Rozmyślania o miłości Bożej (6)- „Będziesz kochał Pana i Boga twego nade wszystko”(cz.1)
O przykazaniu miłości Bożej cz. 2
I.
„Kochać będziesz Boga twojego z całego serca”.
Czyż Bóg może być inaczej kochany jak z całego serca? Czyż to serce ludzkie o zdolnościach tak słabych i niedoskonałych, może i potrafi wznieść się do tych wyżyn, aby nieskończoną Dobroć należycie ukochać? Gdybym Go nie z całego serca kochał, czyż mógłby się zadowolnić taką miłością? i czyż mogłaby miłość podobna mnie samego uszczęśliwić?! Niestety! kochając Boga z całej siły, i całą potęgą, na jaką biedne serce moje zdobyć się może, nie zdołam jeszcze, ani w części nawet ukochać Go tak, jak On na to zasługuje i jak On mnie od wieków ukochał! I jedynym sposobem zadowolenia pod tym względem pragnień mojej duszy jest nieustanna modlitwa, aby Bóg raczył Sam w sercu mojem pomnażać i coraz więcej rozszerzać miłość ku Sobie.
Nie kochałbym Boga z całego serca, gdybym czynił wobec Niego pewne zastrzeżenia; gdybym stawiał jakieś granice w objawach moich uczuć dla Niego, gdybym Mu odmawiał uparcie pewnych ofiar, jakich On ode mnie żąda i wymaga; gdybym sam sobie wytknął plan moich praktyk religijnych i nabożeństw, i nic już ponadto nie chciał więcej dla Boga uczynić, chociażby łaska pociągała mnie coraz wyżej. Dla upewnienia się co do stanu i stopnia miłości naszej ku Bogu, nie należy nigdy puszczać wodze wyobraźni i fantazji, przypuszczając rozmaite nadzwyczajne okoliczności, które prawdopodobnie nie zdarzą się nigdy, a tem samem są bezcelowemi mrzonkami tylko, gdy czynimy sobie pytania, jak zachowalibyśmy się w podobnych wypadkach lub okolicznościach. W takie przypuszczenia miłość własna i zarozumiałość łatwo wplątać się może; ponieważ nigdy na samych siebie, ani też na uczucia jakie odczuwamy w tej chwili, w danym wypadku liczyć nie możemy. Najlepszym tego dowodem jest Piotr święty. Ponad wszelkie pokusy, wierzył on w swoje oświadczenia i w swoją niezłomną wierność ku Bogu; tym czasem niestety, smutne doświadczenie wskazało mu, jak kruche i chwiejne są ludzkie uczucia; wielu innych, którzy zbyt zaufali sobie, to samo spotkało, i zamiast korzyści raczej szkodę na duszy odnieśli; bo widząc swą małoduszność, wpadli w zniechęcenie, a nawet w pewien rodzaj rozpaczy, zatapiając się w przewidywaniucoraz to nowych rozmaitych wypadków i okoliczności, jakie Bóg mógł na nich zesłać, a nie czując sił do walczenia i zwyciężania tychże.
Nie uprzedzajmy zatem przyszłości, którą najmędrsze wyroki Boże zakrywają przed nami. To, co wydaje nam się łatwem z daleka, w danym wypadku, być może, byłoby właśnie ponad nasze siły; a to, co ze względu na nędzę i nieudolność naszą, słusznie uznajemy za rzecz zbyt trudną, gdyby jej jednak Bóg od nas zażądał, wsparci Jego łaską, wykonalibyśmy ją może z łatwością. Ograniczmy się więc na rachunku z obecnej chwili; zastanówmy się czy ochotnie i bez wahania oddajemy Bogu to wszystko, czego od nas wymaga, i czy przypadkiem jakiejś drobnej cząsteczki nas samych nie zachowujemy dla siebie. Mówmy do Niego z prostotą i szczerością: Ty sam o Boże, znasz najlepiej głębię mego serca, nie dozwalaj więc i nie dopuszczaj aby Ci się sprzeciwiło w czemkolwiek i w otwarty, lub skryty sposób oparło się kiedy najsłodszym poruszeniom Twej łaski.
Miłość Boża nie przyjmuje i nie znosi podziału serca. Bóg, który jest o nas zazdrosny, chce je całkowicie posiadać; oburza Go wszelkie przywiązanie uboczne, które Mu Jego własność odkrada; i jak Sam powiedział przez usta Proroka, że wstrętnem Mu jest „zdzierstwo w ofierze”, czyli raczej, że miłość Jego ku nam, całkowita i bezwzględna, wymaga także nawzajem całkowitej i bez zastrzeżeń miłości.
