Zmartwychwstaniemy! – Ks. R. Mäder


Wielkanoc‎ ‎jest‎ ‎arcyświętem‎ ‎chrześcijaństwa, jak‎ ‎była‎ ‎niegdyś‎ ‎arcyświętem‎ ‎starego‎ ‎zakonu. Obchodzić‎ ‎je‎ ‎będziecie‎ ‎uroczyście‎ ‎z‎ ‎pokolenia w‎ ‎pokolenie‎ ‎z‎ ‎wieczystą‎ ‎służbą‎ ‎bożą‎ ‎(2‎ ‎Moj. 12).‎ ‎Ten‎ ‎przed‎ ‎czterema‎ ‎tysiącami‎ ‎lat‎ ‎wydany‎ ‎rozkaz‎ ‎boży‎ ‎nie‎ ‎ustaje‎ ‎ze‎ ‎Zmartwychwstaniem‎ ‎Pańskiem,‎ ‎ale‎ ‎przeciwnie‎ ‎wchodzi‎ ‎w‎ ‎pełnię‎ ‎praw.

Dniem‎ ‎Zmartwychwstania,‎ ‎dniem‎ ‎Pańskim stała‎ ‎się‎ ‎nasza‎ ‎niedziela,‎ ‎pierwszy‎ ‎dzień‎ ‎tygodnia,‎ ‎dzień‎ ‎oficjalny‎ ‎służby‎ ‎bożej.

Cóż‎ ‎oznacza‎ ‎Wielkanoc‎ ‎Starego‎ ‎i‎ ‎Nowego Zakonu?‎ ‎Wolność!‎ ‎Tak,‎ ‎Wielkanoc‎ ‎to‎ ‎święto wolności‎ ‎ludu‎ ‎bożego.‎ ‎Dzień‎ ‎wyjścia‎ ‎z‎ ‎niewoli i‎ ‎grobu.‎ ‎Śmierć‎ ‎pokonana,‎ ‎okowy‎ ‎spadają; nowe‎ ‎życie‎ ‎nadpływa‎ ‎—‎ ‎wiosna‎ ‎dusz‎ ‎i‎ ‎ludów. To‎ ‎jest‎ ‎właściwa‎ ‎Wielkanoc.

Nie‎ ‎wystarczy‎ ‎jednakże,‎ ‎że‎ ‎kalendarz‎ ‎wskazuje‎ ‎Wielkanoc,‎ ‎że‎ ‎Kościół‎ ‎i‎ ‎natura‎ ‎ją‎ ‎obchodzą.‎ ‎Cóż‎ ‎pomoże‎ ‎Wielkanoc‎ ‎w‎ ‎świątyni,‎ ‎na polu‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎lesie,‎ ‎jeżeli‎ ‎dzwony‎ ‎wielkanocne‎ ‎nie biją‎ ‎w‎ ‎sercu‎ ‎twym‎ ‎i‎ ‎duszy.

Ewangelia‎ ‎mówi,‎ ‎że‎ ‎przy‎ ‎śmierci‎ ‎Chrystusa Pana‎ ‎ziemia‎ ‎drżała,‎ ‎groby‎ ‎się‎ ‎otworzyły,‎ ‎i‎ ‎umarli powstali.‎ ‎W‎ ‎duchu‎ ‎winniśmy‎ ‎to‎ ‎powtórzyć w‎ ‎każdą‎ ‎Wielkanoc.‎ ‎Niech‎ ‎śpiący‎ ‎się‎ ‎zbudzą, niech‎ ‎związani‎ ‎zrzucą‎ ‎pęta,‎ ‎niech‎ ‎umarli‎ ‎powstaną.‎ ‎Święta‎ ‎chrześcijańskie‎ ‎muszą‎ ‎być‎ ‎obchodzone‎ ‎w‎ ‎prawdzie.‎ ‎Jeśli‎ ‎nie‎ ‎są‎ ‎wiernym odbiciem‎ ‎nastroju‎ ‎wewnętrznego,‎ ‎trzeba‎ ‎je‎ ‎odrzucić,‎ ‎bo by‎ ‎kłamały.

