„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej wiary. Cz.III. Życie wewnętrzne.


Cz. II.
Życie i działalność Chrystusa

ŻYCIE‎ ‎WEWNĘTRZNE.

Muszę‎ ‎tu‎ ‎zaznaczyć,‎ ‎że‎ ‎zastanawiając‎ ‎się‎ ‎nad‎ ‎cechami‎ ‎Kościoła‎ ‎katolickiego,‎ ‎mogę‎ ‎jedynie‎ ‎bardzo‎ ‎pobieżnie,‎ ‎gdzie‎ ‎niegdzie‎ ‎dotknąć‎ ‎podobieństw‎ ‎lub‎ ‎różnic, istniejących‎ ‎między‎ ‎nim‎ ‎a‎ ‎wielkiemi‎ ‎religjami‎ ‎niechrześcijańskiemi‎ ‎jak‎ ‎buddyzm,‎ ‎mahometanizm,‎ ‎konfucjonizm i‎ ‎inne.‎ ‎Bez‎ ‎wątpienia‎ ‎istnieją‎ ‎tu‎ ‎różne‎ ‎podobieństwa i‎ ‎sprzeczności,‎ ‎lecz‎ ‎przynajmniej‎ ‎dla‎ ‎jednego‎ ‎powodu, jeśli‎ ‎nie‎ ‎dla‎ ‎innych,‎ ‎nie‎ ‎można‎ ‎tych‎ ‎religij‎ ‎uważać‎ ‎za poważne‎ ‎współzawodniczki‎ ‎do‎ ‎przedstawicielstwa‎ ‎Boskiej‎ ‎Prawdy.‎ ‎Rozumiem,‎ że‎ ‎można‎ ‎sprzeczać‎ ‎się‎ ‎o‎ ‎to, czy‎ ‎jest‎ ‎wogóle‎ ‎Boskie‎ ‎Objawienie,‎ ‎i‎ ‎do‎ ‎tego‎ ‎wiele razy‎ ‎w‎ ‎ciągu‎ ‎tej‎ ‎książki‎ ‎powracać‎ ‎będę.‎ ‎Lecz‎ ‎na‎ ‎teraz‎ ‎chodzi‎ ‎mi‎ ‎o‎ ‎to,‎ ‎że‎ ‎jeśli‎ ‎ono‎ ‎istnieje,‎ ‎to‎ ‎nie ma‎ ‎go w‎ ‎tych‎ ‎religjach,‎ ‎gdyż‎ ‎nie‎ ‎posiadają‎ ‎one‎ ‎głównej‎ ‎charakterystycznej‎ ‎cechy‎ ‎religij‎ opartych‎ ‎na‎ ‎Objawieniu, t.‎ ‎j.‎ ‎gorącego‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎dającego‎ ‎zaspokoić‎ ‎się‎ ‎ducha‎ ‎apostolskiego.‎ ‎Zrozumiałą‎ ‎bowiem‎ ‎jest‎ ‎rzeczą,‎ ‎że‎ ‎stowarzyszenie‎ ‎religijne,‎ ‎ale‎ ‎ludzkie,‎ ‎świadome‎ ‎tego,‎ ‎że jest‎ ‎tylko‎ ‎produktem‎ ‎umysłu‎ ‎ludzkiego,‎ ‎może‎ ‎wstrzymać‎ ‎się‎ ‎od‎ ‎idei‎ ‎apostołowania,‎ ‎uważając,‎ ‎że‎ ‎jedna wiara‎ ‎jest‎ ‎dobra‎ ‎dla‎ ‎jednej‎ ‎rasy,‎ ‎inna‎ ‎zaś‎ ‎dla‎ ‎innej.
