Miłość ku Bogu sprawiała, że Pan Jezus zawsze i wyłącznie zajętym był sprawami swego Ojca.
I.
Miłość ku Bogu utrzymywała Jezusa Chrystusa, zawsze i wyłącznie zajętym sprawami swego Ojca.
Zastanów y się nad tymi wyrazami „Zawsze i wyłącznie”. A zatem nie było jednej chwili Jego życia, którą innemu poświęciłby celowi; uwielbiał On nieustannie Boga, tak przez uczucia wewnętrzne, jak przez uczynki, lub cierpienia. Życie Jego było krótkie, lecz pełne poświęceń i ofiary miłości. Innego celu prócz chwały Swego Ojca nigdy nie miał, ani też żadnych osobistych widokow, niezgodnych z wolą Boga; według słów Świętego Pawła: „Chrystus nigdy nie miał upodobania w sobie„. Miłość pochłaniała Go tak dalece, że nie tylko żadnej osobistej nie szukał korzyści, ani w tem, ani też w przyszłem życiu: ale Jego doskonałość właśnie na tem polegała, że nie był w stanie nawet zajmować się Sobą, było to w prost przeciwne Jego Boskiej naturze. „Jeżeli sam Siebie uwielbiać będę„, — mówił do uczniów — „żadnej stąd nie odniosę chwały. Lecz Ojciec mój, który jest w niebiesiech, Ten mnie uwielbi„. „Pochłaniała Go gorliwość o chwałę Ojca”. „Pokarmem Jego było, spełnienie woli Tego, który Go posłał; i zawsze się stosował do Jego świętych upodobań i natchnień”.
Właściwością miłości Bożej, w duszach sprawiedliwych, są te same oznaki, jakkolwiek w znacznie niższym stopniu.
Weźmy przykłady z żywotów świętych, znajdziemy tam , że z chwilą, w której oddali się na służbę Bogu, zawsze i nieustannie, w najdrobniejszych szczegółach ich życia, przebijała się jedynie miłość i pragnienie chwały Bożej; wszelkie ich zamiary, rozmowy, zamysły i uczynki, do tego tylko celu zmierzały; o ile to możliwe dla słabej natury ludzkiej, najzupełniej zapomnieli o sobie, aby myśleć wyłącznie o Bogu. Czy mój umysł i serce tak samo ku Bogu zazwyczaj się zwracają? Czy miłość Boża i pragnienie Jego chwały, są głównymi czynnikami wszystkich moich myśli, uczuć, zamiarów i uczynków? Jeśli niestety, tak nie jest, i jeśli są przerwy czasu, w których krócej lub dłużej zajmuję się osobistemi sprawami, albo też upodobaniem w stworzeniach: wtedy zaprzeczyć nie da, że miłość moja ku Bogu jest bardzo słaba, i że bardzo oddalony jestem od mojego wzoru.
Lecz czy jest to możliwem, dla rozumu i serca ludzkiego, aby zawsze i wszedzie Bogiem zajęte były? Owszem nie przekracza to wcale prawie możliwości jeżeli pamiętać będziemy o wskazówkach jakie wyżej podaliśmy, odnoszących sie do trzymania się zawsze w obecności Boskiej. Dusza kochająca i prawdziwie Bogu oddana, nigdy podobnych pytań nie daje; zdziwiłoby ją raczej przypuszczenie, możliwości dobrowolnego zajmowania się jakimkolwiek innym przedmiotem a nie Bogiem!
Kochajmy; – a tą drogą najłatwiej obudzimy w sobie pragnienie nieustannego i wytrwałego zajmowania się Panem Bogiem; następnie z pomocą łaski przyzwyczajamy się powoli to pragnienie w życie praktyczne wprowadzać i rzeczywiście zajmować się Bogiem; a na koniec Bóg błogosławiąc wytrwałości naszej, utwierdzi nas w tym ćwiczeniu do tego stopnia, że przeniknie ono i wejdzie w naszą naturę, tak że już sami nie potrafimy zajmować się czem innem jak tylko miłością Bożą.
Namiętności i złe żądze nasze, w których nieraz uwikłani jesteśmy, taką posiadają potęgę nad naturą naszą, że zajęci ulubionym przedmiotem, nie czujemy wcale krępujących nas więzów i upadlającej niewoli.
Dlaczegóż więc nie odczuwamy tego samego upojenia wobec miłości Bożej, która we właściwem znaczeniu pojęta, wcale nas krępować nie może, lecz przeciwnie, do prawdziwej wolności otwiera nam drogę!? Niechaj ci nieszczęśliwi, których serca zimne i nieczułe, nie są w stanie zapłonąć ogniem Boskiej miłości, nazywają to uczucie nierozsądnem szaleństwem; niechaj z lekceważeniem i pogardą spoglądają na tych, którzy wszystko poświęcili dla Boga: Bóg jednak, który ofiarę miłości wysoko ocenia, wiernie oddane Mu dusze, nad wszelkie ich pojęcie w przyszłości nagrodzi.
II.
Miłość utrzymywała nieustannie Jezusa Chrystusa w zależności od Ojca. Poddając Mu najzupełniej Swój rozum i pojęcie, nie miał i nie chciał mieć nigdy żadnej myśli, która nie byłaby przez Ojca natchniona. Poddawał Mu również wszelkie uczucia serca Swego, tak dalece, że najlżejsze poruszenia tegoż były wyłącznie ku Bogu skierowane i Boską natchnione miłością. Każdy wyraz nawet, każde słowo wyszłe z przenajświętszych ust Jego, było jak to Sam w Ewangelii świętej potwierdza, natchnione przez Ojca, z którym w ścisłem połączeniu żył nieustannie. Wszystkie wypadki Swego życia, w najdrobniejszych szczegółach, woli Swojego poddał; nic nigdy nie czynił z własnego wyboru. Jakkolwiek Sam dobrowolnie zgodził się na wszystko, co od wieków przez Boga przeznaczone, a od Proroków przepowiedziane było; przyjął wszystko, aż do najmniejszych
okoliczności, w tych warunkach, jak Bóg postanowił; i trzymał się ściśle tego rozporządzenia, nic nie dodając i nic nie zmieniając według własnej woli i upodobania. W uczynkach swoich, również woli Ojca był poddany; spełniając jak najściślej to tylko, co było Jego Ojca życzeniem.
Aż do trzydziestego roku życia, w cichej pracy ręcznej, ubóstwie i ukryciu, żył poddany Rodzicom Swoim, i był Im z woli przedwiecznego Ojca we wszystkiem posłuszny. Podczas trzechletniego życia- publicznego, to samo; wszystko cokolwiek czynił, każda podróż, każde miejsce w którem się zatrzymywał, wszystkie nauki i cuda, niemal krok Jego każdy, były kierowane wolą i natchnieniem Ojca; jak też i w życiu wewnętrznem, wszystkie Jego modlitwy ustne i myślne, tak co do czasu, jak i ilości; stosunek Jego z uczniami; wszystkie cierpienia całego życia; i wkońcu straszna i haniebna śmierć na drzewie Krzyża; słowem od pierwszego tchnienia, do ostatniej chwili Jezus Chrystus żył w stanie biernym, kierowany niewidzialnie ręką i wolą ukochanego Ojca Swojego; a Swojej własnej woli używał jedynie w tym celu, aby odpowiedzieć natchnieniom i współpracować z zamiarami Bożymi.
Ta zależność Jezusa Chrystusa najzupełniejsza i najdoskonalsza jaka kiedykolwiek mogła być na świecie, wydaje mi się nad wszelki wyraz krępująca i twarda; sama myśl o niej przejmuje mnie przerażeniem i trwogą. Natura wzdryga się na tego rodzaju ślepe posłuszeństwo; wolałaby już raczej zależność więcej ograniczoną, stosując się ściśle do zakazu lub rozkazu w pewnych przepisach, któreby jednak przynajmniej nie krępowały jej uczuć i myśli. Jakto?! nie mieć nigdy w niczem własnego wyboru! nie móc kroku jednego z własnej woli postawić! być zmuszonym zawsze i we wszystkiem stosować się wyłącznie do
upodobania Bożego! Wszak to najstraszniejsza, jaką wyobrazić sobie można, niewola !