Wielkanoc‎ ‎więcej‎ ‎niż‎ ‎każde‎ ‎inne‎ ‎święto‎ ‎jest dniem‎ ‎wyzwolenia;‎ ‎wyzwolenia‎ ‎ze‎ ‎służalstwa i‎ ‎niewoli.‎

‎Uprzytomnijmy‎ ‎sobie‎ ‎genezą‎ ‎tego święta.

Lud‎ ‎wybrany‎ ‎Izraelitów‎ ‎był‎ ‎400‎ ‎lat‎ ‎w‎ ‎Egipcie,‎ ‎w‎ ‎diasporze‎ ‎pogańskiej.‎ ‎Początek‎ ‎był znośny,‎ ‎później‎ ‎atoli‎ ‎zaczyna‎ ‎się‎ ‎okres‎ ‎nędzy‎ ‎na wygnaniu.‎ ‎Polityczno‎ ‎-‎ ‎narodowa‎ ‎nienawiść Egipcjan‎ ‎dopuszcza‎ ‎się‎ ‎barbarzyńskiego‎ ‎okrucieństwa‎ ‎na‎ ‎żydowskiej‎ ‎„mniejszości”.‎ ‎Izraelici mają‎ ‎być‎ ‎za‎ ‎wszelką‎ ‎cenę‎ ‎wytępieni:‎ ‎gospodarczo,‎ ‎politycznie‎ ‎i‎ ‎na‎ ‎polu‎ ‎religijnym.‎ ‎Walka ta‎ ‎tępicielska‎ ‎nie‎ ‎oszczędza‎ ‎nawet‎ ‎kołysek‎ ‎niemowląt.
Na‎ ‎terenie‎ ‎pracy‎ ‎panuje‎ ‎terror‎ ‎i‎ ‎prześladowanie.‎ ‎Wolni‎ ‎stają‎ ‎się‎ ‎niewolnikami.‎ ‎Ale‎ ‎niewola‎ ‎rodzi‎ ‎często‎ ‎tchórzostwo.‎ ‎Sześćset‎ ‎tysięcy Izraelitów‎ ‎drży‎ ‎przed‎ ‎faraonem‎ ‎i‎ ‎jego‎ ‎namiestnikami.‎ ‎Buntują‎ ‎się‎ ‎nie‎ ‎przeciw‎ ‎ciemiężycielowi,‎ ‎lecz‎ ‎przeciw‎ ‎oswobodzicielowi,‎ ‎Mojżeszowi,‎ ‎bo‎ ‎jego‎ ‎postępowanie‎ ‎pełne‎ ‎energi‎i ‎sprawia im‎ ‎pewne‎ ‎niewygody.‎ ‎Trudności,‎ ‎związane z‎ ‎męskim‎ ‎ruchem‎ ‎wolnościowym,‎ ‎zdają‎ ‎im‎ ‎się przykrzejsze‎ ‎niż‎ ‎niewola.

Bóg‎ ‎może‎ ‎użyć‎ ‎gwałtu,‎ ‎aby‎ ‎z‎ ‎tego‎ ‎narodu niewolników‎ ‎uczynić‎ ‎naród‎ ‎mężów.‎ ‎Największą przeszkodą‎ ‎bowiem‎ ‎do‎ ‎zupełnego‎ ‎wyzwolenia nie‎ ‎są‎ ‎tyrani,‎ ‎lecz‎ ‎tchórze,‎ ‎którzy‎ ‎łańcuchów swoich‎ ‎nie‎ ‎chcą‎ ‎się‎ ‎pozbyć‎ ‎z‎ ‎obawy,‎ ‎aby‎ ‎przy- tym‎ ‎paru‎ ‎kropel‎ ‎krwi‎ ‎nie‎ ‎utracili.

 

Ta‎ ‎pierwsza‎ ‎Wielkanoc‎ ‎—‎ ‎to‎ ‎uwolnienie‎ ‎Kościoła‎ ‎Starego‎ ‎Zakonu‎ ‎z‎ ‎niewoli‎ ‎faraońskiej, uwolnienie‎ ‎narodu‎ ‎całego,‎ ‎sprawione‎ ‎mocą‎ ‎bożą, jest‎ ‎obrazem‎ ‎każdego‎ ‎duchowego‎ ‎ruchu‎ ‎wolnościowego‎ ‎w‎ ‎historii‎ ‎Kościoła‎ ‎Nowego‎ ‎Testamentu.

