Krzyże są zazwyczaj najskuteczniejszym i najpewniejszym środkiem, za po mocą którego Bóg wyniszcza w nas wszelkie poruszenia miłości własnej, budując wspólnie z nami, na ruinach i szczątkach tejże, wspaniały gmach Swej świętej miłości.
Dzieło to wymaga bez wątpienia niezmiernych wysiłków, ustawicznej i ciężkiej pracy, której koroną bywają najczęściej wielkie cierpienia i krzyże; jest to rzecz nieunikniona, inaczej to dzieło nie mogłoby osiągnąć stopnia prawdziwej doskonałości. Nasze własne „ja“ samo sobie śmierci zadać nie jest w stanie; trzeba koniecznie aby cios ostatni wyszedł z innej ręki, a nasze „ja“ aby zachowywało się w tej sprawie biernie i spokojnie. Pokąd działamy, i choćby w najdrobniejszych rzeczach własnymi kierujemy się uczuciami, potąd naturalnie są w nas zawsze jeszcze objawy życia; i choćbyśmy jak najcięższym poddawali się umartwieniom, nigdy nie dokażemy tego, abyśmy o własnych siłach zdołali zadać sobie śmierć duchową. Możemy zewnętrznie oderwać się od wszystkiego, co nam jest drogie; ale rozdzielić się, odłączyć się od siebie samych, wyrwać z serca to, co nam jest najdroższe, — nie w naszej to mocy! Tutaj nieodzownie Bóg działać musi; On to ostatni cios wymierza, i On ogniem Swojej miłości ofiarę pochłania i przeistacza. Do nas należy jedynie, poddać się bezwarunkowo działaniu łaski, zgodzić się z wolą Bożą i spokojnie wyczekiwać spełnienia złożonej Bogu z nas samych ofiary. Tak uczynił Izaak; zgodził się chętnie być poświęconym Bogu, przez własnego ojca swojego, i leżał nieruchomo na stosie, oczekując tylko uderzenia i ostatniej chwili w której dopełni się ofiara.
Krzyże są tak rozliczne i tak rozmaitego gatunku i miary, że niepodobna ich wszystkich wyliczyć: a jedne i te same krzyże stosownie do okoliczności, podlegają tysiącznym odmianom; zależy bardzo wiele, od charakteru i usposobienia osób, od stopnia ich wewnętrznego usposobienia i tkliwości uczucia; a także i od tego, o ile Bóg w niedocieczonych zamiarach Swoich, Sam krzyże które nam zsyła, czyni cięższe, lub lżejsze.
Jedne są wprost bolesne tylko; inne upokarzające; niektóre zaś łączą zarówno upokorzenie obok nadmiernego cierpienia. Są, które dotykają ludzi w utracie majątku, lub najdroższych im istot, w ich wlasnym zdrowiu, w honorze, a nawet czasem grożą utratą życia. Inne natomiast odnoszą się czysto do spraw duchownych, dotyczących stanu sumienia i przyszłego zbawienia duszy; i te są dotkliwsze nad wszystkie inne i najcięższe do przetrwania.
Jedne pochodzą od ludzi; inne natomiast od złego ducha, w skutek dopuszczenia Bożego; a niektóre bezpośrednio od samego Boga. Wszystkie jednak dążą do jednego celu; i jeśli tylko, współdziałając z łaską Bożą przyjmujemy je ochotnie, lub choćby tylko bez oporu, wtedy przynoszą nam bez porównania większe korzyści, niżby to uczynić zdołały, jakiekolwiek najsroższe umartwienia, z własnej poniesione woli; i one to są nieodzownym i koniecznym środkiem do doprowadzenia nas do wysokiego stopnia doskonałości, do której wszyscy powinniśmy z upragnieniem dążyć.
Cierpienia i krzyże posiadają dwie nader dodatnie strony, jako najlepszy sposób tępienia naszej miłości własnej.
