Ewangelia na Piątek po czwartej Niedzieli Postu.
(Jan. 11.)
Onego czasu był niektóry chory Łazarz z Betanii, z miasteczka Maryi i Marty siostry jej. A Marya była, która pomazała Pana maścią i utarła nogi jego włosy swoimi, której brat Łazarz chorował. Posłały tedy siostry jego do niego mówiąc: Panie, oto którego miłujesz, choruje. A Jezus usłyszawszy, rzekł im : Choroba ta nie jest na śmierć, ale dla chwały Bożej, aby był uwielbion syn Boży przez nią. A Jezus miłował Martę i siostrę jej Maryą i Łazarza. Ody tedy usłyszał, że choruje, tedy jeszcze zamieszkał na onemże miejscu przez dwa dni. Potem znowu rzekł uczniom swoim: Idźmy zaś do żydowskiej ziemi. Rzekli mu uczniowie : Rabbi, teraz chcieli cię Żydowie ukamienować, a znowu tam idziesz ? Odpowiedział Jezus: Czyli nie dwanaście godzin jest dnia? Jeśli kto chodzi we dnie, nie obrazi się, bo widzi światło tego świata. A jeśli chodzi w nocy, obrazi się, bo w nim światła nie masz. To wymówił, a potem rzekł im: Łazarz przyjaciel nasz śpi, ale idę, abym go ze snu obudził. Rzekli tedy uczniowie jego: Panie, jeśli śpi, będzie zdrów. A Jezus mówił o śmierci jego, lecz oni mniemali, iż o zaśnieniu snem powiedział. Natenczas tedy Jezus powiedział im jawnie: Łazarz umarł. I radem dla was, abyście wierzyli, iżem tam nie był. Ale idźmy do niego. Rzekł tedy Tomasz, który się wykłada Didymus, do spółuczniów: Pójdźmy i my, abyśmy z nim pomarli. Przyszedł tedy Jezus i nalazł go już cztery dni w grobie mającego. A Betania była blisko Jeruzalem, jakoby na piętnaście stajów. A przyszło było wiele Żydów do Marty i Maryi, aby je cieszyli po bracie ich. Marta tedy skoro usłyszała, że Jezus idzie, zabieżała mu, a Marya w domu siedziała. Rzekła tedy Marta do Jezusa: Panie, byś tu był, nie umarłby brat mój. Lecz i teraz wiem, że cokolwiek będziesz Boga prosił, da ci Bóg. Powiedział jej Jezus: Zmartwychwstanie brat twój. Rzekła mu Marta: Wiem, iż zmartwychwstanie w zmartwychwstaniu w ostatni dzień. Rzekł jej Jezus : Jam jest zmartwychwstanie i żywot, kto we mnie wierzy, chociażby i umarł, żyw będzie. A wszelki który żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz temu? Powiedziała mu: Tak jest, Panie, jam uwierzyła, żeś ty jest Chrystus syn Boży, któryś na ten świat przyszedł. A to rzekłszy, szła i milczkiem zawołała Maryi siostry swojej mówiąc: Nauczyciel przyszedł i woła cię. Ona skoro usłyszała, wnet wstała i przyszła do niego, bo Jezus jeszcze nie przyszedł był do miasteczka, ale był jeszcze na onem miejscu, gdzie mu zaszła była Marta. Żydowie tedy, którzy z nią byli w domu, a cieszyli ją, ujrzawszy Maryą, iż prędko wstała i wybieżała, szli za nią mówiąc: iż idzie do grobu, aby tam płakała. Marya tedy gdy przyszła kędy był Jezus, ujrzawszy go, przypadła do nóg Jego i rzekła mu: Panie, byś tu był, nie umarłby był brat mój. Jezus tedy gdy ją ujrzał płaczącą i Żydy, którzy z nią przyszli płaczące, rozrzewnił się w duchu i wzruszył sam siebie. I rzekł: Grdzieżeście go położyli? Powiedzieli mu: Panie, pójdź a oglądaj. I zapłakał Jezus.
Mówili tedy Żydowie: Oto jako go miłował. A niektórzy z nich mówili; Nie mógł ten, który otworzył oczy ślepo ‚ narodzonego, uczynić, żeby był ten nie umarł? Jezus tedy rozrzewniwszy się sam w sobie, przyszedł do grobu.
