Feniks odrodzony, czyli Ćwiczenia duchowne. Kard. J. Bona – XII. O‎ ‎umartwieniu‎ ‎zewnętrznym‎ ‎i‎ ‎wewnętrznym


Rozmyślanie‎ ‎dwunaste

O‎ ‎umartwieniu‎ ‎zewnętrznym‎ ‎i‎ ‎wewnętrznym.

 

I.‎ ‎Nasz‎ ‎król‎ ‎i‎ ‎Zbawiciel,‎ ‎Jezus‎ ‎Chrystus,‎ ‎któregośmy‎ ‎postanowili‎ ‎naśladować, podając‎ ‎nam‎ ‎sposób‎ ‎do‎ ‎tego,‎ ‎tak‎ ‎mówi: Jeśli‎ ‎kto‎ ‎chce‎ ‎iść‎ ‎za‎ ‎mną,‎ ‎niech‎ ‎zaprze‎ ‎samego‎ ‎siebie,‎ ‎i‎ ‎weźmie‎ ‎krzyż‎ ‎swój,‎ ‎a‎ ‎naśladuje‎ ‎mnie‎ (‎Mat.,‎ ‎XVI.,‎ ‎21‎).‎ ‎To‎ ‎jest‎ ‎najwyższa‎ ‎doskonałość ewangeliczna:‎ ‎to‎ ‎jest‎ ‎droga,‎ ‎wiodąca‎ ‎nas prosto‎ ‎do‎ ‎celu:‎ ‎to‎ ‎jest‎ ‎śmierć,‎ ‎przez‎ ‎którą naturalne‎ ‎życie‎ ‎zostaje‎ ‎nienaruszone‎ ‎a‎ ‎zwierzęce‎ ‎zamiera;‎ ‎jest to‎ ‎miecz,‎ ‎który‎ ‎zabija w‎ ‎nas‎ ‎starego‎ ‎człowieka;‎ ‎jest to‎ ‎wreszcie ono‎ ‎przez‎ ‎Ojców‎ ‎kościoła‎ ‎tak‎ ‎bardzo‎ ‎zalecane‎ ‎zaparcie‎ ‎siebie‎ ‎samego,‎ ‎czyli‎ ‎umartwienie.‎ ‎Jest‎ ‎ono‎ ‎dwojakie:‎ ‎jedno‎ ‎poskramia‎ ‎zewnętrzne,‎ ‎a‎ ‎drugie‎ ‎wewnętrzne‎ ‎władze‎ ‎człowieka‎ ‎i‎ ‎każę‎ ‎mu‎ ‎się‎ ‎wstrzymać‎ ‎nie tylko‎ ‎od‎ ‎tego,‎ ‎co‎ ‎nie‎ ‎dozwolone,‎ ‎ale‎ ‎i‎ ‎od tego,‎ ‎co‎ ‎dozwolone,‎ ‎ale‎ ‎niekonieczne.‎ ‎Pierwsze‎ ‎polega‎ ‎na‎ ‎poskromieniu‎ ‎zmysłów,‎ ‎języka‎ ‎i‎ ‎czynności‎ ‎zewnętrznych:‎ ‎drugie‎ ‎zasadza‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎pohamowaniu‎ ‎wewnętrznych żądz,‎ ‎namiętności‎ ‎i‎ ‎władz‎ ‎duchowych.

II.‎ ‎Już‎ ‎Prorok‎ ‎Pański‎ ‎poucza,‎ ‎że‎ ‎przez okna‎ ‎zmysłów‎ ‎wchodzi‎ ‎do‎ ‎duszy‎ ‎śmierć (Porówn.‎ ‎Jer.,‎ ‎IX,‎ ‎21.). Dlatego‎ ‎należy‎ ‎jak‎ ‎najtroskliwiej‎ ‎pilnować zmysłów‎ ‎i‎ ‎nic‎ ‎nie‎ ‎przedsiębrać‎ ‎na‎ ‎ich‎ ‎rozkazy,‎ ‎ale‎ ‎jak‎ ‎gdyby‎ ‎były‎ ‎cudze,‎ ‎jedynie‎ ‎do właściwego‎ ‎im‎ ‎i‎ ‎od‎ ‎Boga‎ ‎wytkniętego‎ ‎celu ich‎ ‎używać,‎ ‎odrywając‎ ‎je‎ ‎od‎ ‎życia‎ ‎zwierzęcego‎ ‎i‎ ‎ziemskiego,‎ ‎a‎ ‎kierując‎ ‎do‎ ‎rozumnego i‎ ‎niebieskiego‎ ‎tak,‎ ‎iżby‎ ‎się‎ ‎uczyły‎ ‎nie‎ ‎siebie samych,‎ ‎ale‎ ‎Boga‎ ‎słuchać.‎ ‎