Pierwszym jest to, że są niezależne od naszej woli i nie wchodzą w zakres naszego własnego wyboru. Miłość własna ma prawie zawsze jakąś cząstkę w tych umartwieniach zewnętrznych i surowości obyczajów , jakie sami sobie nakładamy. Ponieważ godzimy się na nie, w prawdzie z pomocą łaski, lecz głównie z własnej naszej woli, ona też poniekąd wspiera nas i utrzymuje w naszym przedsięwzięciu: stąd wyrodzić się może łatwo, pewne ukryte w nas samych upodobanie; pewne zadowolenie wewnętrzne, że przynosimy Bogu zasługi i ofiary. Choćbyśmy i nie chcieli tego nawet, mimo woli w sercu odzywa się głos miłości własnej: „To ja, z własnej woli, ofiaruję Ci mój Boże, to umartwienie, ten uczynek; dla Ciebie pozbawiam się tej przyjemności, poddaję się temu cierpieniu; nikt mnie do tego nie przymusza, lecz czynię to jedynie dla Twojej miłości, dając Ci tern dowód moich szlachetnych względem Ciebie uczuć; przez co niezawodnie, przypodobam się tobie!” Tego rodzaju zwroty miłości własnej, zdarzają się, lub łatwo zdarzyć się mogą, w ćwiczeniu się w cnotach i umartwieniach z własnego wyboru.
Tymczasem przyjmując krzyże, które nam Opatrzność zsyła, wprost przeciwne włada nami uczucie. Najczęściej spadają one na barki nasze w chwili, kiedy najmniej się tego spodziewać możemy. Nie tylko że w cale nie mieliśmy zamiaru tych właśnie wybierać; lecz nadto pod pierwszym wrażeniem, radzibyśmy je zrzucić z siebie i gdyby to było możliwe, jak najdalej uciekać przed mimi, a ooddajemy się im tylko w skutek niezbędnej konieczności. Stąd też nie grozi nam pokusa, abyśmy w nich próżną znajdowali chwałę i szczycili się miml przed Bogiem; ponieważ przyjmujemy je z pewnym rodzajem przymusu i wbrew naszej woli.
Przeciwnie, zazwyczaj służą nam one raczej ku upokorzeniu, z powodu naszej niecierpliwości, braku odwagi, utyskiwań i skarg, które wymykają się z ust zbolałych, a nad którymi zepsuta natura, dostatecznie panować nie umie, i wstyd nam potem tej naszej niewierności wobec Boga, pomimo tylokrotnych zapewnień i obietnic, że wszystko dla Niego jesteśmy gotowi ponosić.
Co więcej, ponieważ te krzyże, nie są z naszego wyboru, nie znajdujemy tez w sobie żadnej siły do ich dźwigania; musimy też z konieczności uciekać się do Boga i w głębokiej pokorze o pomoc Go błagać, widząc w Nim jedynie cały nasz ratunek. A gdy z pomocą Bożą, uda się nam wyjść z walki zwycięsko i ciężkie przetrwać chwile; znów czujemy potrzebę zwrócić się do Boga, aby Mu złożyć hołd i pokorne dziękczynienie za otrzymaną łaskę.
Tym to sposobem, w tego rodzaju cierpieniach i krzyżach, które Bóg wbrew naszej woli na nas zsyła, miłość własna żadnej dla siebie korzyści ani zdobyczy znaleźć nie może.
Drugą stroną dodatnią tych cierpień przeciwnych naszej woli, jest to: że czy je Bóg bezpośrednio Sam na nas zsyła, lub też dopuszcza, abyśmy ponosili udręczenia od złego ducha, albo wreszcie od ludzi; zawsze te krzyże tak są obliczone i wybrane, aby nas w najsłabszą dotknąć stronę. Operacja bez wątpienia jest nader bolesna; lecz Bóg sam zagłębia skalpel we wnętrze dusz naszych o tyle, o ile to w miarę naszej miłości własnej uzna za konieczne; i potąd rani i wycina, pokąd dzieła Swego w zupełności nie ukończy.