Lecz‎ ‎stowarzyszenie‎ ‎religijne,‎ ‎uważające‎ ‎się‎ ‎słusznie czy‎ ‎niesłusznie,‎ ‎lecz‎ ‎szczerze‎ ‎za‎ ‎jedynego‎ ‎posiadacza Prawdy,‎ ‎nie‎ ‎może‎ ‎spocząć,‎ ‎dopóki‎ ‎nie‎ ‎zrobi‎ ‎wszystkiego,‎ ‎co‎ ‎jest‎ ‎w‎ ‎jego‎ ‎mocy,‎ ‎aby‎ ‎tę‎ ‎prawdę‎ ‎rozszerz na‎ ‎całą‎ ‎ludzkość.‎ ‎Otóż‎ ‎te‎ ‎wschodnie‎ ‎religje‎ ‎nigdy‎ ‎nie próbowały‎ ‎poważnie‎ ‎pracy‎ ‎nawracania.‎ ‎Jeśli‎ ‎więc same‎ ‎przez‎ ‎praktykowanie‎ ‎prozelityzmu‎ ‎nie‎ ‎starały się‎ ‎o‎ ‎tę‎ ‎prerogatywę‎ ‎dla‎ ‎siebie,‎ ‎to‎ ‎jak‎ ‎może‎ ‎ktokolwiek‎ ‎upominać‎ ‎się‎ ‎o‎ ‎nią‎ ‎dla‎ ‎nich?‎ ‎Wprawdzie‎ ‎manometanizm‎ ‎robił‎ ‎cośkolwiek‎ ‎w‎ ‎tej‎ ‎mierze,‎ ‎przez‎ ‎jakiś czas‎ ‎szerzył‎ ‎swą‎ ‎wiarę‎ ‎ogniem‎ ‎i‎ ‎mieczem,‎ ‎i‎ ‎tem‎ ‎złożył‎ ‎dowód‎ ‎swej‎ ‎szczerości,‎ ‎ale‎ ‎na‎ ‎serjo‎ ‎nigdy‎ ‎nie‎ ‎starał‎ ‎się‎ ‎nawracać‎ ‎Europy‎ ‎na‎ ‎swą‎ ‎wiarę.‎ ‎Tak‎ ‎samo nie‎ ‎starał‎ ‎się‎ ‎o‎ ‎to‎ ‎buddyzm,‎ ‎mimo‎ ‎swej‎ ‎starożytności. Istniał‎ ‎on‎ ‎już,‎ ‎jak‎ ‎to‎ ‎jego‎ ‎wielbiciele‎ ‎zachodni‎ ‎mówią nam‎ ‎z‎ ‎radością,‎ ‎na‎ ‎kilkaset‎ ‎lat‎ ‎przed‎ ‎chrześcijaństwem, a‎ ‎jednak‎ ‎zarówno‎ ‎jak‎ ‎za‎ ‎czasów‎ ‎świętego‎ ‎Tomasza Apostoła,‎ ‎tak‎ ‎i‎ ‎teraz‎ ‎chrześcijańscy‎ ‎misjonarze‎ ‎usiłują‎ ‎nawrócić‎ ‎na‎ ‎swą‎ ‎wiarę‎ ‎buddystów‎ ‎w‎ ‎Indjach,‎ ‎ani jeden‎ ‎zaś‎ ‎buddysta‎ ‎nigdy‎ ‎nie‎ ‎usiłował‎ ‎nawrócić‎ ‎chrześcijanina.‎ ‎Co‎ ‎się‎ ‎zaś‎ ‎tyczy‎ ‎konfucjonizmu,‎ ‎to‎ ‎przypuszczam,‎ ‎że‎ ‎na‎ ‎tysiąc‎ ‎inteligentnych‎ ‎ludzi‎ ‎nie‎ ‎znajdzie‎ ‎się‎ ‎pięciu,‎ ‎mających‎ ‎choć‎ ‎jakie‎ ‎takie‎ ‎o‎ ‎nim‎ ‎pojęcie.‎ ‎Poprostu‎ ‎te‎ ‎religje‎ ‎nie‎ ‎posiadają‎ ‎tego,‎ ‎co by‎ ‎można nazwać‎ ‎Boską‎ ‎pewnością‎ ‎siebie,‎ ‎i‎ ‎mimo,‎ że‎ ‎mają‎ ‎różne piękne‎ ‎cechy,‎ ‎np.‎ ‎wewnętrzne‎ ‎życie‎ ‎duszy,‎ ‎o‎ ‎którem chcę‎ ‎teraz‎ ‎mówić,‎ ‎brak‎ ‎im‎ ‎tego,‎ ‎co‎ ‎musi‎ ‎być‎ ‎główną cechą‎ ‎Boskiej‎ ‎Prawdy.

