O przeszkodach do miłości Boga i korzyściach wypływających z tejże.
I.
Jeżeli powyższe nauki i przykłady nie przekonały mnie dostatecznie o nieodzownym i koniecznym zachowaniu w całej pełni i w najdrobniejszych szczegółach, tego, tak pod każdym względem ważnego przykazania miłości Bożej, w takim razie muszę sobie powiedzieć: że nie znam wcale ani Boga, ani Jego niezaprzeczonych praw nade mną nie rozumiem ; nie znam siebie samego i nie pojmuję moich najpierwszych i najważniejszych obowiązków; nie zastanawiam się i nie obejmuję rozumem, czym Bóg Sam w sobie, jakiej czci i uwielbienia jest godzien, co dla mnie uczynił, co mi przyobiecał, do jakiego niepojętego przeznaczył mnie szczęścia, i jakich warunków wymaga ode mnie, abym to szczęście rzeczywiście mógł osiągnąć. Zapominam widocznie o tym, że Bóg jest moim początkiem i ostatecznym moim końcem; że pominąwszy wszystkie inne przyczyny, już z tych dwóch powodów nieskończenie kochać Go powinienem.
Czy patrzę na siebie jako na dzieło rąk Bożych, czy jako chrześcijanin, przez wiarę ten mój tytuł oceniam, czy się pytam rozumu lub serca; czy spoglądam w około siebie, lub też we wnętrze mej duszy: wszystko mi odpowiada, że powinienem Boga nade wszystko i całą potęgą sił moich ukochać; że żadne zobowiązanie na świecie, sprawiedliwszym i świętszym być nie może, ponieważ ono jest właśnie źródłem wszelkiej sprawiedliwości i świętości: że gdyby to przykazanie nie istniało, w takim razie żadna sprawiedliwość nie miałaby oparcia i musielibyśmy zaprzeczyć istnieniu wszelkiej podstawy moralności, wszelkiej łaski tak naturalnej jak nadnaturalnej; że na koniec to słodkie przykazanie miłości Bożej, żadną miarą nie może nam być uciążliwym, ponieważ jest ono z samego rzeczy porządku, konieczną i nieodzowną serca mego potrzebą i żadną miarą nie mogę się czuć szczęśliwym, pokąd to przykazanie zaniedbywać będę.
Jeśli to przykazanie nuży mnie i uciska, wówczas mam niezbity dowód, że ulegam ślepo moim zgubnym i niedorzecznym namiętnościom; mojej pysze, której wszelkie jarzmo cięży, i która pragnie zawsze być niepodległą, i w reszcie miłości własnej, ku której zwracam wszelkie uczucia mego serca.
Lecz czyż godzi się abym w rzeczach tak ważnych, gdy rozchodzi się o prawa Boże i o moje wobec Boga zobowiązania, liczył się z moimi samowolnymi i zgubnymi upodobaniami? Strach pomyśleć, w jakim stopniu zepsucia pogrążona jest nieszczęśliwa natura nasza i jak bardzo oddaliła się od tego pierwiastka prawości, w którą Bóg ją uposażył w pierwszej chwili istnienia, skoro takiego doświadcza wstrętu wobec poddania się miłości Bożej i tyle gwałtu zadawać sobie musi, aby to najszczytniejsze przykazanie wypełniać; gdy tylu rozmaitych używa wybiegów, tyle nędznych przytacza powodów, byle się tylko z pod tych krępujących ją praw wyłamać, lub co najmniej, ile możności ścieśnić tychże granice, wmawiając w siebie, że już wszelkim zobowiązaniom zadość uczyniła, jeśli jawnie i otwarcie nie przekracza prawa Boskiego.
