Rozmyślania Wielkopostne (19) – Na poniedziałek po III Niedzieli Wielkiego Postu


Ewangelia na Poniedziałek po trzeciej Niedzieli Postu.

(Łuk. 4).

Onego czasu mówił Jezus do faryzeuszów: Pewnie mi rzeczecie tę przypowieść: Lekarzu ulecz samego sie­bie. Jako wiele rzeczy słyszeliśmy uczynionych w Kafarnaum, uczyń i tu w ojczyźnie swojej. I rzekł im Jezus: Zaprawdę wam powiadam, iż żaden prorok nie jest przy­jemny w ojczyźnie swojej. Wprawdzie mówię wam, było wiele wdów za dni Eliaszowych w Izraelu, gdy było zamknione niebo do trzech lat i sześć miesięcy, gdy był wielki głód po wszystkiej ziemi. A do żadnej z nich nie był posłań Eliasz, jedno do Sarepty Sydońskiej do nie­wiasty wdowy. I wiele trędowatych było w Izraelu za Eliasza proroka, a żaden z nich nie był oczyszczon, je­dno Naaman Syryanin. I napełnieni są wszyscy gniewu w bóżnicy słysząc to. I wstali i wyrzucili go z miasta, i wywiedli go aż na wierzch góry, na której miasto ich zbudowane było, aby go zrzucili. A Jezus przeszedłszy przez pośrodek ich, uszedł.

 

ROZMYŚLANIE XIX.

Jak wiadomo, Pan Jezus wychowan był w mia­steczku Nazaret. Jego ziomkowie (ponieważ tajemnica Boskiego Jego wcielenia nie była jeszcze światu obja­wiona), znając Go od dzieciństwa jako syna ubogich rodziców, niewiele na Niego zważali, chociaż sława Jego nauki i cudów już ich skądinąd dochodziła. Pewnego razu czytał im Pan Jezus w ich bóżnicy pro­roctwo o Mesjaszu, a przeczytawszy, wskazał Siebie samego jako tego, którego prorok przepowiedział. Dzi­wili się wprawdzie Jego ziomkowie wdzięcznej Jego wymowie, ale spojrzawszy po sobie rzekli: Cóż-to, On ma być naszym Mesjaszem, zbawcą naszego na­rodu? Przecież Go tu znamy. Na te ich złośliwe i za­zdrosne uwagi, odpowiedział im Pan Jezus dzisiejszą Ewangelią: „Rzeczecie mi przysłowie: Lekarzu ulecz samego siebie, to jest, czyń tu w twojej ojczyźnie te cudowne sprawy, które czynisz gdzieindziej. Zaprawdę wam powiadam, nie jest prorok przyjemny w ojczyźnie swojej”. Dalej przypomina im Pan Jezus proroków Eliasza i Elizeusza, jako pierwszego posłał Pan Bóg do obcego kraju, do niewiasty poganki, aby tam cuda czynił. Elizeusz zaś z rozkazu Boga uleczył z trądu obcego człowieka, poganina, chociaż u swoich miałby wielu trędowatych do uzdrawiania. Wychodziło to na to, jakoby im Pan Jezus mówił: Chociaż jesteście moimi współziomkami, ale dla waszego niedowiastwa i zazdrości, nie tylko że niegodni jesteście, abym u was Boskie sprawy czynił, ale gdybym je czynił, niewiele by wam pomogły.

 

Ta prawda, którą im Pan Jezus w oczy powie­dział, tak ich dotknęła, i do takiej zaciętości gniewu przywiodła, że umyślili zgładzić go ze świata. Zaraz co też pojmali, na stromą górę poza ich miasto wywiedli, aby go na dół zrzucili. Lecz Jezus okazał tu moc swoją Boską, jednym swym spojrzeniem obezwładnił ich złość, i uszedł stamtąd, bo jeszcze me przy­szła jego godzina, aby życie swe położył za nas.

