Dlaczego Komunia św. małe w nas wytwarza skutki?
Kiedy pewnego razu przyszły wódz Izraela, Mojżesz, pasł owce u stóp góry Horeb, ujrzał nagle zdumiewające zjawisko: oto krzak, rosnący na wierzchołku góry, cały ogarniony był ogniem, płomienne języki z sykiem go pożerały, wszelako nie gorzał. Zaiste, dziwne to zjawisko, — ale ja znam dziwniejsze: to, że » Bóg, Ogień pożerający« (Deut.IV. 24.), w Komunii św. cały nas ogarnia, przenika, pochłania, a jednak ogniem miłości nas nie zajmuje, niemal żadnych w nas nie wytwarza skutków! Jedna Komunia św., mówi seraficzna Teresa św., do udoskonalenia naszego wystarcza. Czemuż więc po tylu ponawianych Komuniach, tak mało w nas cnoty Chrystusowej, czemu nie iści się w nas słowo Jezusowe: »Kto mnie pożywa, żyć będzie dla mnie« (Jan VI. 53.)? Cóż jest tej bezskuteczności przyczyną?
O zaiste, nie można o to winić tego Boskiego Pokarmu, zawsze zarówno dzielnego, skutecznego, ale my sami niestety stawiamy zapory działaniu eucharystycznego Jezusa. Mojżesz, ujrzawszy cudowne zjawisko, rzekł: »Pójdę a oglądam widzenie to wielkie, czemu nie zgore ten kierz « (Wyjście II. 3.). My również wejdźmy w siebie i zbadajmy przyczyny bezskuteczności, lub małych skutków tego Boskiego Pokarmu. Przyczynami tego zgubnego zjawiska są wady i niedoskonałości, jakich się w komuniach na szych dopuszczamy. Przytoczę z nich ważniejsze i pospolitsze.
Jest to najpierw słaba wiara, z jaką do Stołu Pańskiego się zbliżamy;
nie dostaje nam tej wiary żywej, świetlanej, silnej, która na wskroś duszę przenika wielkością Boskiej tajemnicy, świętością aktu, jaki spełnić zamierza. Wierzymy wprawdzie, ale wiarą przymgloną, omdlewającą, prawie umarłą; wiarą, która mało, albo wcale na nas nie oddziaływa, która pozostawia duszę w obojętności i w złowieszczej nieczułości. O! jakże odmienne było usposobienie pierwszych chrześcijan, zbliżających się do tej Boskiej Uczty! Przez częste rozpamiętywa nie tajemnic wiary św. wzrok ich duchowy wydoskonalał się, wyorlał, że tak powiem, tak, iż przenikali nim przysłony tajemnic, wpatrywali się w nadziemskie tajemnic naszych blaski i piękności, przede wszystkiem w piękności Najpiękniejszego z synów ludzkich, w eucharystycznego Jezusa. To też Komunia św. zdumiewające sprawiała w nich skutki; wytwarzała w nich granit heroicznego męstwa, odwagę lwa, rzucającego się w wir walki; stąd szli oni na najwyszukańsze tortury, jak na ucztę rozkoszną.
Czasy i uczucia zmieniły się, to też i owoce Komunii św. dziś nie są te same. W miarę zaniku wiary, osłabł w nas zapał święty, przystygła pobożność, łaska Jezusowa podatnego w sercach nie znajduje dla siebie gruntu; Bóg eucharystyczny, choć zawsze ten sam, tych samych, co ongi, nie wytwarza skutków
Ożywmy więc wiarę naszą, niechaj ona świeci w nas, jak ta lampka płonąca przed tabernakulum, a wznowi Pan w nas te, co pierwej skutki; i nam powie Jezus najhojniejszy to, co Elżbieta św. powiedziała Maryi: » Błogosławionaś, iżeś uwierzyła! miara twej wiary będzie miarą skutków, jakie Ja w duszy twej sprawię«.
Drugą przeszkodą to mnóstwo grzechów powszednich, dobrowolnie, z rozmysłem popełnianych.
Mówię rozmyślnych; niedobrowolne, wynik rodzimej naszej nędzy, nie winią nas przed Panem. Atoli grzechy, mimo światła i głosu sumienia popełniane, stawiają tamę działalności Boskiego Pokarmu. One to niszczą duchowy organizm, są to jakby rany w sercu, jakby obłoki zaciągające się pomiędzy nami a Bogiem,— obłoki odbijające dobroczynne promienie Słońca Jezusa i tak niszczą w nas silę laski sakramentalnej, czystym duszom w pełni udzielanej.
O duszo tak często niewierna Jezusowi, tak uporczywa na Jego wołanie, przyćmiona tylu chmurami wad twoich, jakże ty możesz rościć sobie prawo do łask delikatnym dla Jezusa duszom zachowanych! To też mimo że częste Komunie św., przy nagromadzonych twych niewiernościach, pozostaniesz nadal w twej oziębłości i niedoskonałości!
»Domowi Twemu Panie — mówi Psalmista — przystoi świątobliwość*( I Ps. 92. 5.). O zaiste, potrzeba nam niewinności anielskiej, czystości Niepokalanej, by jak Ona stać się żywym Boga Jezusa przybytkiem. Na kuli ziemskiej wiele liczono sławnych, rozgłośnych świątyń: Grecya chlubiła się swą delficką świątynią; Palestyna — świątynią Salomona; Włochy po dziś dzień — swą okazałą bazyliką watykańską; atoli wspanialszą nad wszystkie świątynie jest pierś chrześcijanina, który do łona swego przyjął Jezusa! Ciało ludzkie było zawsze uważane za mieszkanie żywego posągu Boga, jakim jest dusza nasza. Ale chwała ciała naszego, niezmiernej nabiera wartości i wielkości, odkąd stała się rzeczywistą świątynią Jezusa; o zaiste! większym ona promienieje blaskiem niż monstrancya, w której chwilowo Jezus spoczął!
I cóż stąd wynika?
To, że jeżeli pierwszą ozdobą świątyń ma być schludność, czystość, tedy my, żywe świątynie majestatu Bożego, nigdy nie będziemy dość czystymi przed Jego obliczem! Potrzebę tej czystości, tej wolności od drobnych przewinień, sam Zbawiciel ujawnił. Chociaż w Wieczerniku o wszystkich Apostołach, krom Judasza, powiedział: »W y czystymi jesteście,« przecież przed udzieleniem im komunii św. Sam obmył im nogi, co wedle Doktorów Kościoła, przeobrażało oczyszczenie ich od najlżejszych grzechów. Na te atoli wyżyny nigdy się nie wzbijemy, jeśli nie zechcemy stać na straży naszego serca, jeśli uchylać się będziemy od walki, od mężnego zwalczania nieprawych skłonności naszych.
Toteż brak czuwania i zaparcia stanowi trzecią przeszkodę skuteczności komunii św.
Pan Jezus żąda, byśmy zawsze byli gotowymi: »Wy gotowi bądźcie.« To słowo Jezusowe dwojakie ma znaczenie: żąda najpierw, byśmy byli zawsze przygotowani do niebiańskiej z Bogiem komunii, iżby w chwili zgonu Bóg mógł nas przyjąć na łono światłości. Dalej słowo to żąda od nas w obecnem życiu gotowości na przyjęcie Boga eucharystycznego. Jedna i druga komunia wymaga od nas anielstwa, o ile to możebne: Chleba bowiem anielskiego pożywa człowiek, śpiewa Psalmista. Wszelako na ziemskiej arenie bez pracy, bez walki nie staniemy się nigdy aniołami. Anielstwo nasze na ziemi wykwita z każdodziennego męczeństwa. Trzeba, by się w nas iściło chlubne o Niepokalanej proroctwo: » Położę nieprzyjaźń między tobą a niewiastą.« Trzeba, by między grzechem a nami trwała ta rdzenna nieprzyjaźń, jaka zachodziła między Maryą a owocem szatana, grzechem. Trzeba, by żal szczery, żal miłości, niby ręce Jezusowe, co obmyły nogi Uczniom, obmył duszę z wszelkiej plamy, co bez walki wewnętrznej, bez zaparcia iścić się nie może. Zwycięzcy, mówi Zbawiciel, dam Mannę skrytą (Obj. II. 17).
Zwycięzcy nad sobą, nad nieprawemi skłonnościami; zwycięzcy nad pychą, gniewem, gwałtownością itd. zwycięzca tylko tej Boskiej Manny dzielności i słodycze w sobie odczuwa.
O szczęśliwa konieczności tej niepokalaności! Bo kiedy jesteśmy w możności komunikowania, jesteśmy należycie usposobieni do świętego zgonu! Pierwsi chrześcijanie codziennie przystępowali do Stołu Pańskiego, by się przez to uzdolnić i do życia zbożnego i do śmierci sprawiedliwego. Ale właśnie to przygotowanie, wymagające niepokalaności serca, czuwania i walki, wielu przeraża, i trzyma zdała od Jezusa.
W siedemnastym wieku, zmrożonym jansenizmem, wielu uchylało się od częstszej komunii św. z obawy przed złą komunią; w obecnej dobie hołdownicy miękkości i zmysłowości powstrzymują się od częstej komunii św. z obawy przed należytem przygotowaniem przez czujność i zaparcie. Tak zaiste, zwycięztwo jest przygrywką i nieodbitym warunkiem dobrej komunii św. W tem tkwi chwała tego Boskiego Pokarmu, że jak do niebiańskiej, tak i do eucharystycznej komunii, tylko niepokalanym, zwycięzcom, zbliżać się wolno. Przy tej Boskiej Uczcie tylu jest biesiadników, ilu zwycięzców. Chleba anielskiego pożywał człowiek, człowiek pokutą, zaparciem uanielony — anioł — męczennik w jednej osobie. Będą jako aniołowie Boży, nie tylko wybrani w niebie, ale i pożywający Boską Mannę. Zwycięzcy dam Mannę skrytą!
Zwycięzcy Manna! Jeżeli komunia św. duchowych wymaga tryumfów, tedy ona do tych zwycięztw cudownych sił udziela. O jaki to przedziwny kordyał — komunia św.! Tkwi w niej moc Boska przekształcająca nas w aniołów w męczenników, w Jezusa!
Jedna komunia św. mogłaby wystarczyć do przetworzenia nas w bohaterów, w świętych; atoli słodki nasz Zbawiciel nie chciał, byśmy raz jeden tylko z Nim się jednoczyli, — za co nieskończone należą mu się dzięki. — Jak jeden jest Chrzest, Bierzmowanie, Kapłaństwo, tak jedna byłaby komunia św. Lecz nie! my możemy przystępować do Stołu Pańskiego bez żadnych ograniczeń, wedle pragnień i potrzeb naszych. Im słabszymi się czujemy, im więcej nęka i policzkuje nas pokusa, im więcej prób i doświadczeń piętrzy się na drodze życia — tem więcej mamy tytułów i zachęt do częstej komunii św.