A była jaskinia, a kamień na niej był położony. Rzekł Jezus: Odejmijcie kamień. Rzekła mu Marta siostra tego, który był umarł: Panie, już ci cuchnie, bo mu już czwarty dzień. Powiedział jej Jezus: Czym ci nie rzekł, iż jeśli uwierzysz, oglądasz chwałę Bożą? Odjęli tedy kamień. A Jezus podniósłszy oczy swe w górę, rzekł: Ojcze, dziękuję tobie, żeś mię wysłuchał, A jam ci wiedział, że mię zawsze wysłuchiwasz, alem rzekł dla ludu, który około stoi, aby wierzyli, iżeś ty mnie posłał. To rzekłszy, zawołał głosem wielkim : Łazarzu wynijdź z grobu. I natychmiast wyszedł, który był umarły, mając ręce i nogi związane chustkami, a twarz jego była chustką obwiązana. Rzekł im Jezus: Rozwiążcie go i puśćcie, aby szedł. Wiele tedy z Żydów, którzy byli przyszli do Maryi i Marty, a widzieli, co uczynił Jezus, uwierzyli w niego.
ROZMYŚLANIE XXX.
Jako już we wczorajszym rozmyślaniu czytaliśmy, każdy grzech ciężki czyni duszę człowieka martwą dla Boga, a przeto i dla żywota wiecznego. Nie tak rozumieć trzeba duszę martwą, jakoby kiedy żyć przestała, bo przecież jest nieśmiertelną, ale martwą dla żywota wiecznego, bo życia w piekle przecież nie można nazwać życiem, ale męką. Wszakże już i ludzie mówią o takim, co jest w szczęściu: „ma życie”; a o takim co nędzę cierpi, „ nie ma życia “. O marnotrawnym synu, który oddaliwszy się z dostatków ojcowskich popadł w nędzę, takżeśmy powiedzieli, że w tej nędzy nie miał życia, bo cóż takie życie, że mu nawet nie wolno było nasycić się młotem wieprzów.
Pismo święte w znaczeniu duchowym, zawsze pod umarłymi rozumie grzesznych ludzi, a że w wielkim Poście Kościół ma do czynienia z grzesznikami, aby ich do życia duchownego wskrzesił, dlatego przytacza Ewangelie o wskrzeszeniu umarłych. Albowiem w jaki sposób Zbawiciel wskrzesił umarłych w Ewangelii, w taki sposób wskrzesi ten sam Zbawiciel przez Kościół swój umarłych duchownie, to jest grzeszników do żywota.
Ewangelii wyjaśniać nie będziemy, bo ją już Ewangelista we wszystkich szczegółach dobrze wyjaśnił. Lecz będziemy ją rozważali w ten sposób, że za miast umarłego Łazarza, podstawmy krocie tysięcy Łazarzów grzeszników.
Ewangeliści przytaczają trzech umarłych, których Pan Jezus wskrzesił: Wskrzesił najprzód córkę przełożonego nad bóżnicą, która dopiero co zasnęła śmiercią. Wskrzesił młodzieńca, którego już do grobu niesiono. Wskrzesił Łazarza, który już cztery dni w grobie leżał i już cuchnął. A tak ci trzej umarli, trojakich nam grzeszników przedstawiają:
Są grzesznicy, co dopiero sercem zezwolili na grzech, a tu masz córkę arcybóżnika. Są, którzy już w grzech upadli, ale bez nałogu, a tu masz młodzieńca, jedynego syna wdowy. Są, którzy już zacuchnęli w grzechach i złych nałogach, a tu masz dzisiejszego Łazarza.
Zapuścimy tu zatem sieci na grube ryby, to jest na takich grzeszników, którzy pęta nałogu na siebie nałożyli i w grzechach się zestarzeli i w nich się lubują, o których w moralnym znaczeniu powiedzieć można, że już cuchną.
Cuchną, wszyscy nałogowi pijacy, dla których kieliszek i szklanka, stały się drugą naturą; boć się na to przecież patrzymy, że lubownicy gorzałki do tego stopnia uwikłali się w ten obmierzły nałóg, że gdyby się piekło otworzyło pod ich nogami, to w niego raczejby wskoczyli, a gorzałkę pić muszą.
Żywot takich nieszczęśliwych niewolników, składa się ze samych grzechów, w których żyją i gniją, nimi oddychają, z nimi jakby kością pacierzową zrośli się. Nałóg ten nieszczęśliwy, to jakby szatan, co przykuł i przyczepił się kajdanami do pijaka; jakby zmora, co przysiadła mu łono i dusi go. Czuwaj pilnie nad sobą, abyś nie dozwolił opętać się nałogowi, bo natenczas biada ci!