Cała dzisiejsza Ewangelia da się zamknąć w tych kilku słowach: Przyszedł Zbawiciel do swoich, to jest, do Żydów, a swoi go nie przyjęli. Przyszedł do nas, a myśmy Go z wdzięcznością przyjęli. A chociaż Go nie widzimy oczyma cielesnymi ale poznajemy Go wiarą. Nic też na tern nie straciliśmy, że Pana Jezusa nie widzimy tak, jak Go widzieli jemu współcześni kiedy z nimi obcował. I owszem, za to, ze nie widzimy a wierzymy, otrzymaliśmy dobre wynagrodzenie, bo osobne błogosławieństwo, według słów samego Zbawiciela: „Błogosławieni, którzy nie wdzieli, a uwierzyli.”

 

Zbliża się moi bracia czas wielkiego dla nas szczęścia, to jest, zbliża się spowiedź wielkanocna, a z nią przyjęcie Pana Jezusa w Komunii św. Prośmy, a prośmy Tego miłego gościa, aby już raz przyszedł do nas, i przyniósł nam ten pokój z nieba, jakiego świat dać nam nie może. Wdzięcznie i z miłością przyjmiemy Go do serc naszych nie tak, jak mu uczynili Żydzi w dzisiejszej Ewangelii.

 

Przyjdźże już, przyjdź, dobry Jezu, do nas. Oto Cię całą duszą pożądamy, oto za Tobą usychają du­sze nasze z pragnienia, oto tymi rozmyślaniami czy­ścimy Ci mieszkanie w sercach naszych. Oto wołamy z Danielem: ,Niebiosa zlejcie swą rosę, obłoki spuśćcie sprawiedliwego. Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił Wy­słuchaj Panie, ubłagaj się Panie; obacz, a uczyń, nie omieszkiwaj sam dla siebie Panie“ (Dan. 9).

 

Kiedy prosisz, przyjdzie Pan Jezus, przyjdzie. Ale czy już masz w sercu swym gotowe dla Niego mieszkanie? Jeżeli tam tkwi jak i grzech, musisz go koniecznie pierwej wyrugować, bo z takim gościem Pan Jezus w Komunii mieszkać nie może. Wyrugu­jesz zaś przez szczerą spowiedź. Dzisiaj poznamy, jaka ma być spowiedź dobra.
Aby ci pamięci nie obciążać szeregiem punktów, dosyć, że sobie zapamiętasz, że spowiedź powinna być pokorną i całkowitą. W tych dwóch punktach wszystko się mieści.

 

Pokora jest duszą spowiedzi. I w istocie zapytaj sam siebie, po co idziesz do spowiedzi? Idziesz błagać miłosierdzia Boskiego, idziesz wyznawać Bogu swą niewdzięczność, idziesz przed trybunał Pana naj­wyższego, Sędziego surowego, który przenika skrytości twej duszy, i zatracić cię może na wieki. „Któż odważy się powstać przeciwko sądom Bożym? Gdzież jest zuchwalec, który by go wtenczas nawet obwiniał, gdyby podobało się jem u zgubić wszystkie narody stworzone” (Mądr. 12).

 

Nie myśl, że przy spowiedzi masz sprawę tylko z księdzem. Bóg tam jest niewidoczny, który na cię patrzy, ciebie słucha, w twym sercu czyta, którego oszukać nie możesz. Kapłan jest tylko Jego namie­stnikiem. Więc przed trybunał tak wielkiego Pana- Sędziego, miałbyś przystąpić z pychą i lekkomyślno­ścią? Rozważ to dobrze.

 

Przystępuj do słuchalnicy z największą skruchą. Niech ci się zdaje, żeś ty jest owym jawnogrzesznikiem -celnikiem, który nie śmiał podnieść oczu w niebo, ale bijąc się w piersi, błagał miłosierdzia Boskiego.
Mów tak: Wielki Boże, który patrzysz na mnie, wy­znaję, że niegodzien jestem zbliżyć się do Ciebie, nie­godzien jestem upaść przed Tobą na kolana, niego­dzien jestem upaść twarzą na ziemię i w prochu się tarzać, jak robak nikczemny; albowiem robak w niczym ci nie zawinił, a ja po tylu dowodach twej Bo­skiej miłości, targnąłem się na twój nieogarniony ma­jestat. Przystępuję do trybunału świętej spowiedzi za­lany żalem i wstydem! Ufam w nieskończonym miło­sierdziu i dobroci twojej, że mnie, Panie, nie ode­pchniesz od siebie. I tylko ta ufność, która jest łaską Twoją, dodaje mi odwagi, że śmiem Ciebie błagać: Bądź miłościw mej grzesznej duszy. — Mniej więcej w tym duchu upokorzysz się przed majestatem Boskim.