O dobry Jezu, Ty się z nami obchodzisz prawdziwie po Bożemu! — Ty wiesz, że wszystkie stworzenia zbyt nędzną są niańką i karmicielką, iżby nam mogły dać mleko prawdziwej szczęśliwości. To też, jak gdyby wszelka inna nagroda zwycięzkich naszych bojów dla Ciebie i dla nas nie wystarczała, Ty Sam w czasie i w wieczności dajesz się nam w nagrodę. »Ja będę nagrodą twoją zbyt wielką,« Ja w osłonach eucharystycznych zarówno jak bez przysłon, a tak Ty Sam stajesz się przedświtem i zaczątkiem niebiańskiej z Tobą komunii. Przez Eucharystyę Twoją rodzisz w nas zapał do chwalebnych duchowych bojów. W komunii św. jesteś Ty Sam, coś świat zwyciężył; słusznie zatem upomina nas Twój Apostoł, byśmy z oczyma utkwionemi w Ciebie (Żyd. XII. 2.) biegli ochoczo do boju, już choćby dlatego, by mócczęściej z Tobą się jednoczyć; Zwycięzcy dam Mannę skrytą; byśmy rozpłomienieni Twą miłością, uchylać się mogli od tej czwartej niedoskonałości tamującej Boskiego Pokarmu skuteczność, jaką jest oziębłość.
Bóg, którego pożywamy, jest »Ogniem pożerającym,« udzielającym się sercu naszemu na to, by je rozżarzyć rozkoszną swą miłością: ^Przyszedłem puścić ogień na ziemię (serca), a czegóż chcę, jedno aby był zapalon?« (Łuk. XII. 49.).
Atoli, kiedy ten Boski żnicz napotyka w duszy naszej wilgoć, lody oziębłości, cóż dziwnego, że płomień miłości w niej nie roznieca, że nikłe w duszy skutki sprawuje! O jakże Jezus eucharystyczny ma być szczodrym dla duszy, która, jak Sam oświadcza, jest przedmiotem wstrętu i mdłości dla Jego Serca! lo też dusza oziębła, pozbawiona ofiarnej dla Jezusa miłości, zbyt jest leniwą, by się do komunii św. należycie usposobiła i to jest główną przeszkodą skuteczności komunii św. Czy dusza oziębła może żywić w sobie gorące tego Boskiego Pokarmu pragnienie, które niezbędnym jest warunkiem do osiągnięcia bogatych a rozkosznych Jego skutków?
Obyśmy zrozumieli niezmierną doniosłość tego świętego pragnienia. Jak głód materyalnych pokarmów jest warunkiem należytego z nich korzystania, tak gorąca żądza Eucharystyi jest najlepszem uzdolnieniem do otrzymania przeobfitych Jej skutków.
Cóż powinno w nas ten głód święty zrodzić?
Wielka potrzeba tego Boskiego Chleba. Cóż to jest pragnienie? Jest to poruszenie duszy, która świadoma konieczności i korzyści dobra, którego jest pozbawiona, dąży do posiadania go. Nie jest możliwem, by dusza z jednej strony żądna swego uświęcenia a z drugiej świadoma dzielności Eucharystyi, nie odczuwała świętego głodu komunikowania. A czyż jest w nas ten święty głód? Czy posługujemy się stosownym środkiem, by go w sobie obudzić? Czy w przededniu rozmyślamy, lub czytamy coś stosownego do lepszego przygotowania się do tej Boskiej Uczty? Czy po przebudzeniu przywodzimy sobie na pamięć ten bezmiar szczęścia, jaki niebawem nas spotka? Czy serdeczną miłością, skruchą obżałowujemy najdrobniejsze nasze przewinienia? Czy się skupiamy i pogrążamy w tej myśli, że Boga przyjąć mamy do domku serca? Czy naznaczamy sobie szczególną jakąś intencyę, osobliwszą laskę, którą przez komunię św. otrzymać pragniemy?
Te i tym podobne praktyki, dziwnie miłe Jezusowi, usposabiają nas do otrzymania bogatych owoców z tego Boskiego Pokarmu. Ale niestety, iluż to ludzi przystępuje do tej Boskiej Uczty bez żadnego prawie przygotowania, bez przejęcia się ważnością tego aktu, jak gdyby komunia św. najpospolitszą była czynnością! I czegóż po takiej komunii św. spodziewać się mogą?