Cuchną w grzechach wszyscy lubieżnicy, którzy przytłumiwszy w sobie głos sumienia, co się przecież czasem odezwać musi, tarzają się jak nierogacizna w błocie obrzydłej cielesności. Jeżeli u nas pijaństwo zapuściło korzenie dalekie, to lubieżność stokroć dalsze. Wszakże wszystkie zabiegi, starania i prace ludzkie zmierzają do tego, aby dojść do pieniędzy, jako środka do zaspokojenia chuci cielesnych, jako środka do używania zmysłowego. Nie taki jest porządek Boski. Albowiem, żeby człowiek stworzony do życia wiecznego, do nieśmiertelności, do góry, do Boga, żeby on miał całe swe szczęście pokładać i topić w tym kale i błocie ziemskim i tarzał się w brudach nieczystości, przez co oddawszy swą duszę w niewolę ciała, żeby w niej zabijał rozum, rozsądek, sumienie i wszelkie szlachetne uczucia, i czynił ją martwą dla życia duchownego, to porządek szatana, który na lep nieczystości najwięcej dusz ludzkich łowi. Niech tu także nikt nie myśli, że związek małżeński daje patent do lubieżności, przyjdzie czas, gdzie Sędzia sprawiedliwy umieści znaczną liczbę małżonków wraz z cudzołożnikami.
Cuchną dobrze w grzechach ludzie łakomi i chciwi, którzy nie tylko, że gotowi są za pieniądze i jakie bądź doczesne zyski duszę swą sprzedać, ale którzy ją sprzedają rzeczywiście. Albowiem taki łakomy i chciwy, który uważa pieniądz za swego boga, na wszystko się odważy, cokolwiek przynosi mu pieniądz. Oszuka, fałszywie przysięgnie, zedrze bliźniego, nie poratuje ubogiego słowem, każdy środek, choćby najniegodziwszy, będzie dla niego dobrym, jeżeli prowadzi do pieniędzy. Jest to śmierć moralna i pomór na ducha, bo taki zaślepieniec od czasu jak zaciągnął nałóg łakomstwa, przestaje żyć dla Boga i życia wiecznego.
Cuchną dobrze w grzechach przeklętnicy, którzy tak przyrośli do nałogu przeklinania, że od świtu do nocy każdą mowę, każdą czynność przyprawiają i solą przekleństwem, a czasem też i przez sen przeklinają, jakby na jawie było tego za mało. Pismo święte mówi: „że nasze obcowanie powinno być z Bogiem“. Przeklętnik zaś obcuje ze szatanem, bo ciągle go przyzywa i jego pomocy wzywa i jego powagą się zasłania. Udowodnioną rzeczą jest, że jeżeli w jakim domu rozgościło się przekleństwo, to tam niema błogosławieństwa Bożego.
Lecz po cóż nam wyliczać grzechy, na które się patrzymy. Dosyć powiedzieć, że wszyscy ci, co po spowiedzi do tych samych, często też i do większych jeszcze wracają się grzechów, co od religijnych ćwiczeń się usuwają, co do kościoła ledwo tylko we większe święto prawie od wstydu przychodzą, co dla swej wiary i pomyślności Kościoła zimną obojętność i lekceważenie okazują — słowem, chrześcijanie z imienia leżą już dawno w grobie grzechów i cuchną nimi.
A gdy kaznodzieje taki gorszący żywot publicznie wytykają i do pokuty nawołują, to jeszcze gniewają się na to i nienawidzą takiego kapłana; tak samo jak i faryzeuszowie nienawidzili Chrystusa Pana, że im wytykał ich obłudę i przewrotność życia. A nienawidzą teraz dlatego, bo na to nie radzi, że się im budzi uśpione i utulone ich sumienie, że się im budzi tego robaka wewnętrznego, który zawsze grzesznika mocno zagryzie, ile razy go ktoś przebudzi. Radziby, aby kaznodzieja obojętne rzeczy prawił, a po większych miastach, to już radzi kazaniom filozoficznym, chociaż artykułów wiary z małego katechizmu już dawno za pomnieli, a może ich też nigdy dobrze nie umieli.
Co na to radzić? Ciężkie to choroby, te nałogowe grzechy. Silnych na nie potrzeba lekarstw. Pewniej przecież jest strzec się, aby w chorobę nie wpaść, niż wtedy szukać lekarstw, kiedy się już w chorobę zapadło. Najlepsze lekarstwo jest: nie dać się nałogowi owładnąć, bo w początkach łatwo go pokonać można. Jeżeli kto wejdzie w bystrą rzekę po kolana, to łatwo się nawrócić można. Jeżeli po pas, to już trochę trudniej. Jeżeli po uszy, to już za późno, prąd podchwyci nogi i uniesie w głąb i utopi.
Niech każdy siebie samego bada, jak daleko zabrnął, w jaki występek, a niech się wraca, czym wcześniej, tym lepiej, bo z nałogiem sprawa trochę za trudna.
Chcesz wykorzenić nałóg, trzeba głęboko zaglądnąć do duszy, i tam szukać źródła, skąd on płynie. A gdy się to źródło złego odszuka, to już się zna swego wroga, z którym bez odetchnienia walczyć wypada.