Gdy się już tak uniżysz i upokorzysz przed Bo­giem, bądź pewny, że spowiedź odprawisz dobrze, i według zapewnienia Zbawiciela, „odejdziesz usprawie­dliwionym. do domu swego“ (Łuk.18).

 

Rozpoczynając wyznanie grzechów, czyń to z naj­większą pokorą. Wyznawaj tak, jak się stało, i jak ci sumienie mówi. Oskarżaj siebie samego, nie zwalaj winy na drugich, bo tym pokazałbyś, że nie masz po­kory. Nie używaj wymówek dla zmniejszenia grzechu, bo nie stoisz przed sądem świeckim, gdzie się bronisz, aby cię kara nie dosięgła; ale stoisz przed Bogiem, który na cię patrzał, gdyś grzeszył. Nie wyszukuj słówek i wyrażeń takich, którymi byś chciał pokryć szkaradność grzechu, bo to zakrawałoby na troszkę pychy. Gdybyś to czynił dlatego, aby przed spowie­dnikiem nie uchodzić za wielkiego grzesznika, toś celu nie dopiął, bo na tym każdy się pozna.
Wyobraź so­bie żywo w myśli swej, żeś już niby umarł i stoisz przed sądem Boga, który ci sam wylicza grzechy twe. Wyliczajże i ty tak, jakby to sam Bóg we­dług twego sumienia czynił, a twa spowiedź będzie pokorną.

 

Całkowitość zaś spowiedzi polega na tym, aby wyznać wszystkie grzechy, przynajmniej śmiertelne, ich gatunek z potrzebnymi okolicznościami i liczbę. Koniecznie trzeba wyznać liczbę, a gdyby niepodobnym było, przypomnieć sobie istotną liczbę, to przynajmniej wyznać przez przybliżenie.

Co się dotyczy grzechów powszednich, nie są one konieczną materią spowiedzi; jednakowoż trudno ozna­czyć granicę między grzechem śmiertelnym a powsze­dnim, przeto mężowie święci radzą spowiadać się ich, przynajmniej tych, o których się wątpi, czy są śmier­telne, czy powszednie. W rzeczy tak ważnej, lepiej być pewnym.

Największym atoli całkowitości spowiedzi nie­przyjacielem jest wstyd. — Kogóż się właściwie po­kutnik wstydzi? Gdyby w słuchalnicy siedział anioł, przypuszczam, że wtedy mógłby się grzesznik wsty­dzić, przed tak świętą istotą, różne wyznawać plugastwa. Ale tam siedzi człowiek, krewkościom ludzkim podległy. Nie myśl, że on się przerazi i zdziwi grzechem twoim. On się ani zdziwi, ani przerazi, bo on zna ludzkie grzechy, jakie się trafiać zwykły, albo­wiem mając przy spowiedzi różnych grzeszników, nie dziwne mu są te grzechy.
Nie lękaj się także tego, że jeżeli wyznasz grzech ciężki, spowiednik karcić cię za to będzie. I owszem, tym ci lepiej, bo tym samym i leczyć będzie. Karcenie spowiednika jest pełne mi­łości. Gdybyś chorował na niebezpieczne zapalenie płuc i radził się lekarza takiego, co by twą chorobę lekce sobie ważył i nie przestrzegał cię w niczym, i pozwalałby ci jeść i pić co zapragniesz, i przepisy­wałby ci lekarstwa do picia przyjemne, bez względu na twój stan niebezpieczny, cóżbyś o nim sądził? Na pozór byłby to lekarz dobry, aleby cię zgubił. Otóż tak samo sądź o lekarzu duszy, którym jest spowie­dnik. Niech on karci, przestrzega, radzi, uczy, niech nie folguje ani na włos, ale za to zbawi on cię.

