Panu Bogu nie podobają się wymuszone ofiary. Jemu służyć trzeba z wolnego wyboru, gdyż On w nieskończonej Swojej dobroci, chce każdą, chociażby nawet i należną usługę, wynagrodzić suto po Bożemu, ale na to potrzeba, ażeby ona była godną nagrody, dlatego ma być wolno wybraną.
Pod tym względem wiara nie stanowi żadnego wyjątku. Ona winna być, z jednej strony rozumną, ale z drugiej strony także i zasługi pełną, stąd nagrody godną służbą Bożą. Dlatego, przyzwolenie nasze na objawione prawdy ma być aktem rozumu, ale także i aktem wolnej woli. Ale jakże ma się to stać?
Oto rozum dany przez Stwórcę człowiekowi, ażeby go oświecał, poznaje najwyższą wiarogodność tajemnicy, a to przez zbadanie zewnętrznych, niezbitych jednak dowodów, ale z przystaniem na nią czeka, jak długo, z powodu wewnętrznej ciemni, prawdziwości jej nie przeniknie.
Wola którą Stwórca ustanowił panem wszelkich sił ciała i duszy, uwiadomiona o tym, na podstawie wiarogodności objawienia, rozkazuje rozumowi z wolnego wyboru i bez przymusu, ażeby tę tajemnicę rzeczywiście i jak najprędzej przyjął i za prawdziwą uznał. Tak więc zgodność wiary z rozumem i wolność schodzą się razem i kładą po części wspólnie podstawę jej zasługi. Tak jest, po części, albowiem także i nadprzyrodzona łaska Zbawiciela ma w tym swój udział, jak to jeszcze wyraźniej wykażemy.
A więc, jakże wdzięcznymi winniśmy być Opatrzności za tak mądre urządzenie! Ponieważ tajemnice Objawienia osłonione są czcigodną ciemnią, co do której otrzymaliśmy tylko zewnętrzną moralną pewność, dlatego światłość i ciemnia tak roztropnie są pomieszane, iż, dla największego naszego pożytku, nasza wiara może być rozumną, a równocześnie także i zasługi pełną. Bo, gdyby wszystko było jasnym, w czymże byłaby zasługa wiary? Gdyby wiara, z wewnętrznych powodów była oczywistą, przystawanie na nią rozumu nie zależałoby od rozkazu wolnej woli. Oczywistość by go zmuszała do niej i dlatego nie mogłaby być człowiekowi poczytaną za zasługę. Gdyby zaś wszystko było ciemne, czyż byłaby rozumną? Bo, gdy rozumu przynajmniej zewnętrzne światło nie kieruje, jest on w ciągłem niebezpieczeństwie potykania się i brania błędu za prawdę. Ale tak, jak jest, ma on dostatecznie dużo światła i rozumu z należytą pewnością widzi rzeczywistość Objawienia, a przy odpowiedniej ciemni, przyjmuje bez przymusu objawioną prawdę, na rozkaz wolnej woli.
Tak to najmędrszy i najlepszy Bóg stworzył człowieka, a dla człowieka religię. Wola musi pozostać wolną i musi dobrowolnie przyjmować prawdy w sobie ciemne, albowiem zewnętrzna ich jasność t. j. ich wiarogodność zaspakaja zupełnie rozum, bez zadawania mu gwałtu. I czyż mamy prawo się na to skarżyć? Czyż Pan Bóg nie jest nieograniczonym panem naszego ducha i naszego serca i czy całe to zarządzenie nie zmierza ku naszemu największemu dobru? Jakże więc niesprawiedliwie postępują niedowiarkowie, tak przeciwko samym sobie, gdy moralnymi dowodami niezadowoleni, żądają matematycznych i metafizycznych, które by rozum jasno przekonywały, do przyjmowania ich bezsprzecznie go zniewalając. Ale nie, tego rodzaju dowody nie byłyby odpowiednie; one by niszczyły wolność woli i zasługę wiary.
Wolność wiary wytłumaczyliśmy, o ile to było możliwe. I oby tym sposobem usunięte zostało ciągłe w kółko kręcące się nieporozumienie, albo raczej nadużycie! Mówi się dzisiaj, że wiara jest wolną, a więc, że każdemu wolno wierzyć, albo nie wierzyć w to, albo w owo. I dla podstępnego zabarwienia rzeczy, nie używa się już więcej słowa wiara, lecz mówi się tylko o myśleniu. Mam wolność myślenia, myślę inaczej, prześladują mnie, albowiem inaczej myślę itd.
Dlaczegóż i uczynków nie nazywa się myśleniem i dlaczego nie mówi się tak samo, gdy mowa o uczynkach? Przecież różnica istniejąca między pojęciami przez słowa myśleć i wierzyć wyrażanymi z pewnością nie jest mniej rzeczywistą, może także i mniejszą, przynajmniej nie mniej widoczną od zachodzącej pomiędzy pojęciami, które oznaczają słowa myśleć i czynić. Bo, jeżeli wiara wyrabia się z myśli, to i uczynki wynikają z myśli. Ale, jak już powiedzieliśmy, ten sposób mówienia podoba się z podchwytliwości, ażeby niedorzeczność nie była tak bardzo widoczną. Czyż nie lepiej brzmi, inaczej myśleć, aniżeli inaczej wierzyć.
Wiara jest wolną, to jest zupełnie słuszne, ale ani mniej ani więcej, ani w inny sposób, ani w innym znaczeniu, niż uczynki cnoty i występku. Bo, czy z wolności cnót i występków odważy się ktoś wnioskować, że każdemu wolno jest postępować cnotliwie, albo występnie, zachowywać wierność małżeńską, albo cudzołożyć, dokładnie przestrzegać we wszystkim uczciwości, albo oczerniać, kraść, rabować, lub uciskać, dzieci po chrześcijańsku wychowywać, albo dusić, przełożonym być posłusznym, albo zaburzenia i bunty szerzyć, państwu, wedle możności służyć, albo je podkopywać? A więc, jeżeli, pomimo wolności w uczynkach, takie wnioski są oczywiście niedorzecznymi, to także i powyższe wnioskowanie o wierze, wyciągane z jej wolności, która przecież nie ma innych właściwości, jest z pewnością zupełnie fałszywe i niedorzeczne.
Głównej tego przyczyny nie potrzeba, ani z trudem, ani daleko szukać. Ponieważ cnoty są nakazane, a występki zakazane, dlatego wolność ich dotycząca jest czysto tylko fizyczną, nie moralną. Mamy wprawdzie przyrodzoną możność czynienia inaczej, ale nasz moralny obowiązek jest, by nie czynić inaczej. Fizyczna wolność stoi jedynie tylko po stronie uczynku i sprawia, że tenże może być przedmiotem nakazu, albo zakazu i powodem nagrody, albo kary. Ale ona nie daje człowiekowi, ani pozwolenia, ani prawa działania przeciwko przykazowi albo zakazowi. Jest to haniebne nadużycie przyrodzonej wolności, jeżeli się jej używa do przekraczania prawa i właśnie dlatego ma prawodawca prawo karania przestępcy, albowiem wskutek tejże samej wolności, mógł on przekroczenia uniknąć.
To zupełnie słuszne rozumowanie zastosujemy i do wiary. Istnieje dla wszystkich ludzi Boskie przykazanie, by wierzyli w to wszystko, co Jednorodzony Syn Boży, gdy ukazał się pomiędzy nami w ciele ludzkim, objawił i całemu światu obwieścił, albo bezpośrednio Sam przez Siebie, albo przez Swoich Apostołów. Przyjmując to przykazanie, nie mamy już więcej moralnej wolności wierzenia, albo nie wierzenia w to, albo w owo, lub też, wedle dzisiaj używanego sposobu mówienia, myślenia tak, albo inaczej. Fizyczna wolność nie znosi moralnego obowiązku wiary, który z przykazania wynika, ona nas tylko karygodnymi robi, jeżeli go nie spełniamy. Któż bowiem będzie tak zuchwale, tak bezwzględnie myślał, iż wskutek fizycznej swej wolności, ma prawo nie słuchania Bożego rozkazu, nie poddawania się, gdy Bóg przemawia, a nawet zadawania Mu w oczy kłamstwa !
I z tego co dopiero powiedziano, wynika rzecz zupełnie naturalna, którą, ponieważ jest nadzwyczajnie ważną, nie
możemy nie poruszyć.
Z powodu nadzwyczajnego podobieństwa pomiędzy wolnością wiary, a wolnością cnót i występków, ci, którzy wskutek swojego stanowiska, obowiązani są do czuwania nad obyczajami tj. nad zachowaniem moralnych przykazań Bożych, mają także ścisły obowiązek zwracania czujności swojej na Boskie przykazania o wierze. Zastępcy Boga na ziemi czuwać muszą zupełnie i pod każdym względem nad sprawami swojego Pana w Niebie. Przykazanie o wierze nie powinno być wykluczone, albowiem jego przekroczenie Pana Boga obraża i znieważa tak samo, jak przekroczenie każdego innego prawa obyczajowego. A nawet może i więcej, nie tylko dlatego, że bez wiary najlepsze obyczaje żadnego pożytku zbawieniu nie przynoszą, ale także i dlatego że wiara jest prawdziwej obyczajności źródłem, jak to namacalnie się pokazuje z dzisiejszego upadku obyczajów, który do tak wysokiego stopnia doszedł, dopiero gdy wiara wszędzie zanikła.
Nie mówimy tutaj o duchownych przełożonych kościoła. Oni to sami wiedzą i muszą wiedzieć, że właśnie na to zostali ustanowieni przez Chrystusa Pana. Oby tylko Pan Bóg dał im siłę ducha, by, ani dla politycznych, ani dla żadnych innych ziemskich względów, nie dali się odwieść od postępowania podług wiadomego sobie obowiązku!
O rodzicach jednak nie wolno nam zamilczeć. Bo im to przede wszystkim zostały dusze dzieci przez Stwórcę powierzone. Oni winni z troskliwością kształcić ich obyczaje a obok tego i ich wiarę. Ale czy spełniają ten najświętszy obowiązek, gdy już z góry, przez układ na wskroś niesprawiedliwy, przeznaczają dzieci do błędnej wiary, albo wychowują w pewnej obojętności względem wszystkich chrześcijańskich wyznań, jeżeli dobrze rozpoczętej nauki nie prowadzą dalej z gorliwością, jeżeli dają im do ręki różne złe pisma, albo pozostawiają je w ich rękach i jeżeli zaraźliwego towarzystwa niedowiarków stanowczo i skutecznie nie zabraniają? Wy rodzice, którzy, pod tym względem czujecie się winnymi, drżyjcie! Sprawiedliwy, a zarazem nieubłagany Sędzia zechce kiedyś odebrać z waszych rąk dusze waszych dzieci i krew Chrystusa Pana za nich przelaną. Dlatego drżyjcie!
Ojcowska władza jest na ziemi najpierwszą, a nawet i źródłem władzy panujących. Czymże bowiem są panujący, jeżeli nie ojcami wielu rodzin i cóż jest dla nich zaszczytniejszym jeżeli nie to, że ich poddani czczą i kochają jak ojców? I, czy nie wiadomo nam, że pieszczotliwe nazwisko ojca w uszach ich o wiele milej dźwięczy, jak każde inne? Dlatego wszyscy przełożeni, zacząwszy od ojca, aż do panującego, mają wzmiankowany obowiązek czuwania nad wiarą swoich podwładnych, tak samo, jak wszyscy, wobec Boga, są obowiązani troszczyć się o ich obyczaje, rozumie się w sposób odpowiedni do tego stopnia ich władzy, najwięcej zaś ten, który pełnię władzy dzierży.
Mówi się wprawdzie, że panujący winien tylko patrzeć doczesnego dobra państwa i obywateli. Ale, czyż także i na obyczaje nie powinien on zwracać uwagi ? Czyż one na dobro państwa wpływu nie wywierają? A czyż wiara nie wywiera tutaj największego wpływu? Czy ona nie jest najznakomitszym bodźcem obywatelskich cnót, najsilniejszą podporą państwa? Zaiste do dawnych czasów nie potrzeba sięgać, bo przed oczami naszymi mamy dosyć przykładów strasznego upadku państwa, w którem niedowiarstwo górę wzięło.
Bo i cóż warte jest doczesne szczęście, jeżeli nie służy za środek do wiecznego, albo nawet, jeżeli pociąga za sobą
wieczne nieszczęście? Tak panujący, jak i obywatel mogą się nim cieszyć do czasu, we wieczności będą je obydwaj opłakiwali. Czas mija, wieczność tylko na zawsze pozostaje.
Dlatego zaprzeczyć się nie da, iż jest najświętszym obowiązkiem panujących prawdziwą wiarę poddanych utrzymywać, wzmacniać, pomnażać, z całą siłą oddalać od państw swoich to co ją może osłabiać, albo nawet zupełnie psuć, stąd winni przeszkadzać wzmiankowanemu nadużyciu przyrodzonej wolności, krótko mówiąc, mają wszystko tak urządzać i o powszechny dobrobyt ogółu nie inaczej się starać, jak tylko w sposób nie osłabiający, lecz raczej wzmagający wiarę pojedynczych obywateli.
„Wiara chrześcijanina jaką być powinna.” – X, Zygmunt Storchenau T. ]., W Brodach 1911. Nakładem księgarni Feliksa Westa.
Skomentuj