Dalej,‎ ‎choć‎ ‎jest‎ ‎to‎ ‎rzeczą‎ ‎mniejszego‎ ‎znaczenia, ale‎ ‎trudno‎ ‎się‎ ‎wstrzymać‎ ‎od‎ ‎uwagi,‎ ‎że‎ ‎Wschód,‎ ‎mimo swej‎ ‎religijności,‎ ‎cierpliwości‎ ‎i‎ ‎wielu‎ ‎cnót,‎ ‎nie‎ ‎rozwinął się‎ ‎tak‎ ‎jak‎ ‎Zachód.‎ ‎Wprawdzie‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎rozwoju‎ ‎Zachodu‎ ‎jest‎ ‎wiele‎ ‎rzeczy‎ ‎godnych‎ ‎pożałowania,‎ ‎lecz jest‎ ‎on‎ ‎dowodem‎ ‎siły‎ ‎życiowej‎ ‎i‎ ‎jest‎ ‎znamiennym‎ ‎faktem,‎ ‎że‎ ‎tylko‎ ‎chrystjanizm‎ ‎i‎ ‎on‎ ‎jeden‎ ‎w‎ ‎przeszłości dał‎ ‎dowód‎ ‎trafności‎ ‎wyrażenia‎ ‎Chrystusa‎ ‎o‎ ‎drożdżach, dodanych‎ ‎do‎ ‎ciasta.‎ ‎Natura‎ ‎ludzka‎ ‎rosła,‎ ‎burzyła się‎ ‎i‎ ‎gotowała‎ ‎aż‎ ‎do‎ ‎przelania‎ ‎się‎ ‎przez‎ ‎brzegi,‎ ‎gdziekolwiek‎ ‎zetknęła‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎chrystjanizmem. (*)

 

Tematem‎ ‎tego‎ ‎rozdziału‎ ‎jest‎ ‎religijne‎ ‎życie‎ ‎wewnętrzne‎ ‎katolicyzmu.‎ ‎Niektóre‎ ‎religje‎ ‎Wschodu‎ ‎posiadają‎ ‎w‎ ‎wysokim‎ ‎stopniu‎ ‎cechę‎ ‎życia‎ ‎wewnętrznego, lecz‎ ‎nie‎ ‎łączy‎ ‎się‎ ‎ona‎ ‎w‎ ‎nich‎ ‎z‎ ‎tą‎ ‎nieustanną‎ ‎i‎ ‎gorącą pracą‎ ‎apostolską,‎ ‎która‎ ‎jest‎ ‎nieodzownie‎ ‎równie‎ ‎wybitną‎ ‎cechą‎ ‎stowarzyszenia,‎ ‎powołującego‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎Boskie pochodzenie.