Musimy zatem nieodzownie ukochać Boga, jako wyłączny i jedyny przedmiot naszego ukochania; a wszelkie inne nakazane i dozwolone uczucia opierać się mają na tej naszej ku Niemu miłości, i tym sposobem zawsze, w każdym wypadku zwracać się ku niej, jako do swego źródła i do swego ostatecznego celu.
„Nie kochamy Cię, o Boże, dostatecznie, mówi święty Augustyn—jeżeli prócz Ciebie, ośmielamy się kochać cośkolwiek uczuciem odrębnem, nie opartem na Twojej miłości”
Z pod tego przykazania miłości, wyjęta jest naturalnie miłość własna, która nas odrywa od Boga i która przywiązania nasze do stworzeń opiera nie na Bogu, lecz ku nam samym je zwraca. Stąd wnosić możemy jak czystą, niepokalaną i bezinteresowną powinna być ta miłość nasza ku Bogu; skoro najmniejsze uczucie z nią niezgodne, blask jej przyciemnia i psuje całą jej wartość. Jednem słowem, Bóg Sam już tak stworzył i usposobił serce ludzkie, że prawdziwą wolność odczuwa jedynie w bezwzględnem oddaniu się najwyższej istocie, a wszelkie uboczne przywiązania służyć mu mają tylko jako środek, do gorętszego jeszcze rozmiłowania się naszego w tym Bogu, który jest źródłem wszelkiego dobra.
Jakiekolwiek zalety zdołalibyśmy odkryć w stworzeniach, zawsze będą one słabem tylko i bladem odbiciem doskonałości Boskich. Obowiązkiem jest naszym na koniec, walczyć do końca życia wytrwale, aby o ile to w naszej mocy, wytępić do szczętu, wszystko to, co w samych sobie spostrzegamy przeciwnego miłości Boskiej.
Uwaga ta podaje nam niewyczerpane źródło do rozmyślań i do praktycznego tychże zastosowania.
II.
„Kochać będziesz Boga twego, z całego rozumu”.
Kto mi dał rozum, który posiadam? Bóg najmędrszy i najmiłosierniejszy. Leży to w mojej mocy, aby ten rozum kształcić i rozwijać; ale sam stworzyć go i przywłaszczyć go sobie nie mogłem. I w jakimże to celu Bóg obdarzył mnie rozumem ? Czy dlatego, abym nim rządził według mej własnej woli i upodobania, używając zarówno do rzeczy złych, dobrych, jak i obojętnych? Niepodobna coś takiego przypuścić! Jakiż jest zatem cel dobry, który Bóg memu rozumowi przeznaczył? On sam, bez zaprzeczenia i przede wszystkiem jest tym głównym celem; a z porządku rzeczy wypływa w dalszym ciągu, obowiązek kształcenia naszego rozumu, w kierunkach odnoszących się do wiary św. i do tego wszystkiego, co zmierza do chwały Bożej i do naszego zbawienia. Następnie dopiero, stworzenia, dzieła rąk Bożych, o tyle tylko rozum nasz zajmować powinny, o ile znajomość tychże, związek ze sprawami Bożemi mieć może: w każdym innym wypadku, jeśli zajmują nas one nie przez wzgląd na Boga, ale z osobistych korzyści, lub widoków, nie tylko są nam niepożyteczne, ale nawet szkodliwemi być mogą, ponieważ odbiegają od swego celu i dążą nie do chwały Bożej, ale do zaspokojenia naszej próżnej i niebezpiecznej ciekawości. Odnosi się to do wszystkiej wiedzy, jaką rozum ludzki objąć może, tak pod względem historii, polityki, jak i wszelkich wyższych nauk i sztuk pięknych, jeżeli cokolwiek myśl moją od Boga odwraca, w bija w pychę i serce wyziębia: są to dla mnie wiedze szkodliwe i niebezpieczne, bo łatwo przez nie w błąd popaść mogę i duszy niepowetowaną przynieść szkodę. Gdy przeciwnie, umysł mój podnoszą do Boga i czerpię z nich środki do coraz wyższej ku Niemu miłości i uwielbienia: w takim razie powinienem rozum mój w tym kierunku coraz bardziej kształcić i rozwijać, dla chwały Bożej i dla pożytku mej duszy.
Najwyższym dowodem, że rozum ludzki stworzony jest dla Boga, widzimy w tem, że nic na świecie w całej pełni zadowolnić go nie jest w stanie; po wielu trudach i walkach, spokój prawdziwy znajdzie dopiero wtedy, gdy niepodzielnie i całkowicie odda się Bogu.
Czem więcej ten rozum ludzki posiada bystrości i siły, czem bardziej zastanawia się i bada rzeczy stworzone — widzi, że wszystko jest krótkotrwałe i przemijające: gdy ta znikomość przeraża go i zniechęca, tem coraz więcej szuka i gorączkowo pochłania wszystkie niemal nauki i wiedze tego świata, lecz nigdy w całej pełni zadowolenia znaleźć nie może.
