Kazanie wygłoszone 15 października 1916
Gdyby tak zapytać tych wszystkich, którzy czytali żywot św. Teresy, w czym upatrują największą jej zasługę i —że tak powiem źródło jej świętości, to byśmy otrzymali zapewne najrozmaitsze odpowiedzi. Jedni twierdziliby że stała się świętą przez to, iż założyła tak liczne klasztory z nadzwyczaj ścisłą obserwancją i to bez żadnych prawie środków ludzkich. Inni powiedzieliby może, że stała się świętą przez napisanie tylu i tak niezmiernie pożytecznych książek, którymi pociągała i pociąga niezliczone dusze do życia modlitwy, do zupełnego i najdoskonalszego oddania się Bogu. Inni w innych zasługach świętej widzieliby źródło jej świętości… Którzy zatem z tych wszystkich mają słuszność i przez co właściwie wielka założycielka podwójnego zakonu Karmelitańskiego, stalą się świętą, przez co tak bardzo przypodobała się Bogu, iż ją Pan Bóg postawił w Kościele Św., na świeczniku, aby inni brali z niej przykład i na jej podobieństwo dążyli do świętości?…
Św. Teresa stała się Bogu miłą i świętą nie przez to, że założyła aż dwa zakony i to zakony należące do najgorliwszych w Kościele;—również nie przez pisma swoje tak cenne, ani przez wszystką inną swoją działalność dla zbawienia i uświęcenia dusz; do jednego bowiem i drugiego mógł P. Bóg użyć innego narzędzia i to narzędzia niekoniecznie świętego; są przecież założyciele zakonów i wielcy pisarze ,którzy wcale świętymi nie są i nigdy nie będą..
Przez co święta Teresa stalą się świętą? Przez najdoskonalsze zastosowanie się do woli Bożej, przez gorące umiłowanie tejże woli Bożej, przez zlanie niejako w jedno z wolą Bożą!..
A więc wola Boża i pogrążenie się w niej, to jest przyczyna i źródło świętości tak drogiej nam wszystkim Matki naszej Teresy, — to samo zresztą stanowi źródło i przyczynę świętości, u wszystkich bez wyjątku Świętych Pańskich. Tak jest i tak być musi. Mylą się zatem wszyscy, którzy w czym innym upatrują świętość .Są tacy, którzy sądzą, że aby dojść do świętości, trzeba koniecznie dokonywać rzeczy nadzwyczajnych —jak nawrócenie całych narodów pogańskich, założenie zakonu lub podobnych instytucji, napisanie wielu nadzwyczajnych książek…
Otóż to wszystko nie stanowi żadną miarą istoty świętości; Święci dokonywali tych wszystkich rzeczy ,ale i bez tego mogli się stać Świętymi i rzeczywiście wielu czcimy na ołtarzach, którzy nigdy nic wielkiego — po ludzku mówiąc — nie dokonali, przez całe życie byli nieznani, nieraz wprost wzgardzeni i prześladowani…
Inni są tego przekonania, że do osiągnięcia wielkiej świętości konieczne są nadzwyczajne umartwienia. Prawda, nie ma świętego, który by w życiu swoim wiele nie cierpiał; po największej części Święci skutkiem trawiącej ich miłości Bożej szukali sami cierpienia przez zadawanie sobie dobrowolnych umartwień nieraz wprost przerażających dla naszych nazbyt delikatnych natur. Ale te umartwienia nie stanowią wcale istoty świętości; wszak wiemy, że niektórzy poganie zadawali sobie i zadają dziś jeszcze nadzwyczaj wielkie cierpienia , a jednak świętymi nie są i nie będą, bo nawet nie są chrześcijanami.
Jeszcze inni wyobrażają sobie, że świętość, to nie jest nic innego, jak długie przesiadywanie na modlitwie, — bo czytali w żywotach Świętych, że Święci często wiele godzin bez przerwy poświęcali modlitwie…
Otóż i ci i tamci się mylą. Bez dobrowolnych umartwień trudno, a właściwie nie podobna być świętym; tak samo nie możliwa jest świętość bez modlitwy częstej, gorliwej i doskonałej —ale ani umartwienie samo, ani nawet modlitwa nie stanowią rdzenia istoty prawdziwej świętości, lecz jedynie (jak już zaznaczyliśmy), umiłowanie woli Bożej i najdoskonalsze zjednoczenie się z nią. Miara umartwień, ani miara modlitwy nawet nie jest dokładną miarą świętości duszy; ale miara zjednoczenia duszy z wolą Bożą jest najdokładniejszym termometrem miłości Bożej w duszy a tym samem i prawdziwej świętości. Gdybyśmy zjednoczenie z wolą Bożą mogli podzielić na stopnie, to dusza posiadająca sto stopni zjednoczenia z wolą Bożą miałaby tym samym sto stopni świętości, dusza będąca na tysiącznym stopniu świętości — a dusza, która by się zjednoczyła i zlała nie jako w jedno z Najśw. wolą Bożą, osiągnęłaby tym samem najwyższy szczebel świętości, jaki stworzeniu w ogóle jest możliwy. A więc wola Boża i zjednoczenie się z Nią, to jest sam rdzeń tej świętości, jaką podziwiamy u św. Matki Teresy. Wystarczy otworzyć na chybił trafił życiorys, jaki sama z posłuszeństwa nakreśliła, aby się o tym dowodnie przekonać.