Jeśli‎ ‎spojrzymy‎ ‎na‎ ‎chrześcijańskie‎ ‎religje‎ ‎zachodnie,‎ ‎to‎ ‎widzimy,‎ ‎że‎ ‎zewnętrzna‎ ‎ich‎ ‎działalność,‎ ‎w‎ ‎połączeniu‎ ‎naturalnie‎ ‎z‎ ‎koniecznemi‎ ‎cnotami,‎ ‎jest‎ ‎główną racją‎ ‎ich‎ ‎powodzenia.‎ ‎My‎ ‎katolicy‎ ‎zgadzamy‎ ‎się, rzecz‎ ‎prosta,‎ ‎chętnie‎ ‎na‎ ‎to,‎ ‎że‎ ‎stowarzyszenie‎ ‎religijne, nie‎ ‎działające‎ ‎na‎ ‎zewnątrz,‎ ‎nie‎ ‎zasługuje‎ ‎na‎ ‎uwagę; jesteśmy‎ ‎nawet‎ ‎zwykle‎ ‎oskarżani‎ ‎o‎ ‎zbytek‎ ‎gorliwości w‎ ‎tym‎ ‎względzie.‎ ‎Jedynie‎ ‎katolicyzm‎ ‎posiada‎ ‎obie cechy‎ ‎—‎ ‎pracy‎ ‎na‎ ‎zewnątrz‎ ‎i‎ ‎życia‎ ‎wewnętrznego‎ ‎— w‎ ‎równym‎ ‎stopniu.‎ ‎Kościół‎ ‎uczy‎ ‎swych‎ ‎wyznawców, że‎ ‎najwyźszem‎ ‎życiem‎ ‎na‎ ‎ziemi‎ ‎jest‎ ‎życie‎ ‎w‎ ‎zupełnem odosobnieniu,‎ ‎pozwala‎ ‎zakonnikowi‎ ‎lub‎ ‎zakonnicy,‎ ‎należącym‎ ‎do‎ ‎zakonów‎ ‎czynnych,‎ ‎przejść‎ ‎do‎ ‎zupełnie kontemplacyjnych,‎ ‎zabrania‎ ‎natomiast‎ ‎przejścia‎ ‎z‎ ‎reguły‎ ‎kontemplacyjnej‎ ‎do‎ ‎czynnej.‎ ‎A‎ ‎należy‎ ‎zaznaczyć,‎ ‎że‎ ‎nie‎ ‎chodzi‎ ‎tu‎ ‎o‎ ‎chwilowe‎ ‎odosobnienie‎ ‎się‎ ‎dla odpoczynku‎ ‎i‎ ‎przygotowania‎ ‎do‎ ‎tem‎ ‎większej‎ ‎następnie‎ ‎pracy,‎ ‎nie!‎ ‎samo‎ ‎życie‎ ‎kontemplacyjne‎ ‎jest‎ ‎celem. Jest‎ ‎to‎ ‎najdalej‎ ‎idący‎ ‎przykład‎ ‎tej‎ ‎cechy‎ ‎życia wewnętrznego.‎ ‎Objawia‎ ‎się‎ ‎ona‎ ‎jednak‎ ‎również‎ ‎w‎ ‎wielu innych‎ ‎rzeczach,‎ ‎i‎ ‎tak:‎ ‎każdy‎ ‎ksiądz‎ ‎lub‎ ‎zakonnik‎ ‎ma obowiązek‎ ‎odmawiania‎ ‎codziennie‎ ‎brewjarza,‎ ‎obowiązek‎ ‎zajmujący‎ ‎około‎ ‎godziny;‎ ‎dalej‎ ‎jest‎ ‎zwyczaj‎ ‎(choć obowiązku‎ ‎niema),‎ ‎by‎ ‎każdy‎ ‎ksiądz‎ ‎codziennie‎ ‎odprawiał‎ ‎mszę‎ ‎św.;‎ ‎ogromny‎ ‎nacisk‎ ‎kładzie‎ ‎Kościół‎ ‎na rozmyślanie,‎ ‎na‎ ‎t‎zw.‎ ‎rekolekcje,‎ ‎gdy‎ ‎chodzi‎ ‎nawet o‎ ‎ludzi‎ ‎świeckich,‎ ‎którzy‎ mają‎ ‎ścisły‎ ‎obowiązek‎ ‎słuchania‎ ‎w‎ ‎każdą‎ ‎niedzielę‎ ‎i‎ ‎święto‎ ‎mszy‎ ‎św.‎ ‎Takich przykładów‎ ‎można‎ ‎przytoczyć‎ ‎bez liku.‎ ‎Niektóre‎ ‎z‎ ‎nich mają‎ ‎bez‎ ‎wątpienia‎ ‎wpływ‎ ‎na‎ ‎życie‎ ‎czynne,‎ ‎lecz‎ ‎nie w‎ ‎tym‎ ‎celu‎ ‎zostały‎ ‎postanowione,‎ ‎ani‎ ‎też‎ ‎nie‎ ‎są‎ ‎one najlepszym‎ ‎sposobem‎ ‎użycia‎ ‎czasu‎ ‎z‎ ‎praktycznego punktu‎ ‎widzenia.