I.
Poświęciwszy wszystkie poprzednie medytacje rozważaniu o miłości Bożej, postanowiliśmy w tych ostatnich głębszą zwrócić uwagę na miłość własną, abyśmy mogli znienawidzić ją, przy bliższym jej poznaniu, i powziąć stałe a mocne postanowienie wytępienia jej i zniszczenia do gruntu.
Każda istota rozumna i zdolna być szczęśliwą, z naturalnego rzeczy porządku, musi kochać siebie. Jeżeli znajduje w sobie samej, pełnię doskonałości i wszelkiego możliwego szczęścia,—wtedy to jej upodobanie w sobie nieodzowną jest koniecznością. Nie może pragnąć żadnego dobra, ponieważ na niczym jej nie zbywa, nic jej szczęścia przymnożyć nie może, bo sam a w sobie znajduje źródło wszelkiego dobra. Taką to Istotą jest Bóg tylko; i Jemu jedynie przysłużą prawo do ukochania siebie tego rodzaju miłością.
Wszystkie zaś inne stworzenia powstałe z nicości, które wszelkie swoje dobro i w szelką możliwą doskonałość Bogu mają do zawdzięczenia, i nie są w stanie same sobie wystarczyć i same przez się być szczęśliwe: nie mają naturalnie najmniejszego prawa, znajdować w sobie upodobanie i kochać się bezwzględną miłością; przeciwnie, całe uczucie swoje zwracać powinny ku Temu, od którego wszystko otrzymały i od którego, jako od najwyższego Dobra, spodziewają się w wieczności pełnię szczęścia otrzymać.
„Ktobykolwiek nie kochał Boga, mówi święty Augustyn — ten i siebie kochać nie umie!” Taką to miłością nie tylko wolno nam, ale i powinniśmy nawet ukochać siebie; to jest abyśmy przede wszystkim całą gorącością naszej duszy ukochali Boga, nieskończenie godnego najwyższej miłości; a w Nim, i przez Niego dopiero siebie; bo On jest początkiem i końcem wszelkich cnót, zalet, słowem —wszelkiego dobra, jakie moglibyśmy odkryć w sobie; i w Nim jest źródło najwyższego szczęścia, jakiego spodziewać się możemy tak w tym jak i w przyszłym życiu. Taka to więc jedynie miłość samych siebie, jest nam dozwolona; nie ma w niej nic w spólnego ze zwyczajną miłością własną: ponieważ Bóg jest jej podstawą i jej ostatecznym celem.
Miłość własna natomiast polega na tem, gdy stworzenie, wpatruje się w siebie i myśli o sobie z upodobaniem , przywłaszczając sobie dobra tak wewnętrzne, jak i zewnętrzne, które ma, lub też zdaje mu się, że posiada; szczyci się niemi jakby swoją własnością; podziwia i wielbi swą doskonałość; bez względu i pamięci na Boga, wynosi się niemal nad Niego samego. Podobna miłość jest wprost błędną i w całym słowa tego znaczeniu występną; ona to jest powodem i przyczyną wszystkich upadków , grzechów i zbrodni całego świata!
Miłość własna sprzeciwia się w najwyższym stopniu miłości Bożej; jest jej nieprzejednaną i najzaciętszą nieprzyjaciółką. Jawnie i otwarcie przeciwko Bogu występuje i narusza Jego prawa w najpierwszym i najważniejszym punkcie.
Bóg żąda i wymaga koniecznie, aby Go stworzenie kochało nie ze względu na osobiste korzyści, ale dla Jego niezrównanych, Boskich zalet. Gdy zaś przeciwnie, zamiast zwracać ku Bogu całą potęgę swego uczucia, siebie kocha, i w sobie samem upodobanie znajduje: wtedy naturalnie ściąga na siebie słuszny gniew Boży, ponieważ przywłaszcza sobie, w części przynajmniej miłość, która wyłącznie i jedynie Bogu się tylko należy.
A gdy w tym występnym względem siebie uczuciu, posunie się aż do otwartego buntu i nieposłuszeństwa, to rzecz oczywista, że przez tę zbrodnię zasługuje już nie tylko na gniew Boży, ale na zupełne odrzucenie: ponieważ tym sposobem gwałci i obala, nienaruszone najświętsze prawa Boże, kochając siebie i stawiając się wyżej nad Boga samego.
Święty Augustyn tego rodzaju występne uczucie tymi określa słowy:
„Zbrodnicza miłość własna posuwa się niekiedy do pogardy Boga; podczas gdy miłość Boża, powinna nas do pogardy nas samych pobudzić”.
Miłość własna jest zatem wyraźnym pogwałceniem, najważniejszego i świętego przykazania miłości Bożej. Jeżeli je przełamuje w rzeczach małej wagi, bez zastanowienia i bez wyraźnej intencji naruszenia praw Bożych, jako też nie rozważywszy w całej pełni złośliwości czynu: wtedy jest to tylko grzech powszedni, czyli największe zło i nieszczęście, jakie po grzechu śmiertelnym, człowieka spotkać może. Jeżeli zaś odważa się przełamywać prawo Boże w rzeczy ważniejszej, z pełnym namysłem i rozwagą, wówczas popełnia grzech śmiertelny.
A ponieważ Bóg z porządku rzeczy nienawidzi i brzydzi się wszelkim grzechem, stąd wynika, że nie może żadną miarą na grzechy nie zważać i przebaczać grzesznikowi, jeżeli on sam nie żałuje i pokuty za nie nie czyni.
Jak grzechem, tak też i miłością własną która jest jego źródłem, zarówno Bóg się brzydzi; i pokąd najlżejsze tejże oznaki, piętnują duszę, zresztą pod każdym względem szlachetną, świętą i prawą: nie dopuści jej do nieba, aż się najzupełniej i do szczętu z tej miłości własnej oczyści, podczas życia na ziemi, lub też w ogniu czyścowym.
Pozostałe części Rozmyślań o miłości Bożej: TUTAJ
Ks. Jean Nicolas Grou T. J. – Rozmyślania o miłości Bożej. Warszawa 1910.
Skomentuj