 

Rozważ jeszcze i to, przed kim się wstydzisz na spowiedzi? Prawda, że tylko przed spowiednikiem, który cię nie tylko, że nie wyda, ale przy tylu spo­wiedziach, gdzie tyle różnych różności słyszy, nawet i zapomni. Nie wstydziłeś się grzeszyć przed Bogiem, jakoż masz się wstydzić wyznać ten grzech? Wszak wstydem jest szpecić duszę szkaradnością grzechu; zaś czyścić ją i obmywać z grzechów, co sprawia spo­wiedź, jest honorem — co już i pismo święte stwier­dza: „Nie wstydaj się zatem spowiadać grzechów twoich. Albowiem jest wstyd przywodzący grzech, a jest wstyd przynoszący sławę i łaskę” (Ekkl. 4.).

Widzisz jak tu czart poprzewracał całą sprawę zbawienia. To, co jest prawdziwym wstydem, to jest grzeszyć, to on uczynił honorem. A to, co jest prawdziwym honorem i sławą, i łaską, to jest spowiadać się, to on uczynił wstydem.
Albowiem, jak się wyraża Chryzostom święty, wstyd przy spowiedzi pochodzi od szatana, który go odjął człowiekowi kusząc go do grzechu; a teraz przywraca mu go, gdy chce pokutować.

 

Zresztą każdy o tym wie, że grzech nie przy­nosi honoru, tylko wstyd; ale ten wstyd wobec spo­wiednika, musi być gwałtem pokonany. — Przy po­kucie trzeba coś i pocierpieć. Wszakże już samo to pokonywanie wstydu, jest dobrowolnym umartwie­niem i własnym ukaraniem się. Tym lepiej, jeżeli się sami ukarzemy, bo nas Bóg mniej za to karać będzie.

 

Wielu jest i takich grzeszników, którzy nie wyznawają wszystkich na spowiedzi grzechów przez złość. To gorsze od wstydu. Gdyby kto grzechu tego: że bliźniego na majątku skrzywdził, dlatego nie wyznał przed spowiednikiem, aby mu rzeczy skradzionej, lub oszukaństwem nabytej powrócić nie nakazał; gdyby kto grzechu tego, że szarpał sławę bliźniego, dlatego przed spowiednikiem nie wyznał, aby mu potwarzy rzuconej odwołać i naprawić nie nakazał; gdyby kto grzechu tego: że w gniewie z bliźnim dlatego nie wyznał, aby go spowiednik do pojednania się nie nakło­nił; gdyby kto grzechu tego, że z pewną osobą żyje w związkach wszetecznych dlatego przed spowiednikiem nie wyznał, aby go do rozerwania tych związków nie zmusił, — to taki grzesznik trwa w złości grzechowej. I dziwię się, po co on idzie do spowiedzi?

Przecież nie sposób, aby o tym nie wiedział, że za takie świętokradztwo czeka go sąd i potępienie. I grze­szy on także przeciw Duchowi świętemu przez roz­myślne trwanie w niepokucie. Kto tak czyni, niechże prosi Pana Jezusa, a prosi o tę tylko łaskę, aby go natchnął i pokazał mu w duszy to straszne piekło, które zionie ku niemu ogniem gorejącym, aby go po­żarło. Niech się ucieka pod opiekę Matki Boskiej. Tu jest nadzieja wielka, że go Pan Jezus za przyczyną Matki swej natchnie i otworzy mu oczy, aby widział sąd i potępienie, które go czeka, gdyby rozmyślnie trwał w grzechu.

Jeżeli z takim usposobieniem duszy, jako wyżej czytałeś, uczynisz spowiedź, przyjdzie do ciebie Pan Jezus. Przyjdzie i przyniesie ci podarunek z nieba. Przyniesie ci łaskę, wesele i pokój duszy. A gdy zakosztujesz z tych niebieskich skarbów, poznasz ich wartość, i za nic w życiu nie zamienisz ich.

 


Ks. Feliks Gondek – Rozmyślania nad ewangeliami każdego dnia Wielkiego Postu. Dla zbudowania i uświęcenia ludu chrześcijańskiego. Kraków. 1888


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Create a website or blog at WordPress.com

%d blogerów lubi to: