DZIEŃ DWUDZIESTY SIÓDMY
Śmierć Jezusa – Jego testamet
Większej nad tę miłość żaden nie ma: aby kto duszę swą położył za przyiacioły swoje.
(Jan XV, 13).
Jest prawdą wiary objawioną przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, że największym dowodem miłości i najlepszym zarazem jest poświęcenie życia swego za ukochanego; i ten Bóg, który kilka godzin temu wyrzekł te wzniosłe słowa, umiera za nas, a umiera na krzyżu, a Serce Jego ostatnie wydawszy już tchnienie, miało być jeszcze ostrą włócznią przebite, ażeby nam dać dowód, że nas i po za śmierć samą ukochało. Pan Jezus umarł za wszystkich ludzi: w ten sposób, mówi Paweł święty, miłość Jezusa nas nagli, ażeby ci, którzy żyją jeszcze i których On zbawił umierając, przestali już żyć dla siebie samych, a zaczęli żyć dla Tego, który dla nich umarł i zmartwychwstał.
Miłość Pana Jezusa objawia się nam na Kalwaryi. Zbierzmy poszczególe trzy okoliczności tego objawienia: I. Mękę krzyżową, II. Przedśmiertny testamet i III. Ranę Serca po śmierci.
I.
Ażeby śmierć była dowodem miłości, potrzeba ażeby była poniesioną dobrowolnie z poświęcenia się dla ukochanych osób; trzeba się za nich z całą swobodą i radością ofiarować i w tych warunkach im straszniejszą śmierć będzie, tem lepszym będzie dowodem wielkiej i prawdziwie bohaterskiej miłości.
I to jest podstawą niniejszych uwag, które bez wątpienia zdołają serca nasze wzruszyć! Pan Jezus wydaje się za nas na śmierć. Wszak tak łatwo było Mu ujść rąk swych nieprzyjaciół, jak to uczynił dotychczas, a jednak teraz On sam wydaje się w ich ręce.
Nawet w obwili panowania potęgi swojej nad ciemnością, gdy mocą jednego słowa swego powalił wszystkich o ziemię, a oni w trwodze oczekiwali śmierci: czemuż to dozwolił im powstać? Czemu oddaje się w ich ręce, nie dozwalając bronić się apostołom?Dlaczego? Czyż nie dla tego tylko, że sam tak\ chciał, chciał nam zostawić ten dowód swojej miłości, chciał za nas śmierć ponieść. „Ofiarowan jest, gdyż sam chciał.“
Postanowienie to uczynił nie tylko z silną wolą, ale z radością, ciesząc się, iż może z życia swego ofiarę uczynić. Obejmuje On krzyż z uczuciem zadowolenia, którem miłość nieskończona Jego Serce napełniła… (Hebr. XII, 2). „Mając przed sobą wesele, podjął krzyż.“ Czuł się tak szczęśliwym, mogąc umrzeć za nas na haniebnem drzewie Krzyża, że czynił niesłychane wysiłki, ażeby dotrzeć na Kalwaryę; z powodu strasznego upadku sił, co było przyczyną, iż trzykroć upadał pod krzyżem, dosięgnął wreszcie szczytu góry: za danym przez oprawców znakiem, kładzie się na narzędzie męki swojej, jako cichy baranek; nie wyrzekłszy słowa skargi, wyciąga swe ręce i nogi, ażeby je przybito… Tak jest, Pan Jezus umarł dobrowolnie, z pełnem przyzwoleniem ofiarował się za nas na śmierć.
O mój Boże, jakaż to jest śmierć Twoja! Śmierć krzyżowa: to jest najstraszniejsza i najhaniebniejsza. Całe ciało Zbawiciela było jedną raną, i wśród tych cierpień do uszu Jego dolatywały same tylko przekleństwa i wybuchy śmiechu. Rozmyślanie nad tem przyjdzie nam z łatwością, ale nie zapominajmy ani na chwilę o tem, co Serce nasze najbardziej obchodzić powinno, że boleść Jego jest miarą miłości: ponieważ zaś niemożebnem jest zgłębić wszystkiej okropności męki Jego, zrozumiemy więc z łatwością, że równie niezgłębioną jest miłość Pana Jezusa ku nam.
Nasuwa się jeszcze i druga uwaga potężniejszą od pierwszej, która w sposób bardziej przekonywający objawia miłość Jezusa w tej tajemnicy boleści,—mianowicie: że wszystkie cierpienia Jego nie były konieczne dla odkupienia naszego, a jedynie tylko przez nadmiar dobroci, Pan Jezus pogrążył się witej otchłani boleści i upokorzeń.
Jedna kroplą Krwi Jego wystarczyłaby, aby zbawić świat a On ją wszystką przelał za nas! Czy serce nasze może być na to nieczułe? czy nie zacznie rozumieć i miłować Jezusa tak hojnego i tkliwego?…
II.
Powtóre, miłość swą na krzyżu konając, stwierdza Pan Jezus przez swój testament. Chrystus Pan dał nam swój testament na ostatniej wieczerzy, o czem już wiemy ze słów świętego Jana, Jego apostoła. Umierając zaś, streścił Zbawiciel w kilku słowach ostatnie względem nas zamiary. Te słowa Boga konającego na krzyżu są ostatnim testamentem Jego.
Zastanowimy się tylko nad jednem słowem Jego, tłumaczonemu bardzo obszernie przez Ojców i Doktorów kościoła, którzy w niem upatrywali rzeczywisty testament Pana Jezusa, uczyniony przy śmierci, a to gdy dawał nam swą Matkę… „Oto Matka twoja… oto Syn Twój. (Jan XIX, 27).
Śmierć zawsze ma w sobie coś uroczystego i ostatnie słowa umierającego ojca są święte dla dzieci. Odbierają je ze czcią i wiernie je zachowują: jest to najwznioślejszy dar gasnącego serca, które chce ożyć w drugiem sercu ukochanem.
Było to w chwili konania Pana Jezusa na krzyżu. Umierając, spojrzał ku ziemi i ujrzał Matkę swoją… stała Ona ze łzami w oczach. Na ten widok odwrócił wzrok swój… Lecz z drugiej strony ujrzał ukochanego ucznia swego, świętego Jana, a na ten widok wzruszany miłością, wyrzekł te trzy słowa, starannie i wiernie przez Apostoła, który je słyszał, zapisane.
„Niewiasto, oto syn Twój“… (Jan XIX, 26, 27). Te wzniósłe testamentalne słowa zapewne wyjaśnią nam dostatecznie ogrom miłości Pana Jezusa ku nam.
W tym duchu rozważajmy te Boskie słowa, a spostrzeżemy w nich sami dobroć, współczucie i miłość! Chrystus Pan nie nazwał już Maryi słodkiem imieniem Matki w chwili, gdy ją opuszczał. Lecz mówi „Niewiasto! oto syn Twój… umieram, żegnam Cię, on będzie Cię miłował, on Cię pocieszy i zasłoni, on Ci mnie zastąpi. A i was ukochanych uczni moich nie zostawię sierotami… Umieram, żegnam was, lecz zostawiam wam Matkę… Miejcie o Niej staranie a Ona was jak matka ukocha; miłują Ją jak dzieci, tak jak ja Ją umiłowałam…
Jest to prawdziwy testament miłości, ostatnia wola Pana Jezusa, jak tłumaczą wszyscy Doktorowie, bo Pan Jezus daje nam Swą Matkę, a nas czyni Jej dziećmi. Czy zapomni Matka kiedykolwiek o dzieciach swoich? bez wątpienia, że nie. Albowiem Pan nasz wybrał sobie taką Matkę, iżby darując Ją nam, Ona na wzór Jego nigdy o nas nie zapomniała i w tym celu obdarował Ją takiem miłosierdziem w pewnym względzie nieskończonym, któreby wystarczyło ku zbawieniu wszystkich bez wyjątku ludzi, przy dobrej ich woli miłowania Ją ze względu na Jego najświętszy Testament.
III.
Ostatni wreszcie dowód miłości Chrystusa Pana, to rana Serca Jego po śmierci. Ranę tą już rozbieraliśmy w jednych z nauk poprzedzających. Musimy jednakże choć słów kilka dodać do rak pięknej treści, bo w tem właśnie miłość, według słów proroka, silniejszą była nad śmierć samą… Uważmy, dlaczego Chrystus Pan pozwolił lub chciał tego, ażeby w ten sposób otworzone było Serce Jego?… Nie może tu być innej przyczyny, jak tylko miłość…
Kilka kropli Krwi i łez kilka pozostało jeszcze w tem Sercu, a Pan Jezus chciał nam dać wszystko, to też gdy żołnierz cofnął ostrze swej włóczni, z rany wypłynęło obfite i tajemne źródło miłosierdzia. On chciał tego, ażeby rana ta była Mu zadaną po śmierci, ażeby wszyscy i zawsze mogli się w niej schronić i ukryć, ażeby w tej ranie znaleźli bezpieczne schronienie od nieprzyjaciół zbawienia pewne zwycięstwo i pokój niebiański.
Pójdźmy więc do tego tronu laski, ażeby otrzymać miłosierdzie i znaleźć wsparcie, którego nam tak bardzo potrzeba. Ponieważ Pan Jezus umarł za wszystkich i wszystkich nas ukochał, a więc i serce Jego jest ucieczką i bezpiecznem schronieniem dla wszystkich, jak dla sprawiedliwych, tak i dla grzeszników. Dla sprawiedliwych, ponieważ oni znajdą w Niem skarby cnót wszystkich; dla grzeszników, bo w Niem jest źródło miłosierdzia i przebaczenia. „Przystąpmy więc doń z ufnością..”
Wyobraźcie sobie, że Krew i woda spływają z rany Serca Jego na duszę naszą; ażeby ją oczyścić, ażeby jej siły i życia udzielić, z całą gorącością ducha, na jaką tylko możemy się zdobyć, odmówmy akt skruchy i miłości:
Modlitwa św. Ignacego
Duszo Chrystusowa, uświęć mnie!
Ciało Chrystusowe, zbaw mnie!
Krwi Chrystusowa, napój mnie!
Wodo z boku Chrystusowego, obmyj mnie!
Męko Chrystusowa, utwierdź mnie!
O! dobry Jezu, wysłuchaj mnie!
W ranach Twoich, ukryj mnie!
Nie daj, bym kiedy opuścił Cię!
Od wroga złego obroń mnie!
W godzinę śmierci przyjmij mnie!
I rozkaż, bym mógł przyjść do Ciebie!
Abym z świętymi Twymi chwalił Cię
Na wieki wieczne! Amen.
MIESIĄC CZERWIEC. O ŻYCIU WEWNĘTRZNEM CHRYSTUSA. Na wszystkie dnie miesiąca Czerwca. Z dziesiątego wydania francuskiego opracował X. Roman Rembieliński prof. Seminarjum Metr. św. Jana. WARSZAWA. 1897 r.
Skomentuj