‎ ‎Celem‎ ‎ich‎ ‎jest‎ ‎bezpośrednie‎ ‎uczczenie‎ ‎Boga.‎ ‎Jeżeli‎ ‎dodamy‎ ‎do‎ ‎tego‎ ‎wielki‎ ‎nacisk‎ położony‎ ‎na‎ ‎kultywowanie‎ ‎życia‎ ‎wewnętrznego;‎ ‎uważane za‎ ‎najwyższy‎ ‎szczyt‎ ‎doskonałości‎ ‎w‎ ‎moralnej‎ ‎i‎ ‎ascetycznej‎ ‎teologji,‎ ‎ujrzymy‎ ‎zjawisko‎ ‎bardzo‎ ‎niepodobne do‎ ‎tych,‎ ‎jakie‎ ‎wytwarzają‎ ‎inne‎ ‎formy‎ ‎religijne.‎ ‎Naturalnie‎ ‎nie‎ ‎chcę‎ ‎przez‎ ‎to‎ ‎powiedzieć,‎ ‎by.‎ ‎inne‎ ‎wyznania‎ ‎nie‎ ‎budziły‎ ‎życia‎ ‎wewnętrznego;‎ ‎lecz‎ ‎w‎ ‎różnych innych‎ ‎systemach,‎ ‎jako‎ ‎takich,‎ ‎nie‎ ‎kładzie‎ ‎się‎ ‎tak‎ ‎wyraźnego‎ ‎nacisku‎ ‎na‎ ten‎ ‎punkt,‎ ‎ani‎ ‎jego‎ ‎obrobienie‎ ‎nie jest‎ ‎tak‎ ‎subtelne‎ ‎i‎ ‎wykończone‎ ‎jak‎ ‎w‎ ‎Kościele‎ ‎katolickim.‎ ‎
Weźmy‎ ‎dla‎ ‎porównania‎ ‎czysto‎ ‎kontemplacyjne zakony.‎ ‎W‎ ‎kościele‎ ‎anglikańskim‎ ‎np.‎ ‎do‎ ‎niedawna nie‎ ‎czyniono‎ ‎najmniejszych‎ ‎starań‎ ‎o‎ ‎obudzenie‎ ‎takiego życia.‎ ‎Obecnie‎ ‎uczyniono‎ ‎dwie‎ ‎próby‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎kierunku, których‎ ‎rezultatem‎ ‎było‎ ‎zdobycie‎ ‎zaledwie‎ ‎trzydziestu zwolenników.‎ ‎W‎ ‎innych‎ ‎chrześcijańskich‎ ‎społeczeństwach‎ ‎sam‎ ‎ideał‎ ‎takiego‎ ‎życia‎ ‎jest‎ ‎pogardliwie‎ ‎traktowany.‎ ‎Tak‎ ‎samo‎ ‎gdy‎ ‎idzie‎ ‎o‎ ‎cześć‎ ‎oddawaną‎ ‎Bogu. W‎ ‎niekatolickich‎ ‎społeczeństwach‎ ‎niema‎ ‎obowiązku wielbienia‎ ‎Boga‎ ‎w‎ ‎pewnych‎ ‎określonych‎ ‎chwilach i‎ ‎w‎ ‎określony‎ ‎sposób,‎ ‎stanowiący‎ ‎prawdziwe‎ ‎uczczenie Boga,‎ ‎zupełnie‎ ‎różne‎ ‎od‎ ‎kazań‎ ‎o‎ ‎Nim. Wszyscy‎ ‎doskonale‎ ‎znamy‎ ‎zwykłą‎ ‎krytykę‎ ‎życia kontemplacyjnego.‎ ‎Mówią‎ ‎nam,‎ ‎że‎ ‎takie‎ ‎życie‎ ‎wewnętrzne‎ ‎jest‎ ‎marnowaniem‎ ‎sił,‎ ‎że‎ ‎człowiek‎ ‎jest‎ ‎pożyteczniejszy,‎ ‎pracując‎ ‎uczciwie‎ ‎w‎ ‎jaki‎ ‎bądź‎ ‎sposób,‎ ‎niż zamykając‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎marząc‎ ‎i‎ ‎t.‎ ‎d.‎ ‎Ponieważ‎ ‎mam‎ ‎zamiar obszerniej‎ ‎mówić‎ ‎o‎ ‎tem‎ ‎później,‎ ‎na razie‎ ‎wypowiem tylko‎ ‎dwie‎ ‎uwagi.