Kościół‎ ‎żyje‎ ‎dzisiaj‎ ‎w‎ ‎Egipcie.‎ ‎Staliśmy‎ ‎się narodem‎ ‎niewolników.‎ ‎Nie‎ ‎jesteśmy‎ ‎panami, ale‎ ‎pachołkami.‎ ‎Robimy‎ ‎to,‎ ‎co‎ ‎nam‎ ‎każą‎ ‎władcy świata:‎ ‎protestanci,‎ ‎liberałowie,‎ ‎masoni,‎ ‎żydzi, socjaliści.‎ ‎Jesteśmy‎ ‎pachołkami‎ ‎w‎ ‎dziedzinie prasy,‎ ‎pachołkami‎ ‎w‎ ‎literaturze,‎ ‎pachołkami w‎ ‎szerokiej‎ ‎polityce,‎ ‎w‎ ‎sprawach‎ ‎ekonomicznych.‎ ‎Oni‎ ‎rozkazują‎ ‎—‎ ‎my‎ ‎słuchamy,‎ ‎czasem może‎ ‎szemrząc,‎ ‎ale‎ ‎słuchamy.

Nie‎ ‎można‎ ‎upiększać‎ ‎smutnego‎ ‎faktu,‎ ‎nie wolno‎ ‎oszukiwać‎ ‎siebie‎ ‎i‎ ‎swoich,‎ ‎że‎ ‎wszystko jest‎ ‎w‎ ‎porządku,‎ ‎ponieważ‎ ‎chodzimy‎ ‎w‎ ‎niedzielę do‎ ‎Kościoła,‎ ‎spełniamy‎ ‎jakieś‎ ‎uczynki‎ ‎miłości bliźniego‎ ‎lub‎ ‎urządzamy‎ ‎zebranie.‎ ‎To‎ ‎wszystko nic‎ ‎nie‎ ‎pomoże,‎ ‎nie‎ ‎zmieni‎ ‎faktu,‎ ‎że‎ ‎w‎ ‎życiu publicznym‎ ‎znaczymy‎ ‎strasznie‎ ‎mało.‎ ‎Katolicyzm‎ ‎żyje‎ ‎w‎ ‎Egipcie‎ ‎i‎ ‎jęczy‎ ‎pod‎ ‎jarzmem‎ ‎literackim,‎ ‎politycznym‎ ‎i‎ ‎socjalnym‎ ‎władców‎ ‎doby obecnej.‎ ‎Co‎ ‎gorsza,‎ ‎upadlająca‎ ‎polityka‎ ‎kompromisów‎ ‎odgrywa‎ ‎milcząc‎ ‎rolę‎ ‎służalców‎ ‎jego królewskiej‎ ‎mości‎ ‎—‎ ‎ducha‎ ‎czasu.

Gdybyśmy‎ ‎się‎ ‎byli‎ ‎stali‎ ‎w‎ ‎Egipcie‎ ‎ludem‎ ‎męczenników!‎ ‎Nie‎ ‎byłoby‎ ‎to‎ ‎hańbą‎ ‎ale‎ ‎zaszczytem.‎ ‎Ale‎ ‎myśmy‎ ‎się‎ ‎pogodzili‎ ‎z‎ ‎tym ‎pogańskim‎ ‎status‎ ‎quo;‎ ‎większość‎ ‎czuje‎ ‎się‎ ‎szczęśliwsza‎ ‎przy‎ ‎pełnych‎ ‎garnkach‎ ‎w‎ ‎Egipcie,‎ ‎niż przy‎ ‎przepiórkach‎ ‎i‎ ‎mannie‎ ‎w‎ ‎pustyni‎ ‎—‎ ‎na wolności.‎ ‎Duchowa‎ ‎zależność‎ ‎katolików‎ ‎od‎ ‎innych‎ ‎—‎ ‎mniejsza‎ ‎jak‎ ‎się‎ ‎nazywają‎ ‎—‎ ‎jest‎ ‎tak rozpowszechniona,‎ ‎że‎ ‎często‎ ‎na‎ ‎tysiąc‎ ‎nie ma jednego‎ ‎osobnika,‎ ‎który by‎ ‎nie‎ ‎uginał‎ ‎karku przed‎ ‎jakimś‎ ‎bożyszczem.

