I.
Miłość własna pochodzi głównie z wielkiej niedoskonałości, jakiej każde stworzenie, od chwili swego przyjścia na świat podlega: ta niedoskonałość objawia się zazwyczaj we własnym szacunku, w przywłaszczaniu sobie korzyści i zalet, tak wewnętrznych jak i zewnętrznych, które otrzymaliśmy od Boga ; i w niezmiernym upodobaniu w sobie i w tych korzyściach, rządząc nimi według własnej chęci i woli.
Początek złego zasadza się na przywłaszczeniu sobie własnej swej istoty : spoglądamy na siebie, jak gdybyśmy byt i istnienie sobie samym tylko mieli do zawdzięczenia; wszystkie inne złe skutki, błędy, upadki i grzechy nasze, są tylko tego fałszywego mniemania następstwem.
Przed upadkiem Adama, miłość własna w istocie ludzkiej była martwa i jakby nie istniała wcale; dopiero po grzechu pierwszych rodziców rozwinęła się gwałtownie w skłonność niepohamowaną i to od pierwszej niemal chwili naszego przyjścia na świat; rodzimy się z tą skłonnością i dziedziczymy ją w smutnym spadku po rodzicach naszych; zanim zdołamy przyjść do pełnego rozumu, zanim pojęcie nasze jest w stanie odróżnić złe od dobrego, —już ta miłość własna zakorzeniła się w nas głęboko i olbrzymie zrobiła postępy.
Weźmy na przykład życie małej dzieciny; jeszcze rozumek u niej nie rozwinięty wcale, a już zdaje się jej, że wszystko do niej należy, że każdy powinien jej ustępować, i że wszyscy na to stworzeni, aby jej służyć i nią się wyłącznie zajmować. I tym to sposobem w szczupłym obrębie swego istnienia, myśli, działa i żyje, jedynie pod wpływem miłości własnej.
Gdy w reszcie po latach wielu, owa dziecina przychodzi do używania rozumu, i przez wszczepiane jej nauki moralne, widzi całą obrzydliwość i szkodę tej zgubnej skłonności,—wtedy wstyd ją ogarnia; lecz zamiast od pierwszej chwili wystąpić mężnie do boju i starać się ją zwalczać na każdym kroku; całym jej staraniem zazwyczaj, jest ile możności ukrywać przed drugimi a nawet i przed sobą samą to wstrętne uczucie; i niebawem popada w bezgraniczne zaślepienie, usprawiedliwiając się i tłumacząc jak najkorzystniej, każdy objaw swej miłości własnej.
Tak to żyjąc z dnia na dzień, popada w coraz większą niewolę tej, ze wszechmiar złej skłonności, i w skutek tego brak jej nawet sił potrzebnych do rozpoczęcia walki; a choć czasem jakieś małe odniesie zwycięstwo, za to niebawem w rzeczach ważniejszych niejednokrotnie jej ulegnie.
Częstokroć się zdarza, że zwyciężenie miłości własnej w jakimś wypadku wyraźnym i więcej bijącym w oczy, służy do schlebiania tej skłonności w rzeczach subtelnych i bardziej ukrytych: jak to się zdarzało w życiu mędrców pogańskich. Nieraz to powodowani uczuciem pychy, wzgardzali oni dobrami tego świata, poświęcali miłość, dla żądzy wyniesienia się, a następnie dostojeństwa i zaszczytu, pragnienie odzyskania spokoju i własnej woli.
Czym więcej widzieli w sobie zalet tym wyżej wynosili się nad tłum pospolitych śmiertelników; a przypisując sobie wyłącznie zasługę ze zdobytych cnót rozlicznych, przejęci bezgraniczną pychą, spoglądali ze wzgardą na świat cały, w tym przekonaniu, że im nikt dorównać nie może. iluż to światowych chrześcijan, tą samą postępuje drogą, wyrzekając się jakiego występku lub wady, aby natomiast ulec innym, częstokroć większym.
I słabe siły ludzkie nic tutaj poradzić nie mogą; rozum opanowany miłością własną, powierzchowny sąd tylko wydać może, i zawsze szukać będzie pewnego usprawiedliwienia. Aby mógł w tym kierunku zdrowe i trzeźwe wydać zdanie, musi koniecznie być pod wpływem łasi , a jeszcze aby tę łaskę otrzymać, porzeba nieodzownie pragnąc gorąco uswiętobliwienia i doskonałości chrześcijańskiej.
Większość chrześcijan, za pomocą laski zwyczajnej, może z łatwością unikać i poprawiać się z błędów i upadków rażących, i tylko wyraźnie przez złą wolę nieustannie w nich. trwają; inaczej jednak rzecz się ma z ukrytymi a subtelnym i fortelami i wybiegami miłości własnej, którym podlegają wszyscy, nieraz bezwiednie i mimowolnie.
Po głębszej rozwadze przyznać musimy, że nie w naszej to mocy, odkrywać zwalczać i tępić tę złą i zgubną skłonność, tak głęboko zakorzenioną i tak zastarzałą! Jeżeli uda się nam zwyciężyć miłość własną w jakimś kierunku, nie mamy najmniejszego prawa szczycić się tym i wynosić, jakby to wyłącznie naszą było zasługą; owszem, powinniśmy Bogu złożyć za to dzięki, ponieważ światło odwaga i pomoc w tej sprawie, z nieba nam zostały dane.
A jeżeli dotąd jeszcze ulegamy tej nieszczęsnej skłonności, nasza w tym jest wina, ponieważ nie odpowiedzieliśmy wiernie natchnieniom łaski i lekceważyliśmy głos sumienia. Odkądże to zrozumieliśmy nareszcie o ile miłość własna zatruwa i psuje wszystkie nasze myśli, uczucia, zamiary i czyny? Od tej chwili, w której postanowiliśmy służyć wierniej Bogu i czuwać nieustannie nad sobą, z pomocą Jego łaski. Gdybyśmy wcześniej byli ten akt oddania się Bogu zrobili, bylibyśmy na tej drodze znaczny już za łaską Bożą uczynili postęp i nabrali sił do zwycięskiej walki z miłością własną. Jeszcze do tej pory czas nie jest stracony; z Bożą pomocą każdej chwili rozpocząć możemy, to najważniejsze dzieło zbawienia naszego.
II.
Miłość własna dzieli się na dwie części na dwa, że się tak wyrazimy, konary do jednego należące drzewa, a tymi są własna wola i własny rozum. Właściwością tego ostatniego jest upodobanie w sobie, w swej mniemanej doskonałości i chęć wywyższania się nad wszystkich; zaś własna wola, pobudza pas do buntu przeciw wszelkiej władzy, i pragnie być zawsze i we wszystkim niezależną.
Własny rozum skłania nas nie tylko do wynoszenia się nad drugich; ale nieraz nawet Boga samego w tysiącznych życia zdarzeniach, pod nasz sąd poddaje; znajduje zawsze w wyrokach Bożych coś do zarzucenia: już to w sprawach odnoszących się do artykułów wiary, które obowiązani jesteśmy jak najściślej wykonywać; lub też w tych, które wprost zmierzają do wyroków Jego Opatrzności. Tak w ogóle jak i w najdrobniejszych szczegółach, żądając od Boga, zdawania przed nami pewnego rodzaju rachunku, dlaczego tak, a nie inaczej z nami postąpił? dlaczego dopuścił, że nas ta strata, lub to nieszczęście spotkało?
Takie badanie i dociekanie wyroków Bożych i przenoszenie nad nich sądu własnego, jakkolwiek nie zawsze są grzechem śmiertelnym, niemniej jednak zasługują na ostre potępienie i naganę, ponieważ są zawsze wynikiem nieznośnej i wstrętnej pychy, którą odnajdziemy w każdej niemal podobnej myśli naszej i w każdym uczuciu, jeśli je poddamy pod światło łaski Bożej i pod zasady Ewangelii świętej.
Własna wola rości sobie prawo panowania nad wszystkim ; nie znosi i nie jest w stanie ścierpieć, aby jej cokolwiek sprzeciwić się mogło; gniewa się i oburza na przykazania Boże, które ją krępują i poniekąd łamią; i na wyroki Opatrzności Boskiej, którym podlegać musi, a które zazwyczaj nie zgadzają się z jej pragnieniam i i zamiarami: to też jedynie wskutek nieuchronnej konieczności, poddaje, się jarzmu Bożemu, unikając starannie tego wszystkiego, przed czym bezkarnie uchylić się może; i nawet wypełnianie tych praw , których lekceważenie wiecznym potępieniem grozi, wydaje się jej nadmiernym ciężarem.
Własny rozum i własna wola stworzyły piekło, zaludniając otchłań jego od początku wieków do dziś dnia, niezliczoną ilością dusz potępionych. One też podsycają płomienie ognia czyścowego, które są przeznaczone do oczyszczania dusz sprawiedliwych, lecz trądem miłości własnej choćby z lekka dotkniętych. Któż bowiem jest tak doskonały, aby mógł po zejściu z tego świata, bez oczyszczenia połączyć się z Istotą uajdoskonalszą i najświętszą, jaką jest Bóg, Ojciec nasz niebieski?! Niestety! nawet nasze uczynki dobre i nasze cnoty, podlegać będą musiały tem u oczyszczeniu, i nie ujdą surowości sądu Boskiego!! Zanim je przyjąć raczy, wpierw je przepuści przez ogień czyścowy, aby zniszczyć i wytępić to wszystko, cokolwiek miłość własna mogła w nich swym w pływem domieszać i popsuć, czy to w czystości intencji, lub też w niedokładnym wykonaniu i w próżnej chwale, która nieraz już po czynie spełnionym w najlepszej intencji, jeszcze się odnajdzie, szukając własnej korzyści w tem, co było wyłącznie przeznaczone dla Boga! Jakżeż małą jest liczba chrześcijan, w których Bóg po zejściu z tego świata, nic takiego nie odnajdzie co by w pierw zanim ich przyjmie do nieba, nie musiało być oczyszczonym przez ogień czyścowy!
Stąd też łatwo zrozumiemy, ze przede wszystkim we własnej woli i we własnym rozumie, obowiązani jesteśmy umartwiać i tępić naszą miłość własną; poddając nasz rozum, rozumowi Boskiemu, a wolę, woli Bożej; i to nie tylko w rzeczach ważnych, od których zawisło zbawienie naszej duszy, ale jednym słowem we wszystkim.
Aby ile możności to ćwiczenie przyswoić sobie, starajmy się o nabywanie dwóch cnót w tym ćwiczeniu niezbędnych, to jest: pokory i posłuszeństwa. Pokora służyć nam będzie ku wytępieniu pychy, zarozumałości i próżności umysłu; posłuszeństwo zaś, łamiąc nieustanie naszą wolę, kłom nas pod jarzmo władzy i nauczy zależności od najwyższej Istoty, której wszyscy z największą rozkoszą powinniśmy ulegać. Te dwie cnoty są podstawą życia chrześcijańskiego; one też głównie służą nam, w ćwiczeniu się w umartwieniu wewnętrznym ; i miłość własna wcale przystępu mieć nie może do duszy, która jest praw dziw ie posłuszna i pokorna.
Nadmienić tu jeszcze musimy o znacznej wyższości umartwenia wewnętrznego nad zewnętrznym. To ostatnie odnosi się tylko do ciała, i częstokroć chybia celu, bo nawet buntujących się zmysłów nie uspokaja; a co gorsza, pycha umysłu i upór woli obok umartwień zewnętrznych, nie tylko wcale się nie zmniejszają, lecz nieraz potęgują się jeszcze. Podczas gdy umartwienie wewnętrzne, działa w prost na miłość własną, która coraz bardziej poskramiana, uśmierza zarazem panowanie zmysłów; ponieważ często budzące się w nas zwierzęce instynkty, są właśnie karą zesłaną na nas przez Boga, za pychę rozumu i buntowanie się woli.
III.
Miłość Boża i miłość własna są jakby dwa ciężary na szalach wagi, które o przewagę nawzajem walczą. Cokolwiek dusza przez złe lub dobre czyny, ujmuje jednej szali, to przekłada na drugą; lub też chcąc się jaśniej wyrazić—o tyle tylko daje jednej, o ile drugiej odbiera. Miłość własną podsycać możemy tylko z uszczerbkiem miłości Bożej — i odwrotnie. Temi też słowy święty Augustyn określa działalność miłosierdzia i chciwości. Najlepszym tedy objawem przewagi miłości Bożej w sercu naszym jest, gdy przyznać sobie możemy, że ścigamy bezwzględnie każde poruszenie miłości własnej; że jej nigdy w niczym najmniejszego nie robimy ustępstwa; że baczną zwracamy uwagę, na wszelkie jej ukryte podejścia i wybiegi; że nas to wcale nie boli, owszem, cieszymy się, gdy Bóg zsyła nam upokorzenia i sprzeciwia się naszej woli, czy to przez rozmaitego rodzaju krzyże, którymi nas doświadcza, czy przez ludzi, czy też przez pokusy szatańskie.
Kochamy rzeczywiście Boga, gdy względem siebie uczuwamy prawdziwą pogardę i gdy nie troszczymy się wcale o przyjaźń i szacunek ludzki. Leży to już w naturze serca ludzkiego, że żyć bez miłości nie może; gdy zatem wystrzegamy się, o ile to jest w naszej mocy, miłości własnej, którą Chrystus Pan tak bezwzględnie potępił, najpewniejszym jest to znakiem, że wtedy Boga prawdziwie kochamy.
Prawda, że miłość własna, pominąwszy wyraźne i w oczy bijące objawy, posiada także tak delikatne i subtelne odcienia, że prawie zawsze pod tym względem złudzeniu podlegać możemyi nigdy w tej materii zupełnej pewności osiągnąć nie zdołamy. Lecz dusza szczera i pełna prostoty, nie powinna nigdy z tego powodu oddawać się zbytecznej trosce i niepokojom (gdyż byłby to nowy objaw miłości własnej); ale z zupełnem poddaniem się woli Bożej, należy jej się w tedy zwracać w nieustannej modlitwie do Boga, i prosić Go, aby jej nie oszczędzał w cale, lecz dodał jej siły, aby i sama oświecona przez Ducha świętego, nie oszczędzała się w niczem, cokolwiek tylko przeciwnego miłości Bożej zdoła spostrzec w sobie. Niechaj zatem bada spokojnie w obecności Boskiej, najskrytsze tajniki swego serca; i gdy za pomocą łaski, odkryje jakikolwiek błąd najmniejszy, lub najlżejszą niedoskonałość, niech natychmiast stara się je sprostować, uzna własną winę i prosi Boga gorąco o pomoc, aby się mogła z tego poprawić.
Rozmyślania o miłości Bożej (29) – O miłości własnej (cz.1)
Rozmyślania o miłości Bożej (30) – O miłości własnej (cz.2)
Pozostałe części Rozmyślań o miłości Bożej: TUTAJ
Ks. Jean Nicolas Grou T. J. – Rozmyślania o miłości Bożej. Warszawa 1910.
Skomentuj