 

1)‎ ‎Życie‎ ‎wewnętrzne‎ ‎jest‎ ‎według‎ ‎Ewangelji‎ ‎bardzo‎ ‎wybitną‎ ‎cechą‎ ‎życia‎ ‎Jezusa.‎ ‎Jeżeli‎ ‎wierzymy,‎ ‎ze jest‎ ‎On‎ ‎wiecznem‎ ‎Słowem‎ ‎Boga,‎ ‎to‎ ‎w‎ ‎pierwszej‎ ‎chwili musi‎ ‎nas‎ ‎zadziwić‎ ‎tak‎ ‎długie‎ ‎milczenie‎ ‎tego‎ ‎Słowa. Jezus‎ ‎żył‎ ‎trzydzieści‎ ‎trzy‎ ‎lata‎ ‎na‎ ‎ziemi,‎ ‎a‎ ‎z‎ ‎tych‎ ‎trzydziestu‎ ‎trzech‎ ‎lat‎ ‎przebył‎ ‎trzydzieści‎ ‎w‎ ‎zupełnem‎ ‎milczeniu,‎ ‎czyli,‎ ‎że‎ ‎zaledwie‎ ‎jeden‎ ‎rok‎ ‎wykonywania‎ ‎publicznego‎ ‎posłannictwa‎ ‎wypada‎ ‎na‎ ‎dziesięć‎ ‎lat‎ ‎życia w‎ ‎odosobnieniu.‎ ‎Dalej,‎ ‎to‎ ‎posłannictwo‎ ‎było‎ ‎ciągle przerywane‎ ‎milczeniem,‎ ‎ciągle‎ ‎czytamy‎ ‎o‎ ‎nocach‎ ‎spędzanych‎ ‎na‎ ‎modlitwie,‎ ‎o‎ ‎usuwamu‎ ‎się‎ ‎od‎ ‎Bumu.
A‎ ‎w‎ ‎przypadku,‎ ‎w‎ ‎którym‎ ‎w‎ ‎Ewangelji‎ ‎są‎ ‎przeciwstawione‎ ‎sobie‎ ‎dwa‎ ‎rodzaje‎ ‎życia,‎ ‎czynnego‎ ‎i‎ ‎kontemplacyjnego‎ ‎w‎ ‎postaciach‎ ‎Marji‎ ‎i‎ ‎Marty,‎ ‎słyszymy o‎ ‎Marji,‎ ‎w‎ ‎milczeniu‎ ‎wielbiącej,‎ że‎ ‎„najlepszą‎ ‎cząstkę obrała”,‎ ‎i‎ ‎że‎ ‎„jednego‎ ‎tylko‎ ‎potrzeba”‎ ‎(Ł.‎ ‎I‎eżeli‎ ‎zatem‎ ‎Chrystus‎ ‎w‎ ‎Swem‎ ‎mistycznem‎ ‎Ciele‎ ‎powtarza‎ ‎Swe‎ ‎ziemskie‎ ‎życie,‎ ‎to‎ ‎ten‎ ‎ważny,‎ ‎a‎ ‎pozornie zanadto‎ ‎przeważający‎ ‎element‎ ‎życia‎ ‎wewnętrznego musi‎ ‎być‎ ‎cechą‎ ‎Kościoła,‎ ‎w‎  którym‎ ‎On‎ ‎żyje.‎ ‎Nawet po‎ ‎Wcieleniu‎ ‎prawdą‎ ‎jest‎ ‎okrzyk‎ ‎Starego‎ ‎Testamentu. „Zaprawdę,‎ ‎Tyś‎ ‎jest‎ ‎Bóg‎ ‎ukryty”.

 

2)‎ ‎Po‎ ‎drugie,‎ ‎życie‎ ‎wewnętrzne‎ ‎jest‎ ‎specjalną cechą‎ ‎Boskiej‎ ‎Obecności‎ ‎na‎ ‎ziemi.‎ ‎Gdyby‎ ‎Kościół‎ ‎był czysto‎ ‎ludzką‎ ‎instytucją,‎ ‎jego‎ ‎pierwszą‎ ‎troską‎ było by zajęcie‎ ‎się‎ ‎ludzkością,‎ ‎i‎ ‎najwyższą‎ ‎cześć‎ ‎zyskaliby‎ ‎ci, którzyby‎ ‎najgorliwiej‎ ‎pracowali‎ ‎dla‎ ‎innych;‎ ‎sąd‎ ‎jego kierowałby‎ ‎się‎ ‎zewnętrzną‎ ‎korzyścią‎ ‎ich‎ ‎pracy,‎ ‎a‎ ‎kontemplacja‎ ‎i‎ ‎milczenie‎ ‎byłyby‎ ‎akceptowane‎ ‎tylko,‎ ‎o ile by dopomagały‎ ‎tej‎ ‎pracy‎ ‎(tak‎ ‎dzieje‎ ‎się‎ ‎we‎ ‎wszystkich innych‎ ‎wyznaniach‎ ‎chrześcijańskich).‎ ‎Lecz‎ ‎jeśli‎ ‎Kościół jest‎ ‎instytucją‎ ‎Boską,‎ ‎jeśli‎ ‎wzrok‎ ‎jego‎ ‎ciągle‎ ‎jest‎ ‎zwrócony‎ ‎do‎ ‎spraw‎ ‎niebieskich,‎ ‎jeżeli‎ ‎tkwi‎ ‎w‎ ‎nim‎ ‎pierwiastek‎ ‎wieczności,‎ ‎i‎ ‎pracuje‎ ‎z‎ ‎okiem‎ ‎utkwionem w‎ ‎Tego, który‎ ‎jest‎ ‎niewidzialny,‎ ‎i‎ ‎razem‎ ‎z‎ ‎aniołami‎ ‎patrzy w‎ ‎oblicze‎ ‎Najświętszego,‎ ‎to‎ ‎milczenie‎ ‎i‎ ‎kontemplacja są‎ ‎konieczną‎ ‎częścią‎ ‎jego‎ ‎istnienia.‎ ‎Oko‎ ‎nie‎ ‎może‎ ‎powiedzieć‎ ‎ręce:‎ ‎„nie‎ ‎potrzebuję‎ ‎ciebie‎”‎,‎ ‎a‎ ‎że‎ ‎Kościół musi‎ ‎mieć‎ ‎ręce‎ ‎spracowane‎ ‎i‎ ‎przekłóte,‎ ‎—‎ ‎ręce‎ ‎te‎ ‎nie mogą‎ ‎pracować‎ ‎skutecznie,‎ ‎jeśli‎ ‎niemi‎ ‎nie‎ ‎kieruje‎ ‎oko.
Muszą‎ ‎być‎ ‎chwile,‎ ‎kiedy‎ ‎jak‎ ‎w‎ ‎Niebie‎ ‎przez‎ ‎krótki przeciąg‎ ‎czasu‎ ‎panuje‎ ‎milczenie;‎ ‎muszą‎ ‎być‎ ‎w‎ ‎tem Ciele‎ ‎komórki‎ ‎uduchowione‎ ‎ogromnie,‎ ‎których‎ ‎obowiązkiem‎ ‎i‎ ‎powołaniem‎ ‎jest‎ ‎patrzenie‎ ‎w‎ ‎Oblicze‎ ‎Boga i ‎pogrążanie‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎tem‎ ‎widzeniu,‎ ‎dla‎ ‎którego‎ ‎dusza ludzka‎ ‎została‎ ‎stworzona.‎ ‎Gdyby‎ ‎każdy‎ ‎zosobna‎ ‎chciał być‎ ‎doskonałym,‎ ‎można by‎ ‎przyznać‎ ‎pewną‎ ‎rację‎ ‎zarzutowi,‎ ‎że‎ ‎kontemplacja‎ ‎„jest‎ ‎traceniem‎ ‎sił‎ ‎i‎ ‎czasu“, lecz‎ ‎jeśli‎ ‎Kościół‎ ‎jest‎ ‎ciałem‎ ‎organicznem,‎ ‎w‎ ‎którem każda‎ ‎komórka‎ ‎żyje‎ ‎dla‎ ‎wszystkich,‎ ‎to‎ ‎jest‎ ‎bardzo rozsądnem‎ ‎wyspecjalizowanie‎ ‎się‎ ‎komórek‎ ‎w‎ ‎pewnych pracach.‎ ‎Gdyby‎ ‎całe‎ ‎ciało‎ ‎było‎ ‎ręką,‎ ‎gdzie‎ ‎byłby wzrok?‎ ‎Otóż‎ ‎to‎ ‎życie‎ ‎wewnętrzne,‎ ‎charakterystyczne dla‎ ‎świętego‎ ‎człowieczeństwa‎ ‎Chrystusa,‎ ‎jest‎ ‎równie charakterystyczne‎ ‎dla‎ ‎Kościoła‎ ‎katolickiego‎ ‎i‎ ‎może być‎ ‎wytłumaczone‎ ‎tylko‎ ‎przypuszczeniem,‎ ‎że‎ ‎ten‎ ‎świat nie‎ ‎jest‎ ‎wszystkiem‎ ‎w‎ ‎jego‎ ‎oczach,‎ ‎że‎ ‎potrzeby‎ ‎ludzkie‎ ‎nie zawsze‎ ‎są‎ ‎najważniejsze,‎ ‎że‎ ‎żyje‎ ‎on‎ ‎siłą‎ ‎widzenia,‎ ‎Którego‎ ‎nikt‎ ‎prócz‎ ‎niego‎ ‎dojrzeć‎ ‎nie‎ ‎może.

 


R.‎ ‎H.‎ ‎BENSON -CHRYSTUS W ŻYCIU KOŚCIOŁA, NAKŁAD‎ ‎KSIĘGARNI‎ ‎SW.‎ ‎WOJCIECHA.1921


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Jedna odpowiedź do „„Chrystus w życiu Kościoła”. – Klucz do zrozumienia katolickiej wiary. Cz.III. Życie wewnętrzne.”

  1. Awatar Zbyszek
    Zbyszek

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

    Polubienie

Skomentuj