Urok nowości, naturalny zapał i miłość własna mogą go czas jakiś w tej pracy utrzymać: lecz wkońcu na podstawie tylokrotnego doświadczenia musi spostrzec i uwierzyć, że znowu był igraszką złudzenia i że wszelka wiedza, która nie ma Boga na celu i na Bogu się nie opiera, jest próżną i marną. Wielu mędrców tego świata, w godzinę śmierci to zeznanie złożyło; i na podstawie tej zasady autor księgi „Mądrości” nazwał „próżnymi i nieużytecznymi tych ludzi, których umysł nie opiera się na znajomości Boga“. Bo też w istocie umysł ten nasz wymaga rzetelnego i prawdziwej wartości pokarmu, któryby go zadowolnił i nasycił. Wiedza i nauki oparte na mądrości ludzkiej, a tem samem krótkotrwałe i przemijające, pamięć zbogacić mogą, lecz umysłu nie zadowolnią nigdy; nie nasycą go również i marzenia abstrakcyjne i niezbadane, na przenośniach i złudnem obliczeniu oparte, które głód duszy na chwilę tylko zaspokoić mogą; całą zatem potęgą i bezwiednie prawie, umysł nasz wyrywa się i szuka prawdy odwiecznej, stałej i niewzruszonej, dąży ku tej prawdzie, która sam a z siebie po wstała i nie ma początku i końca, a tą prawdą jest Bóg tylko. Gdy światło wiary i łaska Boża rozjaśnią ciemnie umysłu naszego, wówczas rozkoszujemy się i smakujemy w tych tylko naukach, które nas do coraz bliższego odkrycia tej najwyższej i nieomylnej prawdy prowadzą.
Gdyby w całem przestworzu istniał Bóg i ja tylko, z samego rzeczy porządku umysł mój, musiałby nieodwołalnie w Nim tylko utonąć; wydawałoby mi się to tak nieodzownem i koniecznem, że nawet na myśl nie przyszłaby mi możliwość zajęcia czemkolwiek innem umysłu mojego. Nieustannie i niepodzielnie Bogiem byłbym zajęty, i to nie męczyłoby mnie wcale, lecz przeciwnie, widziałbym w tem najwyższą moją rozkosz i szczęście, konieczność tak nieodzowną, że chwilowe nawet oddalenie mej myśli od Boga, wydawałoby mi się najsroższem nieszczęściem. Lecz ponieważ Bogu podobało się stworzyć świat tak piękny, zaludnić go tylu istotami, obsypać mnie niezliczonemi dobrodziejstwy, które na każdym kroku przypominają mi Jego potęgę, mądrość i dobroć i które mimo woli podziwiać muszę, czyż dlatego właśnie Bóg miałby stracić prawo do mego umysłu i serca?
Widok równych mnie istot, wspólne z niemi życie, do którego zmusza mnie czy to konieczność, czy potrzeba, czy choćby nawet miły sercu memu obowiązek, nie upoważniają mnie wcale do odwracania myśli moich od Boga, lecz przeciwnie, tem bardziej jeszcze każdej chwili umysł mój ku Niemu podnosić powinny.
Bóg stworzywszy świat i ustanowiwszy wzajemne towarzyskie między ludźmi stosunki, nie dozwala abyśmy właśnie dlatego mieli o Nim zapomnieć, że obowiązki stanu naszego, nasze interesa, studia, potrzeby, a nawet zresztą godziwe poszukiwania prawdy i dozwolone rozrywki i przyjemności, miałyby nas takdalece pochłaniać, żeby nam na nieustanną pamięć o Nim czasu nie starczyło.
„Co serce czuje, tem myśl jest zajęta”; jeżeli kocham Boga z całego serca, to i umysł mój Nim wyłącznie będzie zajęty. „Z obfitości serca usta mówią”. Gdy w sercu mojem Bóg mieszka, to o Nim przy każdej sposobności jak najchętniej mówić będę: a nawet starać się będę umyślnie taką sposobność wyszukać w której tylko o Bogu mógłbym mówić. Nie zaniedbując wcale moich spraw, zajęć i interesów, za najpierwszy jednak obowiązek uważać powinienem, pilne i gorliwe rozważanie doskonałości Boskich, Jego dobrodziejstw, prawd i zasad wiary św. i nauki chrześcijańskiej; słowem tego wszystkiego, co mnie pobudza do miłości i bojaźni Bożej.
III.
„Kochać będziesz Boga z całej siły twojej”.
Rozumieć tu mamy, że obowiązek kochania Boga z całej siły, polega głównie na łasce, tak naturalnej, jak nadnaturalnej, których Bóg nikomu nie odmawia; z tą łaską jednak powinniśmy współpracować mężnie i z każdym dniem starać się coraz wyższą miłość w sercu ku Panu Bogu rozbudzać. Nie możemy bowiem tą samą miarą mierzyć miłości naszej ku Bogu, jaką zazwyczaj odczuwamy dla stworzeń. Przywiązanie do stworzeń bywa najczęściej z początku najsilniejsze i najgorętsze; lecz zbiegiem czasu wyczerpuje się i ostyga; a na koniec po największej części rodzi przesycenie i niesmak. Z miłością Bożą wprost przeciwnie bywa, z początku słaba zazwyczaj, wzrasta w miarę naszego zbliżania się do Boga, bliższego z Nim obcowania i gruntowniejszego poznawania Jego doskonałości i zalet. A ponieważ zdolność kochania Boga, do nadnaturalnych łask należy i jako taka zaszczepioną została w sercach naszych: Bóg Sam ziarno tej łaski, jeśli Mu nie stawiamy przeszkód, w duszach naszych uprawia i pielęgnuje, pod Jego wpływem to ziarno coraz silniejsze zapuszcza korzenie, wzrasta, rozwija się i do olbrzymiej dochodzi siły. Rozwój tej miłości Bożej, nie ma oznaczonych granic, a szybkie tejże wzrastanie zależy od wierności naszej, z jaką łasce Bożej odpowiadamy.
„Kochając Boga z całej siły”, powinienem bez namysłu poświęcić Mu wszystkie moje czyny, zamiary, widoki, mając to najgorętsze pragnienie, aby we wszystkiem Jemu się wyłącznie podobać; wszystkie moje obowiązki wypełniać jedynie dla Jego miłości; mój majątek, znaczenie, wziętość u ludzi, talenta, słowem wszystko, ku jego chwale obrócić; i o ile to w mojej mocy, o ile to się zgadza z obowiązkami stanu mojego, pod natchnieniem łaski a wpływem roztropnych i rozumnych przełożonych, powinienem całą moją gorliwość wytężyć w tym celu, aby cześć Bożą jak najwięcej rozszerzać.
„Kochając Boga z całej siły“ obowiązkiem jest moim walczyć nieustannie i ze wszystkich sit moich, przeciw niezliczonym przeszkodom, które tamują rozwój miłości Bożej w mojem sercu, a które zepsuta natura, szatan i świat ciągle mi stawiają; a ponieważ usiłowania moje w tym kierunku są bardzo słabe, łub też żadne prawie, i łatwo upaść mogę wobec tak silnej przemocy: powinienem zatem uciekać się ustawicznie do modlitwy i do innych środków, które nam religja podaje, lub też Bóg miłosierny natchnąć nam raczy, a wtedy w walce tej najniezawodniej odniosę zwycięstwo.
Na koniec „kochając Boga z całej siły” powinienem z cierpliwością i poddaniem się znosić wszelkie cierpienia, jakie Mu się podoba zesłać na mnie, i pracować nawet w tym kierunku, aby stopniowo wyrabiać w sobie coraz wyższą zgodność z wolą Bożą, coraz pokorniejsze poddanie się świętym Jego wyrokom, a nawet pewną radość duchową z tych cierpień i krzyżów, którymi mnie dotyka, zarówno co do cierpień fizycznych, które trapią Ciało, jak i do moralnych, choćby najbardziej dojmujących; tak co do nieszczęść naturalnych, w prost od Boga pochodzących, jak i rozmaitych prześladowań i utrapień, które od ludzi pochodzą; jak wreszcie wszelkie nadnaturalne cierpienia, uciski i pokusy, któremi szatan nas dręczy, lub też Bóg doświadcza.
Czy rozważałem kiedykolwiek w ten sposób, to przykazanie miłości mojej ku Bogu?
Czy starałem się wyrobić sobie odpowiednie w tym kierunku pojęcie?
1 jakie było dotąd moje postępowanie pod tym względem?
Rzecz oczywista, że najmniejsze ograniczenie z mej strony, jakakolwiek bądź niewierność, psuje całość i osłabia znaczenie objętości, w jakiej nam danem zostało, w wyrażeniu tak prostem a tak obszernem i ogólnem w zasadzie!
…
Ach! Boże mój, widzę i czuję, iż dotąd nie kochałem Cię jeszcze tak, jak Cię kochać powinienem; i nawet nie robiłem sobie pod tym względem zarzutów, nie zastanowiłem się z uwagą i nie badałem sumienia mego, jak wykonuję to najpierwsze i największe z przykazań Twoich.
Spraw o Boże, abym od tej chwili jak najskrupulatniej zaczął je wykonywać i do ostatniego tchnienia pracował wiernie rozpalając serce moje coraz gorętszą miłością ku Tobie!
Ks. Jean Nicolas Grou T. J. – Rozmyślania o miłości Bożej. Warszawa 1910.
Skomentuj