 

Czas‎ ‎już‎ ‎wielki,‎ ‎żeby‎ ‎wyjść‎ ‎z‎ ‎Egiptu. Wstępem‎ ‎do‎ ‎tego‎ ‎niech‎ ‎będzie‎ ‎święte‎ ‎niezadowolenie!‎ ‎Czemuż‎ ‎ma‎ ‎być‎ ‎ciągle‎ ‎tak‎ ‎samo? Czemuż‎ ‎to,‎ ‎co‎ ‎jest‎ ‎dziś‎ ‎na‎ ‎dole,‎ ‎nie‎ ‎ma‎ ‎być‎ ‎jutro‎ ‎—‎ ‎po‎ ‎przejściu‎ ‎morza‎ ‎Czerwonego‎ ‎—‎ ‎u‎ ‎góry?‎ ‎Czemuż‎ ‎boska‎ ‎polityka‎ ‎nie‎ ‎ma‎ ‎zrobić‎ ‎w‎ ‎parę dni‎ ‎tego,‎ ‎jak‎ ‎ongiś,‎ ‎po‎ ‎świętej‎ ‎nocy‎ ‎Paschy‎ ‎— do‎ ‎czego‎ ‎normalnie‎ ‎potrzeba‎ ‎kilkuwiekowej ewolucji.‎ ‎Czyż‎ ‎nie‎ ‎żyjemy‎ ‎w‎ ‎wieku‎ ‎nieograniczonych‎ ‎możliwości?‎

‎I‎ ‎jeśli‎ ‎się‎ ‎nie‎ ‎wierzy,‎ ‎że polityką‎ ‎rządzi‎ ‎ślepy‎ ‎traf‎ ‎—‎ ‎wiara‎ ‎w‎ ‎to‎ ‎do dogmatów‎ ‎wprawdzie‎ ‎nie‎ ‎należy‎ ‎—‎ ‎to‎ ‎czyż‎ ‎komunizm‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎ostateczną‎ ‎konsekwencją‎ ‎logiki, co‎ ‎rządziła‎ ‎historią‎ ‎świata,‎ ‎po‎ ‎której‎ ‎tylko sąd‎ ‎ostateczny‎ ‎albo‎ ‎zwrot‎ ‎radykalny‎ ‎tępić‎ ‎może.‎ ‎Jednakowoż‎ ‎w‎ ‎jakimkolwiek‎ ‎kierunku‎ ‎sprawy‎ ‎pójdą,‎ ‎w końcu‎ ‎musi‎ ‎nastąpić‎ ‎zmartwychwstanie.

Oczywiście,‎ ‎wpierw‎ ‎musi‎ ‎się‎ ‎odbyć‎ ‎święto wewnętrznego‎ ‎wyzwolenia.‎ ‎Wolność‎ ‎prawdziwa‎ ‎musi‎ ‎się‎ ‎zrodzić‎ ‎w‎ ‎sercu,‎ ‎w‎ ‎cichości.‎ ‎Za leży‎ ‎ona‎ ‎nie‎ ‎od‎ ‎głośnych‎ ‎frazesów,‎ ‎nie‎ ‎od‎ ‎zamachów‎ ‎politycznych.‎ ‎Jest‎ ‎ona‎ ‎dziełem‎ ‎religii,‎ ‎nie‎ ‎zaś‎ ‎dyplomacji‎ ‎albo‎ ‎jakichś‎ ‎organizacji.‎ ‎Największym‎ ‎oswobodzicielem‎ ‎wszystkich wieków‎ ‎jest‎ ‎Jezus‎ ‎Chrystus.‎ ‎Nie‎ ‎liberalizm‎ ‎albo socjalizm.

 

Na‎ ‎czym‎ ‎polega‎ ‎wyzwolenie‎ ‎człowieka?

Chrystus‎ ‎nam‎ ‎to‎ ‎powiedział:‎ ‎Jeśli‎ ‎będziecie‎ ‎słuchali‎ ‎mowy‎ ‎mojej,‎ ‎poznacie‎ ‎prawdę,‎ a‎ ‎prawda was‎ ‎wyzwoli.‎ ‎Wtedy‎ ‎żydzi‎ ‎odpowiedzieli:‎ ‎Nigdyśmy‎ ‎nikomu‎ ‎nie‎ ‎służyli.‎ ‎Jezus‎ ‎im‎ ‎odrzekł: Zaprawdę,‎ ‎zaprawdę‎ ‎powiadam‎ ‎wam:‎ ‎Każdy który‎ ‎grzech‎ ‎czyni,‎ ‎jest‎ ‎niewolnikiem‎ ‎grzechu. Jeśli‎ ‎was‎ ‎Syn‎ ‎uwolni,‎ ‎wtedy‎ ‎naprawdę‎ ‎wolni będziecie.‎ ‎—‎ ‎Wolność‎ ‎na‎ ‎tym‎ ‎polega,‎ ‎żeby‎ ‎według‎ ‎własnego‎ ‎sądu‎ ‎czynić‎ ‎to,‎ ‎co‎ ‎należy.

Nieprzyjaciółmi‎ ‎wolności‎ ‎są:‎ ‎błąd,‎ ‎namiętność,‎ ‎przemoc.‎ ‎Błąd‎ ‎tak‎ ‎zaślepia‎ ‎człowieka, że‎ ‎nie‎ ‎widzi‎ ‎prawdy.‎ ‎Ślepy‎ ‎traci‎ ‎wolność.‎ ‎Namiętność‎ ‎ołowiem‎ ‎obciąża‎ ‎skrzydła‎ ‎orła‎ ‎—‎ ‎woli. Człowiek‎ ‎namiętny‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎wolny.‎ ‎—‎ ‎Przemoc nie‎ ‎ma‎ ‎wprawdzie‎ ‎władzy‎ ‎nad‎ ‎duchem‎ ‎człowieka.‎ ‎Nie‎ ‎może‎ ‎zmusić‎ ‎do‎ ‎czynienia‎ ‎czegoś,‎ ‎czego się‎ ‎nie‎ ‎chce.‎ ‎Ale‎ ‎od‎ ‎wieków‎ ‎tylko‎ ‎nieliczne jednostki‎ ‎mają‎ ‎odwagę‎ ‎męczeństwa,‎ ‎t.‎ ‎j.‎ ‎odwagę pozytywnego‎ ‎oparcia‎ ‎się‎ ‎przemocy.

Któż‎ ‎więc‎ ‎ocali‎ ‎wolność?‎ ‎

Uczyni‎ ‎to‎ ‎wiara: zwalczając‎ ‎błędy,‎ ‎zdejmuje‎ ‎zasłonę‎ ‎z‎ ‎oczu‎ ‎wolności.‎ ‎Uczyni‎ ‎to‎ ‎religia,‎ ‎poskramiając‎ ‎dziką bestię‎ ‎namiętności.‎ ‎Uczyni‎ ‎to‎ ‎Kościół,‎ ‎potępiając‎ ‎wszelką‎ ‎niesprawiedliwość‎ ‎i‎ ‎gwałt.‎ ‎Kościół jest‎ ‎bowiem‎ ‎matką‎ ‎wolności‎ ‎i‎ ‎rodzicielką‎ ‎wszelakiej‎ ‎prawdziwej‎ ‎swobody.‎ ‎W‎ ‎miarę‎ ‎zaś‎ ‎wzrostu‎ ‎wpływów‎ ‎kościoła‎ ‎na‎ ‎umysły‎ ‎upada‎ ‎tyrania‎ ‎z‎ ‎jednej,‎ ‎a‎ ‎służalstwo‎ ‎z‎ ‎drugiej‎ ‎strony.

 


Ks. Robert Mäder – Katolikiem jestem!. Księgarnia Świętego Wojciecha  w Poznaniu. 1929.


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Jedna odpowiedź do „Zmartwychwstaniemy! – Ks. R. Mäder”

  1. Awatar Zbyszek
    Zbyszek

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Zbyszek Anuluj pisanie odpowiedzi