Należy‎ ‎je‎ ‎nie tylko‎ ‎od‎ niedozwolonych‎ ‎powstrzymać,‎ ‎ale nawet‎ ‎w‎ ‎użyciu‎ ‎rzeczy‎ ‎godziwych‎ ‎należy się‎ ‎wystrzegać,‎ ‎aby‎ ‎zanadto‎ ‎chciwie‎ ‎nie goniły‎ ‎za‎ ‎doczesną‎ ‎marnością‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎zatapiały się‎ ‎w‎ ‎jej‎ ‎rozkoszach;‎ ‎dlatego‎ ‎też‎ ‎należy‎ ‎je odrywać‎ ‎od‎ ‎zbytecznej‎ ‎uwagi‎ ‎na‎ ‎to,‎ ‎czem są‎ ‎zajęte,‎ ‎a‎ ‎kierować‎ ‎ku‎ ‎Bogu.

‎Następnie straż‎ ‎nad‎ ‎językiem‎ ‎jest‎ ‎tak‎ ‎wielkiej‎ ‎wagi, że‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎tego‎ ‎usilniej‎ ‎przykładać‎ ‎powinno, aniżeli‎ ‎do‎ ‎ochrony‎ ‎źrenicy‎ ‎oka,‎ ‎bo‎ ‎śmierć i‎ ‎życie‎ w‎ ‎ręce‎ ‎języka (Przyp.,‎ ‎XVIII,‎ ‎21.).‎ ‎Kto‎ ‎nie‎ umie‎ ‎panować‎ ‎nad‎ ‎sobą‎ ‎w‎ ‎mowie,‎ ‎ten‎ ‎podobny‎ ‎jest do‎ ‎miasta‎ ‎nieobwarowanego‎ ‎murami.‎ ‎Nie  może‎ ‎być‎ ‎trwałą‎ ‎jakakolwiek‎ ‎cnota,‎ ‎jeżeli język‎ ‎nie‎ ‎będzie‎ ‎trzymany‎ ‎na‎ ‎wodzy,‎ ‎bo‎ ‎tym sposobem‎ ‎rozprasza‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎ginie‎ ‎moc‎ ‎ducha.

Należy‎ ‎tedy‎ ‎postanowić,‎ ‎że‎ ‎się‎ ‎ani‎ ‎słowa nie‎ ‎wypowie,‎ ‎jak‎ ‎tylko‎ ‎w‎ ‎uczciwym‎ ‎zamiarze,‎ ‎ku‎ ‎chwale‎ ‎Bożej‎ ‎i‎ ‎pożytkowi‎ ‎własnemu, lub‎ ‎bliźnich.‎ ‎Nawet‎ ‎w‎ ‎dobrych‎ ‎rzeczach‎ ‎potrzeba‎ ‎się‎ ‎trzymać‎ ‎sposobu,‎ ‎jaki‎ ‎nam‎ ‎wskazuje‎ ‎święty‎ ‎Bernard‎ ‎aby‎ ‎słowa‎ ‎nasze‎ ‎dwa razy‎ ‎szły‎ ‎na‎ ‎wagę,‎ ‎zanim‎ ‎raz‎ ‎przyjdą‎ ‎na język.‎

‎Następnie‎ ‎całe‎ ‎nasze‎ ‎zachowanie‎ ‎zewnętrzne‎ ‎powinno‎ ‎być‎ ‎tak‎ ‎przyzwoite,‎ ‎iżby nie‎ ‎raziło‎ ‎drugich.‎ ‎Ta‎ ‎zaś‎ ‎przyzwoitość‎ ‎zewnętrzna‎ ‎polega‎ ‎na‎ ‎powadze,‎ ‎skromności i‎ ‎łagodności.‎ ‎Powaga‎ ‎rządzi‎ ‎duszą‎ ‎i‎ ‎ciałem, wstrzymuje‎ ‎zmysły‎ ‎od‎ ‎rozprószenia,‎ ‎język od‎ ‎próżnych‎ ‎słów,‎ ‎a‎ ‎resztę‎ ‎człowieka‎ ‎od nieprzyzwoitych‎ ‎i‎ ‎gwałtownych‎ ‎ruchów.‎ ‎Pokora‎ ‎lubi‎ ‎ostatnie‎ ‎miejsca,‎ ‎unika‎ ‎wyróżniania‎ ‎się,‎ ‎czyni‎ ‎człowieka‎ ‎ochotnym‎ ‎na‎ ‎posługi dla‎ ‎innych,‎ ‎milczącym‎ ‎wobec‎ ‎zniewag,‎ ‎nieskorym‎ ‎do‎ ‎gniewu.‎ ‎Łagodność‎ ‎robi‎ ‎człowieka grzecznym,‎ ‎uprzejmym,‎ ‎dobroczynym‎ ‎i‎ ‎przystępnym‎ ‎dla‎ ‎wszystkich.‎ ‎Wreszcie‎ ‎powaga kieruje‎ ‎łagodnością,‎ ‎aby‎ ‎nie‎ ‎popadła‎ ‎w‎ ‎lekkomyślność,‎ ‎a‎ ‎pokorę‎ ‎utrzymuje‎ ‎w‎ ‎należy tych‎ ‎granicach,‎ ‎aby‎ ‎się‎ ‎nie‎ ‎wyrodziła‎ ‎w‎ ‎upodlenie;‎ ‎łagodność‎ ‎zaś‎ ‎i‎ ‎pokora‎ ‎utrzymują w‎ ‎ryzach‎ ‎powagę,‎ ‎by‎ ‎nie‎ ‎była‎ ‎zbyt‎ ‎surową i‎ ‎odtrącającą.

 

III.‎ ‎Zewnętrzne‎ ‎umartwienie‎ ‎powinno pochodzić‎ ‎z‎ ‎wewnętrznego,‎ ‎które‎ ‎o‎ ‎tyle‎ ‎od niego‎ ‎jest‎ ‎ważniejsze,‎ ‎o‎ ‎ile‎ ‎dusza‎ ‎ważniejsza niż‎ ‎ciało.‎ ‎Sama‎ ‎bowiem‎ ‎ogłada‎ ‎zewnętrzna, bez‎ ‎umartwienia‎ ‎wewnętrznego,‎ ‎nie‎ ‎zdoła zrodzić‎ ‎w‎ ‎duszy‎ ‎prawdziwych‎ ‎cnót,‎ ‎ani‎ ‎też zrodzonych‎ ‎utrzymać.‎ ‎

Ten‎ ‎rodzaj‎ ‎umartwie‎nia‎ ‎powinien‎ ‎najpierw‎ ‎poskramiać‎ ‎wyobraźnię,‎ ‎aby‎ ‎nie‎ ‎zajmowała‎ ‎duszy‎ ‎próżnymi, bezużytecznymi‎ ‎i‎ ‎zbytecznymi‎ ‎marzeniami, których‎ ‎unikać‎ ‎mamy,‎ ‎a‎ ‎jedynie‎ ‎o‎ ‎tem‎ ‎my‎śleć,‎ ‎co‎ ‎pożyteczne,‎ ‎święte‎ ‎i‎ ‎konieczne.‎ ‎

Powtóre,‎ ‎powinno‎ ‎to‎ ‎umartwienie‎ ‎zwrócić‎ ‎się przeciwko‎ ‎pożądliwościom‎ ‎i‎ ‎namiętnościom, temu‎ ‎źródłu‎ ‎wszystkich‎ ‎grzechów‎ ‎i‎ ‎niedoskonałości,‎ ‎przeciwko‎ ‎tej‎ ‎głównej‎ ‎przyczynie naszej‎ ‎zguby,‎ ‎aby‎ ‎się‎ ‎nie‎ ‎buntowały,‎ ‎ale o‎ ‎ile‎ ‎to‎ ‎możliwe‎ ‎w‎ ‎tem‎ ‎życiu,‎ ‎aby‎ ‎słuchały rozumu;‎ ‎byśmy‎ ‎się‎ ‎nauczyli‎ ‎kochać‎ ‎i‎ ‎pożądać‎ ‎jedynie‎ ‎rzeczy‎ ‎niebieskich,‎ ‎nienawidzieć i‎ ‎brzydzić‎ ‎się‎ ‎jedynie‎ ‎grzechami,‎ ‎cieszyć się‎ ‎nabyciem‎ ‎cnót,‎ ‎a‎ ‎smucić‎ ‎z‎ ‎ich‎ ‎straty; wykorzenić‎ ‎ze‎ ‎siebie‎ ‎miłość‎ ‎własną,‎ ‎a‎ ‎bać się‎ ‎jedynie‎ ‎tylko‎ ‎Boga.‎

‎Po‎ ‎trzecie:‎ ‎należy umartwić‎ ‎wyższe‎ ‎władze‎ ‎duszy,‎ ‎aby‎ ‎odnowić‎ ‎w‎ ‎sobie‎ ‎tego‎ ‎człowieka,‎ ‎który‎ ‎jest‎ ‎na obraz‎ ‎i‎ ‎podobieństwo‎ ‎Boże‎ ‎stworzony.‎ ‎Przede wszystkim‎ ‎zaś‎ ‎potrzeba‎ ‎się‎ ‎zrzec‎ ‎we wszystkim‎ ‎własnej‎ ‎woli‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎rzeczach‎ ‎zewnętrznych‎ ‎i‎ ‎cielesnych‎ ‎i‎ ‎duchownych‎ ‎tak dalece,‎ ‎iżbyśmy‎ ‎dla‎ ‎siebie‎ ‎samych‎ ‎i‎ ‎dla‎ ‎zaspokojenia‎ ‎naszej‎ ‎woli‎ ‎niczego‎ ‎nie‎ ‎pragnęli, nic‎ ‎nie‎ ‎mówili‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎czynili;‎ ‎iżbyśmy‎ ‎niczego nie‎ ‎przedsiębrali‎ ‎bez‎ ‎namysłu‎ ‎i‎ ‎mechanicznie, lecz‎ ‎abyśmy‎ ‎wszystko‎ ‎do‎ ‎woli‎ ‎i‎ ‎chwały Bożej‎ ‎odnosili.

 

IV.‎ ‎Powinniśmy‎ ‎naśladować‎ ‎żołnierzy, którzy‎ ‎do‎ ‎prawdziwej‎ ‎wojny‎ ‎przygotowują się‎ ‎i‎ ‎zaprawiają‎ ‎za pomocą‎ ‎ćwiczeń‎ ‎i‎ ‎rewij. Mamy‎ ‎tedy‎ ‎przewidywać‎ ‎możliwe‎ ‎wypadki i‎ ‎wyobrażać‎ ‎sobie,‎ ‎jakoby‎ ‎się‎ ‎istotnie‎ ‎zdarzyły‎‎:‎ ‎a‎ ‎potem‎ ‎należy‎ ‎się‎ ‎tak‎ ‎zachować  ‎i‎ ‎to‎ ‎czynić,‎ ‎czegoby‎ ‎rzeczywiste‎ ‎położenie wymagało.‎ ‎Powinniśmy‎ naśladować‎ ‎pustelników,‎ ‎którzy‎ ‎zachowują‎ ‎ciągłą‎ ‎klauzurę‎ ‎i‎ ‎postanowić‎ ‎sobie,‎ ‎że‎ ‎chcemy‎ ‎stale‎ ‎pozostawać zamkniętymi‎ ‎w‎ ‎samych‎ ‎sobie,‎ ‎jakoby‎ ‎w‎ ‎jakim‎ małym‎ ‎klasztorku,‎ ‎pod‎ ‎kierownictwem naszego‎ ‎króla‎ ‎i‎ ‎mistrza‎ ‎Jezusa‎ ‎Chrystusa, i‎ ‎nic‎ ‎nie‎ ‎czynić‎ ‎bez‎ ‎Jego‎ ‎rozkazu‎ ‎lub‎ ‎pozwolenia‎ ‎Przy‎ ‎każdem‎ ‎mgnieniu‎ ‎oka,‎ ‎po ruszeniu‎ ‎ręką‎ ‎lub‎ ‎nogą,‎ ‎przed‎ ‎każdorazowem wzięciem‎ ‎pożywienia‎ ‎do‎ ‎ust,‎ ‎przed‎ ‎każdem dziełem‎ ‎naszych‎ ‎zmysłów‎ ‎lub‎ ‎władz‎ ‎duchowych‎ ‎poprosimy‎ ‎pierwej‎ ‎P.‎ ‎Jezusa,‎ ‎które mu‎ ‎w‎ ‎komórce‎ ‎serca‎ ‎naszego‎ ‎wyznaczamy celkę;‎ ‎a‎ ‎jeżeli‎ ‎On‎ ‎przez‎ ‎głos‎ ‎czystego i‎ ‎wolnego‎ ‎od‎ ‎złych‎ ‎skłonności‎ ‎sumienia‎ ‎odpowie‎ ‎nam‎ potakująco,‎ ‎natenczas‎ ‎zamierzony‎ ‎uczynek‎ ‎spełnimy.‎ ‎Gdyby‎ ‎zaś‎ ‎kiedy‎ ‎zmysły‎ ‎nasze,‎ ‎wskutek‎ ‎złego‎ ‎przyzwyczajenia, ‎ ‎przekroczyły‎ ‎swoją‎ ‎granicę,‎ ‎natychmiast‎ ‎je znowu‎ ‎do‎ ‎klauzury‎ ‎przywołamy‎ ‎—‎ ‎a‎ ‎przed Mistrzem‎ ‎naszym‎ ‎oskarżymy‎ ‎się‎ ‎o‎ ‎zaniedba nienależytej‎ ‎czujności.‎ ‎

Tym‎ ‎sposobem‎ ‎nauczymy‎ ‎się‎ ‎powoli‎ ‎wszystko‎ ‎mówić‎ ‎i‎ ‎czynić‎ ‎wobec‎ ‎Boga‎ ‎i‎ ‎dla‎ ‎Boga,‎ ‎ku‎ ‎większej Jego‎ ‎chwale,‎ ‎ofiarując‎ ‎mu‎ ‎wszystko‎ ‎w‎ ‎zjednoczeniu‎ ‎z‎ ‎męką‎ ‎i‎ ‎pracami‎ ‎Pana‎ ‎naszego Jezusa‎ ‎Chrystusa.

 

V.‎ ‎Powinniśmy‎ ‎nadto‎ ‎naśladować‎ ‎podróżnych,‎ ‎którzy‎ ‎idąc‎ ‎gościńcem‎ ‎cesarskim, nie‎ ‎zbaczają‎ ‎ani‎ ‎na‎ ‎prawo,‎ ‎ani‎ ‎na‎ ‎lewo‎‎: a‎ ‎chociażby‎ ‎przechodzili‎ ‎około‎ ‎sprzeczających się,‎ ‎plączących‎ ‎lub‎ ‎tańczących,‎ ‎zupełnie‎ ‎na to‎ ‎nie‎ ‎zważają,‎ ‎bo‎ ‎ich‎ ‎to‎ ‎nic‎ ‎nie‎ ‎obchodzi. Tak‎ ‎też‎ ‎i‎ ‎my‎ ‎powinniśmy‎ ‎się‎ ‎wstrzymać‎ ‎od trosk‎ ‎i‎ ‎kłopotów‎ ‎światowych,‎ ‎a‎ ‎jedynie‎ ‎ojczyznę‎ ‎niebieską‎ ‎mieć‎ ‎na‎ ‎oku.‎ ‎Ponieważ zaś‎ ‎podróżny‎ ‎może‎ ‎niekiedy‎ ‎natrafiać‎ ‎na przeszkody‎ ‎i‎ ‎zbytecznie‎ ‎się‎ ‎umęczyć,‎ ‎przeto powinniśmy‎ ‎się‎ ‎starać,‎ ‎abyśmy‎ ‎byli‎ ‎jakoby umarłymi‎ ‎i‎ ‎nieczułymi‎ ‎na‎ ‎to‎ ‎wszystko, co‎ ‎łechce‎ ‎zmysły‎ ‎i‎ ‎mówić‎ ‎z‎ ‎Apostołem‎‎:‎ ‎Żyję‎ ‎już‎ ‎nie‎ ‎ja,‎ ‎ale‎ ‎żyje‎ ‎we‎ ‎mnie‎ ‎Chrystus (Gal.,‎ II.‎ ‎20.), to‎ ‎jest:‎ ‎dla‎ ‎wszystkiego‎ ‎innego‎ ‎jestem‎ ‎umarły,‎ ‎nie‎ ‎czuję,‎ ‎nie‎ ‎uważam‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎troszczę się‎ ‎o‎ ‎nic:‎ ‎lecz‎ ‎kiedy‎ ‎się‎ ‎rozchodzi‎ ‎o‎ ‎sprawę Chrystusową,‎ ‎jestem‎ ‎żywy‎ ‎i‎ każdej‎ ‎chwili gotowym‎ ‎do‎ ‎działania.‎

‎Wreszcie‎ ‎abyśmy doszli‎ ‎do‎ ‎doskonałego‎ ‎umartwienia,‎ ‎mamy nie tylko‎ ‎być‎ ‎umarłymi,‎ ‎ale‎ ‎i‎ ‎ukrzyżowani dla‎ ‎świata,‎ ‎jak‎ ‎powiada‎ ‎tenże‎ ‎sam‎ ‎Apostoł: Mnie‎ ‎świat‎ ‎jest‎ ‎ukrzyżowan,‎ ‎a‎ ‎ja‎ ‎światu (Gal. VI. 41.). Wszystko‎ ‎bowiem,‎ ‎co‎ ‎świat‎ ‎miłuje,‎ ‎powinno‎ ‎być‎ ‎dla‎ ‎nas‎ ‎krzyżem,‎ ‎a‎ ‎więc,‎ wszystkie rozkosze‎ ‎cielesne,‎ ‎zaszczyty,‎ ‎bogactwa‎ ‎i‎ ‎próżne‎ ‎pochwały‎ ‎ludzkie:‎ ‎co‎ ‎zaś‎ ‎świat‎ ‎krzyżem‎ ‎nazywa,‎ ‎to‎ ‎nam‎ ‎powinno‎ ‎być‎ ‎miłem, do‎ ‎tegośmy‎ ‎przylgnąć‎ ‎i‎ przywiązać‎ ‎się‎ ‎powinni;‎ ‎jest to‎ ‎wszystko‎ ‎wprawdzie‎ ‎przykre i‎ ‎bolesne‎ ‎dla‎ ‎ciała‎ ‎i‎ ‎krwi,‎ ‎ale‎ ‎większe‎ ‎boleści‎ ‎przecierpiał‎ ‎dla‎ ‎nas‎ ‎Jezus‎ ‎Chrystus, nasz‎ ‎król,‎ ‎a‎ ‎przez‎ wiele‎ ‎utrapień‎ ‎mamy wejść‎ ‎do‎ ‎królestwa‎ ‎Bożego.

 

FENIKS ODRODZONY, CZYLI ĆWICZENIA DUCHOWNE. KARD. J. BONA

 


Pisma ascetyczne kardynała Jana Bony. I, Feniks odrodzony czyli Ćwiczenia duchowne.  Tarnów, 1891.

 


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Jedna odpowiedź do „Feniks odrodzony, czyli Ćwiczenia duchowne. Kard. J. Bona – XII. O‎ ‎umartwieniu‎ ‎zewnętrznym‎ ‎i‎ ‎wewnętrznym”

  1. Awatar Zbyszek
    Zbyszek

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Zbyszek Anuluj pisanie odpowiedzi