DZIEŃ DWUDZIESTY CZWARTY
Tajemnica Miłości Jezusa
3. Tajemnice boleści. Konanie (ciąg dalszy).
Boleść moja nad boleści, we mnie serce moje żałośne.
(Jer. VIII, 18).
Niepodobna bez wzruszenia czytać te słowa wielkiego proroka, opiewającego łzy i wzburzenie… Zdaje się, jakby Jeremijasz nie tylko zdała oglądał, ale i odczuwał w swej duszy głębokie boleści Pana Jezusa. On to obdarzył Kościół wspaniałymi hymnami na czas żałoby, które w zupełności odpowiadają skargom i jękom jego Boskiego Oblubieńca. „Spojrzyjcie, mówi On, czy jest boleść, jako boleść moja.“ Nie zapominajmy, że cierpienie Pana Jezusa jest zarazem miarą Jego miłości ku nam, bo Chrystus Pan chciał jedynie z miłości tyle ucierpieć. „Ukochał mnie i wydał samego siebie za mię,“ woła Paweł św.
Wejdźmy i dzisiaj za Chrystusem Panem do ogrodu Getsemani, i rozważmy jeszcze dwa inne rodzaje boleści Pana Jezusa, które Mu najcięższe rany zadały, a to za smutek i konanie.
I.
Smutek ten był tak wielki, że w jednej chwili mógłby Zbawiciela o śmierć przyprawić. On sam to objawił, On, który jest Bogiem prawdy, a tem łatwiej nam w to uwierzyć, widząc płynącą Krew Jego. Nie byłby już na Kalwaryi, nie umarłby już na Krzyżu; On powinien był umrzeć u stóp tych drzew osamotnionych i tylko cudem dusza Jego tej nocy pozostała w najświętszem Ciele Jego. „Smutną jest dusza moja aż do śmierci” (Mat. XXVI, 38; Mar. XIV, 34). To Bóg prawdy przemawia.
Jakiż był charakter tej gorzkiej Jego męki i jakaż przyczyna głębokiego smutku, który napełniał i rozdzierał Serce Jezusa? On sam mógłby nam objawić tajemnicę tych boleści. To, co nad Nim teraz ciężyło, co Go o śmierć niemal przyprawiało, to był grzech, grzechy wszystkich ludzi, dla miłości których chciał się wyniszczyć i ofiarować. Słodki ten Baranek wziął na siebie wszystkie grzechy świata. Patrzmy, jak Chrystus Pan już zmęczony i krwią zbroczony… Przyciśnięty boleścią, według słów Proroka, był starty za zbrodnie narodu swego dla wybawienia go od śmierci. Smutek staje się przyczyną wylania krwi, a ta krew uczy nas, jak gwałtowna boleść szarpała Jego Serce z powodu win naszych.
Myśl tę tak wyraża św. Augustyn: Łzy są krwią serca, mówi on. Gdy serce jest ściśnięte smutkiem, znękane boleścią, to krew, która je przepełnia, musi, wypłynąć, wylewa się ona przez oczy, zmienia kolor i nazwę, stając się łzami. To właśnie serce płacze, każda łza jest kroplą jego krwi… Jest to wynik zwykłych cierpień; lecz gdy serce jest nietylko przytłoczone, ściśnięte i osłabione smutkiem, — ale znagła przybite i rozdarte smutkiem wielkim, przenikającym aż do głębi, — jeżeli jest zmiażdżone i starte pod ciężarem niezmierzonych boleści: wówczas to Krew Serca, nie mogąc się utrzymać w karbach prawidłowego ruchu, przez mnóstwo potworzonych ran wydobywa się na zewnątrz. Tak nam tłumaczą święci tajemnicę obfitego potu i krwi, które pokrywały najświętsze Ciało Jezusa, skraplając ziemię: On był zgnębiony i wyniszczony za nasze grzechy. „I stał się pot Jego jako krople krwi zbiegającej na ziemię” (Łuk. XXII44).
W tej chwili daje On nam tyle ile może łez i Krwi; lecz ponieważ Bóg nas nieskończenie miłuje, pragnął nam przeto dać większy dowód swej miłości, i oto, po śmierci Jego, okrutna włócznia otworzy Serce Jego, ponieważ pozostało w Niem jeszcze kilka kropel Krwi, i ujrzymy z tej ostatniej rany płynące łzy Jego, ostatnie łzy miłości.
A cóż czynił Pan Jezus w tym śmiertelnym smutku, zroszony krwawym swym potem? Co mówił do Boga Ojca? Wciąż się modlił i powtarzał nieustannie konając: Jeżeli można!… Ach, weź, oddal odemnie ten kielich!… O mój Ojcze, jeżeli to jest możebnem, lecz stań się wola Twoja!… Później powraca do Apostołów, znajduje ich w uśpieniu, oni nie mają Mu nic do powiedzenia. Patrzy, szuka, woła… na próżno, nie było nikogo, ktoby Go pocieszył, i pada Jezus ponownie na ziemię, modląc się wśród jęków i płaczu. Czyliż jest miłość nad miłość Jezusa?…
Nie zapominajmy więc, że i nasze dusze tylko pod tarczą modlitwy unikną śmierci: „Smuci się kto z was, niech się modli“ (Jak. V, 33).
Modlitwa powstrzyma nas od upadku w przepaść zwątpienia, przygnębienia lub rozpaczy. Ona nas zawsze umocni, często pocieszy… Prośmy Jezusa, który tyle wycierpiał, a ulituje się nad nami, nauczy nas cierpieć z miłością, a miłość osłodzi cierpienia nasze.
II.
Druga boleść Chrystusa Pana w Ogrójcu: to Jego konanie. Ostatnia ta męczarnia przebyta w ogrodzie Getsemani jest bez wątpienia najboleśniejszą dla Zbawiciela, a zatem najtrudniejszą do wytłumaczenia. Konanie jest walką: jestto walka okropna życia ze śmiercią, chwilą, w której śmierć zwycięża, rozłącza i oddziela duszę, rozdziera i wyrywa ją, jest to bolesne przejście od światła do ciemności, od życia do śmierci.
Dla Pana Jezusa było to strasznem widzieć bezużyteczność Swych cierpień dla wielkiej liczby dusz, które chciałby zbawić. On umiera, Krew Jego płynie strumieniami, a pomimo to widzi całe zastępy dusz ginących, depczących łaskę i zbawienie… i wówczas to mówi ze łzami do Ojca Swego: „Po cóż mam wszystką Krew wylewać, gdy ich zbawić nie mogę!„ (Ps. XXIX, 10). O mój Ojcze, oddal odemnie ten Kielich! Jeżeli to jest możebnem. I padłszy na kolana, spojrzał w tę przepaść, w którą wpadały dusze niewierne, i jeszcze dnia tego widział upadającego Judasza, jednego ze swych uczniów, którego tak bardzo pragnął powrócić do życia i do swej miłości.