Jest to wprawdzie praca przykra, bo nikt nie chciałby własnej widzieć nędzy, ale daremna rzecz, tak być musi. Wszakże już i poganie twierdzili, że kto chce żyć dobrze, niech pozna samego siebie. Najlepszym ku temu środkiem, będzie codzienny rachunek sumienia, rachunek z duszą, swą. Wieczór, po szczerze odmówionym pacierzu, przebiegnij myślą upłyniony dzień. Jeżeliś w nim popełnił jaki grzech, badaj pilnie przyczyny tego upadku, abyś w następnym dniu z wytężoną siłą duszy uderzył na tę przyczynę i usunął ją całkowicie. W ten sposób będziesz powoli… powoli osłabiał nałóg. A że zupełne umorzenie nałogu rzeczą jest rzadką i szczególniejszą tylko łaską Boską, przeto czuwać będziesz ciągle nad sobą, aby cię nałóg nie pokonał. Dlatego proszę cię, ufność swą pokładaj w Bogu i w modlitwie, a sobie i wtedy jeszcze nie dowierzaj, gdyby ci się nawet zdawało, że nałóg wykorzeniony.
Unikaj zatem okazji do grzechu; nade wszystko rozważaj często o rzeczach ostatecznych. Przywołuj sobie zawsze na pamięć śmierć, nad którą nic pewniejszego; sądy Boskie, nad które nic straszliwszego; piekło, nad które nic okropniejszego; niebo, nad które nic szczęśliwszego. Bo nie darmo Duch święty w Piśmie św. mówi: „Pamiętaj na ostateczne rzeczy, a na wieki nie zgrzeszysz”.
Bóg przytomny widzi. Czas prędko ucieka.
Śmierć cię pewna goni. Wieczność długa czeka.
Albowiem ta to jest jedna z głównych przyczyn tylu na świecie grzechów i zgorszeń, że ludzie nie rozważają w sercu swym o rzeczach ostatecznych, jako już prorok Pański na to się skarży słowy: Spustoszeniem spustoszona jest wszystka ziemia, bo niemasz kto by uważał w sercu“ (Jerem.12.).
Pomnij, jest że to sprawiedliwie, że marnościom światowym poświęcają ludzie w każdym dniu tyle godzin, a kilka minut nie chcą poświęcić najważniejszej zbawienia swego sprawie, to jest: rozważaniu nad stanem duszy swej?
Nałóg, to kamień w dzisiejszej Ewangeli, którym był przywalony cuchnący trup Łazarza. Co tu starań i zachodów okazywał Zbawiciel koło wskrzeszenia Łazarza. Nie przez to, aby wszechmocnością swą nie mógł o ożywić jednym słowem, ale przez to, żeby nas przez Kościół swój nauczył, ile to pracy podejmować trzeba, aby wydźwignąć grzesznika z nałogu. Modlitwa tu grunt. Siostry prosiły Pana Jezusa za swym bratem Łazarzem, aby go wskrzesił. A Pan Jezus widząc je do tego płaczące, rozrzewnił się w duchu i zapłakał
i zawołał głosem wielkim : „Łazarzu, wynudź z grobu.” I natychmiast wyszedł, który był umarły.
Oto i Kościół Boży, zwłaszcza w tym wielkim Poście, woła na grzeszników: Powstańcie z grzechów. Podźwignijcie dusze wasze z cuchnącego grobu śmierci duchowej! Upamiętajcie się! bo jak dłużej w tym smrodliwym grobie leżeć będziecie, zgnijecie w grzechach waszych i zgubicie się na wieki, — Ludu Boży, usłuchaj tego głosu. Nie trać grzeszniku nadziei. Łaska Boska dopomoże ci, że się podźwigniesz, bo me ze złości, ale więcej z lekkomyślności i obojętności swego zbawienia, wpadłeś w ten cuchnący grób nałogu grzechowego.
Modlitwa z jałmużną, wiele ci pomóc mogą. Dawaj jałmużnę, ile możności, a proś tych, którym dajesz, aby się za ciebie modlili. A jako w dzisiejszej Ewangelii rozrzewnił się Zbawiciel na prośby sióstr Łazarza, tak się też rozrzewni na modlitwy tych ubogich, których poratowałeś i okaże miłosierdzie swe nad tobą i wskrzesi cię z grzechów twych, „bo On jest ten sam, wczoraj i dziś, ten, i na wieki“.
Ks. Feliks Gondek – Rozmyślania nad Ewangeliami każdego dnia Wielkiego Postu. Dla zbudowania i uświęcenia ludu chrześcijańskiego. Kraków. 1888
Skomentuj