas, to już trochę trudniej. Jeżeli po uszy, to już za późno, prąd podchwyci nogi i uniesie w głąb i utopi.

Niech każdy siebie samego bada, jak daleko zabrnął, w jaki występek, a niech się wraca, czym wcze­śniej, tym lepiej, bo z nałogiem sprawa trochę za trudna.

 

Chcesz wykorzenić nałóg, trzeba głęboko zaglą­dnąć do duszy, i tam szukać źródła, skąd on płynie. A gdy się to źródło złego odszuka, to już się zna swego wroga, z którym bez odetchnienia walczyć wypada.
Jest to wprawdzie praca przykra, bo nikt nie chciałby własnej widzieć nędzy, ale daremna rzecz, tak być musi. Wszakże już i poganie twierdzili, że kto chce żyć dobrze, niech pozna samego siebie. Najlepszym ku temu środkiem, będzie codzienny rachunek sumienia, rachunek z duszą, swą. Wieczór, po szczerze odmówionym pacierzu, przebiegnij myślą upłyniony dzień. Jeżeliś w nim popełnił jaki grzech, badaj pilnie przy­czyny tego upadku, abyś w następnym dniu z wytę­żoną siłą duszy uderzył na tę przyczynę i usunął ją całkowicie. W ten sposób będziesz powoli… powoli osłabiał nałóg. A że zupełne umorzenie nałogu rzeczą jest rzadką i szczególniejszą tylko łaską Boską, przeto czuwać będziesz ciągle nad sobą, aby cię nałóg nie pokonał. Dlatego proszę cię, ufność swą pokładaj w Bogu i w modlitwie, a sobie i wtedy jeszcze nie do­wierzaj, gdyby ci się nawet zdawało, że nałóg wyko­rzeniony.

 

Unikaj zatem okazji do grzechu; nade wszystko rozważaj często o rzeczach ostatecznych. Przywołuj sobie zawsze na pamięć śmierć, nad którą nic pewniej­szego; sądy Boskie, nad które nic straszliwszego; pie­kło, nad które nic okropniejszego; niebo, nad które nic szczęśliwszego. Bo nie darmo Duch święty w Piśmie św. mówi: „Pamiętaj na ostateczne rzeczy, a na wieki nie zgrzeszysz”.

 

Bóg przytomny widzi. Czas prędko ucieka.
Śmierć cię pewna goni. Wieczność długa czeka.

 

Albowiem ta to jest jedna z głównych przyczyn tylu na świecie grzechów i zgorszeń, że ludzie nie rozważają w sercu swym o rzeczach ostatecznych, jako już prorok Pański na to się skarży słowy: Spustosze­niem spustoszona jest wszystka ziemia, bo niemasz kto by uważał w sercu“ (Jerem.12.).
Pomnij, jest że to sprawiedliwie, że marnościom światowym poświęcają ludzie w każdym dniu tyle godzin, a kilka minut nie chcą poświęcić najważniejszej zbawienia swego sprawie, to jest: rozważaniu nad stanem duszy swej?

Nałóg, to kamień w dzisiejszej Ewangeli, którym był przywalony cuchnący trup Łazarza. Co tu starań i zachodów okazywał Zbawiciel koło wskrzeszenia Ła­zarza. Nie przez to, aby wszechmocnością swą nie mógł o ożywić jednym słowem, ale przez to, żeby nas przez Kościół swój nauczył, ile to pracy podejmować trzeba, aby wydźwignąć grzesznika z nałogu. Modlitwa tu grunt. Siostry prosiły Pana Jezusa za swym bratem Łazarzem, aby go wskrzesił. A Pan Jezus widząc je do tego płaczące, rozrzewnił się w duchu i zapłakał
i zawołał głosem wielkim : „Łazarzu, wynudź z grobu.” I natychmiast wyszedł, który był umarły.

 

Oto i Kościół Boży, zwłaszcza w tym wielkim Poście, woła na grzeszników: Powstańcie z grzechów. Podźwignijcie dusze wasze z cuchnącego grobu śmierci duchowej! Upamiętajcie się! bo jak dłużej w tym smro­dliwym grobie leżeć będziecie, zgnijecie w grzechach waszych i zgubicie się na wieki, — Ludu Boży, usłu­chaj tego głosu. Nie trać grzeszniku nadziei. Łaska Boska dopomoże ci, że się podźwigniesz, bo me ze złości, ale więcej z lekkomyślności i obojętności swego zbawienia, wpadłeś w ten cuchnący grób nałogu grzechowego.

Modlitwa z jałmużną, wiele ci pomóc mogą. Da­waj jałmużnę, ile możności, a proś tych, którym da­jesz, aby się za ciebie modlili. A jako w dzisiejszej Ewangelii rozrzewnił się Zbawiciel na prośby sióstr Łazarza, tak się też rozrzewni na modlitwy tych ubo­gich, których poratowałeś i okaże miłosierdzie swe nad tobą i wskrzesi cię z grzechów twych, „bo On jest ten sam, wczoraj i dziś, ten, i na wieki“.

 


Ks. Feliks Gondek – Rozmyślania nad Ewangeliami każdego dnia Wielkiego Postu. Dla zbudowania i uświęcenia ludu chrześcijańskiego. Kraków. 1888


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Create a website or blog at WordPress.com

%d blogerów lubi to: