Dlaczego powiadamy: życie wiary? Czyż jest także martwa wiara? Nie ulega wątpliwości, że tak. I któż to powiada? Oto święty Apostoł Jakub, i to tak jasno, z takim naciskiem, tak wyraźnie, że doktor nad wszystkimi doktorami jak on siebie sam z pokorą nazywa, Marcin Luter, wynalazca sola fides i arcywróg dobrych uczynków, ze swoim najwyższym, wskutek tego, oburzeniem, nie umiał sobie inaczej poradzić, jak tylko tym, iż list Apostoła w energicznych wyrazach, za słomiane dzieło głupca, ogłosił, wykreślając go z katalogu świętych ksiąg, wbrew tradycji i przekonaniu całego kościoła. Do czego to namiętność tego, zarozumiałością obałamuconego człowieka nie doprowadziła. I on to miałby być natchnionym od Boga nauczycielem Kościoła!
I jakaż wiara ma być uważana za martwą? Także i co do tego, tenże sam przez Ducha św. natchniony uczeń Chrystusa Pana nie pozostawia nas w nieświadomości. On równie jasno powiada trzy razy, wprawdzie w niewielu wierszach, ale z całym naciskiem, że wiara sama przez się nie działa. Posłuchajmy go:
„Wiara jeżeliby nie miała uczynków, martwą jest sama w sobie” (Jakub 2, 17.)
„A chcesz wiedzieć o człowiecze próżny, iż wiara bez uczynków martwa jest“ (Jakub 2, 20).
„Albowiem jako ciało bez ducha jest martwe, tak i wiara bez uczynków martwa jest“ (Jakub 2, 26).
A więc zależy wszystko na czynnym udowodnianiu wiary.
Jeżeli wiara nie działa, jeżeli żadnych chrześcijańskich dzieł nie wydaje, równa się ciału bez duszy, trupowi, który żadnych ciału przyrodzonych czynności wykonywać nie może, ona właściwie jest umarłą.
Przeciwnie ona żyje, jeżeli moc swoją okazuje i jeżeli, odpowiednio do właściwego swojego przeznaczenia, działa. Rozumie się samo z siebie, iż tamten stan jest stanem naturze przeciwnym i gwałtownym, ten zaś naturalnym, albowiem bywa ona nam wpajaną przez Boga, jako cnota, t. j. jako siła nadprzyrodzona na to, ażeby w czynach się okazywała, a zarazem, ażeby wszystkie cnoty wpojone, lub nadprzyrodzone siły duszy poruszała i, ażeby przez nie, jako przez swoje narzędzia działała.
Tak uczy św. Paweł, gdy Galatów poucza co do tego, jaka wiara usprawiedliwia i zbawia, Jest to „wiara” pisze on, „która przez miłość działa“ (do Galat. 5, 6.).
Rozważmy dobrze te słowa. On nie powiada, że miłość działa przez wiarę, ale, że wiara działa przez miłość. Wiara, przez miłość, kocha Boga i bliźniego, ona, przez miłość, zbliża się do potrzebujących pomocy, ona, przez miłość, przebacza obrazy i t. d. tak jak gdyby miłość nie miała właściwego zakresu działania i jak, gdyby wszystko co ona przedsiębierze i działa, było właściwym wiary dziełem. Z miłości można wnioskować o wszelkich innych cnotach, albowiem, jeżeli najszlachetniejsza z nich służy wierze za narzędzie, tern więcej muszą i mniej szlachetne jej służyć.
Dlatego, tenże sam Apostoł, we wspaniałym swoim liście do Żydów (do Żydów: rozdz. 11), nie waha się wszystkie wielkie i heroiczne czyny, w ogólności wszystko co patriarchowie cnotliwego zdziałali, przypisywać wierze ich, jako jedynej skutecznej pobudce i wspaniałe pochwały, na które rzeczywiście zasługiwali w jedynym wychwalaniu ich wiary streszczać.(…)
Sprawiedliwy, nie tylko z wiarą zaczyna, ale utrzymuje się także w nadprzyrodzonym życiu łaski, działa i żyje, tylko przez wiarę. „Sprawiedliwy mój“, powiada Pan, „z wiary żyje” (do Żydów 10, 38. ). I sprawiedliwym przed Bogiem nie jest ten, który, przed światem, za sprawiedliwego uchodzi, co tu i ówdzie także i wielkiemu grzesznikowi się udaje, ale ten, który nie żyje czym innym, jak tylko życiem wiary. On myśli, sądzi postanawia, działa, tylko w świetle i z pobudki wiary.
Ale na cóż im się przyda wiara martwa?
Razem z wzmiankowanym św. Jakóbem pytam się: „Cóż za pożytek bracia moi, gdyby kto mówił iż ma wiarę: a uczynków by nie miał? Iżali go może wiara zbawić“ Jakób 2, 14.). To pytanie zawiera już odpowiedź, bo Apostoł chce powiedzieć: Wiara bez uczynków, albo, w jego pojęciu martwa wiara nic nie znaczy i to dlatego nic, albowiem zbawić nie może. To jest właśnie to, co on zaraz potem wyraźnie dowodzi, na przykładzie Abrahama i Rahaby, którzy tylko przez żywą, albo, jak on się wyraża, przez wiarę dziełami uzupełnioną, stan łaski otrzymali. Tego samego zdania jest Apostoł narodów który, jakeśmy powyżej widzieli, stan łaski wszystkich sprawiedliwych starego i nowego przymierza tylko czynnej, przez wiarę działającej wierze przypisuje.
Że zbawiająca moc dostaje się, nie martwej, ale żywej wierze wynika to z celu, dla którego najdobrotliwszy Bóg udziela nam dar wiary. (…)
Czyż my mamy się mniej lękać? Wszak znane jest przekleństwo, którem Pan Jezus obrzucił bezowocne drzewo figowe, wskutek którego ono nagle uschnęło (Mat. 21.20). Straszna allegorya ! Gdy Sędzia przyjdzie, ażeby o naszym losie w wieczności orzec, będzie On szukał w nas owoców wiary. Biada nam, jeżeli żadnych nie znajdzie!
My wszyscy, powiada św. Paweł: „Bo się wszyscy my musimy okazać przed Stolicą Chrystusową, aby każdy odniósł własne sprawy ciała, według tego co uczynił, lub dobre, lub złe„( II do Kor. 5.10). Wyraźnie, nie podług tego co ktoś wierzył, albo nie wierzył, albowiem niedowiarek już z góry został osądzony (Jan 3, 18. ), ale, podług tego, co ktoś zrobił. Pełnienie dobrych uczynków i ich zaniedbywanie podawane bywają, jako podstawa dwoistego wyroku Boskiego Sędziego, wskutek którego błogosławieni wezwani będą do posiadania królestwa niebieskiego, a przeklęci, na wieczny ogień skazani, jak nam to Zbawiciel i przyszły Sędzia Sam oznajmia (Mat. 25, 32 itd. ).
A więc daremnie bym wtenczas mówił: Panie, ja przecież byłem Chrześcijaninem, ja stale wierzyłem we wszystkie przez Ciebie objawione prawdy Chrześcijańskie. Na to, by potępienia ujść, musiałbym dodać, że ja wiarę moją uczynkami stwierdzałem, że pobudzałem i utrzymywałem moją gorliwość w ciągłem pełnieniu wszystkich chrześcijańskich cnót, przez często powtarzane rozmyślanie wielkich prawd wiary, odsuwałem się od bezbożnego świata, zapierałem się siebie samego, poskramiałem moje zmysły, umartwiałem moje namiętności, modliłem się, pościłem, rozdawałem hojne jałmużny i nic nie zaniedbywałem z tego co wiarę moją podsycać i wzmacniać mogło. Jeżeli nie mogę w ten sposób mówić, to mogę się obawiać odpowiedzi tej, którą opieszały i leniwy sługa Ewangeliczny usłyszał, z powodu, iż powierzony sobie talent zakopał: Ty zły sługo! „A przecieżeś nie dał pieniędzy mojich na bank, abych ja przyjechawszy z lichwą, je był wżdam wyciągnął?” (Łukasz 19, 23.).
Od prawdziwego znaczenia Pisma św. nie odstąpimy, gdy rozumieć będziemy pod talentem wiarę, a pod opieszałym i leniwym sługą próżnującego i opieszałego Chrześcijanina, który wiarę swoją pozostawia martwą. Dlatego, jeżeli tamten nie dla zmarnowego talentu, ale z powodu samej tylko opieszałości, w zyskaniu czegoś, za niepożytecznego i złego sługę, został przez swojego pana uznanym i do więzienia wtrąconym, to i ten także, nie za utratę wiary, ale za samo zaniedbanie jej pomnożenia, będzie uznanym przez Sędziego za niepożytecznego i złego Chrześcijanina i będzie skazanym na piekielną karę.
(…)
A, jeżeli tak strasznego losu spodziewać się mają ci, którzy wiarę swoją, bez dobrych uczynków, martwą pozostawiają, cóż dopiero czeka tych, którzy przez złe uczynki, ciągle jej się sprzeciwiają? Czytelnik niech sam osądzi, albowiem z mniejszego łatwo wnioski wyciągać o większym. Mnie wystarcza zauważyć, że wiara, która, przez zaniechanie dobrych uczynków, zaumiera, łatwo ginie wskutek złych i że miejsce robi niedowiarstwu, które, wprawdzie z początku nie jest widocznym, ale prędko na jaw wychodzi.
Wiara rozciąga się, nie tylko na teoretyczne prawdy Objawienia, ale także i na praktyczne, na reguły obyczajów, które Ewangelia w sobie zawiera. Tamte, tak samo, jak te, należy bezwarunkowo przyjmować i stale ich przestrzegać, jeżeli, w rzeczywistości, chce się być wierzącym Chrześcijaninem. Jakże jednak można uwierzyć, iż co do ewangelicznych zasad obyczajów, prawdziwie wierzącym jest taki, który stale przeciwko nim postępuje, jest przy tym spokojnym, uczynki swoje usprawiedliwia i publicznie się z nich chwali?
Wystawiam sobie Chrześcijanina, który tylko o swoje ciało i jego wygody dba, za wszelkimi rozrywkami chciwie goni, próżniactwu, zabawom, rozpuście i grze do najwyższego stopnia się oddaje, żadnej skłonności nie poskramia, swojego pustego serca popędom, podobnie jak bezmyślne zwierzęta, zawsze folguje, który pysznie i wyniośle, prostymi i krętymi drogami, bez wytchnienia za zaszczytami i stanowiskami goni, który, złoszcząc się i zemstując, przy każdej sposobności, Boga i ludzi obraża, a najmniejszej nawet obrazy, nie pomszczonej nie pozostawia, który nienasyconą chciwością trawiony dniem i nocą przemyśla nad środkami powiększenia majątku i w końcu przed żadną niesprawiedliwością, przed żadnym grzechem się nie wzdryga, który twardo i niemiłosiernie, za darmo nikomu nic dobrego nie wyświadczy, małe usługi drogo sprzedaje, a do miłosierdzia nawet i nędzą bliźniego pomocy potrzebującego nie bywa pobudzony, który tylko świat miłuje, nim się tylko zajmuje, w nim się zupełnie gubi i jemu nie rzadko poświęca honor, majątek, sumienie i Boga itd.
Czyż jest możliwym, ażeby taki chrześcijanin, a takich dzisiaj bywa niemało, rzeczywiście i poważnie wierzył w ewangeliczną naukę o nienawiści i zaparciu siebie samego, o ciasnej bramie i wąskiej drodze do wieczności, o poskramianiu zmysłów, o umartwianiu namiętności i ukrzyżowaniu ciała, o pokorze, o miłości bliźnich i nieprzyjaciół, o niebezpieczeństwie bogactw i o szczęśliwości ubóstwa ducha, o łagodności, cierpliwości, dobroczynności i pogardzie złego świata? Nie, tak dziwaczna, powszechna i stała sprzeczność pomiędzy duchem i sercem, pomiędzy usposobieniem a uczynkami, pomiędzy wewnętrzną wiarą, a zewnętrznym zachowaniem się jest po prostu nie do zrozumienia. W jej przypuszczaniu byłoby coś tak znacząco niedorzecznego, tak oczywiście nienaturalnego i gwałtownego, iż, na żaden sposób, przez dłuższy czas, nie da się utrzymać.
Ależ on przecież powiada sam i wyznaje głośno, że on we wszystkie reguły obyczajowe Ewangelii wierzy. Niech i tak będzie. Gdyby on tylko, z braku namysłu, tylko ze słabości, tylko tu i ówdzie, przy jakiej poszczególnej sposobności, albo jakąś silniejszą pokusą pokonany, wbrew nim działał, można by mu jeszcze wierzyć. To jednak zdarza się codziennie, nieraz i o każdej godzinie dnia, i on ma w tern upodobanie, bo grzeszy wśród śmiechu i żartów, jest spokojnym, bezwstydnym i chwali się jeszcze przed innymi ze swoich złych uczynków. Nie! Niech mówi co chce, uczynki przecież świadczą przeciwko niemu, albowiem nieustannie słowom jego kłam zadają i dlatego mam podwójne prawo żądania od niego dowodu, wedle świętego Jakuba; „Okaż mi wiarę twą bez uczynków” (Jakub 2.18), albowiem, nie tylko, że nie ma uczynków wiary, ale raczej uczynki, które ją zupełnie niszczą. O mój Boże! Jakże to daleko zaszło! Powszechnie panujące zepsucie obyczajów jest teraz tak wielkie, że my u wielu tysięcy Chrześcijan, którzy przecież zewnętrznie do prawdziwego chrześcijaństwa, do katolickiego Kościoła się przyznają, żadnego śladu wiary już nie widzimy.
To niedowiarstwo pociąga zaraz inne za sobą. Kto raz w praktyczne prawdy chrześcijaństwa nie wierzy, ten prędzej, później zacznie także i w teoretyczne wątpić. A przejście jest aż za nadto naturalne. Bo sumienie, które przez pogardę i przez liczne przekroczenia ewangelicznych zasad obyczajowych bywa bardzo zaniepokojone, przecież czasami się porusza i gorzkie robi wyrzuty. A więc trzeba je zadusić. Ale jak? Ponieważ jak długo teoretyczne prawdy o wszechmocności najwyższego Pana, o uczłowieczonym, biednym, bolejącym, ukrzyżowanym Bogu, o przyszłym Sędziu, o wieczności i wiecznym trwaniu duszy, mąk piekielnych i t. d. się utrzymują, nie można tego osiągnąć, dlatego precz z tym wszystkim! I, ażeby uciążliwych wyrzutów sumienia na zawsze się pozbyć, zaczyna się od pożądania, ażeby cała religia nie była czym innym, jak tylko wynalazkiem popów, albo środkiem państwowym dla utrzymania ciemnego ludu w karbach i to się wmawia w siebie samego. Stąd pochodzi zupełne niedowiarstwo, niedowiarstwo, które dzisiaj, pod złudnym mianem oświaty, albo nauki, tak gwałtownie się szerzy i coraz swobodniej objawia się publicznie.
Stąd także droga, po której tylu z dzisiejszych naszych niedowiarków doszło do ostatniej rozwiązłości obyczajów. Jakże jest mało pomiędzy nimi czystych, uczciwych, sprawiedliwych ludzi honoru w pełnym tego słowa znaczeniu! Iluż to z nich opuściło wiarę na to, ażeby iść, albo z upodobaniami swojego zepsutego serca, albo połechtani własną próżnością, nadętością i pychą, od zwykłych ludzi się odróżniać, jako oświeceni i do korzystniejszych posad i wyższych godności dochodzić, albo móc spokojniej pozostać w nieprawym posiadaniu cudzego dobra.
Czyż nie wygląda smutno, gdy dzisiaj rozejrzymy się po katolickim chrześcijaństwie? Czy nie spotykamy wielu takich, którzy, albo nic, albo, dlatego, że za złem idą, tylko teoretyczne prawdy chrześcijańskie przyjmują, a praktycznymi gardzą? Pozostaje więc silnie przerzedzony zastęp wierzących, a nawet i pomiędzy tymi są i tacy, którzy, z powodu zaniedbania dobrego, mają tylko martwą, nieskuteczną i nie zbawiającą wiarę. Czy nie nadszedł może już dzisiaj czas, który Pan Jezus w duchu widział, gdy poważne stawiał pytanie: „ Syn człowieczy przyszedłszy, iżali znajdzie wiarę na ziemi ?“ (Łuk. 18, 8.).
O jakże prawdziwe, jak zrozumiałe nie jest teraz straszne słowo naszego Zbawiciela: „Wiele jest wezwanych, lecz mało wybranych!“ (Mat. 22, 14.).
…
Wskutek wiary wykonujemy dobre uczynki, ale także i bez wiary, może ktoś dobrze czynić (1). I mógłby ktoś przypuszczać, że uczynki wiary z tymi, które z wiary nie pochodzą, są równej wartości! Tak nie jest. Zachodzi gwałtowna różnica, albowiem te zostają przykute do ziemi, tamte zaś wznoszą się wysoko ponad nią i zmierzają do nieba, gdy przeciwnie te nie wychodzą poza naturalny porządek rzeczy. Tamte, jako nadprzyrodzone należą do wyższego porządku, te wskutek swojej zgodności z praktycznemi zasadami stworzonego rozumu, są tylko obyczajowymi, tamte zgodne są z wzniosłymi przepisami niestworzonego rozumu, te pochodzą od przyrodzonych sił człowieka; do tamtych więc potrzebną jest zupełnie szczególna pomoc Boskiej łaski.
I podczas, gdy te mogą co najwięcej czasowej nagrody od Sprawcy przyrody się spodziewać, tamte, jeżeli w stanie łaski wykonane, domagają się wiecznej nagrody w Królestwie Niebieskim. Jest to olbrzymia różnica, która w oczy ludzi, wprawdzie nie wpada i dlatego przez świat i jego mędrców bywa zupełnie zapoznawaną! Złe w tym wielkie, bo, wskutek tego, miliony dobrych uczynków giną dla całej wieczności. Z ufności w zacność rozumu, pomija się zacność wiary i pochlebiając sobie, jakoby już całe prawo było doskonale wypełnione.
Cóż to za zawód! Tam, we wieczności żadna moneta nie jest w obiegu, która nie nosi piętna wiary, żaden uczynek nie jest ceniony, który by nie zdradzał pochodzenia swojego od wiary. Wpływ wiary jest jednym z pierwszych i po prostu koniecznym warunkiem, pod którym Bóg przyobiecał nasze uczynki za zasługę poczytać i potem wieczną nagrodą uwieńczyć. Nie powiadam jedynym, gdyż obok wiary, także i inne warunki winny być wypełnione, ale powiadam pierwszym, wiara bowiem jest podstawą podobania się Panu Bogu i bez niej, nic w Jego oczach nie może być zasługującym. Bo i któż może od Pana Boga żądać, ażeby On coś wynagrodził, co Mu się nie podoba, co Mu nie jest przyjemnem? Niech człowiek się nawet o to nie kusi.
Apostoł zbyt jasno i zbyt wyraźnie o tym poucza, ażeby można mieć jakieś wątpliwości. „Bez wiary” powiada (do Żydów 11, 6.) „niepodobna jest spodobać się Bogu”. Te słowa, z powodu, iż są zupełnie ogólnikowe i bezwarunkowe odnoszą się, tak do człowieka, jak i do jego uczynków. Człowiek więc może być, nie wiedzieć jak rozumnym, honorowym i prawym, jeżeli jednak wiary — rozumie się prawdziwej wiary — nie ma, nie może się Bogu podobać. Uczynek może być, wedle rozumu, najlepszym, pięknym i świetnym, jeżeli wiara nie ma w nim żadnego udziału, nie może, na żaden sposób, podobać się Panu Bogu.
To zawiera, już nieraz przytoczone, bardzo pouczające orzeczenie Soboru Trydenckiego: „Wiara jest początkiem ludzkiego zbawienia, podstawą i źródłem wszelkiego stanu łaski”.
Wiara jest więc podstawą, na której cała budowla naszego stanu łaski i wszystkich z nim połączonych zasług się opiera. Gdy runie ta podstawa, upada cała podstawa nadprzyrodzonych zasług. Nasze uczynki nie mają już w sobie nic pewnego i trwałego dla wieczności, one nie przeżyją teraźniejszej naszej pielgrzymki, albowiem nasze siły nie są w stanie dania im innej podstawy. „Albowiem fundamentu innego nikt założyć nie może, o krom Tego, który założon jest, który jest Chrystus Jezus” (I do Kor. 3, 11.). Chrystus Pan, ze Swoimi łaskami, ze Swoimi naukami, ze Swoimi zasadami, ze Swoimi Obietnicami t.j. ze Swoją wiarą, to jest podstawa, prawdziwa, jedyna podstawa wszelkich nadprzyrodzonych zasług. (..)
Także i heretycy wszystkich wieków szczycili się swoimi dobrymi uczynkami. I doprawdy, że pomiędzy zwolennikami różnorodnych sekt, byli tacy, którzy, co do prowadzenia swojego byli nienagannymi, co do obyczajów budującymi, w sposobie życia surowymi, a we wykonywaniu rozmaitych uczynków miłości, niezmordowanymi. Także zaprzeczyć się nie da, że pomiędzy protestantami znajdują się ludzie, którzy pięknymi przykładami cnoty, czasami nawet katolikom przyświecają, którzy gorliwymi są w swojej religii, pilnymi w pełnieniu swoich obowiązków zawodowych, dobroczynnymi względem potrzebujących, przebaczającymi względem tych, którzy ich obrażają, usłużnymi względemwszystkich, uczciwymi, prawymi, sprawiedliwymi.
Ale, czy te tak piękne cnoty przydadzą im się dla ich wiecznego zbawienia? Ah! gdzie korzeń podgryziony, tam i owoce są robaczliwe. Cnoty takie są piękną łupiną bez ziarna, pozorem, blichtrem bez treści. One z prawdziwej wiary nie wynikają, więc Panu Bogu podobać się nie mogą i, pomimo zewnętrznego błysku, nie mają wewnętrznej wartości, która na niebieską nagrodę zasługuje.
Jakże politowania godnymi są te błądzące dusze! One modlą się, a Pan Bóg nie zważa na ich modlitwę, one rozdają często jałmużny, a Pan Bóg na to nie zważa. A, gdyby im przyszło do głowy, starą skargę Żydów przeciwko Bogu odnowić: „Przecześmy pościli, a nie wejrzałeś; poniżyliśmy dusze nasze, a nie wiedziałeś” (Isaj. 58, 3.), to Pan Bóg zawsze sprawiedliwy i sprawiedliwości Swojego postępowania zawsze świadomy, dałby im odpowiedź tę samą co wówczas Żydom; „Oto w dzień postu waszego najduje się wasza wola”. Dlatego, że przy waszych modlitwach i umartwieniach, przy waszej dobroczynności i miłości ludzi, przy wszystkich waszych dobrych uczynkach, napotykam na pychę, na zarozumiałość, na nieugiętość woli i na twardość serca, które pokorze i poddaniu się ducha do wiary Mojej tak potrzebnej, są przeciwnemi. Odpowiedź taka musiałaby zaiste bardzo ich zawstydzić!
Wiara jest nietylko podstawą i korzeniem, ale ona jest także i pierwszą działającą przyczyną wszystkich zasługujących uczynków, pierwszą działającą cnotą, ożywiającą siłą, która do wszystkich innych cnót i nadprzyrodzonych sił duszy wpływa, równocześnie duszą wszystkich cnót, przynajmniej co do pobudki, albowiem wszystkie cnoty, o tyle tylko zasługi mają, o ile wiara je porusza i niemi kieruje.
To prawda, że miłość jest czymś większem od wiary, ale tylko, pod względem trwałości i sposobu łączenia się z Bogiem, bo wpływu wiary nie może być pozbawioną, gdyż brak tej ostatniej odejmuje jej właściwy przedmiot. Wiara musi pobudzać, miłość musi przez nią działać (do Galat. 5, 6.) i tak samo jak miłość łączy się z resztą cnót, ona także, za pośrednictwem miłości, z niemi się łączy, dla spełnienia czynu.
Nie do czego innego zmierza Apostoł, gdy upomina Kolosseńczyków, ażeby wszystko, co słowem i uczynkiem robią, w Imię Chrystusa Pana, to jest, stosownie do Jego przepisów, podług Jego zasad, robili (do Kolos. 3, 17.). On nie zaleca im żadnych nadzwyczajnych ćwiczeń w cnocie, ale chce tylko, ażeby Chrystus Pan, ze Swoją wiarą, był wszystkich ich słów i uczynków pobudką, gdyż on wie z góry, że jeżeli wiara nad wszystkiemi ich mowami i uczynkami panować będzie, za tem pójdzie, że stosownie do okoliczności, także i inne cnoty, przez nią będą uruchomione i będą działały. W ten sposób uznaje św. Paweł główną siłę wiary, nie jakoby ona sama jedna bezpośrednio działała, ale dlatego, że bez jej wpływu, żadna inna cnota nie może rodzić uczynków zasługę przynoszących.
Ta nauka jest dla katolików nadzwyczajnie ważną. Im na nic się nie zda posiadanie prawdziwej wiary i wykonywanie licznych dobrych uczynków, jeżeli tamtą od tych odłączają, tak bowiem powstrzymują potrzebny wpływ wiary na uczynki, które wskutek tego usychają i dla wieczności zasługi nie przynoszą. A niestety bardzo gwałtownie szerzy się dzisiaj to nadużycie!
Wierzy się we wszystko, w co wierzyć trzeba, bez robienia zarzutów, tez sprzeciwiania się, bez podnoszenia wątpliwości, poddając się chętnie wszelkiem orzeczeniom dogmatycznym Kościoła, ale dla braku chęci posługiwania się tą swoją wiarą, pozostawia się ją odłogiem leżącą. Dlatego iż nigdy się nie postępuje wedle jej pobudek, kierownictwa i światła, więc, pomimo całej prawowierności, żyje się, jak jaki, dobrych obyczajów, poganin, t. j. jedynie tylko, podług przepisów przyrodzonego rozumu, uczciwie i przystojnie, wedle w rodzonej skłonności i przyjętego zwyczaju, stosownie do sw ojego usposobienia i tak, jak się było wychowanym, podług namiętności i interesu, dla bojażni ludzi i żądzy sławy.
Bez względu na wiarę, żyje się scisle podług zasad sprawiedliwości, albowiem z natury jest się uczciwym i sprawiedliwym, bliźnim oddaje się chętnie usługi, albowiem z natury jest się usłużnym i dobrego serca, przychodzi się biednym w pomoc, albowiem z natury ma się miekkie, łagodne i na potrzeby innych czułe serce, stara się o to, ażeby w domu wszystko było dobrze urządzone, albowiem z natury ma się zamiłowanie do porządku, wypełnia się dokładnie obowiązki swojego stanu i zawodu, albowiem od tego zależy dobre imię i poważanie u ludzi. Do nauk przykłada się z wielką pilnością i wysiłkiem, albowiem pragnie się dużo umieć, byc i wydawać się uczonym, zyskać pochwały, podziwiema i wywyższenia. ” Robi się jeszcze wiele innych rzeczy w tym samym sposobie, z przyrodzonych pobudek. Unika się grzechu, ale nie dlatego, że w nim jest obraza Boża, ale dlatego, tylko, ponieważ on rozumnemu stworzeniu nie przystoi, spokój sumienia zakłuca i ponieważ trzeba się z niego przed księdzem wyspowiadać. Na zewnątrz okazuje się religijność, ale nie dlatego, ażeby prawu Bożemu i kościelnemu zadosyćuczynić, lecz dlatego tylko, iż sam przyrodzony rozum domaga się zewnętrznej czci Najwyższego Pana. Wykonuje się różnorodne inne akty cnoty, ale nie, jako uczynki i owoce wiary, lecz tylko, jako oznaki przyzwoitości i wykształcenia, które obejście i stosunek z innymi robią miłymi i dlatego, że niejednemu pochlebia, gdy uchodzi za uczciwego, przyjemnego, usłużnego człowieka i za pożytecznego obywatela.
To wszystko, samo przez się, jest dobre i pochwały godne, ale ze względu na pobudkę, jest bardzo niedostateczne i dla wieczności nic nie znaczące (3), bo jakaż w tym sprzeczność, jeżeli wykonuje się uczynki, które mogłyby robić wiarę pożyteczą, a pomija się pobudki użyteczności uczynków. Pomimo łatwości dojścia do cnót chrześciańskich i uczynków zasługę przynoszących, wszystko kończy się na cnotach naturalnych i na uczynkach zasługi pozbawionych.
Mając cnoty i uczynki godne Chrześcianina, woli się odgrywać rolę filozofa, niż Chrześcianina. Krótko mówiąc, przy wierze chrześciańskiej, postępowanie jest pogańskie, naprawdę bowiem: „Ażaś i poganie tego nie czynią“ (Mat. 5. 47.), Bo, doprawdy, także i wśród pogan,— to prawda, że rzadziej,— bywali ludzie, których sposób życia, podług zasad rozumu, nie bywał bardzo karygodnym. Bywali, pomiędzy nimi, ludzie prawi, niewiasty skromne, sędziowie sprawiedliwi, przyjaciele bezinteresowni, dusze usłużne, miłosierne, tkliwe, dobroczynne, cierpliwe, czyste, które świat chwalił i podziwiał, czasem także i Pan Bóg wynagradzał w tem życiu, ale nigdy w tamtem.