Błogosławiona ta ręka Boża, która po ojcowsku obchodzi się z nami; i byleśmy tylko wyraźnym oporem, przeszkód Mu nie stawiali, Bóg żadną miarą pomylić się nie może, a działanie Jego łaski niezawodnie najpomyślniejszy skutek odniesie.
Bóg niezawodnie, lepiej wie od nas co nam jest potrzebne; a że zazwyczaj w najsłabszą naszą uderza stronę, najlepszym jest tego dowodem , że zawsze prawie wolelibyśmy każdy krzyż inny, od tego, który On dla nas wybrał i przeznaczył; i że natura żywo nim dotknięta, szarpie się i wyrywa, narzeka; lub też pod ogromem ciężaru, jakby martwa pozostaje.
Stąd wniosek oczywisty, że cios był jak- najlepiej obmyślany, i właśnie to miejsce a nie inne, najodpowiedniejsze do przeprowadzenia potrzebnej operacji; tutaj natura w pełni życia się objawia; i gdyby było dozwolone miłości własnej mieć jakikolwiek głos doradczy, byłaby niezawodnie inny, większy na pozór krzyż przyjęła, który by jednak w rzeczywistości mniejsze jej sprawiał cierpienie. Na tern ograniczamy rozważanie nasze co do krzyżów zwyczajnych.
Co do tych, które nie w chodzą w zakres zwykłego rzeczy porządku, i które tym samym rzadko kiedy się zdarzają: są one objawem jakichś szczególniejszych wobec wybranej duszy zamiarów Bożych. Jedną tylko zwrócić musimy uwagę, że najczęściej te doświadczenia Boże zasadzają się na strasznych przeciw cnocie czystości pokusach, albo też przeciw wierze, nadziei i miłości; przy tym zazwyczaj dusze tymi pokusam i trapione, doznają jednocześnie niezmiernego ucisku ze strony złego ducha. Jak już wyżej wspominaliśmy, Bóg przeznacza tego rodzaju krzyże, dla dusz uprzywilejowanych, które szczególniejszą ukochał miłością: tępi On w nich, wyniszcza, i ściga z nieubłaganą wytrwałością, najlżejsze odcienia miłości własnej; zsyła na nich w tym życiu jeszcze, pewnego rodzaju ogień czyścowy; bo chce aby serca, które Jemu wyłącznie mają być oddane najzupełniej były wolne od wszelkich osobistych skłonności.
Ponieważ krzyże i cierpienia przeciwne naszej naturze, są najskuteczniejszym środkiem do wytępienia w nas miłości własnej, i nic bardziej w miłości Bożej utwierdzić nas nie jest w stanie: jestem przeto obowiązany kochać je, szanować, a nawet przyjmować z upragnieniem, jeśli Bóg uzna za stosowne mnie nimi doświadczać; albo przynajmniej bez obawy i z zupełnym wewnętrznym spokojem oczekiwać tychże.
Gdy zaś Bóg mi je zsyła, powinienem poddać się w pokorze Jego świętej woli, dźwigać je mężnie i ochoczo, tak długo, i jak się to Bogu podobać będzie i widzieć w tym szczęście moje, że cierpiąc w milczeniu, staję się podobnym do Zbawiciela mojego Jezusa Chrystusa.
Amen.
KONIEC
Pozostałe części Rozmyślań o miłości Bożej: TUTAJ
Ks. Jean Nicolas Grou T. J. – Rozmyślania o miłości Bożej. Warszawa 1910.
WESPRZYJ NAS
Jeśli podobają się Państwu treści które publikujemy i uważacie, że powinny docierać do większej ilości odbiorców, prosimy o wsparcie rozwoju naszej strony.
Wybraną kwotą:
Lub inną dowolną:
WSPIERAM
Skomentuj