Przede wszystkim uderza, jak niezwykle wielką wagę przywiązywała do posłuszeństwa dla przełożonych i spowiedników swoich. W dokonywaniu największego ze wszystkich dzieł swoich, w reformie Zakonu Karmelitańskiego, była najzupełniej zależną od władzy kościelnej i za nic w świecie nie byłaby się odważyła postąpić przeciwko wskazówkom, jakie jej Ojciec św. przez swoich posłanników dawał. Tak samo trudności, które jej świat i piekło na każdym kroku stawiali, nie były w możności ani na chwilę zachwiać jej odwagi; skoro bowiem jasno widziała przed sobą wolę Bożą, że ma wlać nowe życie w zakon Karmelitański , była gotowa stawić czoło całemu światu, a nawet i całemu piekłu, gdyby te wrogie potęgi chciały jej przeszkodzić w dokładnym spełnieniu tejże woli Bożej.
Że w ogóle św. Teresa zabrała się do reformowania klasztorów, swego Zakonu, dowodzi już bardzo wyraźnie jak świętość upatrywała wyłącznie w spełnieniu dokładnym woli Bożej. Prace bowiem przy tej reformie i zakładanie coraz to nowych domów zakonnych, zmuszały ją do nieustannego prawie podróżowania, a serce jej pociągało ją raczej do życia cichego w obrębie murów klasztornych; pociąg bowiem najsilniejszy, jaki się u niej daje zauważyć, jest pociąg do wewnętrznej modlitwy, a takiej modlitwie bynajmniej nie sprzyja podróżowanie. Podejmując jednak, że te tak liczne prace zewnętrzne była przekonana, że one jej nie przeszkodzą do postępu w modlitwie wewnętrznej, gdyż podejmowała je wyłącznie dla wypełnienia najwyraźniejszej woli Bożej.
Posłuszeństwo św. Teresy wobec spowiedników było wprost zadziwiające, co się również tłumaczy jedynie tym, że widziała w tych zastępcach Pana Jezusa uosobioną wolę Bożą. Pan Jezus dawał jej na modlitwie nadzwyczajne oświecenia, nieraz wprost i najwyraźniej jej objawiał swoją wolę, lecz Teresa każde z objawień swoich poddawała sądowi spowiednika — i jeśli spowiednik nieraz kazał jej za nic sobie mieć otrzymane oświecenia czy objawienia, stosowała się do tego bezwarunkowo, choć przychodziło jej to niezmiernie ciężko, zwłaszcza gdy trudno jej było wątpić o prawdziwości otrzymanego objawienia. Ale myśl, że przede wszystkim musi spełnić dokładnie wolę Bożą, a wyrazem woli Bożej był dla niej na pierwszym miejscu spowiednik, myśl ta dodawała jej sił, że nigdy ani na włos nie odstąpiła od wskazówek spowiednika.
We wskazówkach, jakie św. Teresa pozostawiła duchownym córkom swoim, nic może tak często i z takim naciskiem się nie powtarza, jak upomnienie do bezwzględnego trzymania się posłuszeństwa. Wprawdzie z wielką usilnością zachęca też córki swoje do gorliwej modlitwy, ale co chwila dodaje, że sama doskonałość i świętość nie zasadza się na modlitwie albo choćby na najwyższych oświeceniach, objawieniach i zachwytach, lecz jedynie na doskonałym wypełnieniu woli Bożej, której wyrazem jest wola przełożonych, stąd modlitwę wszelką uważa za zupełnie nie użyteczną lub wprost za złudzenie, jeśli ona nie pobudza duszy do coraz dokładniejszego posłuszeństwa.
I tak wiele i bardzo wiele dowodów można by przytoczyć, jak św. Teresa i sama dla siebie dbała nade wszystko o wypełnienie we wszystkim Najśw. woli Bożej, jak wszystkich innych do tego przede wszystkim przywieść usiłowała, aby wszystkimi siłami starali się na każdym kroku wypełnić poznaną wolę Bożą, a to dlatego, że w dokładnym spełnieniu tejże woli Bożej widziała istotę prawdziwej miłości ku Bogu i, co na jedno wychodzi, prawdziwej świętości.