Jeśli w ten sposób myślę i mówię, zdradzam tem samem, że nie mam najmniejszego pojęcia o miłości Bożej, ani o zakresie jej praw nade mną; że zarazem nie pojmuję tego szczęścia i słodyczy, jakie są udziałem tych wszystkich, którzy żyją w zależności Bożej, i którzy za nic w świecie nie chcieliby się z pod niej wyłamać. Święty Augustyn przepięknie w dwóch słowach tę zależność określił: „Kochaj tylko, i rób co ci się podoba!”.
Rzecz naturalna bowiem, że kto kocha, nigdy nic przeciwnego miłości popełnić nie może; bo tem samem musiałby przestać kochać. Można też i w innych słowach to samo wyrazić:
„Kochaj, a tym sposobem zdobędziesz możliwość czynienia co ci się podoba”: ponieważ pod wpływem miłości, sam i bezwiednie pójdziemy za jej głosem, i pragnąć będziemy tylko tego, czego miłość od nas za żąda. Tym więc sposobem żyjąc nieustannie pod wpływem i pod natchnienieniem miłości, spełniać tem samem własną wolę będziemy, znajdując najwyższą rozkosz w poddawaniu się i uleganiu wszelkim poruszeniom łaski.
Jeżeli tego uczucia nie doświadczałem jeszcze, znakiem to jest, iż do tej pory nie kochałem prawdziwie; a jeżeli rzadko kiedy mu podlegałem , to mam oczywiście dowód, że wpływ miłości rzadko mną powoduje.
Są dusze, którym niepodobna tego wytłumaczyć; lecz w istocie Bóg przestałby być Bogiem i musielibyśmy stracić zaufanie w Jego dobroć i potęgę, gdyby nie umiał skłonić serca wiernych dzieci swoich, aby wolę Jego umiłowały nad wszystko, i nie z musu, lecz z upodobania poddały się jej wpływowi, znajdując w tem prawdziwą rozkosz i szczęście. Ale jak już wyżej powiedzieliśmy, to się wytłumaczyć nie da; i słusznie święty Bernard w naukach swoich wspomina: „Mowa miłości, jest niepojętą, obcą i srogą dla tych, którzy nie kochają!”
III.
Miłość skłoniła Jezusa Chrystusa do przyjęcia z ochotą i radością woli Swego Ojca i do poddania się z zapałem wszelkim jej rozporządzeniom , jakkolwiek były one pod nader trudnymi i ciężkimi warunkami. Z chwilą przyjścia Swego na świat, poświęcił się Ojcu jako ofiara zadośćuczynienia, i później całe życie Jego, było jednem pasmem poświęceń i dążeniem do tego szczytu ofiary, która w całej pełni na Kalwarji dopiero dokonaną została.
Sądząc jedynie z objawów zewnętrznych, ofiara ta przejąć musi dreszczem trwogi i przerażenia, dusze najodważniejsze, Ale gdybyśmy przeniknąć byli w stanie wszystkie wewnętrzne cierpienia i boleści Jezusa Chrystusa, które stokroć przewyższały Jego cierpienia fizyczne, widok tychże niezawodnie o śmierć by nas przyprawił. Sama boleść tylko jaką odczuwał na w spomnienie grzechów całego świata, była tak ogromną, że żadna ludzka istota przenieść by jej nie potrafiła, i jedynie Bóg Człowiek mógł taką boleść przetrwać.
Jak Jezus Chrystus tę ofiarę wypełnił?
Wypełnił ją najdoskonalej, w sposób praw dziwie szlachetny, bez ociągania się i bez wszelkich zastrzeżeń;—bez zastanawiania się nad ogromem upokorzeń i cierpień, które Go nieodwołalnie czekały. Od pierwszej chwili Jego przyjścia na świat, wszystko najwyraźniej zostało Mu objawione; przejęty gorącą ku Bogu miłością i pragnieniem przypodobania się Mu, zgodził się na wszystko, i byłby chętnie większe i cięższe jeszcze przyjął cierpienia, gdyby Bóg był tego zażądał. I jak też wypełnił te swoje zobowiązania? Jak najlepiej i najdokładniej, nie zaniedbując i najdrobniejszej okoliczności: wypił do dna kielich goryczy; i oddał Ducha wtedy dopiero, gdy się już wszystko wypełniło! — jak to ostatnie Jego słowo wyrzeczone na Krzyżu potwierdza. Tak to największa miłość, jaka kiedykolwiek na świecie istniała, największem poświęceniem i ofiarą uczciła i uwielbiła Boga!
Oto mój wzór do naśladowania: w przybliżeniu przynajmniej powinienem dążyć do tego, aby ile możności, życie moje zastosować do życia Jezusa Chrystusa.
Miłość prawdziwa nie zasadza się na odczuwaniu słodkich poruszeń serca; nie na robieniu pięknych obietnic i wytwarzaniu w umyśle rozmaitego rodzaju fantastycznych ofiar, które prawdopodobnie nigdy do skutku nie przyjdą. Taka płytka miłość nic nie kosztuje a raczej miłością nazywać się nie może, jeżeli ją lekko zbywamy i nie chcemy nic dla niej poświęcić. Miłość koniecznie wymaga ofiar; wymaga chętnego oddania tego wszystkiego, co przedmiot ukochany od nas zażąda; oddania bez namysłu, bez żalu; owszem z największą radością i pragnieniem, aby więcej jeszcze od niej żądano; miłość nigdy się nie zadawalnia tem, co już zrobiła i zawsze pragnie czynić więcej.
W miłości ku Bogu, żadne ograniczenia ani zastrzeżenia miejsca mieć nie mogą. Kochać prawdziwie, to znaczy służyć Bogu zarówno w słodyczy, jak w oschłości, cierpieć chętnie wszystko co Bóg zsyła, choćby natura nasza najbardziej się sprzeciwiała temu, tak utrapienia wewnętrzne czy to umysłu, czy serca, jak i dolegliwości fizyczne; cierpieć w miarę i w sposób, jaki się Bogu podoba; i nawet krzyże, jakie On nam zsyła, chętniej przyjmować, niżeli wszelkie inne z własnego wyboru; znosić te cierpienia, bez ulgi, bez pociechy, jeżeli taka jest wola Boża; a znosić je tak długo, jak to Bóg uzna za stosowne, nie skarżąc się i nie narzekając, choćby trwać miały do ostatniego naszego tchnienia; i nie pragnąć nawet uwolnienia się z tych cierpień.
Mógłby nam kto zarzucić, że wymagamy zbyt wiele, że taka doskonałość przechodzi ludzkie siły; być może, dla serc niedołężnych i słabych. Lecz dla dusz pragnących doskonałości i uświątobliwienia się, miłość właśnie jest tą drogą, która je najłatwiej doprowadzi do celu; i każdy kto tylko pragnie szczerze, może za łaską Bożą tę doskonałość osiągnąć. Taką była miłość Jezusa Chrystusa; taką też i moja być powinna; bo każda inna miłość, która nie postępuje Boskim Jego śladem, jest tylko złudzeniem!
O Boże mój! nie czuję w prawdzie tego szlachetnego poryw u, aby iść wszędzie i zawsze za głosem miłości. O ddaję Ci jednak serce moje na wyłączną własność, ufam bezgranicznie łasce Twojej, że je tak usposobić raczy, iż z własnej woli zapragnie wszystko cierpieć i wszystko co zażądasz uczynić dla Ciebie. Potem zsyłaj na mnie wszelkie doświadczenia i próby, według Twej woli i upodobania.
Pozostałe części Rozmyślań o miłości Bożej: TUTAJ
Ks. Jean Nicolas Grou T. J. – Rozmyślania o miłości Bożej. Warszawa 1910.
Codziennie wieczorem wspieramy osoby wyrażające swoje poddanie się woli Boga naszą modlitwą:
Niech się stanie wola Twoja! (Módlmy się)
„Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich. Jednak nie…
CZYTAJ CAŁOŚĆ
Skomentuj