Ażeby pojąć dostatecznie to Jego konanie tak bolesne, trzeba wiedzieć, jak Pan Jezus ukochał dusze i jak gorąco pragnie ich zbawienia… Trzebaby wyliczyć wszystko to, co już wycierpiał i co jeszcze dla ich zbawienia wycierpi. Razu jednego rzekł Mistrz Boski do św. Małgorzaty-Maryi, że ją tak bardzo ukochał, że gotów jest dla niej jednej wszystkie boleści swej męki odnowić i choćby tylko dla niej samej ustanowiłby Najświętszy Sakrament Eucharystyi…
To objawienie Jezusa zawiera głęboką tajemnicę wielkich boleści Jego konania… Miłować, a miłować nieskończenie ludzi, cierpieć i umrzeć za ich dusze i widzieć je ginącymi na zawsze, „jest to boleść nad wszystkie boleści,“ najcięższa ze wszystkich boleści Jezusa…
Tajemnica tego konania nauczy nas nie tylko współczucia dla cierpień Pana Jezusa i pocieszania Go, lecz także, idąc za Jego przykładem, nauczymy się cierpieć, bo wszyscy ludzie przechodzą cierpienia podobne do tych, które Bóg z miłości ku nam chciał ponosić! Czyż nie jest prawdą, że do życia prawie wszystkich ludzi przywiązane są nieprzezwyciężone przykrości. A my czyśmy tego nigdy nie doznawali? Czyż to nie prawda, że bywają czcze obawy, nagłe przerażenia, które mogą owładnąć duszę? Czy nie doświadczaliśmy podobnych obaw? Czy nie bywają serca smutne i ponure, strwożone i szarpane, dusze niezrozumiałe, tak, bo nikt ich skargi nie zrozumiał? W swojem życiu dni takich wiele naliczym, dni trwogi łez, i niejeden taki jeszcze przeżyjem…
Gdy więc serce nasze się zakrwawi, wspomnijmy wówczas na modlitwę Pana Jezusa i powtarzajmy bez trwogi to, co On do Ojca swego mówił: o mój Boże, oddal ten kielich, to zbyt wiele, więcej nie zniosę… Dodawajmy jednak zawsze tak jak On: „Lecz Ojcze, niech się stanie tak, jak Ty chcesz, nie jako ja.“ A potęga tej Boskiej modlitwy pocieszy nasze serce, a przynajmniej je umocni i ujrzycie, jak Jezus anioła zstępującego z Niebios, który zamiast Mu odjąć ten kielich, podał go i przysunął do ust Jego. A w chwili, gdy zbliżał się Judasz, aby Go zdradzić, Pan Jezus rzeki: „Oto oni, pójdźmy.” Bóg, który się przed chwilą trwożył, wzmocniony modlitwą i widzeniem Anioła, wychodzi naprzeciw katów, idzie sam na śmierć… „Wstańcie, pójdźmy.”
Ci którzy chcą kochać Pana Jezusa z przyjemnością rozmyślać będą nad tą tajemnicą cierpienia i miłości, a Pan nie omieszka odwdzięczyć im się za tę pobożną pamięć o Nim i za ten udział, który przyjmują w Jego cierpieniach.
Zbawiciel sam żądał tego od św. Małgorzaty-Maryi, a ona jednoczyła się z Nim w gorącej modlitwie w nocy z czwartku na piątek, w czasie trzech godzin konania, zwanych Swiętemi, a szczególniej zaś podczas ostatniej, od jedenastej do północy. W tych to godzinach lubiła cierpieć, a Pan Jezus ją wówczas największemi łaskami obdarzał. Spróbujmy i my czasem w pierwszy piątek miesiąca na przykład, a szczególnie w nocy z Wielkiego Czwartku na Piątek, odprawić to pobożne ćwiczenie, a bądźmy pewni, że będzie to sposób najskuteczniejszy dla uczczenia Jezusa i dla nauczenia się żyć Jego życiem i Jego miłością.
Zakończmy te uwagi, podobnie jak wczoraj, modlitwą do konającego Zbawiciela.
Modlitwa do konającego Serca Jezusa.
O! najmiłosierniejszy Jezu! miłośniku dusz, błagam Cię przez Konanie Najświętszego Serca Twego i przez boleści Matki Twojej Niepokalanej, obmyj we Krwi grzeszników całego świata, co teraz w konaniu zostają i dziś jeszcze umrzeć mają. Amen.Serce Jezusa konające, zmiłuj się nad konającymi.
MIESIĄC CZERWIEC. O ŻYCIU WEWNĘTRZNEM CHRYSTUSA. Na wszystkie dnie miesiąca Czerwca. Z dziesiątego wydania francuskiego opracował X. Roman Rembieliński prof. Seminarjum Metr. św. Jana. WARSZAWA. 1897 r.


Skomentuj