Ta prawda, że najwyższa nawet świętość nie na czym innym polega, tylko na dokładnym spełnieniu woli Bożej, jest niezmiernie pocieszająca dla nas wszystkich, choć byśmy się czuli wobec Pana Boga jak najnędzniejsi i niezdolni do niczego dobrego w służbie Bożej. Któż bowiem nie może wypełniać woli Bożej?… Każdy bez wyjątku człowiek, a zatem każdy człowiek może z pomocą Boską dojść do wysokiej świętości, skoro świętość właśnie na tym spełnieniu woli Bożej się zasadza.
Ale żeby się stać naprawdę świętym, trzeba się poddać woli Bożej we wszystkim bez wyjątku, a zatem:
- Trzeba się poddać woli Bożej w niedostatku materialnym. Dziś w ciężkich czasach powojennych, nie ma prawie człowieka, który by pod tym względem nie miał czegoś do zniesienia. Znajdą się może ludzie, którzy i teraz jeszcze żyją wystawnie i nie czują zupełnie niedostatku, ale czy tych należy uważać za najszczęśliwszych? Czy w ogóle ludziom bogatym mamy czego zazdrościć? Pan Jezus sam raczył dać odpowiedź na to pytanie, gdy mówił: Błogosławieni ubodzy duchem. Nie ubodzy zatem powinni się smucić, że ich Pan Bóg nie obdarzył dobrami doczesnymi, lecz raczej bogacze lękać się mają. że skutkiem dostatków swoich nie są tak blisko serca Bożego, jak ubodzy —tacy naturalnie ubodzy, którzy po Bożemu ubóstwo swoje znosić umieją… Poddać się zatem trzeba woli Bożej w ubóstwie i nie tylko poddać się, ale i dziękować codziennie Panu Jezusowi, że nas uczynił w tym względzie podobnymi do siebie, gdyż i on mogąc być najbogatszym na świecie obrał dla siebie skrajne ubóstwo. Nieraz wprawdzie bardzo trudno przychodzi znieść takie doświadczenie Boże, zwłaszcza gdy ubóstwo przemienia się w nędzę ,gdy nie ma już czego do ust włożyć, a najbardziej gdy matka nie ma czym nakarmić dzieci swoich, ale z modlitwą wszystko możliwe jest człowiekowi; matka chrześcijańska, choćby nawet sama z głodu ginęła i patrzyła na dzieci z głodu umierające ,nie będzie narzekała na Opatrzność Bożą. lecz w pokorze a nawet z miłością podda się woli Bożej, wiedząc, że w wieczności nagroda ją nie minie..
-
Poddać się trzeba woli Bożej w chorobie. To poddanie się bywa jeszcze trudniejsze, aniżeli pierwsze, zwłaszcza, gdy choroba jest długa a może nawet nieuleczalna. Ale dusza wiarą oświecona nie zawaha się ani na chwilę, lecz przyjmie z ręki Bożej wszystko bez wyjątku ,tak dobre jak i złe, a nawet goręcej dziękować będzie za to, co boli, niż za wszelkiego rodzaju pociechy ziemskie.
Są tacy, którzy nie chcą się poddać bezwarunkowo woli Bożej w chorobie, gdyż powiadają, że pragnęliby lepiej służyć Bogu, więcej się modlić, częściej chodzić do kościoła, częściej przyjmować Komunię Św., lecz jakże takie dusze się łudzą! Czy bowiem świętość zasadza się na chodzeniu do kościoła, na modlitwie, na częstej Komunii Św.? Te wszystkie ćwiczenia są wielce doskonałe, lecz samej świętości nie stanowią — istotą świętości ,jak już stwierdziliśmy, jest nie co innego, jak tylko najdoskonalsze poddanie się woli Bożej. Kto zatem w chorobie godzi się doskonale z miłością ku Panu Bogu na wszystkie cierpienia, godzi się nawet na tę przymusową bezczynność swoją, ten większe postępy uczynić może w zjednoczeniu z Panem Bogiem w jednej godzinie, niż inna dusza, nie podlegając cierpieniu, w ciągu długich tygodni i miesięcy. Prawda, że wielkie łaski zwykł Pan Jezus dawać w chwili Komunii Św., ale jeśli dusza bez własnej winy musi się obywać bez Komunii Św., to za jeden akt doskonałego poddania się woli Bożej, może dostąpić więcej łask, niżby dostąpiła przez wiele Komunii Św., gdyby nie cierpiała.
C.d.n.
O. Pyżalski, Redemptorysta.
Głos Karmelu. 1931 R.5 nr 10.
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…
Skomentuj