Oto najzwyklejsze wady, jakich dopuszczamy się w komuniach naszych: brak żywej wiary, mnogość grzechów powszednich, brak zaparcia i umartwienia, wielki zasób oziębłości, z czego wynika małe pragnienie komunikowania i bezpośredniego przygotowania. O bądźmy pewni, że Jezus nad wyraz okaże się hojnym, komunia św. cudownych dokona w nas skutków, jeśli wymienionych niedoskonałości z całą usilnością wystrzegać się będziemy; jeżeli nadto po komunii św. gorące dzięki Jezusowi eucharystycznemu składać nie zaniechamy. Brak należytego dziękczynienia nie mniej, jak wyżej przytoczone wady, stawia tamę hojności eucharystycznego Jezusa.
O dziękczynieniu kilka dorzucę uwag na zakończenie.
Najlepszą dziękczynienia metodą jest: iść po komunii św. za pociągiem laski, za natchnieniem żywej wiary; już to wpatrywać się w Zbawcę i słuchać Go w głębokiem milczeniu; już to mówić do Niego i jednoczyć się z tem, co On w duszy działa, chwaląc, adorując, modląc się z Nim.
Wszelako, by przyjść w pomoc osobom, które w tej wielkiej nawet chwili potrzebują trzymać na wodzy swą wyobraźnię, podam modłę dziękczynienia, natchnioną przez Ducha św., ułożoną przez Kościół, używaną przez kapłana. Jest nią dziękczynienie liturgiczne przy Mszy św. Zawiera ono prolog czyli wstęp, środek i zakończenie.
- a) Wstęp stanowi milczenie podziwu, uczucia uwielbienia, wyrazy miłości.
Milczenie podziwu. Kapłan po komunii św. składa ręce, zamyka usta, pozostaje nieruchomy bez słowa i głosu; jest to wielkie, kanoniczne milczenie. Serce zbyt jest przepełnione, zatem usta zawarte. Uczucie do ostatnich posunięte granic, nie ma innego wyrazu, krom milczenia.»Milczenie Tobie chwałą«. Milczenie wtedy tylko możliwe, staje się najwymowniejszym uczuć wyrazem. Tak Matka najśw. w tajemnicy Zwiastowania, przyjąwszy Boga do swego łona, zamilkła od 25 marca do 2 lipca — do tajemnicy Nawiedzenia; wtedy dopiero wypowiedziała, czyli wyśpiewała swe szczęście, swą podziękę: Magnificat. Dodajmy, że Jezus miłuje milczenie. O! jak przedziwne jest Jego eucharystyczne milczenie, jak urocze na krańcach dwóch światów: ziemskiego i niebiańskiego … Z jednej strony, u dołu, — gwary, wrzawa ziemska; z drugiej, u góry — hymny i pieśni niebiańskie, a w Eucharystyi cisza! »Jezus milczał* (Mat. XXVI. 63.) milczy! 1i my nakażmy milczenie myślom, słowom, uczuciom naszym! Niechaj w sercu naszem panuje to sakramentalne milczenie, a z Bogarodzicą doznamy jak słodki jest Pan.