Żalę się i narzekam, że to przykazanie nadto moją wolną wolę krępuje. Trudna rada, Pan Bóg nie mógł tego mojej woli i upodobaniu do decyzji zostawić, czy i ile powinienem Go ukochać. A zresztą czyż to rzeczywiście moją wolną wolę krępuje, jeśli tę wolę stworzoną i usposobioną do ukochania wszystkiego, co piękne i dobre, zwracam nieustannie ku najwyższemu Pięknu i Dobru? Jeśli wszelkie upodobania moje i przywiązania do stworzeń, podnoszę i kieruję do źródła wszelkiej miłości? Wszak to tylko tę wolę moją uszlachetnić i uzacnić może, a żadną miarą nie nakłada na nią niewygodnych więzów i pęt! Przeciwnie, to przykazanie miłości służy nam raczej do udoskonalenia naszej woli, do utrzymania jej w należytym porządku, chroni ją przed zaślepieniem, które by ją zmieniło z łatwością w narzędzie naszej zguby, upadku i nieszczęścia!
II.
Żadne z Boskich przykazań nie prowadzi nas tak skutecznie i bezpośrednio do udoskonalenia, jak to przykazanie miłości. Wszystkie inne ułatwiają nam tylko i usposabiają do wypełnienia celu, jaki nam Bóg przeznaczył. Na czem polega wielkość i potęga mego rozumu? Potęga mego rozumu polega na zdolności poznawania Boga, tak co do Jego niezrównanych zalet, jak i w ogóle wszystkich dzieł Jego, tak w porządku naturalnym jak i nadnaturalnym. W tym też kierunku powinien on ustawicznie pracować i udoskonalać się, wynajdując coraz to nowe i niewyczerpane przedmioty, godne naszego podziwu i uwielbienia. To jest nasz cel, nasz obowiązek i przeznaczenie nasze na ziemi.
Gdy rozumem naszym przenikamy, o ile to w naszej mocy, doskonałości Boskie, z podziwem i rozkoszą podnosząc ku nim myśl i serce nasze, wówczas wartość wszelkich stworzeń w oczach naszych niknie i maleje; spoglądamy na nie z pewną obojętnością, jakby dla wypoczynku, ponieważ wzrok nasz olśniony blaskiem chwały Bożej, nie jest w stanie zbyt długo, bez znużenia w ten blask się wpatrywać. Cóż bowiem tak pięknego, moglibyśmy odkryć w rzeczach stworzonych? Słabe zaledwie i blade odbicie niezrównanej piękności Boskiej. Dlatego też rozum nasz powinien na chwilę tylko i jak wyżej mówiliśmy, dla wytchnienia raczej, zwracać się ku stworzeniom, zakładając natomiast stałe schronienie swoje w Bogu, w tym jedynym źródle wszelakiego piękna.
W Bogu też tylko, słaby nasz umysł czerpać może najwznioślejsze i najszczytniejsze zasady: prawość charakteru, czystość uczuć i myśli, stałość w przedsięwzięciach, poczucie sprawiedliwości w każdym życia wypadku, przenikliwość i bystrość pojęcia, trzeźwy i jasny sąd o wszystkim; słowem, nieprzeliczony szereg cnót rozlicznych, rozum nasz nabyć może, przez nieustanny i ścisły związek z najrozmaitszą Boską Istotą, przez korne poddanie naszych władz umysłowych tej odwiecznej Prawdzie, która jest jedynym i rzeczywistym źródłem wiedzy i oświecenia dla wszystkich umysłów.
Szalona i niedorzeczna filozofia ludzka posuwa się często do tego stopnia ciemnoty i zaślepienia, że się odważa wątpić a nawet zaprzeczać istnienia Boga, Opatrzności Boskiej, i w ogóle wszelkich prawd objawionej wiary! Obłęd to prawdziwy, potworna ciemnota i pogardy godne spodlenie ludzkiej natury, które umysł nasz stworzony do światła, w bezdennym zaślepieniu pogrąża! O Boże mój, przejmij serce moje wstrętem i odrazą, której niedorzecznej mądrości i ku jej wyznawcom i szerzycielom.
Na czym polega szlachetność serca ludzkiego? Szlachetność naszego serca polega, na zdolności ukochania najwyższego Dobra; na gorącem pragnieniu nieustannej łączności z Bogiem i na tym przekonaniu, że nic zgoła prócz Boga zadowolić go nie może. Jak już wspominaliśmy tylokrotnie, przeznaczeniem naszym jest posiadanie Boga w Wieczności; do tego szczęścia jednak prowadzi nas jedyna droga miłości: w tym życiu, przez gorące pragnienie pełnienia we wszystkim woli najwyższego Boga, które w przyszłym, zamieni się na nierozdzielną łączność naszych upodobań i pragnień, z upodobaniami i pragnieniami Bożymi, a tym samem wejdziemy w najzupełniejsze posiadanie najwyższego szczęścia, to jest— Boga. Jak długo żyjemy na świecie, nigdy serce nasze w całej pełni nie może być szczęśliwym; smutek i tęsknota są udziałem ziemskiego wygnania, lecz ta tęsknota i pragnienie gorącej miłości Bożej, torują nam drogę do wiekuistego szczęścia i chwały!
Stosownie do przedmiotów, jakimi zajmuje się umysł i serce nasze, uszlachetniają się lub poniżają władze naszej duszy, jak i uczucia serca: jeżeli to ostatnie Bogiem wyłącznie zajęte, wówczas objętość tego serca zdaje się rozszerzać, szlachetność wzrasta i potęguje się coraz bardziej, a Bóg tak je łaską Swoją przepełnia, że nie ma już w nim miejsca dla rzeczy stworzonych!
Jak natomiast niskim, podłym i ciasnym jest to serce, które stworzeniami zajęte, w nich całe swoje zakłada szczęście i o Bogu nie myśli wcale! Jakaż zachodzi różnica między sercem oddanym Bogu, który jest szczytem świętości i czystości; a występnym i zbrodniczym, które widząc w stworzeniach cel upragniony, pogrąża się coraz bardziej we wszelkiego rodzaju występkach i zbrodniach. O ile pierwsze opływa w obfitość pokoju, o tyle drugie żyje w nieustannym zamieszaniu, trwodze i smutku!
Dusza, która Boga ukochała nad wszystko, posiada niezrównany wdzięk i wartość w oczach tegoż Boga, który jest sędzią najsprawiedliwszym i który prawdziwą zasługę niezawodnie oceni; natomiast dusza oddana miłości własnej i złym skłonnościom, jest wobec Boga wstrętną, obrzydliwą, zasługującą tym bardziej na odrzucenie i pogardę, im więcej od Boga obfitymi darami uposażoną została; choćby nawet świat, który nieraz złudnymi pozorami omylić się daje, wprost przeciwne miał o niej zdanie, sąd Boga, pod tym względem jest zawsze sprawiedliwy i nieomylny.
III.
Oprócz wyżej wymienionych powodów, obowiązujących nas, na podstawie naszych zdolności tak umysłu, jak i serca, do ukochania Boga, są jeszcze w stosunku do nas inne powody i to stokroć ważniejsze.
Moje szczęście wieczne zależy od tego, abym o ile mogę, wypełnił przykazanie miłości Boga. Każdej chwili, tak dnia jak i nocy, otwarta przed nami wieczności brama; od Boga zależy jedynie, kiedy ją przekroczyć mamy. Jeżeli mam Jego miłość w sercu, jestem zbawiony; jeśli jej nie mam, jestem zgubiony bez ratunku.
Duch św. wyraźnie w Piśmie św. oznajmia, że „Człowiek nigdy nie wie, czy jest godzien łaski, czy odrzucenia” — a tym samem nigdy się dostatecznie upewnić nie może czy wiernie przykazanie miłości wykonuje. Dla uspokojenia sumienia w tej tak ważnej sprawie, jedyna pozostaje droga; to jest, upewnić się o ile to w naszej mocy, o naszej dobrej woli; a najlepszym sposobem tego upewnienia będzie, gdy w tej chwili i bez namysłu, umysł nasz, serce nasze, wszelkie zdolności i siły, wyłącznie i niepodzielnie miłości Bożej poświęcimy. Każda chwila namysłu i zwłoki pod tym względem, jest dla nas groźna; któż nas bowiem upewni, że to, co dziś odkładamy, będziemy w stanie wykonać jutro? Czy nam nie zabraknie czasu? Czy możemy liczyć na to, że w tym samym stanie łaski jutro będziemy? A choćby nawet i tak było, jakąż korzyść z takiego ociągania się odnieść możemy? Niestety! liczne przykłady mogły nas już dostatecznie przekonać, że takie odkładanie z dnia na dzień, praktycznego wykonywania tego przykazania miłości Bożej, naraża najczęściej, na zupełne zaniedbanie tegoż, aż w końcu śmierć straszna kładzie tamę wahaniom i wzywa niewiernych na sąd Boży!
Miarą mego szczęścia i chwały w niebie, będzie stopień miłości, jaką Boga ukochałem na ziemi. Bóg zachował dla wybranych swoich niezliczoną rozmaitość miejsc, które w stosunku ich miłości ku Niemu, rozdzielane będą. Niektórzy oziębli i leniwi mówią czasem, że nie pragną wcale miejsc najwyższych w niebie, i że się chętnie ostatnim i zadowolą: fałszywa to pokora i niegodna chrześcijańskiego serca; słowa takie są jasnym dowodem bardzo słabej miłości Bożej; a obojętność taka o chwałę i królestwo niebieskie jest karygodna i łatwo na odrzucenie narazić może. Ten, który zadawala się ostatnim miejscem w niebie i czyni to tylko, co jest nieodzowną koniecznością aby to miejsce pozyskać, przez brak żarliwości zasługuje, aby go Pan Bóg potrzebnej pomocy pozbawił, bez której tego miejsca nigdy osiągnąć nie zdoła!
Na koniec jeszcze jedna uwaga: Śmierć zamyka drogę do wszystkich zasług dla nieba; cokolwiek zasłużyliśmy w życiu, to w chwili śmierci zabieramy ze sobą i nic już więcej zasłużyć nie będziemy w stanie. Niebo otwarte jest tylko dla uczynków miłości, w większym lub mniejszym stopniu wykonanych; te uczynki jednak muszą być najzupełniej wolne od skazy miłości własnej, a jeśli w tym życiu dostatecznie czyste nie były, wówczas będą musiały dokończyć w czyśćcu swego oczyszczenia. Lecz pamiętać trzeba, iż to czyścowe oczyszczenie polega na niewypowiedzianych męczarniach, których wyobraźnia ludzka pojąć nie jest w stanie; kres tych męczarni, Bogu tylko wiadomy; a jakkolwiek, jak już mówiliśmy, cierpienia tam będą straszne i niezmierne, żadnych jednak nowych nie przysporzą nam zasług.
Byłoby to zatem istne szaleństwo, gdybym mając pewne podstawy, że o ile mogę spełniam to przykazanie miłości, a tym samem mam nadzieję wiecznego zbawienia; nie starał się całą siłą w tym życiu jeszcze, duszę moją oczyścić ze wszelkiej zmazy miłości własnej, przysparzając sobie zasług i potęgując coraz bardziej moją miłość ku Bogu. Staranie to, prócz wyżej wymienionych korzyści, uwolni mnie zarazem od czyśćca, lub przynajmniej złagodzi i skróci te męczarnie, które sprawiedliwość Boska przeznaczyła dla małodusznych i leniwych, którzy dostatecznie w tym życiu pokutować nie chcą! Pominąwszy, iż to miejsce ostatnie w królestwie Bożym, które w ich pojęciu miało im najzupełniej wystarczyć, po długich męczarniach i późno otrzymają dopiero: jakiż żal niewczesny obudzi w nich niepowetowana strata czasu i to głębokie przekonanie, iż od nich zależało jedynie korzystać z każdej chwili, aby pracując za życia nad pomnożeniem coraz gorętszej i gorliwszej miłości Bożej, wysłużyć sobie tym samem wyższy stopień chwały w niebie!
https://niewolnikmaryi45735217.wordpress.com/2022/03/23/o-przykazaniu-milosci-bozej/
Ks. Jean Nicolas Grou T. J. – Rozmyślania o miłości Bożej. Warszawa 1910.
Subskrybuj nas i otrzymuj nasze nowe treści bezpośrednio do Twojej skrzynki pocztowej.
WESPRZYJ NAS
Jeśli podobają się Państwu treści które publikujemy i uważacie, że powinny docierać do większej ilości odbiorców, prosimy o wsparcie rozwoju naszej strony.
Wybraną kwotą:
Lub inną dowolną:
Dziękujemy
WSPIERAM
Skomentuj