Takiemi także bywają dzisiaj cnoty wielu Chrześcian, takimi ich uczynki. Ich głos jest Jakóba głosem, ale ich uczynki, są Esawa uczynkami. Chcę powiedzieć, że mają oni wiarę, ale użytku żadnego z niej nie robią. Oni rozważają, naradzają się, postanawiają i wykonują postanowienia, robią tysiączne starania, usiłowania i troszczą się bardzo, cierpią dużo przykrości, przekory, przeciwności i prześladowań, ale wszystko to tylko, stosownie do zasad przyrodzonego rozumu. Podług niego, życie swoje urządzają, podług niego pouczają dzieci swoje, uczą je także żyć, wedle rozumu i dla świata i zamiast kształcić je na gorliwych Chrześcian i przez ciągłe zalecanie im tego, co tylko rozumne, przystojne, uczciwe, wpajają w nie najszkodliwszą obojętność względem religii. I za nadto wiele rachując na swój czysty, oświecony Chrystianizm, spodziewają się zupełnie na pewne niezwiędniętego wieńca sprawiedliwości.
O głupcy! Jakże to długo ostanie się wasza czysto przyrodzona cnota! Powinniście wiedzieć, iż istnieją nieprzyjaciele, którzy tylko bronią wiary, mogą być pokonanymi.
Możnaby dodać, iż sposób ich życia jest pewnym rodzajem niedowiarstwa, albowiem jest to doprawdy prawie to samo, nic nie robić, dlatego, iż się wątpi w objawioną naukę moralności, albo, z jej pominięciem, działać zawsze, tylko z przyrodzonych pobudek. Wrogom Objawienia daje się nawet przez to broń do ręki, albowiem w ten sposób wprowadza się pewien rodzaj czysto przyrodzonej religii, za którą oni tak serdecznie wzdychają. I zbyt długo się nie rozwodząc, muszę powiedzieć, iż mnie tylko żal, że tyle pięknych cnót ginie, bo uczynków nie brak, ale uczynkom brak zasługi, gdyż na wierze się nie opierają i z wiary nie pochodzą. A jakież to nierozsądne postępowanie, gdy znosi się trudy i ciężary, bez troszczenia się o wieczną nagrodę. Czyż tak bardzo wielkiego wysiłku na to potrzeba, by uczynki, które się i tak wykonuje, spełniać je z Chrześciańskich pobudek, dla Boga i wedle przepisów wiary? Jakież to skarby zasług dla Nieba, możnaby sobie zebrać, jedynie tylko uszlachetniając pobudki! Gdyby wszystko co się czyni i znosi, czyniło się i znosiło, w świetle wiary, tak, iż wiara, jako dobry kwas, swoją siłą, by to przenikała, wszystko przynosiłoby dla życia wiecznego korzyści jak największe, bo nic nie przepadłoby bezpożytecznie!
Powiadam nic, rozumując pod tym tak małe, jak i wielkie, obojętne i dobre. Nic bezpożytecznie by nie przepadło, albowiem taką jest moc wiary, jeżeli O na przez miłość i z czystego, ku Panu Bogu zw róconego zamiaru działa. Można ją przyrównać do Ewangelicznego ziarnka gorczycznego, które, jakkolwiek małe, jednak do wielkiego drzewa dorasta. Na wszystkich, nawet i najmniejszych uczynkach, gdyby to była tylko szklanka wody bliźniemu z dobrego serca podana, na które, przy współudziale łaski, wpływ wywiera, wyciska ona piętno świętości i daje mu prawo do nagrody wiekuistej, gdy przeciwnie filozoficzne cnoty, na łożu śmierci, jako dym znikają, a cnotliwi filozofowie, chociażby i najuczciwsi ludzie, staną przed Sędzią z próżnymi rękami, albo z uczynkami, o których Zbawiciel powiedział: „Wzięli zapłatę swą“ (Mat 6. 2.).
A więc, szczęśliwym jest Chrześcijanin, który zawsze wiarę z uczynkami łączy i tak, jak tamtą z tymi ostatnimi, tak samo i te ostatnie tamtą ożywia! Przeciwnie jest on nieszczęśliwym, jeżeli wiarę od uczynków oddziela i w ten sposób, albo ma martwą wiarę, albo uczynki niepożyteczne!
„Wiara chrześcijanina jaką być powinna.” – X, Zygmunt Storchenau T. J., W Brodach 1911. Nakładem księgarni Feliksa Westa.


Skomentuj