Skoro więc przyjęliśmy Jezusa, zamknijmy się z Nim w przybytku serca naszego, nakazując ciszę nie tylko zewnętrznym stworzeniom, ale i własnym naszym władzom; pozostawajmy jak długo możliwa, w niemym podziwie; zawieszając poniekąd wszystkie poruszenia duszy, dając przez to Jezusowi sposobność przeniknienia i przemienienia wszystkich naszych władz, — objęcia nas w swe zupełne posiadanie; zastąpienia życia naszego ludzkiego, Jego Boskiem życiem. Żaden inny sposób uczczenia Boga nie licuje tyle z Jego Wielkością i z naszem nicestwem, jak to chwilowe ustanie wszelkiej działalności, wszelkiego rozumowania i poniekąd całego życia w Jego obecności. Następnie z Matką najśw. adorujmy w głębokiej ciszy Słowo w nas wcielone jak w łono Niepokalanej. O! jakże Ono w tym stanie pokarmu wyniszczone! Adorujmy tego Boga, który wyniszcza się w nas przed Ojca obliczem. Przywołujmy wszystkie władze duszy naszej, wszystkie zmysły ciała, powiedzmy im: »Pójdźmy, pokłońmy się i upadajmy przed Panem« . Czyńmy tak, jak uczyniłby ten, który przyjmując w dom swój monarchę, przywołałby swe sługi, swych krewnych, przyjaciół, by wspólnie z nim oddawali mu hołdowniczą powinność. Zjednoczmy naszą adoracyę z pokłonami Aniołów, wyniszczających się przed eucharystycznym Bogiem. Atoli górującem nad innemi uczuciem, winna być miłość. Cóżbyśmy uczynili z sercem naszem, gdybyśmy go w zupełności nie poświęcili Jezusowi? O jaka to dobroć Jego! jaka tkliwość! jakie zapomnienie o Sobie, by tylko o naszych myśleć korzyściach, by tylko nasze zdobyć Sobie serce! Wprowadziłeś ogień do twego łona, czyż możliwa, by cię nie rozpłomienił ?
To też miłość jest duszą dziękczynienia; miłość podziwia; miłość adoruje; miłość wytwarza wszystkie następne dziękczynienia objawy.
- b) Środek obejmuje trzy główne akty: podzięki, ofiarowania, prośby.
Wdzięczność mierzy się wielkością dobrodziejstwa. »C ó ż oddam Panu?— wołamy z Psalmistą — za wszystko co mi dobrze uczynił ?«2) — za wszystko, bo dając mi Siebie, dał mi wszystko, czem Sam jest. Przyswójmy sobie uczucia Niepokalanej, która skupiona najpierw w sobie, niebawem dala wyraz wdzięczności w swej cudnej pieśni »Wielbi dusza moja Pana, iż uczynił mi wielkie rzeczy« , Co oddam? Oto wdzięczność, która dziękuje, która też oddaje, ofiaruje.Dziękując, wynurza swe uczucia, a oddając siebie Jezusowi, spłaca dług wdzięczności. Cóż oddam Panu? Oddając się mnie Jezus dał mi wszystko, i ja oddam wszystko, ofiarując Mu siebie samego; wołajmyż więc z głębi serca naszego z płomiennym Ignacym św.: >Przyjm Panie, całą istotę moją. Przyjmij pamięć moją, rozum i wolę, wszystko co mam, od Ciebie posiadam, wszystko jest Twoje, wszystko Ci zwracam. Miłość mi tylko z łaską Twoją daruj, a dość mi na tem«. A jak siebie Jezusowi, tak Jezusa ofiarujmy Ojcu niebieskiemu.
On jest naszą własnością, by dopełnił naszej nieudolności. Powiedzmy Bogu: »Ja sam nie jestem zdolnym, o Panie, oddać Ci chwałę, ciemności mego umysłu, rozproszenia mej wyobraźni, nie pozwalają mi wyłonić z siebie jednej myśli Ciebie godnej; przeto ofiaruję Ci Boskie myśli Jezusa, uwielbienia, jakie Ci we mnie obecnie oddaje i oddawać nieprzestanie przez wieki wieczności. Serce moje dla Ciebie, o Boże, niestety jest nieczułe, dlatego ofiaruję Ci Serce Syna Twego, z Jego miłością nie wysłowioną.
« Wezmę kielich zbawienia (Calicem salutaris accipiam). Obiecuje sobie nową komunią św.; bo by godnie dziękować, trzeba mi nie mniej, jak Jezusa samego. Otrzymaliśmy Boską Hostyę, zatem w za mian ofiarujmy ludzką przynajmniej hostyę — z siebie samych, z naszych ulubionych skłonności, z naszych wypieszczonych namiętności.
Chwaląc, mówi kapłan po komunii św. — wzywać będę (Laudans invocabo.). Oto nareszcie wdzięczność, która prosi. Nie w taki sposób — t. j. prosząc o więcej, — dziękujemy człowiekowi; ale prosić Jezusa o nowe, coraz większe dary, jest to najmilszą składać Mu podziękę; jest to jakby nową oddawać Mu przysługę.
Wszelka władza spoczywa w rękach naszych, skoro Zbawiciel cały nam się oddał. Z Jezusem i przez Jezusa, my jak Matka najśw. staliśmy się poniekąd »wszechmocą błagalną«. Prośmy więc, módlmy się za siebie, i nie tylko za siebie. Módlmy się za grzeszników, za sprawiedliwych, za umierających, za dusze czyścowe, za potrzeby Kościoła, kraju, rodziny i t. d.
c) Zakończeniem dziękczynienia jest silne postanowienie wcielić w broń z czynu wszystkie te przejawy wdzięczności i poświęcenia, jakieśmy Jezusowi wynurzyli. Kiedyśmy otrzymali ostateczny objaw Jego miłości, czujemy nieprzepartą potrzebę dowiedzenia Mu czynem naszej miłości. Stąd niczego tak nie pożądamy, jak sposobności do czynnego, ofiarnego kochania. Po komunii św. my gotowi wszystko przedsięwziąć, przecierpieć dla Jego chwały; gotowi na prace, trudy, upokorzenia, przeciwieństwa wszelkiego rodzaju. »Gotowe serce moje, o Panie — wołamy — gotowe serce moje!« Życie skupienia, gorliwości, poświęcenia siebie, to nieustanne dziękczynienie po komunii św. Zaznaczmy w szczególności, w jakich okolicznościach dowieść chcemy Jezusowi, że Go na prawdę kochamy.Z takich szczerych objawów miłości wykwita w sercu okrzyk nadziei, jaki wypowiada kapłan po komunii św.: »Od nieprzyjaciół moich będę wybawiony«. Mamy obietnice Jezusowe, że Jego Boskie Ciało strzec będzie duszy naszej na żywot wieczny. — Moim jest Jezus, zatem niczego więcej pożądać nie mogę; ze mną jest Jezus najściślej zjednoczony, zatem niczego obawiać się nie potrzebuję. »Jam jest — mówi Jezus — nie bójcie się!« — Jezus trzyma mnie w ręku swem wszechmocnem, ja Go trzy mam w sercu mojem miłującem. »Nalazłem Tego, którego miłuje dusza moja… i nie puszczę Go« Jego krew Boska zlewa się i płynie z moją krwią zmieszana; Jego Serce na mojem bije sercu ,.. czuję się uzdolnionym do anielstwa przez męczeństwo życia, zatem i do zdobycia niebiańskiego dziedzictwa.
Kiedyś, kiedyś ten okrzyk nadziei przemieni się w pieśń oswobodzenia; wtedy nie powiem już: od nieprzyjaciół moich wybawion będę, ale: jestem wybawiony, jestem zbawiony! — nie ma już tych dwóch nieprzyjaciół, sojuszników wroga mego niewidzialnego: świata i ciała. Jeden świat — już się w dym rozwiewa; drugi -— ciało, w proch się niebawem rozsypie. Szczęśliwy — poprzestałem już grzeszyć; spokojnie z Bogiem-Wiatykiem wchodzę w krainę śmierci z nie śmiertelnością w mem sercu. Wkrótce dośpiewywać będę w niebie z Bogarodzicą hymn podzięki, Magnificat, ale już tylko z radosnem i wiekuistem Alleluja. Amen.
Ks. Józef Stanisław Adamski – Kazania świąteczne na Uroczystości Pańskie. T. 2. Poznań, 1906
Dodaj odpowiedź do Zbyszek Anuluj pisanie odpowiedzi