Franciszek 29 maja mianował 16 nowych kardynałów elektorów mających prawo głosu na konklawe, w tym biskupa Roberta McElroya z San Diego w Kalifornii.
McElroy, który po raz pierwszy został biskupem pomocniczym San Francisco w 2010 r., a następnie mianowany biskupem San Diego przez Franciszka w 2015 r. Prasa już wydaje okrzyki zachwytu że „wybór przez Franciszka nowego kardynała McElroya to niewątpliwy znak dla kościoła w USA”
McElroy jest jednym z najgłośniejszych orędowników metod „duszpasterskich” Franciszka wśród hierarchii amerykańskiej, głosząc jego poglądy o ochronie środowiska – przekonuje m.in że klimat powinien być „głównym priorytetem” dla kościoła w USA – czy „otwartego” podejścia do tzw. osób LGBT .
W 2019 roku McElroy był jednym z dwóch Amerykanów, których Franciszek wyznaczył do udziału w watykańskim synodzie w regionie Amazonii, który zapoczątkował dyskusje na temat wymogów celibatu dla kapłaństwa i wyświęcenia kobiet do diakonatu. Oczywiście McElroy jest orędownikiem jednego i drugiego. Dał też nie jeden raz wyraz zachwytu nad synodalnością która może „rozpalić ogień” i „odnowić Kościół”
W 2019 r. McElroy powiedział biskupom, że uznanie aborcji jest priorytetem ponieważ jest „niezgodne z nauczaniem papieża, jeśli nie niespójne„. Jak powiedział: „To nie nauka katolicka, że aborcja jest najważniejszym problemem, z jakim mamy do czynienia w świecie katolickiej nauki społecznej”
Zauważmy że ważne żeby było zgodne z „nauczaniem papieża”, nie z odwiecznym nauczaniem Kościoła. Teraz nauką katolicką jest tylko to co głosi Franciszek. Reszta, czyli Ewangelia i Tradycja, w związku z tym najwyraźniej stały się „niespójne”.
Jego zdaniem jest „używaniem Eucharystii do celów politycznych” zabranianie politykom proaborcyjnym Komunii. Powiedział: „Nie rozumiem, jak pozbawienie prezydenta lub innych przywódców politycznych Eucharystii na podstawie ich stanowiska w sprawach publicznych może być interpretowane w naszym społeczeństwie jako coś innego niż wykorzystywanie Eucharystii i wysiłek, by nie przekonywać ludzi za pomocą argumentów, dialogu i rozumu, ale raczej, by zmusić ich do uległości w tej sprawie„.
I tak twierdzi ktoś z doktoratem w zakresie teologii moralnej. czyli ktoś kto powinien rozumieć że politycy są zdolni do wielu rzeczy, w tym do instrumentalnego „używania” Komunii do celów politycznych i raczej należy w trosce o dobro dusz odebrać możliwość świętokradztwa. I ich, i tych którzy mogą pójść za ich przykładem, w błędnym mniemaniu że nie jest grzechem popieranie aborcji. Pomijając oczywiście poważne wątpliwości czy rzeczywiście biskupi zezwalający na te praktyki już cokolwiek uważają za świętokradztwo, i dlaczego…
A jest jeszcze poważniejsza kwestia, jaką jest promowanie i przyczynianie się do zabijania nienarodzonych dzieci. Dlatego przecież arcybiskup Salvatore Cordileone, w zeszłym tygodniu zabronił przewodniczącej Izby Reprezentantów USA Nancy Pelosi przystępowania do Komunii – dopóki nie nawróci się ze swojego upartego poparcia dla aborcji.
Cordileone wyjaśnił, że wydał instrukcję dotyczącą Pelosi zgodnie z kanonem 915 Kodeksu Prawa Kanonicznego, który stanowi, że „Ci… uporczywie trwający w jawnym grzechu ciężkim nie mogą być dopuszczeni do Komunii Świętej”.
Tak powinno wyglądać katolickie braterstwo i miłosierdzie dla jawnie grzeszących.
Jeśli nominacja McElroya ma na celu przesłanie wiadomości amerykańskim biskupom, to najbardziej oczywistym jest, że Franciszek wskazał tym wyborem priorytety duszpasterskie dla biskupów w USA. Ci bardziej konserwatywni zostali postawieni do kąta, i o żadne „braterstwo”, „dialog” i wyrozumiałość nie chodzi.
Jak podaje The Pillar biskupi opisywali McElroya jako „osobę o ognistym charakterze lub jako bojownika, a nawet wojownika, w debatach z innymi biskupami.” i twierdzą że „ta nominacja wydaje się być odrzuceniem ich własnych wysiłków na rzecz jedności – włączając w to dokument o Eucharystii z 2021 roku, co do którego ostatecznie osiągnęli znaczny konsensus, po miesiącach ostrej debaty.”
Jak zawsze Franciszek manipuluje mówiąc jedno, a robiąc coś przeciwnego.
Niektórzy amerykańscy katolicy sugerują, że nominacja McElroy’a niesie ze sobą jeszcze jedno „przesłanie”: W przyszłym miesiącu miną cztery lata od pojawienia się skandalicznych informacji na temat byłego kardynała Theodore’a McCarricka – obwołanego przez media drapieżnikiem seksualnym. Głośno było o molestowaniu i wykorzystywaniu dzieci oraz seminarzystów i młodych księży. Pojawiły się też pytania kto o tym wiedział i kto był odpowiedzialny. McElroy należał do tych, którzy musieli coś wiedzieć o McCarricku. Był wśród tych w amerykańskim episkopacie, którzy zostali poinformowani.
Po kilku spotkaniach z McElroyem, psychoterapeuta Richard Sipe, były mnich benedyktyński i rzecznik ofiar nadużyć seksualnych ze strony duchownych, napisał do biskupa w lipcu 2016 roku. List zawierał ostrzeżenia dotyczące McCarricka. Relacjonował że kardynał „został zgłoszony przez licznych seminarzystów i księży o seksualnych zalotach i aktywności”….. „Przeprowadziłem rozmowy z dwunastoma seminarzystami i księżmi, którzy potwierdzają propozycje, molestowanie lub seks z McCarrickiem, który stwierdził: ‚Nie lubię spać sam’” – napisał Sipe.
Po otrzymaniu tego listu McElroy odmówił ponownych spotkań z Sipe. List do szuflady a temat zamknięty. Tak, jak temat odpowiedzialności chce zamknąć swoim wyborem Franciszek.
Podsumowując tak wygląda moralność biskupów mianowanych na kardynałów. Można nawet ubolewać nad skandalami, jak to robi Franciszek, ale jeśli da się użyć kogoś, kto dopuścił się zaniedbania, do urzeczywistnienia swoich równie obłudnych celów, to hipokryzja Franciszka granic nie zna. Walka z tuszowaniem też idzie na pełnej parze, jak widać. Trudno jakiegokolwiek winnego znaleźć, a tym bardziej ukarać
Co oznacza nominacja McElroya do Kolegium Kardynalskiego? To samo co ostatnia nominacja na przewodniczącego Episkopatu Włoch:
Skomentuj